Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Hideki

Zamieszcza historie od: 9 stycznia 2011 - 18:05
Ostatnio: 29 marca 2024 - 15:08
  • Historii na głównej: 25 z 52
  • Punktów za historie: 8658
  • Komentarzy: 619
  • Punktów za komentarze: 1999
 
zarchiwizowany

#58983

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka dni temu byłem na zakupach w jednym ze stołecznych centrów handlowych. W zasadzie tylko w salonie jednej ze znanych marek produkujących odzież dżinsową mogłem pochwalić obsługę. W pozostałych jako klient byłem chyba przezroczysty, bo obsługa w ogóle się mną nie interesowała. Ja rozumiem, że jak są ludzie w sklepie, to nie da się ze wszystkimi gadać. Tyle że ja byłem krótko po otwarciu centrum handlowego, gdy w sklepach jeszcze nie było tłumów.

We wspólnym salonie dwóch producentów odzieży dżinsowej było chyba z 5-6 pracowników, z których każdy opiekował się "swoim" klientem od momentu wejścia klienta do salonu aż po pożegnanie go, gdy wychodził. Powiedziałbym nawet, że była to najlepsza obsługa w sklepie odzieżowym, z jaką się spotkałem, gdyby nie jedna dość poważna wpadka. Gdy moja "opiekunka" znalazła mi 2 koszule i 4 pary spodni, poszedłem do przymierzalni. Po jakimś czasie zdębiałem, gdy zajrzała przez kotarę z pytaniem, czy dobre rozmiary dla mnie wybrała. Całe szczęście miałem na sobie spodnie.

Centrum handlowe

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -13 (25)
zarchiwizowany

#58568

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od zawsze mam telefon w Era/T-Mobile. Kiedyś miałem uruchomioną usługę, która miała wygasnąć po 30 dniach, chyba że wyślę sms (taka była treść smsa potwierdzającego aktywację usługi). Oczywiście usługa nie wygasła samoczynnie i wbrew mojej woli miałem płatną usługę na kolejny miesiąc. Tyle słowem wstępu.

Dziś zadzwoniła do mnie konsultantka z T-Mobile.
K: Jako że jest pan z nami już dłuższy czas, postanowiliśmy podarować panu 60 darmowych minut. Ma pan 5 dni na ich wykorzystanie. Prawda, że to fajny bonus?
Ja: Bonus fajny, tylko szkoda, że dopiero po X latach korzystania z państwa usług. Czy ta usługa przypadkiem samoczynnie nie przedłuży się po tych 5 dniach i nie ściągnie mi pieniędzy z konta? (mam telefon na kartę)
K: Nie. Po 3 dniach dostanie pan sms i będzie pan mógł wybrać, czy pan chce przedłużyć usługę. Wtedy będzie to kosztować X złotych miesięcznie.
Ja: A co się stanie, jeśli nie dokonam wyboru?
K: Uznamy, że chce pan przedłużenia usługi i automatycznie ją panu przedłużymy.
Ja: W takim razie dziękuję, nie skorzystam.
K: Ale dlaczego? Przecież będzie pan miał tańsze minuty!
Ja: Gdybym nie zapytał o to, podjęliby państwo za mnie decyzję i bez mojej wiedzy i zgody naliczyliby państwo mi płatną usługę, której nie potrzebuję. Dlatego dziękuję, do widzenia.

Sieci komórkowe (nie tylko T-Mobile) potrafią bez naszej wiedzy i zgody uruchamiać nam usługi, których nie potrzebujemy. Niestety trzeba być czujnym, gdy dzwonią z super ofertą, bo odzyskiwanie pieniędzy potem może trwać dość długo.

T-Mobile

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (23)

#57443

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę lat temu pracowałem jako serwisant w dużym sklepie komputerowym. W każdym pomieszczeniu sklepu zamontowany był monitoring. Podczas mojej kariery w tamtej firmie, zdarzyły się dwa znane mi i większości personelu udokumentowane przypadki kradzieży przez pracowników. Mimo to szef rozpowiadał o niemal każdym pracowniku, który odszedł lub został zwolniony, że był złodziejem i dlatego już go nie ma. Pokazywanie zawartości kieszeni kurtki przy wychodzeniu z pracy nie należało do rzadkości.

