Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

justangela

Zamieszcza historie od: 10 lutego 2013 - 17:07
Ostatnio: 8 marca 2024 - 7:56
  • Historii na głównej: 7 z 10
  • Punktów za historie: 2618
  • Komentarzy: 1069
  • Punktów za komentarze: 5443
 

#88180

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana przez koleżankę.

Warzywniak, koleżanka wchodzi po czereśnie, ekspedientka akurat zajęta intensywnym wysmarkiwaniem nosa. Gdy skończyła, koleżanka poprosiła o pół kilo owoców, a ekspedientka odkładając zagluconą chusteczkę do kieszeni sięga po kosz z czereśniami. Koleżanka, trochę w szoku, pyta czy może nie zapomniała umyć / zdezynfekować rąk. Ekspedientka na to, ochrypłym głosem, odpowiedziała z wyraźna pretensją:
- No jeśli pani zależy, to mogę zdezynfekować.

Koleżanka wyszła, zakupów nie zrobiła. Cóż, ciekawe czy ta pani ekspedientka po wyjściu z toalety też rąk nie myje...

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (153)

#86274

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lata temu. Porodówka, na której przyszło mi trochę dłużej poleżeć (konieczność dodatkowych badań). Z personelem już się człowiek zdążył poznać, z rytmem dnia również.
6:00 salowa zaczyna sprzątanie sali. I zamiast normalnych "pogaduszek" jak to miała w zwyczaju, postękuje.
Pytam więc: A co to Pani dzisiaj taka zmęczona?

[S]alowa: Łoooo paani, co ja dziś miała... Noc nieprzespana, cała w kiblu, z jednej i drugiej mnie goniło...
Ja lekko dębieję i upewniam się: Ale to co pani jest, zatrucie?
[S] A coś mnie złapało, nie wiem.
[J] Pani jest poważna? Przychodzi pani do pracy chora na oddział z noworodkami? Proszę wyjść i nie wracać, dopóki się Pani nie wyleczy.
Salowa coś próbowała odpowiedzieć, ale zwyczajnie ją wyprosiłam.

Dziewczyny w sali też w ciężkim szoku, jak można być tak nieodpowiedzialnym. Po krótkiej naradzie wzywamy kierowniczkę pielęgniarek i przedstawiamy sprawę: mamy wątpliwości co do stanu zdrowia pani salowej, która całą noc miała objawy jelitówki, a dziś jest w pracy.
Pani kierownik chyba coś nie stykało z rana, bo lakonicznie pyta:
- Ale to czego panie ode mnie oczekujecie?
Odpowiadamy, że oczekujemy, że personel będzie zdrowy, bo żadna z nas nie chce być chora i nie chce narażać dziecka.
Pani kierownik coś tam pocmokała i poszła.
Z chorą salową porozmawiała na pewno. Skąd wiem? Bo salowa wróciła do nas z awanturą. Że jak myśmy mogły, że ona prawie dostała wypowiedzenie, a tyle lat pracuje.
Dyskusji już z nią nie prowadziłam, kazałam wyjść, bo nie chcę być chora. Salowa pracowała cały dzień, nasz pokój omijała.
Że salowa głupia to ja w sumie się nie dziwię. Ale, że szefowa położnych/pielęgniarek, to mnie zaskoczyło.

Tenże szpital, w moim mieście, będzie zakaźnym (jednym z dwóch) dla województwa.
Czekam na kolejne ognisko choroby, właśnie u nas.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (174)

#83333

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O karmieniu piersią słów kilka.
Sama karmienie piersią bardzo popieram i moje dzieci również w ten sposób karmione. Pierwsze nauczone z oporami i po 3 tygodniach dopiero przestawione na pierś, drugie dzięki promotorce karmienia piersią nauczyło się szybciej. Owa promotorka zaprosiła mnie również do lokalnej grupy wsparcia, która okazał się być Grupą Matek Polek Karmiących Piersią, Rodzicielek Bliskości (nieuznających żadnych innych metod karmienia i wychowania).

