Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zlotareneta

Zamieszcza historie od: 29 listopada 2012 - 20:09
Ostatnio: 20 lutego 2020 - 17:27
  • Historii na głównej: 5 z 9
  • Punktów za historie: 2861
  • Komentarzy: 130
  • Punktów za komentarze: 944
 
[historia]
Ocena: 23 (Głosów: 29) | raportuj
14 lipca 2016 o 23:22

Pisz, pisz. Może jak się wygadasz, to chociaż na sercu Ci lżej będzie, a to też coś znaczy.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
1 lipca 2016 o 23:38

Spryskiwacz do kwiatów działa bardzo dobrze, ale trzeba do tego konsekwencji. Za każdym razem, jak kot robi coś, czego nie chcesz - spryskujesz go wodą. My tak podkręciliśmy tą nakrętkę, która robi z wody mgiełkę, żeby pryskała jednym, mocnym strumieniem. Tak dorwiesz kota nawet z daleka;) Tylko pryskaj na tyłek albo boki, nie na pysk! Może i oko kotu nie wypadnie od takiego strzału, ale po co ryzykować;) Nasze mają taki respekt teraz, że wystarczy spryskiwaczem potrząsnąć - usłyszą wodę i już ich nie ma. Inna sprawa to zabawa. Rozumiem doskonale, że nie Twój kot i nie zamierzasz się nim jakoś mocno zajmować, ale jak chcesz mieć nieco więcej spokoju (nie oszukujmy się, 100% to to nigdy nie będzie;)) to niestety kot musi być wybawiony. I tu do akcji wkracza wskaźnik laserowy. Siedzisz sobie wygodnie w fotelu a kot gania jak szalony. Taki wskaźnik naprawdę dużo nie kosztuje, a przynajmniej zmęczysz kocisko. Tylko dwie ważne sprawy: nie świeć mu tym w oczy i nie baw się z nim tym w Twoim pokoju. Uwierz mi, jak kot się zorientuje, że zabawka jest u Ciebie, to masz przewalone jak stąd do Kanady. No i na koniec zabawy kot musi dostać coś dobrego. Przypuszczam, że Durny Współlokator kota karmi, więc może to być coś z tej karmy. ALbo jakiś malutki kawałek kiełbaski (najlepiej podprowadź Durnemu Współlokatorowi;)) - nie za dużo, koty nie powinny tego jeść, ale z braku laku lepsze to niż kompletnie nic:) I tak jak mówię: rozumiem, że nie Twój kot, więc i nie Twoja odpowiedzialność. Ale może znajdziesz w sobie jakieś pokłady dobroci dla biednego, zaniedbanego zwierzaka, który najzwyczajniej w świecie dostaje czegoś na mózg z nudów. A i Ty na tym skorzystasz;)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
1 lipca 2016 o 3:43

Wiecie co, coś Wam opowiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że większość mi nawet nie uwierzy, a część stwierdzi, że dziwna jestem, ale co tam. Wiele, wiele lat temu, za dzieciaka Mama moja też mnie tak puszczała na golasa w upał. Nie, że jakoś publicznie, skąd - na własnym podwórku, do tego na tzw. "koloniach", czyli dwa domy na krzyż z dala od "głównej" wioski. Innymi słowy poza Mamą i Tatą nikt tej mojej gołej pupy nie widział. I chyba tak z przyzwyczajenia, ewentualnie w przekonaniu, że gołe dziecko to bardziej dziecko niż gołe, wysłała mnie na dwór w samych majtasach akurat jak Tata z wujkami i jakimiś kolegami budowali u nas na podwórku garaż. I wiecie co? Do tej pory pamiętam, jak mi było wstyd. Miałam jakieś 5-6 lat, a głupio mi było tak, że ho ho. I nie dość, że wstyd mi było tak w samych majtach się bawić, to wstyd mi było się Mamie przyznać, że mi wstyd. Bo tym małym móżdżkiem rozumiałam, że w sumie to przesadzam i że nie ma nic złego w ganianiu bez koszulki, jak się jest takim małym wypierdkiem jak ja wtedy. I ja nie wiem, czy mi jakiś odchył po tej historii został, czy jak, ale i mnie drażnią dzieci ganiające na golasa. Raz, że w jakiś sposób przeżywam tamtą nieprzyjemną dla mnie sytuację jeszcze raz, a dwa, że wychodzę z założenia, ze skoro jak, jako dziecko się wstydziłam, to i ten maluch przede mną czuje się może niezbyt komfortowo, a nie wie, jak się wybronić. Uff, długa historia, krótkie podsumowanie: Dzieci myślą, widzą i czują więcej niż nam się wydaje i może jednak warto się zastanowić, zanim zdejmie się jednemu, czy drugiemu maluchowi gatki przed obcymi. (Nie zjedzcie mnie za ten komentarz, dla mnie to bycie wysyłaną na dwór w samych gatkach było naprawdę nieprzyjemne - niech sobie psychologowie twierdzą co chcą, ja się wstydziłam i już)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
27 maja 2016 o 14:51

