Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

unitral

Zamieszcza historie od: 14 marca 2012 - 22:14
Ostatnio: 7 kwietnia 2024 - 9:20
O sobie:

Po ukończeniu studiów opuściłem ojczysty kraj.
W Polsce bywam jedynie gościnnie lub służbowo.

  • Historii na głównej: 6 z 31
  • Punktów za historie: 5083
  • Komentarzy: 644
  • Punktów za komentarze: 3047
 

#39313

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wspominałem, zdarzyło mi się pracować jako konduktor.
Ponieważ były to kuszetki i wagony sypialne, a więc nieco droższa opcja, piekielnych ludzi nie spotykało się za często, jeździli głównie emeryci, rodziny z dziećmi albo "byznesmeni", ogólnie element niekonfliktowy (nie licząc emerytów, rodzin z dziećmi czy "byznesmenów". :P
Ale raz jeden się zdarzyło.

Katowice. Jadę jako ostatni wagon w składzie, więc na peronie widzę z daleka kto zmierza do mnie. Idą. Trzech. Rozmiarów takich, że zacząłem się zastanawiać jakim cudem zmieszczą się w drzwiach, bo że zmieszczą się na łóżkach, to nawet się nie łudziłem. Woń wódeczki (co to nigdy nikomu jeszcze nie zaszkodziła, jak mawia Andrzej Grabowski) wyprzedza ich co najmniej o 20 metrów. Gwara konkretna, chłopcy odkarmieni, chluba i duma swych matek, ale szybko udaje się dojść do porozumienia: okazuje się, że panowie lat 30, ale studiować postanowili dokładnie i z namaszczeniem, jako i ja, więc wciąż status studenta przysługuje. Wiadomo, student ze studentem zawsze się dogada. ;)

Niestety, panowie zrobieni konkretnie, przepisu o niewpuszczaniu takowych brak, a i w plecakach u chłopaków coś pobrzękuje. Szybko zostałem szefuniem, kierownikiem i kolegą. Nie powiem, wzbudzili moją sympatię, natomiast mieli dziwną tendencję do niedogadywania się z resztą pasażerów. Otóż rodziny z dziećmi, starsze panie i "byznesmeny" jakoś nie do końca podzielali entuzjazm dwumetrowych, wytatuowanych, łysych Ślązaków w temacie integracji. O 3 w nocy. Zupełnie nie rozumiem...
Po kolejnej skardze, chcąc nie chcąc, musiałem się wybrać na wycieczkę na początek składu, do kierownika pociągu i zgłosić problem. Kierownikiem zwykle jest były konduktor, zawsze biorący stronę pracowników, więc bez większych ceregieli obiecał SOKi-stów na następnej stacji.

Muszę się Wam przyznać, chociaż oczywiście generalizuję, że jak szanuję policję, wojsko, strażaków, a ratownikom medycznym najchętniej całowałbym rękę przy spotkaniu, tak straży miejskiej i SOK-istów nie znoszę. Po prostu nigdy nie widziałem skutecznej i pożytecznej pracy w wykonaniu tych ludzi.

No i niestety, nie pomyliłem się. Ładuje mi się na wagon dwójka SOK-istów. Dziewczyna z blond warkoczem i chłopaczek, na oko lat 25 i wagi około 60 kilogramów, licząc z mundurem i czapką. Na twarzach miny pt. "przegraliśmy życie". Miałem lekkie obiekcje, czy uda im się nakłonić moją Świętą Trójcę do opuszczenia pociągu, ale nie zdążyłem ich zweryfikować, bo po wskazaniu palcem klientów, wspomniana dwójka interwencyjna przypomniała sobie w trybie natychmiastowym, że muszą coś pilnie zrobić na peronie (może żelazka z prądu nie odpięli), po czym wyparowali i nigdy więcej nie wrócili.

Sytuacja patowa, bez zmian, z tym że na następnej stacji kierownik pociągu obiecał dostarczyć policję. Wysiadam z wagonu, bo mam przyjąć czterech pasażerów, więc czekam na peronie. I nagle widzę koszmar. Idzie do mnie 4 łysych kolesi, każdy wielkości małego samochodu, glany, bojówki, z mojej perspektywy dramat, jeszcze brakowało tej czwórki do moich Ślązaków, naprawdę. Przekląłem moment, w którym zdecydowałem się na pracę na kolei, uznałem, że gorzej już nie będzie no i staję z miną jamnika na paradzie w Krakowie przed nadchodzącymi. Pierwszy z idących, typ taki, że na jego widok przeszlibyście na drugą stronę ulicy, co nie zdałoby się na wiele, bo przy jego szerokości, na drugiej stronie ulicy też by był, podchodzi i mówi:
- Aspirant Lucyfer Piekielny. My po tą trójkę, co burdel robią...

Chłopcy z Katowic uratowali nieco publiczną opinię o studentach i wykazali się zdrowym rozsądkiem. Wyszli (wypadli w podskokach, będąc szczerym) z wagonu po 15 sekundach, bez słowa skargi.
Po wszystkim szef gliniarzy zagaduje, że wyglądałem trochę kiepsko jak ich przyjmowałem na tym peronie. Odpowiadam, że wziąłem ich za innych, że pomyłka, bo oni w cywilu i w ogóle. Na co jeden z nich wybucha śmiechem:
- Bo jeszcze takiej kamizelki nie wymyślili, coby na Grzesia weszła!

Istotnie, Grzesiu w kwestii wymiarów grał w lidze z orkami w ciąży i młodymi waleniami. Do wagonu gość nie wsiadał, korytarz dlań za wąski, okna by powybijał przy obrocie, po co to komu. Żarcik musiał być oklepany, Grześ się nie odezwał, wyraźnie znudzony, ale jeden z przechodzących koło mnie policjantów rzecze:
- Wymyślili, wymyślili. Nazywają to czołgiem, Grześ to na siebie zakłada, tylko głowa i nogi mu wystają, ale narzeka, że rąk nie ma jak wystawić i cukierków wpier***ać nie może...

