Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

magnetia

Zamieszcza historie od: 6 czerwca 2011 - 19:53
Ostatnio: 12 grudnia 2022 - 20:15
  • Historii na głównej: 8 z 15
  • Punktów za historie: 1939
  • Komentarzy: 184
  • Punktów za komentarze: 963
 

#41949

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hellraiser wywołał temat dyspozytorów.

Moja ulubiona grupa zawodowa wśród medyków :)

Nasze pogotowie to mała firemka, większość starych pracowników to osoby z poprzedniego systemu, od których nigdy nikt nic nie wymagał, które marzą tylko o dotrwaniu do emerytury. Wprowadzenie jakichkolwiek procedur typu "dokładny wywiad" graniczy z cudem. Najczęściej pada hasło np: "duszność" i adres. Kto, od kiedy? Ile ma lat? Na co jeszcze choruje? Dyspozytor nie wie. Nie obchodzi go, w końcu karetkę już wysłał. A że my nie mamy pojęcia na co się przygotować? Oj tam, oj tam...

I z tego biorą się takie kwiatki:

1. "Dziecko, wstrząs uczuleniowy". Wzywa pediatra, więc wierzymy w prawdziwość wezwania i lecimy pełną parą. Na miejscu okazuje się, że dziecko ma lat 17, siedzi znudzone na kozetce, a na dłoniach ma krostki, pewnie jako reakcję uczuleniową na antybiotyk. Pediatra chciała wezwać karetkę transportową, na obserwację do szpitala, ale dyspozytor usłyszał chyba tylko "dziecko, uczulenie, szpital".

2. "Chyba nie żyje". Znów jedziemy dyskoteką, pewnie ktoś się właśnie zatrzymał. Wypadamy z walizami, defibrylatorem, zestawy do intubacji... Już w połowie schodów czuć, że sprzęt to mogliśmy zostawić. Człowiek "chyba nie żył" od dobrych kilku dni.

3. "Silne bóle głowy". Przynajmniej okolica ciała się zgadza... za to bóle od ponad miesiąca, bez żadnego nasilenia w ostatnim czasie. Ot, córka przyjechała do ojca i uznała, że tak być nie może, trzeba coś zrobić. Zadzwoniła po informację gdzie może iść z ojcem! Ale jechaliśmy jak do udaru.

4. "Hipoglikemia". Pani nigdy nie chorowała na cukrzycę. Poczuła się słabo i wyczytała w internecie, że to może być hipoglikemia... Dyspozytor nie zadał nawet pytania o choroby, nie mówiąc o tym, że nie zdziwiło go, że wzywa go przytomny człowiek, do siebie, do stanu, w którym powoli zaczyna się odpływać. Oczywiście nie zalecił np. szybkiego zjedzenia cukru.

5. Środek nocy. Wezwanie do podejrzenia zawału, ale we... Wrocławiu. Ratownik najpierw zapisał, potem przeczytał, przetarł oczy i zapytał, czy na pewno się zgadza i czy na pewno mamy jechać 150 km. Okazało się, że jakaś babinka podała adres zameldowania, a nie pobytu...

6. Moje ulubione: "ręka w maszynie". Zakłady przemysłowe. Dyskoteka, opatrunki pod ręką, wyciągnięte środki przeciwbólowe, nosze opakowane folią. Jak na wojnę :)
Na miejscu pan ze złamanym (!) paznokciem. Maszyna się od razu zatrzymała, nic się nie stało, ale mają taką procedurę, że musi lekarz kwit napisać. Zamiast do rejonowego, przypisanego do zakładu, ktoś zadzwonił na pogotowie. Dyspozytor znów słyszał tylko "ręka, maszyna".

Wesołe jest życie pogotowiarzy :)

erka

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1086 (1124)

#85027

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio jak co lato jest nagonka na ludzi zostawiających zwierzaki w nagrzanych samochodach. Oczywiście uważam, że jest to okropne i nigdy bym tak nie zostawił żadnego psa ani nic. Jednak chciałbym też poruszyć temat nas, ludzi.

