Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sintra

Zamieszcza historie od: 18 sierpnia 2014 - 2:24
Ostatnio: 28 maja 2023 - 23:25
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 437
  • Komentarzy: 176
  • Punktów za komentarze: 1485
 
[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
9 maja 2023 o 6:05

Goście piekielni, i nie ma wytłmaczenia. Jednak mieszkając na wsi, warto wiedzieć, że osy to też zapylacze. Bardzo pomocne w rolnictwie owady, a że nerwowe, żądlą i to prędzej niż inne, i miodu nie narobią, to inna kwestia. W przyrodzie ważne jak każde inne.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
9 maja 2023 o 5:56

W zeszłym roku często byliśmy w Energylandii. Park rozrywki, w którym większość atrakcji ma ograniczenia wzrostowe (dla dzieci od 110, 120, 140 cm wzrostu itd). Dosłownie przy każdej wizycie po kilka, kilkanaście razy oglądaliśmy sytuację, w której rodzic czy inny opiekun czeka w kolejce z już na oko zbyt niskim dzieckiem, a kiedy pracownik nie ulega prośbom, groźbom i tlumaczeniom- pokazuje tegoż pracownika palcem i tłumaczy "ten pan nie pozwala ci jechać". Nawet dla dziecka, wychowawczo, lepiej by chyba było usłyszeć "nie sprawdziłem, nie dopilnowałem, zdarza się, przepraszam". Jak inaczej możemy nauczyć dzieci brania na klatę odpowiedzialności za to, co robimy?

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
13 października 2022 o 4:19

Kiedy moja córka poszła do żłobka, ja zaczęłam pracę na nocną zmianę, po to właśnie, żeby nie było problemów z opieką nad chorym dzieckiem. Babcie pracują, zresztą głupio wciskać seniorom dziecko z wirusem, mąż na własnej działalności i każde jego zwolnienie oznacza, że współpracownik robi za dwóch, ja w nowej pracy- więc też nie będę co chwilę na zwolnieniu, bo się w niej nie utrzymam. Dodatkowe obowiązki, chodziliśmy z oczami na zapałkach, ale dziecko z objawami infekcji- kaszlem, golami, wymiotami, gorączką, zostawało w domu. Bywało, że zaczynało kaszleć po drodze do żłobka - w tył zwrot, dziś nie idzie. Chorób było dużo, mimo wszystko, i to sporo powaznych. Jeden i drugi rok w żłobku, jeden rok w przedszkolu. Bo tak jest odpowiedzialnie. Aż któregoś pięknego dnia, kiedy mąż zadzwonil z informacją, że mała zostaje w domu, bo kaszle, i usłyszał że "wszystkie dzieci teraz kaszlą". Mała, z dobrym samopoczuciem i apetytem- i tak, kaszlem- poszła do przedszkola, kaszel przeszedł po kilku dniach. Zwątpiłam, czy to co robiłam przez trzy lata, miało jakikolwiek sens. Też mnie razi perspektywa nauczycielki, która do pracy chodzi chora- bo koleżanki będą bardziej obciążone, bo pracodawca będzie krzywo patrzył- a nie potrafią dokładnie ten samej perspektywy zrozumieć u rodziców. Do głowy mi nie przyszło stwierdzenie, że skoro ja mogłam "zorganizować sobie" pracę tak, żeby się dzieckiem opiekować w razie nie tylko poważnej choroby, ale i nawet jej podejrzenia, to każdy może. Nie, miałam sporo szczęścia trafiając na pracę w dogodnym miejscu i dogodnych warunkach, która zgrała się z pracą męża. Mam tez, właśnie, męża, i to na co dzień, a w bardzo kryzysowych sytuacjach, kiedy dosłownie musiałam odespać choć godzinę czy dwie, mam też pomoc rodziny. I mam świadomość tego, że nie każdy ma tak dobrze.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
3 kwietnia 2022 o 4:44

Dawno temu bywało, że stałam na torze łuczniczym jako prowadząca/obsługa, na imprezach tematycznych. Fakt, łuki tradycyjne, raczej z małym naciągiem i strzały treningowe. Głowy to nikomu nie przestrzeli na wylot i jelenia nie ubije. Jednak spokojnie może wydłubać oko albo poobijać dziecko. Tor zawsze odgrodzony taśmami, chorągiewkami i co tam jeszcze trzeba. Notorycznie, na każdej jednej imprezie, w każdym miejscu, ludzie przechodzili jak przez podwórko, beztrosko gadając z towarzystwem, przez telefon, prowadząc bombelki za rączkę albo wręcz w wózku. Taśma? Taśmę można podnieść (często przy tym urywając), po co to w ogóle, grodzi drogę i przeszkadza. Podejrzewam że to ci sami, którzy jako piesi (uwaga, sama jestem głównie pieszym użytkownikiem drogi) wchodzą prosto pod nadjeżdżające auto, ze słuchawkami na uszach. Co jest nie tak z człowiekiem który idzie zupełnie bezmyślnie, podnosi bialo- czerwoną, doskonale widoczną taśmę i wchodzi pomiędzy łucznika ze strzałą na cięciwie a tarczę - nie wiem. Ten sam numer widziałam też na torze do rzutu toporkiem.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
27 marca 2021 o 5:11