Jeśli śmiech można wyrażać w odległościach, to śmiałem się 200km.

PKP

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1127 (1217)

#39198

przez (PW) ·
| Do ulubionych
No i zaczęło się. Początek roku szkolnego. Myślałem, że będzie jakoś spokojnie, ale cóż.
Tak się składa, że jestem wychowawcą obecnej klasy trzeciej LO, klasa normalna, ogólnie sympatyczna, nie robią głupot poza standardowymi, typu ucieczka z jakiejś lekcji, czy zrobienie biznesplanu na przedsiębiorczość dla lokalu tańców topless albo odzyskiwania długów, normalka.
Wczoraj było typowo, przyszli, podyktowałem rozkład zajęć, po szkole ich oprowadzać nie musiałem, bo stare konie są, parę zdań organizacyjnych i do domu.

Przyszła jedna dziewczyna razem z matką, no i okazało się, że dziewczyna wpadła, jeszcze w ubiegłym roku szkolnym, ale dokończyła, bo jeszcze nic nie było widać. Teraz to już jest widoczne, no i o zdrowie chodzi.
No problemu specjalnego nie ma, dziewczyna ma 18 lat, zresztą chłopak chce się żenić, więc wszystko wygląda OK. Matka przyszła, żeby problemów nie było, no to spokojnie porozmawialiśmy, takie sytuacje już w szkole mieliśmy, więc po prostu porozmawiałem z nauczycielami głównych przedmiotów (żeby w razie potrzeby sprawdzian jej przełożyć, zwolnić z lekcji jak się źle poczuje, że jej nie będzie dłuższą chwilę itd.) i problemów żadnych nie było.

Ale, tu musi być piekielnie: od tego roku do szkoły trafił nowy ksiądz-katecheta. Nie było go na konferencji, nie raczył przybyć na rozpoczęcie roku (bo podobno miał inne obowiązki, chociaż jako zatrudniony na pełny etat miał psi obowiązek być, ale jak widać są równi i równiejsi).

No i pojawił się dzisiaj. Na trzeciej lekcji miał religię z moją klasą. Ja w tym czasie mam lekcję z inną klasą (organizacyjną, bo to pierwsza lekcja), a tu wkracza sekretarka i prosi mnie natychmiast do dyrektora. No nic, biorę dziennik i idę. Po drodze zauważam sporo uczniów z mojej klasy i już czuję, że coś będzie nie tak. I u dyrektora jest ksiądz i słucham relacji-
tu w skrócie:

-jak ta dziewczyna może chodzić na lekcje religii
-jak jako wychowawca mogłem do czegoś takiego dopuścić (!?)
-jak sobie wyobrażam dalsze kroki w związku z tą uczennicą
i trochę jeszcze nieprzyjemnego słownictwa.

Co się okazało: ksiądz, jako, że to była pierwsza lekcja, to chciał wszystkich poznać, uczniowie wstawali, parę słów o sobie mówili, itd. No i ta dziewczyna wstała, nawet nie zdążyła się do końca przedstawić, to usłyszała coś w rodzaju: JAK ŚMIESZ, CO TY TU (****) CHCESZ ROBIĆ, NIE CHCĘ CIĘ WIDZIEĆ NA LEKCJACH RELIGII, PUSZCZASZ SIĘ TO MASZ. Podobno było nawet gorzej, ale mniejsza z tym.

No i co się stało, dziewczyna się popłakała i wyszła.
Tyle, że reszta klasy wstała i wyszła za nią i zrobiła się afera.
Ksiądz zaczął się pieklić, zażądał, żeby wszystkim wpisać nki, mi zwyczajnie podniosło mi się ciśnienie i adrenalina zadziałała, to się w końcu odszczeknąłem:
nie wiem jak ksiądz, ale ja uczennicom pod kołdrę zaglądał nie będę.
No to się zaczęło: jakim to ja wychowawcą jestem, on to zgłosi do kurii (???), wylecę z roboty, a w parafii będę miał przechlapane. Trzasnął drzwiami i sobie poszedł, niezależnie od tego, że miał mieć jeszcze lekcje.
Dwie godziny później miałem lekcję ze swoją klasą, przywitało mnie złowrogie milczenie, to od razu zacząłem:

- dobrze zareagowaliście
- w razie dalszych konsekwencji będę was bronił
- dziewczynie (imię oczywiście pomijam) pomagajcie jak możecie
- sprawę księdza będę wyjaśniał z dyrektorem
- żadnych enek nie będzie

Z klasy usłyszałem, że dopóki ksiądz nie przeprosi, to oni nie będą chodzić na lekcje religii, plus hasła, że kogoś tam matka jest radną w powiecie i mnie nie ruszą, a oni jak trzeba uruchomią kampanię w mediach, itd.
No i teraz czekam co będzie, no kurde nowy rok szkolny się zaczął, że hej. Miałem nadzieję, że spokojnie po kolejnej zmianie można będzie do matury uczniów przygotować.
A tu się okazuje, że uczniowie to najmniejszy problem :(

Skomentuj (151) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1592 (1666)

#39601

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejni kandydaci w biegu po medal za odpowiedzialność.

Pracowałam w tym roku jako wychowawca kolonijny. W dniu wyjazdu koleje losu sprawiły, że drugi opiekun do autobusu, którym jechałam, musiał pojechać do szpitala. Na dodatek mój autokar (jako jedyny z całej kolonii) zatrzymywał się w aż 2 miejscach (ważne, ponieważ w miejscu 2. na dzieci czekały busy rozwożące je do pobliskich wiosek, itd., mieliśmy więc w miarę ograniczony czas dotarcia do obu miejsc). Nie powiem, że ta sytuacja mnie cieszyła, ale co poradzić?(postarajcie się zrozumieć, 1 opiekun na ok. 45 dzieci, wysiadka w dwóch miejscach, trochę nerwówki tamtego dnia miałam). Nic to, jedziemy.

