Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

unitral

Zamieszcza historie od: 14 marca 2012 - 22:14
Ostatnio: 7 kwietnia 2024 - 9:20
O sobie:

Po ukończeniu studiów opuściłem ojczysty kraj.
W Polsce bywam jedynie gościnnie lub służbowo.

  • Historii na głównej: 6 z 31
  • Punktów za historie: 5083
  • Komentarzy: 644
  • Punktów za komentarze: 3047
 
zarchiwizowany

#32957

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przeczytana niedawno historia http://piekielni.pl/30990 nie jest przypadkiem odosobnionym.
Tym razem w wydaniu Angielskim :)
Otóż przebywam właśnie z rodzinką na wczasach w Hiszpanii, w jednej z uroczych mieścinek w "De La Costa Brava".
Hotel 3 gwiazdkowy (jak większość w okolicy), do morza 600m, w ośrodku basem restauracja, stołówka, dyskotek i barki z napojami.
All Inclusive.
80% Anglicy, reszta mieszanina z całego kontynentu i nie tylko :)
Dzień pierwszy. Wstajemy rano, tak koło 8.00 na śniadanko i po drodze mijamy basen, wszystkie leżaki w liczbie około 250 sztuk ładnie ustawione i przykryte ręcznikami. No ok. Może z wczoraj myślę. Wieczorem widzę jak obsługa składa i myje wszystkie leżaki.
Dzień drugi, wstałem tuż po 6.00, wychodzę na taras i co widzę ?
Biegających kilku angoli ze stertą ręczników i zajmujących leżaki.
Kolejne dni to samo.
Nie odchodzą od basenu dalej niż po drinki.
Oczywiście na basen przychodzą dopiero po obiedzie, a do tego czasu leżaki zajęte. Ba, nawet za obrys ośrodka nie wychodzą. Skoro All Inclusive, to po co wyłazić i płacić za coś więcej.

Zapytacie skąd wiem że to angole?
Ano stąd, że razem z połową z nich, jednym samolotem z Londynu przyleciała moja siostra z mężem i córeczką. Nie umieją słowa w innym języku, nie mają żadnej kultury i wieczorami robią taką oborę, że wszyscy inni wychodzą.

I to wszystko za 200€/osoba za tydzień pobytu.
W "lepszych" hotelach tydzień kosztuje 400€ i nie jest All Inclusive. Tam Angoli nie ma.

Uprzedzę pytania, dlaczego ten hotel wybraliśmy? Bo tani, a my potrzebujemy jedynie miejsce do spania, gdyż całe dnie i tak spędzamy poza ośrodkiem.
I kolejne. Obsługa hotelowa, wyposażenie, jedzenie i wszystko inne od strony hotelowej bez najmniejszego zarzutu. Zainteresowanym podam adres hotelu na PW.

zagranica wczasy hotel basen leżaki

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 52 (168)
zarchiwizowany

#31243

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jedna z głównych ulic.
Spory ruch.
Pewien kierowca postanowił całkowicie zgodnie z przepisami skręcić w lewo.
Akurat przechodziła przez pasy Pani w widoczny sposób niepełnosprawna, pokonywała przejście w tempie ślimaka.
Kierowca zatrzymał pojazd aby Pani mogła (pomimo czerwonego dla niej światła) spokojnie przejść przez ulicę.
Nie spodobało się to kilku kierowcą, którzy z tego powodu musieli chwilę poczekać na ulicy, gdyż przejazd zablokował skręcający.
Zwykle wyraz niezadowolenia wyraża się naciśnięciem na sygnał dźwiękowy w aucie.
Jak niektórzy wiedzą, Wiedeń objęty jest całkowitym zakazem używania w/w sygnału.
Skręcający nie zrażony tym faktem stał nadal. Inni trąbili. On stał i pozwalał Pani spokojnie opuścić ulicę.
Gdy Pani już opuściła ulicę wysiadł z samochodu, podszedł do niej i przeprosił za zachowanie innych kierowców, to nie spodobało się trąbiącym, zaczęli go wyzywać przez otwarte okna.
Dodam jedynie że łącznie stało około 15 pojazdów w tym 2 autobusy miejskie. Trąbiło może 4 stojących najbliżej. Ja stałem troszkę dalej ,mimo to doskonale widziałem sytuację.
Pan spokojnie powrócił do auta i odjechał.