A ja takie dni właśnie lubiłam najbardziej. Obawiałam się ich wprawdzie, bo faktycznie nie ma nawet kiedy do toalety pójść, o jedzeniu nawet nie wspominając, ale mimo wszystko były to najbardziej energetyzujące dni w pracy. Czas mijał jak marzenie, co pięć minut robiło się o godzinę później, nie było czasu na irytację dziwnymi klientami, którzy zresztą ograniczali swoją dziwność do minimum, czując niecierpliwy oddech innych klientów na karku. Uśmiech przyklejał się do twarzy i nawet jeśli nie był na początku szczery, to wraz z każdą mijającą minutą coraz bardziej takim się stawał - ot, taki ciekawy efekt uboczny szczerzenia się zawodowego;). To chyba jedyne czego brakuje mi, kiedy myślę o pracy sprzedawczyni. Tego niesamowitego kopa energii, jaki dawał taki przedświąteczny zap****ol ;).

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
23 marca 2016 o 23:22

O, a ja myślałam, że ze mnie kierownica do rzyci. A tu się okazuje, że jednak trafiają się gorsze.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
18 marca 2016 o 14:06

Gratuluję pomysłowości:) Muszę koniecznie Twój sposób sobie zapamiętać, kto wie kiedy i mi się przyda :D

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
16 marca 2016 o 18:53

@digi51: Wiesz, szef stosunkowo rzadko miał zmiany, w sumie tylko rano przywoził towar, pomagał przy największym ruchu i jechał do domu albo załatwiać swoje sprawy. Tak więc z Birgit bezpośrednio nie miał wiele kontaktu. Poza tym nie zdarzyło się ani razu w ciągu tych dwóch lat, żeby z nią pracował na zmianie. A jak już w ogóle miał z nią do czynienia, to zawsze traktował ją z chłodną uprzejmością. Birgit domyślała się wprawdzie, że szef za nią nie przepada, ale w zasadzie nie robiło to na niej wrażenia. Wypłata była zawsze na czas, bez dziwnych akcji typu obcinanie premii, czy co tam jeszcze pracodawcy wymyślają w ramach "kary". No i z tym znalezieniem pracy jak ma się 50 lat też różnie bywa. Co do szefa, to to pytanie też wielokrotnie sobie zadawałyśmy. Wydaje mi się, że po prostu szefowa dość miała szukania pracownicy. Potrzebne było 5 pracownic, żeby sklep w lecie, przy największym ruchu ogarnąć. I tak jakoś się zawsze składało, że moje trzy koleżanki i ja stanowiłyśmy niejako trzon załogi a ta piąta zawsze jakieś problemy robiła. I tak przewinęło się kilka "piątych" - po jakimś czasie szefowa miała dość przyuczania kolejnych pracownic i chyba tylko dlatego Birgit tak długo została. Tym bardziej, że samą pracę wykonywała zadowalająco. Miała jednak (ma pewnie nadal) dość burkliwy sposób bycia, który antypatii szefa niestety nie łagodził i w końcu tylko utwierdził go w przekonaniu, że Birgit należy zwolnić. I nawet szefowa nie była w stanie go od tego odwieść. Taka to historia:)

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
20 listopada 2015 o 11:48

Kurcze, biedny wujek. Nie dość, że córka wyprana z empatii to i reszta rodziny nieskora do pomocy. Dobrze, że chociaż na cmentarzu jakoś zadziałałeś Autorze, ale niestety, tak jak i reszta komentujących, mam wrażenie, że można było zrobić nieco więcej.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
29 października 2015 o 12:20