W teorii w takich grupach chodzi o wsparcie, a w praktyce każdy kto ma choć odrobinę inne poglądy jest gorszy. I już sama ta kwestia jest tak naprawdę piekielna, ale nie o tym. Rzecz o tym, jak to osoby nie mające żadnej wiedzy na temat schorzeń podważają opinie lekarskie, powielając "jedynie słuszne" opinie o karmieniu piersią, zaczerpnięte z blogów, jakoby karmienie piersią było lekiem na całe zło.

1. "Dieta matki karmiącej nie istnieje" = "Matka karmiąca może jeść wszystko". To mój ulubiony mit :) Oczywiście, jeśli dziecko jest zdrowe to niech tam sobie mama je co jej pasuje. Problem się pojawia w momencie, kiedy dziecko ma EWIDENTNE objawy ze strony układu pokarmowego (wzdęcia, ulewania, niepokój, dziwne stolce). Panie Matki Polki Karmiące nadal twierdzą, że dieta matki karmiącej to bzdura, bo "kiszona kapusta nie fermentuje w jelitach maluszka i nie może mu zaszkodzić". Dziwna sprawa, że żadna z tych pań nie ma pojęcia, że właśnie kiszonki mają wpływ na produkcję histaminy i MOGĄ zaszkodzić, jeśli dziecko jest alergikiem. Ileż ja się naczytałam tego typu prześmiewczych tekstów, że matka jest zacofana, bo ma dietę, to nie jestem w stanie zliczyć. I nie zliczę, ile razy sugerowano matce, że dieta jest niepotrzebna, mimo zaleceń specjalisty. A już w ogóle sytuacja, kiedy matka musi zrezygnować z karmienia piersią, bo lekarz kazał ZAWSZE jest niedopuszczalna, a lekarz, który każe odstawić dziecko jest ZAWSZE niekompetentny (nawet jeśli to najlepszy w Polsce alergolog, zajmujący się naprawdę trudnymi przypadkami).

2. Dziecko musi jeść na żądanie. O ile przy mniejszych maluchach jest to zrozumiałe, o tyle wielu starszym dzieciom z refluksem karmienie na żądanie zwyczajnie szkodzi i pomagają większe odstępy, a nie karmienie non stop. Ale nie, tutaj się okazuje, że "mleczko łagodzi palenie przełyku i trzeba dawać częściej, żeby nie bolało". To nic, że powstaje błędne koło i z tego mleczka non stop są gorsze objawy. Mleczko ma być na żądanie.

3. Mleczko musi być w nocy na żądanie. Nieważne, że dziecko ma rok. Nie ważne, że matka ma ochotę z okna wyskoczyć. Nie ważne, że dziecku zdecydowanie szkodzi (patrz punkt 2). I nieważne, że kilku specjalistów zaleciło odstawienie karmień nocnych. Na takie argumenty usłyszysz: "Zmień lekarza" lub "Widać nie dojrzałaś do poświęceń, skoro swojego prawie rocznego dziecka nie chcesz karmić piersią w nocy na żądanie, czyli praktycznie non stop", bo "dziecko musi czuć mamę" i koniec.

4. Dziecko ma być karmione najlepiej do samoodstawienia. Wszystkie te, które mają dość nie nadają się na matki i szkodzą dzieciom. Bo "tych emocji nic nie zastąpi". Zamiast sensownych i praktycznych porad odnośnie łagodnego odstawienia mamy spektakl pt. "Czy naprawdę musisz odstawić?" i/lub "Nie odstawiaj".

5. Dziecko musi zasypiać z piersią w buzi i spać z rodzicami, aż samo będzie gotowe przejść do własnego łóżka. Kolejna idea w której nie ma półśrodków, nie ma kompromisów. Nie śpisz z maluchem (niezależnie od powodów) = nie popierasz idei rodzicielstwa bliskości = jesteś gorszą matką. Nie ma wymówek, tak ma być i koniec. A że dziecku szkodzi spanie z cyckiem to nieważne. Co więcej: jeśli nawet udało ci się nauczyć dziecko spać we własnym łóżeczku, a dziecku poprawiło się o 180 stopni (zdrowotnie i psychicznie) to jesteś czarną owcą, która stosuje "metody przemocowe". Tą metodą przemocową jest zabranie półtorarocznemu dziecku piersi na żądanie z ograniczeniem karmienia piersią do 2 razy na dzień.
6. Jako wisienka na torcie: żadna z pań nie ma pojęcia jakie robić badania dziecku, aby stwierdzić czy jest ok. Kalprotektyna - a co to? Inne badania niż morfologia niepotrzebne.
W tych doświadczeniach nie jestem osamotniona. Dokładnie te same teksty można wyczytać na wszystkich chyba tego typu grupach, co potwierdzają inna matki dzieci z alergiami. Skąd się bierze ta ignorancja, tego nie wiem. Wiem za to, że ozdrowiałam po wypisaniu się z tej grupy.

