Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Bronzar

Zamieszcza historie od: 26 września 2010 - 10:35
Ostatnio: 28 stycznia 2015 - 9:34
  • Historii na głównej: 36 z 43
  • Punktów za historie: 13062
  • Komentarzy: 328
  • Punktów za komentarze: 2758
 

#24538

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia niby autobusowa. Niby, bo rzecz się działa na przystanku, a tym razem moher commando obrał sobie za teren taktyczny jego obręb i posianowił działać jeszcze przed wejściem (prewencja?).

Otóż jestem palaczem i kocham sobie puścić dymka w oczekiwaniu na autobus. Jednak zawsze staram się palić tak, by nie przeszkadzać innym. Zawszę stoję jakieś 10 metrów od przystanku (nawet przed wejściem stosownej ustawy tak robiłem). Jak ludzi jest na tyle dużo, że muszą stać obok, to odchodzę jeszcze dalej, żeby nikomu nie przeszkadzać. Dodatkowo zawsze staję na trawniku, żeby nie przeszkadzać ludziom chcącym przejść przez chodnik, a gdy wieje wiatr z niekorzystnej strony, to obserwuję chodnik i dymię jak nikt nie przechodzi. Ogólnie rzecz biorąc rozumiem, że moje spaliny przeszkadzają innym i palę tak, aby nikt przeze mnie nie cierpiał.

Wróćmy jednak do tematu. Stoję sobie tak i palę. Na przystanku może z 3 osoby. Obok mnie akurat przechodzi moherowa babcia. Poczekałem, aż przejdzie i dymię dalej. Babcia doszła do przystanku, sprawdziła coś na rozkładzie i zaczęła się mi przyglądać. Po chwili idzie w moim kierunku. Ja nadal sobie spokojnie dymię. Przy kolejnej chmurze dymku wylatującego z moich płuc, babcia przyspieszyła, ominęła mnie, weszła na trawnik, dokładnie tak, żeby znaleźć się w samym środku mojego obłoczka. Momentalnie zaczęła kaszleć (według mnie na pokaz). Następnie tako do mnie rzecze:

B: Niech pan to zgasi natychmiast, nie ma czym oddychać, ja chore płuca mam! Zgaś, szybko, wstrętni palacze zatruwają nam powietrze!

J: (Przerywając jej) Przecież specjalnie podeszła pani tak, żeby znaleźć się w dymie, nawet z chodnika pani zeszła.

B: A ja se k**wa będę stała gdzie będę se chciała, nie będzie mnie twój nałóg ograniczał! Chcesz palić, to ty masz się dostosować.

J: Mimo to sobie jednak dopalę tutaj gdzie stoję! - Po czym uraczyłem się kolejną chmurką.

Moher odszedł rzucając naprawdę niewybredne komentarze w moim i innych palaczy kierunku.

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 549 (703)

#24377

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia autobusowa.
Kilka dni temu wracając komunikacją miejską z pracy byłem świadkiem lekcji udzielonej pewnej starszej pani przez młodego człowieka. Kurs wieczorny, autobus zatłoczony, a po środku autobusu owa pani siedziała obok swoich siatek z zakupami. Tutaj muszę nadmienić, że nie był to typowy moher, a kobieta elegancko ubrana i swoją miną zdradzająca pogardę do otaczającego ją plebsu. Ów młody człowiek wspomniany wcześniej podszedł do niej i spytał:

- Czy mogła by pani wziąć zakupy, bo chciałbym usiąść?

Odpowiedzią było pogardliwe ′phi′ i odwrócenie głowy w kierunku okna. Chłopak powtórzył pytanie, ale tym razem Pani odparła mlasknięciem i zmrużeniem brwi.
W tym momencie koleś podskoczył w górę i z ogromnym impetem wylądował siedzeniem na jej zakupach z uśmiechem na twarzy mówiąc:

- Ja jednak usiądę.

Akurat był mój przystanek, więc finału sprawy nie znam, z ruszającego już autobusu usłyszałem tylko pisk elegantki.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1060 (1088)

#24118

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka dni temu podczas drogi do pracy przechodziłem akurat przez pasy. Przejście dla pieszych znajdowało się przy skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną i wyposażone było również w światło dla pieszych. Tak więc zielone, ja przechodzę, przed przejściem w samochodzie jakiś facet pali papieroska. Gdy byłem mniej więcej w połowie pasa drogi, jegomość z auta krzyknął:

[F] : UWAŻAJ, K*RWA!