@Agness92: Nasi znajomi na całe szczęście są na tyle cywilizowani, że nie ma się co obawiać o szkody a i przy sprzątaniu na drugi dzień pomogą (a mamy i takich, co posprzątają za nas w ramach podziękowania za udostępnienie lokalu;)). Co jednak nie zmienia faktu, że generalnie się z Tobą zgadzam. Domówki są fajne, jeśli goście są tego samego kalibru co ja i mój facet, tzn. zmęczenie ogarnia ich ok. 2 - 3 w nocy i idą spać. Gorzej jednak, jeśli są tacy, jak nasz współlokator, czyli gadają już z zamkniętymi oczami a i tak dalej piją i siedzą do białego rana. Niestety, na takie imprezy zrobiłam się za stara i w tym roku zgody na Sylwestra w naszym mieszkaniu nie wydam;). 3 razy z rzędu starczą. P.S. Taka moja przypadłość, doprowadzająca mnie do rozpaczy, że prędzej zemdleję ze zmęczenia, niż zasnę, jak ktoś mi za ścianą głośno rozmawia i gra muzyka. Nawet zatyczki do uszu przegrywają starcie z basem...~~

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
29 października 2015 o 11:25

@kerownik: Ooo, to ja też się podepnę do prośby. Też mnie to niezmiernie ciekawi.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
20 września 2015 o 18:49

Moje chyba "ulubione": ja: Dzień dobry! klient: Ja tylko oglądam! (po czym najczęściej oddala się galopkiem) Ewentualnie: ja: Dzień dobry! klient: Pęczek pietruszki. I tak dziesiątki razy w ciągu dnia... Ale jakoś udaje mi się moją pracę póki co nadal lubić;)

Zmodyfikowano 3 razy Ostatnia modyfikacja: 20 września 2015 o 18:51

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
20 września 2015 o 18:46

@Shaienne: Oj, przepraszam, miałam dać plusa, ręka mi się omsknęła :/

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 15) | raportuj
3 września 2015 o 13:08

@Nieja: Nie sądzę, żeby był tu ktoś, kto faktu przez Ciebie wyjaśnionego nie rozumiał. I jasnym też jest, że każdy ma swoje powody, aby w takiej a nie innej pracy pozostać. Tylko że rozumieć nie znaczy akceptować. Rozumiem, że taka jest polityka firmy, nie akceptuję jednak, że dla jej wierchuszki te kilka czy kilkaset zł, jakie klientka u was zostawia, ważniejsze jest niż własna i cudza godność. Złość ogarnia mnie zawsze, jak czytam takie historie i zastanawiam się, kiedy dojdzie do tego, że w supermarketach powstawać zaczną specjalne, prywatne pokoje, w których "klient, który naszym panem jest" z pracownikiem/pracownicą zrobić będzie mógł wszystko, co mu tylko do chorego łba przyjdzie, bo akurat ma zły dzień. A przecież nie można dopuścić, żeby poszedł do konkurencji...

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 12) | raportuj
26 sierpnia 2015 o 18:40

@truskawkowa82: Hmm. Do niczego nie piję, po prostu jak weszłam na główną, to zobaczyłam historię też o chorym dziecku i matce, która odpowiedzialność za nie zrzuca na innych. Sporo użytkowników pisze: "Historia taka a taka przypomniała mi...". A mi się nie przypomniało, moja opowieść była niezależna od tej na głównej i wyraziłam zdziwienie takim przypadkiem. Ale Twój komentarz uświadamia mi teraz, że chyba niewystarczająco jasno się wyraziłam. Nic to, dopisek usuwam.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 26 sierpnia 2015 o 18:41

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
15 lipca 2015 o 21:51

@Gregorowitz: O proszę, a już myślałam, że to będzie jedna z niewielu historii, pod którą nie będzie chamskich wypowiedzi prosto z tyłka. A tu jednak się jedna taka pojawiła. Trolla się nie karmi, więc nie będę się wdawała w dyskusję. Zapamiętaj jednak dziecko, tak dla własnego bezpieczeństwa, że nie obraża się bezmyślnie innych ludzi, bo może Ci się przydarzyć, że trafisz na chojraka większego od siebie i to w realnym, nie wirtualnym świecie. I nagle się okaże, że niewyparzona i nieuprzejma buzia to jednak nie jest aż taki atut, jak Ci się teraz wydaje. Pozdrawiam serdecznie i życzę lepszego wychowania.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
14 lipca 2015 o 21:37

