Profil użytkownika
LadyMakbet
Zamieszcza historie od: | 24 maja 2011 - 18:39 |
Ostatnio: | 17 października 2017 - 22:44 |
- Historii na głównej: 14 z 15
- Punktów za historie: 3214
- Komentarzy: 67
- Punktów za komentarze: 601
Zamieszcza historie od: | 24 maja 2011 - 18:39 |
Ostatnio: | 17 października 2017 - 22:44 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@Adriana: 100% racji. Byłam po prostu za młoda i za mało wyszczekana. Za to, szczerze mówiąc, nauczka mi się przydała. Już więcej takiego błędu nie popełniłam.
@Morog: Rzecz właśnie w tym, że to nie byli tzw. "etatowi zasiłkowcy", wtedy może by mnie coś tknęło odpowiednio wcześniej. Mamie tej Asi naprawdę należałby się Oskar za grę aktorską. Z kolei ojciec pracował u lokalnego "byznesmena", który był znany z tego, że co prawda nie płacił głodowo, ale za to tylko wtedy, kiedy akurat mu pasowało albo kiedy sobie przypomniał.
Najbardziej "lubię" takie panie (nie wiedzieć czemu mężczyźni robią to o wiele rzadziej), które ślinią palce, tymi obślinionymi paluchami otwierają sobie foliową torebkę, a potem tą samą łapą, oczywiście bez żadnej rękawiczki, wybierają pieczywo.
@NiebieskyPL: Hmm... "czajnika filcem nie obłożę" - a próbowałeś? :D Może trzeba było wykazać odrobinę dobrej woli dla pani sąsiadki...;) A tak poważnie - na studiach wynajmowałam mieszkanie w takim typowym PRL-owskim bloku i tam faktycznie wiele rzeczy było słychać. Współlokatorka kiedyś krzyknęła do mnie z łazienki "która jest godzina?" a sąsiad z piętra wyżej jej odpowiedział... Co nie zmienia faktu, że bez przesady - normalne codzienne czynności, takie jak Twoje robienie herbaty, nie powinny nikomu przeszkadzać.
Też miałam kiedyś taką sąsiadkę. Mieszkała pod moim studenckim lokum. Pewnego dnia zawezwała w trybie pilnym właścicielkę mojego mieszkania (na szczęście kobieta w porządku) i zażądała, żeby wszystkie sprzęty w domu ( w tym odkurzacz i nasze kapcie) podkleić filcem, bo jej przeszkadza, jak chodzimy po kuchni i odsuwamy krzesła.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 19 sierpnia 2016 o 19:51
@menevagoriel: http://www.lesko.pl/FCK/image/000-2013/03-05_odpady/odpady3.jpg My dostaliśmy takie broszurki.
@Grav: Nie wiem, jak jest w tym przypadku, ale sama kiedyś pracowałam w sklepie i u nas manko "na plus" było jeszcze gorzej traktowane, niż "na minus", bo dla centrali to znaczyło, że oszukujemy klientów. Lepiej więc było wydać o dwa grosze za dużo niż o grosz za mało.
@Karysu: Uprzedzałam, że historia w historii ;) To się chyba nazywa narracja szkatułkowa. :)
Niektórym ludziom się wydaje, że śmieci rzucone gdziekolwiek potem same magicznie znikają. Bo przecież ona nie chciała, żeby trawnik był zaśmiecony, tylko chciała pozbyć się śmiecia - a wg niej to zapewne dwie różne rzeczy. Z ciekawości - kojarzysz, czy ci ludzie mieszkają w tym bloku, czy raczej przyszli do kogoś w odwiedziny? Logika podpowiada, że to drugie, bo o swoją okolicę raczej się dba... ale na "Piekielnych" nic mnie już nie zdziwi ;)
@Candela: Świetny komentarz :) Swoją drogą ja nie pokusiłabym się o używanie kosmetyków zupełnie obcej osoby, nie mówiąc już o ich kradzieży... To prawie tak, jakby zabrać komuś szczoteczkę do zębów.