I tu by był koniec historii, gdyby nie Policja :)
(Nie wiem do tej pory skąd tak szybko wyszli)
Zatrzymali trąbiących, zapewne nie w celu towarzyskim :)

Tak, więc kierowcy. Zrozumcie że odrobina cierpliwości za kierownicą może oszczędzić kilku zł w portfelach, sporo stresu, wstydu i przede wszystkim czasu zmarnowanego na "rozmowę" z policją.

Nie będę nazywał zachowania trąbiących, ale przestrzegam podróżnych jadących przez stolicę Austrii przed nadmiernym pośpiechem, nieuprzejmością na drogach i podobnym zachowaniem.

Kierowcy zagranica

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (143)
zarchiwizowany

#31241

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lato 2007.
Jadę z ojcem i kolegą tureckiego pochodzenia (przebywającym od urodzenia w Austrii, pracującym legalnie i posiadającym wszystkie wymagane przez prawo dokumenty) przez dzielnicę Prater.
Auto na polskich numerach, w bagażniku sporo narzędzi.

Jadę przepisowo i ostrożnie, bo droga mokra - polewaczka.

Zauważam za sobą jakiegoś "holcwagena" z niebieskim kogutem za szybą.
Jadę dalej, pojazd nieoznakowany, nie wiadomo czego chce.
Wyprzedził mnie i zajechał drogę.

Wysiada policjant.
Auto nie oznakowane w żaden sposób.

(P) Dokumenty !
Okazuję wszystkie dokumenty pojazdu i moje.
(P) Od jak dawna we Wiedniu jesteście?
(J) Od prawie 3 lat.
(P) (oczka mu się zaświeciły, mina jak u mordercy) Wiza!
(J) Jaka wiza?
(P) Wiza! Jesteście tu od ponad 3 miesięcy. Wiza!!
(J) (grzecznie) Tak, ale Polska jest w Uni i nie potrzebujemy wizy.
(P) Pracujecie tu! (wskazując na narzędzia) Musicie mieć wize.
(J) Z tego co wiem nie musimy, jesteśmy w uni, prowadzimy własną działalność, mamy wszystkie wymagane dokumenty.
(P) G..no mnie to interesuje (mina coraz bardziej złowieszcza, myśl i pewnie że złapał nielegalnych pracowników w dodatku). Musicie posiadać wize !!
(J) Nie musimy.

Po czym poszedł do samochodu ze wszystkimi dokumentami. Po jakichś 15-20 minutach rozmowy przez radio, wrócił wyraźnie niezadowolony.
Skontrolował dokładnie auto - nawet zmierzył głębokość bieżnika.
Nic nie znalazł.
Za to zażądał rachunków za narzędzia znajdujące się w bagażniku.

(J) (z ironicznym uśmiechem) Na prawie 10 letnie narzędzia, w większości pochodzące z Polski?
(P) Po co wam te narzędzia.
(J) Jak już mówiłem, prowadzimy działalność - mamy dokumenty.
(P) Mmmmm...
(P) Dokumenty kolegów.
Ojciec i kolega podali dowody osobiste.
Dokumenty ojca nie wzbudziły zastrzeżeń, natomiast dokumenty kolegi coś mu się nie spodobały.
(P) "ty" jesteś tu nielegalnie! Te dokumenty są nieważne!
(K) Przepraszam, ale tam jest wiza, pozwolenie na pracę i zameldowanie w firmie.
(P) I co z tego. Jesteś tu nielegalnie !

Kolega zbladł, jak mi później powiedział miał już podobne historie za sobą.

(K) Możemy zadzwonić do ambasady wszystko wyjaśnić.
(P) Nie trzeba, ja wiem lepiej.
(J) Czy długo to jeszcze potrwa? Kolega pracuje tu przecież legalnie i ma wszystkie dokumenty.

