Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Hideki

Zamieszcza historie od: 9 stycznia 2011 - 18:05
Ostatnio: 29 marca 2024 - 15:08
  • Historii na głównej: 25 z 52
  • Punktów za historie: 8658
  • Komentarzy: 619
  • Punktów za komentarze: 1999
 
zarchiwizowany

#12911

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnego razu wracałem od dziewczyny ostatnim autobusem, który kończył bieg kilka przystanków przed pętlą, konkretnie na przystanku Opolska Estakada. Postanowiłem zamówić telefonicznie taksówkę. [J] - ja, [D] - dyspozytorka, [T] - taksówkarz.

[J] Dobry wieczór, chciałbym zamówić taksówkę przy Opolskiej Estakadzie.
Chwila ciszy, po czym dyspozytorka lekko zdezorientowana mówi:
[D] Ale nie ma takiej ulicy.
[J] Bo to nie jest ulica, tylko skrzyżowanie trzech ulic: Opolskiej, Lublańskiej i al. 29 Listopada, a ja stoję konkretnie na przystanku autobusowym w kierunku Huty.
[D] Proszę chwileczkę poczekać.
Impulsy lecą, środki na karcie znikają...
[D] A na jakiej konkretnie ulicy pan się w tej chwili znajduje?
[J] Prawdopodobnie na Lublańskiej, ale możliwe, że jest to jeszcze Opolska.
[D] A jaki numer?
[J] Tu nie ma numerów. To jest skrzyżowanie, przy którym nie ma żadnych budynków. Opolska Estakada jest znanym punktem komunikacyjnym, taksówkarz na pewno będzie wiedział, gdzie to jest.
[D] I pan stoi na przystanku autobusowym, tak?
[J] Zgadza się, w kierunku Huty.
[D] Dobrze, do piętnastu minut powinien ktoś podjechać.
[J] Dziękuję bardzo, dobranoc.

Akcja działa się latem, więc byłem ubrany na krótki rękaw i w krótkie spodenki. Minął kwadrans od złożenia zamówienia, a że było już po północy, temperatura zaczęła dawać się we znaki. Czekam i wypatruję taksówki, ale żadna z przejeżdżających nie była z firmy, z której zamawiałem. Po dwudziestu paru minutach od rozmowy telefonicznej podjeżdża zamówiona taksówka. Wsiadam do środka i rozpoczyna się rozmowa z taksówkarzem.

[T] Pan Michał?
[J] Tak, to ja.
[T] Ale ten przystanek nie nazywa się Opolska!
[J] Tak, wiem o tym, a o co chodzi?
[T] Zamawiał pan taksówkę na przystanek Opolska! Ja tam jeżdżę po wszystkich przystankach, a pan źle podał!
[J] Wyraźnie mówiłem, że zamawiam na Opolską Estakadę.
[T] Proszę spojrzeć - i pokazuje mi na swoim taksówkarskim urządzeniu zamówienie na przystanek Opolska.
[J] Ja mówiłem wyraźnie dyspozytorce, żeby przysłała taksówkę tutaj.

PS: Taksówkarz okazał się bardzo sympatyczny, ale jednej rzeczy się nauczyłem o firmach taksówkarskich. Nie wiem, jak w innych miastach, ale w Krakowie nie ma szans zamówić taksówki na skrzyżowanie, przystanek czy w jakieś odludne miejsce. W dobie GPSów dyspozytorki rozumieją jedynie konkretny adres - ulica i numer domu. Kiedyś, gdy dyspozytorka miała do dyspozycji wyłącznie papierową mapę, można było zamówić taksówkę dosłownie wszędzie.

