Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

tatapsychopata

Zamieszcza historie od: 27 marca 2011 - 12:56
Ostatnio: 19 kwietnia 2024 - 12:29
O sobie:

Dla wszystkich bezmózgich pedalarzy, żeby nie musieli szukać daleko:

Art. 33. Obowiązki i zakazy dotyczące kierującego rowerem lub motorowerem:

3. Kierującemu rowerem lub motorowerem zabrania się:

1) jazdy po jezdni obok innego uczestnika ruchu, z zastrzeżeniem ust. 3a;

2) jazdy bez trzymania co najmniej jednej ręki na kierownicy oraz nóg na pedałach lub podnóżkach;

3) czepiania się pojazdów.

3a. Dopuszcza się wyjątkowo jazdę po jezdni kierującego rowerem obok innego roweru lub motoroweru, jeżeli nie utrudnia to poruszania się innym uczestnikom ruchu albo w inny sposób nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego.

  • Historii na głównej: 18 z 48
  • Punktów za historie: 9070
  • Komentarzy: 1790
  • Punktów za komentarze: 16094
 

#83114

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaliczyłem stłuczkę na rondzie. Wszyscy dookoła twierdzą, że to moja wina. Ja twierdzę inaczej. Zobaczymy, co będzie dalej... a było to tak.

Standardowe rondo dwupasmowe, nie turbinowe, z trzema zjazdami. Mówiąc obrazowo pierwszy w prawo, drugi na wprost, trzeci w lewo. Z formalnego punktu widzenia ten opis oczywiście jest nieprawidłowy, ale myślę, że wiadomo o co chodzi. Dojazd do niego w postaci dwóch pasów. Godziny poranne, więc ruch całkiem spory, ale bez nadmiernie intensywnego. Mój zjazd jest drugi, bo jadę na wprost.

Dojeżdżam do ronda, zmieniam pas na prawy (bo mniej samochodów na nim stoi), po krótkim oczekiwaniu wjeżdżam na rondo i jadę prawym pasem. Mijam pierwszy zjazd... no prawie mijam, bo w tym momencie centralnie w mój samochód z lewej strony ładuje się złotówa starym Mercedesem (mój Peugeot jest jeszcze starszy, ale to detal :) ). Jechał pasem wewnętrznym i skręcił w pierwszy wyjazd nie zwracając uwagi na to, czy ktoś jedzie pasem zewnętrznym.

Oczywiście awantura, machanie rękami, wrzaski "jak jedziesz debilu? Wzywam policję, zabiorą ci prawo jazdy" i tak dalej. No bardzo chętnie, zatem dzwonię na policję i zgłaszam stłuczkę.

Zbierają się ludzie, każdy twierdzi to samo - taksówkarz jechał prawidłowo. Zatrzymał się jakiś inny samochód, jego kierowca stwierdził, że nagrał całą sytuację na swojej kamerce. Świetnie, poprosiłem go o przesłanie mi nagrania, zgodził się zaczekać na policję. W międzyczasie wszyscy zgromadzeni łącznie z autorem nagrania opierdzielają mnie za spowodowanie wypadku. Mam na to centralnie wywalone, bo głos decydujący ma przecież policja...

Nie ma to jak być naiwnym.

Przyjeżdżają bagiety. Wysiada pani policjantka, drugi bagieciarz zostaje na razie w radiowozie. Opisuję co i jak, taksówkarz także pomagając sobie wydatnie rękami, w otoczeniu niezwykle bojowo nastawionego tłumu. Oględziny ronda, oznakowania, samochodów, nawet nagrania z kamery.

Werdykt? Moja wina, bo wymusiłem pierwszeństwo na taksówkarzu, zjeżdżał z ronda, to miał pierwszeństwo, bo ja złamałem przepisy jadąc prawym pasem dalej zamiast zjechać z ronda. Mandat bodajże 500 złotych i 6 punktów. Odmówiłem przyjęcia. Przyszedł drugi z policjantów i zaczął się wymądrzać, że cytuję "sąd mnie udupi na kilka tysięcy jak nie przyjmę". Nie przyjąłem. Ogólnie rzecz biorąc gliniarze sobie śmieszkowali ze mnie razem z gapiami opowiadając na przykład, że ludzie jeżdżą jak idioci i co chwilę mają wezwania na interwencje takie jak ta - mając na myśli rzecz jasna mnie.