Po czym (P) przez radio sprawdził czy (K) jest zameldowany w Austrii.

Następnie rzucił mi na siedzenie wszystkie dokumenty jakie do tej pory zebrał i odjechał bez słowa, za to z miną rasowego mordercy.


Jak tu nie lubić Austriackiej policji ? :)
Gdzie połowa z nich nie wiedziała że Austria jest w Uni, a 90 % nie miała pojęcia że Polska też.
Przypominam, to był środek 2007 roku.

policja

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (198)
zarchiwizowany

#31236

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ładny słoneczny dzień.
Wracamy z kolegami z pracy, z odległego o 100km od Wiednia miasteczka.
Piękna droga ekspresowa, po 3 pasy w każdym kierunku.
Przepisy stanowią dopuszczalną prędkość 100km/h.
Jedziemy po całym dniu pracy w 5 w aucie. Droga akurat z górki Na liczniku 110 - 120km/h.
W ostatniej chwili dostrzegam policjanta z radarem i chowam się za innym pojazdem.
Jak się okazało troszkę za późno, bo ich radary to ekstra laserowe mierniki.
Namierzył 122km/h, zatrzymał nas i grzecznie prosi o 25€ za przekroczenie prędkości.
Jak na złość nikt nie ma przy sobie gotówki, akurat terminal do kart w radiowozie nie działa.
Co zrobić?
Prosimy o kredytowy.
Nie ma takiej opcji bo kierowca nie jest Austriakiem.
Na nic tłumaczenia że mieszkamy od kilku lat w Austrii.
Nie i już.
Jak w 15 minut mu nie zapłacimy to nie odda dokumentów.
Jedyny ratunek wyprawa do bankomatu, tylko gdzie? jesteśmy parę km od cywilizacji.
Jechać nie pozwala.
Trudno, trzeba dzwonić do znajomych, którzy zostali w pracy dłużej.
Na szczęście już jadą, będą za pół godziny.
Jakoś udało się ubłagać policjanta żeby poczekał.

Zapłacone, jedziemy dalej.

Gdzie piekielność ?

Otóż rzeczony policjant zatrzymał w międzyczasie kilka innych pojazdów. Większość płaciła bez dyskusji, jednak kilku dostało kredytowy. Ponieważ staliśmy przy samym radiowozie, wiemy że przynajmniej 2 z nich było obcokrajowcami nawet nie zameldowanymi w Austrii.

Tak, jak się domyślacie, nie byli to Polacy.

ps.wiem że trzeba mieć zawsze gotówkę przy sobie na chociażby te głupie mandaty, ale policja ma terminale płatnicze w każdym pojeździe a normalny człowiek kartę bo bankomatu.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (149)
zarchiwizowany

#31233

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Budowa. Jedna z większych we Wiedniu.
Dokładniej to już ostatnie dni budowy.
Wszystko prawie wykończone.
Pozostały drobne prace - ustawienie mebli, kontrole najróżniejszych służb mundurowych, pozamykanie sufitów po kontrolach, sprzątanie, drobne prace poprawkowe.
Jak to na budowach gdzie położone są już wykładziny bywa, podłoga w całości zabezpieczona jest specjalnymi matami.
Do oddania jeszcze 2 tygodnie, sporo ludzi uwija się jak w ulu. Jeżdżą wózki, stoją drabiny, leża śmieci.
Zarząd budowy postanowił zdjąć zabezpieczenia podłóg.

Spytacie dlaczego?
Przecież wykładziny się zniszczą.

Otóż powód jest bardzo ekonomiczny :)
Jeśli wykładziny ulegną uszkodzeniu obciąży się po równo wszystkich podwykonawców.
Zrobi firma od wykładzin.
Tak, oczywiście.
Wszystko w porządku, gdyby nie to że przy okazji zarobi główny wykonawca, bo zabierze za "szkody" przykładowo 50tyś, firmie zapłaci może 10tyś.
Co z resztą pieniędzy?

No jak to co budowa się kończy więc premie trzeba sobie wypłacić...