Jak wielu pracowników przede mną, ja również w pewnym momencie nie przedłużyłem umowy. W dniu odebrania świadectwa pracy szef poprosił mnie, bym jeszcze zobaczył, na czym polega problem w pobliskim hotelu, w którym kilka miesięcy wcześniej rozbudowywałem sieć bezprzewodową. Na miejscu zdiagnozowałem problem i powiedziałem, co trzeba zrobić, ale ponieważ nie byłem już pracownikiem tamtej firmy, poradziłem kierownictwu hotelu skontaktowanie się z moim byłym szefem. Pracownicy hotelu zdziwili się, gdy usłyszeli ode mnie, że to ja odszedłem z firmy. Oni znali wersję, że zostałem zwolniony. Za kradzież.

Kilka tygodni później mieszkałem już w innym mieście. Zadzwonił do mnie kolega z byłej firmy z pytaniami o historię naprawy jednego z laptopów. Powiedziałem, co wiedziałem i myślałem, że to koniec. Potem zacząłem otrzymywać smsy od szefa typu "oddawaj ten dysk sk...u". Nie zamierzałem z nim rozmawiać, więc dowiedziałem się od wspomnianego pracownika, że nikt nie może znaleźć dysku z tamtego laptopa. Znając mojego szefa mógł wejść na serwis, zobaczyć jakiś dysk i zabrać go na sklep w celu sprzedaży (zdarzały się takie sytuacje).

Z przymrużeniem oka można stwierdzić, że zostałem zwolniony za kradzież, którą stwierdzono po tym, jak zostałem zwolniony. Piekielne jest to, że w pracy każdy był traktowany jak złodziej. Również po tym, jak odszedł z firmy. A oczernianie pracowników poza firmą czemu miało służyć? Przecież mogłem kiedyś obsługiwać tamten hotel, a nawet starać się w nim o pracę! No ale przecież jestem złodziej, więc o zatrudnieniu mógłbym zapomnieć...

sklep komputerowy

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 567 (617)

#56950

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znajomy poprosił mnie o zajęcie się kupnem prezentu na urodziny jego żony. Znalazłem model, który mnie interesował, następnie sklep internetowy z opcją zakupów na raty i zaczęło się...

Raty miały być w Santander Bank, a odpowiedź na wniosek miała się pojawić do 30 minut. Czekałem dobę i się nie doczekałem. Po zalogowaniu się do wniosku było "brak towaru w sklepie". Według sklepu ten towar był, czyli ktoś kłamał. Ponieważ bank nie wywiązał się z warunków, temat uznałem za zamknięty. Formularz kontaktowy na stronie banku wypełniłem treścią o rezygnacji z usług banku z powodu niedotrzymania terminu z ich strony.

Po dwóch dniach od złożenia wniosku zaczęły się telefony z nieznanego numeru. Ponieważ albo byłem na spotkaniach albo akurat nosiłem towar, nie miałem możliwości odebrać. W wolnej chwili oddzwoniłem, ale usłyszałem "nie ma takiego numeru". Druga próba - to samo.

Następnego dnia zadzwonił ten sam numer, gdy jadłem śniadanie, więc odebrałem. Powiedziałem, że wysłałem już rezygnację i temat uważam za zakończony.

Dwa dni później dostałem e-mail o treści mniej więcej takiej: "Wniosek został zaakceptowany, jednak ponieważ nie udało nam się z Panem skontaktować, proszę zadzwonić pod nr [inny niż ten, z którego do mnie dzwoniono], inaczej wniosek zostanie odrzucony." Odpisałem, że bardzo dobrze, bo już dawno złożyłem rezygnację przez ich formularz, co potwierdziłem później telefonicznie (mimo niemożności skontaktowania się ze mną) i że nie życzę sobie więcej kontaktu ze strony tegoż banku.

Przez kolejnych kilka dni znowu próbowali się do mnie dodzwonić, ale już po prostu nie odbierałem. Do niektórych po prostu nie dociera...

Prezent kupiłem w innym sklepie, raty (w innym banku) dostałem w 15 minut, kurier przywiózł prezent po 2 dniach.

