Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

d1ler

Zamieszcza historie od: 15 lutego 2011 - 20:56
Ostatnio: 25 listopada 2015 - 21:07
  • Historii na głównej: 34 z 50
  • Punktów za historie: 29304
  • Komentarzy: 75
  • Punktów za komentarze: 375
 

#46521

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wakacyjna historia, kilkanaście lat temu.
Pole namiotowe. Zajechaliśmy po południu, namiot rozstawiony. Idę na "zwiad" do sklepiku (wielkości kiosku) prowadzonego przez właścicielkę pola. Jakiś chłopak kupuje kilka rzeczy i prosi jeszcze o pół chleba żytniego. Sprzedawczyni podaje wszystkie produkty, kasuje należność i mówi:

- A po chlebek zapraszam z tyłu.

Chłopak znika za sklepikiem. Po chwili sprzedawczyni wraca. Ja też proszę o kilka rzeczy, w tym (ucieszony, że w niedzielne popołudnie jeszcze jest) również o pół chleba żytniego. I znów: ja płacę, pani zaprasza po chleb od tyłu i znika na zapleczu. Obchodząc sklep orientuję się, że dostałem za mało reszty, i to dużo za mało. Za sklepem w otwartych drzwiach czeka już sprzedawczyni i rozglądając się na boki mówi z uśmiechem:

- I chlebek.

... wręczając mi... pół litra Żytniej!

Okazało się, że pani nie posiadała koncesji na alkohol, więc z wtajemniczonymi miała umówione hasło.
W te wakacje kupiliśmy sporo chleba :)

pole namiotowe

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1244 (1324)

#46150

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W czasach, gdy numery telefonów w Warszawie miały jeszcze 6 cyfr, przez pewien dość długi czas bardzo często odbieraliśmy w domu pomyłkowe telefony. Wszystkie wyglądały podobnie:

(D)zwoniący: Halo, Autorex? Czy są czerwone (zielone, granatowe itp) maluchy?
(J)a lub rodzice: Pomyłka.
D: A to przepraszam.

Autorex to firma handlująca nowymi Fiatami 126p.

Wielu dzwoniących zaczynało od razu od pytania o auto, nie upewniając się, gdzie się dodzwonili.

Akcja właściwa.
Siedzę sam w domu, dzwoni telefon, mniej więcej 20 pomyłka tego dnia.

D: Są już czerwone maluchy?
J: Pomyłka.
D: BIP... BIP... BIP...

Po chwili znów telefon.

D: Są już czerwone maluchy?
J: Pomyłka.
D: Niemożliwe!
J: A jednak...
D: BIP... BIP... BIP...

Po chwili telefon znów dzwoni. Ja już wkurzony odbieram. Oddam tu jej ogólny sens, bo po ok 20 latach nie pamiętam.

D: Są już czerwone maluchy?
J: Pomyłka.
D: O nieee! Nie będziecie ludzi w konia robić! Dla swoich trzymacie, ludziom nie chcecie sprzedać!
Już mam się rozłączyć, ale następne zdanie dzwoniącego uruchamia we mnie złośliwego diabełka.
D: Ja znam ministra Kowalskiego (po tylu latach nie pamiętam nazwiska)! Ja zaraz do niego zadzwonię! Wy popamiętacie!
J (szeptem): Aaa, to pan od ministra, trzeba było od tego zacząć. Oczywiście mamy czerwone fiaty. A pan życzy wersję standard czy lux?
D: Yyy... A ta lux to jaka?
J: Czterodrzwiowa, ze wspomaganiem, siedzenia z prawdziwej skóry, lakier metalic.

W tym momencie byłem pewien, że facet się zorientuje, że to wkręt. Ale nie.

D: A ile drożej ten lux?
J: Normalnie to o 5 milionów (to było jeszcze przed denominacją), ale skoro pan z polecenia ministra, to cena będzie jak za zwykłego fiata.
D: A jutro mogę odebrać? Bo ja z Ciechanowa jestem, dziś nie zdążę.

Tu postanowiłem żart zakończyć, coby gościa do Warszawy bez sensu nie ciągnąć. Wytłumaczyłem, że pomyłka, że ciągle ktoś dzwoni, przeprosiłem. Nie dał się przekonać, powiedział, że i tak jutro będzie i się rozłączył.