Taryfiarz jeszcze się żołądkował, że mają sprawdzić moje OC, bo on poniósł spore szkody i musi auto naprawić, bo nie będzie miał za co żyć. Tu miał rację - do naprawy już gołym okiem widać było mnóstwo rzeczy, tyle tylko że raczej moje OC mu się do tego nie przyda.

Zażądałem w każdym razie skierowania sprawy do sądu i na odchodne powiedziałem bagieciarzom jeszcze, że niech się szykują powoli na patrolowanie nocami parków na piechotę, bo wożenie dupy w radiowozie za państwowe pieniądze zaraz po rozprawie się im skończy. A co, odrobina satysfakcji się mi należała :)

Oczywiście nie mam cienia wątpliwości, że wygram sprawę. Zastanawiam się tylko, czy prawo jazdy można teraz dostać za naklejki z Biedronki, jak te świeżaki, czy jak? Jeszcze rozumiem zwykłych ludzi, ale żeby policja się tak kompromitowała nieznajomością przepisów?

stłuczka rondo debile przepisy

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (190)

#82875

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Chciałam tak trochę wylać swoje żale.
Chodzi mi od nawał świadczeń socjalnych w ostatnim czasie. Do niedawna w pełni popierałam ideę 500+, ale w tym momencie już wcale tak optymistycznie na to nie patrzę.

Jakby nie patrzeć, jest to pomoc finansowa dla rodzin z dziećmi. Tak, wiem, nie wzięła się z powietrza, tylko z naszych podatków, niemniej przed erą 500+ też płaciliśmy podatki, a takiego wsparcia nie było.
Boli mnie jednak, że ludzie zrobili się tak strasznie roszczeniowi. Tak strasznie kombinują, żeby jak najwięcej wydrzeć.

Podobno już od tego roku będzie wypłacany również dodatek 300 zł na wyprawkę szkolną. Z ciekawości poczytałam na forach reakcje i co? 90% uczestników dyskusji ma pretensje. A bo nie wszystkie dzieci obejmuje, a bo co z tego że człowiek 18-letni formalnie jest już dorosły? Dalej podniosło się larum, że przecież wyprawka dla jednego dziecka w podstawówce, przy darmowych podręcznikach kosztuje 1000 zł. Serio? To gdzie te dzieci się zaopatrują?

Któregoś dnia moja mama wróciła z pracy cała w nerwach, bo koleżanka zaczęła narzekać, że te 300 zł na wyprawkę to za mało, że to przecież więcej kosztuje. Może i kosztuje więcej, ale akurat w tym przypadku i ona i jej mąż całkiem nieźle zarabiają, dostają 500+ bo mają dwoje dzieci i lament, że nie wystarczy.

Dodatkowo znam takie przypadki i wielokrotnie o takich słyszałam, gdzie dziecko w akcie urodzenia nie ma wpisanego ojca, żeby dostać dodatek.

Ludzie, trochę pokory. Pokolenia się wychowały w realiach, gdzie nie przysługiwały żadne dodatki i dało radę przeżyć. Dzieciak nie musi co roku mieć nowego plecaka, piórnika, niech szanuje to co ma. Ubranka, na litość boską, dzieci szybko rosną i nie zdążą ich nawet zużyć. Za mojego dzieciństwa standardem było donaszanie ciuchów po starszym rodzeństwie (wiadomo, tych w dobrym stanie) i nikt na mnie krzywo nie patrzył, bo w mojej klasie każdy ze starszym rodzeństwem tak miał. Zresztą, do tej pory się wymieniam ubraniami z siostrą.

Społeczeństwo stało się strasznie roszczeniowe. Ok, nie mam dzieci, może nie wiem jak to jest. Ale po prostu przykro mi jest, gdy słyszę, że samotna matka zarabiająca oficjalnie najniższą krajową, w ciągu dwóch lat dzięki dodatkom wszelakim i przekazywanym pod stołem wyrównaniem do godniejszej pensji, zdążyła odłożyć kwotę jakichś 70% wartości niewielkiego mieszkania na rynku pierwotnym. Tymczasem ja przez rok pracy za faktycznie najniższą krajową dałam radę uzbierać kwotę, która pozwoliła mi kupić kilkunastoletnie auto, a i tak na konieczne naprawy i ubezpieczenie musiałam pożyczać pieniądze od rodziców. I wcale nie przehulałam reszty pieniędzy na byle co. Po prostu tyle mnie życie kosztowało.

