Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

trollinka

Zamieszcza historie od: 21 grudnia 2011 - 22:23
Ostatnio: 7 lutego 2022 - 21:48
Gadu-gadu: 5506793
O sobie:

Bardzo często mam większą radochę z komentarzy pod historią niż z samej historii:)

  • Historii na głównej: 4 z 8
  • Punktów za historie: 3378
  • Komentarzy: 82
  • Punktów za komentarze: 640
 

#29738

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Mój najlepszy przyjaciel to geniusz matematyczny. Od zawsze tak było. Ja widzę świat słowami, on liczbami.
Dość, że nauczycielka matematyki w liceum strasznie go nie lubiła.

I jestem w tym momencie obiektywna. Do odpowiedzi chodził co lekcję. Nikt inny nie był pytany przez cały pierwszy semestr. Serio.
Zawsze umiał.
Tu jeszcze można by myśleć, że poznała się kobiecina na jego talencie i pytała, żeby go zmotywować.
No nie.

Sama uczyła średnio umiejętnie, u niego odbywały się tzw. obiady środowe, podczas których nauczał po 15-20 osób z klasy z matmy. Nieodpłatnie. Bo ludzie nie rozumieli. A kumpel tłumaczy świetnie.
Karmił też nieźle.

Nauczycielce coś nie grało, że nagle ze średniej około 2-2,5 klasa skoczyła na 4-5. Uznała, że wszyscy ściągamy, w związku z czym zarządziła sprawdziany co lekcja i odpytkę przy tablicy. Kiedy okazało się, że umiemy, zachwycona nie była. Węszyła spisek. Powiedziała wprost, że coś jej tu śmierdzi z ocenami i ona dojdzie co.

Miałam kiedyś na ławce książkę. Jego książkę. Coś o matematyce i coś trudnego. Nie czytałam, miałam przekazać, bo nie było go w szkole. Za gruba, żeby schować do mojej blichciarskiej torebki. Zaciekawiona nauczycielka podeszła, pochwaliła, że się interesuję, że robili to na studiach, że trudna pozycja, że skąd mam. Powiedziałam, że to jego, że ja tylko mam oddać. Wtedy też dowiedziałam się, że najwyraźniej żadna dziewczyna go nie chce, co jej nie dziwi, skoro kolega ma taką aparycję, że ma czas na takie kobyły, którymi na studiach wymiotowali, że tak się ładnie wyrażę.
Że ona sama (stara panna jak i ja) w życiu by nie tknęła chłopaka z TAKIM trądzikiem.

Naprostował ją kiedyś na lekcji. Wiadomo, był klucz odpowiedzi. Rozwiązała zadanie sama, wynik jak z klucza, po czym kolega śmiał stwierdzić, że w obliczeniach jest błąd. Kiedy podszedł do tablicy, by go wyjaśnić, kobieta omal nie zwariowała. Kazała mu się wynosić z klasy, że nie będzie podważać jej autorytetu. Że nic nie wie i się wymądrza. Że wyniki się zgadzają, a on jest kompletnym idiotą. Wyszedł. Nawet się pożegnał jak na kulturalnego człowieka przystało. Potem napisał do wydawnictwa. Dostał odpowiedź po kilku tygodniach, że zrobili błąd w tekście i że dziękują. I udzielają mu półrocznego rabatu na zakup ich wydań.

Miotało nią jak szatan. Jak wścieknięta zaczęła atakować.
Nigdy prace domowe nie były sprawdzane. Nigdy. Robiliśmy je. Prewencyjnie. Raz nie było czasu, zadania z gwiazdkami, czasochłonne. Mieliśmy ważny sprawdzian. Chcieliśmy być w porządku, poszliśmy przed lekcją zgłosić, że nie mamy zadania, bo sprawdzian. Że chcielibyśmy na lekcji. Uczciwie jak do człowieka. Powiedziała, że tak, że jak najbardziej. Rozwiążemy wspólnie.