Z tego co wiem, motorniczy zwykle czeka na zmianę świateł (na swojej sygnalizacji). Jeśli jest już godzina odjazdu, drzwi nie otworzy- bo jest już godzina odjazdu. Może poczekać jeśli jest minutę, pół minuty przed czasem. To tak jakby mieć pretensje do sprzedawcy że zamyka sklep o 18:01, kiedy sklep powinien działać do 18:00... wielokrotnie dobiegałam w ostatniej chwili do tramwaju/autobusu, i wielokrotnie miałam drzwi zamknięte dosłownie przed nosem. I nie winię kierowców, bo to do mnie należy żeby właśnie nie w ostatniej chwili dobiegać, ale chociaż minutę wcześniej, skoro rozkłady jazdy są publicznie dostępne. Zdarzały mi się też sytuacje kiedy autobus czy tramwaj byly spóźnione, z losowych przyczyn, i dawało się przez dyspozytora przekazać żeby np. ten ostatni tego dnia autobus na peryferia poczekał. I czekał. Jeden, jedyny raz miałam problem i wnosiłam skargę, kiedy biegłam do autobusu z dziećmi, wsiadł do niego mój mały synek, a kierowca- bez sygału- zamknął środkowe drzwi, przytrzaskując wózek i zmuszając mnie do wycofania się.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
14 marca 2021 o 3:08

Mnie chyba ktoś nie zrozumiał... to ja byłam i matką dźwigającą wózek, i taką która na dźwiganie wózka nie miała siły- bo poród i połóg nie poszly jak trzeba. Nigdy nikomu nie odmówiłam pomocy w podnoszeniu wózka, zapakowaniu zakupów, jakiejkolwiek. Byłam w ciąży, z noworodkiem/niemowlakiem, był okres że byłam mało sprawna i chodziłam o kulach. Naprawdę mam ogrom zrozumienia dla ludzi którym normalne dla nas czynności nie przychodzą prosto, i staram się ulżyć, bo czasem głupie przytrzymanie drzwi, wniesienie torby, drobiazgi- dają dużo. Sama z wdzięcznością przyjmowałam pomoc. Ale nigdy nie uważałam że mi się ona należy. W komentarzu nie piję do rodziców którzy zostawiają wózek na chwilę, godzinę, dwie, a do osób które uważają że mają prawo zawłaszczać sobie przestrzeń wspólną tylko i wyłącznie z tego tytułu że mają dzieci. Nie mówiąc o tym że miałam na lokalnej grupie do czynienia z ogromem mamuś które nie dźwigały nie dlatego że połóg, chore plecy czy że lekarz zabronił- nie dźwigały, bo ciężko. Potrafiły nosić na rękach doskonale chodzące, 15- miesięczne dziecko, a ciężki wózek zostawiać na dole, mimo że w tym okresie można spokojnie używać wózka ultra lekkiego, do powieszenia na ramieniu, a dziecko wprowadzić za rączkę. Nie trzeba tachać zakupów- nawet jak nie ma partnera, rodziny, są zakupy online (mówię o swojej okolicy). Podsumowując, piszę o przypadkach gdzie do stawiania wózka/rowerka czy uj wie czego jeszcze na klatce schodowej nie zmusza konieczność- są spowodowane tylko własną wygodą.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 49) | raportuj
13 marca 2021 o 5:30

