Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Goszka

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2011 - 20:19
Ostatnio: 14 kwietnia 2015 - 13:44
Gadu-gadu: 3563781
  • Historii na głównej: 36 z 77
  • Punktów za historie: 34849
  • Komentarzy: 473
  • Punktów za komentarze: 3406
 
zarchiwizowany

#27299

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Autobusy miejskie po raz kolejny...
Czwartek, ósmy marca, Lublin, ul. Zana. Godzina: około 20.00. Czekałam spokojnie na przystanku, kiedy podjechał autobus. Spostrzegłam, że biegnie do niego para, matka i syn. Kiedy już dobiegali, kierowca zamknął drzwi i najprawdopodobniej skoncentrował się na włączaniu się do ruchu, bo nie otworzył drzwi, mimo iż oboje naciskali „ciepły guzik”.
Syn zaczął więc walić pięścią w drzwi, a potem w nie kopnął, ruchem wyraźnie stylizowanym na Chucka Norrisa. Tymczasem matka wydzierała się:
Tak, dołóż mu, synu, dołóż! Mocno! Drzwi nie otworzy, chamidło! Opony takiemu poprzebijać! Autobus zarysować! Niech by popamiętał!


Wtem pojazd zaczął ruszać... syn kopnął raz jeszcze drzwi, dopingowany wrzaskami mamuśki. Potem oboje jeszcze długo, nie przebierając w słowach, komentowali, jaki to kierowca okazał się chamski...

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (46)
zarchiwizowany

#26386

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Głupota bywa czasem iście piekielna.

Około 30, może 40 lat temu dziadek, już niezyjący, nabył prawdziwe cudo techniki: motorower. Głucha wieś, mało kto posiadał coś takiego, więc zainteresownie sprzętem było ogromne. Problemem zdawalo sie jedynie to, ze dziadek nie umial na tym „cudzie” jezdzic. Stwierdzil więc, przywiozłszy rzecz do domu na wozie, ze nauczy się sam. I sprobowal...

Spokoj ktoregos niedzielnego popoludnia zaklocil przerazliwy krzyk, z którego dalo się wychwycic jedynie zdanie: łapcie mnieeee! - i oto, straszac wioskowe krowy, przez droge pedzil dziadek, który opanowal wprawdzie sposob na prowadzenia zabojczej maszyny, ale sztuki zatrzymywania się już nie. Jechal dość wolno, na tyle, ze biegla za nim spora część rodziny i sasiadow, udzielajac rad (skacz, Stasiek, skacz!) lub lamentujac (łooo Jezu, Stasiek, Stasiek się zabije, co my teraz zrobimy, łoo Matko Boska!). Dziadek wjechal w koncu do czyjegos ogrodu i zaczal jezdzic w kołko, przekonany, jak pozniej tlumaczyl, ze kiedys wyczerpie się paliwo i motorower sam stanie. I pewnie tak by było... gdyby nie to, ze dziadek, czy to z przerazania, czy może z jakichs innych powodow, nie zboczyl ze swojego kolka i nie wjechal w stodole. Nie swoja stodole.

Motorower się przewrocil, kierowca tez, przybiegli zaaferowani sasiedzi, zobaczyli bladego dziadka z zamknietymi oczyma.
- Stasiek nie zyje !!!!!!!!!!!! Staśka zabiło! - rozlegly się lamenty
W tym momencie domniemany zmarly otworzyl oczy
-Zabiło mie – powiedzial tragicznym glosem.


I zemdlal.

Epilog:
motorower sprzedano. Dziadek nigdy w zyciu nie wsiadl do zadnego pojazu mechanicznego, ktory musialby poprowadzic sam. Dziadek został tez oficjalnie wyklety przez sasiadke, której krowa, przez traumatyczne doswiadczenie bycia sploszona, miala jakoby mleko stracic

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (230)
zarchiwizowany

#25809

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
nauki przedmałżeńskie. Ksiądz pod niebiosa wychwala jedną z parafianek, która chodziła do kościoła do końca ciąży (wg jego relacji wróciła ze świątyni i zaczęła rodzić w domu), potem inną, która dwumiesięczne dziecko przynosiła na msze podczas lutowych mrozów. Na koniec zaś pada zdanie:

- bo, drogie panie, ciąża to nie choroba! Nie trzeba się tak przejmować! A niektóre to tylko w ciążę zajdą i od razu leżą...

tak, oczywiście. Wszystkie symulują, żeby spędzać cały czas w łóżku albo w szpitalu.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (202)
zarchiwizowany

#25499

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nawiązując do rozmaitych historii damsko-męskich, które pojawiły się tu ostatnio, pragnę dodać też coś od siebie. O metodach podrywu.
Noszę duże okulary, ubieram się na czarno, bez dekoltów, mini i biżuterii. Pracuję jako niania i korepetytorka, więc moje stroje są najzupełniej niewyzywające.