My również jesteśmy narażani na podobne warunki. Komunikacja miejska, a raczej międzymiastowa, mały bus prywatnego przewoźnika. Zero klimatyzacji, otwarte jedynie małe lufciki na suficie, które w korku na nic się zdają i w środku nie ma absolutnie żadnego przepływu powietrza.

Słońce praży przez szybę, w środku tłum że nie ma gdzie wcisnąć palca, bo oczywiście trzeba napchać całego busa. Temperatura wewnątrz co najmniej 50 stopni, nie ma czym oddychać, człowieka już oczy pieką od potu który leje się po twarzy, głowa boli, nie wiadomo czy od gorąca czy braku tlenu.

Ubrania całe mokre i przylepione do ciała. Czy to są odpowiednie warunki do jazdy? W dodatku z jednego miasta do drugiego jest to około 1,5 godziny jazdy, z czego godzina w korku. Jakby jechała starsza osoba, mogłaby zemdleć albo dostać udaru. Gdzie nagonka na prywatnych przewoźników, którzy skazują swoich pasażerów na te nieludzkie warunki? Gdzie są jakieś kontrole, przepisy nakazujące używanie klimatyzacji albo regulujące ilość przestrzeni wokół pasażera? Bo jak kierowca napakuje ludzi do środka, to na prawdę ścisk jest okropny, że nawet nie ma jak sięgnąć do torby po butelkę wody.

Wiem co powiecie, nie jestem zamknięty, mogę wysiąść na najbliższym przystanku. Oczywiście, macie rację, ale jaki to ma sens? Miałbym czekać w prażącym słońcu pół godziny na kolejnego busa, w którym warunki będą identyczne? Również zero klimatyzacji i ogromny tłok. A podkreślam, flota przewoźnika z którego niestety muszę korzystać, nie ma ani jednego busa z klimatyzacją. Nie widzę również sensu, by czekać pięć godzin aż słońce zajdzie i schłodzi się na tyle, by móc jakoś komfortowo wytrzymać w metalowej puszce bez klimatyzacji.

Nie wszyscy mają też możliwość podróży samochodem, wiele osób jest wręcz skazanych na te warunki, jak te psy zamknięte przez właścicieli. Zastanówcie się proszę nad tym.
Jeśli to czyta jakiś właściciel takiej firmy przewozowej, to niech sobie weźmie do serca i przestanie torturować swoich klientów zaślepiony chęcią zysków i oszczędności na klimatyzacji.

Natomiast jeśli to czytają jacyś urzędnicy odpowiedzialni za transport publiczny, wprowadźcie nakazy montowania klimatyzacji, bardzo proszę, bo w końcu skończy się to tragedią.

komunikacja_miejska

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (184)

#57039

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Studentka czwartego roku chemii. Dostała do wykonania doświadczenie, zaczęła zbierać co jej jest potrzebne, ale widać, że z czymś ma problem. Chodzi, myśli, czyta zawzięcie procedurę, wreszcie się poddaje. Podchodzi wymachując jakimś odczynnikiem i rzecze:

- Jest napisane, że potrzebuję tego 5 gramów. Tylko jak ja mam to zważyć jak to jest ciecz?

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 603 (727)

#38660

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zły to ptak co własne gniazdo kala. Jednak wbrew temu przysłowiu, postanowiłem wrzucić kamyk do ogródka mojego szpitala.

Zostałem wezwany na "cito!" na konsultację psychiatryczną do Oddziału Nefrologii. Pytanie do mnie brzmiało: "Czy pacjentka może przebywać w pomieszczeniu bez krat?". Samo w sobie było to kuriozalne, więc tym chętniej poszedłem na górę.

Istotną informacją jest to, że tym czasie część Nefrologii była w remoncie, więc "wynajmowali" trzy sale od Chirurgii.

Na miejscu okazało się, że mają pacjentkę ze świeżo zdiagnozowaną niewydolnością nerek, która od kilku dni się buntowała. Nie zgadzała się na dializy, na przeniesienie do innej sali, ani na branie leków. W dodatku krzyczała na pielęgniarki i nawet ostatnio groziła, że się zabije. Ordynator miał jej dość, zastanawiali się czy wypisać ją do domu czy też przenieść na Psychiatrię.

