Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Michik

Zamieszcza historie od: 4 września 2011 - 20:55
Ostatnio: 28 stycznia 2015 - 21:11
  • Historii na głównej: 1 z 6
  • Punktów za historie: 1075
  • Komentarzy: 18
  • Punktów za komentarze: 26
 

#57402

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Myślałam, że wszelkie historie i historyjki szczęśliwie mnie omijają jednak w końcu i na mnie przyszła pora.

Rzecz dzieje się w sklepie z dużą planetą w nazwie.
29 listopad zgłaszam się do sklepu i oddaję na gwarancję telefon, bo głośnik wysiadł. Pan uprzejmy, miły przyjmuje reklamację i informuje "postępowanie trwa do trzech tygodni". Myślę sobie "świetnie, tuż na święta telefon wróci jak nowy". Niestety przeliczyłam się.

Mija trzeci tydzień od złożenia reklamacji, udaję się do sklepu i słyszę, że Państwo wysłali maila do serwisu, ale serwis to nie odpowiada i zapraszamy po świętach.
Zgłaszam się po świętach już lekko zdenerwowana i słyszę, że oni owszem znów ponaglali, ale nie otrzymali wiadomości zwrotnej, pani była tak uprzejma, że podała mi numer do serwisu i poradziła żebym tam na nich nakrzyczała, bo oni to pracownikami sklepu się nie przejmują.

Następnego dnia dzwonię więc do serwisu, a pani konsultant informuje mnie, że oni to tam z serwisu już dwa maile z pytaniem o możliwość zmiany oprogramowania do sklepu wysłali, ale nie otrzymali odpowiedzi. Poddenerwowana mówię, że ja wyrażam zgodę na reset oprogramowania i co słyszę? A no pani nie może przyjąć takiej zgody, bo to SKLEP musi jej to powiedzieć.
Kolejna wycieczka do okienka w sklepie, potwierdzam zgodę na zmianę oprogramowania i słyszę, że tak tak przyjęli i to będzie w trybie pilnym zrealizowana reklamacja. Myślę sobie "ha! nareszcie, tydzień i po problemie.", ale i tym razem nic z tego.

Dziś kompletnie straciłam cierpliwość. Wpadłam do sklepu nakrzyczałam na panią przy okienku i w ogóle, a pani nadal uśmiechnięta sprawdza sobie stan reklamacji... Reklamacja uznana, zrobione, telefon wysłany, ale... nie ma go w sklepie. Dlaczego? Ano, bo kurier trzyliterowej firmy, który towar miał dostarczyć do sklepu, napisał w karcie, że "Adresata nie zastano w domu". Widocznie sklep akurat wyszedł na spacer albo odwiedził konkurencję...
Ręce mi opadły, bez skargi się nie obejdzie.

sklepy

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 469 (551)

#57410

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znalazłam w końcu czas na dodanie kolejnej historii. Również dotyczy ona sklepu, w którym pracuję. Dla niezorientowanych - duży sklep w galerii handlowej.
Na pewno każdy z nas miał do czynienia z paragonem - tak, ot zwykły paragon. Czy to z mięsnego czy odzieżowego, to bez znaczenia.

Weekend, ruch dość spory. Koleżanka kasuje kolejną osobę z kolejki, czas leci. Ja stoję przy drugiej kasie, ale nie obsługuję klientów, coś tam układałam (nieistotne dla historii, ważne, że byłam świadkiem incydentu).
Nagle widzę, że pewien facet wrócił do koleżanki i pretensjonalnym tonem mówi, że naliczyła mu za dużo. Że "coś" mu jeszcze doliczyła. Kumpela w szoku, mówi żeby pokazał zakupy i paragon. Zostawił w samochodzie, zaraz wróci.

Klienci patrzą już na nas jak na złodziei, bandytów, oszustów i nie wiadomo co jeszcze. Koleżanka mówi do mnie, że koleś kupował trzy rzeczy dokładnie, kwota nie przekroczyła nawet 50 zł, więc nie wie o co chodzi.
Zdenerwowany jegomość wraca, rzuca nam na ladę reklamówkę i paragon. Patrzę na to z koleżanką i nic nie rozumiem. Kwota się zgadza z zakupami. Chwila konsternacji... facet wybucha. Krzyczy, że co ONA mu nabiła, że on nie brał nic za 2,78 zł (to przykład, ale bardzo zbliżony).

