Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

miljo

Zamieszcza historie od: 1 marca 2012 - 21:16
Ostatnio: 3 września 2013 - 20:56
  • Historii na głównej: 4 z 14
  • Punktów za historie: 4566
  • Komentarzy: 40
  • Punktów za komentarze: 152
 

#41014

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dużego sklepu sportowego.
Oprócz produktów "naszych", w ofercie znajduje się też duża pula produktów firmowych (Reeboków, Adidasów, Ników i takich takich). Cały psikus polega na tym, że buty tych marek nie przychodzą w dostawie w pudełkach, tak jak to ma miejsce w sklepach firmowych, tylko są pakowane w folię i władowywane do wielkiego kartonu (z nudów mnie kiedyś koledzy w niego zapakowali i wozili po magazynie - tak wielkiego). W każdym razie, nikomu to przeważnie nie przeszkadza, bo ceny atrakcyjne i klienci biorą bez pudełek.

Któregoś dnia stoję sobie na POKu (Punkt Obsługi Klienta) i podchodzi do mnie (K)lient, porządnie ubrany pan w okolicach 40tki. Zanim zdążyłam otworzyć buzię, by cokolwiek powiedzieć, pan dosłownie RZUCIŁ właśnie kupione buty Nike na blat i wypalił:
K: Pudełko.
Ja: Dzień dobry, ale w czym mogę pomóc?
K: Powiedziałem już, PUDEŁKO.
Ja: Ale co "pudełko"?
K: Durna jesteś? Pudełko na buty daj!

Normalnie w takiej sytuacji korzystam z cudownej zasady "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie", ale że miałam dobry humor, to tylko najspokojniej jak potrafię wytłumaczyłam, że nie mamy pudełek, że to przychodzi w wielkim kartonie, że bardzo mi przykro i że w ogóle. W rezultacie otrzymałam uroczą wiązankę na temat mojej niekompetencji, niekompetencji kierownictwa, niekompetencji firmy oraz naszej domniemanej niepełnosprawności umysłowej.

Kątem oka zauważyłam w pobliżu jednego z kierowników, nazwijmy go Piotrek. Piotrek wysłuchał grzecznie historii klienta i powiedział dokładnie to, co ja przed chwilą. Klient dalej swoje, że on chce pudełko na buty i wiązanka, że sami kretyni i oszuści w tym sklepie i on to na pewno zgłosi. Piotrek pokiwał głową, poprosił klienta o chwilę i poszedł na magazyn.

Wrócił chwilę później taszcząc ze sobą ten ogromny karton, w którym przychodzą buty. Postawił go na blacie, powiedział do mnie "M. machnij na tym łyżwę" (łyżwa to ten charakterystyczny znak Nike), włożył buty do kartonu i z uśmiechem na ustach podał klientowi dodając "dziękujemy za zakupy w X, zapraszamy ponownie". Mina klienta bezcenna.

A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że koleś zbaraniał kompletnie, podziękował, zabrał karton z domalowaną łyżwą i wyszedł ze sklepu :)

sklepy

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1445 (1481)

#40841

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracowałem kiedyś w salonie sprzedaży pewnej dużej sieci komórkowej, było to kilka lat temu, sieć miała jeszcze wtedy inna nazwę niż obecnie.

Pewnego dnia wpada do nas Klientka(K) i od progu zaczyna się na nas wydzierać, że jesteśmy złodzieje, krętacze, nie znamy się na swojej pracy i w ogóle nadajemy się tylko do pługa. Zaciekawiony powodem wściekłości Klientki, grzecznie zapytałem o co chodzi. Dialog wyglądał mniej więcej tak:

-(Ja): A czy powie nam Pani dlaczego niby nie znamy się na swojej pracy i kto Panią oszukał?
-(K): Kupiłam u was telefon i on nie nadaje się do użytku, nie da się z nim nic zrobić, nadaje się do wyrzucenia!!!
-(Ja): Ale o co konkretnie chodzi, co w nim nie działa?
-(K): Nie da się go naładować, to g**** jakieś jest!!! Ja panu pokażę, żeby nie było, że kłamię.