Miejsce wysiadki nr 1: Listy wyczytane, dzieci wypakowane, połowa potworów do pilnowania mniej :D. Zaganiam niedobitków z przerwy na siku do autokaru, gdy wtem podchodzi do mnie zapłakana dziewczynka. Myślę sobie "będzie wesoło" no i było, niestety...

Jak się możecie domyślić, rodzice nie przyszli.
Dzwonię, no nie wiadomo co się stało, może jakieś korki? (Zaznaczam, że autokar stał na miejscu już dobre 20 min). Dzwonię raz, nic. Dzwonię drugi, też nic. Moje spokojne nerwy poszły w piz*u. Dzwonię trzeci, yeah, odebrane!
Ja: Dzień dobry, z tej strony szafka, wychowawca dziewczynki - i tu wytłuszczam sprawę.
Ojciec: PRZYJAZD MIAŁ BYĆ JUTRO!!! (wtf??) - i jeb telefonem.
No kur*a.
Próbuję więc do matki. Dzwonie, trzy sygnały, odrzucenie. I tak powtarza się cały czas (no tak, dziecko przyjechało, nie chce mi się po nie przyjść to nie odbiorę nie?).
Zdenerwowałam się niemiłosiernie, kierowca fuczy, że już trzeba jechać, dziecko płacze, że rodzice nie przyjechali, no cyrki. Dzwonię do kierownika kolonii, decyzja: jedźcie w miejsce drugie, tam czekają busy, potem coś poradzimy.
W międzyczasie oczywiście cały czas próbuję dodzwonić się do szanownych rodziców.

Miejsce 2: Wszyscy wypakowani, ale czy po wszystkich przyjechali rodzice? Nie! Zostało rodzeństwo. Dzwonię do rodziców, ci na szczęście chociaż przeprosili i w miarę szybko po dzieci przyjechali (chociaż hasło "przyjazd miał być jutro" pozbawiło mnie resztki wiary w ludzi). W międzyczasie kierownik kolonii zdecydował, że jeśli nie dodzwonię się do rodziców dziewczynki z miejsca 1. trzeba ją będzie zostawić na policji na izbie dziecka. (Cudowne doświadczenie po kolonii, prawda?)

Wracamy więc do miejsca 1. (pomijam już fakt, że przez to nadrobiliśmy dobre 150 km więcej, a w domu zamiast o planowanej 18, byłam o 22). Dzwonię cały czas. Nerwy na poziomie 1000. W końcu jest, udało się. Umawiam się z rodzicami, gdzie dokładnie dziewczynkę podrzucimy.

Dojeżdżamy i co? Przepraszam? A gdzie tam!
Matka do mnie z ryjem (zionącym alkoholem to lekko powiedziane), że przecież przyjazd miał być 29, a nie 28!!! ONA MA NA KARTCE I MI POKAŻE!! Wyciąga kartkę (nawiasem taką specjalną karteczkę informacyjną dla rodziców, wiecie) i co napisane? Przyjazd 28, w godzinach 16-16:30. Bez komentarza.

Szkoda dziecka, bardzo fajna dziewczynka.

rodzice

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1114 (1152)

#38262

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu "ciąg dalszy nastąpił".
Czytelnicy mogą za pomocą tego linku zobaczyć poprzedni odcinek, a dla tych z ograniczoną ilością czasu lub chęci szybkie streszczenie:

http://piekielni.pl/34082

W poprzednim odcinku dwie zwęglone gówniary zaatakowały młodą kobietę okaleczając ją i ścinając jej długie włosy. Moja skromna osoba, w czasie pomocy zaatakowanej, również została ugodzona nożem. Napastniczki zostały odparte, bilans, jedna ze złamaną ręką, druga wstrząśnienie mózgu.

Zapraszam do lektury dalszych wydarzeń. Historię podzielę na dwa krótkie "rozdziały" gdyż nie chcę z tego robić dwóch historii, a dotyczą tej samej materii.
Zacznę od historii z zaatakowaną. Jak poprzednio wspomniałem, po całym zajściu zebrałem jej ścięte włosy i wręczyłem jej je z myślą, że mogłyby posłużyć jako peruka dla niej czy przedłużenie włosów (na fryzjerstwie się nie znam). Okazało się, że kobieta udała się w tej sprawie do fryzjera.

Spotkaliśmy się by omówić co dalej w sprawie zajścia, a ona podzieliła się ze mną przy okazji co wydarzyło się u władcy nożyczek. Rozmawialiśmy długo, wyciągnę więc tylko esencję. Fryzjerczyna wyśmiał kobietę, cytuję „Co mi pani tu za śmieci znosi, co ja mam z takim syfem zrobić?”. Nie muszę mówić co to oznacza dla niewiasty, która dbała i prawdopodobnie „kochała” swoje włosy, których ktoś ją pozbawił. W rozpaczy wyrzuciła je na ulicy i rozwiały się na wszystkie strony świata. Obecnie posiada lekko przedłużone włosy, do łopatek, poddała się takiemu zabiegowi u innego fryzjera.
Żal mi strasznie. Żal.

Teraz przerzucę historię bezpośrednio na moją osobę. Generalnie, rana na udzie nie wiedząc czemu trochę mi się paprała, ale nie było to raczej nic strasznego. Amputacji potrzebować nie będę. Amputować głowę za to chciał mi jeden z obiektów westchnień zwęglonej panienki. Chyba tej od złamanej ręki. Czule odparł do mnie, cytując „Masz kuTwo dziesięć sekund by zrobić mi laskę w ramach przeprosin”. Miał pecha, byłem w podłym nastroju, a w torbie miałem małą siekierkę, którą ostrzyłem sobie całkiem niedawno by rąbać nią drewno. Odparłem tonem psychopaty wyjmując toporek „Nie jestem dobrym cieślą więc twoje przyrodzenie może trochę na tym ucierpieć. W menu mam również wyprucie twoich flaków i rozciągnięcie ich po całym polu, a twoje zwłoki ku własnej uciesze wbiję na pal i postawię sobie w ogródku”.
Śmiesznie uciekał rzucając tylko „pieprzony pojeb”. No, może jestem trochę niezrównoważony. Dobrze, że uciekł, bo pewno spełniłbym jego prośbę. A następnego postępowania mi nie potrzeba. Notka dla siebie, nie wychodzić z domu bez broni.