Domyślacie się już o co chodzi? Tak! Genialny pan chodzący mózg krzyczał, że naliczony miał jakiś towar, a to był wyszczególniony na paragonie... podatek. Który jest wliczony w cenę towaru już, nie osobno przy kasie. Jak mu delikatnie wytłumaczono, facet cały czerwony WYBIEGŁ dosłownie ze sklepu.
W takiej sytuacji nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Wiecie co najlepsze? To nie był jakiś starszy człowiek, to był facet w kwiecie wieku, koło czterdziestki. Ceny w naszym sklepie są okrągłe w takim sensie, że nie ma końcówek z groszami. A jego zakupy można było przeliczyć w pamięci, bez problemu.
Serio, nic już mnie nie zaskoczy.

sklepy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 478 (582)
zarchiwizowany

#57339

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam, pracuję jakiś czas w znanej sieci pełnej kultury. Pewnie nie jest to tajemnicą, ale przed świętami i po świętach są różne akcje promocyjne.
W grudniu kilka dni przed wigilią nadeszła wiadomość że zaszły zmiany w cenach niektórych towarów(najczęściej tych najchętniej kupowanych), ale ceny nie powędrowały w dół zgodnie z duchem świąt, a jedynie o 2-10 zł w górę np na książkach "igrzyska śmierci 3w1" cena skoczyła o 10 zł.
Ale żeby nie mówić samych złych rzeczy, ceny wcześniej były też obniżane i czasem były nawet konkurencyjne do innych sieci.
Z tym że np na multimedialnym dziale zaraz po świętach i przed uruchomieniem promocji "do 70%" np cena "GTA 4" skoczyła o 30 zł(o ile dobrze pamiętam), oczywiście to nie była jedyna podwyżka multimediów.
Wiem że to powszechne ale jednak odczuwam pewna irytację takimi zagraniami tym bardziej że zarząd na pracowników i na nowe etaty już skąpi, i nawet nie ma kiedy naklejać tych nowych metek;D

Pozdrawiam i życzę cierpliwości i uwagi przy porównywaniu cen ;)

sklepy

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 62 (184)
zarchiwizowany

#57360

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym jak zostałem wreszcie zaakceptowany jako chrześcijanin-niedający datków na parafię przez proboszcza.
Od dłuższego czasu nie daję po prostu pieniędzy na Kościół. Żyję w przekonaniu że tak jak mówi Franciszek, religia powinna być darmowa. Wikary (swój chłop) zrozumiał, że ode mnie kasy niet, jednak z ochotą uczęszczam na różne akcje parafialne-budowa szopki itp. Tylko proboszcz-człowiek starej daty, nie potrafi tego zrozumieć.
Na kolędzie wszedł do mnie proboszcz, a do sąsiadów wikary (chodzą we 2-szybciej). Przy wychodzeniu z mieszkania, proboszcz do mnie powiedział:
-No CI, cały czas odmawiasz datków na Kościół. W następnych jasełkach powinieneś grać Scroodge'a, jak taki z Ciebie skąpiec.
(Tu muszę wyjaśnić dla nie mieszkających w bloku, że słuchali go wszyscy sąsiedzi czekający na klatce na kolędę)
Odpowiedziałem:
-Dobrze, ale ksiądz proboszcz zagra Jakuba Marley'a, skoro taki ksiądz kopertami i skarbonami z pieniędzmi obładowany.
Wikary mało nie spadł ze schodów ze śmiechu i przez jakiś czas słyszałem go na klatce.
Kto był bardziej piekielny?

Dom

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (429)

#57368

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Z serii przychodzi baba... sytuacja sprzed roku, ale do tej pory śmieszy.

Przychodzi babka(B) do okienka i mówi: - Badanie kału!
Koleżanka (K): - W jakim kierunku?
B: - Na pasożyty.

Koleżanka rejestruje i podaje kwotę, babka płaci i dochodzi do sytuacji, w której następuje konieczność okodowania materiału do badań.

K: - Proszę przygotować materiał do okodowania.

W tym momencie Babka wyjmuje worek, w nim dość duże zawiniątko, wzrok koleżanki wyraża co raz więcej zdziwienia...