I niech odkłada dalej na to mieszkanie, ale szkoda, że kombinacjami, a nie uczciwą pracą.
Trochę odnoszę wrażenie, że program, który w założeniu miał pomóc, wyciąga z ludzi najgorsze cechy i już przestaję mieć pewność, że komukolwiek faktycznie pomógł.

Skomentuj (65) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (237)

#52816

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako że ani Nutricia Polska, producent Bobovity, ani Państwowa Inspekcja Sanitarna w Chorzowie, a także Carrefour w Chorzowie, nie poczuwają się do obowiązku poinformowania klientów o możliwości znalezienia się pleśni w obiadkach Bobovita junior-obiadek, warzywa z wołowiną w sosie pomidorowym, jestem zmuszony zrobić to ja.

W kwietniu 2013 roku zakupiłem w hipermarkecie Carrefour w Chorzowie, ul. Parkowa 20 kilkanaście sztuk słoiczków marki Bobovita, w tym obiadek - warzywa z wołowiną w sosie pomidorowym w ilości trzech sztuk, seria 570200/L:05.01.2015. Po otwarciu pierwszego z nich odczuwalny był smak pleśni zarówno przeze mnie, jak i przez żonę. Uznaliśmy, że być może nie zwróciliśmy uwagi i słoiczek był nieszczelny. Otwierając drugi upewniliśmy się, że jest on szczelnie zamknięty, wieczko nie było wypukłe i podczas odkręcania wydało charakterystyczne 'pyk'. W tym słoiczku również wyczuwalny był smak pleśni.

Przypomnieliśmy sobie wtedy z żoną iż w marcu mieliśmy już taki przypadek z jednym ze słoiczków Bobovita, nie pamiętaliśmy jednak którym. Uznaliśmy wtedy, że na pewno był otwarty i został wyrzucony do śmieci.

Mając na uwadze niedawną aferę wywołaną przez Panią Kamilę T. z Lublina, która rzekomo znalazła w kaszce firmy Nestle szczura i od razu powiadomiła o tym opinię publiczną poprzez Facebooka, a który to szczur okazał się być grudką kaszki, zaniechałem podzielenia się tym z wszystkimi pochopnie i pod wpływem emocji, by nie szkodzić wizerunkowi firmy.

Podzieliłem się więc najpierw z tym wyjątkowym odkryciem firmie Nutricia Polska i poinformowałem ich o fakcie wyczuwania pleśni. Po zapewnieniu mnie iż to jest niemożliwe, a jeśli już, to na pewno słoiczek był nieszczelny, odwiedziła mnie Pani przedstawiciel i zabrała ode mnie otwarty słoiczek do badań. Jednocześnie kupiła do badań, jak się później okazało, w Carrefourze słoiczki tej samej serii w ilości sztuk 2.

Kilka dni później otrzymałem od Nutricia Polska takie pismo:

http://images61.fotosik.pl/421/e06af8d1d18f2e81med.jpg

Fragment pisma:

"...Eksperci ds. zapewnienia jakości natychmiast po otrzymaniu informacji przystąpili do badań. Sprawdzili zapisy dotyczące dnia produkcji wyrobu i potwierdzili, że proces ten przebiegał prawidłowo.

Dodatkowo specjaliści przeprowadzili badania tzw. prób trwałościowych (obiadki z tej samej partii produkcyjnej, przechowywane na terenie zakładu produkcyjnego zgodnie z wymogami systemu zapewnienia jakości) - wyniki potwierdziły prawidłową jakość przebadanego produktu. Smak i zapach były właściwe.