I apropo postępowań. Machina sądownicza jeszcze oczywiście nie ruszyła i nie zapowiada się by miało to się zdarzyć na dniach. Kończy się na razie na przesłuchaniach i próbach zwęglonych dziewczynek by przerzucić na mnie winę za wszystko. Na początku to nie wyglądało dla mnie dobrze, teraz już chyba nikt nie daje wiary ich coraz nowszym wersjom wydarzeń. Najbardziej sensacyjna wersja to na razie „Był już wcześniej ubrudzony krwią, to psychopata i my jesteśmy jego następną ofiarą”. Conan Barbarzyńca normalnie. Nie ma tego złego, w trakcie śledztwa wyszła na jaw nielegalna działalność jednej z panienek w internecie. Dopuściła się wielu oszustw na allegro. Dojdzie następne zagrożenie dla niej, tym razem do lat ośmiu.

A to nie koniec. Po wszystkim ja i ta kobieta planujemy jeszcze dochodzić naszych praw cywilnie. Ja nie odpuszczę, poświęcę swój czas i nerwy, by dostatecznie zniszczyć tym abominacjom życie.

Odmeldowuję się i w przyszłości przekażę dalsze wieści z frontu.

policja sąd agresorzy

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 765 (823)
zarchiwizowany

#38272

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój kolega kupił od swojego szefa, za wręcz śmieszne pieniądze ładny model audi A5 za ok 20tys, wóz wersja delux z 2005. Ale facet forsą sr...a. A że docenia pracowników zaoferował "promocyjna cenę".
Kolega oczywiście kupił z miejsca. Co ważne w wozie był układ GPS z odcięciem zapłonu.

Kolega zostawił wóz w warsztacie. Nabicie klimy, olej i inne drobiazgi na dłuższy wyjazd. Jako, że warsztat kawałek dalej, poprosił mnie o podwózkę.

Jedziemy. W pewnym momencie mija nas jego wóz prowadzony przez jednego łebka, a obok jakaś dziunia (poznaliśmy po rejestracji).
WTF???
Kolega wkurzony, co robimy? Hmm telefonik i wysyłam sms do wozu w celu odcięcia silnika.

Już wyjaśniam jak to działa. Trzeba mieć przy sobie specjalną kartę by móc odpalić silnik, bez niej samochód staje po 100m. Ale można też unieruchomić wóz zdalnie, dajmy na to synek wziął bez pozwolenia. Wysyła się sms do wozu i ten pomalutku odcina zapłon jak wóz jedzie lub całkowicie jak stoi, a po zatrzymaniu uruchamia hamulec postojowy oraz odpala migacze i klakson. Jedyna możliwość ponownego uruchomienia, to posiadanie drugiej karty na reset systemu.
Cóż, wóz stoi, zepchnąć się nie da, bo hamulec. Drogę blokuje.

Pojechaliśmy do warsztatu co kolega zostawiał i grzecznie my po odbiór wozu.
Mina właściciela i poszukiwania wozu na parkingu, bezcenne.
A jeszcze lepiej po tel od pracownika, który przyznał się, że podjechała policja (brak rejestracyjnego). Blokuje ruch, to na parking policyjny.
Dawno nie widziałem aby ktoś tak wchodził w tyłek, aby nie iść do sądu.
Nie wiem jak to się skończyło, dowiem się, to opowiem.

warsztat

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 829 (859)

#37178

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Bardzo krótko i treściwie ale uwierzcie, do tej pory zbieram szczękę z podłogi.

Córka sąsiadki gra na saksofonie. Mi to wcale nie przeszkadza, mimo iż to się dość mocno niesie po bloku.
OK. Skoro ona gra to i ja mogę, bo i tak mnie zagłuszy. Wyciągam gitarę i gram. Nie minęło 2 minuty jak przestaje grać i słyszę walenie do drzwi. Wyglądam przez judasza - matka sąsiadki.
Krótki dialog:
[J]a
[P]iekielna

[J]: Słucham?
[P]: Przestań brzdąkać! I tak NIC nie osiągniesz!
[J]: (karpik)
[P]: Ty jej swoją nieumiejętnością KARIERĘ NISZCZYSZ! Ona przez CIEBIE ćwiczyć NIE MOŻE!

Odwróciła się na pięcie i poszła do mieszkania.

Po chwili można było słyszeć, jak specjalnie przystawiła się do ściany i gra żeby u nas było głośno słychać.

Jutro szwagier przywozi swój sprzęt elektryczny.

Bloki

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1195 (1253)

#37820

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Część dalsza historii http://piekielni.pl/36701

Chciałbym dopisać, że sąd tak jakby, chyba musiał? zmienić zarzuty, bo nie wiem jak to inaczej zinterpretować, po moim oświadczeniu że nie mieszkam już od 6 miesięcy z tzw RODZINĄ.

Kontaktu przez 6 lat za kierownicą, praktycznie też nie miałem, bo nie interesowało to nikogo czy żyję, itd.

Ponieważ jako kierowca wyjazdy od początku za granicę na kilka tygodni, to kontakt też zerowy z woli RODZINY, bo ma mnie w d..... od zawsze.

Nigdy tel, smsa jak ci tam, żyjesz, itd.
Mimo że po 2.5 miesiąca mnie nie było np.

Chodzi o to, że podstawowym zarzutem, był mój alkoholizm, agresja, niechęć do pracy, że rodzina się mnie niby bała, itd.

A chodziło o to, by mnie na zbity pysk wyp... z mieszkania, by brat się mógł do niego wprowadzić.

Więc się ustosunkowałem w piśmie do sądu, że mieszkam już sam, nie przebywam w towarzystwie dzieci (jest taki punkt w ustawie o szkodliwości przebywania z dziećmi itd) lecz sprawa w dalszym ciągu się wlecze.