Sytuacja pierwsza, czerwiec roku ubiegłego. Obok miejsca, gdzie wynajmowałam pokój, znajdowały się domy rodzin romskich. Znałam z widzenia chlopaka, mniej więcej 25-letniego. Któregoś popołudnia, gdy śpieszyłam do pracy, on był na baklonie; zobaczywszy, że idę, zbiegł po schodach, wybiegł z podwórka, dogonił mnie i zaczął rozmowę. Na początku wspomniał, że chyba mieszkam w domu obok, że mnie często widuje. Potem dodał, że ostatnio oglądał film; niestety, wypadło mu z głowy, jaki nosił tytuł. I pointa:
- a wiesz co? Może byś wpadła do mnie wieczorem i została na noc, to byśmy razem ten film obejrzeli?

Sytuacja druga, lipiec. Zajmowałam się póltoraroczną dziewczynką nad Zalewem Zemborzyckim. Siedziałam pod drzewem, karmiąc ją, kiedy przysiadł się do nas pewien mężczyzna, jak mi się wydaje, lekko nietrzeźwy.
- o, proszę, jaka młoda mama, a jak ślicznie sobie radzi z córeczką. Śliczne dziecko, śliczne...
- nie jestem mamą małej – odpowiedziałam
- no, no, no, ładnie to tak? Dziecka swojego się wypierać? Pewnie bez tatusia, bo obrączki, widzę, nie masz...
- proszę nas zostawić! - powiedziałam stanowczo. Nie mogłam wstać i odejść (wózek, pieluchy, zabawki, otwarte jedzenie i sok, a na dodatek mała, zupełnie nieskora do współpracy), wzywać pomocy też nie chciałam – wciąż liczyłam na opamiętanie.
- ale nie tak ostro... ja to bym chetnie związał się z kimś, kto ma już dziecko takie odchowane. Ileż to kłopotu człowiek sobie oszczędza. Ale nie tak od razu... musiałabyś mi parę razy dac, żebym zobaczył, czy warto...

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 212 (240)
zarchiwizowany

#24057

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, którą chcę opisac, ciągnie się już od grudnia. I zakonczenia nie widac.

Otoz mój Mily ma (mial) grupe znajomych. Takich naprawdę bliskich. Dwoch braci i parę. Z biegiem czasu para się pobrala.

Ona. Mlodsza ode mnie o 3 lata (ja mam 24). Nie studiowala, pracowala tez niewiele, utrzymywali ja rodzice, potem partner. Ulubione zajecia: facebook, gra na komputerze, ASG. Niezbyt inteligentna, ale nieszkodliwa. Troche zarozumiala, ale w granicach normy. Tak o niej myslalam. W krotki czas po slubie zaszla w ciaze. Była chyba w 3. miesiacu, kiedy w ciaze zaszlam ja. Dodam, ze oni mieszkaja w Elku, my w Lublinie.

Sylwester planowali spedzic u siebie, ale Mily mój zproponowal, zeby przyjechali. Zgodzili się. Maz odstawil dziewczyne w swieta do rodzicow, do Lublina, potem wrocil do Elku (pracowal pomiedzy Swietami a Sylwestrem).

Wtedy ja ciaze stracilam. Przezylam to dość mocno, komplikacje odczuwam do dzis. Kiedy już wyszlam ze szpitala, nie mialam ochoty na zadnego sylwestra – tym bardziej w grupie, gdzie mialy być tez dwie inne ciezarne. Poinformowalam o tym owa dziewczyne, tuz po Swietach – ze ja na pewno nie ide, a Mily się waha – w koncu byli to jego przyjaciele, a ja nie robilam mu problemow z tego, ze wyjdzie sam. Powiedzialam przy okazji, ze w lutym slub się nie odbedzie, a pobierzemy się w czerwcu, kiedy już na pewno dojde do siebie.

Czego ja nie uslyszalam... ze jej zepsulam sylwestra! Ze ona specjalnie przyjechala! Ze czemu jej nie powiadomilismy wczesniej! Ze jak mój Mily mogl! Ze slub w czerwcu, gdy ona rodzi? Toz to zamach na nia! Przeciez ona na weselu powinna być!