Taxi Barbakan

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (141)
zarchiwizowany

#12909

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka lat temu, po odbytej służbie wojskowej (którą wspominam bardzo mile) Urząd Pracy skierował mnie w maju do pracy na magazynach jednej z firm kurierskich. Na początek umowa na 2 miesiące, po dwóch miesiącach miałem dostać umowę na rok. Praca była ciekawa, mijał drugi miesiąc, brygadzista osobiście przychodził po kolejnych magazynierów i prowadził ich do działu kadr, by tam podpisali nową umowę. Po mnie z jakiegoś powodu nie przyszedł. Po dwóch miesiącach jeszcze kilka dni przepracowałem, po czym dałem sobie spokój. Tydzień później przeprowadziłem się do Krakowa, gdzie po miesiącu znalazłem pracę w innej branży.

Minęło wiele miesięcy, trzeba złożyć zeznanie podatkowe, a mój poprzedni pracodawca do końca marca nie przesłał mi PITu. Zaniepokojony zadzwoniłem do nich i dowiedziałem się, że nie dość, że mi już dawno wysłali PIT, to ja wciąż u nich pracuję! Ciekaw jestem, jak mogłem jednocześnie pracować w dwóch miastach oddalonych od siebie o kilkaset kilometrów :)

Na szczęście PIT otrzymałem kilka dni później. Kwota na nim zgadzała się z pieniędzmi, które faktycznie zarobiłem, czyli według kadr pracowałem przez ponad pół roku za darmo :) Zeznanie złożyłem w terminie. Do tej pory nie miałem na szczęście nieprzyjemności z powodu chaosu panującego w tamtej firmie kurierskiej. Zastanawia mnie tylko, na jakiej podstawie kadry twierdziły, że jestem pracownikiem ich firmy? Przecież nie na podstawie umowy, której nigdy nie widziałem na oczy?

Opek

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 94 (118)
zarchiwizowany

#12637

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Punkt przyjęć serwisowych, w którym do niedawna pracowałem, znajduje się w kamienicy w centrum Krakowa, przez ścianę sąsiadujący ze sklepem komputerowym, któremu podlega, a drzwi mamy dość ciężkie.

Któregoś pięknego dnia wpada [K]lient z GPS-em w ręku i krzyczy:
[K]: Nie działa!
[J]a: Ale my nie zajmujemy się naprawą GPS-ów.
[K]: Jak to?! Przecież u was kupiłem! Musicie mi go naprawić!
[J]: GPS-y, podobnie jak laptopy, monitory, drukarki i inne urządzenia objęte są gwarancją "od drzwi do drzwi", co ma pan dokładnie napisane w karcie gwarancyjnej - odpowiadam spokojnie.
[K]: Czyli mi nie naprawicie?
[J]: W karcie gwarancyjnej ma pan kontakt telefoniczny lub internetowy do serwisu gwarancyjnego, do którego powinien się pan zgłosić. Wtedy oni przysyłają kuriera i do 14 dni roboczych również kurierem odsyłają panu naprawiony lub wymieniony sprzęt.
[K]: A gdzie mogę to w Krakowie naprawić?
[J]: Niestety na to pytanie nie potrafię panu odpowiedzieć
[K]: Czyli sprzedajecie te urządzenia i ani ich nie naprawiacie, ani nie wiecie, gdzie je się naprawia?
[J]: Jesteśmy serwisem komputerowym, a nie ogólnym. Zgodnie z pana tokiem myślenia powinniśmy również naprawiać myszki, tablety, projektory multimedialne i inne urządzenia, ale nie posiadamy personelu przeszkolonego w tym celu ani autoryzacji producentów.

W międzyczasie otworzyłem przeglądarkę i wpisałem w "popularnej wyszukiwarce" ;) "serwis gps kraków".