@BordoKropka: sprawa jest zawsze ta sama. Przekonanie że moje własne, prywatne sprawy, usprawiedliwiają zawłaszczanie wspólnej przestrzeni. Śpieszę się do pracy w eleganckiej garsonce- nie wezmę worka ze śmieciami, który leży od wczorajszego wieczora. Mąż za kilka godzin wyniesie. Każdy rower ukradną, rozbiorą przed blokiem- postawię pod drzwiami swój, nie zajmuje dużo miejsca. Urodziłam dziecko- nie mogę dźwigać, w mieszkaniu ciasno, postawię wózek na podeście klatki/przed mieszkaniem. Kurcze, naprawdę jest multum rozwiązań. Dziecku nic się nie stanie jeśli w czasie połogu mamy (czyli w okresie pierwszych tygodni, kiedy mama nie może dźwigać), nie będzie notorycznie wyprowadzane na spacery. Można z nim wyjść na balkon, posiedzieć przy otwartym oknie, poczekać na ojca dziecka, mamę, przyjaciółkę, kogokolwiek. Można dziecko zapakować do banalnej w obsłudze elastycznej chusty. Po tym okresie- można zabrać dziecko z gondolą (raptem 2-4 dodatkowe kilogramy), bądź samo dziecko na górę, a potem wciągnąć wózek. Można wózek chować na dole we własnym samochodzie. Generalnie, można wykazać się jakąś inicjatywą i inwencją, a nie zakładać że przestrzeń, skoro wspólna, to też "nasza", więc możemy robić co nam trzeba, wygodnie i podoba się. Kurczę, nawet zakładając że nie ma absolutnie żadnego wsparcia i w mieszkaniu siedzi kobieta z noworodkiem która absolutnie MUSI wyjść i absolutnie NIKT nie może jej w tym pomóc, to, za przeproszeniem, dlaczego to ma interesować innych lokatorów? Jakie to ma mieć znaczenie dla ich bezpieczeństwa, o wygodzie i względach estetycznych nie mówiąc?

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 14) | raportuj
4 stycznia 2021 o 3:55

Też przyjmuję pieniądze od klientów, i też proszę o położenie ich na odpowiedniej podkładce (nie spotkałam jeszcze stanowiska kasowego na którym by takiej nie było). Wiem że różnica między dotykaniem ręki, a pieniędzy które w tej ręce były, jest pewnie niewielką jeśli chodzi o higienę, ale dla mnie też jest obrzydliwe dotykanie cudzych, obcych dłoni, nawet zadbanych. Kontakt fizyczny to nie jest coś co powinno mieć miejsce między klientem a obsługującym go pracownikiem. Bywa też mnóstwo mniej zadbanych, często po prostu brudnych rąk (nie piszę tu bynajmniej o ręce pana z budowy, z gipsem pod paznokciami), bywają choroby skórne, dłonie wilgotne od potu. Poza tym pieniądze i tak przeliczam, bo nawet bez złej woli klienta bywa że są odliczone źle, a jak ktoś wyżej wspomniał, wygodniej to robić kiedy leżą na podkładce. I to wszystko powyższe bez względu na wszelkie wirusy, tak było "od zawsze".

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
30 grudnia 2020 o 6:01

@Gelata - psychiatra może zdziałać o tyle więcej, że w razie potrzeby może przepisać leki. Przygotowanie terapeutyczne ma takie jak psycholog, więc to nie tak że jedynie przepisuje recepty... Też wysłucha, będzie wspierać.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
24 grudnia 2020 o 4:45

Ostatnio mój mąż kupował u nich telefon. Na stronie- "wysyłka w 24h", w regulaminie- do 4 dni. Telefonu ni widu, nie słychu, w końcu mąż się niecierpliwi. Kupiony na dobrej promocji, gdyby nie to-, zamówiłby gdzie indziej. W sprzedaży ciągle dostępny, więc nie tak że nie ma go już w ogóle. Po ponad 2 tyg, 15. grudnia łaskawie odpisują że "sorry, ale mamy okres przedświąteczny i tak bywa". I to po informacji że telefon zamówiony był 28. listopada... Dla porównania, RTVeuroAGD przy obsuwie z ich strony wysłał mail natychmiast że będzie opóźnienie, przeprosił, kontaktowali się na bieżąco a brakujący sprzęt dojechał 3 dni później niż miał...

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
18 października 2020 o 4:41