Na lekcji otworzyła dziennik i powiedziała, że sprawdzimy zadania domowe. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy. Alfabetycznie. Wszyscy mówili, że nie mają.
Doszła do kolegi. Powiedział to, co my. Kazała mu podejść do tablicy i rozwiązać "skoro zawsze wszystko wie i taki jest mądry".
Zrobił na miejscu.
Dostał jeden za brak w zeszycie.
Kazała mu rozwiązać zagadkę Einsteina. Zrobił. Zajęło mu nie więcej jak 5 min.
Ona miała inne rozwiązanie na kartce. Jak się okazało - błędne. Dostał następną jedynkę za podważanie kompetencji nauczyciela.

Zdawał rozszerzoną matematykę, co w sumie niedziwne. Ona starała się zablokować tę możliwość. Robiła wszystko, co mogła i czego nie mogła, żeby na to nie pozwolić. Dość powiedzieć, że zniszczyła jego deklarację maturalną na oczach klasy, za co spotkała ją nagana od dyrektora. Wtedy powiedziała, że zrobi wszystko, żeby nie dopuścić go do matury, co było trudne, bo pomimo jedynek za krzywy uśmiech, musiała oceniać jego sprawdziany uczciwie. Są na to w końcu dowody.

Uparła się, że go nie puści. Stawiała mu banie za brak podkreślenia tematu, za nieprzygotowanie do lekcji (bo ostrzył ołówek podczas), za lekceważenie poleceń nauczyciela (kiedy kazała mu iść po miotłę i zamieść korytarz, bo jest brudno).
Jedynek nazbierał, ale podchodził ze spokojem. Średnia, nawet ta ważona, wychodziła powyżej 3.
Ona jednak uznała, że nie dostanie oceny pozytywnej i wpisała niedostateczny.

Kazaliśmy mu się odwoływać, nie zostawiać tego. Że my się wstawimy. Cała klasa. Solidarnie. Uznał, że nie ma potrzeby. Napisał wniosek o egzamin komisyjny.

Nietrudno się domyślić, że zdał śpiewająco, dyrektor był zachwycony, natomiast drugi nauczyciel, który go egzaminował to koleś, któremu mój kumpel sam dawał korki z matmy dwa lata wcześniej, a który trafił do naszej szkoły wprost po studiach.

Bilans jest taki, że nauczycielka nadal uczy, mój kumpel stracił rok, bo egzaminy odbywają się w sierpniu, a matury są w maju. Poszedł na informatykę.

Ona truje się swoim własnym jadem, bo on wygrał konkurs dla programistów i dostał pracę u największego producenta układów scalonych na świecie.
Po trądziku zostało mgliste wspomnienie, jest młody, zdolny, dziewczyny go uwielbiają, zarabia kilka razy tyle, co ona.
I wiedzie mu się świetnie.

Jeśli karma istnieje, to właśnie dała jej po pysku.

szkoła

Skomentuj (91) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2132 (2248)

#14390

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w drukarni... ale tym razem będzie o mojej poprzedniej pracy.

Otóż kiedyś pracowałem jako... wróżka. Dokładniej nazywało się to chyba "asystent wróżki" ale nazewnictwo jest tutaj sprawą drugorzędną. Uprawiałem tak zwane wróżbiarstwo esemesowe.

Krótki pogląd jak ta praca wyglądała - jednocześnie proszę potraktować to jako przestrogę jeżeli kiedykolwiek zdarzyło się wam skorzystać z pomocy takowej "wróżki". Otóż zasiadało się przed komputerem, w salce gdzie stało takich stanowisk 40. Tam to, dzień i noc, na 3 zmiany, siedzieli mnie podobni desperaci (desperacko potrzebujący kasy, znaczy się) i stukali w klawiatury przepowiadając ludziom przyszłość. Całość była obsługiwana przez specjalny system, zbierający dane o użytkownikach z możliwoscią uzupełniania ich przez pracowników. Tak więc, jeżeli pisaliście kiedyś do wróżki informując że macie problem z dziewczyną, to bądźcie pewni że gdzieś tam w systemie macie swoją zakładkę z tekstem "frajer któremu nie staje" czy innym podobnie celnym opisem. Innymi też słowy: te wszystkie głębokie porady to wymysły gostka siedzącego przed kompem z kawą w ręce i opędzającego cię jak najszybciej i najbardziej "ezoterycznie" aby szybko przejść do nastepnego łosia.

Po takim wyjaśnieniu niektórym może zakiełkować myśl że praca ta jest wysoce niemoralna. W sensie - przecież siedzisz i robisz ludzi w wała. Miałem takie myśli przez mniej więcej pierwsze dwa dni, a potem moi klienci sami mnie z tego wyleczyli.