[K]: Pan jest niekulturalny!
[J]: Na jakiej postawie wyciąga pan takie wnioski?
[K]: Pan powinien patrzeć mi w oczy, kiedy ze mną rozmawia! Inaczej nie wiem, czy w ogóle mnie pan słucha!
[J]: A czy pan słyszał o podzielności uwagi? Mogę jednocześnie z panem rozmawiać i...
[K]: To nieistotne! Powinien pan na mnie patrzeć! Idę obok do sprzedawców, może oni są lepiej wychowani - zanim zdążyłem zareagować, klient wyszedł przy okazji trzaskając mocno ciężkimi stalowymi drzwiami.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 46 (134)
zarchiwizowany

#12633

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Gdy mieszkałem w Krakowie, codziennie dojeżdżałem do pracy na bilecie 15-minutowym. Opłacało mi się to bardziej, niż kupić bilet miesięczny. Bilety najczęściej kupowałem w automacie biletowym w autobusie albo na jednym z przystanków (na "moim" przystanku nie było takiego automatu). Kierowcy ani kioskarze 15-minutowych nie sprzedawali. Z krakowskimi automatami biletowymi jest taki problem, że same z siebie nie mają drobnych i wydają tylko z tego, co do nich ludzie wrzucą, a poza tym części monet w ogóle nie przyjmują z niezrozumiałych dla mnie powodów.

Pewnego dnia wsiadam do autobusu, ustawiam się w kolejce do automatu biletowego. Przede mną kilka osób, za mną następna garstka chce kupić bilet. Po minięciu kolejnego przystanku przyszła moja kolej na skorzystanie z automatu. Bilet 15-minutowy kosztuje 1,80. Ponieważ nie miałem dokładnie takiej sumy, wrzucam dwuzłotówkę. Automat mi ją zwrócił. Ponieważ czasem wypluwa monety, a potem je przyjmuje, powtórzyłem czynność dwukrotnie. Bezskutecznie. Zaglądam do portfela i widzę, że miałbym akurat na dwa bilety. Zmieniam więc "zamówienie" i pora wrzucić 3,60. W międzyczasie zaczęła się kontrola biletowa. Ja spokojnie wrzucam dwuzłotówkę, pięćdziesięciogroszówkę, dziesięciogroszówkę i przychodzi kolej na złotówkę. Nie wiadomo, dlaczego, automat ciągle wypluwa złotówkę. W końcu podchodzi do mnie kanar i chce mi wypisać mandat.

[K]anar: Gdzie ma pan bilet?
[J]a: Tutaj - wskazuję na automat biletowy.
[K]: Aha, czyli nie ma pan biletu?
[J]: Nie mam, ponieważ automat nie działa.
[K]: Co pan opowiada? Przecież widzę, że działa!
[J]: Nie działa, bo nie przyjmuje monet - odpowiadam jeszcze spokojnie.
[K]: Automat nie musi przyjąć monety, jeśli nie ma wydać reszty.
[J]: Wiem o tym, tylko że ja wrzucam dokładnie tyle, ile powinienem.
[K]: A może stoi pan przy automacie i UDAJE, że chce kupić bilet, by się przejechać za darmo?
[J]: Jasne! - tu już się wkurzyłem. - Nie mam co robić, tylko UDAWAĆ, że chcę kupić bilet! Jakby pan częściej kontrolował tę linię, wiedziałby pan, że codziennie tędy jeżdżę o tej samej porze i codziennie kupuję i kasuję bilety na tej trasie, tylko wyjątkowo dzisiaj automat z niewiadomych dla mnie przyczyn wypluwa monety!
[K]: Muszę panu wypisać mandat, bo nie zapłacił pan za przejazd.
[J]: To czemu tylko mnie pan chce wypisać mandat, a nie np. tej pani, którą przed chwilą pan kontrolował, a też nie miała biletu? - chodzi o kobietę, która stała za mną w kolejce do kasownika.
[K]: Ta pani nie ma biletu, bo pan ZABLOKOWAŁ automat.
Szczęka mi opadła, jak to usłyszałem.
[J]: Ale dla pana jest bez znaczenia, dlaczego ja nie mam biletu, więc dlaczego w przypadku tej pani jest inaczej?