Usiadłem z pacjentką w spokojnym miejscu. Początkowo była nieufna ale z czasem klimat rozmowy się ocieplił. W miarę czasu zaczął wyłaniać się o tyle śmieszny co straszny obraz zdarzeń.

Pacjentka, mówiąc oględnie, nie była geniuszem. Ot, prosta kobieta w wieku średnim. Olimpiady z matematyki by nie wygrała ale na poziomie konkretu rozumiała całkiem dobrze.

Okazało się, że nikt nie zadał sobie trudu by jej cokolwiek wyjaśnić. Nie wiedziała ona, że ma niewydolność nerek i na czym to polega. Nie wiedziała co to są dializy i po co miałaby mieć je robione. W dodatku usłyszała, że mają ją przenieść na Chirurgię i bała się, że będą chcieli jej coś wyciąć. Ponieważ niczego nie rozumiała, więc reagowała agresją jak zapędzone w kąt przestraszone zwierzątko.

Spokojnie wyjaśniłem pacjentce niuanse medyczne i rozwiałem wątpliwości. O dziwo, okazało się, że pacjentka nie tylko zgadza się na dializy ale nawet pójdzie salę na Chirurgii pod warunkiem, że nie będzie żadnej operacji.

Na zaleceniach konsultanta ze złośliwą satysfakcją napisałem:
"Proszę rozmawiać z pacjentką".

Szpital w dużym mieście

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1268 (1304)

#7209

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Sytuacja latem w Tesco w Łodzi. Sobota. Czynne dwie kasy, do obu spora kolejka, w jednej, przede mną stał ok. 40-letni [f]acet, widać, że po solarium, czarne okulary (od początku miałem wrażenie, że ma podbite oko, mimo okularów było widać kawałek fioletowej skóry), a z nim [p]lastikowa laska max. 20 letnia, też solarium, różowa bluzeczka, krótki spódniczka i białe kozaczki.
W kolejce do drugiej kasy trochę z tyłu stał dość niski(ok. 170 cm), młody [c]hłopak (chyba licealista), dobrze ubrany - markowe ciuchy, wysportowany. Cały czas obserwował parkę przede mną.
Podeszła do mnie [k]obieta w zaawansowanej ciąży z kilkoma rzeczami w wózku i spytała czy mógłbym ją przepuścić. Widać było, że panujący upał jej nie służy, więc bez wahania się zgodziłem. Następnie podeszła do faceta i spytała o to samo.
[f] Nie!
[k] Ale ba...
[f] (przerywając kobiecie) Nie słyszałaś idiotko co powiedziałem?!
[k] Czy mógłby...
[p] (tym razem jego towarzyszka jej przerwała) Spierdalaj dziwko!
W tym momencie wtrącił się chłopak z kolejki obok, mówiąc głośno do faceta:
[c] Teee! Masz, kurwa, jakiś problem?
Facet już zaczął się odwracać i zaczynać coś mówić, ale gdy zobaczył chłopaka, szybko zaczął patrzeć przed siebie. Nie widząc reakcji, chłopak kontynuował:
[c] Pamiętasz mnie frajerze?
Laska zaczęła mówić kolesiowi, żeby jakoś zareagował na to, że jakiś gówniarz go obraża, ale facet jakby się wyłączył. Stał i patrzył przed siebie.
[c] To ja ci wpierdoliłem tydzień temu pod Bedroomem (klub w Łodzi) - chwila przerwy - Jak chcesz, to możemy to powtórzyć, wyjdziemy na zewnątrz, wyjebię ci, pozbierasz zęby z chodnika i się rozejdziemy.
Znowu zrobił przerwę, facet stał bez ruchu, a laska cały czas po cichu kazała mu jakoś zareagować.
[c] No i czego stoisz jak idiota, odstaw koszyczek, weź swoją kurewkę i wypie*dalaj.
Facet posłusznie wykonał polecenie, nie patrząc, na chłopaka, a ten zwrócił się do kobiety w ciąży:
[c] Przepraszam za język, ale inaczej by nie podziałało. Pomóc w czymś pani? Może zanieść zakupy do samochodu?

Tesco

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3008 (3234)

#68073

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Polacy to naród oszczędny - chyba każdy się z tym zgodzi.