Praca ta nauczyła mnie mianowicie jednego: ludzie to debile. Straszni debile. Niektórzy - to wręcz debilistyczni recydywiści; mam tu na myśli takich którym 15 porad wróżki nic nie pomogło ale uparcie piszą po raz 16-ty. Moje sumienie zaspokoiłem prostym wywodem logicznym: jeżeli ktoś jest na tyle głupi, że wierzy że po przysłaniu sms-em swojej daty urodzenia jakaś wrożka powie mu jaka przyszłość go czeka - to jest po prostu debilem proszącym się żeby wywałować go z kasy. Kropka.

Po tym przydługim wstępie - kilka przykładów bezdenności ludzkiej głupoty, z podziałem na "kategorie". [J] = Ja, [K] = Klient(ka)

1. "Poszukiwaczka"
[K] Kochana wrózko, zgubiłam kluczyki do samochodu, gdzie one są??
[J] Droga Pani X, moim wewnętrznym okiem dostrzegam że znajdują się one w miejscu gdzie je ostatnio widziałaś. Poszukaj tam gdzie je odkładałaś po ostanim użyciu.

2. "Wszyscy spiskują"
[K] Kochana wróżko, ostatnio zaczynają mi ginąć łyżeczki do herbaty, co się z nimi dzieje?
[J] Moja droga, wyczuwam że co jakiś czas ktoś przychodzi do ciebie z wizytą, czy mam rację?
[K] Tak, moja sąsiadka często wpada do mnie na herbatę.
[J] Droga Pani X, teraz wszystko jest jasne, wyraźne i oczywiste - kiedy Pani nie patrzy, sąsiadka podkrada pani łyżeczki.

3. "Kiedy kogoś poznam" (tu drobne wyjaśnienie - ogólnie 90% klienteli to kobiety, z nich zaś około 50% to klientki po 40-ce które zadawały w kółko jedno, znane mi już do zerzygania, pytanie - "kiedy w moim zyciu pojawi się jakiś mężczyzna". Statystyka wykazała że musi to byc wysoki brunet z własną firmą.)
[K] Moja kochana wrózko, kiedy w moim życiu pojawi się jakiś mężczyzna?
[J] Moja droga, moje wewnętrzne oko aż świerzbi, widzę zamglony obraz... czy możesz mi wysłać sms-em swoją datę urodzenia?
[K] xx-yy-zzzz
[J] Wizja staje się coraz wyraźniejsza, ostrzejsza - do pełnego obrazu muszę znać twoje imię aby wyliczyć twoją liczbę astrologiczną
[K] Nazywam się Q
[J] Moja droga, możesz się cieszyć, wyraźnie widzę że niedługo poznasz wysokiego bruneta z własną firmą.
[K] Dziękuję ci z całego serca kochana przecudowna wróżko! Mam jeszcze jedno pytanie - jaki ma samochód???

Wszelkie odstępstwa od formuły były niechętnie widziane:

[J] ...i widzę że poznasz wysokiego blondyna z własną firmą. Dużo zarabia, ma 2 samochody, widzę że się pobierzecie i na miesiąc miodowy wyjedziecie na Karaiby. Będziecie mieli dwójkę dzieci i dożyjecie szczęśliwej starości.
[K] Blondyn? Na pewno nie brunet..?:(

4. "Magik" (w tej kategorii przeważali faceci)
[K] Jest taka dziewczyna, w której się kocham, co mogę zrobić aby ze mną była.
[J] Widzę że jesteś w porządku facetem, i że ona cię lubi. Wystarczy odrobina wysiłku. Zaproś ją gdzieś, porozmawiajcie, sprobuj pokazać jej swoje zainteresowania. Zabłyśnij poczuciem humoru.
[K] To brzmi skomplikowanie... Myślalem o przepisie na jakiś eliksir miłosny...
[J] Oczywiście. Weź azbestową miskę i ołowiany moździerz, wrzuć do niego kępkę szałwii i główki makowe...

Do dziś się zastanawiam czy ktoś skorzystał z moich przepisów i czy przeżył.