W międzyczasie dojechaliśmy pod Politechnikę, gdzie zwykle przesiadałem się na tramwaj, wspomniana wcześniej kobieta, jak również większość pasażerów opuściła autobus. Ja również zmierzam do wyjścia, a kanar oczywiście mi blokuje drogę.
[K]: Nie wypuszczę pana, dopóki nie przyjmie pan mandatu?
[J]: Tak? To może wezwę policję z powodu bezprawnego ograniczania wolności i przetrzymywania w pojeździe wbrew mojej woli?
[K]: Proszę dzwonić.

Byłem już tak zdenerwowany, że gotów byłem dzwonić na policję, ale resztki zdrowego rozsądku przypomniały mi, że jadę do pracy i najpewniej się spóźnię. Obejrzałem się po pozostałych pasażerach i zamieniłem u jednego z nich wspomnianą wcześniej złotówkę na drobne. Normalnie większość pasażerów zawsze twierdzi, że nie ma rozmienić, ale ten pan chyba zlitował się nade mną, będąc świadkiem całej sytuacji. Jeszcze raz wybrałem na automacie odpowiedni bilet, skasowałem go i wręczyłem kanarowi w momencie, gdy dojeżdżaliśmy do następnego przystanku.
[J]: Zadowolony?
Osłupiały nic nie odpowiedział, ale też nie blokował mi drogi, gdy kierowca otworzył drzwi. Do pracy i tak się spóźniłem, ale jak szef zobaczył, jaki jestem wkurzony i usłyszał, co było tego przyczyną, to tylko się zaśmiał i nie robił mi przykrości z powodu spóźnienia :)

MPK Kraków

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 184 (204)
zarchiwizowany

#12608

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakieś dwa lata temu jechałem pociągiem z Poznania do Krakowa przez Wrocław. Ogólnie tego dnia działo się coś dziwnego z pociągami, bo znajomi jadący do Warszawy mieli jakąś awarię po drodze, a z kolei będąc na dworcu w Poznaniu widziałem, że jeden Express miał opóźnienie 180 minut!

Po wejściu do pociągu stwierdziłem, że jest bardzo gorąco, jakby było włączone ogrzewanie, chociaż na zewnątrz było jakieś 20 stopni. W wagonie było tak gorąco, że po pewnym czasie niektórzy podróżni rozebrali się na tyle, na ile pozwalała przyzwoitość.

Po wyjechaniu z Wrocławia poczułem nieprzyjemny swąd palonej gumy. Gdy wjeżdżaliśmy do Opola, swąd ten gryzł mocno w oczy i niektórzy mieli problemy z oddychaniem, natomiast trzy środkowe przedziały stanęły w płomieniach.

Na dworcu w Opolu była nagła ewakuacja naszego wagonu. Nieliczni (w tym ja) wsiedli od razu do dwóch sąsiednich wagonów, natomiast większość pasażerów pechowego wagonu stała z bagażami na peronie i czekała na dalszy rozwój wypadków. Kolejarze najpierw odczepili resztę pociągu, potem zjechali na boczny tor i odczepili zaczadzony wagon. Strażacy wkroczyli do akcji, pociąg wrócił do reszty wagonów, podczepił je, po czym... odjechał zostawiając zdziwionych pasażerów na peronie.