Ten tekst nie jest wyrazem sprzeciwu dla karmienia piersią. Ten tekst jest wyrazem sprzeciwu dla głupoty matek powtarzających wyczytane gdzieś "badania" i "dowody", i próbujące je zastosować w każdym przypadku, bez jakiejkolwiek analizy.

EDIT. Punkt 7. Muszę dodać, absolutny hit (w negatywnym znaczeniu) Dokarmianie mieszanką noworodka. Według Matek Karmiących Piersią dziecka nie można, absolutnie, pod żadnym pozorem dokarmić mlekiem sztucznym. Bo zaburzy laktację, oduczy odruchów i strata będzie niemal nie do odrobienia. A na pytania co robić, kiedy nie ma mleka słychać głosy, że Cudowna Matka Karmiąca Hafija pisze: "po cesarce laktacja może ruszyć w 7 dobie i przez ten czas nie należy podawać sztucznego mleka, bo to co jest (a raczej czego nie ma) wystarczy". Ja się pytam, "Że co, k...?". Dziecko ma 7 dni dostawać prawie pustego cycka z którego leci parę kropelek? Matka ma głodzić dziecko? Okazuje się, że takie porady o głodzeniu noworodka to norma. Doświadczone matki radzą przyszłym mamom, że "szpital nie ma prawa podać mieszanki bez twojej zgody", "możesz grozić sądem, jeśli będą ci chcieli dokarmiać dziecko" i inne tego typu rady. Nikt się nie martwi dzieckiem. Wszystkie się martwią laktacją.

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 257 (293)

#83327

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od jakiegoś czasu rozglądamy się za nowym mieszkaniem lub domem dla naszej rodziny. Z racji tego, że mamy konkretne wymagania, oglądamy tylko te nieruchomości, które spełniają nasze niezbędne kryteria, a takich lokali jest naprawdę niewiele.

Ostatnio udało nam się znaleźć taki dom - wydawałoby się idealny. Pierwsze szybkie rozeznanie zrobiliśmy będąc w okolicy, zorientowaliśmy się który to dom, właścicielka była uprzejma nam go pokazać "nieoficjalnie" (bo oficjalnie ma umowę z biurem i nie może). Obejrzenie trwało max 15 minut, po którym stwierdziliśmy, że oferta fajna i jak najbardziej chcemy rozmawiać dalej. Kolejne oglądanie było już umówione przez agencję nieruchomości, w obecności agenta, po podpisaniu umowy (na czym zależało pani właścicielce). To spotkanie jest przykładem, jak nie należy sprzedawać czegokolwiek, pani właścicielka to prawdziwa zmora z piekła rodem, a piekielności można mnożyć.