Nie będę tu pisać ani na temat moich osobistych poglądów, ani rozdmuchiwać tematu koronawirusa jako takiego, pandemii bądź plandemii, obowiązującego prawa czy zdrowego rozsądku. Mogę napisać za to jak to wygląda w praktyce u mnie w pracy. Też obsługuję klienta. Praca w maseczce odkąd stało się to wymagane- i ten wymóg dotyczy wszystkich pracowników którzy są w strefie dla klientów. Wymóg wprowadzony przez mojego szefa. Właściwie nigdy nie dostawaliśmy żadnych wytycznych, w sanepidzie czy rozporządzeniach nie idzie się niczego dowiedzieć- mamy dezynfekować często dotykane powierzchnie- ok, ale jak często, jakim środkiem? Tego już nie wiadomo. Ponieważ mam fajne warunki pracy, i generalnie jakiś szacunek do tego że ktoś prowadzi biznes i daje mi zarabiać, słucham wytycznych szefa. Jeśli klienci mieli wchodzić pojedynczo- tego wymagałam, nie dlatego że rozporządzenia- kwitując to komentarzem że to prywatne przedsiębiorstwo, i takie są wytyczne i życzenia właściciela. Obecnie 85-90% klientów wchodzi w jakiejś tam osłonie twarzy, czasem to dosłownie koszulka naciągnięta na nos (element odzieży i robi co trzeba). Spora część tych bez osłon tłumaczy że zapomniała, zostawiła w aucie albo nic nie tłumaczy, a potem pytanie- "czy obsłuży mnie pani bez maseczki? I wtedy stanowczo stwierdzam że nie mam żadnych podstaw do tego żeby klienta bez maseczki nie obsłużyć. Może nie nosić jej ze względów zdrowotnych, może nie nosić ze względów światopoglądowych, mnie osobiście to irytuje nieco- bo sama w tej osłonie stoję non stop, więc choćby z szacunku dla mnie... ale serio, nie wiem skąd przekonanie że to pani stojąca po drugiej stronie pleksi, ma egzekwować prawo, rozporządzenie czy co tam jeszcze. Niejednokrotnie słuchałam uwag klientów (z obu stron barykady, wycieka mi to już nosem i zaczęłam odmawiać rozmów), bywało że klienci denerwowali się że w ogóle osoby bez maseczek obsługuję. Efekt jest jedynie taki, że jeżeli w środku jest klient w maseczce, a wchodzi kolejny- bez niej, to grzecznie i spokojnie (co istotne), proszę (co również istotne) żeby zachować dystans. Dawno się nauczyłam że człowiek którego sztorcuje się jak dzieciaka- reaguje agresywnie, ale człowiek którego w kulturalny sposób się poprosi, przeważnie czuje się głupio odmawiając tej prośbie. Nie widziałam absolutnie żadnej ustawy, rozporządzenia, wypowiedzi polityka, zgodnego czy niezgodnego z prawem, które mówiłoby o tym że to właściciel czy pracownicy danego lokalu, sklepu czy innego przybytku są odpowiedzialni za realizowanie wytycznych przez klientów. My mamy zapewnić rękawiczki, płyn, pracownicy mają mieć zapewniony również środki bezpieczeństwa (i to wszystko było, nie wiem jakim cudem ale nawet w momencie kiedy wydawało się nierealne zdobycie tego), ale pilnować dorosłych ludzi pod kątem tego czy zasłaniają buzię, tudzież myją ręce- nie mam najmniejszego zamiaru... Tu zaznaczę- gdyby szef, na własną odpowiedzialność, stwierdził, że mam odmawiać obsługi, bądź zwracać uwagę klientom bez maseczki, to i tak bym robiła. Akurat w pewnych przypadkach jestem zdecydowanie zwolennikiem prawa "wolnoć Tomku w swoim domku" i swobody przedsiębiorców.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
14 lipca 2020 o 0:14

@Ohboy - ja właśnie po bardzo podobnej akcji w dzieciństwie nabawiłam się takiej dentofobii że wspomniana rozmowa z pielęgniarką miała miejsce przed narkozą u stomatologa, bo mimo usilnych prób i jednego cudnego dentysty kompletnie nad sobą nie panuję. Moje dziecko które z uśmiechem leczyło zęby bez znieczulenia, przez jedną taką klinikę (nagła sprawa i musieliśmy skorzystać) teraz leczy się tylko ze znieczuleniem komputerowym... psychologia pod kątem postępowania z pacjentem powinna być obowiązkowa na studiach.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 11) | raportuj
13 lipca 2020 o 2:02

Właśnie kilka dni temu przed zabiegiem rozmawiałam ze wspaniałą pielęgrniarką o tym jak obie uwielbiamy dentystów stwierdzających że "to nie ma prawa boleć". Względnie bardziej profesjonalnie brzmiący tekst "operuję tylko w granicach ubytku, tutaj nic nie ma prawa boleć!". Fajnie, super, proszę o przekazanie tego moim zębom, bo dla mnie nadal ból zębów, przy absolutnie każdym borowaniu, jest najbardziej paskudnym i dotkliwym jaki kiedykolwiek odczuwałam, i niczym jest przy tym zapalenie korzonków, czy nawet poród. Wszędzie można przeczytać że ból jest wrażeniem subiektywnym i zależy od konkretnego człowieka, jego układu nerwowego i progu czucia. A kolejną piekielnością jest takie podejście do dziecka- to ono jest pacjentem, to ono powinno być przede wszystkim wysłuchane i zaznajomione ze wszystkim, na miarę swoich potrzeb.