O badaniach już pisałem, czekam na opinie kuratora, biegłych.

Dziś po ok 5-6 tygodniach, odwiedził mnie ojciec, poinformował że ja przecież powinienem się zgłosić do urzędu o zapomogę.

Do Ośrodka Pomocy Społecznej powinienem się zgłosić.

Gdzie tu piekielność?

Otóż, gdybym tak uczynił, to wykazali by, że nie radzę sobie w życiu.

A ja całe życie mogę polegać tylko na sobie i nikt mi nie pomagał.
Zwłaszcza rodzina.

Brat się boi zrobić uprawnienia na zestawy,/ciągnik siodłowy + naczepa, jest miernym kierowcą.
Kilka wypadków zaliczył już.

Pojechał za granicę busem, czy solówką, gacie pełne miał.

Kolejny chytry plan jak mi zaszkodzić, pod przykrywką, że dla mojego dobra całą tę sprawę mi założono.
Niszcząc życie i być może możliwość pracowania w zawodzie.
Dla mojego tzw. DOBRA rodzina stara się mnie zniszczyć, bym skończył w śmietniku, lub w wariatkowie!!!

Bo jako karany, bez uprawnień zawodowego kierowcy, to już tylko bezrobocie, roznoszenie ulotek lub coś w tym stylu, za wypłatę na opłaty, nic więcej.

Dziękuję ci RODZINO.



And no wonder, for Satan himself masquerades as an angel of light.

Piekielna rodzina i piekielny sędzia z prokuratorką. CD 2.

Skomentuj (74) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 625 (745)

#37499

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkałam na spokojnym i cichym osiedlu domków jednorodzinnych. Tak, właśnie - mieszkałam.

W ubiegłym tygodniu do domu obok wprowadziły się dwie starsze panie. Pierwsze wrażenie było bardzo dobre, zaskakująco dobre. Zrobiły sobie wycieczkę po sąsiadach z koszem ciasteczek- ot tak żeby poznać nowe otoczenie.
Jak się okazało po chwili rozmowy, przemiłe starsze panie to siostry, którym na stare lata dzieci kupiły dom.
Naprawdę wiele się słyszy, że dorosłe dzieci zapominają o wymagających opieki rodzicach, więc nawet miło było posłuchać jak to dzieci dbają o rodzicielki.

Było miło do kolejnego poranka, kiedy o 4:50 obudził mnie donośny głos ojca R. nadającego spod samego Torunia.
Zresztą obudził nie tylko mnie, ale też dwuletnie trojaczki - dzieciaki mojej siostry, którym widocznie głos wielmożnego ojca nie podpasował. Od 5 rano trwał więc koncert na cztery głosy.

Wstałam z łóżka, wymamrotałam poranną wiązankę pod nosem i poszłam do sąsiadek w celu wyjaśnienia sytuacji - obowiązująca do 7 rano cisza nocna i te sprawy. Moja interwencja nic jednak nie dała - zostałam wyklęta, postraszona milicją i pogoniona miotłą.
Paniom chyba jednak płacz maluchów przeszkadzał, bo pozamykały okna i nastała jako taka cisza.

Sytuacja powtarzała się przez trzy kolejne dni. Od 5 rano staruszki wyśpiewywały psalmy i modlitwy przed domem przy akompaniamencie radia. Kiedy jednak po godzinie 18 ktokolwiek na osiedlu głośno słuchał muzyki, stukał młotkiem, czy chociażby głośniej zawył silnikiem, wypadały z awanturą, że one spać idą i nie będą tolerować takiego hałasu.

Wczoraj sąsiadowi z naprzeciwka puściły nerwy - zadzwonił na policję. Przyjechali, wysłuchali opisu sytuacji, powiedzieli tylko, że taki rytm dnia prowadzą starsze osoby, trzeba się z tym pogodzić i broń boże nie utrudniać im życia. Staruszek nawet nie upomnieli.

Ciekawe dlaczego, prawda?
Przeprowadziłam własne dochodzenie. Dzieci, które kupiły im ten dom, to komendant miejscowej policji i dwaj księża.
Coś czuję, że to będzie bardzo dobry materiał na artykuł: "Matki komendanta i księży ponad prawem".

osiedle

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1008 (1092)

#36663

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wchodzę na moje internetowe konto bankowe w celu wykonania przelewu, patrzę na saldo i myślę sobie, że jestem strasznie rozrzutną babą, która nie panuje nad swoimi wydatkami, sprawdzam historię a tam -1530 zł zajęcie komornicze. Prawie spadłam z krzesła.

Nie przypominam sobie, żebym miała coś na sumieniu i nic nie wskazywało na to, żadnych telefonów, pism, nic. Prędzej bym się spodziewała, że mnie piorun strzeli niż czegoś takiego.

Ze szczegółów transakcji dowiedziałam się jaki komornik zrobił mi zajęcie, znalazłam w internecie numer telefonu i dzwonię do kancelarii z awanturą, że to jakaś pomyłka!

Nie uzyskałam żadnych informacji, więc tam pojechałam. Powiedzieli, że zrobili to na podstawie nakazu sądu internetowego w Lublinie, wierzyciel EOS Investment GmbH z siedzibą w Hamburgu.

Komornik podpowiedział mi, żebym się zarejestrowała na stronie e-sądu i tam będę miała dostęp do akt sprawy, a on ze swojego doświadczenia może mi podpowiedzieć, że chodzi o TP SA.

Zarejestrowałam się, ale aktywacja konta następuje po weryfikacji, a to trwa.

Zdenerwowana i żądna wiedzy (za co ?!) zadzwoniłam do TP.SA (a właściwie Orange). W 2005 r podpisałam z TP.SA umowę na internet, wynajmowałam mieszkanie, właściciel nie chciał umowy na siebie, ale podpisał zgodę na instalację.

Ha, a jednak okazało się, że moje segregowanie i maniackie gromadzenie wszystkich dokumentów z pozoru niepotrzebnych, które tylko zajmują miejsce, jednak ma sens.