5. "Przyszłość ogólna"
[K] Chciałabym wiedzieć co się stanie w najbliższej przyszłości.
[J] Podaj mi swoje
- imię (= 1 sms za 7 zł)
- datę urodzenia (= 1 sms za 7 zł)
- imię kota (= 1 sms za 7 zł)
- plus co mi tam przyszło do głowy żeby wyciągnąc kasę
[K] Więc?
[J] Widzę pożar, płomienie, dym... Doradzam ubezpieczenie mieszkania ponieważ może to nastąpić już w ciągu najbliższych 10 lat.

Było tego mnóstwo. Szczerze, po trzech miesiącach zrezygnowalem z tej roboty bo moja wiara w ludzkość została porządnie podkopana. A to tylko wyrywki z działu wróżbiarskiego. Żebyście wiedzieli co się działo na "rozrywkowym"...

Skomentuj (94) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1009 (1149)

#10051

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja, która doprowadziła mnie dzisiaj do łez :)
Idę sobie spokojnie po Warszawie, a tu nagle jedzie radiowóz na sygnale. Gdy zbliżał się do przejścia dla pieszych z głośników poleciał komunikat:
- Bardzo proszę nie wchodzić na jezdnię.
Ale jedna blondi, krótka spódniczka, szpile łup na drogę. Radiowóz ledwo wyhamował z piskiem i funkcjonariusz skomentował:
- Pani Britney też się to tyczy! Proszę ruszyć tę zgrabną dupę z jezdni!

wawa

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1212 (1312)
zarchiwizowany

#22976

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kojarzycie z seriali takie sytuacje, gdzie dwóch bohaterów rozmawia takimi półsłówkami nie używając szczegółów i jeden z nich myśli, że rozmowa ma silnie seksualny podtekst? Myślałam zawsze, że są mega przerysowane, ale widać nie.

Tytułem wstępu, jestem biseksualna i aktualnie spotykam się z dziewczyną, Kasią. Dodatkowo mieszkam ze swoim przyjacielem (facetem), który jak dowiedział się o fakcie istnienia mojej drugiej połówki, to bardzo chciał ją poznać. Ot takie męskie fantazje.

No i przyszedł dzień, gdy oznajmiłam Tomkowi, że Kasia wpadnie na noc. Jednak koło 20, ona zadzwoniła do mnie, że jednak ma egzamin, nie przyjdzie, przeprasza i przekładamy na jutro. Ok, rozumiem. Ponieważ Tomek siedział szczelnie zamknięty w pokoju, nic mu nie mówiłam, a na ten samotny wieczór zamówiłam pizzę. I tu zaczyna się historia właściwa.

Około 22 dzwoni domofon ( [J] - ja [T] - Tomek) Ja wylatuję tylko w skąpym szlafroczku, bo zaraz po kąpieli i krzyczę.
[J] To do mnie! Otworzę!
Jeszcze nie wyszłam z pokoju, a on dzzzzz i otwiera drzwi do klatki.
[T] Byłem w kuchni, to otwieram.
[J] Dzięki, oj nawet sobie nie zdajesz sprawy, jaką mam ochotę!
[T] Zazdroszczę...
[J] No co Ty, czego? Wiesz to chodź do mnie do pokoju, podzielę się z Tobą, przecież sama i tak nie dam rady! Musisz mi z nimi pomóc!
Tomek wywalił oczy jak pięć złotych
[T] Z nimi? Myślałem że będzie jedna.
[J] Miałam ochotę na dwie różne i nie mogłam się zdecydować, to co przyłączysz się?
[T] A..ale jesteś pewna?
[J] No jasne, co tak sama będę! Przecież Bóg kazał się dzielić!
[T] Znaczy, wiesz, Boga bym w takiej sytuacji nie przywoływał...
[J] No wiem, że o tej porze to istna rozpusta, ale nie mogłam się powstrzymać. To co dasz się namówić?
[T] Trochę mnie zaskoczyłaś...
[J] No! Ja wiem, że chodzisz na siłownię, bo Ci brzuszek wisi, ale przecież i tak nie ma to większego znaczenia, nikt na to nie zwraca uwagi, no daj się skusić!
[T] Właściwie to taka okazja się nie powtórzy raczej...
[J] E tam, testuję nową, jak będzie dobra to jutro powtórzymy.