Po jakimś czasie okazało się, że powodem pomyłek był błąd w druku ogłoszenia Autorexu. Oni mieli nr 46-XX-XX, a wydrukowano 36-XX-XX, nasz domowy.

Swoją drogą chciałbym zobaczyć miny pracowników Autorexu, gdy zgłosił się klient po odbiór czterodrzwiowego malucha.

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 942 (976)

#46110

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o fryzjerce (http://piekielni.pl/45743) przypomniała mi moją własną.

W zeszłym roku postanowiliśmy wziąć ślub. Jednym z "gadżetów" jest jak wiadomo bukiecik dla panny młodej. Dzwonimy po kwiaciarniach. Wszędzie to samo: na hasło "ślub" cena wiązanki rośnie niebotycznie (od 150 do 300! zł za naprawdę skromny bukiecik). W poniedziałek idąc do pracy widzę nową kwiaciarnię, niestety rano jeszcze zamkniętą. Spisuję nr telefonu i koło południa dzwonię i tłumaczę, że chciałbym skromny bukiecik, z delikatnym przybraniem, itd, pamiętając, żeby nie wspominać z jakiej okazji te kwiaty. Niestety pytając czy w sobotę można odebrać o 10:00, wygaduję się, że to na ślub. I zaczyna się:

(K)wiaciarka: Aaaa, to ma być ślubna wiązanka! To takie rzeczy to trzeba wcześniej zamawiać!
(J)a: Dziś poniedziałek, podjechałbym po południu ustalić szczegóły, a ślub w sobotę, to przecież kupa czasu.
K: Do soboty tylko 4(?) dni, za krótko.
J: Ale na pewno?
K: No wie pan, takie rzeczy na ostatnią chwilę... Ale dobrze, zrobię.
J: Super! A jaki jest mniej więcej koszt?
K: To zależy z jakich kwiatów, jakie przybranie... Ale od 100 zł wzwyż.

Pomyślałem, że i tak taniej, niż gdzie indziej, więc umówiłem się z panią na popołudnie, coby dogadać konkrety. Pojechałem, ustaliłem (zgodnie z wytycznymi narzeczonej), pani powiedziała, że ostateczny koszt to ok 160-170 zł, bo "zależy, po ile będą kwiaty na giełdzie". Stwierdziłem, że w takim razie ja jeszcze się zastanowię i do zamknięcia dam znać. Wróciłem do domu, opowiadam lubej co i jak, a ona na to, że rezygnujemy, bo ona to załatwi inaczej. Zadzwoniłem, zrezygnowałem.

W sobotni poranek narzeczona poszła do owej kwiaciarni i poprosiła o identyczny jak ja wcześniej bukiecik. Po 10 minutach wyszła z kwiatami, zapłaciwszy... całe 50 zł!!!

Bez wcześniejszego zamawiania, ustalania, za 1/3 ceny, którą podała mi kwiaciarka. Skąd taka różnica? Powiedziała pani, że potrzebuje ozdoby na stół, bo goście przychodzą.

Morał: załatwiając cokolwiek na ślub, jeśli tylko się da nie podawajcie powodu. Oszczędzicie kupę kasy bez straty na jakości.

usługi kwiaciarnia

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1186 (1218)

#36529

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąg dalszy historii (http://piekielni.pl/34243) o rozwiązywaniu umowy z Aster/UPC.

Po perypetiach opisanych w tamtej historii myślałem, że mam już spokój. Umowa rozwiązana, sprzęt oddany, rachunki popłacone.

O, ja naiwny!

Wczoraj dostałem fakturę korygującą, z której wynika, że muszę dopłacić 43 zł za zmianę usług oraz 67 zł za wcześniejsze rozwiązanie umowy. W sumie 110 zł do dopłacenia.

Dzwonię do UPC. W życiu nie nasłuchałem się tyle tej durnej melodyjki w oczekiwaniu na połączenie. W końcu zgłasza się konsultantka. Wyjaśniam, w czym rzecz. Pani wysłuchuje, prosi o chwile cierpliwości i włącza muzyczkę...

