Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Ursueal

Zamieszcza historie od: 3 września 2016 - 3:27
Ostatnio: 15 lutego 2024 - 20:18
  • Historii na głównej: 74 z 83
  • Punktów za historie: 16370
  • Komentarzy: 296
  • Punktów za komentarze: 2348
 
[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
29 października 2016 o 20:01

Kupiłam tam kiedyś długopis, zakleili pękniętą nakrywkę. W obsłudze klienta usłyszałam, że musi mi się nudzić w życiu, skoro chcę reklamować długopis za 2 zł. Od tamtej pory staram się tam nie kupować.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
29 października 2016 o 19:53

@karolciaaa: Student nie wie, a w papierach z uczelni nie ma ani nazwiska, ani kontaktu, jest tylko wpisane "Opiekun Praktyk". I wcale nie jestem zdziwiona tym, że student nie wie. Byłabym zaskoczona, gdyby wiedział, bo 1) opiekun praktyk też nie wiedział, że jest jego opiekunem 2) na wydziale, na którym student studiuje jest 4 opiekunów, każdy od innych praktyk - żaden nie chciał mi powiedzieć, czy ma w tym roku praktykantów albo czy miał ich u nas w zakładzie 3) wystawiający umowy dziekanat nie potrafi powiedzieć, z kim powinnam rozmawiać o honorowaniu podpisywanych przeze mnie dokumentów - "jest po wakacjach i to się mogło zmienić" 4) sekretariat ds. dydaktycznych nie udziela żadnych informacji, bo kobieta odbierająca telefon pracuje tam miesiąc i niczego jeszcze nie wie. To ostatnie akurat świetnie rozumiem i do niej pretensji nie mam. Jestem pewna tylko tego, że po stronie firmy opiekunem praktyk jestem ja. I muszę sobie z tym poradzić.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
29 października 2016 o 19:39

@kaede: Podpis jest ważny, ale papier ważny już nie jest, jeżeli go nie opieczętuję imienną pieczątką z nazwą stanowiska. Której nie mam. Student się z tego nie wytłumaczy, to powinna zrobić firma. Czyli, niestety, ja.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
Komentarz poniżej poziomu pokaż
Komentarz poniżej poziomu pokaż
Komentarz poniżej poziomu pokaż
Komentarz poniżej poziomu pokaż
Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
8 października 2016 o 20:30

@ampH: A teraz idź na dowolny wydział informatyki i zapytaj, ilu studentów chce zostać nauczycielami - pracować w szkole, prowadzić kursy, szkolenia, warsztaty itd. W najlepszym razie cię wyśmieją. Od lat narzeka się, że informatyki w szkołach uczą ludzie niemający z nią niemal nic wspólnego - dokwalifikowani matematycy, fizycy, nawet plastycy się trafiają. Jeżeli ktoś jest po studiach informatycznych, to najczęściej znaczy, że był w tym tak zły, że w żadnej innej branży by sobie nie poradził. Ba, na wydziałach informatycznych wielu uczelni w moim mieście nie ma nawet możliwości zrobienia kursu nauczycielskiego. Jak zatem poziom wykształcenia w tym zakresie ma się podnieść, skoro do nauczania odsyła się najgorszych albo dobrych, tylko w czymś zupełnie innym? Część ludzi to pasjonaci i w samouctwie osiągną dobre rezultaty, ale to bardzo mała część. Miażdżąca większość ludzi nie ma czasu i się boi. Zacząłbyś nagle w labie robić leki, odnawiać iluminacje książkowe z XIV wieku, pisać scenariusze filmowe, oceniać, czy jedzenie jest bezpieczne dla ludzi albo prowadzić sprawy w sądzie? Pewnie nie - i raczej nie zaczniesz dzisiaj uczyć się tego wszystkiego. Ta "podstawowa" wiedza informatyczna jest, niestety, wciąż bardzo specjalistyczna, ponieważ ludziom brakuje zupełnych podstaw. A brakuje, bo żaden dobry informatyk nie poświęci zarobków w branży na rzecz nauczania w szkołach. A co dopiero rzesza, bo rzeszy potrzeba, żeby coś zmienić w tym temacie.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
7 października 2016 o 9:21

@feluska: Gaz w butlach to i w stolycy się trafia.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
7 października 2016 o 9:17

