Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Skarpetka

Zamieszcza historie od: 3 stycznia 2012 - 0:23
Ostatnio: 12 grudnia 2017 - 19:43
O sobie:

Na Piekielnych lubię się... odstresować :)

  • Historii na głównej: 83 z 87
  • Punktów za historie: 38049
  • Komentarzy: 340
  • Punktów za komentarze: 2978
 

#29283

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Starszy syn mojej chrzestnej ma 18 lat, młodszy - 13. Ja mam nieco więcej, studiuję sobie w Dużym Mieście, w międzyczasie relaksując się w pracy od 9 do 17. ;) Tak się dziwnie złożyło, że ciocia jest nauczycielką, co naświetli chyba powód mojej irytacji w pierwszej części historii.

Odkąd młodszy z chłopaków poszedł do gimnazjum, średnio raz w tygodniu ciotka wydzwaniała do mnie, abym pomogła mu odrobić pracę domową... czyli podyktowała przez telefon odpowiedzi ("W końcu studiujesz filologię!"). Nieważne, czy jechałam tramwajem, byłam ze znajomymi na piwie czy w pracy - odpowiedź ma być na już! A pytania były i kuriozalne - co oznacza takie a takie słowo, podać definicję czegoś tam - i wymagające dłuższej odpowiedzi pisemnej. Wszelka odmowa napotykała na mur oburzenia i biadolenia, wypominania prezentów gwiazdkowych, czasem zaś brania na litość. Nie odmawiałam więc, cierpliwie znosząc te ataki niewiedzy, mając w pamięci "obrażalność" ciotki; a i chłopca mi było żal, bo jest lekko opóźniony i nie radzi sobie w szkole (a ciotka nie raczy się nim zająć, bo "wyrośnie").

Przegięła jednak ostatnio. Starszy syn ma mieć przeprowadzaną dość poważną operację, która przed samym zabiegiem wymaga jeżdżenia na regularne kontrole. Jeździli więc z nim co miesiąc z mojej Mieściny do miejscowości pod Dużym Miastem.

Pewnego niedzielnego wieczoru odebrałam telefon od Ciotki, w którym stwierdziła, cytuję: "Skarpetko, nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale w środę o 15 masz odebrać Jasia z PKS i zabrać go do lekarza do X, bo ja jestem chora i nie mogę jechać", koniec cytatu. Przypomnę, że Jasio lat ma 18, a uzupełnię tym, że z PKS do miasteczka jedzie się 1 tramwajem do pętli i 1 autobusem z pętli - cały czas w linii prostej.

Wyjaśniam ciotce - że pracuję, że tam się jedzie prawie godzinę, nie wiadomo, ile będzie trzeba czekać na lekarza, że potem mam seminarium i po prostu nie mogę. Usłyszałam wybuch oburzenia, że jak to własnej rodzinie nie pomogę?!, w tle zaś nieśmiałe wtrącenia Jasia, że przecież ma 18 lat i umie wsiąść w tramwaj...

Skończyło się tym, że Jasia zgodził się odebrać, zawieźć do miasteczka i odstawić na PKS mój chłopak. Ja zadzwoniłam do ojca i do babci mówiąc, że nie życzę sobie ani traktowania mnie w ten sposób, ani używania mnie jako komputerka do odrabiania lekcji.

Na linii ciotka-ja zapadła cisza, dość złowieszcza. Miesiąc po aferze, przy wielkanocnym stole, nie odzywała się do mnie nadal, jajkiem też się nie podzieliła... Jakoś nie żałuję, tylko jej synów szkoda. ;)

Radosna rodzinka

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 677 (731)

#27518

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejne objawienie Ojca Roku na Piekielnych!

Weekend spędziłam u rodziny. Spałam w pokoju kuzynki, razem z nią - ona na materacu, ja na łóżku. Zaobserwowałam dość dziwny zwyczaj - kuzynka wszystkie drobne rzeczy, które zdjęła (skarpetki, itp.) od razu pakowała do woreczka na pranie, a ten chowała w szafce między rzeczami typu koce i poszewki.