K: - Proszę pani, ale nie możemy przyjąć materiału w TAKIM pojemniku...
B: - No ale jak ja mam zmieścić KUPĘ do tego małego pojemniczka?! Wy bierzecie tylko trochę, a przecież KUPA jest DUŻA!!!

Gwoli wyprostowania... Babka przyniosła tą KUPĘ w... szklance.

Pewnie to ten typ co wymyje i wstawi do suszarki na naczynia, współczuje tym co przyjdą do niej na herbatę ;)

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 581 (711)
zarchiwizowany

#57370

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
no#4


Sytuacja powtarzająca się kilka razy w miesiącu. Przyjmujemy materiał do 18:45. Do 19 wydajemy wyłącznie wyniki i rozliczamy dzień.

Godzina 18:58...wbiega zdyszany ojciec z dzieckiem, opcjonalnie matka z dzieckiem, bądź dziecko z obojgiem zdyszanych rodziców(R)...


(R): morfologia i crp na CITO!!!
Ja: przykro mi ale materiał jest pobierany do godziny 18:45.

standardowy tekst:

(R): ale czynne jest do 19!- patrząc ostentacyjnie na zegarek

Ja: Owszem, ale pobieranie materiału odbywa się do 18:45- informacja na stronie lub drzwiach.
(R): to co? nie pobiorą panie? pilnie potrzebujemy zrobić te badania!!

Ja: tak jak powiedziałam, materiał jest przyjmowany do za piętnaście, ale jeśli państwo pilnie potrzebują zrobić badania to zapraszamy do placówek CAŁODOBOWYCH, TUTAJ lub TUTAJ.

Zaczyna się tyrada jak bardzo potrzebują tego badania...
ja swoje oni swoje co raz bardziej zaczynają być agresywni.

Ja: proszę państwa my już właśnie zakończyłyśmy pracę, laboratorium jest czynne do 21 więc i tak tych badań Państwo u nas dziś już nie będą mieli więc rozsądniej jest udać się do naszej placówki do szpitala, tam do 2 godzin dostaną państwo wynik..

(R): czyli NIE POBIORĄ PANIE MOJEMU DZIECKU KRWI??!!

Ja: nie.

po chwili:

(R): to przyjdziemy jutro..


Zajeli mi 15 minut (które mogli poświęcić na dojazd do szpitala)po czym stwierdzili ze jednak dziecko nie jest aż tak chore...


Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (330)

#57384

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z montażu, jedna o pani Prezesównej się spodobała, to teraz kolejna.

Jak już wspominałem prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Tym razem jednak miałem montaż listew w nowym bloku w wspólnocie mieszkaniowej. Tak w ramach wyjaśnienia, montaże prowadzę tylko w piątki i soboty, w inne dni tygodnia jestem w trasie. Ten montaż odbył się w sobotę.

Sobota to dobry dzień na montaż w nowych blokach, bo w nich mieszka najwięcej młodych małżeństw, które jednak wstają późno, więc mamy sporo czasu na pracę i nikt nam nie przeszkadza. Do historii.

Zaczęliśmy pracę około 7, cicho i spokojnie, bo i robota cicha. Powoli czas płynął, my z pracą dość szybko sobie radziliśmy, aż nadeszła 11 gdzie już większość ludzi się pobudziła i ruch się zaczął robić. Robota ku końcowi, zostało około 10 schodów, wtem schodzi sobie jegomość w wieku mniej więcej 12 lat z kolegami. Na półpiętrze nad nami coś ze światłem robił konserwator, starszy miły pan. Mały bananowiec będąc właśnie na półpiętrze, kopnął drabinę konserwatora z uśmiechem i słowami na ustach:

[D]zieciak - Zapie*dalać trzeba robolu.

Facet się zachwiał, ale jakoś utrzymał równowagę, a młody gówniarz schodząc po schodach splunął mi pod ręce i nadepnął na dłoń (montowanie odbywa się na kolanach) ze śmiechem i tekstem:

[D] - Zabieraj łapy brudny fizyczniaku.
Tutaj wstałem złapałem dzieciaka za kaptur kiedy był już na piętrze niżej, jego koledzy zwiali i powiedziałem:
[J]a - Co tam powiedziałeś głupi gówniarzu!
[D] - Puszczaj mnie frajerze!
[J] - Coś mówisz? Może grzeczniej przeproś mnie i pana na drabinie.
[D] - Ani mi się śni! Będę roboli przepraszał, puszczaj albo już tu nie pracujesz.
[J] - Wiesz, ja mogę cię potrzymać długo, mam czas, Panie Konserwatorze ma pan jakiś hak do wkręcenia, bo młodego chyba trzeba powiesić i niech spokornieje.