Santander Bank

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 299 (407)

#56711

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnie wiele z Was przeglądało super oferty Groupona, Mydeal i w innych tego typu serwisach. Mi się to rzadko zdarza, ale luba pokazała mi ostatnio ofertę na wideo-rejestrator (wiedziała, że po licznych zdarzeniach drogowych noszę się z zamiarem zakupu takiego urządzenia). Brzmiało rewelacyjnie - zamiast normalnej ceny 199 zł z kuponem płaciłbym jedynie 99 zł.

W całej tej ofercie nie mogłem się doszukać modelu. Nie kupię wideorejestratora w ciemno. Musiałem się dowiedzieć, jaką ma rozdzielczość, jakie karty pamięci obsługuje itd. Co mnie zdziwiło, na stronie sklepu, w którym można było skorzystać z tej promocji, również nie było modelu ani producenta. Na pomoc przyszedł wujek Google i po wyszukaniu za pomocą zdjęcia od razu znalazłem model.

Przy okazji chciałem sprawdzić, jak wielka jest to okazja. Na Allegro, Ceneo i innych tego typu portalach najdrożej ten model chodził po 159 zł (a nie 199 zł), najtaniej po 89 zł, a z reguły po 99-119 zł. Oferta z kuponem okazała się być niczym więcej jak sposobem na pozbycie się zalegającego towaru. Oczywiście zgłosiłem to administracji.

Sprawdzajcie wszelkie tego typu oferty, żeby w promocji nie kupić czegoś drożej, niż gdzieś indziej moglibyście kupić bez promocji!

Okazje w internecie

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 415 (493)
zarchiwizowany

#55902

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o plotkach. Kilka tygodni temu znana mi osoba potrąciła na przejściu dla pieszych starszą panią. Po tygodniu dowiedziałem się, jak wyglądało zdarzenie, ale wcześniej dotarły do mnie bardzo szybko różnego rodzaju plotki, które nie były nawet bliskie prawdy:
- że sprawca uciekł z miejsca zdarzenia porzucając samochód i pasażera
- że policja zabrała mu prawo jazdy
- że pędził jak szalony (potrącenie miało miejsce, gdy ruszał sprzed "zebry")
- że po kilku dniach potrącona zmarła w szpitalu
- że po kilku dniach potrącona wyszła bez szwanku ze szpitala (poleżała trochę po wycięciu śledziony)
Czy ktoś mi powie, W JAKIM CELU ludzie rozpowiadają takie bzdury?

Przejście dla pieszych

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (35)
zarchiwizowany

#54963

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ponad rok temu znajomy poprosił mnie o udzielenie korepetycji z angielskiego jego córce, bo była zagrożona. Córka kończyła pierwszą licealną, podobno miała angielski również w gimnazjum.

Na pierwsze zajęcia poszedłem z zestawem testów, by zorientować się w poziomie uczennicy. Po pierwszym dniu byłem załamany. Dziewczyna miała niby 4 lata nauki za sobą, a nie potrafiła nawet odmienić "to be". Znajomość słownictwa zerowa.

Ponieważ celem było zaliczenie przedmiotu, a nie nauka języka, pomimo braku podstaw skupiliśmy się na wyjaśnieniu i wkuciu rozdziałów podręcznika. Jakim cudem zdała, do dziś jest dla mnie tajemnicą. Najbardziej zastanawia mnie jednak, w jaki sposób ta dziewczyna przechodziła przez kolejne klasy. Przecież nauczyciele musieli wiedzieć, że ona nawet podstaw nie ma opanowanych...

Szkoła

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (256)
zarchiwizowany

#54952

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczoraj wydarzyło się nieszczęście mojej narzeczonej. Włączyła przed południem laptopa, a tam system nie wstaje. Pamięci przeszły test pomyślnie, ale dysk pełen uszkodzonych sektorów. Ponieważ przed miesiącem była podobna sytuacja, nie ma się co bawić w regenerację dysku, tylko trzeba pomyśleć o wymianie.

Moja luba o 18 miała autobus i do następnego weekendu się nie zobaczymy, a laptop potrzebny, więc nastawiłem remapowanie sektorów. My tymczasem pojechaliśmy w poszukiwaniu nowego dysku.

