Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

fak_dak

Zamieszcza historie od: 13 marca 2012 - 22:08
Ostatnio: 21 stycznia 2015 - 16:51
  • Historii na głównej: 63 z 65
  • Punktów za historie: 53211
  • Komentarzy: 1068
  • Punktów za komentarze: 15735
 

#46909

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak kiedyś wspominałem jestem psychiatrą. Pracuję między innymi w Poradni Leczenia Uzależnień. Nie jestem tam terapeutą, udzielam porad lekarskich oraz dokonuję na wizycie diagnostycznej kwalifikacji do leczenia.

Do mojej poradni kierowani są również przez sąd rodzinny pacjenci na przymusowe leczenie odwykowe.

Tego dnia miałem umówionych 7 pacjentów na kwalifikację z czego 6 sądowych.

Pierwszy pacjent od wejścia zarzekał się, że nie jest alkoholikiem. Ot, wypił pół piwa i przypadek sprawił, że musiał jechać dokądś rowerem. Pechowo zatrzymała go policja, a złośliwa rodzina wykorzystała okazję do zemsty i nakłamała, że on pije. A przecież alkohol to trucizna i on by jej do ust nie brał, bo głupi nie jest.

Gdy wszedł drugi pacjent i zaczął mi opowiadać swoją historię, poczułem się jak u Monty Pythona. Zgadliście już? Otóż pacjent został po pół piwa pechowo złapany na rowerze, a sąd nie dał mu wiary, że jest abstynentem.

Trzeci zgłosił się dobrowolnie, więc rozmowa przebiegała w zupełnie innym klimacie.

Kiedy wszedł czwarty, sądowy i zaczął słowami: "Panie doktorze moje przyjście tu to nieporozumienie. Nie uwierzy pan co mnie spotkało", przerwałem mu i zapytałem czy aby nie został pechowo złapany na rowerze po pół piwa, a na co dzień nie pije wcale. Facet zrobił wielkie oczy i powiedział, że nie wie skąd ja to wiem ale właśnie tak było.

Nie wiem czy oni się wcześniej umówili by sobie jaja robić, czy w okolicach zapanowała nowa moda wśród alkoholików na takie tłumaczenie. Wiem, że nie mieli za grosz poczucia choroby i nie widzieli sensu leczenia odwykowego.

Ja nie mogę odmówić leczenia komuś skierowanemu przez sąd, nawet jeżeli pacjent w żywe oczy kłamie i podaje się za niemalże abstynenta. Muszę go zakwalifikować do grupy. A w tej grupie taka osoba nie dość, że sama nie będzie pracować to jeszcze będzie uniemożliwiać pracę tym, którzy naprawdę czują się uzależnieni i walczą by coś w swoim życiu zmienić. Będzie wyśmiewać się z innych, twierdzić, że alkohol to żaden problem, ironizować lub w przerwach opowiadać pacjentom jak to po grupie idzie na piwko. Mówiąc krótko, podkopywać czyjąś motywację do walki. A sądu nie interesuje jakość pracy. Liczy się frekwencja.

Ostatnio koleżanka odpowiedzialna za organizację grup doszła do wniosku, że musi stworzyć osobną grupę dla "sądowych abstynentów". Skoro bronią się przed uzyskaniem pomocy, to niech przynajmniej nie szkodzą innym. Może uda się znaleźć jakiś sposób by do nich dotrzeć.

I żeby nie było wątpliwości. Ja sam namawiam rodziny alkoholików, którzy nie chcą podjąć abstynencji i leczenia, by składali wnioski o leczenie przymusowe do sądu lub Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Liczę na cud, że ktoś przeżyje wstrząs z powodu podania go do sądu, że uda się mu przemówić do rozsądku. Niestety szansa powodzenia terapii u alkoholików bez motywacji do leczenia, mieści się gdzieś w okolicach zera.

Poradnia Leczenia Uzależnień

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 589 (657)

#46291

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie dzisiaj o tym jak działa mafia lekarska chroniąca konowałów od odpowiedzialności.

Zostałem kilka lat temu pozwany do sądu o odszkodowanie za zaniedbanie. Facet żądał się ode mnie pieniędzy za nierozpoznanie u niego gruźlicy bądź zlekceważenie problemu. Domagał się jednorazowo 3000zł oraz stałej renty na leczenie w wysokości 500zł.