Po kilku minutach oznajmia mi, że umowę rozwiązałem na 8 dni przed końcem, więc kara jak najbardziej się należy, a jeśli się nie zgadzam, to mogę złożyć reklamację. Odpowiadam, że reklamację składałem już wcześniej i że w odpowiedzi napisano jak byk, że umowa zostanie rozwiązana w prawidłowym terminie. Pani oczywiście znów prosi o chwilę cierpliwości i... tak! włącza muzyczkę...

Po kolejnych kilku minutach okazuje się, że... faktycznie opłaty naliczono niesłusznie, w związku z tym dostanę kolejną fakturę korygującą i podobno jestem rozliczony z UPC na zero.

Czekam na fakturę i drżę...

Aster/UPC

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 406 (464)

#34243

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ku przestrodze:
Jeśli dzwonicie na infolinię, zawsze dzwońcie co najmniej dwa razy, tak żeby trafić na różnych konsultantów.

Przypadek pierwszy:
Rozwiązanie umowy z kablówką. Konsultant twierdzi, że mailem trzeba wysłać skan wypowiedzenia z imieniem, nazwiskiem, adresem i z odręcznym podpisem. Wysyłam. O mały włos buliłbym o miesiąc dłużej, bo oczywiście napisałem nie tak, jak wymagają. Bo wymagają imienia, nazwiska, adresu, LOGINU i PESELU. Podpisu odręcznego nie. Na szczęście przyjęli reklamację (miałem fart - rozmowa była nagrywana i odsłuchali, że to konsultant wprowadził mnie w błąd) i się udało.

Przypadek drugi:
Założenie kablówki w wynajmowanym mieszkaniu. Potrzebna zgoda właściciela. Konsultant: Wystarczy mailowo sama zgoda, ewentualnie skan z podpisem. Nauczony doświadczeniem dzwonię po raz drugi, trafiam na innego konsultanta. Mailowo nie wystarczy. Monter musi zobaczyć papier z odręcznym podpisem. Oryginał.

Dzwońcie kilka razy, oszczędzicie sobie problemów.

infolinie rózne

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 407 (485)

#33977

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeprowadzamy się. Niby nic wielkiego, ale przy okazji trzeba przenieść internet/kablówkę pod nowy adres. Sprawdzam - niemożliwe... Na całym Tarchominie UPC jest, na tej jednej ulicy akurat nie. Postanawiam upewnić się u konsultanta. Dzwonię.

Ja: - Dzień dobry, chciałbym sprawdzić, czy państwa usługi są dostępne na ul. Pasłęckiej.
Konsultant: - Jakiej?
J: - Pasłęckiej.
K: - Pasteura?
J: - Nie, Pasłęckiej.
K: - Pastewnej?
J: - Nie, Pasłęckiej. P A S Ł Ę C K I E J.
Sprawdza...
K: - Niestety nie.
J: - W takim razie dziękuję.

Rozmowa skończona. Wysyłam maila z rozwiązaniem umowy, dostaję potwierdzenie przyjęcia. Koniec? O nie...

Mijają dwa dni. Dzwoni telefon. Miła pani z działu utrzymania klienta (czy jak to się w UPC nazywa) chce nakłonić mnie do pozostania. Grzecznie dziękuję, tłumacząc, że nie obsługują ulicy, na której będę mieszkał. Pani się żegna, wszyscy zadowoleni.

Następny dzień. Telefon. Pan z UPC chce nakłonić mnie do pozostania. Odmawiam bez tłumaczenia, bo przecież już raz to robiłem.

Mijają dwie godziny. Telefon. Pani z UPC chce nakłonić mnie do pozostania. Odmawiam bez tłumaczenia.

Mija godzina. Telefon. Inna pani z UPC chce nakłonić mnie do pozostania.

P: - Może jednak zmieniłby pan zdanie, mogę zaproponować korzystne warunki. W dodatku może pan bezkosztowo przenieść się z Aster do UPC.
Myślę o co chodzi? Jakie bezkosztowo? Jakie przenieść? Wszak Aster połączyło się z UPC już jakiś czas temu i mimo, że umowę podpisywałem z Aster, to i tak obsługuje mnie UPC. Postanawiam pominąć ten wątek. Odmawiam pozostania.