Automatycznie zerknąłem w lewo, a tam fiat seicento z dość dużą prędkością wykonał skręt w lewo na skrzyżowaniu i pędzi w moim kierunku, a jest już jakieś 2-3 metry ode mnie. Całe to spostrzeżenie to oczywiście jakaś sekunda, po której gwałtownie odskoczyłem w tył, a auto prawie przejechało mi po stopach. Kawałek dalej się zatrzymało. Kierowca, który mnie ostrzegł krzyknął:

[F] JAK JEŹDZISZ GŁUPIA FLĄDRO?


Po czym usłyszałem kobiecy głos:

[K] SPIE****LAJ KRETYNIE! ZIELONE MIAŁAM, MOGŁAM PRZEJECHAĆ TEGO CYMBAŁA TO BY SIĘ NAUCZYŁ ZASAD.

Po czym szybko odjechała. I dobrze, bo gdyby team dłużej została to chyba bym ją rozszarpał.

I jeszcze krótkie wyjaśnienie dla osób, które nie mogą sobie wyobrazić sytuacji. Podczas skrętu na skrzyżowaniu nawet gdy świeci się nam zielone światło nie oznacza, że możemy jechać i na nic nie patrzyć. W praktycznie każdym przypadku jeśli na drodze prostopadłej jest przejście dla pieszych, to należy ustąpić im pierwszeństwa, bo mają zielone światło.

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 878 (918)

#10222

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu postanowiłem założyć w pokoju żaluzje pionowe. Skontaktowałem się z właścicielem firmy oferującej te produkty. Wybrałem kolor, spytałem o cenę i umówiłem się na montaż. Facet przyszedł, zamontował, ja wręczyłem mu pieniądze. I tutaj się zaczęło. Warto wspomnieć, że nie mam czasu ani chęci stać nad fachowcem i patrzyć mu na ręce. Jednak jakby ewentualnie miało coś pójść nie tak (przezorny zawsze ubezpieczony) w pokoju zostawiłem laptopa z włączoną kamerą internetową, która miała nagrywać pracę fachowca.

F: Panie, ale 400 + VAT jeszcze, to będzie 488 zł.
J: Umawialiśmy się na 400 zł.
F: Proszę pana, widzę żeś pan młody i nieobyty, ale w świecie biznesu wszystkie ceny są cenami netto do których dolicza się VAT. Przykro mi, że pan nie wiedział, dzięki mnie jeszcze darmową lekcję pan otrzymał.
J: Niech mi pan tutaj nie opowiada głupot i nie wciska ciemnot - sam prowadzę firmę i rzeczywiście między firmami prezentuje się ceny netto, ale nie jest to dopuszczalne jeśli umawia się pan z klientem indywidualnym. Widział pan kiedyś, żeby ceny na półkach w sklepie były bez VAT?
F: Mnie to nic nie obchodzi, podawana cena była ceną netto i musi pan dopłacić VAT.
J: To proszę zdjąć żaluzje i sobie zabrać.
F: Nie może pan zrezygnować po wykonaniu usługi.
J: Jest pan nieuczciwy, więc ja też będę.
F: K***wa! Niech już będzie te 400. Jest pan niedouczony!
J: Ma pan tupet, żeby obrażać klienta w jego własnym domu!
F: Dobra, przepraszam, daj pan forsę i spadam.
J: Proszę. Kiedy mogę wpaść po paragon lub fakturę?

W tym momencie facet zrobił ogromne oczy.

F: COOOOOOOO? Bez VATu to bez paragonu i faktury!
J: Jeszcze raz przypominam, że nie poinformował mnie pan, że cena jest bez VATu i nie dostanę potwierdzenia wykonanej usługi.
F: Co ty sobie wyobrażasz? Ty w ogóle normalny jesteś?
J: Czy pan chce powiedzieć, że nie chce pan odprowadzać podatku od wykonanej usługi? (Dodam, że normalnie nigdy bym się o to nie doczepił, bo na co mi faktura, ale chciałem utrzeć nosa takiemu piekielnemu sprzedawcy)
F: A ch.j cię to obchodzi (kierując się już powoli do drzwi).
J: W takim razie proszę uśmiechnąć się do ukrytej kamery, całe zajście jest nagrywane, Urząd Skarbowy na pewno zainteresuje ten materiał.
F: O ty ch...
J: Dobrze, że się pan ugryzł w język. Za takie epitety, takie traktowanie klienta i próbę oszustwa, powinienem się odwdzięczyć narobieniem panu nieprzyjemności. Jednak wystarczy, że udzieli mi pan 50% rabatu na żaluzje, a zapomnę o całej sprawie i usunę nagranie.
F: (Z wielką uprzejmością w głosie) Ależ oczywiście, z przyjemnością. Proszę, oddaje 200zł od firmy, ale proszę to nagranie skasować.
J: Oczywiście :)