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
28 maja 2020 o 0:30

Dla mnie też piekielność leży tu raczej w reakcji twojego partnera. A raczej w jej braku. Inteligentny, samodzielny, zdrowy mężczyzna powinien ogarniać wokół siebie podstawowe obowiązki, jak wyniesienie po sobie śmieci czy zadbanie o zwierzęta. Jeśli (to z historii nie wynika) jego matka jest wybitnie toksyczna i dosłownie wyrywa mu z ręki worek/zmiotkę/kuwetę tłumacząc że ona to zrobi lepiej, to od takiej toksycznej osoby powinien się odciąć, przynajmniej pod względem wspólnego mieszkania, dla swojego i jej dobra, o twoim komforcie nie mówiąc. Piszesz w komentarzach że próbuje pomagać kiedy prosisz go o pomoc- napisz może, dlaczego to ty poczuwasz się do sprzątania jego domu rodzinnego, i prosisz go o cokolwiek w tym zakresie? Dlaczego to nie on stoi z odkurzaczem i prosi o pomoc ciebie? Z tego co piszesz to nie jest sytuacja w której mamusia maniakalnie co dwa dni szoruje wszystkie srebra i kryształy, okna muszą lśnić po każdym deszczu a ścierki do naczyń muszą leżeć wyprasowane i poukładane kolorystycznie. Czyli nie taka na którą można machnąć ręką i stwierdzić że "mamusia świruje, więc niech biega ze szmatką jak to ją uspokaja" (chociaż i to byłoby niepokojące). Facet nie ogarnia wokół siebie podstawowych spraw. A jeżeli dwoje dorosłych ludzi wybiera życie pod okiem i pantoflem despotycznej i nadopiekuńczej mamusi, to już świadczy o was.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 13) | raportuj
27 maja 2020 o 23:57

Osobiście na temat pandemii nie będę się wypowiadać, bo to temat rzeka. Mogę aktualnie wypowiadać się na temat swojej sytuacji w pracy- pracuję jako sprzedawca w piekarni, takiej prawdziwej piekarni, a nie w sklepie z pieczywem. Co oznacza gigantyczny piec za ścianą i gorąco. Z róznych względów szef wprowadził środki ostrożności nawet większe niż wymagane prawem- np. klienci wchodzą tylko pojedynczo do małego sklepiku. Efekt? Większość par/małżeństw/znajomych ma w 4 literach moje prośby i nie ma zamiaru wchodzić osobno. Połowa klientów pyta mnie czy mają używać rękawiczek i płynu do dezynfekcji- serio, dorośli ludzie pytają sprzedawcę czy mają umyć ręce. Z noszących maseczki- tak 1/4 ma odsłonięty nos lub maseczkę całkiem na brodzie, podobna ilość maseczkę ściąga jak do mnie mówi bo "źle się rozmawia". Ponad połowa maseczki dotyka, bo ta drażni i przeszkadza, przy czym nigdy nie widziałam żeby ktoś mył po tym ręce. Sporo klientów przychodzi bez, mówi donośnie stając nie przed przesłoną z pleksi, ale obok, albo komentują "nie musi pani zakładać"- owszem, muszę, bo tak sobie życzy szef. Maseczkę zakładam, bo muszę. Teoretycznie mogę nosić przyłbicę, co oznacza (u mnie) migrenę od zakrzywionego obrazu i obręczy na głowie, plus wieczny brud i parę na niej. Piszesz że "rozumiesz że w maseczce może być niewygodnie"- naprawdę rozumiesz? Rozgrzej sobie proszę mieszkanie do 30 st. minimum i załóż maseczkę na 8 godz. Mogę ją zdejmować kiedy nie ma klientów- ale bywa że przez 3 godz. pod rząd zdjąć nie mogę. Kręci mi się w głowie. Temperaturę mamy zawsze kilka- kilkanaście stopni większą niż na zewnątrz, nawet w zimie stoimy komfortowo w klapkach i t-shirtach. Wyobraź sobie to samo w maseczce, w której z każdym oddechem jest coraz gorzej. Dalej rozumiesz? Własnemu dziecku nakazywałam noszenie maseczki (chociaż przepisy w jego przypadku pozwalają na zwolnienie), dopóki nie zauważyłam że nie jest w stanie przypilnować pełnej higieny w niej. Mimo moich starań. Od tej pory maseczka tylko w sklepie/autobusie, jeśli krótko. Do głowy by mi nie przyszło komentowanie z jakich powodów ktoś maseczki nie nosi bądź ją zsuwa. Nie ma żadnych dowodów na to że nosząc maseczkę, mówię tu o zwykłym życiu i zwykłych maseczkach (nie medycznych, zakładanych przez chirurga nad otwartą klatką piersiową pacjenta), chronimy życie. Dopóki takich nie ma, może warto trochę wrzucić na luz... Tak dla przypomnienia- "pandemia" ponoć szalała już w lutym i marcu. Do tej pory mieliśmy dzikie tłumy turystów zagranicznych, często całe wielkie grupy, często z objawami infekcji. Jeździliśmy z nimi w pociągu, autobusie, staliśmy obok w muzeum, siedzieliśmy w kawiarni, tłoczyliśmy się w sklepie. Dzieci setkami tłoczyły się w szkołach i przedszkolach. Wszyscy bez maseczek. Masowych zachorowań w Polsce nie odnotowano.