Faktury opłacone, umowa rozwiązana, wygrzebałam w dokumentach podstemplowane wypowiedzenie.
Nigdy nie dostałam, żadnego monitu, upomnienia, kupowałam telefony na abonament i nigdy nie miałam z tym problemu.

Adres do korespondencji dopóki wynajmowałam mieszkania (liczne i częste przeprowadzki) zawsze był taki jak zameldowania, wszystko szło do rodziców, za moją zgodą zawsze otwierali pocztę i mnie informowali.

Godzinę słuchałam muzyczki na infolinii i niczego się nie dowiedziałam.

Chcąc nie chcąc udałam się do salonu, spędziłam tam kolejną godzinę i udało mi się dowiedzieć, że była jakaś korekta faktury kwota 18,30 zł, rok 2007. Z jakiego powodu była korekta? Nie mieli podglądu, zbyt stara sprawa.

Korespondencja szła na adres instalacji. Pokazałam pani umowę, faktury – wszędzie jako adres korespondencyjny widnieje adres zameldowania, więc czemu do jasnej cholery akurat upomnienia na 18 zł szły na adres do instalacji, pani mi nie potrafiła powiedzieć.

Powiedziała, że dług jest sprzedany i to nie ich problem, żebym się kontaktowała z firmą, która skierowała sprawę do sądu.

Wróciłam do domu, wrzuciłam nazwę firmy w google i włosy mi się na głowie zjeżyły.

Sposób działania firmy – skupują przedawnione długi na małe kwoty, zasypują sąd internetowy wnioskami, sąd nie daje rady tego przerabiać, więc wszystko akceptuje, firma ma siedzibę w Hamburgu, jak człowiek chce się odwołać i sądzić z nimi, musi to robić na terenie Niemiec. W tym momencie dojazd, wynajęcie prawnika i koszty sądowe przewyższają wartości długu, więc ludzie rezygnują i godzą się z utratą pieniędzy.

Znalazłam numer do Kancelarii Prawnej NAVI LEX Kinga Brońska, która reprezentuje ich na terenie Polski. Zadzwoniłam, odebrał jakiś facet, który w chamski sposób mnie spławił, nie dając dojść do głosu rzucił słuchawką.

Nie wiem jak z 18,30 zł zrobiło się 1530 zł, czekam nadal na aktywację konta w internetowym sądzie.
Uważam, że swoje zobowiązania trzeba płacić, ale jasnowidzem nie jestem, nie było żadnych symptomów tego, że mam jakieś zaległości wobec TP.SA.

Straciłam na to cały dzień. Siedzę i myślę, czy machnąć ręką czy się zaangażować - dla zasady.

EOS Investment GmbH z siedzibą w Hamburgu

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1042 (1072)

#36701

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Piekielna rodzina i piekielny sędzia z prokuratorką.

Opiszę wam co mi zafundowała rodzina, by rodzeństwo miało lepiej. Sedno tej sprawy to to, że brat się dogadał z rodzicami iż zamienią się mieszkaniami. Brat pójdzie na 3 pokoje, a rodzice na kawalerkę. Tylko jest/był/jeden problem, JA zameldowany i mieszkający po powrotach z trasy.

Jako kierowca zestawu, potocznie TIRA, 90% czasu spędzam za granica i za kierownicą, po kilka tygodni. O alkoholu można wtedy tylko sobie pomarzyć.
Ale jak wreszcie wracam do domu na parę dni, to chcę odpocząć.

Było to w zeszłym roku w sierpniu, osłupiałem trzymając urzędowe pismo, wezwanie do prokuratury na przesłuchanie.
....wzywa się pana....w sprawie nadużywania alkoholu do złożenia wyjaśnień...".
I dalej: "Strona wezwana może być za nieusprawiedliwione niezastosowanie się do wezwania ukarana grzywną...".

Po 8 miesiącach znam już sposób jak pozbyć się członka rodziny z domu, ba nawet go ubezwłasnowolnić!!!
To był początek moich problemów z alkoholizmem, którego nie było.
Zdziwienie szybko minęło.
Przyszła seria upokorzeń.

Pierwsze z nich - zeznania w Prokuraturze.
Pani prokurator z miną "ty metylu, wyrobię premię na twojej sprawie", przepytała mnie i po wszystkim myślałem, że to już koniec. Niestety to był początek.
Przyszło następne wezwanie na sprawę w sądzie rejonowym, o zastosowanie przymusowego leczenia odwykowego. No i się zaczęło.

Na sprawie odczytano, że moja matka zeznała iż od 20 lat pije alkohol ciągami, co 2 dni, itd. Że po spożyciu jestem agresywny, rodzina się mnie boi.
Jestem typem „domatora” (nie lubię bezproduktywnego łażenia po klubach, wolę obejrzeć film albo porozmawiać ze znajomymi przez sieć) w weekend (zwykle w sobotę) starałem się zrelaksować. Wyglądało to tak, że wypijałem 3-4 piwa, siedząc cały czas w moim pomieszczeniu, słuchając muzyki, oglądając filmy. Zeznania matki to jedyne dowody, lecz co to dla prokurator A. Od początku jestem zastraszany, obrażany na sali sądowej, wyszydzany, nakłaniany do wymeldowania się z domu. Sprawa zakończyła się skierowaniem na badania.

Po powrocie z zagranicy po 7 tygodniach zostaję aresztowany, skuty jak bandyta i przewieziony na komendę. Tam czekam ok godziny na więźniarkę. Zostaje przewieziony do do Rodzinnego Ośrodka Diagnostycznego na przymusowe badania.

Kolejne upokorzenie:
Denerwowałem się, ale kto by zachował stoicki spokój po aresztowaniu.
Pytania zadawane przez psycholog panią udającą przyjazna mi osobę są podchwytliwe. Kiedy pan pierwszy raz spróbował alkoholu? A kto to pamięta?? Pewnie ok 18 roku życia.
W opinii pacjent nie pamięta. Niedbale pisząc na wyrwanej kartce kredką, lub ołówkiem.