Ponieważ to była niedziela, tradycyjne sklepy komputerowe nie wchodziły w grę. Pozostały centra handlowe. Saturn, Media Markt, RTV Euro AGD, Sferis, Komputronik, nawet Auchan odwiedziliśmy. Okazało się, że nawet w sklepach teoretycznie komputerowych nie ma czegoś takiego, jak dyski do laptopów. Chyba jednak jeszcze daleko nam do Europy...

Komputerowe

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (34)
zarchiwizowany

#54950

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowieść o tym, jak nauczyciel potrafi przełożyć własną zawiść ponad profesjonalizm.

Chodziłem do ogólniaka w starym systemie, czyli przez 4 lata. Miałem przyjemność mieć historię z nauczycielką zasłużoną, która wytrenowała wielu olimpijczyków. Niestety w hierarchii szkoły stała ponad dyrektorem (ona mogła mu wszystko, on jej nie mógł nic). Przez pierwsze lata, nie powiem, wykazywała zaangażowanie i widać było, że chce nas uczyć. Niestety w trzeciej i czwartej klasie odniosłem wrażenie, jakby jej się odechciało i przyjemność sprawiało jej gnębienie nas. Przez trzy klasy dostawałem na koniec każdego semestru 4+ z ustną adnotacją, że stać mnie na więcej. Tyle słowem wstępu.

Już w trzeciej klasie zapisałem się na fakultety, które miały przygotować mnie do egzaminu z historii na SGH. Jednak przez wakacje przemyślałem sprawę i postanowiłem składać w przyszłości papiery na inną uczelnię. Na początku czwartej klasy poinformowałem o tym historyczkę, jednak ta nie chciała o tym słyszeć. Powiedziała, że zrezygnować mogłem w trzeciej klasie, a w czwartej już na to za późno. Okazało się więc, że dodatkowe, nieobowiązkowe zajęcia dla mnie były jednak obowiązkowe. Ponieważ dyrekcja ułożyła plan tak, że mogłem być tylko na połowie fakultetów z historii (druga połowa pokrywała mi się z fakultetami z fizyki), poinformowałem historyczkę o tym, że nie będzie mnie na połowie zajęć z przyczyn niezależnych ode mnie. Nie robiła mi w związku z tym problemów. Do czasu.

W połowie siódmego semestru (który był ostatnim semestrem historii w mojej klasie) mieliśmy Bardzo Ważny Sprawdzian z Historii. Ja byłem wówczas nieobecny. Na fakultetach historyczka poinformowała mnie, że będę zaliczał sprawdzian razem z tymi uczniami, którzy dostali jedynki. Miało to nastąpić w najbliższą sobotę lub w kolejną, jeśli w najbliższą sobotę odbędzie się etap olimpiady historycznej (dokładna data nie była jeszcze znana). Pod koniec tygodnia nasza prymuska z historii powiedziała mi, że w najbliższą sobotę jest olimpiada. Byłem więc przekonany, że weekend mam wolny.

Jakże się zdziwiłem, gdy w piątek przed północą dowiedziałem się z GG, że kolega z klasy zakuwa historię na następny dzień na zaliczenie sprawdzianu. Ponieważ szanse na uzyskanie satysfakcjonującej mnie oceny były nikłe w takiej sytuacji, nie poszedłem na zaliczenie. W następnym tygodniu historyczka na mnie naskoczyła, więc zapytałem grzecznie, czemu mnie nie poinformowała o zmianie ustaleń. "Przecież powiedziałam Piotrkowi!" "Ale nie mnie" - odparłem.

Od tamtej pory historyczka urządzała partyzantkę. Potrafiła robić mi ustne zaliczenia sprawdzianu na fakultetach (na które przygotowywaliśmy się z innego materiału) i choć świeżo po niedoszłym dla mnie sprawdzianie miałem wiedzę wystarczającą do zaliczenia materiału, to zawsze historyczce coś nie pasowało w moich odpowiedziach. Nawet nasza olimpijka nie potrafiła mi powiedzieć, co mówiłem nie tak.