Po czym Klientka dosłownie rzuciła mi na biurko ładowarkę do owego telefonu i... baterię. Samą baterię. I drze się w najlepsze:
-(K): I gdzie ja niby mam tu ta wtyczkę wsadzić? Nie ma tu żadnej dziury, to jakiś chiński bubel jest, ja to zgłoszę.
-(Ja): Przepraszam, ale czy panie chciała wsadzić wtyczkę ładowarki bezpośrednio w baterię?
-(K): No a w co? Przecież baterię chce naładować!!!
-(Ja): Droga Pani, ale w trakcie ładowania bateria musi znajdować się w telefonie, to w telefonie ma pani odpowiednie wejście na wtyczkę.
-(K)(czerwona jak cegła): Jak to tak? I to będzie działać?

Kiedy reszta ekipy leżała pod biurkami i płakała ze śmiechu, ze stoickim spokojem zademonstrowałem Pani "jak to jest zrobione", po czym Klientka bez słowa wyszła, nadal czerwona jak burak.

Niestety, od tamtej pory już tej Pani nie widzieliśmy, a szkoda. Przychodził tylko czasem jej syn, ale jakoś nie był rozmowny, kiedy pytaliśmy co u Mamy.

usługi

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 723 (821)

#40801

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia bardziej śmieszna niż piekielna.

Zima, stoję w kolejce na poczcie, przede mną pan wysyłający list polecony. Niby nic nadzwyczajnego, ale...
Pani z okienka daje znaczek do naklejenia na list.
Pan oburzony:
(Pan) Co mi pani tu daje?
(Pani) Jak to co, znaczek pocztowy...
(Pan) Ale dlaczego tu jest napisane "kocham Cię", przecież ja to wysyłam do ZUSu, a ja ich nie kocham, a wręcz przeciwnie...
(Pani) Co ja panu poradzę, walentynkowa seria.
(Pan) Proszę mi to natychmiast wymienić na coś innego!

I dostał w zamian kwiatka czy innego ślimaka, bo grunt to nie okazać uczucia wrogowi :)

poczta

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1147 (1259)

#40889

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio czytałam artykuł na jednym z popularnych portali dotyczący ciężkiej pracy Stewardess i Stewardów...

Do najcięższych klientów podróżujących samolotem należą pijani pasażerowie, osoby nie dbające o higienę i hałaśliwe dzieci, które nie mogą usiedzieć na miejscu i dają się we znaki współpasażerom i załodze...

Opiszę tutaj dwie historie o takich dzieciach i ich piekielnych matkach - gdzie sama w tych historiach występuję jako piekielna. Kto był bardziej piekielny - oceńcie sami.

Historia nr 1:
Dziecko piszczy, kopie fotel na przeciwko siebie. Staje brudnymi butami na fotelu, odwraca się do tyłu i rzuca papierkami w współpasażera obok mnie.
Pasażerowie wraz ze Stewardessami bezskutecznie zwracali uwagę matce, by ta uspokoiła swoją latorośl.
Po godzinie lotu (a zostało jeszcze ładnych kilka godzin do końca podróży) nie wytrzymałam. Jak matka olała moje prośby by dziecko uspokoić, tak ja wpadłam na szatański pomysł.

Zaczęłam kopać fotel matki, która siedziała na miejscu przede mną, wstając pod pretekstem wyciągnięcia laptopa ze schowka na bagaż podręczny i w ręku trzymając kubeczek z wodą, niby przypadkiem ją oblałam, i jeszcze trąciłam w tą pustą głowę torbą od laptopa. Matka oburzona wstała i zaczęła na mnie wrzeszczeć, że co ja wyprawiam, że ona chce spokoju i grom wie jeszcze co... Przylepiłam na swoją twarz uśmiech i ze stoickim spokojem powiedziałam, że jak zaraz nie uspokoi swojego dzieciaka, to będę jej podróż tak umilać do samego końca. Groźba poskutkowała i był spokój do końca lotu.