Udostępniony przez Pana otwarty słoiczek (zawierający około 90% produktu) oraz zakupione przez naszą przedstawicielkę dwa słoiczki obiadku z tą samą datą przydatności i w tym samym sklepie gdzie Pan dokonał zakupu przekazałam do badań w Dziale Zapewnienia i Kontroli Jakości. Testy wykazały, że zapach i wygląd obiadków były zgodne z charakterystyką w normie jakościowej. Smak produktu z zamkniętych słoików był właściwy. Eksperci nie stwierdzili zapachu i smaku pleśni..."

Pomyślałem - niby wiem jak smakuje pleśń, moja żona wie jak smakuje pleśń, ale może coś z nami jest nie tak, bo Pani zapewniała mnie jeszcze przez telefon, że taki posmak jest charakterystyczny dla tej potrawy (?). Sprawdziłem w Carrefourze na półkach - po otrzymaniu od nich pisma słoiczki tej samej serii stały tam nadal, więc uznałem - jakby coś rzeczywiście znaleźli, nawet gdyby mówili inaczej, to przecież by partię usunęli z półek.

Jednak tego samego dnia, kiedy Pani z Nutricia odwiedziła mnie zabierając słoiczek, udałem się z drugim otwartym do Państwowej Inspekcji Sanitarnej w Chorzowie i zgłosiłem, że obiadki tej serii mogą zawierać pleśń. Otwartego słoiczka ode mnie nie przyjęto, z uwagi na to iż nie wiadomo ile i w jakich warunkach mogłem go przechowywać, co jest dla mnie zrozumiałe. Sanepid przyjął zgłoszenie i obiecał się zająć sprawą.

W dniu 29.07.2013, czyli ponad 3 miesiące po zgłoszeniu, odebrałem z poczty takie oto pismo z Państwowej Inspekcji Sanitarnej w Chorzowie:

http://images65.fotosik.pl/422/f5fabbe602a63490med.jpg

"W dniu 18.04.2013r. przeprowadzono kontrolę interwencyjną w sklepie Carrefour ul. Parkowa 20 w Chorzowie, w trakcie której pobrano do badań Obiadek Bobovita Warzywa z wołowiną w sosie pomidorowym.

Badania sensoryczne wykazały zapach charakterystyczny dla użytych warzyw, pozostałych surowców i użytych przypraw, smak - swoisty z WYCZUWALNYM POSMAKIEM OBCYM. W związku z powyższym w celu dalszej weryfikacji pobrano do badań laboratoryjnych w/w próbki w kierunku oznaczania pleśni.

Badania wykazały w 3 na 5 próbek obecność 1 kolonii pleśni, w związku z czym podjęto działania zgodnie z kompetencjami. Przesłano informacje do Inspekcji Weterynaryjnej nadzorującej producenta, która podjęła stosowne działania."

Czyli jednak smak nas nie mylił.

Tego samego dnia poinformowałem o tym Nutricia Polska, przesyłając im skan pisma od Sanepidu i informując, że wynik ich "badań" zasadniczo różni się od wyniku badań Państwowej Inspekcji Sanitarnej.

Firma skontaktowała się ze mną informując, że kontrola na zakładzie produkcyjnym nie wykazała żadnych nieprawidłowości i wszystkie produkty są najwyższej jakości. Poinformowano mnie również, że jestem jedyną osobą, która taki fakt zgłosiła i że przykro im, że mam takiego pecha. Wg nich najprawdopodobniej wina leży po stronie Carrefoura, który nieodpowiednio przechowuje/transportuje słoiczki i nawet jeśli było charakterystyczne pyk przy otwieraniu, to istnieje możliwość iż były mikronieszczelności, dzięki którym rozwinęła się pleśń. Na moje pytanie dlaczego wobec tego nie rozwinęła się w innych słoiczkach Bobovita (skoro są seryjnie niewłaściwie przechowywane/transportowane), tylko akurat w wołowinach w sosie pomidorowym kupionych przeze mnie jak i przez Sanepid, nie uzyskałem logicznej odpowiedzi.

29.07.2013, po otrzymaniu pisma z Sanepidu, odwiedziłem Carrefour, kupiłem 2 sztuki tego słoiczka, jednak z inną datą ważności - 570200/L:21.02.2015 i po otwarciu jednego z nich znowu to samo - smak pleśni.