1. Na "dzień dobry" właścicielka ma pretensje do pana agenta, że jej podłogi brudzi i będzie sprzątał. Nie było deszczu, nie było brudu. Nie żartowała. Ot tak, chyba chciała nas wystraszyć.
2. Wszelkie ciut dokładniejsze zajrzenia gdziekolwiek kwitowała pytaniami typu: "Zdjęcia też pan będzie robił?", i "Czego pan szuka?". Mąż odpowiadał, że przecież chce wiedzieć co kupuje, ale ileż można powtarzać to samo.
3. Wszystkie pytania o stan techniczny były zbywane odpowiedziami typu: "Chyba widać". Na nasze odpowiedzi: "Wie pani, nie za bardzo widać" pozostawały albo zignorowane, albo zbywane jakimś idiotyzmem typu "No to chyba oczywiste, że wymienione". Pani właścicielka nie udzielała żadnych sensownych odpowiedzi na ten temat.
4. A propos stanu technicznego i remontów właścicielka również kłamała twierdząc, iż wszystko jest "zrobione", a okazywało się, że jednak nie jest (np. instalacja elektryczna).
5. Projektu budynku, planów i jakichkolwiek dokładniejszych informacji oczywiście brak, ale "żadnej poważnej przebudowy nie było". Po czym po chwili zauważyliśmy pewne niespójności i dopytujemy, i nagle się okazuje, że "tu jednak ta ściana była gdzieś indziej, a tu było dobudowane". Czyli jednak były poważne zmiany...
6. Mimo niechęci pani właścicielki i kłamstw brniemy dalej: OK, będziemy zainteresowani, ale dom musi obejrzeć rzeczoznawca/budowlaniec, który oceni stan techniczny i zrobi plan koniecznych prac. Właścicielka na to, że budowlańca sobie możemy zapraszać jak sobie kupimy dom, nie wcześniej. Tak sobie myślę, że to jakieś chyba żarty, ale pani nie żartowała. Stwierdziła, że "ona kupiła ten dom, to była ruina i ona nikogo nie zapraszała na ocenę". Odpowiedzieliśmy, że to w zasadzie jej problem, my bez takiej oceny nie kupujemy niczego. Temat pozostał zawieszony, bez uzyskania kompromisu.
7. Na dobicie chyba pytamy, jak pani właścicielka wyobraża sobie przekazanie lokalu. Ona na to, że tak 5-6 miesięcy będzie potrzebowała na wyprowadzkę. Ale ona nie wie gdzie się wyprowadzi, nie wie co ją interesuje, w zasadzie to okazało się, że ona niczego nie wie na temat poszukiwanego nowego domu dla siebie. Niczego nie wie, nic się nie zdążyła zorientować w temacie, mimo że swój dom sprzedaje już pół roku. Cóż, dla mnie dziwne, by nie powiedzieć podejrzane.
8. I na totalne dobicie, ostatnie pytanie: W jakim stanie sprzedaje pani dom, co zostaje? Pani na to, że nie wie. My na to: No ale jak to? Ona na to, że nie wie co będzie jej potrzebne na nowym mieszkaniu, co jej się uda sprzedać, ale zawsze z nią można ponegocjować, to ona jakieś rzeczy tu zostawi. My na to: Proszę pani, cena za dom XXX XXX zł to co jest KONKRETNIE w tej cenie? Pani nadal ślepo twierdzi, że nie wie.

Oj nie, to podejście wybiło nam ten dom z głowy.
A pani właścicielka dzwoniła jeszcze z zapytaniem, czy jesteśmy zainteresowani i była bardzo rozczarowana, że jednak nie. Mąż jej wyjaśnił dobitnie, że z takim podejściem jak ona ma to w życiu klientów nie znajdzie.

PS Pani właścicielka chce dom sprzedać, bo kilka razy dzwoniła do nas pomiędzy pierwszym a drugim oglądaniem domu. Wszystko wskazywało na to, że jej zależy, a my także nie kryliśmy, że owszem, jesteśmy zainteresowani, ale po dokładnych oględzinach.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (174)
zarchiwizowany

#59407

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na lekarzy trafiałam dobrych. A przynajmniej do tej pory.
Poniedziałek wielkanocny. 11 miesięczna córka gorączkuje. 2 tygodnie wcześniej też miała gorączkę, więc tym bardziej sytuacja jest niepokojąca, bo nie wiadomo co się dzieje.*
Pan Doktor w drzwiach postawił diagnozę, z pretensją w głosie, że w święta przychodzimy z ząbkującym dzieckiem. Zagląda w buzię, ale jednak (o dziwo) to chyba nie zęby. Osłuchuje i coś słyszy w prawym płucu, ale nie wie co. Zalecił preparaty na zbicie temperatury i lek, nie polecany przy chorobach nerek (mimo, że zgłosiliśmy problem z nerkami).
Karta informacyjna z wizyty to kolejna pomyłka: my zgłaszaliśmy temperaturę 39.0, lekarz wpisał 38.0. Kaszel nie zgłoszony a wpisany, szmery wpisane w płucu lewym, nie prawym i kilka innych błędów.
Po powrocie do domu temperatura, mimo leków nadal rośnie, a na dyżurze nadal ten sam lekarz. Całe szczęście mamy względnie blisko GCZD i tam uzyskaliśmy fachową pomoc. Strach pomyśleć, jakby taki konował był jedyną opcją w okolicy.
Tym samym przestrzegam przed przed starszym panem doktorem na całodobowej opiece pediatrycznej przy Szpitalu w Tychach.