Nie mialam sil dyskutowac, Mily powiedzial jej dość ostro, co o tym mysli. W zamian uslyszal, ze jestem niepowazna, dwulicowa, ze co innego mysle, co innwego mowie... nie skomentowal tego, na sylwestra nie poszedl, dziewczyny mial dość.

Co się dalej dzialo.... dziewczyna opowiadala wszem i wobec, jak to my ja pokrzywdzilismy. Ze ona specjalnie dla nas przebyla taki kawal drogi. Jaka ja jestem straszna, i jak opetalam Milego. Malo tego: KAZALA mezowi nie odzywac się do nas, KAZALA mu wybierac: ona albo my. I znow to samo: ze wesele w czerwcu, ze zmarnowany sylwester. Pozostalym przyjaciolom opowiadala cuda – niewidy, az, nie mogac tego wytrzymac, powoli probowali jej przekazac, ze nie chca rozbijac paczki przez nia. Do wiadomosci nie przyjela.

Dużo bym dala, zeby zrozumiec jej intencje...

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (262)
zarchiwizowany

#23890

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczoraj. Wieczor, ok.19.00. Jestesmy z Milym w domu, lezymy, gra muzyka (naprawdę niezbyt glosno), bawimy się z kotem: rzucamy mu pluszowa zabawke, on biega i przynosi. Nagle sielanke przerywa dzwonek do dzwi. Mily otwiera, za chwile do mieszkania wpada jakas obca kobieta i zaczyna wrzeszczec. Ze jest wkur....wkurzona. Ze jak my się zachowujemy. Ze takiej gamy dzwiekow nie slyszala od dawna. Ze ja krzycze i wrzeszcze (doprawdy?), ze jestesmy niewychowani. Ze za glosno się kochamy (uzyla troche innego slowa, ale najsmieszniejsze jest, ze ja po poronieniu i zabiegu lyzeczkowania macicy nie moge uprawiac seksu – nie wiem, co i czy w ogole kobieta cos slyszala, sadze, ze po prostu wrzeszczala, co jej przyszlo na mysl). Ze w butach chodze po mieszkaniu (tak, racja, powinnam zakladac swoje zupelnie plaskie kozaczki na klatce, a może na dole w ogole). Ale to, co uslyszelismy na koncu...
- ja to na policje zglosze! Ja do administracji pojde! A panstwa kot to w ogole za glosno biega! Ja w nocy spac nie moge!

Umarlam. Kot jest mlody, lekki, ma obcinane pazurki... nie wierze, ze można go uslyszec z mieszkania na dole. A gdybym miala dziecko, które placze kilka razy w ciagu nocy? Wielkiego psa z nieobcietymi pazurami?

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 265 (297)
zarchiwizowany

#23316

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
pracuję jako niania. Rzecz działa się na początku września.

Zabieram małego z przedszkola, po drodze wstępuję po starszą pociechę do szkoły i prowadzę całe towarzystwo do domu. Chłopiec lubił sobie jednak uatrakcyjniać podróże – w busie np. udawał, że leci w kosmos i ja jestem kosmitą, który go oprowadza, w drodze, że przemierza pustynie (bardzo dużo mu czytamy). Tym razem, zafascynowany Zygzakiem i Złomkiem, był samochodzikiem, a ja miałam go holować do domu. Wzięłam więc małego za łapkę i zaczęłam ciągnąć. On tymczasem wydawał jakieś odgłosy, pewnie zepsutego samochodu.

Zauważył to jakiś straszy pan, idący za nami dłuższą chwilkę.

- a coż to za niegrzeczny chłopczyk – zagadał pan – ależ ty nieładnie idziesz, mamie robisz klopot
- alez to żaden klopot, my się tylko tak bawimy – odpowiedzialam z usmiechem.
- zobaczysz – kontynuowal pan – jak nie będziesz grzeczny, to przyjde w nocy i cie zabiore. Albo teraz! Chodz ze mna!
Tu się zdenerwowałam. Jak można powiedzieć dziecku, które parę dni temu skończyło pięć lat, że się po nie przyjdzie w nocy? Zaraz jednak zauważyłam, że pan, mijajac malego... wyciaga do niego rękę i usiłuje go wziac za druga, wolna lapke!
Dziecko wczepilo się we mnie, pan zaczal się smiec
- nie, proszę pana – powiedzialam tak spokojnie, jak tylko się dalo – nie oddam ani panu ani nikomu chlopca, a i pan nie przyjdzie do niego w nocy i nikt, nikt na calym swiecie nie ma prawa go zabierac z domu. Prawda? - wywarczalam, chcac, zeby powiedzial, ze faktycznie zartowal i zeby nie fundowac malemu klopotow ze snem.
Pan się jednak tylko smial dalej i … poszedl.
Przez cala droge do domu tlumaczylam, ze nikt obcy nie może wejsc do domu, ze furtka, klucze, alarm, rodzice, ze nigdy nie oddam malego nikomu i ze wszyscy bardzo go kochaja.