W rozmowie telefonicznej z Panią z Nutricia Poland poinformowałem o tym fakcie i spytałem czy poinformują i ostrzegą klientów chociaż o tym, że słoiczki tej serii z tego konkretnego sklepu mogą zawierać pleśń (skoro przerzucają winę na stronę sklepu), lecz Pani powiedziała, że nie ma ku temu podstaw, bo ich kontrole niczego nie wykazały i wszystko jest w należytym porządku.

Zadzwoniłem więc do Sanepidu w Chorzowie i poinformowałem Panią, żeby skontrolowali również słoiczki tej serii, bo wg mnie z tymi również jest coś nie tak. Powiedziano mi, żebym przyszedł i złożył pismo. Odpowiedziałem, że jestem sam z dzieckiem, gdyż żona pracuje do godz. 22 i nie dam rady ich odwiedzić, ale zgłaszam to telefonicznie. Przecież i tak muszą jechać kupić te produkty do badań jak poprzednim razem. Pani mówi, że ona nie może opuszczać budynku, a inne osoby są w "terenie". Czyli krótko mówiąc pleśń w obiadkach dla małych dzieci - nie jest to sprawa niecierpiąca zwłoki. Po kilku minutach Sanepid zgodził się bym wysłał mu zgłoszenie mailem, co uczyniłem.

Pani z Sanepidu poinformowała mnie również, że:
- Był dzisiaj już u nich jakiś Pan z Nutricia Polska.
- Oni zakładu nie mogą kontrolować i robi to Inspekcja Weterynaryjna, któremu oni to przekazują. A kontrola Inspekcji Weterynaryjnej nic nie wykazała.
- Że tak naprawdę ilość pleśni była tak niewielka, że gdyby to było danie dla dorosłych, to nawet by o tym nie poinformowali, ale że to jest jedzenie dla małych dzieci, no to... wypadałoby.
- Na moje doniesienie o tym, że przedwczoraj kupiłem również słoiczek z pleśnią, Pani z Sanepidu zasugerowała mi, że być może mi się wydaje i może to być nie pleśń, a... tymianek, użyty w tej potrawie.

Moim celem nie jest psucie wizerunku marki Bobovita, gdyż kupowałem produkty tej firmy przez dwa lata będąc zadowolony i nie spotkała mnie przez ten czas, żadna niemiła niespodzianka. Ale skoro żadna ze stron nie kwapi się do ostrzeżenia klientów, to w takim razie poczuwam się do obowiązku poinformowania rodziców, by sprawdzali dokładnie i próbowali słoiczki tych serii, kupionych szczególnie w tej lokalizacji, gdyż mogą natrafić na pleśń, która to w składzie potrawy dla dzieci nie ma prawa się znajdować w żadnej ilości.

Uważajcie na "tymianek".

bobovita

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1278 (1384)
zarchiwizowany

#82675

przez ~Adamsson ·
| było | Do ulubionych
Rowerzyści - temat rzeka, wiadomo nie od dziś.

Na początek pytanie do wszystkich: do czego służy chodnik?
Oczywiście jak sama nazwa wskazuje - do jeżdżenia po nim na rowerze.

Sytuacja z dzisiejszego dnia:
Idziemy z córką chodnikiem, spokojnie, tempo spacerowe, rozmawiamy sobie i nagle słyszę dzwonek. Odwracam się - oczywiście - "miszcz" dwóch kółek.
J(a) - Proszę pana, po chodniku nie wolno panu jeździć rowerem
M(iszcz) - Wolno, jeśli chodnik ma więcej niż 2 metry szerokości, ten ma
J - ale ulica wzdłuż której biegnie nie ma podwyższonej prędkości maksymalnej (chodnik przy wąskiej osiedlowej uliczce)
M - coś marudził pod nosem, nie słyszałem dokładnie bo był już dość daleko od nas

Pan miszcz pojechał... i co zrobił za chwilę? Oczywiście przez przejście dla pieszych przejechał. Bo do czego służy przejście? Jak sama nazwa wskazuje do przejeżdżania przez nie rowerem.