Badanie u psychiatry:
Zostałem potraktowany ja zwierzę, zważony, wzrost, 3 pytania - dużo piję?=nie, często?=nie. ile piję?=2-3 piwa raz po raz, lampkę, dwie wina z kobietą...
Teraz zastanawiam się, czy to nie było właśnie pytanie z gatunku podchwytliwych, na które prawidłowa odpowiedź brzmi: "Co to znaczy od kiedy? Ja nie piję.", czy coś...
Zapisano w opinii: "Spożywa głównie piwo i wino.
Stan psychiczny: świadomość jasna, orientacja pełna, napęd wzmożony, nastrój także, mowa prawidłowa, uwaga pamięć prawidłowa. Funkcje intelektualne w badaniu orientacyjnym w normie.
Wniosek:
Na podstawie akt zeznań matki badanego stwierdzamy zespół zależności alkoholowej!!!
Wskazuje na to przymus picia, utrata kontroli nad piciem, picie ciągami!!!
Winien podjąć leczenie ambulatoryjne, w wypadku nie podjęcia w trybie stacjonarnym /zakład zamknięty/.
Wykorzystano przeciwko mnie wiedzę o konflikcie rodzinnym (który istnieje od wielu lat).
W opinii kilkukrotnie biegli powołują się na akta: "Z akt wynika, że badany ma trudności z powstrzymywaniem się od rozpoczęcia spożywania alkoholu oraz zakończeniem już rozpoczętego picia, co wskazuje na utratę kontroli i przymus picia, czemu opiniowany stanowczo zaprzecza.
Zaprzecza wszystkim danym z akt sprawy, jest poirytowany każdym pytaniem, dotyczącym spożywania przez niego alkoholu".

Co było w aktach sprawy, jakie "dane"?
Zeznania mojej matki.
- Cała wizyta trwała 5 minut. Po tym czasie ci ludzie wydali opinię, która może zaważyć na całym moim późniejszym życiu!!!
Gdybym dla świętego spokoju podjął leczenie, stracę uprawnienia i możliwość dalszej pracy. Kto zatrudni pijaka?? W pracy muszę mieć nieposzlakowaną opinię. Gdybym poddał się i dał zamknąć w psychiatryku..., lepiej nie myśleć. Musiałem walczyć.

Na sprawach jestem zastraszany, że mogę zostać zamknięty w ośrodku na okres 2 tygodni, a jak sędzia zechce to nawet na 6 miesięcy w celu kolejnych badań, mających stwierdzić czy jestem osoba uzależnioną od alkoholu. Z własnej woli chodziłem co dzień na policję w celu przebadania na alkomacie, by mieć jakieś dowody, że nie jestem osoba uzależnioną. Po niecałym miesiącu usłyszałem od policji że mam wyp..., bo oni już mnie badać alkomatem nie będą, a problemy zaczęły się po ok 7 dniach chodzenia - widocznie prokuratorka się dowiedziała i nakazała utrudniać mi życie.

Np. czekałem po 1.5 godz na badanie alkomatem, później nie chciano mi wydać wydruku. Po kolejnej entej wizycie na alkomacie, pod domem już na mnie czekali i pościg jak w amerykańskim filmie, mało mnie nie potrącili na parkingu, z takim impetem idiota w niebieskim berecie wjechał. Zostałem zapakowany do suki i przez radio, że zatrzymano pijanego i apiać curyk na alkomat wynik 00. Na zażalenie wysłane do Prokuratury w Bydgoszczy, o bezprawne zatrzymanie i doprowadzenie (dla mnie to było aresztowanie, w końcu skuty byłem), otrzymałem odpowiedź, że nie stwierdzono by doszło do przekroczenia uprawnień art.7 k kodeksu postępowania cywilnego oraz art. 26 ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Bo biegli stwierdzili u mnie zespół zależności alkoholowej.

Każda instytucja do której zwracam się o pomoc, powiela błędnie wyciągnięte wnioski i sugeruje się tylko zeznaniami mojej matki w aktach, nie zwracając uwagi na brak jakichkolwiek dowodów wskazujących na uzależnienie z mojej strony. Wydruki z policyjnego alkomatu nie są dowodem dla sędziego, mimo że chodziłem tam prawie cały miesiąc aż odmówiono mi dalszych badań alkomatem.
Przedstawiane przeze mnie argumenty oraz dowody nie są wcale brane pod uwagę. Odnoszę wrażenie, że zostałem skazany już na początku sprawy, co jest dla mnie niezrozumiałe, gdyż to sąd powinien być bezstronny i udowodnić mi winę, a nie ja muszę bezskutecznie jak na razie udowadniać swoją niewinność. Być może jest to zemsta panie prokurator za skargę którą na jej działania napisałem.

Odbyła się kolejna rozprawa i kolejne upokorzenia.
Przesłuchanie biegłej A.
Brak słów, zrobiła ze mnie furiata, który na badaniach wedle niej krzyczał, był agresywny, itd. Na moje pytanie dlaczego w takim razie nie wezwała policji, która jest piętro niżej, żadnej sensownej odpowiedzi. Podczas zeznań, pseudo lekarski psychologiczny bełkot. Myślą, że im bardziej książkowo, tym lepiej. Ogólnie same kłamstwa. I tacy ludzie są biegłymi?? Terapeutami??
Przerost ambicji.

Władza nad losem człowieka w długopisie trzymanym w ręce.
Znów usłyszałem, że mogę wylądować na oddziale zamkniętym za kwestionowani opinii biegłych, by tam po miesiącu na przykład obserwacji (pewnie polegającej na szprycowaniu delikwenta), orzeczono czy jestem uzależniony od alkoholu.
Oraz, że mogę stracić licencje do wykonywania zawodu.

