Profil użytkownika
anekk
Zamieszcza historie od: | 11 maja 2014 - 23:32 |
Ostatnio: | 8 sierpnia 2017 - 14:02 |
- Historii na głównej: 20 z 33
- Punktów za historie: 6603
- Komentarzy: 161
- Punktów za komentarze: 1153
« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 następna »
Taaa, nie czyta, a potem kara za podawanie fałszywych danych.
Chamstwo ludzi mnie poraża... Częstujesz takie kawą i ciastem, a one żądają czegoś, czego masz prawo odmówić, no to służby specjalne do kota wezwą... Szczyt. Gdyby ta pani znała się na zwierzakach, wiedziałaby, że nie zawsze są one przyjaźnie nastawione do ludzi (a już koty zwłaszcza). Słyszałam gdzieś, że zwierzaki wyczuwają dobre i złe osoby. Coraz częściej przekonuję się, że to prawda.
Bardzo spodobalo mi się stwierdzenie, że cenisz siebie i swoje nazwisko. Również pracowałam w telemarketingu. Klienci zapisywali nazwisko, a kiedy się do nich oddzwanialo, wyzywali od oszustow ("bo ja byłam w salonie sieci zzz i tam mi powiedzieli, że żadna xy tam nie pracuje!" No jasne, że nie pracuje w salonie, skoro siedzi na słuchawce u innego wykonawcy...). Raz zapytałam przełożonego, co zrobić, kiedy klient nie będzie chciał mi podać przez telefon numeru dowodu osobistego. Usłyszałam "To powiedz, że ty mu podasz swój!" Ciekawe, jak to sobie wyobrazala - podać fałszywy nr czy narazić się na splacanie cudzego kredytu?
Mój dawny znajomy pracował w tego typu sieciówce. Mówił, że przede wszystkim sprzedawcy mają wciskać to, co im nie schodzi. Dlatego też ja zawsze przed udaniem się do takiego sklepu zasięgam porad u ludzi, którzy się znają. Dopiero wtedy trzeba wskazać sprzedawcy palcem, jakiego zakupu chce się dokonać.
@Meliana: Dokładnie o tym samym pomyślałam. Nikt nie mówi tutaj o katowaniu czy biciu dzieci. Niestety, w dzisiejszych czasach nauczyciel naprawdę niewiele może, bo zawsze można go o coś oskarżyć. Ale dawniej dyscyplina była większa, co widać (z niewielkimi wyjątkami) w życiu codziennym.
Bo dziecko najważniejsze. Zgadzam się, najważniejsze. Ale takich dzieci jest w klasie kilkanaście, do trzydziestu. I nieważne, że dwadzieścioro dziewięcioro maluchów nie korzysta z lekcji, przez co potem ma problemy z wiedzą. "Konradzik" jest ponad wszystkimi, bo ma się integrować. A ile tracą pozostałe dzieci, to już nikogo nie obchodzi. A rodzicie, tak, jak mówicie - nie widzą problemu, nie zostawią dziecka na kolejny rok w zerówce, bo "dziecko koleżanki już poszło do szkoły, zatem moje ma być gorsze"? Osobiście znam dwie mamy, które poczekały z posłaniem dziecka do pierwszej klasy. Maluchom wyszło to tylko na dobre, bo miały czas wybawić się w przedszkolu i poważniej traktować obowiązki szkolne. I nie, zachowanie dzieciaka nie było w tym przypadku winą czy też skutkiem pobłażania nauczyciela. Z tekstu nie wynika, ale możliwe przecież, że nauczycielka zwróciła później dzieciakowi uwagę. Szkoła jest ważna i ma ogromny wpływ na wychowanie młodych ludzi, ale i tak decydujący jest tutaj stosunek rodziców. Jeśli mama czy tata podważa autorytet nauczyciela, a dzieciakowi pozwala wchodzić sobie na głowę, to całe szkolne wychowanie bierze w łeb. Jak zwykle - nie generalizuję. Ale często tak się zdarza.
@sayone: Najłatwiej to się udaje krytykować osobom szczupłym. I nie uogolniam, ale często się to zdarza.
@Rak77: gorzej, jeżeli z winy choroby rzeczywiscie przychodzi trudniej, a otoczenie tego nie rozumie - i jesteś grubą świnką bez względu na to, jaki tryb życia prowadzisz.
Pogratulować babie poczucia humoru :/
Piszecie o tym, aby prosić o ustąpienie miejsca. A czy nie zastanawialiście się nigdy, ile razy takim osobom się odmawia? "Młoda, to postoisz", "Zrobiłaś se bachora, to się męcz"... Osoba ciężarna naprawdę nie powinna się denerwować, dlatego czasem lepiej nie pytać i poczekać, aż ktoś ustąpi. Wtedy ma się pewność, że osoba ta jest dobrze wychowana. Nerwy w ciąży mogą baaaaardzo zaszkodzić, uwierzcie.
@KrowaNiebianska: Można tak zemdleć, że ockniesz się sama, naprawdę.
@sweetsecrets: Przeczytaj moją wypowiedź jeszcze raz i zastanów się, czy ją dobrze zrozumiałaś. Tu nie chodzi o samo USTĄPIENIE, tylko o kulturę. Mam oczy i widzę, że ludzie patrzyli, kiedy wsiadałam. I zaraz zajmowali się czytaniem reklam na szybach. Ok, jeden czy drugi był zamyślony czy zaczytany. Ale cały autobus?