[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 16) | raportuj
26 marca 2020 o 0:37

@jotem02 - to nijak nie "miało wyglądać " bo nikt tego nie planował. Nie widzę problemu w zdjęciach, bo sama w takiej formie wysylam zadania syna. Tak jak na co dzień w szkole nauczyciel ma prawo oczekiwać zadań zrobionych estetycznie i czytelnie, tak obecnie może (powinien móc) domagać się wyraźnych zdjęć o jakości pozwalającej na sprawne odczytanie. Z tą orientacją już nie przesadzajmy. Większość młodzieży ma wysokiej jakości aparaty w telefonie, a jeśli nie oni sami- to rodzice. Ta niewielka grupa będąca zupełnie anty- techniczna, nie mająca aparatów, telefonów czy komputerów i dostępu do Internetu może wysyłać zadania pocztą, tak jak i im mają być wysyłane. Swoją drogą, nie bardzo rozumiem wysyłanie zadań na Librusa skoro tak go obciąża duza ilość wejść- nie można tego zrobić mailowo, mailem grupowym?

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 28) | raportuj
25 marca 2020 o 23:47

Za 500 + rodzice mogli spokojnie kupić dzieciom tablety. Rząd miał przygotować wszystkich uczniów na wypadek epidemii i konieczności zdalnego nauczania? Myślę że sytuacje w których dwoje rodziców i troje dzieci naraz potrzebuje komputera, są jednak marginalne. W większości domów jest więcej niż jeden sprzęt, a do domowego modemu można podłączyć kilka na raz, wcale nie ma potrzeby korzystania z tego dodatkowo płatnego. Zresztą, wystarczyłoby żeby dzieci w dniu zamknięcia szkół zabrały ze sobą podręczniki, ćwiczenia i zeszyty i już by było lżej. Ogólnie zgadzam się że wszystko stoi na głowie i rozumiem ciężka sytuację nauczycieli, a zwłaszcza dyrektorów, ale nie zwalajmy na rząd braku tabletow w domach. Większość starszych dzieci korzysta ze smartphonow, wystarczy zadanie napisać ręcznie , zrobić zdjęcie i wysłać do oceny.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 15) | raportuj
7 listopada 2019 o 23:15

Trochę za mało żeby oceniać poziom piekielności. Nic na temat tego na jakich warunkach została zatrudniona obsługa. Nic na temat tego czy te osoby zgodziły się na jakiekolwiek spotkania wstępne i czy miały za to zapłacone- gdybym ja umowila się ze będę obsługiwać imprezę w dniu X, bez żadnych dodatkowych warunków, to też na pytanie czemu mnie nie ma na spotkaniu w dniu Y, odpowiedziałabym że mam małe dziecko i nie mogę sobie łazikować na czyjeś życzenie. Fakt mieszkania w tym samym mieście nic nie ma do rzeczy, dwulatka nie zostawisz ani na godzinę, ani nawet na pół. Osoby pracujące w gastronomii często ciągną nocki, więc nie wiem czemu fakt bycia zaspanym o godz. 12:00 jest taki piekielny. A gdyby w dniu imprezy sluchała furiata który z powodu ogolnego braku organizacji zacząłby wrzeszczeć i przeklinać, raczej też bym uznała ze mi się nie podoba... też się dziwię że mimo wszystko do końca chciałeś to ciągnąć.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
30 sierpnia 2019 o 4:25

@calodniowysen: napisałaś, jak zacytowałam "moim zdaniem obowiązuje". Można wywnioskować że skoro według ciebie obowiązuje- to wszystkich. Obowiązuje- czyli można to egzekwować. Chyba że ja źle interpretuję. Ale wydźwięk nie jest taki sam jak "według mnie powinno się".