@Moby04: Z tego co się orientuję, to Tata mój rozmawiał z bratem Darmozjada, ale jaka była treść tej rozmowy, nie wiem. A czego nie wiem, tego nie będę zmyślać:). W każdym razie kontaktu z bratem - drobnym przedsiębiorcą nie ma i to chyba już od długiego czasu. Wnioskuję z tego, że odpowiedzialność za poręczenie ograniczyła się w najlepszym przypadku do słów "No, głupio wyszło". No i tak gwoli ścisłości: brat Darmozjada był po prostu znajomym, tyle, że w okolicy szanowanym. Na szczęście nie był przyjacielem, bo to by chyba tylko dołożyło się do goryczy.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
13 lipca 2015 o 23:04

@waniliowyslonik: U nas kiedyś klientka, starsza i ogólnie sympatyczna kobieta, usilnie próbowała przekonać młodego mężczyznę, żeby ten wziął bardziej czerwone pomidory, bo są dojrzalsze i smaczniejsze. Facecik się bronił jak umiał - że narzeczona takie mniej dojrzałe mu kazała kupić, że takie im bardziej smakują, że przecież i tak w słońcu jeszcze dojrzeją. "No tak, tak, ma pan rację. Ale niech pan weźmie te bardziej czerwone, one lepiej smakują". Heh, klient szybko zapłacił za swoje lekko niedojrzałe pomidory, po czym jeszcze szybciej zwiał w swoją stronę. A starsza pani jeszcze za nim wołała, że te czerwone są smaczniejsze ^^.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
13 lipca 2015 o 21:23

Drodzy Piekielni! Serdeczne dzięki za komentarze i pomysły, jak pozbyć się Darmozjadowej rodziny. Na pewno prześlę linka do historii i komentarzy Rodzicom, być może znajdą tu faktycznie coś, co jakoś im pomoże w dalszej batalii. Do tych z was, którzy proponują zakwaterowanie innych osób w domu: Nie wspominałam o tym w historii, bo po rozmowie z Mamą zbyt byłam rozgoryczona, by jeszcze bardziej wdawać się w szczegóły tej i tak długiej historii, ale Darmozjad nie jest takim sobie potulnym i niegroźnym barankiem. Nie dość, że Darmozjad, to jeszcze świr niestety, który nie wahał się kilkakrotnie wyskoczyć do moich Rodziców ze strzelbą i straszyć, że ich zastrzeli. Broń niestety też ma legalnie, jako że jest/był członkiem Koła Łowieckiego. Praktycznie każda wizyta Rodziców w tamtym domu (bardziej w jego okolicach...) kończyła się wzywaniem policji - chociaż kończyła to złe słowo, raczej zaczynała. Nie wiem, czy jakikolwiek student zaryzykowałby takie "wakacje" z wariatem... Niemniej dziękuję jeszcze raz za pomysły i wsparcie.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
13 lipca 2015 o 21:12

@bloodcarver: Huh, ciekawa myśl. Na pewno o tym wspomnę Rodzicom. Dzięki.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
13 lipca 2015 o 21:08

@Grav: Widzisz, ich stać na to mieszkanie. Nie wiem skąd pieniądze mają, Darmozjad chyba ma jakąś rentę z racji niezdolności do wykonywania zawodu (tak się to nazywa?). Z opieką społeczną nie mają do czynienia. Na życie ich stać, tylko po prostu stwierdzili, że taniej będzie, jak dom zdobędą bez płacenia za niego, na wezwania do zapłaty czynszu też nie reagują, a prawna możliwość pozbycia się rodzinki z nielegalnie zajmowanego domu - jak w historii:/.

[historia]
Ocena: 23 (Głosów: 39) | raportuj
8 lipca 2015 o 0:44

Duży plus ode mnie :D I jakoś tak przy Twoim he..he..he.. w głowie usłyszałam Teda z "How I Met Your Mother", jak się śmieje, kiedy zobaczy nagą kobietę :D

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
8 lipca 2015 o 0:34

Matko, ja też mam nadzieję, ze to tylko takie gadanie. Aż mi się niedobrze robi na myśl, że nie:/. Dobrze, że zdjęcie zrobiłeś. Tylko czy to ewentualnej ofierze w czymś ulży? Boże mój, co za potwory chodzą po tym świecie...