@Carima: Bardzo możliwe. Wszystko zależy od wielu rzeczy, np. stanu technicznego infrastruktury - i to faktycznego, a nie na papierze. I tego, jak bardzo chce się pracować panom odpowiedzialnym za usuwanie skutków awarii i zdarzeń losowych, np. burz i wichur. Zdarzają się też miejsca, gdzie instalacje są po prostu idiotycznie zrobione i ludzie muszą sobie z tym radzić. I, co pamiętam z czasów mieszkania z rodzicami, jeżeli w okolicy jest rezydencja ważnego polityka, to jakiekolwiek przerwy w dostawie wody czy prądu są załatwiane niemalże przed ich wystąpieniem.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
6 października 2016 o 8:41

@nursetka: Na pokrywie to jeszcze nie tak źle. W Polsce co jakiś czas znajduje się dokumenty na śmietniku, a potem wszyscy są zaskoczeni, kiedy policja chce wyjaśnień.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
6 października 2016 o 8:31

@nursetka: Przedstawiasz się księdzu, kiedy idziesz do spowiedzi? Wątpię. Ale brak imienia i nazwiska wcale nie wyklucza identyfikacji. Przypomnij sobie ostatnie sprawy z gatunku "internauci zidentyfikowali oprawcę kotków" i podobne. Wiem z doświadczenia, że czasami wystarczy informacja na pozór w ogóle niecharakterystyczna i pasująca do, wydawałoby się, kilkudziesięciu co najmniej osób, determinacja i dociekliwość, żeby ułożyć puzzle z danych i rozpoznać człowieka. Bez imienia, nazwiska i innych "oficjalnych danych".

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
5 października 2016 o 17:53

@no_serious: Brecht, brecht, brecht. Większość lekarzy wie, że droga do udowodnienia naruszenia tajemnicy lekarskiej bez złapania za rękę i "za język", czyli świadków zajścia, najlepiej od razu z izby, nagrań lub dokumentów jest długa, wąska, wyboista i najczęściej kończy się oddaleniem skargi. A nawet jeśli nie uda się zbić oskarżenia, to zawsze zostają jeszcze takie rzeczy, jak uznanie przypadkowości czynu, jego niezamierzonego charakteru i inne pierdoły. Więc używają sobie. Lekarz też człowiek, zdarza mu się cierpieć na gadulstwo. Zwłaszcza w małych miastach. Scenka rodzajowa: siedzisz u rodzinnego, wchodzi do gabinetu pielęgniarka, pyta lekarza, czy pojedzie na wizytę domową do X. Znasz X, w zasadzie w małym mieście wszyscy znają X. Lekarz mówi, że jeżeli to znowu atak choroby Y, to tak, a jak nie, to nie pojedzie. I rozmawiają o tym przez minutę czy dwie, żeby ustalić objawy. Przy mnie. Lekarz jorgnął się po tym, jak bardzo sugestywnym tonem powiedziałam "a nie wiedziałam, że X na to choruje..." - ale nie sądzę, żeby zmienił nawyki. Pacjent w założeniu jest głuchy i głupi, bo chory. Mojego byłego lekarz medycyny pracy oświecił na badaniach, kto w jego zakładzie jest homo. "Tak na wszelki wypadek, coby się pan potem nie zdziwił". I też nic nie zrobisz. Osobną kwestią jest zabezpieczenie dokumentacji medycznej, a raczej jego brak, ale to już naprawdę odrębna sprawa.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
27 września 2016 o 23:50

@Jasiek5: To może wychodź częściej z domu, bo przez ponad 30 lat nie zaświtała ci w głowie myśl, że sposoby organizowania naborów na seminaria różnią się już na poziomie zakładów, a co dopiero uczelni. Przez 30 lat sporo się zmieniło, np. to, że dziś prawo pozwala adiunktom prowadzić magistrantów tylko w nadzwyczajnych sytuacjach i wymaga to zgody władz dziekańskich.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
27 września 2016 o 23:44

@lazy_lizard: Właśnie tak, niesprawiedliwe. Na wielu uczelniach tragedia najwyższych średnich rozgrywa się na początku studiów II stopnia, kiedy mieszają się ludzie z różnych kierunków i uczelni. U mnie na I stopniu wybicie się ponad 4.2 oznaczało godziny w labie i bibliotece. Ten sam kierunek był prowadzony w PWSZ-ce 50 kilometrów dalej, gdzie ludzie 4.2 chyba nawet na oczy nie widzieli, sztuka w sztukę 5.0, bo trzeba utrzymać studentów. I weź tu nie zgrzytaj zębami, kiedy pusta lalunia przychodzi i jest pierwsza w kolejce do zapisów na wszystko.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
27 września 2016 o 23:40