Po czym w pośpiechu wyszedł. Okazało się na końcu, że zapomniałem włączyć nagrywania, kamera była ustawiona jedynie na pokazywanie bieżącego obrazu :)

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (686)

#10495

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed kilku minut. Prowadzę sklep na pasażu jednego z hipermarketów. Toaleta jest jakiś czas nieczynna z powodu zatkanego pisuaru. Ja posiadam do niej kluczyk, gdyż poza tym wszystko jest w porządku. Klienci jednak nic nie robili sobie z zatkanego pisuaru i oddawali mocz doń ile wlezie - a jak nie wlezie to się przeleje, co im tam. Z tego właśnie powodu toaleta chwilowo dostępna była jedynie dla personelu. To tytułem wstępu, a teraz właściwa historia.

Przed chwilą do ochroniarza podszedł młody tato, z małym, może 5-cio letnim synkiem. Zaaferowany, że dzieciak nie może już wytrzymać, a toaleta nieczynna. Ochroniarz wiedział, że posiadam klucze, więc przybiegł po mnie abym otworzył wyjątkowo toaletę dla klienta. Chcąc pomóc zgodziłem się. Ojczulek był bardzo miły, wręcz rozpływał się w podziękowaniach:

O: Bardzo panu dziękuję, super, że się pan zgodził, kiedyś panu piwo postawie... ble, ble, ble...

Ojciec wszedł z synkiem do środka, a że byłem za potrzebą wszedłem zaraz po nich. To co ujrzałem zupełnie mnie zniesmaczyło. Tatuś wysiusiał synka na ścianę i na podłogę, wszystko pływało w moczu.

Wybiegłem zatem, by zwrócić klientowi uwagę. Dogoniłem go i powiedziałem:

J: Dlaczego takiego syfu narobił pan w toalecie, ja dla pana uprzejmy byłem, zrobiłem wyją...
O: Sp....laj pajacu!
J: Człowieku, weź się opa....
O: Ch..j ci w dupę, odp...dol się, bo w ryj zarobisz.

Po czym szybko oddalił się z berbeciem.

I bądź tu dobry dla ludzi. Żeby mu się tak wychowywany synek czasem w przyszłości nie odwdzięczył....

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 748 (842)

#10033

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z wczoraj. Chciałem zakupić w kiosku bilet autobusowy. Przede mną chłopak, którego znam z widzenia (i wiem, że ma ukończone 18 lat) kupował papierosy. Ekspedientka była jednak żywcem wyjęta z niektórych historii zamieszczanych na piekielnych:

C: Poproszę dwie paczki Piekielnych czerwonych.
E: Dowód!
C: Nie mam przy sobie, ale chyba widzi pani, że 18 lat skończyłem już dawno.
E: Bez dowodu nie sprzedam!

W tym momencie postanowiłem wkroczyć do akcji.

J: Słuchaj, to ja ci kupię.
E: Dowód!
J: Proszę bardzo (okazując dowód).
E: I tak nie sprzedam!
J: Na jakiej podstawie, mogę wiedzieć?
E: Bo dasz te papierosy jemu, a on jest niepełnoletni.
J: Po pierwsze, to nie jesteśmy ze sobą na Ty, po drugie ten Pan jest pełnoletni, bo go znam (ma już nawet kilkuletniego synka), a po trzecie to nie powinna się pani interesować co zrobię z zakupionym towarem.
E: Ale i tak nie sprzedam!
J: (bogaty w doświadczenia opisywane na tym portalu) Nie ma prawa pani odmówić sprzedaży towaru bez uzasadnionej przyczyny, godzi za to grzywna do 5 tys. zł.
E: Nie będziesz mnie straszył, i tak nie sprzedam, mam przyczynę!
J: Kolejny raz powtarzam, że nie jesteśmy na 'Ty'! I jaka to niby przyczyna?
E: Skąd mam wiedzieć, że ten dowód nie jest sfałszowany.
J: Pytam jeszcze raz i dzwonię na policję, będziesz świadkiem ok? (zwróciłem się do kolesia), sprzeda mi pani dwie paczki Piekielnych czerwonych?
E: Nie, do cholery!