*przy poprzedniej gorączce byliśmy u pediatry, córka była dokładnie zbadana i wykluczyliśmy poważne choroby (jak infekcja dróg moczowych, zapalenie płuc i oskrzeli)

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (216)

#55023

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Spacer na osiedlu.
Osiedle czyste, chodniki pozamiatane, trawka skoszona, kosze na śmieci są, są również kosze na psie odchody i nawet torebki do tego.
Pani z pieskiem również na spacerze, podchodzi do pojemnika na psie odchody i co robi? Wybiera, jeden za drugim, woreczki. Wybrała prawie wszystkie, schowała do kieszeni i odchodzi.
- Co Pani robi? Jak pani nie wstyd? - pytam - Toż ktoś tu pomyślał, żeby właścicielom psów było łatwiej, a pani co, kilka groszy chce oszczędzić?
Pani coś odburknęła i uciekła.

Żałuję, że całej akcji nie zrobiłam zdjęcia, bo zamiast pisać na Piekielnych, zamieściłabym je na Wiosze. Z opisem: "Zawstydziła chytrą babę z Radomia. Kradnie worki na psie kupy."

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 501 (605)

#50082

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka słów o moich doświadczeniach z szukaniem mieszkania.

Wynajmuję mieszkanie od pewnej spółki mieszkaniowej z przetargu na czynsz. Opcja o tyle ciekawa, że wychodzi nieco taniej niż wynajem "normalny" i nie ma problemów "z właścicielem" (nikt nie przychodzi na kontrole, nikt nie ma prawa mnie wyrzucić itp).
Mieszkanie przydałoby się zmienić na większe, więc regularnie przeglądam oferty takich właśnie przetargów.

Spółka mieszkaniowa, która organizuje te przetargi w regulaminie ma zaznaczone, że nie zapewnia m.in. wyposażenia. I mieszkania na tych przetargach są różne: od takich gdzie można się wprowadzić od razu, po takie gdzie trzeba zrobić remont.
Wszystko ok, wszystko niby jasne, pewnie spytacie gdzie tu piekielność?

Otóż w zdecydowanej większości mieszkania na te przetargi trafiają po lokatorach. I są przez pracowników spółki "odnawiane". Odnowienie polega na tym, że pracownik odmaluje ściany, wymieni drzwi wewnętrzne (taki prowizoryczny remoncik) i przy okazji zabierze z mieszkania: bojlery, wannę, toaletę, kurki, listwy, lampki z sufitu i wszystko inne co mu wpadnie w oko. Bo spółka nie zapewnia wyposażenia...

Skąd o tym wiem? Bo niektóre mieszkania oglądałam dwa razy (w czasie kiedy mieszkanie było już wystawione do przetargu i teoretycznie stan nie powinien ulec zmianie). Za drugim razem sporej części rzeczy brakowało. Zrozumiałabym gdyby te rzeczy były stare i brudne, i nadawałyby się tylko do wyrzucenia. Ale nie: giną rzeczy, które są w naprawdę dobrym stanie.
Po prostu panowie od remontów robią sobie lewiznę, zarobią parę groszy na tych rzeczach, a nowy lokator, chcąc nie chcąc, musi wydać sporo kasy na nowe sprzęty.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 415 (473)
zarchiwizowany

#48983

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O rowerzystach i pieszych na ścieżkach rowerowych było już sporo, ale postanowiłam dołożyć moją historię.
Centrum miasta, spory ruch. Od strony ulicy dość szeroka ścieżka rowerowa, obok chodnik - z górki. Wszystko ładnie oznaczone. Pieszy chcąc przejść na drugą stronę jezdni przechodzi pasami przez jezdnię i ścieżkę rowerową.
Pozdrawiam uprzejmą rowerzystkę, która pędząc na złamanie karku potrąciła mnie, prawie przewracając, na takich właśnie pasach z krzykiem na ustach "ŚCIEŻKA ROWEROWA!". Niestety jechała za szybko i nie zdążyłam jej odkrzyczeć: "Przejście dla pieszych!"
Idąc tokiem myślenia owej rowerzystki auto mogłoby nas rozjechać na jezdni mimo pasów, bo to jezdnia...