Moje miasto - miasto inspiracji - wzięło się ostatnio za takich miszczów dwóch kółek jeżdżących po chodnikach. Oczywiście natychmiast sami zainteresowani podnieśli krzyk, że jak to tak? że nie ma ścieżek, żeby prezydent przejechał się rowerem 5km przez centrum itp... Kiedy widzę takich artystów jak ten dzisiaj, oraz tych jeżdżących jakby przed każdą jazdą wpisywali sobie DNKROZ albo IDDQD* to w pełni popieram działania policji i SM. Oby wam wlepili jak najwięcej mandatów, tego wam i im życzę.

* - kody na nieśmiertelność z gier DUKE NUKEM 3D oraz DOOM ;-)
Gimby nie znajo

miszczowie dwóch kółek miasto inspiracji

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (113)

#82519

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Urząd Paszportowy w Gdańsku. Byłam razem z moją Przyjaciółką i jej Mężem. Przyjaciółka jeździ na wózku elektrycznym.

Odsłona 1.
Akurat było oberwanie chmury, a przy wejściu do Urzędu nie ma podjazdu - jest podnośnik. M poszedł zawiadomić kogoś o konieczności podejścia i uruchomienia podnośnika. Zastał pana ochroniarza, bawiącego się kluczykiem, który obwieścił, że pracownika od podnośnika dziś nie ma. Kazał iść naokoło do tylnego wejścia (tłumaczenie w stylu "o tam" i niewyraźny ruch ręką na ścianę). Poczekaliśmy aż deszcz przestanie padać, poszliśmy.

Odsłona 2.
Okienka są odgrodzone schodkami - bo RODO. Jest też winda dla niepełnosprawnych, na kluczyk zamykana, więc kolejne 10 minut czekania, aż ktoś ją łaskawie odblokuje (bo nie można było zrobić przycisku jak w normalnych windach, po co).

Odsłona 3.
Ja w tym czasie poszłam zaczekać sobie gdzieś na krzesełko - trafiło się w części obsługującej imigrantów.
Czarnoskóry mężczyzna pyta o coś panią w kasie, powoli, poprawną angielszczyzną. Baba patrzy na niego i: "MÓW DO MNIE PO POLSKU".
Na pozostałych twarzach maluje się tęsknota za umysłem. Podeszłam, załatwiłam panu sprawę, podziękował itp.
Okazało się, że baba nie zna ŻADNEGO języka obcego, nawet rosyjskiego (3/4 klientów to byli Ukraińcy) - więc ja się pytam - jaka jest jej przydatność na tym konkretnym stanowisku?!

urząd_paszportowy niepełnosprawni języki_obce

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (255)

#82415

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szpital publiczny w średnim mieście (miasto 16.000 mieszkańców, powiat 100.000 mieszkańców).

Interesantka [i] rozmawia z recepcjonistką [r]:

-[i] dzień dobry, potrzebuję zapisać się do okulisty
-[r] w tym roku już nie prowadzimy zapisów (jest środek czerwca)
-[i] a na następny rok ?
-[r] jeszcze nie prowadzimy zapisów
-[i] to poproszę prywatnie
-[r] dobrze, poproszę 140zł i już wyciągam kartę, trzeba będzie chwilę w kolejce poczekać.

Co myślicie o kaucji 50 zł za zapisanie się do lekarza?

Szpital; okulista; NFZ; podatki

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (153)

#82607

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oo tym, co się wyprawia u nas na RODosie*

Niedawno nabyliśmy starą, bardzo zaniedbaną działkę.
Od dekady nikt tam nie bywał, więc możecie sobie wyobrazić - istna dżungla drzew, krzewów i oczywiście chwastów, otoczona niskim płotkiem (może 1,5m wysokości).

Zaczęliśmy więc swoje poletko doprowadzać do ładu - kosić trawę, przycinać drzewka, pielęgnować i porządkować.
Wywołało to OGROMNE zainteresowanie całej społeczności. Nie tylko nasi bezpośredni sąsiedzi, ale ludzie z odległych czasem pół godziny spaceru działek, zaczęli "walić drzwiami i oknami" na pielgrzymkę celem sprawdzenia co, kto, po co i za ile? Nasz płot zaczął przypominać prawdziwy "żywo-płot" złożony z ludzi :D

Jak to latem, w upały - zaczęliśmy po uprzątnięciu bajzlu korzystać na poważnie - robić pikniki, grille, wystawiać basen do pochlapania się wodą.
Razem z naszą aktywnością uaktywniły się Lokalne Strażniczki Moralności.
Chodziły one na skargę do Zarządu, że nienormalni zboczeńcy [mąż w kąpielówkach, ja w bieliźnie, dzieci znajomych wg. wieku - albo w kostiumach albo w pieluszce etc.] urzędują na tej działce i że one będą dzwonić po policję.
To podnieśliśmy płotek, zamontowaliśmy pasujące do otoczenia osłonki z wikliny. Płotek 1,5m, a osłonka około 1,8m.