Historia nr 2:
Tym razem dzieciak naprawdę z piekła rodem. W miejscu nie mógł usiedzieć, ciągle coś majstrował, kopał fotel, wiercił się tak i skakał na nim, że nie było sensu trzymać kubka na tacce, bo by zawartość w nim szybko się rozlała. Mało tego, wstawał, ganiał po przejściu, zasadził kopa w kostkę Stewardessie. Na zwrócenie uwagi przez personel i współpasażerów usłyszeli wszyscy wulgarnie, że mamy się kochać. W perspektywie jeszcze czekało mnie osiem godzin lotu. Nie miałam ochoty więcej znosić bachora i jego walniętej matki, która była zainteresowana czasopismem, a nie tym co dziecko odwala.

Postanowiłam zagrać nieobliczalną wariatkę.
Wstałam, ostro nawrzeszczałam na babę nie szczędząc wulgaryzmów wykrzyczałam, że jak tego bachora zaraz nie uspokoi to nie ręczę za siebie i zaczęłam wrzeszczeć, że niedawno wyszłam z psychiatryka i jeszcze do końca nie potrafię panować nad nerwami, więc lepiej, żeby ona i jej gnojek się o tym nie przekonali, bo ja jestem jeszcze oazą spokoju, ale lada moment mogę wybuchnąć. W efekcie matka w końcu uspokoiła szatana, zapięła w pasy i jak tylko zaczynał rozrabiać, wystarczyło, że się wychyliłam w jego stronę tak by mnie zobaczył i popatrzyłam na niego wzrokiem zabójcy z gestem poderżnięcia gardła, a znowu zachowywał się jak aniołek. Był wreszcie spokój i wszyscy odetchnęli z ulgą.

Gdy Stewardessa standardowo robiła obchód z pytaniem czy czegoś nie potrzeba, przeprosiłam za głośny i soczysty opiernicz dla matki dzieciaka i puściłam oczko. W odpowiedzi usłyszałam "Dziękuję, bo już nie mieliśmy siły na nich".

* Zdrowa jestem na umyśle, a wariatkę tylko zagrałam, żeby mamusia od "bezstresowego" wychowywania wreszcie uspokoiła dziecię.

Bachorstwo z piekielnymi matkami w samolocie

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 924 (1120)
zarchiwizowany

#41173

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem o piekielności zarówno klienta jak i sklepu.
Pare dni temu znajoma w pracy opowiedziala mi taką historie:
W skrócie - kupiła w sklepie mięso które po przyjściu do domu okazało się "o jeden krok za daleko" jesli chodzi o date ważności. Wróciła do sklepu i pod groźbą wezwania Sanepisu - odzyskała pieniądze.
I była bardzo zadowolnona ze swojej zaradności.... Do czasu jak ją opierniczyłem. I sam złożyłem donos do Sanepisu. Też robie zakupy w tym sklepie. Tak jak setki innych ludzi.
Ludzie. To że TY się zorientowałaś/eś nie znaczy że inni też dadzą rade. Pomyśl o starej babci co nie załapie że mięso już sie nie nadaje do spożycia i będzie miało sraczke przez tydzień.
Odzyskałeś pieniądze - ok. Ale ZGŁOŚ to. Dla dobra innych ludzi.
I pomyśl że jakby nie patrzeć - działąjąc na zasadzie "zwrot pieniędzy albo sanepid" - zgadzasz sie na łapówke w zamian za niezgłoszenie wykroczenia.

Tak samo byś zrobił/a widząc faceta gwałcącego kobiete ?
"Daj 100PLN albo dzwonie na policje"


ps. przepraszam za brzydkie porównanie - ale mierzi mnie taka znieczulica- "Bylebym ja dobrze na tym wyszedł. Co mnie obchodzą inni"

gastronomia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 384 (488)

#39171

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chodziłam do gimnazjum, gdzie było dużo dzieci z domu dziecka i okolicznych rodzin patologicznych. Co za tym idzie papierosy, alkohol, seks, ogólnie nieciekawe środowisko. (Oczywiście były też wyjątki!)