Geriatrie Innerfavoriten

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 53 (117)

#30327

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu, pewna kobieta - Austriaczka uderzyła w tył auta moich kolegów, na jednej z większych ulic Wiednia. Gdy tylko usłyszała polską mowę - uciekła, a oni nie zdążyli spisać jej numerów.
Oczywiście wezwali policję i poprosili o ustalenie sprawcy za pomocą monitoringu.
W odpowiedzi usłyszeli jedynie, że kolizja to nie ich obowiązek, zwłaszcza dla obcokrajowców, a w tym miejscu monitoringu nie ma. Po czym odjechali bez spisywania protokołu, "grożąc" sporymi kosztami jeśli wniosą sprawę do sądu o ustalenie sprawcy.

Sprawcy nie znaleziono, naprawa szkody wyniosła prawie 2 tys. zł.

Gdzie piekielność?

Otóż, dokładnie to miejsce jest monitorowane przez 3 kamery. Skąd to wiem? Bo jedna z nich jest online. Druga należy do monitoringu natężenia ruchu, trzecia do policji. O wszystkich można znaleźć informacje na stronie urzędu.

policja

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 673 (717)

#30279

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zakupy Allegro.
Zakupiłem pewien towar, drogi, dla mojej firmy. Wpłata dokonana.
Poprosiłem o wystawienie faktury VAT na dane mojej firmy, zarejestrowanej za granicą.
Po tygodniu e-mail, że nie wystawią faktury, bo firma z zagranicy, a oni nie mogą sprzedawać za granicę.
Ki diabeł?

OK. Odpisałem bardzo kulturalnie, że proszę o najzwyklejszą w świecie fakturę z pełną 23% stawką VAT.
Znów odpowiedź, że jednak nie sprzedadzą, bo nie mogą z zerowym VAT-em.
Dzwonię. Odbiera jakaś pani. Tłumaczę sytuację. Chyba zrozumiała. Powiedziała, że jutro wyślą towar i fakturę.

Dwa dni później kolejny e-mail, że nie mogą wystawić faktury, bo firma spoza Polski.
Znów tłumaczę, że już wyjaśniałem telefonicznie.
Tak, ale ta pani się nie zna.
Ostatni raz tłumaczę grzecznie co i jak.
Nadal to samo. NIE.

W takim razie e-mail z odpowiednim paragrafem i informacją, że za odmowę wystawienia faktury grożą takie a takie sankcje i nie omieszkam natychmiast powiadomić o tym fakcie US.

Tu lawina wyzwisk pod moim adresem, że chcę ich oszukać, itd.
Nie wytrzymałem. Dzwonię ponownie. Upewniam się że mają zarejestrowaną działalność i mogą prowadzić sprzedaż.
Po czym dobitnie wyjaśniam całą sytuację.

Pan łaskawie zgadza się wysłać natychmiast towar i fakturę.

Towar dociera, a w środku zwykły paragon.
Nie wytrzymałem, powiadomiłem US.

sklepy_internetowe

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 820 (874)

#30238

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piękne lato, mało opadów i sporo słońca.

Pewna spora firma od telefonów postanowiła wymienić istniejące linie naziemne (takie z wielu wielu aluminiowych drutów zawieszonych na drewnianych słupach) na nowoczesne światłowodowe i przy okazji założyć pudełka do rozmów w każdym gospodarstwie.

Nic nadto strasznego nie było w niszczeniu ciężkim sprzętem przydomowych ogródków kwiatowych, w celu przeprowadzenia nowej linii. Nic nader budzącego niepokój nie odnaleziono w działaniach ingerujących w prywatność mieszkańców niegodzących się na telefon, polegających na wierceniu dziur w budynkach celem przymusowego założenia gniazdka od telefonu, z którego nikt nigdy korzystał nie będzie. Nic strasznego w zniszczonych podjazdach i nowych chodnikach.

Za to zniszczenie cieków wodnych na polach - dla niezorientowanych - takich rur z otworkami powodujących obniżenie poziomu wód podskórnych, mających na celu nie dopuszczenie do zalewania pól i stania tam wody, tolerowane przez rolników nie będzie.