Na takie podłe postępowanie LSM poszły na skargę, że to nie poligon, żeby się grodzić, że osłonki mamy zdjąć natentychmiast, bo regulamin!!! Że brzydko! Że jak tak można się nie integrować - chamy!

A przy płocie dalej wystają godzinami i japę drą, że one zadzwonią po mops i policję, bo zboczeńcy demoralizują dzieci.
Przy płocie, przy którym obecnie muszą stawać na palcach, albo podkładać sobie polne kamienie, żeby nas widzieć.

*dla niezorientowanych RODos to taka czuła nazwa dla ogródków działkowych (ROD, Rodzinne Ogrody Działkowe).

działki ROD babcia-wizjerek sami zboczeńcy szalone staruszki

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (206)

#81977

przez ~Lamer ·
| Do ulubionych
Jako kierowca nie mam nic przeciwko rowerzystom, uważam że droga jest dla wszystkich... ale ;)

Ulica Janka wiśniewskiego w Gdyni jest dwupasmówką, krytyczną dla płynności ruchu w mieście ulicą. Wzdłuż niej, niemal na całej długości jest chodnik będący równocześnie ścieżką rowerową (znak C-13/C-16). Niestety regularnie zdarza się, że rowerzyści ignorują go i jadą sobie ulicą. Poza godzinami szczytu nie jest to problemem, ale w szczycie zdarzyło mi się widzieć jadący ulicą rower, za nim autobus, który nie był w stanie go wyprzedzić (drugim pasem jechały samochody, dla autobusu było za wąsko, żeby go wyprzedzić 'swoim' pasem).

Samemu raz zdarzyło mi się otrąbić delikatnie jadącego tam ulicą rowerzystę. Dogonił mnie na światłach i kulturalnie zapytał jaki mam problem ;) Powiedziałem mu że ma tu ścieżkę rowerową. Jego odpowiedź?

"Ale ja mam rower szosowy".

Kto tu jest piekielny, oceńcie sami.

rowerzyści

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (169)

#81886

przez ~Wanglersky ·
| Do ulubionych
Bardzo "spodobał" mi się wpis #81652 o urzędasach, a już totalnego banana na mojej twarzy wywołało stwierdzenie "Tu zwracam uwagę na pierwszą piekielność i idiotyzm. Moja ziemia, mój własny dom, a jakiś popaprany urzędniczyna daje mi pozwolenie".

Wiecie z jakiego powodu w Polsce machina urzędnicza MUSI być tak rozwinięta, że na wyjęcie cegły potrzeba 20 świstków papieru z pieczątką ministra i proboszcza? Odpowiedź jest prosta - bo Polak Polakowi Ch... znaczy Polakiem...

Oczywiście zgadzam się, że Polska maszyna urzędnicza przypomina bardziej koło napędzane osłem (dosłownie i w przenośni) niż sprawny komputer a wszystkie druki urzędowe powinny być ograniczone do minimum i załatwiane w jednym okienku.

Wracając do tematu - na przestrzeni mojego doświadczenia zawodowego i prywatnego spotkałem się z wieloma stwierdzeniami "moje, moja, prywatna, to złodzieje, urzędasy itp.". Co dziwne, w każdym z tych przypadków bardzo mocno działało prawo Kalego - Ja nie mogę uzyskać pozwolenia na rozbudowę domu o 2 kondygnacje i zasłonić sąsiadom dostępu do słońca, widoków itp. to źle. A przecież to moja ziemia i nikomu nic do tego! - ale jak sąsiad nie może się rozbudować i mi zaglądać z 2 piętra w ogródek to dobrze.