Mijają trzy godziny. Telefon. Jeszcze inna pani (a może ta sama, już nie wiem) z UPC chce nakłonić mnie do pozostania. Próbuję innego sposobu:
J: - OK, zostaję. Tylko jest jeden problem, przeprowadzam się i chciałbym przenieść usługi pod nowy adres.
P: - Ależ proszę pana, to żaden problem. U nas usługi są przypisane do osoby, a nie do adresu. Jaka ulica?
J: - Pasłęcka.
P: - Pastewna?
J: - NIEEEEEEE!!! Pasłęcka. P A S Ł Ę C K A.
P: - Niestety, usługi nie są dostępne na tej ulicy. Ale są dostępne na Pastewnej.
J: - A może mi pani powiedzieć, po co mi Pastewna, skoro będę mieszkał na Pasłęckiej?
P: - Yyyy... no tak, faktycznie.

Od tej pory mam spokój. Już nie dzwonią.

Aster/UPC

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 664 (704)

#32782

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ze 3 lata temu moja już-była-żona zarabiała na życie sprzątaniem.
Trafiła się jej fucha: nowo wybudowany blok. Najpierw do doczyszczenia po budowie, potem do utrzymywania porządku jako gospodarz (gospodyni) domu. Poprosiła mnie, żebym z nią pojechał na negocjacje i ewentualnie pomógł w doczyszczaniu w dni, gdy będę miał wolne. Jedziemy na miejsce obejrzeć obiekt. Bloki są dwa, 10 i 4 piętrowy, połączone łącznikiem i małe patio pomiędzy nimi. Obchodzimy wszystko dookoła, uzgadniamy zakres obowiązków i wynagrodzenie. Trochę nas dziwi, że blok do doczyszczenia po budowie, a już mieszkają ludzie, ale nie takie rzeczy się zdarzają.

Umowa podpisana, stawka dla nas zadowalająca, ale poniżej średniej na rynku. Bierzemy się do roboty. Jak to po budowie: pełno pyłu, jakieś deski, wiaderka, na klatkach na szybach od zewnątrz zaschnięty tynk, itp. W trakcie roboty poznajemy pana konserwatora (nazwijmy go Krzysztof), który jest zatrudniony przez wspólnotę jako tzw złota rączka. Facet bardzo inteligentny, jest z nim o czym pogadać. Od niego przez kolejne dni dowiadujemy się, że:
- Owszem, blok jest nowo wybudowany. O ile można uznać 3 lata za "nowo".
- Owszem, były tu inne firmy sprzątające.
- Owszem, mieszkańcy od 3 lat żyją w takim syfie.
- Owszem, narzekają, ale kolejne panie i firmy sprzątające rezygnują po miesiącu.

Po kilku miesiącach owocnej współpracy (blok doczyszczony na błysk, mieszkańcy pieją z zachwytu) wspólnota powiadamia moją ex, że niestety nie podpiszą z nią kolejnej umowy. Są zadowoleni, lokatorzy też, ale jest za drogo.

Pojechałem tam z ciekawości po ok pół roku. Wiosna. Na korytarzach rozmazane, zaschnięte błoto chyba jeszcze z grudnia. Na parapetach, skrzynkach pocztowych, itd., warstwa kurzu, w której powstały chyba nowe gatunki flory i fauny. Napotkany pan Krzysztof informuje, że znów - co miesiąc, to nowa firma, blok powoli zarasta brudem.

Wychodząc napotykam (P)ana ze wspólnoty - wypatrzył mnie przez okno. Prawie się na mnie rzuca. Że on się nie może dodzwonić do mojej żony (w między czasie zmieniła numer), że bardzo by chciał, żebyśmy wrócili, bo lokatorzy go w końcu zlinczują, itd.

Ja: - Nie ma problemu.
P: - Za X zł, jak poprzednio?
Ja: - Nie, za Y (X plus 50%).
P: - Co??? Nie, poprzednio było X!
Ja: - Tak, ma pan rację, to było poprzednio. A teraz jest inaczej.