@Massai: Każdy typ pracy dyplomowej prowadzi się inaczej i różne są moce przerobowe promotorów. To, że twój ojciec ograniczał się do 5 osób wcale nie oznacza, że ktoś inny nie poprowadzi 12. Wszystko zależy od specyfiki danego seminarium dyplomowego i ludzi.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
26 września 2016 o 11:22

@eulaliapstryk: "Kup sobie jakieś zwierzątko", "wyjdź do ludzi", "weź się w garść", "przecież inni mają gorzej" - znam wszystkie te teksty, od kilku lat uczę ludzi, że równie dobrze mogą włożyć rozżarzony gwóźdź w tyłek, skuteczność terapeutyczna będzie taka sama.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
26 września 2016 o 10:59

@Joga: Udało nam się nagrać przyznanie się. Spodziewam się cyrków z podważaniem autentyczności, oskarżeniem o montaż i podobnych rzeczy, ale zacznę się tym martwić, jak przyjdzie czas. Na razie wolę skupić się na leczeniu skutków, a nie zemście.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
26 września 2016 o 10:56

@Fomalhaut: Stanowisko uczelni jest takie, że póki ktoś sam się nie przyzna, że ma problemy, to patrzy się przez palce np. na to, że zaświadczenia o stanie zdrowia idą hurtowo od jednego lekarza. W zasadzie można być nawet schizofrenikiem z jednoznacznymi objawami i chodzić na zajęcia tak długo, póki nie odwiozą w kaftanie, bo w dokumentach ani śladu i władze uczelni mają czyste ręce. Doradzono nam, żeby w prośbie o urlop wpisać cokolwiek innego i oddać nawet bez dokumentacji medycznej - najwyraźniej szykuje się trzepanie papierów. Lotnictwo to akurat nie jest, ale też kontakt z niebezpiecznymi maszynami, a zapadalność na choroby psychiczne wywołane przez pracę jest ogromna - tylko nikt o tym głośno nie mówi.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
26 września 2016 o 10:45

@mijanou: Sprawa skończy się w izbie, choć rozwiązania doczekamy się najszybciej za rok, może półtora. Dowody udało się zdobyć. Wykorzystanie ostracyzmu społecznego jest o tyle niefortunne, że uderzy w obie strony, a teraz zależy nam na minimalizowaniu szkód.

[historia]
Ocena: 45 (Głosów: 45) | raportuj
19 września 2016 o 0:14

@HermionaGranger: Wiem, że tajemnica aptekarska istnieje, ba, zazwyczaj jest o wiele lepiej traktowana niż lekarska. Tylko obawiam się, że ta konkretna aptekarka okaże się właścicielką apteki. Sama się nie zwolni z pracy, trzeba będzie rozkręcać machinę, a ta jest bardzo powolna.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 12) | raportuj
17 września 2016 o 19:02

@InessaMaximova: To jest tak: wszyscy z medyka chcą być wielkimi neurochirurgami, wszyscy ze stosunków międzynarodowych chcą być ambasadorami, wszyscy z psychologii chcą być na terapii, wszyscy z bałkanistyki chcą być korespondentami wojennymi, a wszyscy z filologii chcą biegle tłumaczyć "frytki do tego?". ;) W efekcie wszyscy przekonują się, że złudzenia i plany bardzo się od siebie różnią.

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 22) | raportuj
17 września 2016 o 19:00

Spieszę donieść, że na wydziałach "podobno lepszych od humanistycznych" nie jest lepiej. Mieszkałam przez chwilę z dziewczyną, która skończyła fizykę, nie wiedziała, gdzie jest Półwysep Iberyjski (ale każdego dnia przechwalała się, ile pieniędzy zarabia jako programistka i patrzyła na mnie z pogardą, bo zarabiałam mniej). Na moim własnym roku jeden chłopak przekonywał mnie kiedyś, że ssaki są zmiennocieplne. Jak w tym dowcipie: jak pomyślę, jaki ze mnie inżynier, to boję się iść do lekarza.

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna »