Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jlv

Zamieszcza historie od: 30 marca 2011 - 22:08
Ostatnio: 12 października 2011 - 16:41
  • Historii na głównej: 10 z 30
  • Punktów za historie: 9969
  • Komentarzy: 61
  • Punktów za komentarze: 251
 
[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
9 października 2011 o 18:06

Jestem programistą, świadczę usługi na rzecz różnych osób i firm. Jest takie coś, jak umowa zlecenie czy umowa o dzieło. Natomiast kategorycznie sobie wypraszam, aby jakiś kurier posądzał mnie o włamywanie się do cudzego mieszkania, nie wiedząc nawet, dlaczego ja tam byłem. Gdyby się spytał grzecznie, co ja tu robię - odpowiedziałbym bym. Ale, jak ktoś na dzień dobry posądza mnie o włamanie, to proszę wybaczyć, nie mam ani czasu, ani ochoty udowadniać, że jednak nie jestem wielbłądem. Sam fakt, że dysponowałem kluczami do mieszkania sąsiada winien dać mu coś do myślenia. Robimy to od lat. Kiedy my jedziemy na urlop sąsiad dostaje klucze od naszego mieszkania i na odwrót. Gdyby zaczął gadkę od tego, że kogo innego zamierzał zastać, wyjaśniłbym mu to. Ale jak mnie ktoś od razu posądza o złodziejstwo, to mnie diabli biorą. Kiedyś w sklepie chciałem kupić 8 piw, bo się z kolegą umówiliśmy na małą imprezę. Ekspedientka chyba się przełożyła i włożyła mi do torby 9 piw. Skasowała za 8. Połapałem się dopiero w domu. Następnego dnia polazłem do sklepu, zwróciłem uwagę, że się chyba przełożyła o butelkę (kumple mieli wpaść do mnie) i za te dziewiąte dopłaciłem. Swoich pieniędzy wziąć innemu bez mojej zgody nie pozwolę, ale też na cudzej pomyłce majątku nie zrobię.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
16 września 2011 o 22:28

Ad. 1. Podał nazwisko sąsiada, prawdopodobnie już mu coś dostarczał. Ad 2. Policja ma swoje metody weryfikacji takich rzeczy. Sam wiem z doświadczenia, że kiedyś policja zatrzymała mnie na miejscu zamieszek, bo się znalazłem w niewłaściwym miejscu i o nie właściwej porze. Byłem podejrzanym. Dowodu przy tyłku nie miałem, ale pamiętam swój PESEL i NIP. Zaproponowałem, że podejdźmy do mnie, to dowód okażę. Ale, jak usłyszeli PESEL, to jeden zadzwonił gdzieś tam, dał parę pytań kontrolnych, czy aby nie zmyślam (np. nazwisko panieńskie mojej matki) i odczepili się ode mnie.

[historia]
Ocena: 18 (Głosów: 18) | raportuj
16 września 2011 o 22:15

Wybacz, z całym szacunkiem, byłem tam legalnie za wiedzą i zgodą sąsiada. Sam dał klucze. To co, mam bilboardy wynajmować, by poinformować wszystkich wokół, co ja tam robię? To chyba nie tędy droga. Facio pomylił numery, a na drzwiach wisi, jaki to numer lokalu. Widać nieprzeciętnej inteligencji potrzeba, aby odróżnić numer 10 od numeru 2. Ile fakultetów z wyższej matematyki się pytam? Po drugie, był tam nasz dzielnicowy. Od razu wiedział, że facio pierniczy. Po trzecie, ja się nie ukrywałem, powiedziałem wprost, że zadzwonię do sąsiada, czy aby czegoś nie zamawiał. Ale wyzywanie mnie od złodzieja, to sobie wypraszam.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
16 września 2011 o 15:56

Wybacz, ale z całym szacunkiem na małolata nie wyglądam. Widziałem sytuacje, że młody gostek musiał okazać dowód, bo wyglądał na ileś lat. To rozumiem. Ale podchodząc pod 50 lat, to się na 18 lat nie wygląda. Mimo wszelkich chęci. Jakoś nikt i nigdy w Polsce nie żądał ode mnie dowodu. Po mordzie widać. Co, pomyli sprzedawczynia babcię Radiomaryjną z gówniarą z gimnazjum? Nie da się.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
16 września 2011 o 14:15

Jeżeli to prawdziwie wierzący muzułmanin, to cię nie okłamał. Koran wyraźnie zakazuje im spożywania alkoholu pod jakąkolwiek postacią. Jest to jeden z tzw. 5 filarów islamu.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
22 sierpnia 2011 o 17:10

Zabić, to mało!

[historia]
Ocena: 30 (Głosów: 30) | raportuj
22 sierpnia 2011 o 15:58

He, he, coś takiego też miałem. Udzielałem korepetycji. I trafił mi się chłopaczek. Rodzina raczej dobrze sytuowana, więc nie o kasę chodziło. Ale ponoć kilku moich poprzedników rezygnowało po pierwszej lekcji. No i zobaczyłem, dlaczego. Chłopak na dzień dobry powiedział mi wiele o moim charakterze i prowadzeniu się. I o tym, gdzie mnie ma, a bynajmniej to nie plaża na Majorce... Ale, gdy się dowiedziałem trochę na temat prowadzenia się mojej matki, to nerwy puściły. Po prostu dostał tak w pysk, że przeleciał pokój i wyhamowała go ściana. No tak, stało się, schodzę na dół w willi (on miał pokój na górze) i idę do jego starego myśląc, czy teraz on mi nie odda za małolata i mówię, co się stało. Na co jego tata otwiera barek, wyciąga Jasia Wędrowniczka, nalewa spory kieliszek i mówi, że wreszcie ktoś zareagował na jego bluzgi. Poprzednicy moi po prostu się obrażali i rezygnowali. A on woła chłopaka z góry i przy mnie zapowiada, własnym uszom nie wierzyłem! Na początek przywalił mu drugi raz, co by symetria była. Przeleciał przez pokój drugi raz. Potem do mnie - zmieniam stawkę godzinową, ma pan 2 razy tyle, co się wpierw umawialiśmy. Jak coś panu obraźliwego powie, to lać, ile wlezie, patrząc, czy równo puchnie. A potem zejść i powiedzieć mi, to będzie tak, że pan zacznie, ale ja dokończę. Teściowie rozpuścili gnoja, jak dziadowski bicz i teraz jest problem.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
17 sierpnia 2011 o 22:53

Admin wyciął. Komputerowi nic nie jest, od upadku kabelek od dysku SATA poluzował.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
12 sierpnia 2011 o 14:39

Napisałem w nagłówku, trzeba umieć czytać. Co prawda chyba admin wyciął, bo co innego widzę, jak to, co wpisałem. Nie jest, co łaska lub Bóg zapłać. Ja się nie utrzymuję za Bóg zapłać, czy co łaska. A co do cesarza Japonii już bodajże Hirohito przyznał w 1945 roku, że bogiem nie jest. Inna rzecz, że to nie ma żadnego znaczenia praktycznego. Dla Japońców cesarz jest poza wszelkim prawem i tak mają. Oni mają tak, jak król(owa) angielska. Panuje, ale nie rządzi. Ale spróbuj wymienić banknot w jakimś angielskim banku ze zamalowaną twarzą królowej. Zdziwisz się.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
8 sierpnia 2011 o 10:23

A na żółtym migającym to nie mógłby kto wjechać mi w bok? Zasada jest prosta - trzeba uważać, czy aby ktoś z boku nie jedzie. I odpowiednio reagować. Ja jestem do dziś przekonany, że szukali jelenia, co złamie przepis, aby go naciągnąć.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
8 sierpnia 2011 o 10:13

Tak z ciekawości się spytam. A co z tego tatuażu byłoby, gdyby zakład wykonał, gdy roczne dziecko by dorosło? Raczej byłoby nieco większe na plecach. Rozumiem 16-latka. Taki to już raczej za dużo wszerz i wzdłuż już nie urośnie.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
3 sierpnia 2011 o 23:10

A zrobiłem to, skoro mam Twoją zgodę. Reakcja księdza, jak to przeczytał. Po prostu się uśmiechnął i powiedział coś takiego (dosłownie nie cytuję, ale sens przekażę). Czasami ludzie w szoku podejmują irracjonalne decyzje. Ja jestem kapłanem i jakoś muszę to wyprostować. Nie mogę opierniczyć, muszę wysłuchać, to najgorsza część posługi kapłańskiej. Ty wyszedłeś na zewnątrz, a co ja mogę zrobić? Przecież nie wyjdę za tobą. Ty się wyśmiałeś, ale co ja mam zrobić? Mnie nie wolno. Choć się też dusiłem ze śmiechu. Faktycznie, nie chciałbym być na miejscu proboszcza. Zachowaj zimną twarz w takiej sytuacji. Aha, byłbym zapomniał, Aken - pokazałem mu tę stronę. Komentarz księdza. Nie wiem, czy Aken jest wierzący, czy nie. Ale używa mózgu zgodnie z przeznaczeniem. Tekst o ks. Natanku go wyraźnie rozbawił. A mogę powiedzieć, po prawie 20 lat znajomości, że on nie kadzi byle komu. I nie ma w zwyczaju ukrywać swoich myśli. Jak Cię pochwalił, widać miał powody.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
2 sierpnia 2011 o 20:58

Kiedyś pisałem, że mieszkam w małej miejscowości, gdzie wszyscy wszystkich znają. Tego pana osobiście nie znam, ale z widzenia tak. Jedną z tych pań też. Widać pozostałe dwie to jakaś rodzina przyjezdna. Pominąwszy komizm sytuacji jednak muszę je nieco bronić. Ta pani na pewno nie śpieszyła się z pochówkiem. To nie ten typ człowieka. Najprawdopodobniej świeżo wróciły ze szpitala i nie miały czasu pomyśleć. Potraktowały wypowiedź lekarza jak wyrok ostateczny, który w żaden sposób zmieniony być nie może. Mimo sugestii księdza, że to tylko orientacyjny termin zareagowały prawdopodobnie szokiem i jak trzy miesiące, to trzy miesiące i ani dnia wcześniej czy później.

[historia]
Ocena: 17 (Głosów: 17) | raportuj
2 sierpnia 2011 o 11:46

Jeżeli pozwolisz, to prześlę proboszczowi Twój komentarz. Na to nie wpadłem. Co by o naszym proboszczu nie powiedzieć, to kapłan z powołania. W poczekalni, przed samą kancelarią wisi sporego formatu wydruk, ze stosownym cytatem z Biblii, informujący, że parafia nie ma żadnych cenników. Każdy daje, co łaska. I aby niedomówień nie było, to nie daje się księdzu do ręki. Przed samą kancelarią wisi sobie skrzynka na datki. Ile kto chce, tyle wrzuci. A jak nie wrzuci, to też nie będzie ksiądz wiedział (kamer nie ma). Źle na tym nie wychodzi, widać, inna rzecz, że dobry gospodarz. O księdzu Natanku ma swoje zdanie i bynajmniej nie jest najpochlebniejsze.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
26 lipca 2011 o 21:49

To było (do konto) na bazie angielskiej maszyny ICL. W tym czasie ukochany Sojuz pracował na kopii IBM, to się RIAD zwało. Problem w tym, że jak Anglicy zrobili zmianę systemu, poprawkę, to było to robione rzadko, ale za to solidnie. Nie trzeba było po nich niczego poprawiać. Amerykańce zaś co i rusz wypuszczali modyfikacje systemu, a działało to mniej więcej, jak poprawki w Windzie do któregoś tam Servis Packa. Jeden problem poprawka usuwała, za to robiła dwa nowe. Co do zezłomowania lubelskiej maszyny, mam nadzieję, że nie doszło. Może za cienki jestem na to, by ich ruszyć (stacja Lublin Tatary) i nawet ci znajomi kolejarze nie dali sobie z tym rady. Choć dość wysoko sięgnąłem. Może gdzieś u siebie do jakiegoś muzeum wstawili. Ale PKP to zjawisko samo w sobie. Kto tam nie pracował, ten nie zrozumie, choćby wykłady zrobić. Na przykład na kilka pism oficjalnych w tej sprawie nie nadeszła żadna odpowiedź, na zasadzie: pisz sobie pan na Berdyczów. A to były oficjalne pisma wysyłane przez nasz UMiG, a także przez władze powiatu. Wypadałoby chociaż odpisać "a pocałujcie nas w d..."

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
25 lipca 2011 o 16:52

Na Odrze tak. Na Rodanie nie. Spróbowałem ściągnąć do Jaworzyny Śląskiej komputer Odra do skansenu kolejowego, chciałem tego. Władze Urzędu Miasta i Gminy chciały pomóc. Uruchomiłem wszystko, co miałem w zasięgu. Pana Burmistrza, Sekretarza Gminy. Nawet napuściłem pewnego pana, Instruktora PKP. To na kolei wysoki rangą osobnik (żeby ci z Lublina mieli z kim gadać). Niestety, nie wyszło. Szkoda, bo mogą tę Odrę zezłomować, a to będzie szkoda. Spróbowałem nawet uruchomić szefa działu informatyki Dolnośląskiej DDOP. Niestety, nie wiedziałem, że już na emeryturze. A znamy się osobiście. Co do mnie: znam PLAN, assembler Odry. Sam w tym (za co ciężką forsę dostałem) zrobiłem poprawkę do programu kolejowego. SKPZ. Może słyszał Pan o tym? Co do Odry, aby udowodnić, że nie kłamię: George III i np. polecenie WORKFILEMOVE, albo tak np. EXPRESS. Może jeszcze GO #21, GO #22. Pociągnąć?

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
25 lipca 2011 o 16:28

Przez te dwadzieścia kilka lat trochę się uzbierało. Jak bym opisał wszystko, to było by na kilka ekranów. Ogólnie nie rodzina, raczej unikać znajomych. Pamiętam np. prośbę o prelekcję, jak jeszcze córka była w szkole podstawowej. Cel prelekcji szczytny, chodziło o strony z np. pornografią dziecięcą. Wyjaśniłem rodzicom i nauczycielom, że wtedy, gdy to wykryją natychmiast wołać policję. Oni sobie znajdą. Są tam jakieś do tego działy i wydziały. Ale potem się zaczęło. A potem się zaczęło: wie pan, coś mi na kompie nie działa - dzwoni dyrektorka szkoły. Raz, drugi, podszedłem uprzejmościowo. A potem to się zaczęło: memu synowi komp nawala (dyrektorka szkoły dzwoni), może pan podejść? Raz i drugi podszedłem, a potem odliczałem czas, kiedy córka pójdzie do gimnazjum. Bo to gratis miało być. A to coś wydrukować, najlepiej z mojej drukarki, bo szkoła "biedna". A ja, k... mać, to co? Mam drzewko pieniężne w domu i jak mi się tusz skończy, to obrywam sobie listek za 100 złotych i kupuję? Np. mój sąsiad czasami prosi mnie o wydruk czegoś. 2-3 strony. Ale robi to rzadko, a chociaż piwo postawi. A dyrektorka chciała 700 stron. I to jeszcze w kolorze! I za darmo! Bo córka się uczy. Za moje pieniądze, w końcu podatki płacę. No, cóż, piekielny jestem. Wytrzymałem jakoś do czasu, jak skończyła podstawówkę. A wtedy się zrewanżowałem, po prostu zdalnie wyłączyłem wszystkie wentylatory w jej kompie. Po kilku minutach było po wszystkim. Piekielny? A niech będzie, przeżyję to. Ale babie się wydaje chyba, że ona dyrektor szkoły, to każdy ma tam kicać i czekać. W gimnazjum, nauczony doświadczeniem, zrobiłem lepiej. Przekazałem córce część swojej wiedzy i po podobnym "życzeniu" rozwaliła połowę sprzętu. I ja mam spokój, ona zresztą też, bo belfrzy się na nią nie wściekają wiedząc, co ja już wiem i ona wie o ich kompach (szkolnych i prywatnych) i wiedzą, co się może zacząć dziać.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
24 lipca 2011 o 16:37

Pracowałem ponad 7 lat na kolei. W mojej miejscowości to właściwie nie da się splunąć, by w kolejarza nie trafić. Znam właściwie wszystkich konduktorów, znam większość rewizorów, znam nawet nastawniczych, dyspozytorów i wielu innych. Co ja poradzę na to, że jeden sąsiad z bloku to dyżurny ruchu, inny dyspozytor, kolejna osoba to tamto czy inne? Na dokładkę własna żona to szef działu finansowego PLK. To ja jeżdżę zawsze biletem, bo jak coś by nie wyszło, to poleci na moje nazwisko (i nazwisko żony, przecież ma moje). No, tego mi potrzeba, by wyszło na mnie lub żonę. Nie chcę robić poruty sobie lub innym. Czasami z takich znajomości korzystam, ale nie można nadużyć układu.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 10) | raportuj
24 lipca 2011 o 16:24