Wyobraźcie sobie teraz:
- A gdybym ja złożył doniesienie na swojego sąsiada na przykład. Napisał na was, że jesteście alkoholikami. Też byście zostali wysłani na badania? Najprawdopodobniej tak.
- Każdy wniosek, który jest kierowany do np. Prokuratury, Gminnej Komisji Rozwiązywania problemów Alkoholowych (piękna nazwa nie prawda??), jest kierowany dalej. Dopiero biegły psychiatra z psychologiem stwierdzają, czy dana osoba wymaga leczenia.
I tak są bardzo bardzo zasmuceni i że kiedyś było o wiele lepiej, bo w ogóle było o niebo łatwiej zamykać ludzi na przymusowym odwyku niż teraz...
- Nie ma żadnej selekcji, żeby oddzielić wnioski ewidentnie bezzasadne.
Sprawa ciągnie się nadal od 11 miesięcy.

Gdybym nie miał nowego nie bojącego się sądu, lub będącego w układzie przedstawiciela prawnego, zostałbym skazany na leczenie zamknięte, bez dowodów. Ale na szczęście przedstawiciel, z moją mała pomocą, nie bojąca się powiedzieć że sędzia (który prawie wpadł po tym w szał, wykazując prywatne zaangażowanie ,brak profesjonalizmu zawodowego, na kierunkowanie świadków, by odpowiadali na nie korzyść itd, ogólna żenada na sprawie, gdy sędzia bardzo podniesionym głosem neguje to iż nie jest bezstronny, przepisy prawa itd/, nazwijmy go Kłamcą, zapomniał chyba o tym, że powinien być obiektywny. A jak można zinterpretować wypowiedź sędziego, cytuję: - kierowcy tirów (totalna nieznajomość tematu, opierająca się pewnie na oglądaniu tv i tirówkach? TIR to umowa międzynarodowa dotycząca przewozów towarów), wszyscy wiedzą, że kierowcy tirów nie piją, ale CHLEJĄ!!!
Ponownie mnie straszył, że jak zechce, to mnie zamknie w psychiatryku nawet na 6 miesięcy na obserwacje.

Utemperowała go pani, za próby ponownych działań na moją szkodę. I mogę potwierdzić iż po prostu pan sędzia zachował się po chamsku, kompletnie nie profesjonalnie, uraziło jego ego iż ktoś kwestionuje to co on na SWOJEJ SALI SĄDOWEJ ROBI!!! Ale po ponownych upomnieniach zauważył, iż nie ma do czynienia z kimś, kto się boi jego krzyków (bo ma za sobą PRAWNE PRZEPISY!!) i pewnie po rozprawie z prokuratorem rozmawiał typu, no teraz będzie już dym i co teraz?
Ja dzień przed rozprawą dostałem tel z kancelarii, że może bym wpadł jeszcze coś obgadać. Chyba mam namierzany tel albo coś, bo jak wyjadę, to mam od 6mcy policję na plecach. A nr ode mnie telefonu zażądali. Jak mówiłem, że na mnie polują, to w sumie nie bardzo wierzyli w kancelarii.

I jak podjechałem przed sprawą pod kancelarię, nagle światła, syreny, normalnie film amerykański. Od razu alkomat, oczywiście 00. Trzymali mnie z 30 min i adwokat to widział. Co w końcu uwiarygodniło mu iż jestem zastraszany przez policję. Teraz mam jak bandyta kuratora!! Sędzia oczywiście mnie straszy,ł że jak przyjdzie, a mnie nie będzie to.....
Pod wieczór miałem propozycję pracy, ale musiałem odmówić, bo jako niekarany nie mogę pracować, czekając na kuratora, który nie wiadomo kiedy i o której przyjedzie, itd, bo znowu jak poprzednio bandytę ze mnie zrobią, który po 7 tyg ciężkiej pracy wraca do pop... kraju i wpada policja, skuwa kajdankami i pokazuje wszystkim ZŁAPALIŚMY BANDYTĘ. A okazuje się, że słowa sędziego są tyle warte co... jak nie są na papierze zapisane!!! Tak nie ma sprawy, polecony przyjdzie, pana nie ma, to żadnych sankcji nie będzie. Żadnego poleconego nie było, ale policja się wykazała. I ten sam kłamca co obiecywał, że jakby co podpisał że mają mnie aresztować. Brak słów na tych ludzi. Władza uderza do głów!!

Kolejna rozprawa za ok 6miesięcy.Do tego czasu czekają mnie badania w psychiatryku, wizyty kuratora, a do pracy wyjechać nie mogę, bo jak mnie nie będzie znowu, każą mnie aresztować. Zerwałem kontakty z rodziną, chyba to nikogo nie dziwi oprócz sędziego i prokuratora. Brat będąc pupilkiem mamusi, nawiasem mówiąc chorej psychicznie wedle mnie i wielu ludzi, rozpuszczony jak dziadowski bicz, roztacza rządy, chcąc przejąc z majątku rodziców/ojca/jak najwięcej się da. Jest działka z domkiem, już podobno mu obiecana, garaż murowany, z którego po prostu wyp... ojca samochód i parkuje swój. Ale to nic w porównaniu z jego chamstwem i bezczelnością do jakiej jest zdolny.

Wracam z trasy, wchodzę do garażu, a tam połowy moich i ojca rzeczy nie ma. Farby do samochodu, części, itd wszystko pooooszło w piz...du. Bo brat od swojej Piekielnej połowicy poprzywoził jakieś badziewie z wystawek i nie było na to miejsca. Więc wyp... co szło żeby wstawić i do mnie - zabierz rower, bo nie mogę Piekielnicy roweru wstawić. Myślałem że go ....
Jeszcze mam oszczędności na trochę ale topnieją, a i samochód się prosi o warsztat. Pracowałem ciężko, nikomu w drogę nie wchodziłem, zniszczono mi życie i być może karierę zawodową.

Opary absurdu aż dławią, zastanawiam się, pod którym mostem będzie mi najwygodniej, gdy skończą się pieniądze. Może stonka zasponsoruje mi jakiś duży karton na zimę?

patologia w sądach i prokuraturach

Skomentuj (204) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1506 (1612)