Dzieciak się przestraszył i zaczął się wyrywać i kopać, krzycząc. Wtedy zeszła z piętra wyżej jakaś kobieta, okazało się że matka.

[M]atka - Został mego syna!
[J] - Póki nie przeprosi za swoje zachowanie mnie i pana konserwatora, nie mam najmniejszego zamiaru.
Dzieciak prawie płaczem prosi matkę żeby coś zrobiła.
[M] - Puszczaj go!
[J] - Powiedziałem, że puszczę go jeżeli przeprosi.
[M] - A co on takiego zrobił, że ma przepraszać takich roboli!
[J] - Właśnie to co pani. Nazwał nas robolami, splunął, nadepnął mi na rękę i kopnął pana konserwatora na drabinie, co jest niebezpieczne. Póki nie przeprosi, nie mam najmniejszego zamiaru go puścić, ja mam czas.
[M] - Tak, obijać się to masz czas! Zaraz synku to załatwimy.

Kobieta zbiegła na parter i po 5 minutach wróciła z administratorką budynku.

[M] - Widzi pani, mówiłam trzyma dzieciaka, a nie pracuje, proszę go natychmiast zwolnić.
[A]dministratorka - A dlaczego go trzyma, wątpię żeby pan Nyord go trzymał bez powodu.

Tutaj następuje moje tłumaczenie całej sytuacji i administratorka staje po mojej stronie. Matka dzieciaka dalej się kłóci żeby mnie zwolnić, na to pani administrator:

[A] - Nie mam władzy nad panem Nyordem. Jest on z zewnętrznej firmy, więc nic nie mogę zrobić.
[M] - To daj mi kobieto numer do jego szefa.

Administratorka podała jej mój numer i odzywa się moja komórka, którą odbieram.

[J] - Firma Nyorda w czym mogę pomóc? - Z największym bananem na ustach.
Kobieta się zapowietrzyła i wystrzeliła na górę do mieszkania, wracając z mężem.
Tutaj muszę napisać, że jej męża znam, bo robimy razem interesy, co ciekawe facet jest w podobnej branży i sam także jeździ na montaże.
Tutaj następuje wyjaśnienie i opis zaistniałej sytuacji.

[O]jciec - Masz w tej chwili przeprosić tych dwóch panów, a tą dychę co ci dałem przeznaczysz na czekolady dla nich. Potem prosto do domu, zrozumiałeś?
[M] - Ty tak pozwolisz żeby taki cham trzymał twego syna?! I nim pomiatał!
[O] - Ja za to co on im zrobił to bym jeszcze na miejscu wpierdo*ił, a tak to czeka go to w domu. Bo "kochanie" wyobraź sobie, że ja tak samo często pracuję jak pan Nyord.

Chłopak przeprosił, dostaliśmy po czekoladzie, a i wycie dzieciaka było słychać, tylko szkoda faceta, że na taką kobietę trafił i syna nie wychował.

Montaże

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1339 (1455)

#57336

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój kolega ma (a właściwie miał) dziewczynę, z którą mieszka od kilku miesięcy. Czasem go odwiedzam, choć nie robię tego zbyt chętnie, bo choć sam pedantem nie jestem, to jednak bałagan, jaki ma w mieszkaniu, skutecznie zniechęca nawet do tego, by usiąść na kanapie, która jest tak uje*ana, jak słynny stół u Durczoka. Któregoś razu wpadłem do niego w odwiedziny. Jego dziewczyny akurat nie było, więc kolega się otworzył:

Kolega - Ja już nie mogę...
Ja - Co jest?
K - No sam popatrz. Burdel taki, że niedługo alfonsa będę musiał zatrudnić...
J - Co, nie dajecie rady?
K - Nie DAJECIE? Ja nie daję... Ona nic mi nie pomaga. Nie pracuje, dupa na kanapie i TV od rana do nocy. Nie posprząta nawet po samej sobie. Wszędzie kłaki, wszędzie bajzel... Idź do łazienki. Stanik, skarpetki - wszystko pieprznięte na ziemię obok pralki.