Jakoś dziesięć lat po studiach jechałem po coś do Jeleniej Góry. Włożyłem tyłek w przedział i nagle widzę swoją byłą belferkę z czasów technikum. Dzień dobry, pani profesor i tak dalej. Okazało się, że jedzie z młodym na jakiś konkurs matematyczny. Byłem jej ulubionym uczniem, pod koniec technikum dawałem sobie radę (dzięki kółku matematycznemu) nawet z prostszymi równaniami różniczkowymi. Pokazała mi, jak się to robi. Pokazała mi też, jak ugryźć wyznaczniki wyższych, niż 3, stopnia. Ale okazało się, że nie mieli biletu. Ja spanikowany, pani profesor, będzie mandat, aż miło. W tym czasie pracowałem, jako informatyk na PKP (wtedy nie było spółek) i mówię: zaraz to odkręcę. A byłem służbowo, w mundurze, 14 stopień zaszeregowania, na pagonach widać. Idę do przedziału i mówię: jest taka, a taka sprawa. Konduktora nie znałem, ale on popatrzył na pagony i już inna gadka. Miałem tzw. złote. Przyleciał, wystawił bilety bez dopłaty (jest taka możliwość, gdy się chce) i po sprawie. No i zarówno belferka, jej młody i konduktor mieli szczęście. Dwie stacje później wjechali rewizorzy. Tych znałem ze szkoleń, pewnie przy mnie jej by mandatu nie wystawili. Co by zrobili z konduktorem, tego nie wiem. A belferka do mnie (wtedy nie było wszędzie nalepione, że podróżny bez ważnego biletu, pomijając niepełnosprawnych, ma się sam zgłosić celem nabycia biletu). Troszeczkę Jelenią Górę znam. I się pytam: a gdzie, pani profesor, chce dotrzeć? No tu, a tu. To ja od razu: autobus linii takiej, a takiej i pani dojedzie. Tylko kierowcy się spytać, na którym przystanku wysiąść, bo nie pamiętam. Belferka mi dziękuje, ja, że żaden problem, dla pani zawsze.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 9) | raportuj
24 lipca 2011 o 16:04

Prawdopodobnie więcej wiesz o kosmosie od Einsteina. Podziel się z tą wiedzą. Zapewne wiele się nauczymy od ciebie. A na początek proponuję spróbować rozwiązać równanie kosmologiczne Einsteina (ogólna teoria względności). Ja potrafię, tensory nie są dla mnie tajemnicą. Ty też?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
20 lipca 2011 o 15:19

Ale paliłeś normalnie, czyli pet w gębie. Wtedy możesz wypalić i 10, nic raczej ci nie będzie. Najwyżej będziesz miał uczucie "syfu" w ustach. Przy "przepalaniu" nie masz peta w ustach, ale w ułożonych odpowiednio dłoniach. Zapewniam, to inaczej działa. Kiedyś sąsiadce to pokazałem. Pali takie cieńkie, mentolowe. Po jednym już jej niewiele brakowało do haftu. A gdyby spróbowała inny, pełnowymiarowy, silniejszy - skutek gwarantowany.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
20 lipca 2011 o 15:12

To trzeba pokazać. Trudno opisać. Pewnie ktoś z Twoich znajomych wie, jak to trzeba dłonie ułożyć. Rzecz w tym, że nie ma klient papierosa w ustach, ale we właściwie złożonych dłoniach. W efekcie zaciąga dym razem z powietrzem. Wtedy nawet najsłabsze mentolowe mają moc, jak bombowce. A silniejsze są piorunujące. Kiedyś, w ramach zakładu, z kumplami z akademika założyliśmy się, kto ile przeciągnie, zanim puści pawia. Żadnemu nie udało się przeciągnąć 5 sztuk.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
20 lipca 2011 o 14:58

Bardzo prosto. Mieszkam w małej miejscowości i on jest jedynym, co ma czarne włosy, ale z takim białym kosmykiem w okolicach czoła. Takie coś jest bardzo rzadkie i charakterystyczne. Coś takiego trudno zapomnieć.

« poprzednia 1 2 3 następna »