Ja uczyłam się dobrze i pomagałam tym, którzy tej pomocy chcieli (czy to nauczyć, czy przepisać zadanie, czy nawet coś zrobić za nich, albo dać ściągnąć) żeby się prześlizgnęli do kolejnej klasy.

Kiedy byłam w drugiej klasie, doszedł do mojego rocznika Mateusz. Chłopaczek uczył się przyzwoicie (3/4), nie wagarował, a i używek się nie chwytał. Razem się uczyliśmy, ogólnie ok.

Mateusza rodzice zginęli w wypadku i jedyną osobą z rodziny była babcia. Babcia ze swoją mikroskopijną emeryturką jednak nie spełniła oczekiwań jakiegoś inteligentnego inaczej kuratora i Mateusz trafił do domu dziecka. Dlatego właśnie zmienił szkołę.

Przez te 1,5 roku obserwowaliśmy jak chłopak się powoli stacza. Wagary, papieroski, coś mocniejszego... Trzeciej klasy nie zdał. Nasze drogi się rozeszły, a ja kilka dni temu spotkałam jego kolegę i akurat zeszło nam na temat Mateusza.

Nigdy nie skończył gimnazjum, zaczął się zadawać z jakąś lokalną mafią i siedzi teraz w więzieniu. Owacje na stojąco dla systemu po prostu.

gim

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 907 (1005)

#39175

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Klasa mojego syna podobno była piekielna. Najgorsza w szkole, nie da się z nimi pracować, te sprawy. Wywiadówka w 6 kl., propozycje wycieczki. Standard - jakaś firemka organizuje, drogo i dla 12-letnich dzieciaków nudno, kogo w tym wieku obchodzą muzea czy zabytki? Zgłaszam się na ochotnika, że zorganizuję wycieczkę do Karpacza - chodzenie po górach, wizyta w Western City, tor saneczkowy, ognisko, dyskoteka. Wszyscy się zgodzili.

Jedziemy pociągiem, moja koleżanka nauczycielka i ja jako opiekun oraz najgorsza klasa w szkole. No faktycznie. Podchodzi do nas oburzony pan, że oni markerami pociąg malują, a my sobie gadamy. Idę, mówię, żeby zmyli. I wyciągam przygotowaną wcześniej kartkę z nazwiskami i oświadczeniem, że jak ktoś coś zniszczy, to pokrywa szkody z własnej kieszeni albo naprawia. A jak my tego nie podpiszemy, to co? To nic, tylko ja mam wasze pieniądze na różne atrakcje, jak będę musiała mandat zapłacić, atrakcji nie będzie. Podpisali. Przy pomocy dezodorantów malunki zmyli. Przy okazji powiedziałam im, że jak ktoś coś wywinie, to lepiej niech od razu się przyzna, bo będę to inaczej traktować.
W klasie był Pawełek, "spadochroniarz" 2 lata starszy od reszty. Miły, grzeczny, takie biedne chucherko z patologicznej rodziny. Na kwaterze puka do drzwi.

P - Psze pani, bo pani powiedziała, żeby się przyznać...
J - A co się stało?
P - No bo byłem w wc i jakiś chłopak mnie popchnął, nie pozwolił wejść, to go uderzyłem.

Ok, idziemy do pań z innej wycieczki. Piekielne od razu do mnie z wrzaskiem, co to ma być, starszy młodszego uderzył, że ja dzieci nie pilnuję, itp. Patrzę na tego młodszego, 4 klasa, wypasiony na hamburgerach, 2x większy od Pawełka. Dość dosadnie wytłumaczyłam paniom sytuację. W końcu zabrakło im argumentów. No ale cóż, Pawełek też musi wiedzieć, że tak nie wolno. Misję wniesienia apteczki na Śnieżkę zniósł bez szemrania :)

Ostatnia noc - za koleżankę przyjechał jej mąż, taki udający ą ę. Ja wcześniej dzieciakom obiecałam, że jak będą cicho, to mogą sobie razem siedzieć w pokojach, do której chcą. Byli cichutko, czasem ktoś jedynie do toalety poszedł. Ale panu ą ę się nie spodobało, że dzieci jeszcze nie śpią, a późna pora była. To poszedł ich zagonić do łóżek. A dzieciaki do mnie: przecież się umówiliśmy, o co chodzi? Tak, umówiliśmy się, siedźcie sobie, ja z tym panem porozmawiam. Porozmawiałam, powiedziałam, że jak chce spać, to niech śpi, ja sobie dam radę. Próbował walczyć, ale mu nie wyszło...