Tomek stoi uśmiecha się osłupiały trochę w korytarzu, dzzzzz, dzwonek!
[J] Aaa, idę po pieniądze.
[T] To Ty im za to płacisz?!
[J] No, przecież nikt nie pracuje charytatywnie...
[T] A dużo?
[J] Dwie dychy za jedną, ale chyba dzisiaj jakaś promocja jest...

Uwierzcie mi na słowo, że chcielibyście zobaczyć minę Tomka, jak otworzyłam drzwi i za nimi stał pan z Dominium z dwoma pizzami XXL! A gdy już pozbierał szczękę z podłogi
[T] Pizza?
[J] A Ty myślałeś że co?
[T] Kasia... z koleżanką...

Wawa

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 628 (748)

#25833

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Studiuję dziennie, ale jakiś czas temu postanowiłam zrobić pierwszy krok ku samodzielności i dorwałam pracę dorywczą w klubie w Warszawie. Ot, jestem barmanką.

Po kilku miesiącach roboty, historii o klientach (pijanych, zalanych, niekontaktujących i chcących wypić jeszcze więcej) mam wiele, bardzo wiele.

Pewnej nocy chodziłam po sali z tacą i zbierałam kufle. W części z nich było trochę piwa, więc zlewałam do pełna do jednego kufla, żeby się więcej zmieściło.

I jak już wracałam, pełna ciężka taca, full browarów podbiega do mnie klient, kradnie jedno piwo, szybki łyk i krzyczy:
[K] Hahahaha, co mi teraz zrobisz?! Moje!
[J] Panie, to są zlewki z sali, bierz pan wszystkie...

Mina gościa bezcenna. ;)

klub

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1089 (1127)

#30387

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znów z baru.

Tak to jest, że stali klienci mają swoje ulubione barmanki. Szczególnie obcokrajowcy. Ja również mam takiego wielbiciela - z Turcji.

I o ile zawsze jego podryw był dość niegroźny, to pewnego dnia przegiął.

Łaziłam sobie po sali, no i zaczepił mnie on. Prosił, żebym się z nim umówiła, a najlepiej wyjechała do Turcji. Że jego rodzina jest bardzo bogata, jakiś rodzaj ichniejszej arystokracji, że nigdy więcej nie będę musiała pracować, że tylko siedzieć w domu, że mnie kocha itp...

Propozycję grzecznie odrzuciłam, bardziej myśląc, że to żart.

W dalszej części mojego "patrolu" zauważyłam, że ktoś wylał piwo na podłogę, no to jazda po mopa. I tak sobie mopuję spokojnie, a tu nagle ktoś wyrywa mi kij i jak mi nie odwinie tym kijem w plecy.

Aż mnie zgięło, chociaż na szczęście był to ten metalowo-plastikowy pusty w środku, więc pod wpływem uderzenia się złamał, a nie drewniany.

Odwracam się, a tam mój turecki wielbiciel, który wydziera się, że on mi nie pozwala, że jego przyszła żona nie będzie pracować, że nie będzie sprzątaczką, że mam natychmiast rzucić pracę i wracać z nim do domu!

Zamarłam, nie wiedziałam, co mam zrobić... Gość dalej trzymał w ręku ten kij i cholera wie co chciał zrobić.

I nagle pach, pada na podłogę. Jak się okazało, chłopcy z ochrony, znów przyszli mi z pomocą. Wyprowadzili delikwenta i wytłumaczyli, jak się nie traktuje kobiet.

Do dzisiaj jestem w szoku, po tym zdarzeniu, pierwszy i jedyny raz dostałam od faceta. I wyobraźcie sobie co by się działo, gdybym zdecydowała się z nim wyjechać to tej pięknej i miodem płynącej Turcji?

klub

Skomentuj (130) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1151 (1205)

#39623

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Każdy, kto pracuje w biurze wie, że drukarka psuje się zawsze, gdy jest niezbędna. U nas podobnie.

Dzisiaj, wybija godzina zero, czyli trzeba wydrukować wszystkie raporty i można w podskokach udać się do domu. Podchodzę do naszej kochanej drukarki, a tam magiczny komunikat: "Zacięcie papieru w sektorze 3".