Było sobie raz schronisko górskie. Jest zresztą nadal; nazwy nie wymieniam, bo to nieważne. Co ważne dla historii - była w nim toaleta (bo musiała być) i to płatna. Koszt - powiedzmy 1 PLN: na drzwiach był taki automat, wrzucało się, robiło co trzeba, wychodziło. Proste.

Co robili turyści? Chodzili w krzaki wokół schroniska, bo przecież wydać złotówkę na "potrzebę" - to tak drogo. Oczywiście, kupić w schronisku piwo za 6 złotych (takie samo, które w sklepie w miejscowości nieopodal kosztowało 2,5) - to już drogo nie jest. Jak pisałem - Polacy są oszczędni, ale nie skąpi ;-)
Na efekt długo nie było trzeba czekać, zwłaszcza latem, gdy upały, jak parę tygodni temu, ruch wokół schroniska duży... Nietrudno sobie wyobrazić, jaki zapach zionął z okolicznych krzaków.

Co na to obsługa schroniska? Otworzyła drzwi na stałe, zaparła kołkiem - ale karteczka, że toaleta płatna - została. Pomysł był taki: generalnie, to trzeba płacić, ale jak ktoś jest taki strasznie oszczędny i chce być cwany, to niech lepiej skorzysta za darmo, zamiast zrosić i udekorować okoliczne zarośla.

Efekt? Turyści dalej chodzą w krzaki. Bo a nuż ktoś kontroluje, czy zapłacono czy nie zapłacono... Polak jest nie tylko oszczędny, ale i podejrzliwy...

Cóż więc zrobiło schronisko? Zdjęło kartkę o płatności za toaletę. Pomogło? Nie bardzo. Wielu turystów dalej chodziło w krzaki, z przyzwyczajenia (tak, jak modne jest jeżdżenie "na pamięć", tak tu można było zaobserwować "sikanie na pamięć").

Pomogła dopiero wielka kartka, że TOALETA BEZPŁATNA wraz z drugą, zakazującą załatwiać się za schroniskiem. I dopiero wtedy można było w letni ciepły dzień usiąść z jedzeniem na ławkach przed schroniskiem...

schronisko górskie

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 308 (374)

#71447

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podobnie jak Selenhe, szukałem - i poniekąd szukam nadal - szczęścia w miłości na portalach randkowych.

Osobiście żadnych piekielnych historii stamtąd nie mam, gdyż panie nagminnie nie odpisują na wiadomości, które wysyłam - nawet odmownie. Ot, dwie odpowiedzi "nie zaiskrzyło", trzy raczej krótkie wymiany wiadomości bez kontynuacji... Nuuda...

Trafiłem jednak na panią Magnolię (nick zmieniony, bo jednak...), która barwnie opisywała swoje spotkania, zawarte za pośrednictwem tegoż portalu. Dość sympatyczna, dość inteligentna... Do spotkania, oczywiście, nie doszło, ale za to dostałem zgodę na rozpropagowanie w internetach jej wspomnień. Jeśli się spodoba, szykuje się długa seria, bo po uporządkowaniu wyszło tego 12 bitych stron rękopisu. Musiałem tylko poprawić gramatykę i interpunkcję - bo w oryginale to taki trochę strumień świadomości - i oto, przed Państwem:

______________________________________________________
PIĘĆDZIESIĄT TWARZY MAGNOLII ALBO SEKS (I NIE TYLKO) W TAKIM SOBIE MIEŚCIE

Prolog
Drodzy Panowie, tu można oszaleć... Kto mnie tu odwiedza: sami właściciele, ależ ten nasz naród bogaty, każdy ma swoją firmę świetnie prosperującą:) rozumiem, że chcecie się dowartościować, ale może nie w ten sposób. Pan X, właściciel firmy, co się okazuje po czasie? Oczywiście jest właścicielem, ale samozwańczym, gdyż jest taksówkarzem...