Wyciągnąłem, więc telefon i wykręciłem numer na policję. Do pana policjanta wypowiedziałem mniej więcej te słowa:

J: Dzień dobry, chciałem zgłosić wykroczenie. W kiosku na ulicy Piekielnej sprzedawczyni odmawia mi sprzedaży towaru, który jest wystawiony, a do tego jednoznacznie oskarża mnie o sfałszowanie dokumentu państwowego jakim jest dowód osobisty, chciałbym w obecności Policji wyjaśnić tą sprawę.

Wtedy odezwała się ekspedientka:

E: No dobra, dobra sprzedam CI już, pożartować tylko chciałam, a Pan taki od razu jest.

J: (do słuchawki) Dziękuję, wygląda na to, że sam telefon skłonił sprzedawczynię do zmiany stanowiska, przepraszam za kłopot.

Ekspedientka sprzedała papierosy z uśmiechem na ustach, choć było widać, że wewnątrz życzyła mi śmierci. Znajomy powiedział mi, że chyba nikt mu nie uwierzy jak opowie jak załatwiłem to "chamskie babsko z kiosku".

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 893 (1019)

#10044

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym świadczę usługi zegarmistrzowskie. Pewnego dnia przyszedł do mnie klient:

K: Dzień dobry, proszę nastawić mi ten zegarek.
J: Dzień dobry, a co się dzieje?
K: Eeeee, nooo.... no... niech Pan sam sprawdzi.

Wziąłem zegarek do ręki, ale kątem oka widzę szyderczy uśmieszek na twarzy klienta. Pomyślałem, że facet coś kombinuje. Pomyślałem, że na 99% coś w zegarku musi być uszkodzone, a facet chce winę zrzucić na mnie i pewnie wyłudzić darmową naprawę.

J: Proszę wyciągnąć koronkę (wręczając klientowi zegarek).
K: Yyyyyy... a czemu ja, to Pan jest fachowcem.
J: Proszę wyciągnąć koronkę, ja tego nie zrobię.

Facet wziął i niepewnie zabrał się za wykonanie tej czynności i... oczywiście odpadła razem z wałkiem. Była wyrwana. Myślałem, że facet się zawstydzi i zacznie mówić, że teraz się to dopiero stało etc. Jednakże się myliłem.

K: O cholera, co żeś Pan zrobił, że to odpadło.
J: zegarek miałem w rękach kilka sekund, na pana oczach, widział Pan, że nawet nie dotknąłem koronki.
K: No ja widziałem, że coś Pan tam grzebał, proszę mi to teraz naprawić!
J: Proszę Pana za próbę oszustwa i oskarżanie mnie, to nawet odpłatnie tego nie zrobię.
K: Ja pójdę do urzędu konsumenta!
J: Proponuję udać się tam od razu, bo rozmowę z Panem skończyłem!

Wyszedł charakterystycznie prychając "pffff". Cóż, tym razem mu się nie udało. Przynajmniej jak na oszusta był naprawdę kulturalny, bo zwracał się do mnie per 'Pan' i nie unosił się.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 659 (751)

#10042

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka, acz nader pouczająca sytuacja.

Podchodzę do pustej kasy w hipermarkecie celem skasowania jednej butelki wody mineralnej. Podbiega do mnie starsza kobieta, pchając pełny wózek zakupów, a za nią spokojnie idzie jej mąż. Kobieta zaczyna się wydzierać w moją stronę:

K: Halo! Halo! Proszę pana, ja tutaj stałam, ja pierwsza byłam, HALOOOO!

Wtem odzywa się ze wściekłością jej mąż:

M: K...a, po...na babo. Jedną rzecz ma facet, a ty i tak musisz próbować się wp....lić!