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 17) | raportuj
29 sierpnia 2019 o 3:29

Ruch prawostronny na chodniku to tylko i wyłącznie kwestia zwyczajowa- tak się zazwyczaj poruszamy, nie jest to obwarowane żadnymi przepisami, a co za tym idzie- nie można mieć pretensji do innych że się do tego nie dostosowują, stwierdzenie "moim zdaniem obowiązuje" nic tu nie wnosi i żadnego przepisu nie stanowi. Zazwyczaj chodzę prawą stroną, natomiast jeśli moje młodsze dziecko upiera się żeby iść po lewej, bo chce oglądać witryny sklepowe albo wchodzić na schodki, to idę po lewej, skoro z prawej jest wystarczająco dużo miejsca żeby nas ominąć. Zaznaczę tu że nie chodzę przez to zygzakiem i nie pakuję się pod nogi innym pieszym. Nie wiem jak szybko i nieostrożnie trzeba się poruszać żeby, jako pieszy, nie mieć możliwości zatrzymania się w miejscu i wpadać na innych. Chyba że dosłownie wisi się komuś na plecach. Równie dobrze ktoś mógł się zatrzymać bo chwycił go atak kolki, zorientował się że zgubił portfel, chciał odebrać telefon, dziecko się zatrzymało z jakiegoś sobie znanego powodu, ciężarnej wody odeszły... o ile sama uważam że trzeba mieć szacunek dla innych użytkowników i nie utrudniać im poruszania się, również pieszo, to zawsze biorę poprawkę na to że trzeba zachowywać ostrożność. Chodzenie pieszych po ścieżkach rowerowych owszem, jest piekielne, natomiast, piszę również jako mieszkanka miasta mocno turystycznego, widzę to głównie u turystów zagranicznych, rzadko jednak u Polaków (tu królują matki z małymi dziećmi i starsze panie). Natomiast rowerzystów jeżdżących po chodniku w sytuacjach w których nie są do tego uprawnieni, jest cała masa. Momentami mam wrażenie że wybierają sobie dowolną, najwygodniejszą trasę przez ścieżki, chodniki i jezdnię, mając głęboko w poważaniu przepisy ruchu drogowego. A grupki turystów blokujące chodnik- tu się zgodzę, są naprawdę częste i piekielne. Całe "stado" idące pełną szerokością chodnika, przeważnie tak rozgadane że nie ma dość uwagi żeby rozejrzeć się czy ktoś z naprzeciwka nie idzie, bądź nie chce ich wyprzedzić, jakby kilkanaście sekund w parach czy gęsiego miało zniszczyć bezpowrotnie ich więzi towarzyskie. Grupki rozbawionej młodzieży (zazwyczaj jest to młodzież) wieczorami, przed knajpkami, tarasujące kompletnie cały chodnik. Grupki turystów (to już jest jakaś plaga), w tym młodzieży szkolnej, pod nadzorem wykształconych pedagogów, również tarasujące chodnik bo tam akurat mają miejsce zbiórki przed przyjazdem autokaru, przed hotelem/hostelem...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
22 sierpnia 2019 o 4:29

@pusia: "Ale tak uczciwie: ilu z komentujących powiedziało kiedykolwiek swojej mamie, że jest DUPA lub GŁUPIA?"- w życiu bym się tak nie odezwała do własnej mamy, ale głównie z powodu przez autorkę wspomnianego- chociaż moi rodzice nie mieli w zwyczaju dyscyplinować dzieci w towarzystwie/na ulicy, robili to w domu, "ręcznie". Wiedziałabym że lanie mnie nie ominie. Nie ma to nic wspólnego z kulturą osobistą czy wychowaniem dziecka- to czysty strach przed przemocą fizyczną bądź psychiczną.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
24 lipca 2019 o 4:12