@timoov: Niekoniecznie... jeżeli wspólnota ma zarząd, to może też mieć prezesa. Przynajmniej u mnie tak jest (przed chwilą specjalnie to sprawdziłam, żeby Cię nie wprowadzić w błąd). Ja z kolei trochę rozumiem tę piekielną kobietę - bo gdyby mnie ściana w domu zaczęła grozić nagłym zawaleniem, to pewnie też domagałabym się natychmiastowej reakcji i guzik by mnie obchodziło, że ktoś tam jest akurat w terenie...
Trzymam kciuki. Daj znać, jak poszło z kawalerką.
@Pixi: ja też zaznaczyłam, że nie pomagam w transporcie. Potem potwierdziłam to jeszcze przez telefon. Jak widać nie wystarczyło... :/
@Maelstrom, @Pixi Macie rację. Jak to mówią, "mądry Polak po szkodzie". Drugi raz nic za darmo nie oddamy. Powyższą historię opowiedziałam koleżance z pracy i okazało się, że sama miała podobną, a może jeszcze bardziej piekielną. Chyba ją osobno opiszę, bo jest ciekawa...
Podobnie jak w Twoim przypadku, ja też jestem jedynym kierowcą w rodzinie. I zwykle podwożę różnych "krewnych i znajomych królika", bo uważam, że to świadczy o mnie, nie o nich. Oczywiście nie mówię o sytuacjach skrajnych, kiedy ktoś dzwoni po mnie jak po taksówkę, nie zważając na moje plany (a i tak bywało). Fakt, że ciotka zachowała się nieelegancko, ale z drugiej strony Wy też nie. Zawsze można było po prostu grzecznie odmówić.
@mooz: Otóż to! Taki tekst ze strony niedoszłego pracodawcy sugeruje, jakoby kandydat był co najmniej specjalistą NASA od zdalnego naprawiania sond na Marsie, a ja miałam po prostu skończone studia i przepracowane pół roku w zawodzie. Kierunek studiów też nie Bóg wie jaki.
@luska: Zgadzam się z każdym słowem. Oprócz pensji brutto media najchętniej podają jeszcze, że wykonawcy danego zawodu dostają nie wiadomo ile dodatków i premii... ale o tym, że każdy z tych dodatków to 10-20 zł brutto, łącznie zwykle mniej niż 100 na rękę, to już cicho sza.
@jalkavaki: Staram się. "Panie z okienka" mam przemiłe, listonosza chyba nigdy nie spotkałam, bo jest skubany nieuchwytny jak duch ;). W każdym razie żadna piekielność mnie z jego strony nie spotkała.
Media chętnie się karmią takimi informacjami, widocznie mają jakiś cel w szczuciu na siebie różnych grup społecznych. Kilka razy w roku słyszy się, że listonosze/pielęgniarki/nauczyciele/kolejarze/ktokolwiek (niepotrzebne skreślić) dostali zawrotne podwyżki. Tylko jakoś nikt nie mówi, że (tak jak u Ciebie) aby dać np. 150 zł, najpierw zabiera się dodatki w wysokości 300 zł albo dokłada obowiązków. Pozdrawiam :)
Zdziwiłabyś się z tym schabowym;) A tę uwagę dodaje się zwykle po to, żeby zwrócić uwagę czytelnika na jakiś pozornie nieistotny szczegół, który potem odegra znaczącą rolę... choć powyższa historia nie jest tu akurat najlepszym przykładem.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 11 czerwca 2011 o 17:37
Może było przeterminowane i "kultury bakterii" chciały się wydostać ;)
To by się nadawało na osobną historię. Dobre :)
@vfm - pewnie, że się zdarza. Ja tak mam najczęściej z piosenkami... pamiętam dwa słowa refrenu i zachodzę w głowę, co to za utwór :) Jednak nie oczekuję, że sprzedawca będzie mi czytał w myślach. Za mojej pracy w E. hitami były wizyty klientów w dziale muzyki: np. podchodził facet do sprzedawcy, nucił "lalala na na na" i kazał biedakowi znaleźć płytę z tym właśnie utworem. ;)
Historia ciekawa, ale następnym razem błagam o przecinki...
Już od dłuższego czasu tam nie pracuję, ale rada przednia :)