Pan Y jest właścicielem, podobnie jak pan X, co się okazuje? Jest stolarzem :) Pan Z również jest właścicielem, chyba własnych spodni. Jak się okazało, musiał to wpisać, aby kobiety chciały się z nim umówić… Niestety jest bezrobotny. Pan totalny bezmózgowiec, słowo daję, również był właścicielem. Okazało się, że jest złomiarzem, zbiera złom i osobiście go oddaje do skupu, więc nazwał się właścicielem... Panowie, litości! Być kucharzem, stolarzem itp. to żadna ujma, opamiętajcie się! Takich przypadków, jak podane tutaj jest masa, więc jak widzę w profilu zawód: właściciel, to już nie mogę się doczekać, jaka niespodzianka pod tym się kryje. Zawód zarząd/dyrektor również pozostawia wiele do życzenia... Ale mamy zakompleksione społeczeństwo, zakompleksiony człowiek to słaby człowiek, ja szukam osobowości silnej, zdecydowanej, poważnej i odpowiedzialnej, a ci pseudowłaściciele, dyrektorzy niech pajacują w cyrku, a nie zaśmiecają mi pocztę przecież to, co robicie jest żenujące...


Rozdział 1. Niespotykanie oszczędny człowiek

Poznałam tutaj kiedyś pewnego pana, przystojny, zadbany, wykazywał się kulturą, wydawał się facetem na poziomie (ale jak to często bywa, na początku ludzie dobrze się kamuflują), nawet zapłacił za kawę. Sensacja! Niebywały gest z jego strony, zapewne musiał odchorować ten wydatek przez kilka tygodni, jak się później okazało, ale do tego dojdziemy :)
Zaczęłam się z nim spotykać, ale całkiem niezobowiązująco... Nie zwracałam na początku uwagi na jego „oszczędność".
Zapraszał mnie na kawę, ale to ja musiałam za nią zapłacić, zwrócić za paliwo za to, że mnie gdzieś podwiózł, choć wcześniej sam się deklarował. Kiedyś poszliśmy do knajpki na drinka. On zamówił piwo, wypił je i postanowił wypić kolejne. Zapewne było mu gorąco, gdyż siedział w kurtce. Co ciekawe, nie poprosił o kelnerkę, tylko zaczął się rozglądać, chciał być dyskretny - i tu nagle niespodzianka: spod kurteczki wyciąga puszkę piwa i pod stołem przelewa do szklaneczki. Ręce mi opadły! Na moją krytykę odpowiedział pytaniem „po co mam wydawać na piwo 12 zł, skoro w sklepie jest za 4 zł?".
To wynocha pod sklep, a nie dziadować w knajpie... No prawdziwy as, prawdziwy as...
(...)
Kiedyś powiedział, że trwonię pieniądze (tak dla przypomnienia: nigdy nie zapłacił za mnie, pomijając pierwsze spotkanie:)). Wracając do tego trwonienia - zamówiłam sałatkę z kurczaczkiem za 29 zł. Powiedział, że "za tę kwotę w domu mogłabym cały gar sałatki narobić". Na urodziny dostałam od niego prezent. Wow! Byłam w ciężkim szoku - torebka firmy Triumph, więc nie mogłam wyjść z podziwu. Dla tak okrutnego skąpca to niebotyczny wydatek. Otwieram, a tam nieziemska niespodzianka... różowa haleczka z metką "made in China". Przypadkiem widziałam ją w podziemiach w centrum, kosztowała 25 zł... Pytanie, dlaczego zapakował ją w takie opakowanie - "chciał, żeby elegancko wyglądało".
(...)

A teraz coś o jego narcyzmie :)
Jego największy przyjaciel – lustro.
I wciąż pytał: jestem przystojny? dobrze wyglądam? jestem umięśniony? jestem inteligentny? I w koło Macieju to samo... Stroił się na wysoki połysk i uważał, że na ulicy każdy mu się przygląda i to dlatego, że mu urody zazdrości... Ależ on musi mieć zrytą głowę! Czy wyobrażacie sobie mieć z kimś takim do czynienia? I on się dziwi, że mając 38 lat (oczywiście domagał się, aby mówić mu, że nie wygląda na tyle) jest sam, nie ma dzieci, stałej partnerki i żadna go nie chce! Biedaczek żalił się, że chodzi do psychologa. Ja uważam, że Tworki by nie pomogły...
__________________________________________________

Jeśli pojawią się dobre oceny, pojawią się następne odcinki. A w nich, miedzy innymi: piroman (który okazał się także mistrzem pływackim), maniak seksualny 1 i maniak seksualny 2, koneser mniej wykwintnych trunków i apapu, intelektualista i jeszcze kilku biznesmenów. Bądźcie z nami!

portal randkowy

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 623 (675)

#74344

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historia, jak to przyrzeczenie lekarskie składają niewłaściwi ludzie.