Już wiedziałam, że będzie źle. Otworzyłam sprzęt i patrzę. Patrzę i niewiele widzę. Zawołałam więc kolegę i razem patrzymy. I im bardziej patrzymy, tym bardziej nic nie widzimy.

Podeszło jeszcze kilku facetów. I jest! Ktoś wyciągnął wciągniętą kartkę, ktoś powycierał proszek, ktoś pozamykał wszystkie zabezpieczenia. Super. Działa.

A raczej powinna działać, bo niby działa, ale nie drukuje. Zeszło się jeszcze kilka osób i właściwie to pół departamentu stoi i duma nad naszym sprzętem. Tu ktoś sprawdzi papier, tu wyłączy i włączy. Ktoś coś skserował, no ale nie drukuje. Nawet nasz szef się przyłączył. Operacja trwa już z 20 minut, a my wszyscy już myślami na własnej kanapie.

Wtem z gabinetu wychodzi Szef Wszystkich Szefów (Niemiec). Warto zauważyć, że gdy Szef Wszystkich Szefów przemierza korytarze firmy, to ich krajobraz zmienia się niczym po przejściu Dementorów.

Więc Szef Wszystkich Szefów podchodzi do zbiegowiska i pyta angielszczyzną z piłującym germańskim akcentem what actually is happening here. Odpowiedź, że nie drukuje i gdybamy tu sobie.

Szef Wszystkich Szefów wpadł w oburzenie, że z bandą debili pracuje, bo nikt głupiej drukarki nie umie naprawić, więc podchodzi do sprzętu energicznie naciskając guziczki i szprechając do siebie. Drukarka jednak pozostaje niewzruszona. Męczy się męczy i jak nie warknie:

[SWS] Print, print k*rwa! - i kopie maszynę, która sekundę później wypuszcza pierwszy gotowy raport.

Co władza, to władza.

korpo

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1570 (1658)

#40105

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przez pewne zdarzenia niezależne nie mogłam mieszkać w swoim mieszaniu przez jakiś czas. Pożaliłam się w zakładowej kuchni, a w odpowiedzi dostałam klucze do mieszkania swojego znajomego z pracy, który wyjeżdżał na wakacje.

Pewnego wieczoru walenie do drzwi. A w nich kobieta. Mi nieznana. Może sąsiadka, ki grzyb? Uśmiecham się i pytam:

[J] Hej, mogę ci w czymś pomóc?
[D] Ty k*rwo! - co wydaje się być podwójnie śmieszne, zważywszy na mój nick.

I w tym momencie dostałam gazem po oczach, a dziewczę rzuciło się na mnie. Szamotałyśmy się po podłodze jakiś czas. (Swoją drogą nie wiem co za idiotka rozpuszcza gaz w zamkniętym pomieszczeniu i w nim zostaje). Ale w pewnym momencie tak zaczęłyśmy się dusić, że obie wybiegłyśmy po omacku na taras. Jak już zaczerpnęłyśmy powietrza, kobieta ponownie chciała się na mnie rzucić, ale pogrzebacz w mojej ręce schwytany z girlla skutecznie ją odstraszył i zaczęła się oddalać. Wtedy rzuciłam:

[J] A Ty gdzie?! Dzwonię po policję, nawet nie próbuj się ruszyć! - no może w nieco mniej kulturalnych słowach
[D] Idź sobie idź kobieto lekkich obyczajów - czyli spier... dzi...

Zatrzymałam ją i po chwili poznałam powód napaści na mnie. Otóż dziewczyna, która mnie napadła jest żoną mojego kolegi. Wychowują razem trzech synów. Znajomy powiedział jej, że wyjeżdża w interesach, a poleciał na wakacje z kochanką.

Do mieszkania, które mi użyczył normalnie sprowadza sobie prostytutki i różne panienki z miasta. Jego żona tamtego wieczoru znalazła w skrzynce plik zdjęć jej faceta z ostatnich dwóch lat z innymi kobietami, a także te z trwających wakacji. Wiele bardzo pikantnych.

Szczerze, to się jej nie dziwię. Spotkała obcą, dużo młodszą od siebie kobietę, w potajemnym mieszkaniu jej męża ubraną jedynie w koszulkę nocną. Żona przeprosiła, popłakała się i tak mogłybyśmy się rozejść.