Na tydzień przed Drugim i Ostatnim Bardzo Ważnym Sprawdzianem z Historii mieliśmy powtórzenie materiału (na którym można było złapać wiele niedostatecznych), w związku z czym głowa opróżniona z poprzednich dat, miejsc i nazwisk i zapełniona tym, co było potrzebne na powtórzenie. Historyczka jednak mnie zaskoczyła i na powtórzeniu materiału z drugiej części semestru odpytała mnie z materiału na poprzedni sprawdzian. Koniec końców ocena z pierwszego sprawdzianu pozostała niezmieniona - ndst.

Z drugiego sprawdzianu dostałem dwójkę. Byłaby trójka, gdyby progi ocen nie wzrosły między dniem pisania sprawdzianu a dniem oddania prac. Brzmi niewiarygodnie? Nie u mojej historyczki. Oceny zatem miałem tragiczne.

Ponieważ z przyczyn niezależnych ode mnie nie było mnie na więcej niż połowie zajęć fakultatywnych, nauczycielka chciała mnie nie klasyfikować z historii. Na szczęście nie mogła tego zrobić. Zostałem nawet wezwany do dyrektora w tej sprawie, który bardzo się zdziwił, że:
- chciałem zrezygnować z fakultetów we wrześniu, ale historyczka się nie zgodziła
- połowa fakultetów z historii pokrywa mi się z fizyką

Koniec końców zostałem skreślony z listy uczniów chodzących na fakultety z historii, a na świadectwo dojrzałości powędrowała z wielką łaską dwójka z historii.

Pewnie dla Was to mało piekielne, ale historyczka doskonale wiedziała, że zaliczając sprawdzian w normalnym trybie (nie z zaskoczenia, tylko w uzgodnionym terminie) uzyskałbym co najmniej trójkę. Jestem też przekonany, że to z mojego powodu podniosła próg ocen na drugim sprawdzianie. Nie wiem, czy to chęć zrezygnowania z fakultetów spowodowała jej złośliwość wobec mnie, ale w tamtym okresie próbowałem wyjść z głębokiej depresji, o czym historyczka była poinformowana przez wychowawczynię.

Liceum

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (43)
zarchiwizowany

#54702

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Konsultanci telefoniczni różnych korporacji notorycznie się narzucają swoim klientom. Niegdyś mBank próbował mi wcisnąć za 5 zł miesięcznie darmową wypłatę ze wszystkich bankomatów, mimo że w mojej sześcioletniej przygodzie z tym bankiem może ze dwa razy zdarzyło mi się wypłacić pieniądze gdzieś indziej niż w Euronecie czy Cash4You. Wielka oszczędność, nie uważacie?

Ostatnio jednak telefony z mBanku się nasiliły do tego stopnia, że staje się to nie do wytrzymania. Dzwonią w godzinach pracy, to mówię im, by zadzwonili wieczorem. Zamiast tego dzwonią kilka dni później... w godzinach pracy oczywiście. W końcu zadzwonili w sobotnie popołudnie. Nie wytrzymałem i powiedziałem konsultantowi, że może oni pracują o tej porze w weekend, ale dla większości ludzi to jest czas odpoczynku, a nie wysłuchiwania ofert kredytowych.

Ostatnio jednak będąc w pracy odebrałem telefon. Miałem akurat wolną chwilę, więc postanowiłem porozmawiać o super-hiper ofercie. Limit odnawialny podczepiony do mojego konta - nie płacę za niego nic, jeśli nie wchodzę na debet. Zapytałem, ile kosztowałaby mnie "przyjemność" skorzystania z tego limitu - gdybym na miesiąc "pożyczył" 1000 zł. Koszty wyniosłyby ok. 200 zł według konsultantki. Baaaardzo atrakcyjna oferta, nieprawdaż?

Tak czy inaczej uważałem sprawę za zamkniętą i miałem nadzieję na spokój od mBanku przez jakiś czas. Jakże się zdziwiłem, gdy dwa dni później, również w godzinach pracy, zadzwoniła do mnie inna konsultantka i zaproponowała dokładnie ten sam produkt! Czy da się jakoś uwolnić od nich? Może założę linię płatną, na którą będą dzwonić banki, sieci komórkowe i inne pijawki?

mBank

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 67 (163)