Lat mając 15, zauważyłam, że z moim ciałem coś jest nie do końca tak. Ale ponieważ życiu to nie zagrażało, do lekarza nie pobiegłam od razu. Jednak z biegiem czasu wada ta zaczęła mi mocno doskwierać, powodując znaczne zaniżenie samooceny i z roku na rok było tylko gorzej.

W końcu, kiedy wkroczyłam prawnie w wiek dorosłości, zapisałam się do ginekologa, jako że problem i natury bardziej ginekologicznej.

Pani doktor sprawiała wrażenie osoby kompetentnej, wysłuchała, z czym przychodzę, po czym padło hasło o ściągnięciu górnych warstw odzieży.
Już rozebrana, staję przed panią ginekolog, po czym pada jedno zdanie, które ruszyło lawinę:

- O, ale z taką dużą asymetrią, to ja się nie dziwię, że pani jest dziewicą, chłopaka sobie pani w życiu nie znajdzie, tak wyglądając!

Otóż mam pewną wadę, przez którą biust mój nie rozwinął się jak powinien, z jednej strony zapomniało mu się mocno dorosnąć do drugiej. Czego pani ginekolog, lekarz, który na subtelnościach kontaktu z pacjentką powinien znać się, jak żaden inny, nie omieszkała mi w dosyć chamski sposób wytknąć.

Spróbujcie sobie wyobrazić, co takie słowa znaczyły dla młodej dziewczyny, w liceum, która powinna przeżywać swoje pierwsze miłości i zauroczenia.

Efekt?

Lata spędzone najpierw u chirurgów, a kiedy okazało się, że ze względów zdrowotnych operacja nie może być wykonana, u psychiatrów, psychologów i psychoterapeutów (te wizyty to też materiał na cały tom księgi skarg i zażaleń).

Obecnie mam lat 25, cholernie boję się wychodzić z domu, bo mam wrażenie, że każdy tę wadę widzi (a moja własna matka dokłada swoje pięć groszy, notorycznie wypominając mi, że ona się przeze mnie wnuka nie doczeka), a na pytanie o męża, czy dzieci z reguły po prostu się śmieję. Już dawno przestałam wierzyć, że kiedykolwiek ktoś zaprosi mnie na randkę, czy że przeżyję pierwszy pocałunek i pierwszy raz. Z powodu przesiadywania w czterech ścianach odsunęli się ode mnie znajomi, nie jestem w stanie skupić się na nauce, więc studiów, mimo prób, nie udało mi się skończyć, pracuję jedynie dorywczo, bo panicznie boję się nawiązywać bliższe relacje z ludźmi, przez co często po paru miesiącach sama się zwalniam i idę do nowej pracy, gdzie sytuacja się powtarza. A najciekawszymi wydarzeniami w moim życiu są zmiany leków psychotropowych, bo skutki uboczne czasem bywają kolorowe.

Rozumiem, że nie można przewidzieć, kiedy człowiek ma słabszą psychikę. Ale czy właśnie ze względu na to, nie warto każdego pacjenta traktować z empatią?


PS. Korzystam z pomocy zarówno psychiatry, jak i psychoterapeuty. Noszę odpowiednio dopasowaną wkładkę i specjalne biustonosze. Mam swoje hobby i zainteresowania, poprzez które poznałam on-line kilku ciekawych i sympatycznych ludzi, choć przesiaduję głównie w domu.
Ta historia miała na celu pokazać, jak do pacjentów podchodzą niektórzy lekarze i jak takie nieprzemyślane zachowanie może się skończyć - absolutnie nie chodziło o uzyskanie czyjegokolwiek współczucia.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 220 (270)

#85693

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem gejem i chciałbym zabrać głos w sprawie ideologii LGBT.