Zemsta jest jednak słodka. Zamówiłyśmy ślusarza do wymienienia zamków w obu mieszkaniach. Dziewczyna wyczyściła ich wspólne konto i wynajęła pokój w hotelu na jego nazwisko na drugim końcu Polski, gdzie wysłała jego rzeczy. Ale najpikantniejsza rzecz na koniec. Znajomy na laptopie, który został w mieszkaniu nie wylogował facebooka. Posiada już tam nowy album.

Powrót do domu we wtorek.

A teraz panowie linczujcie! :)

matki żony i kochanki

Skomentuj (140) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1087 (1359)

#49509

przez (PW) ·
| Do ulubionych
U mnie w firmie jest zespół ośmiorga pracowników o bardzo wyspecjalizowanych umiejętnościach. Ludzie genialni, podpora jednego z najważniejszych procesów, specjaliści pełną gębą. Rzeczy niemożliwe załatwiają od ręki, na cuda potrzebują godziny. A że zapotrzebowanie na takich w branży ogromne, podaż mała to pensje jedne z najwyższych w firmie. Ciężko znaleźć kogokolwiek na zastępstwo, a i przyuczenie nowych trwa minimum pół roku.

Ale zmienił im się szef. Burak jakich mało. Przyszedł i postanowił, że kierować tym zespołem będzie jakiś jego znajomy, drugi będzie jego prawą ręką, a cały zespół zostaje zdegradowany, choć pensje pozostają bez zmian.

Tę radosną nowinę, ogłosił na spotkaniu z tym zespołem. Członkowie patrzą na niego i zapada niezręczna cisza. Dziewczyna odpowiedzialna do tej pory za kierowanie zespołem otwiera notatnik, coś skrobie, wyrywa kartkę i podchodzi do szefa. Wręcza świstek i dodaję "że ona to pier*oli i odchodzi, a to jest jej wypowiedzenie". Trójka chłopaków robi to samo.

Po tygodniu trwającej afery odchodzi dwóch kolejnych członków zespołu. Zostaje dwóch... studentów umiejących praktycznie nic.

Do końca okresu wypowiedzenia pierwszej czwórki zostały 3 dni, kolejnej dwójki 10. System jeszcze działa, ale za dwa tygodnie proces legnie z kretesem.

Najlepsze, że firma próbowała ich zatrzymać wszelkimi sposobami, ba nawet podwyżka o 100%. Nic. Wszyscy już znaleźli nową robotę.

Najlepiej podsumowuje sytuację mail, od przełożonego szefa. "Ty powinieneś napisać książkę pt. "Jak rozpier*olić zgrany zespół w tydzień"."

korpo

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1288 (1336)

#49456

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam do swojej niepełnosprawności ruchowej podejście dość "luzackie". Sama się śmieje ze sposobu w jaki się poruszam (pełzam?). Ale jednocześnie jestem teraz nadaktywna, czyli spacery, zakupy, byle jak najwięcej się ruszać i wrócić do jakiejkolwiek sprawności szybciej niż na Gwiazdkę.

A że ostatnio mam remont i zabrakło litra farby, no to kule pod ręce i długa do OBIka. Demon prędkości i już za godzinę wchodziłam do bram tego przybytku. Wszystko szło gładko do momentu podejścia do kasy. Za mną stanęła jakaś babcia [B] i rzecze w mą stronę jakże piękną polszczyzną:

[B] A Tobie to nie wstyd tak ku*wa między ludzi wyłazić?
[J] Słucham? - pomyślałam, że może jestem brudna/sukienka mi się zawinęła/cycek wyskoczył?
[B] No tak między normalnych ludzi?! Z tym! - wskazała na moją usztywnioną nogę i kule - jeszcze jakiegoś porządnego człowieka zarazisz!

Zgłupiałam. Jedyne co mi przyszło do głowy, to złapanie pani babci za rękę i wyszeptanie niczym medium:

[J] Tak, właśnie została pani zarażona złamaniem nogi.

Skąd ci ludzie się biorą? Także jakby ktoś się chciał jeszcze tym zarazić to zapraszam jutro koło południa do Lerła w Arkadii, bo fachmanom jak kobiecie nigdy nie wolno ufać. Zabrakło dwóch litrów, farby.

stolyca

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 896 (996)