PKP

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 87 (145)
zarchiwizowany

#12445

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znajoma niegdyś kupiła w "moim" sklepie komputer i ostatnio jej się zepsuł po burzy. Jako że mieszka dość daleko, powiedziałem jej, by spakowała komputer, a ja jej zamówię kuriera. Ponieważ była dość późna godzina, upewniłem się na stronie "Siódemki", że można zamawiać kuriera do 22-giej. Mail poszedł w czwartek o godz. 17.30. Następnego dnia znajoma cały dzień czekała na kuriera i o 17 zaniepokojona do mnie zadzwoniła. Wykręciłem numer "Siódemki", a tam zgłaszała się centralka, że operatorzy już nie pracują i żeby zadzwonić w godz. 10-21 (inna informacja, niż na stronie internetowej!). Następnego dnia (sobota) udało mi się dodzwonić do żywego człowieka. Dowiedziałem się, że paczka została przełożona na poniedziałek. Potwierdziłem tylko numer paczki i poprosiłem o przełączenie do oddziału kaliskiego, który był odpowiedzialny za odbiór paczki. Tyle że w Kaliszu "Siódemka" pracuje w sobotę do 10 rano! Trudno. Przeczekałem niedzielę z przekonaniem, że w poniedziałek kurier MUSI już po tą paczkę przyjechać. Tu jednak też się myliłem. Po godz. 18 zadzwonił do znajomej, że ma nie po drodze i że przyjedzie we wtorek, na co moja niezbyt asertywna znajoma się zgodziła. We wtorek przed południem kurier przyjechał po paczkę, ale nie chciał przyjąć przesyłki na inny adres, niż zapisany w danych "mojej" firmy w bazie "Siódemki". Zadzwoniłem już porządnie wkur... do oddziału kaliskiego, dlaczego na liście przewozowym jest inny adres wysyłki paczki, niż zostało to napisane w mailu, dlaczego zlecenie odebrania paczki spod Kalisza zlecone w czwartek jest wykonywane we wtorek w następnym tygodniu oraz czemu (jak się później dowiedziałem) kurier sam przełożył odbiór na wtorek, podając informację centrali, że zrobił to na życzenie klienta. Na żadne z powyższych pytań nie uzyskałem odpowiedzi. Zostałem jednak zapewniony, że paczka zostanie dostarczona pod podyktowany przeze mnie adres. Środę spędziłem poza firmą, więc tylko telefonicznie dowiadywałem się, czy paczka dotarła już do firmy. W czwartek rano, czyli po tygodniu od złożenia zlecenia(!) paczka dotarła... pod zły adres, tzn. na nasz adres fakturowy, a nie na adres podany w mailu, a potem ponownie dyktowany telefonicznie.

Siódemka

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (172)

#9343

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Współlokatorka mieszka od ponad 20 lat (ja wprowadziłem się przed rokiem) w bloku 32D, z którym połączony jest lokalny urząd pocztowy (o tym samym adresie). Co jakiś czas dostaje listy adresowane na osobę mieszkającą pod takim samym numerem, tylko mieszkającym w bloku 32C. Pewnego dnia do drzwi zapukał listonosz z poleconym i pyta o pana Kowalskiego (nazwisko zmienione). Współlokatorka powiedziała, że taki ktoś tutaj nie mieszka. Listonosz dość uparcie twierdził, że "musi tu mieszkać", na co ona odparła, że mieszka tutaj od urodzenia i nigdy kogoś takiego tutaj nie było. Na szczęście przypomniała sobie, że jest to to samo nazwisko, co na poprzednich pomylonych listach, a odbiorca mieszka w bloku naprzeciwko. Po kilkukrotnym wytłumaczeniu listonoszowi, że jest tu blok D, a nie C, a pan Kowalski naprawdę mieszka w bloku C, listonosz się zdumiał:
- Wie pani, ja tu 10 lat listy roznoszę i dopiero teraz dowiaduję się, że tu jest blok D.

Na koniec przeprosił i powiedział, że zapamięta nazwisko i pomyłek z jego strony już nie będzie.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 408 (512)
zarchiwizowany

#9345

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w dużym sklepie komputerowym i mam bardzo specyficznego szefa. On sprzedałby praktycznie wszystko, w tym towar nienależący do niego. Pewnego dnia przyszedł na serwis w poszukiwaniu karty graficznej na złączu AGP. Jako że praktycznie nikt tego nie kupuje, toteż takich kart nie sprowadzamy. Ale że tym razem trafił się chętny, szef znalazł taką kartę na serwisie i ją sprzedał. Tylko że ta karta graficzna była po prostu wymontowana z komputera oddanego do naprawy. Gdy klient przyszedł po odbiór swojego komputera, bardzo się zdziwił i oczywiście się zdenerwował, a szef musiał odkręcać całą sytuację, w tym szukać szczęśliwego nabywcy nowej-starej karty graficznej.