Nie dogadaliśmy się. Czasem przejeżdżam koło tego bloku, zachodzę pogadać z panem Krzysztofem. Nic się nie zmieniło. Nie wiem, jak ludzie mogą tam mieszkać.

blok

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 634 (666)

#31481

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Około półtora roku temu w autobusie złapał mnie kanar. Zapomniałem doładować kartę miejską i bęc. Nie chciał się "dogadać", więc wypisał świstek i już. Ponieważ jest taki myk, że jeśli zapłacę w ciągu 7 dni od wystawienia, to kara jest niższa o 30%, po powrocie do domu czym prędzej zrobiłem przelew.

Mijały miesiące...

Wczoraj wyjmuję ze skrzynki wielką kopertę, w której znajduję pismo z SĄDU, gdzie jak byk stoi, że zalegam ZTM-owi 45,00 zł. Sprawdzam na koncie, wszystko ładnie poszło tego samego dnia, którego robiłem przelew. Dzwonię do ZTM-u i okazuje się, że... przelew owszem, doszedł, ale po upływie 7 dni od wystawienia mandatu. Bo był jakiś długi weekend i pieniądze szły dłużej, niż zwykle. A oni liczą 7 dni kalendarzowych.

A gdzie piekielność? Otóż przez te 1,5 roku nie dostałem ŻADNEGO wezwania do zapłaty, nic. ZTM po prostu oddał sprawę do sądu, który oprócz zaległych 45 zł doliczył 67,50 za koszty procesu. W rezultacie z odsetkami musiałem dopłacić jeszcze 120 zł. W sumie kara wyniosła mnie prawie dwa razy więcej, niż gdybym od razu zapłacił ją bez 30% ulgi.

A potem się dziwią, że sądy zawalone robotą...

ZTM Warszawa

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 694 (782)

#26563

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój znajomy posiadał żonę i małe dziecko. Jako, że żona nie pracowała, on utrzymywał całą rodzinę. Pewnego dnia wrócił do domu i zdębiał. Mieszkanie było puste. Naprawdę puste. Gołe ściany. W pierwszej chwili pomyślał, że go okradli. Ale gdzie żona i dziecko? W salonie na środku zobaczył krzesło, a na nim kartkę. Podchodzi i czyta: "Skontaktuj się z mecenasem Piekielnym".

Znajomy za telefon i co słyszy od mecenasa?
Że:
1. Jest już po rozwodzie. Od pół roku.
2. Zalega z alimentami 12 000 zł (dobrze zarabiał, więc sąd przyznał żonie 2000 zł/ miesiąc razy 6 miesięcy...)
3. Mieszkanie żona mu wspaniałomyślnie zostawiła, ale za to zabrała wyposażenie w ramach podziału majątku.

Jak to wszystko możliwe?
Otóż żona złożyła pozew o rozwód bez wiedzy znajomego. Wezwania, które przychodziły do niego na ich adres wyrzucała. W tej sytuacji sąd z powodu nie stawienia się strony może wydać wyrok "zaocznie".
I to tyle w kwestii "...i nie opuszczę Cię aż do śmierci"

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1167 (1223)

#26752

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już niektórym wiadomo, pracuję w małym hotelu. Dziś zadzwonił żołnierz i pyta, czy mamy wolny pokój od najbliższej niedzieli do końca lipca, bez weekendów i świąt. Ja na to, że teoretycznie tak, ale może lepiej by mu było w studio (takie mieszkanie do wynajęcia na dni tez mamy w ofercie). I on, że owszem, nawet lepiej, bo i większy luz, i bliżej będzie miał na szkolenie, ale niestety wojsko nie zwraca kosztów wynajmu mieszkania. Jedyną opcją jest hotel.

I teraz krótka kalkulacja:

Wojsko zgadza się na pokrycie kosztów do 300 zł/dobę. Czyli za 4,5 miesiąca wychodzi ok 40 000 zł.

A miesięczny koszt wynajmu mieszkania w interesującej go okolicy to ok 2000 zł /miesiąc, czyli ok 9000 zł za cały brany pod uwagę czas.

Jakby nie patrzeć, ponad 30 000 zł wyrzucone w błoto. Za jedno szkolenie, za jednego żołnierza.

A potem słyszymy, że armia nie ma na nic pieniędzy...

armia nasza ukochana

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 942 (970)