Niektórzy chyba to robią dla sportu ;)

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 992 (1070)

#9733

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep. Dzień w którym wydarzyła się ta historia był dniem targowym - niesamowicie duży ruch dookoła, ze względu jednak na branżę, którą się zajmuję u mnie było dość spokojnie. Wtedy przyszedł do mnie facet w średnim wieku.

F: Dzień dobry, ma Pan rozmienić dwie stówy?
J: Niestety nie, nawet w kasie jeszcze tyle nie mam (z uśmiechem)

Facet podszedł do laty, zauważył kółko do kluczy za 0,20 zł:

F: To ja poproszę to koluszko (dokładnie tak to nazwał, dla historii nieistotne, ale warte przytoczenia ;) )
J: Proszę, dwadzieścia groszy.
F: Proszę.

I tutaj szczęka mi opadła, rzucił mi na ladę dwustuzłotowy banknot, a do tego wyraz jego szyderczego uśmieszku był nad wyraz irytujący. Po prostu chciał mnie zmusić do rozmienienia, z tym, że rzeczywiście wtedy nie miałem, a w dzień targowy rozmienienie szybko dwóch stów graniczyło z cudem.

J: Poproszę drobniej, bo nie mam wydać.
F: (Tonem oburzonym) A co mnie to obchodzi.
J: Proszę Pana, ale naprawdę nie mam jak wydać.
F: Gówno mnie to obchodzi, to Pana zasrany obowiązek wydać resztę klientowi!
J: Ale nie mam, nie wyczaruję.
F: To niech Pan idzie rozmienić, według prawa to Pana obowiązkiem jest wydać resztę klientowi.
J: Rozumiem, że ciężko jest Panu rozmienić, bo pewnie nikt nie ma, ale to nie powód, żeby próbować się chamsko wyręczać innymi.
F: Lecisz czy od razu mam dzwonić na policję?
J: Niech Pan mnie nie straszy, jest duży ruch na zewnątrz, nie zostawię sklepu, żeby zarobić dosłownie kilka groszy. Panu się nie chce rozmieniać, to straszy mnie Pan policją, żeby się mną wyręczyć, niestety nic z tego, proszę dzwonić na Policję.
F: Zadzwonię, żebyś Pan wiedział i do urzędu konsumenta pójdę, jak Pan sprzedawać nie potrafisz, to ja zamknę Ci ten interes!

Po czym wyszedł. Oczywiście nigdzie nie zadzwonił i nigdzie nie poszedł. Rozumiem, że obowiązkiem sprzedawcy jest wydać. Jednak nie zawsze jest taka możliwość. Czy taki problem mieć dla klienta kilka drobniaków w kieszeni? Czasem są takie dni, że kilkaset złotych drobniaków potrafi się rozejść w kilka minut jak klienci grubymi płacą. Według mnie próba zapłaty tysiąc razy większym nominałem i robienie ze sprzedawcy pieska na posyłki jest przesadą ze strony klienta.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 563 (741)

#9731

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hipermarket, stoję w kolejce do kasy. Przede mną kilku klientów po kilka produktów. Ja również w koszyku mam kilka rzeczy do jedzenia. Spieszy mi się niemiłosiernie do pracy, już jestem spóźniony. Za mną ustawia się kobieta z wyładowanym wózkiem prawie po brzegi. Kobieta odzywa się do mnie:

K: Niech Pan mnie przepuści, mam mało.
J: (Patrząc na jej wózek i pokazując moje drobiazgi) Chyba sobie Pani ze mnie żartuje?
K: Ale ja muszę szybko do toalety, nie wytrzymam.
J: To może sobie Pani zostawić wózek z zakupami, wyjść do toalety, wrócić i skasować zakupy.
K: Ale mi się na autobus spieszy.
J: Proszę Panią, mi też się na autobus spieszy, kasjerka mnie skasuje w kilka sekund, a Pani ma cały wózek!
K: Ale ja mimo to i tak proszę o przepuszczenie!
J: Przykro mi, ale nie, już tłumaczyłem dlaczego. (w tym momencie kasjerka zaczęła kasować moje produkty)
K: (Krzykiem, aczkolwiek nie głośnym) i czemu mnie Pan nie przepuścił, co? Może trochę uprzejmości, może trochę zrozumienia dla innych (płacę za zakupy), Pan jest nieuprzejmy...
J: Do widzenia (odchodząc od kasy).

I całe jej pretensje o te dosłownie kilka sekund...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 686 (782)