Jakiś czas temu skończyła się na serwisie pasta termoprzewodząca, którą stale używaliśmy na serwisie. Jako że kolega naprawiający laptopy również takiej pasty używał, chciałem od niego pożyczyć jego tubkę. Jak się okazało, żaden ze sprzedawców nie zamówił pasty termoprzewodzącej, a że trafił się chętny na takową, to szef poszedł do laptopowca, zabrał do połowy opróżnioną ostatnią tubkę w firmie i sprzedał klientowi.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (232)
zarchiwizowany

#9344

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W sklepie komputerowym często klientom kupującym komputery z Windows Vista Business lub Ultimate instalowaliśmy Windows XP w ramach tzw. downgrade (legalne zejście z Visty do XP). Jako że firma ma dwa oddziały, a takie operacje przeprowadzało kilka osób, mieliśmy jedną płytkę z hologramem i kilka jej kopii, żeby jedna płyta nie musiała krążyć pomiędzy dwiema siedzibami firmy. Oczywiście do aktywacji był używany klucz licencyjny z tego samego pudełka, z którego była ta płytka.

Pewnego dnia nie dało się w ogóle aktywować tak zainstalowanego systemu. Elektronicznie windows nie był w stanie potwierdzić autentyczności klucza, natomiast telefoniczny automat odrzucał identyfikator. Przy trzecim telefonie do konsultantów Microsoftu dowiedziałem się w końcu, że mają problemy z serwerami, natomiast wcześniej rozmawiałem z dwiema paniami zatrudnionymi w tejże firmie, które usilnie próbowały mnie przekonać, że problem leży po mojej stronie. Według nich system nie miał prawa się aktywować, jeśli instalowałem go z innej płyty (mimo że to była wierna kopia), niż płyta z hologramem przypisana do klucza, który wprowadzałem podczas instalacji. Obie panie nie dawały się przekonać, nawet gdy im mówiłem, ze od kilkunastu miesięcy robiłem to z kopii, a czasami nawet z innych płyt z hologramem (ta sama wersja windowsa, ten sam service pack). Według tych dwóch pań płyty instalacyjne do windowsa nie są tłoczone masowo z płyty wzorcowej, tylko każda płyta jest indywidualnie tłoczona pod klucz licencyjny potem dołączany do pudełka z daną płytą.

Microsoft

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 62 (180)
zarchiwizowany

#9342

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Do serwisu komputerowego, w którym pracuję, przyszedł pewnego dnia klient ze świeżo zakupionym laptopem marki Asus. Problem - obraz z kamery do góry nogami. Po ściągnięciu sterowników ze strony Asusa obraz był już w porządku, ale za to komputer się wieszał w momencie zamykania systemu. Po trzykrotnej reinstalacji systemu i upewnieniu się, że dzieje się tak konkretnie po instalacji sterownika kamery, zadzwoniłem do wsparcia technicznego Asusa. Półgodzinną rozmowę z "technikiem" mogę skrócić do tego, że przez cały czas byłem traktowany jak ostatni idiota (mimo że przedstawiając się podawałem nazwę firmy i stanowisko), sugerowano mi powtórzenie wszystkich kroków, które już kilkakrotnie wykonałem, a na koniec kazano mi usunąć pliki Windowsa, które samoczynnie powracają po restarcie. Po tej ostatniej radzie dałem sobie spokój z pomocą laika.

Następnego dnia zadzwoniłem pod ten sam numer, odebrała inna osoba i po przedstawieniu przeze mnie problemu usłyszałem:
- Tak, jest to znany nam problem. Proszę podać adres e-mailowy, to wyślę rozwiązanie tego problemu.
Po dosłownie 3 minutach otrzymałem instrukcję, która poskutkowała. Do dziś używam tego rozwiązania, gdy pojawia się taki problem na innych laptopach.

BitComputer

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (186)