Tuż przed odjazdem dzieci skaczą po łóżkach. Przychodzi kierownik ośrodka i informuje, że jedno się rozleciało i będzie to kosztować tyle i tyle. Pytam młodzieży, kto to? Cisza. No to dzielę koszt naprawy na ilość osób. Wszyscy zapłacili.

Przy okazji rozdania świadectw przyniosłam zdobyte przez nich odznaki GOT. Rzucili się jak dzicy, świadectwa ich mniej interesowały.
Potem towarzystwo rozproszyło się po gimnazjach. Ale kiedyś spotkałam bandę największych rozrabiaków.
"Proszę pani, niech pani jeszcze zorganizuje starej klasie taką wycieczkę, było super!". Łezka mi się w oku zakręciła.
Cóż, klasa jednak nie była piekielna, piekielni byli ci, którzy nie umieli do nich odpowiednio podejść...

wycieczka szkolna

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 808 (942)

#39185

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od roku noszę się z zamiarem założenia konta na piekielnych, do których mam chyba psie szczęście. Ale dziś czara goryczy się przelała.

Dziś moja "ukochana" babcia kupiła sobie szczeniaczka, chyba Yorka, ale to bez znaczenia. Przyszła pochwalić się swojej synowej, a mojej mamie. Niby nic piekielnego, ale nazwała suczkę imieniem mojej niedawno zmarłej siostry. I jeszcze zdziwiła się, że mama się popłakała...

rodzina

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 812 (946)

#39198

przez (PW) ·
| Do ulubionych
No i zaczęło się. Początek roku szkolnego. Myślałem, że będzie jakoś spokojnie, ale cóż.
Tak się składa, że jestem wychowawcą obecnej klasy trzeciej LO, klasa normalna, ogólnie sympatyczna, nie robią głupot poza standardowymi, typu ucieczka z jakiejś lekcji, czy zrobienie biznesplanu na przedsiębiorczość dla lokalu tańców topless albo odzyskiwania długów, normalka.
Wczoraj było typowo, przyszli, podyktowałem rozkład zajęć, po szkole ich oprowadzać nie musiałem, bo stare konie są, parę zdań organizacyjnych i do domu.

Przyszła jedna dziewczyna razem z matką, no i okazało się, że dziewczyna wpadła, jeszcze w ubiegłym roku szkolnym, ale dokończyła, bo jeszcze nic nie było widać. Teraz to już jest widoczne, no i o zdrowie chodzi.
No problemu specjalnego nie ma, dziewczyna ma 18 lat, zresztą chłopak chce się żenić, więc wszystko wygląda OK. Matka przyszła, żeby problemów nie było, no to spokojnie porozmawialiśmy, takie sytuacje już w szkole mieliśmy, więc po prostu porozmawiałem z nauczycielami głównych przedmiotów (żeby w razie potrzeby sprawdzian jej przełożyć, zwolnić z lekcji jak się źle poczuje, że jej nie będzie dłuższą chwilę itd.) i problemów żadnych nie było.

Ale, tu musi być piekielnie: od tego roku do szkoły trafił nowy ksiądz-katecheta. Nie było go na konferencji, nie raczył przybyć na rozpoczęcie roku (bo podobno miał inne obowiązki, chociaż jako zatrudniony na pełny etat miał psi obowiązek być, ale jak widać są równi i równiejsi).