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (210)
zarchiwizowany

#48630

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak już pisałam w poprzedniej mojej historii wystawiłam na kilku portalach różne rzeczy, z których nie korzystam. Część za darmo, część za niewielką opłatą. W ogłoszeniu podaję nazwę miejscowości i osiedla.
W przypadku niektórych odpowiedzi od początku wiem, że nic z tego nie będzie. I o takim przypadku dziś piszę.

Ogłoszenie dotyczyło książki, którą chciałam oddać za damo. Zachowuję oryginalną pisownię.

[PIEKIELNY]: gdzie dokladnie mozna ja odebrac
[JA]: Witam,
Książka do odebrania w miejscowości Piekielnej, osiedle Diabelskie.
Jaki termin Pan proponuje, bo nie przebywam cały czas w domu?
Pozdrawiam
[P]: a na jakiej ulicy
[J]: A kiedy chce Pan przyjść?
[P]: najpierw musze wiedziec na jakiej ulicy bo nie wiem czy oplaca mi sie isc

Dalej już nie kontynuowałam korespondencji. Zabrakło mi argumentów:) Jeśli ktoś nie wie czy mu się opłaca iść po darmową książkę, to po co w ogóle głowę zawraca?

[edit] w związku z wątpliwościami w komentarzach: osiedle jest niewielkie. Informacja o osiedlu daje naprawdę dobre rozeznanie jak daleko będzie po odbiór książki.

ogłoszenia w internecie

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (196)

#47250

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio postanowiłam pozbyć się zbędnych rzeczy i wystawiłam je na jednym serwisie. Większość jest w dobrym stanie, za symboliczne kwoty lub za darmo. Wszystkie rzeczy są dokładnie opisane, dodaję zdjęcia, jest informacja w jakim mieście, na jakim osiedlu do odbioru.

Zainteresowani prawie sami piekielni. Większość nie trudzi się z używaniem przywitania/pożegnania, form grzecznościowych, znaków przestankowych i interpunkcyjnych. Ale to nic, odpisuję.

[PIEKIELNA] A jest możliwość obejrzenia? gdzie? najlepiej koło Carrefoura.
No cóż, Carrefour mi nie po drodze, zmotoryzowana ostatnio nie jestem, dodatkowo coraz trudniej mi się w ciąży poruszać (ślisko na chodnikach) i nie uśmiecha mi się pół godzinny spacer do sklepu i szukanie kogoś, kto może nie przyjść, więc odpisuję:
[JA] Możliwość obejrzenia jest ale wyłącznie u mnie w domu, osiedle X.
[P] To może koło Biedronki? musiałaby pani po mnie wyjść, bo nie znam miasta.
Biedronka też nie specjalnie na moim osiedlu, więc piszę:
[J] Niestety nie mam możliwości po Panią wyjść, bo jestem w ciąży, odbiór jedynie u mnie w domu. Jak się Pani zdecyduje to proszę dać znać, podam dokładny adres.
[P] Będę w piątek o 10:00, proszę podać adres, jak do pani trafić? Czy to może koło Telepizzy i Lidla?
[J] Ulica X, blisko ulicy Y, obok Żabka, nie jest to obok Telepizzy i Lidla, ale na pewno mapy z internetu Pani pokażą jak trafić.
[P] To jest problem, bo ja nie wiem gdzie są te ulice, nie chce błądzić po mieście, dlatego proponuję miejsca, które znam.

Ręce mi opadły.
Pani interesuje się ciuszkiem, który wystawiłam za 5 zł.
I chyba liczyła na to, że jednak się "skuszę" i dostarczę jej w wybrane przez nią miejsce.
Odpisałam, żeby się zastanowiła i odezwała. Bo mnie się nie chce biegać z brzuchem po mieście.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 467 (561)

1