Na początku muszę napisać trochę o sobie. Jestem normalnym facetem, orientacja nie jest sensem mojego życia, tylko moją cechą. Nie obnoszę się z tym, nie chodzę na parady przebrany za kobietę czy obwieszony dildosami i nie domagam się od nikogo specjalnego traktowania. Moi rodzice są katolikami, ja jestem katolikiem tak zwanym WWW - Wigilia, Wielkanoc, Wszystkich Świętych. Rodzice nigdy nie mieli problemu z moją orientacją. Znajomi również. Nigdy nikt mnie nie dyskryminował, nie atakował ani nic z tych rzeczy. Na imprezy i inne spotkania, gdzie wszyscy przychodzą w parach, ja przychodzę ze swoim facetem i nikt nigdy nie miał z tym żadnego problemu. Zachowujemy się normalnie, nie gzimy się przy ludziach, co zresztą uważam za obrzydliwe i niegrzeczne niezależnie od orientacji.

Nigdy z powodu swojej orientacji nie miałem żadnych problemów ani nieprzyjemności, ale obawiam się, że niedługo się to zmieni, a to za sprawą ruchu LGBT, który rzekomo walczy o tolerancję i nastawia całą Polskę przeciwko nam, homoseksualistom.

Walka o tolerancję w wykonaniu LGBT polega na obrażaniu, opluwaniu i atakowaniu wszystkich, którzy nie są homo i nie podzielają tej ideologii. Atakowani są nawet biseksualiści, bo też nie są homo, tylko bi. Walka o tolerancję w wykonaniu LGBT polega na bezczeszczeniu polskiej flagi, bezczeszczeniu symboli religijnych katolików oraz na galopującej agresji, nienawiści i pogardzie do innych ludzi, co można zaobserwować bez trudu w przestrzeni publicznej, zwłaszcza podczas parad równości - choćby słynne nagranie jak osobnik z tęczową flagą na twarzy nazywa ludzi o innych poglądach "starymi k***ami" i życzy im śmierci. Walka o tolerancję w wykonaniu LGBT polega na szerzeniu nienawiści do wszystkich, którzy mają inne poglądy. LGBT to najbardziej nietolerancyjni ludzie, jakich widziałem...

Ludzie ci oddają homoseksualistom niedźwiedzią przysługę. Nie chodzi im o żadną tolerancję, chodzi im o władzę i pieniądze. Homoseksualistów wykorzystują jako pretekst do terroryzowania społeczeństwa i wymuszania na władzy różnych rzeczy. Geje tacy jak ja są w ich rękach tylko i wyłącznie narzędziami, środkiem do osiągnięcia celu.

Nigdy nie było żadnych problemów i konfliktów na linii homo-hetero, dopóki nie pojawiła się ideologia LGBT. Homoseksualizm =/= LGBT. Homoseksualizm to orientacja, nie ideologia.

Nie dziwię się społeczeństwu, że ma dość ideologii wciskanej im siłą i terrorem. Sam mam dość.

Dlatego proszę, w imieniu swoim i wszystkich normalnych gejów, nie utożsamiajcie każdego z nas z tymi terrorystami.

lgbt

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 449 (557)

#77551

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sklep z owadem, zwanym powszechnie Biedronką. Stoję sobie w kolejce... a tu zmiana kasy, jedną kasę zamykają i trzeba przejść do kasy obok.

A teraz porcja zagadek:

Ile razy kasjerka musi powtórzyć prośbę o przejście, żeby wszyscy stojący w zasięgu słuchu usłyszeli?

Odpowiedź: 6 razy w sumie, przez trzy osoby z obsługi.

Ile osób będzie narzekać na nie wiadomo co?

Odpowiedź: cały sklep.

Ile osób z kolejki z powodu zmiany kasy, będzie wzywało boga na pomoc?

Odpowiedź: dwie.

Ilu dziadków "ja-tu-stałem-pierwszy" pobije się laskami?

Odpowiedź: też dwóch.

Czy to jednorazowa akcja?

Odpowiedź: Nie, takie rzeczy widziałem już trzeci raz.

Sklep z biedronką w logo

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (235)