Dziekuje za spotegowanie w dziecku lekow, które i tak pieciolatek ma zwykle niemale.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (297)
zarchiwizowany

#22628

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pochodzę z małej wioski. Tam tradycją są środowe targi, gdzie można kupić praktycznie wszystko: od żywności, przez rzeczy codziennego użytku, aż do żywego prosiaka.

Bardzo często pojawiają się na tym targu Romowie. Zdarzyło się pewnego razu, juz jakiś czas temu mojej mamie przez jednego z mężczyzn być oszukaną. A było to tak: mama kupowała coś, zapłaciła i chciała odejść, kied zaczepił ją młody Rom. Poprosil, by zamienila mu 100 zł na drobne. Początkowo mama twierdziła, że nie ma i próbowała odejść, on jednak nie ustępował, szedł za nią i nagabywał o zamienienie. W końcu mama uległa. Wysupłała z portfela 100 zł, Rom dał jej zwitek dziesięcizłotówek, wyszarpnął banknot z jej ręki, i zaczal odchodzic

Mamuś przeliczyła pieniądze, okazało się, że brakuje 20 złotych. Ruszyła więc szybko za oddalającym się Romem.
- proszę pana, proszę pana, pan mi nie dodał 20 złotych! - krzyczała
Rom jednak nie reagował, przeciwnie, przyspieszył kroku. Mama również przyspieszyła, dogoniła do, schwycila za rekaw.
- niech pan mi odda pieniadze!
- ale jakie pieniadze, czego pani chce?
- ty już wiesz, czego, oddawaj!
- zadnych pieniedzy nie mam, czego chcesz, kobieto?

Mama nie ustepowała. Trzymała go i zaczeła krzyczec cos o oszustach. On się bronil i probowal oswobodzic reke. A ze miasteczko male, wszyscy się znaja, ktos się w koncu krzykiem zainteresowal.
- co się dzieje, Lucyna? - zapytal sasiad, podchodzac do mamy, wciąż szamoczacej się z Romem

I nie wiem, czy postura sasiada, czy fakt, ze ludzie zaczeli zwracac uwage na te szarpanine, czy jeszcze jakieś inne czynniki wplynely na to, ze Rom wyciagnal z kieszeni 20 zlotych, pogardliwie podal je mamie, i odszedl z miejsca zdarzenia...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 25 (57)
zarchiwizowany

#22457

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję dorywczo jako niania. W dniu, o którym mówię, miałam za zadanie odebrać dziecko z przedszkola, złapać rzadko jeżdżący bus do Świdnika i odstawić malucha do domu. Pech jednak chciał, że wyszłam z domu zbyt późno, a musialam jeszcze dorobić klucz do mieszkania. Wpadam więc jak burza do serwisu oferujacego tę usługę. Dobre wieści, przede mną tylko dwie panie.

Ta stojąca przy ladzie kopiowała klucze. I zadawała pytania. A czy aby na pewno to dokładna kopia. A bo jej ktoś kiedyś klucz odbił i się drzwi potem nie otwierały. A może jeszcze tamto kółeczko do klucza poproszę... nie, nie to, tamto drugie.

Czas mijał. Spytałam więc grzecznie pani stojącej przede mną, czy mnie nie przepuści, bo muszę czterolatka odebrac z przedszkola i...
- nie, k......, nie przepuszczę! - usłyszałam. - ja jeszcze młodsze dzieci niż pani same w domu zostawilam, no! Ja teraz odbijam klucz! - i ustawila się tuz za pania obslugiwaną, chyba żebym się jej w kolejke nie wpechnęła przypadkiem.

Wiem, że najłatwiej wychowuje się cudze dzieci, i najlatwiej daje się rady... ale ile te maluchy miały lat? I czemu zostawiła je same? I na jak długo...?

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (57)
zarchiwizowany

#20486

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wiecie, w jaki sposób na jednym z lubelskich osiedli sąsiedzi płoszyli ludzi, parkujących na nieswoich podwórkach? Ano bardzo prosto: zrzucało się na maskę trochę mokrego chleba, bułek… przyfruwały głodne gołąbki i sprawiały, że lakier tracił swoją jednolitość. I delikwent nigdy już tam nie zaparkował, na pewno.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (253)