Człowiek człowiekowi wilkiem.
@mlodaMama23: Właśnie o tym mówię, że NFZ refunduje srebrne plomby, które są jakie są. Ale w razie czego nikt im niczego nie zarzuci. Refundują? Refundują! A że byle co, to już nie ich interes. Dlaczego ze szczepionkami miało by być inaczej? Co do celowego "szkodzenia" dzieciom... Nie wypowiadam się.
@Mavra: Jestem tego samego zdania. Jeździłam komunikacją miejską nawet w 9 miesiącu ciąży. Ile razy mi ustąpiono miejsca? RAZ. Jeden, jedyny raz. Nie mówię, gdyby było mi naprawdę źle, poprosiłam o ustąpienie (raz siedziałam, a i tak musiałam wysiąść w trybie natychmiastowym). Ale sugestie typu "buzi nie masz, to po co narzekasz?" do mnie nie trafiają. Tu nie chodzi o to, czy ktoś jest w stanie wystać, tu chodzi o zwykłą kulturę. Kobieta w ciąży, osoba starsza czy chora - należy ustąpić, i koniec. Tak, wiem, nastolatek czy młody człowiek tez może być chory. Ale, na litość boską, nie cały autobus...
@Nemezis2012: Ja uważam, ze szczepić nalezy jak najmniej. Niestety, nie jestem ekspertem, a słyszalam juz wiele opinii - jedni mowią tak, inni inaczej. Dlatego ciekawa jestem Waszej opinii. Wg mnie i to, i to jest propagandą... a na 6w1 zdecydowałam się właśnie m. in. ze względu na tę nieszczęsną rtęć.
Poza tym wiadomo, jak to jest z refundacją - przykład zęba: czy na NFZ, czy prywatnie - to plomba i to plomba. Z tym, że te na NFZ jakie są, każdy wie...
@Kitkowa: Zastanawia mnie jednak pewna rzecz: pytałam i mamy, i teściowej, i żadna nie pamięta, żebyśmy miały po kilka wkłuć naraz...
Ja zdecydowałam się na 6w1, z racji tego, iż wystraszyłam się, kiedy pani dr powiedziała, że w tych refundowanych znajduje się rtęć, a w skojarzonych nie. Ale nie daje mi spokoju jedno pytanie - pytanie, po co szczepić na WzwB i inne choroby? Odpowiedź - bo są bardzo, bardzo groźne. W takim razie, skoro wg wszelkich spotów pneumokoki (koszt całkowity szczepionki - ok. 3 tys. złotych) i rotawirusy (ok. 600-800 złotych) są również takie groźne, to czy także nie powinny być refundowane? Czy to tylko propaganda? Mówię Wam, kilka nocy przez to nie przespałam... Przepraszam, że podpinam się pod czyjąś historię, ale co radzicie, mamy...?
Niestety, pracowałam na podobnych warunkach... Na szczęście była to tylko praca dorywcza. Ale GuideOfLondon ma rację - zawsze znajdą się chętni... Brawo, Polsa! :(
Człowiek uczy się na błędach - wiesz już, że najlepsze są wypróbowane punkty ;) ale dziwię się, że z takim podejściem jeszcze trzymają się na rynku.
@Aniela: Ja też mam taki obok siebie - środy -50%, czwartki - wszystko za 1 zł. I to bez wyjątku. Co się tam dzieje, to materaiał na osobną historię, ale czasami warto :) I, co najważniejsze, nie stosują żadnych wykrętów.
To jest właśnie to. Nieważne, że jest Ci wygodnie i podoba Ci się to, co nosisz - musisz ubierać się tak, jak życzy sobie otoczenie. Co do mieszkańców Krakowa - mam sporo zastrzeżeń. Nie będę opisywać historii z moim oraz ich udziałem, bo już kiedyś próbowałam, ale wpadają strasznie blado. Raz usłyszałam pewno zdanie od rdzennego mieszkańca Krakowa: "Krakowianie nie lubią przyjezdnych". Dodałabym tutaj jeszcze, że Krakusy nie lubią nikogo oprócz siebie. Nie generalizuję, bo wiadomo, że należy rozróżnić Krakowianina od Krakusa. Ale zastanawiam się, co by się stało, gdyby te znienawidzone przez nich "słoiki" nie przyjeżdżały do ich zaczadzonego miasta. Jak wtedy zarabiałyby osoby wynajmujące stancje, ile sklepików by padło, a ile zmniejszyłoby swoje dochody? A puby i restauracje? "Krakowianom" należy tylko życzyć powodzenia w dalszym wyzywaniu ludzi od "wieśniaków".
@Raspwberry: Dokładnie, tego nie ugadniesz - nawet na tej stronie czytałam kilka historii, jak traktowane są ubrania w sklepach (nieważne, czy "zza rogu", czy firmowe). Na przykład - noszenie przez pracowników podczas pracy (jako reklamę, przez kilka dni), a potem zmiana. Z tym, że noszony ciuszek nie trafiał do kosza na śmieci, tylko z powrotem na półkę. Albo ślady, które zostawiają na mierzonych ubraniach klienci. Ubranka są przepierane, i z powrotem na wieszak. Oczywiście, nie chcę generalizować - nie wszędzie się tak dzieje. Jeżeli masz rzeczywiście zaufany sklep i sprzedawcę, to lepiej dla Ciebie :)
Widzę zatem, że to rzeczywiście chwyt i nie pojedyncza sytuacja.