Każdy ma prawo do własnych poglądów. Nie zgadzam się i nie popieram większości założeń religii katolickiej, mimo to historia wydaje mi się mało piekielna. Sama byłam wychowywana w rodzinie katolickiej, takiej w której dzieci uczą się paciorka klęcząc wieczorami z mamą przy łóżku, stopniowo zaczynałam analizować i odchodzić od tego sposobu myślenia, dochodząc do punktu w którym jako dorosły człowiek wprawdzie nie definiuję się jako niewierząca, ale na pewno jako nie- katoliczka, nawet nie- chrześcijanka. Jak widać, nie wpojono mi trwale wiary- wpojono mi natomiast szacunek do niej. Bardziej więc do mnie przemawia katoliczka która otwarcie przyznaje się do swoich poglądów, bez względu na moją ich ocenę, wydaje się bardziej uczciwa, niż cała masa pseudo- katolików chodzących do kościoła dwa razy do roku, święcących pokarmy, sypiących kwiatki, chrzczących dzieci mimo że wychowanie w religii mają głęboko w nosie. Nauczono mnie że wyznanie nie jest koszyczkiem z którego wybieramy co lubimy, a do spraw z założenia uznawanych za święte przez prawdziwie wierzących- podchodzimy poważnie. Tak btw, teoretycznie większość Polaków to katolicy (chyba że są jakieś nowe statystyki?). Nigdy nie spotkałam się z żadnymi niedogodnościami, o szykanach nie mówiąc, z powodu tego że moje dzieci nie uczą się religii, nie są ochrzczone, a my nie mamy ślubu kościelnego. Nie spotkałam się też nigdy z sytuacją w której chociażby na przykładowych piekielnych jakiś katolik atakuje niewierzących bo oni stosują antykoncepcję, decydują się na in-vitro, czy żyją "nie po bożemu". Z jakiego więc powodu ateista/innowierca daje sobie prawo do oceny, krytyki i deprecjonowania poglądów osoby wierzącej? O ile zrozumiałabym sytuację w której dorosłe, homoseksualne dziecko mocno wierzącego katolika czuje się odrzucone przez rodzica, o tyle piekielności tej historii jakoś nie widzę.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
6 grudnia 2018 o 3:35

@BlueBellee: Jakoś też powątpiewam w ten cytat. Prędzej coś w rodzaju: "tu jest miejsce dla wózka, muszę tu stanąć". U mnie, w wersji ugrzecznionej, było: "przepraszam, czy może pan/pani wstać, to miejsce dla kobiety w ciąży/rodzica z małym dzieckiem, potrzebuję z niego skorzystać". I bywało że i na tą wersję ugrzecznioną bywało że ktoś reagował naprawdę niemiło. Swoją drogą, szybko z wózka przeszłam na nosidełko/chustę, bo przekonałam się jak matki z wózkiem mają "pod górkę" w wielu aspektach życia. I wierzę że któraś, tysięczny raz prosząca grzecznie o ustąpienie należnego jej miejsca, w końcu zrobiła to w ciut mniej odpowiedni sposób.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 4) | raportuj
27 lipca 2018 o 13:45

@Morog: to jest możliwe, są takie przypadki- tyle że właśnie nie w Polsce. A możesz wierzyć że rodzice chwycą się każdej szansy jeśli da ona nadzieję na względnie normalne funkcjonowanie dziecka.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
20 czerwca 2018 o 0:55

Historia na pewno nie jest piekielna w całości. Owszem, z opisu twoja siostra sprawia wrażenie rozpieszczonej i egoistycznej dziewczyny. Fakt że zawali sprawy takie jak podstawowe zakupy czy podwiezienie rodziców, nie świadczy o niej dobrze- chociaż czy jest piekielne, zależy od reakcji rodziców i ich oczekiwań. Ale praca, zainteresowania? Mam wrażenie że krytykujesz to tylko dlatego że ty sama oczekujesz od siostry czegoś więcej, zakładasz że funkcjonuje ona na innym poziomie. Jesteście obie dorosłe, o co właściwie ci chodzi? Wstydzisz się siostry pracującej w hipermarkecie? Siostra ma stałą pracę, z której jest zadowolona, w której dobrze się czuje- ma zaspokajać tylko swoje ambicje, a nie twoje. Najwyraźniej nie ma takiego jak ty pędu do sukcesu, takich aspiracji życiowych, może takiego intelektu? W tym momencie ma uszczęśliwiać siebie, a nie siostrę. Podobnie z zainteresowaniami- ma usiąść z Schopenhauerem który ją będzie nudził, i którego nie zrozumie, po to żeby było zadość twoim oczekiwaniom? Skoro lekkie filmiki dają jej oczekiwany relaks i rozrywkę, czemu ma z nich rezygnować? Przypominasz mi trochę jedną znajomą panią profesor, której mąż na emeryturze, właściwie z nudów, podjął się mało prestiżowej i nisko płatnej pracy, która pozwalała mu jednak wyjść do ludzi (albo wyjść od żony :P). Pani prędzej by język odpadł niż przyznałaby że mąż zajmuje się czym zajmuje- zapytana o to co robi małżonek, stwierdzała jedynie że jest emerytem, a kiedy był w pracy, jedyne czego się można było dowiedzieć to to że "nie ma go w domu". Jeśli chodzi o jej układy z rodzicami, można skwitować to jedynie ogólnymi stwierdzeniami typu "jak wychowali, tak mają" i "chcącemu nie dzieje się krzywda".

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 następna »