No i pojawił się dzisiaj. Na trzeciej lekcji miał religię z moją klasą. Ja w tym czasie mam lekcję z inną klasą (organizacyjną, bo to pierwsza lekcja), a tu wkracza sekretarka i prosi mnie natychmiast do dyrektora. No nic, biorę dziennik i idę. Po drodze zauważam sporo uczniów z mojej klasy i już czuję, że coś będzie nie tak. I u dyrektora jest ksiądz i słucham relacji-
tu w skrócie:

-jak ta dziewczyna może chodzić na lekcje religii
-jak jako wychowawca mogłem do czegoś takiego dopuścić (!?)
-jak sobie wyobrażam dalsze kroki w związku z tą uczennicą
i trochę jeszcze nieprzyjemnego słownictwa.

Co się okazało: ksiądz, jako, że to była pierwsza lekcja, to chciał wszystkich poznać, uczniowie wstawali, parę słów o sobie mówili, itd. No i ta dziewczyna wstała, nawet nie zdążyła się do końca przedstawić, to usłyszała coś w rodzaju: JAK ŚMIESZ, CO TY TU (****) CHCESZ ROBIĆ, NIE CHCĘ CIĘ WIDZIEĆ NA LEKCJACH RELIGII, PUSZCZASZ SIĘ TO MASZ. Podobno było nawet gorzej, ale mniejsza z tym.

No i co się stało, dziewczyna się popłakała i wyszła.
Tyle, że reszta klasy wstała i wyszła za nią i zrobiła się afera.
Ksiądz zaczął się pieklić, zażądał, żeby wszystkim wpisać nki, mi zwyczajnie podniosło mi się ciśnienie i adrenalina zadziałała, to się w końcu odszczeknąłem:
nie wiem jak ksiądz, ale ja uczennicom pod kołdrę zaglądał nie będę.
No to się zaczęło: jakim to ja wychowawcą jestem, on to zgłosi do kurii (???), wylecę z roboty, a w parafii będę miał przechlapane. Trzasnął drzwiami i sobie poszedł, niezależnie od tego, że miał mieć jeszcze lekcje.
Dwie godziny później miałem lekcję ze swoją klasą, przywitało mnie złowrogie milczenie, to od razu zacząłem:

- dobrze zareagowaliście
- w razie dalszych konsekwencji będę was bronił
- dziewczynie (imię oczywiście pomijam) pomagajcie jak możecie
- sprawę księdza będę wyjaśniał z dyrektorem
- żadnych enek nie będzie

Z klasy usłyszałem, że dopóki ksiądz nie przeprosi, to oni nie będą chodzić na lekcje religii, plus hasła, że kogoś tam matka jest radną w powiecie i mnie nie ruszą, a oni jak trzeba uruchomią kampanię w mediach, itd.
No i teraz czekam co będzie, no kurde nowy rok szkolny się zaczął, że hej. Miałem nadzieję, że spokojnie po kolejnej zmianie można będzie do matury uczniów przygotować.
A tu się okazuje, że uczniowie to najmniejszy problem :(

Skomentuj (151) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1592 (1666)
zarchiwizowany

#38848

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Trochę mało piekielnie, ale śmiesznie.
Razem ze znajomą poszłyśmy do kina. Stoimy przy kasie, chcemy już zapłacić za bilet, a pani obsługująca (blondynka) pokazuje nam na takim monitorze odwróconym do nas wolne miejsca i każe nam sobie wybrać. W dobie zaawansowanej techniki znajoma myślała, że należy po prostu nacisnąć na dane miejsce i ono się zaznaczy. Z- znajoma B - bileterka
Z: (naciskając ) - już się zaznaczyło?
B: Ale co zaznaczyło?
Z: No miejsca, przecież naciskam.
B: Ale to trzeba powiedzieć, monitor tylko wyświetla, które wolne ( i śmiech )
Z: (speszona ) O matko, jaka ja głupia, normalnie jak blondynka jakaś.
Spojrzała na bileterke, speszyła się, czerwona jak burak.
Z : O matko, przepraszam, przepraszam.
B: Spokojnie, farbowana :)
Myślałam, że się położę na podłodze ze śmiechu.:)

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 103 (237)