Właśnie z tego powodu konieczne jest milion pięćset dwa dziewięćset papierków - Ty nie masz komina, ale potrzebujesz na to zaświadczenia. Dlaczego? Bo zapewne nie jeden Janusz oszczędzania też komina nie zgłosił i teraz w ramach oszczędności pali opony i śmieci w swojej piwnicy śmiejąc się, jak to on nie "wyrolował fiskusa".

Kolejna sprawa to "domorośli deweloperzy". Zanim weszło w życie Lex Szyszko - czyli kto ma siekierę ten rąbie - bardzo często "Janusze dewelopingu" kupowali małe działki, uzyskiwali zgody na zabudowę jednorodzinną a przedstawiali plany budowy 2 lub 3 kondygnacyjnego domu z 6 oddzielnymi mieszkaniami - każdy powie, że to jego sprawa co chce wybudować i ok. Problem polega na tym, że Janush chciał wycinać z posesji 70-100 letnie drzewa jako osoba prywatna (za friko) a sprzedawać mieszkania jak przedsiębiorca (a Ci za wycinkę drzewa musieli płacić/robić nasady).

Ja też wolałbym żyć w takiej rzeczywistości, w której każdy chociaż odrobinę myśli o drugim człowieku żyjącym w pobliżu. Niestety, w naszym kochanym kraju każdy przejaw grzeczności brany jest za strach i uległość a chamstwo i agresja za odwagę i "branie co mi się należy". Do sąsiadów można chodzić, prosić i tłumaczyć żeby nie palili liści benzyną pod twoim oknem, to Cię wyśmieją, ale raz powiedz, że zaraz zrobisz komuś z d.. jesień średniowiecza i wrzucisz go do tego ogniska, to nabierasz "szacunku" i nagle można palić liście w bezpiecznym dołku z dala od twoich okien.

Więc następnym razem wypełniając stosy WAM niepotrzebnych papierów pamiętajcie, że za każdym kolejnym pozwoleniem/drukiem/oświadczeniem itp. kryje się historia jakiegoś debila lub Janusha biznesu, a także wasze bezpieczeństwo - i przed wypadkiem i przed nielegalnym Januszem. Pamiętaj, to że ty jesteś normalny i nie wybudujesz świniarni lub apartamentowca w środku osiedla domków jednorodzinnych nie oznacza, że Janusz za płotem nie robi właśnie "magistra prawa na wyższej uczelni WWW" i nie poszukuje sposobu jak obejść wszelkie obostrzenia i uprzykrzyć twoje życie w imię jego "prawa własności"!

Urzędy Janusze biznesu własność

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 242 (290)

#81920

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ledwo wyjechałam rowerem na drogę, a już kilka piekielności za mną…

Moja codzienna trasa biegnie wzdłuż sporego targu. Targ jest ogrodzony, jest jedno główne wejście. Wzdłuż płotu jest kolejno: pas zieleni, ścieżka rowerowa i chodnik. Wszyscy emeryci, spieszący rano na zakupy, lezą środkiem ścieżki rowerowej, mimo że do bramy zostało jeszcze 100 metrów. Warto nadmienić, że nie reagują na dzwonek, wołanie, nic o poziomie decybeli niższym niż trąba jerychońska (młodsi użytkownicy drogi też preferują ścieżkę rowerową zamiast chodnika, ale przynajmniej na dźwięk dzwonka odskakują spłoszeni).

Dalej ścieżka dochodzi do przystanku autobusowego i mija go łukiem z tyłu. Niestety, tam również trzeba zachować czujność, ponieważ stanie "za przystankiem" jest o wiele atrakcyjniejsze niż "na przystanku", więc łatwo o kolizję.

I na koniec sytuacja z wczoraj: jadę wspomnianą ścieżką (obok, jak wspomniałam, szeroki i wygodny chodnik), z naprzeciwka nadciąga mamuśka, tata i dziecię w wózku. Ja nadjeżdżam, oni suną prosto na mnie. Krzyczę do nich, że to ścieżka rowerowa, a nie chodnik, na co madka odkrzykuje oburzona: "No przecież wózek to też pojazd!".

A sezon dopiero się zaczął...

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (151)