Może i bym się nad tym nie zastanawiała, gdyby nie to, że z łazienki przyniosła zapakowane w foliowy woreczek zawiniątko... definitywnie podpaskę. Schowała ją tam, gdzie pranie i szybko wskoczyła pod koce (jest niesamowitym zmarzluchem - nie ma mowy, żeby założyła krótkie spodenki, gdy jest mniej niż 27-30 stopni).

Wypytałam ją, o co chodzi - a odpowiedź zwaliłaby mnie z nóg, gdybym już nie leżała.

Aby historia była w pełni zrozumiała, muszę dodać mały szczegół architektoniczny. Wujostwo mieszka w piętrowym domu z piwnicą. Na piętrze są sypialnie i duża łazienka, na parterze salon, kuchnia i gabinet, w piwnicy - pralnia.

Przede wszystkim mój wujcio, a ojciec kuzynki, jest człowiekiem dość... apodyktycznym. Kiedy raz coś sobie ubzdura lub przyjmie to za dogmat, nie ma siły, która zmieniłaby jego zdanie. Dlatego też nie pozwolił na zainstalowanie w łazience czy pokojach na piętrze... koszy na śmieci i pranie ("bo będzie syf i śmierdzi"). Z każdym papierkiem czy chusteczką higieniczną trzeba schodzić do kuchni na parterze, a z praniem - do pralni.

Kuzynka, jak wspominałam, jest zmarzluchem. Po wyjściu spod prysznica najczęściej skarpetki i bieliznę zabierała ze sobą do pokoju, a wynosiła je do pralni rano, żeby nie biegać mokra po domu; podpaski zwyczajem pewnie wielu kobiet pakowała w dość schludne zawiniątka z papieru toaletowego czy ręczników papierowych - i zostawiała za sedesem, aby znieść rano do śmietnika na parterze.

Jej ojcu bardzo, ale to bardzo się to nie podobało. Jak postanowił zaradzić sytuacji? Rano, kiedy wychodził do pracy, a wszyscy domownicy spali - kładł znalezione zawiniątka i skarpetki (podkreślam - zużyte) na poduszce i twarzy śpiącej dziewczyny. Nie chcę sobie wyobrażać, jak miło jest się obudzić z takim "prezentem". Po wielu awanturach kuzynka zaczęła pakować te rzeczy w woreczki - bo na kosze na śmieci pozwolenia nadal nie było.

To jedna z metod wychowawczych mojego wujka, o której słyszałam. Ot, kochany tatuś...

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 859 (937)

#25572

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedługa historia o nadgorliwości urzędów - znam ją z opowieści rodziców.

Kilka lat temu mój brat, wtedy dwunastolatek, spowodował kolizję. W sumie "kolizja" to za dużo powiedziane - szalał na rowerze, zjeżdżał z górki, nie wyhamował i wjechał w zaparkowany w osiedlowej uliczce samochód. Uszkodzenia jakieś były, wgnieciony błotnik, porysowana maska itp. - właściciel wezwał policję, ci rodziców, spisano brata i sprawa trafiła... do sądu rodzinnego. Czemu - nie wiem, nie znam się; dość, że właściciel auta wycofał pozew, gdy wszelkie koszta napraw zostały już pokryte.

Meritum sprawy jest to, że w naszym domu przez niemal rok co miesiąc gościł... kurator. Pani z kuratorium podobno obejrzała każdy pokój, sprawdziła, czy jest kurz, jak czysta jest pościel na każdym łóżku, ile metrów ma pokój brata i czy chomik ma zmienione trociny... Żeby było śmieszniej, przeprowadzono także wywiad w podstawówce Młodego: z psychologiem szkolny, wychowawcą, nauczycielami na temat Młodego rozwoju, zachowania i stopni (a dzieciak zawsze był wyszczekany, więc i wywiad nie wypadł tak dobrze, jak pani kurator by chciała).

I tak się zastanawiam: wiadomo, że lepiej na zimne dmuchać i interesować się dziećmi z rodzin, które mogą być patologiczne, ale czy wjechanie rowerem w samochód (płot/drzewo/inny rower) to już powód, aby rodzina znalazła się pod nadzorem kuratorium?

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 504 (556)