Sprawa dotyczy osobiście bliskiej mojej rodziny.
Firma kopiąca rowy uszkodziła w/w rury na 3 polach należących do dziadka.
Oczywiście po każdych opadach woda stała na polach nawet tydzień, skutecznie niszcząc uprawy.
Sprawa do sądu.

Eksperci orzekli bezspornie winę uszkodzonych rur. Sprawa łatwa, i szybka jakby się wydawać mogło.
Kwota odszkodowania też niewielka - ledwie kilka średnich krajowych.
Niestety sprawa zakończyła się dopiero po 5 latach.
A dlaczego? Bo telekomuna początkowo żądała dodatkowych ekspertyz na koszt pozywającego, potem nie wysyłając przedstawiciela na rozprawy, następnie kilkakrotnie zmieniając obrońce.
Po 2 latach takich cyrków rozprawa doszła do skutku - ekspertyzy wykonane, materiał dowodowy zebrany, biegli w komplecie, strony również.
Sąd wydaje wyrok nakazujący naprawić szkodę firmie na "T".

Niespodzianka nastąpiła po kilku miesiącach.
Przyjechał ekipa i naprawiła rury, pieniędzy jednak nadal brak.
O co chodzi?
A no o to że "telekompromitacja polska s.a." odwołała się od wyroku twierdząc, że winny szkody jest podwykonawca, a konkretnie firma "krzaczek" i to ona zapłacić powinna odszkodowanie.

No niech im będzie, skoro kolejne rozprawy na koszt firmy na "T" (do tej pory wszystkie poniesione na proces koszta to już 2 razy więcej niż wartość odszkodowania).
Jak zapewnił sędzia za maksymalnie 3 miesiące będzie kasa.

Minęły kolejne 2 lata, kolejny wyrok, winna firma "krzaczek".
Pięknie i elegancko, gdyby nie fakt, że zgodnie z dokumentacją sądową firma istniała raptem kilka miesięcy - prawdopodobnie założona na potrzeby jednej umowy wymiany linii.

Minęło już kilkanaście lat, wszyscy zapomnieli, uraz pozostał.
Sensu kontynuować sprawy nie było.
Odszkodowania brak, poniesione koszty spore.

Czyli wnioski proste - jak cię nie stać, nie idź do sądu, bo tam zawsze wygra bogatszy. (wypowiedziane do dziadka po wszystkim przez jednego z sędziów tamtejszego sądu)

A telekompromitacja bezkarna.
Pociesza jedynie fakt, że wtedy telefony założyło na około 900 planowanych jedynie 30-kilku klientów. Do dnia dzisiejszego dotrwało może kilku.

Polska - naście lat temu gdzieś na wsi

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 410 (442)
zarchiwizowany

#30283

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z nudów podaję dla ciekawskich :)

Uruchomcie excela i zróbcie sobie 4 kolumny
A-ocena
B-głosów
C-głosów na +
D-głosów na -

W kolumny A i B wpiszcie liczby spod historyjek.
C = B-D
D = (A-B)/-2

Piekielni

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (26)
zarchiwizowany

#30275

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie lubię jak zaczepia mnie rasowy menel podczas kiedy pakuję zakupy do samochodu, zwłaszcza śmierdzący alkoholem na parkingu przed sklepem.
Przeważnie w sytuacji wyżej opisanej nie odzywam się i kontynuuję swoje zajęcia.
Ale jeśli któryś jest wyjątkowo gadatliwy i uparty rozpoczynam z nim "dialog" w obcym języku.
Zwykle z karpikiem odchodzą, czasem jednak niektóre sztuki dalej bełkotają to samo w kółko jak "mantrę".
Wtedy krótka "wiązanka" w obcym języku załatwia sprawę.
Niekiedy jednak trafi się na prawdziwych twardzieli, nie przejmujących się porażkami, łapiących za wózek, albo za rękaw.
Na takie typy jedynie gwałtowny ruch ręką w ich kierunku skutkuje.

sklepy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (22)