[historia]
Ocena: 28 (Głosów: 30) | raportuj
30 czerwca 2015 o 20:34

Fajna historia:). Dobrze, że piekielności były tylko sekundy ;)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
17 czerwca 2015 o 23:23

@kaede: @plombabomba Widzę, że ekspertów na piekielnych wielu. Tylko ludzi coś coraz mniej. Zgadza się, nie znam się na tresurze psów. Postanowiłam więc się choć minimalnie zapoznać z tematem i trafiłam na ciekawy, moim zdaniem, tekst. http://www.azorres.pl/index.php?sec=51 I tak, tak wiem: facet musi mieć dominującą pozycję w stadzie^^. Tylko jeśli już na dzień dobry tę pozycję uzyskuje biciem po nosie, to mam dziwne wrażenie, że pod nieobecność właścicieli psów tym bardziej zechciałby w najłatwiejszy możliwy sposób status samca alfa też utrzymać. Tak na rozsądek laika - jeśli kary są w wychowaniu psa niepożądane, to czy nie lepszą reakcją byłoby zignorowanie psa i wytłumaczenie właścicielce, gdzie leży problem i jak sobie z nim radzić (no bo co taki szczeniak może wielkiego narobić skacząc na człowieka? Wychodząc z założenia, że nie okazał żadnych oznak agresji, w najgorszym razie pobrudzić i wkurzyć)? Takiego zachowania w każdym razie spodziewałabym się ja, jako ewentualna klientka takiego hotelu. I tu leży cały problem. Po pierwsze, obcemu człowiekowi nie pozwoliłabym na bicie mojego zwierzaka w "celach wychowawczych". Od wychowania jestem ja - jeśli obcy człowiek ma jakieś uwagi, może mi je przedstawić. Słownie, nie ręcznie. Po drugie, człowiek, który "wychowuje" biciem nie zasługuje w moich oczach na zaufanie. Tak jak to napisała Autorka:"Az boje się myśleć co ten człowiek robi z psami gdy właściciela nie ma." Szkoda, że tak zadziwiająco niewielu użytkowników Piekielnych tych prostych faktów zdaje się nie rozumieć:/

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 15) | raportuj
16 czerwca 2015 o 22:08

Tak czytam komentarze i się zastanawiam, co się z tym światem dzieje. Właściciel hotelu dla zwierząt, czyli z założenia osoba, która zwierzaki lubi, albo przynajmniej potrafi je ogarnąć, wali na dzień dobry szczeniaka w pysk, bo ten, chcąc się przywitać, na niego skoczył. Właścicielka pieska jest oburzona zachowaniem "hotelarza". A społeczność piekielnych jedzie po właścicielce, okazując wyrozumiałość właścicielowi hotelu.. Jakby mi ktoś któregoś z naszych kocurów uderzył, bo jego zdaniem łobuzy są niewychowane i trzeba je tresować, to bardzo szybko opuściłby nasze mieszkanie. I nie dlatego, że nie miałby racji co do tresowania, tylko dlatego, że od nagradzania i karania naszych zwierzaków jesteśmy my - ich właściciele. Poza nami nikt nie ma prawa ich tknąć. Autorka nie napisała, czy psa tresuje, czy nie. Jeśli tak, nie napisała w jaki sposób (czy mi się wydaje, czy w szkoleniu psów należy raczej unikać kar? Czy uderzenie w pysk nie podpada pod kary właśnie? Nie znam się na psach, więc pytam). Nie napisała, jak sama zareagowała by na skoki szczeniaka, gdyby właściciel jej nie ubiegł. Zresztą, pomijając już to, co NIE zostało napisane. Jak dla mnie, to właściciel hotelu dla zwierząt, który na dzień dobry bije szczeniaka po pysku też nie byłby wystarczająco godny zaufania, by zostawić z nim mojego pupila. Albo potrafi sobie ze zwierzakami radzić i przyjmuje niewytresowanego psa, albo nie umie i odmawia przyjęcia. Na miejscu Autorki też by mnie coś trafiło.

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 następna »