Kolega wyraźnie zaczął się nakręcać. Jego słownictwo naprawdę przybrało już rynsztokowego brzmienia. Wtem do mieszkania wchodzi jego dziewczyna. Pominę fakt, że nawet się nie przywitała, ale okej - bywa. Istotna była rozmowa między nimi:

Dziewczyna - Słuchaj, dałbyś mi z pięć dych, poszłabym z koleżankami na kawę.
K - Nie mam.
D - No dla mnie nie masz?
K - Nie mam! Utrzymujemy się z mojej pensji. Złotówki nie dorzucasz! Patrz, jak tu wygląda! Wstyd mi gości zapraszać! Wchodzą w butach, bo im się skarpetki do podłogi przyklejają!
D - A co to ja tu jestem od sprzątania, do ch*ja?
K - A Ty co, księżniczka łabędzi?! Mam sam tyrać w robocie i jeszcze dom ogarniać?!
D - Chciałeś piękną panią, to zapier*alaj na nią.

Kolega wstał z miejsca i wyszedł do ich sypialni. Również wstałem i powiedziałem, że lepiej sobie pójdę, bo nie chcę być świadkiem czyichś kłótni. Po chwili kolega wrócił z torbami, rzucił nimi o podłogę i krzyknął:

K - W takim razie, księżniczko, pakuj się! W tym zamku więcej straszyć nie będziesz!

Jej mina była bezcenna. Kolega zaproponował, żeby wyjść na piwo. Wyszliśmy. Po jego powrocie do domu poza brakiem upadłej księżnej stwierdził brak jej rzeczy i wielką plamę na ścianie i suficie zrobioną ketchupem.

Ach, te księżniczki :D

P.S. Historia zamieszczona za zgodą kolegi :)

Piekielne dziewczyny

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1267 (1361)

#6758

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bricorama w Paryżu.
Kupowałem jakiś bzdet za bzdetną kwotę bodajże 6 EUR. Przyzwyczajony do zakupów w Leroy, nie zauważyłem w porę że na kasie widnieje wywieszka informująca, że płatność kartą jest możliwa od 8 EUR wzwyż. Połapałem się dopiero jak kasjerka (Azjatka - one mają sposoby na klientów) odmówiła przyjęcia płatności. Pomyślałem że może załatwię sprawę po polsku, czyli zacznę się awanturować, że co to niby ma znaczyć.
Zaczynam wiec wygłaszać swoje racje, a kasjerka... zapadła w letarg. Przymknęła oczy i przestała kompletnie reagować na bodźce zewnętrzne. Po kilku sekundach wywnioskowałem, że nic nie wskóram i zwróciłem się do kolegi o pożyczenie mi tych cholernych sześciu euro.
Na dźwięk słów, że będę płacił gotówką, kasjerka z powrotem odżyła, natychmiast przyjęła płatność i z wdziękiem robota życzyła mi miłego dnia.

Powyższe oczywiście dedykuję polskim kasjerkom.
Nie dajcie się dziewczyny!!!

Bricorama, Porte d`Italie, Paryz

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 723 (1047)

#6809

przez ~agu ·
| Do ulubionych
Rzecz miała miejsce rok temu zimą, w pociągu relacji Wrocław - Bielsko Biała. W Kędzierzynie pasażerom kazano przesiąść się do podstawionego składu, bo w dotychczasowym nie działało ogrzewanie. Wagony w składzie były starsze, ale to nie koniec niespodzianek. Nie minęło dużo czasu aż okazało się, że i tu ogrzewanie nie działało, po pewnym czasie przestało też działać oświetlenie (a godzina była wieczorna dość), a na końcu przestał działać sam pociąg. Godzina stania w szczerym polu, kiedy to pociąg był naprawiany nie wystarczyła. Potem mniej więcej na dwie minuty jazdy przypadało pięć minut postoju. Razem z kilkoma pasażerami poczułam potrzebę zapalenia papierosa, bo cóż nam więcej pozostało. Wychodzimy więc na korytarz i przechodzącej akurat konduktorki pytamy, czy możemy tu zapalić. (Pociąg osobowy, a jak w każdym z takich, nie przewidziano miejsca dla palących.)
Konduktorka:
- Palcie państwo. W tym pociągu można wszystko, tylko nie podróżować. To się do jazdy nie nadaje.

PKP

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1678 (1848)