Jak do tego doszło?
Kiedyś prowadziłem go w szpitalu. To był alkoholik w zespole abstynencyjnym. Przyjęty został z obawy przed rozwinięciem się u niego delirium, co szczęśliwie nie nastąpiło. Z tego powodu został dosyć szybko wypisany. Miał jednak w badaniu przyjęciowym zmiany osłuchowe i kaszlał, zleciłem mu więc RTG płuc. Okazało się, że nie miał zapalenia płuc, za to w szczytach były typowe zmiany sugerujące gruźlicę. Porozmawiałem z nim co podejrzewamy i zaleciłem by pilnie zgłosił się do poradni pulmonologicznej. Przy wypisie dostał skierowanie, a na karcie wypisowej było w trzech miejscach napisane podejrzenie gruźlicy: jako drugie rozpoznanie, opis w epikryzie i w zaleceniach by zgłosił się do pulmonologa.

Jak się okazało facet zgubił gdzieś kartę wypisową i wrócił do dotychczasowego trybu życia, czyli kultywowania alkoholizmu. Po 3 latach, gdy zmiany płucne dały mu już mocno w kość, zgłosił się do lekarza i ten dokonał ponownego odkrycia u niego gruźlicy. Wtedy nasz bohater przypomniał sobie sytuację ze szpitala i uznał, że to dobra okazja by coś ugrać. Stała renta nie śmierdzi, zwłaszcza gdy się nie pracuje.

Sąd wystąpił do Szpitala o dokumentację medyczną i ku zaskoczeniu powoda, na pierwszym posiedzeniu umorzył sprawę.

Ciekawe czy, jak wielu, opowiadał znajomym, że jest ofiarą konowała ale w sądzie przegrał, bo mafia lekarska jest bezkarna?

mafia lekarska

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 844 (922)

#45602

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znajomy lekarz pogotowia opowiedział mi historię pewnego pacjenta.

Mężczyzna ten był kawalerem, mieszkał z matką i lubił jeść. W kolejnych latach tył więc coraz bardziej. Od kiedy zaczął mieć trudności z chodzeniem i mieszczeniem się w drzwiach wyjściowych, przestał wychodzić z pokoju i głównie leżał na łóżku. Doszedł do ponad 300kg.

Tak wielka masa ciała jest zabójcza dla serca. Gdy poczuł się źle, wezwano do niego Pogotowie. W mieszaniu był niemiłosierny smród, bo facet załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne w pokoju, w dodatku nie był w stanie się domyć. Z racji ogromnej masy ciała i trudności z chodzeniem z mieszkania wyciągnęła go przez okno straż pożarna. W oddziale nie zmieścił się na żadnym łóżku szpitalnym więc opróżniono dla niego jedną salę i położono go na podłodze na materacach. Nie wyszedł już z tego szpitala bo tam umarł.

Trudno winić wyłącznie za to faceta, bo przy takiej monstrualnej otyłości na pewno miał jakieś chorobowe zaburzenia łaknienia. Uzasadnione pretensje można mieć do matki, że przynosząc mu jedzenie pozwoliła synowi utuczyć się na śmierć.

życie

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 679 (841)

#45557

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak się u nas drogi buduje.

Za studenckich lat wybraliśmy się we wrześniu z D., natenczas moją dziewczyną, w Bieszczady. Potrzebowaliśmy dotrzeć z Ustrzyk Górnych do Wołosatego. Jako, że nie zawsze miło jest maszerować po dziurawej drodze, złapaliśmy stopa - samochód ciężarowy wiozący asfalt.

Okazało się, że naprawiają drogę. Dni były deszczowe i gdy zbliżyliśmy się do remontowanego odcinka zobaczyliśmy, że drogowcy kładą nową warstwę asfaltu prosto na mokrą drogę, nie osuszali nawet dziur. Zapytałem kierowcę ciężarówki czy to ma sens pracować przy takiej pogodzie, bo już pierwszej zimy woda uwięziona między warstwami asfaltu rozsadzi nawierzchnię i za rok będą dziury, a za dwa nikt nie pozna, że tu był remont. Facet odpowiedział, że owszem, tak się stanie ale mają pieniądze do wydania do końca roku i jak się nie wyrobią to trzeba będzie je oddać do centrali. A żal dać się dobru zmarnować.

Bieszczady

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 622 (672)

#45537

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o tym jak należy przeprowadzać reformy.

Ileś lat temu w ZOZ-ie w pewnym małym miasteczku powiatowym zapadła decyzja - musimy iść z duchem czasu, będziemy się komputeryzować. Informatyzacja oznacza wzrost wydajności więc będzie można oszczędzić na pracownikach biurowych.

Na pierwszy ogień poszła administracja. Serwer został postawiony, komputery kupione i od razu pojawił się kłopot. Panie księgowe, kadrowe, sekretarki i inne (przeważnie kobiety w wieku średnim+) nie umiały obsługiwać komputerów, w dodatku wykazywały solidarną i zatwardziałą niechęć do przestawienia się na nowości. Skończyło się to koniecznością zatrudniania dodatkowych, biegłych w komputerach, pracowników by te w ogóle się do czegoś przydały.

Do zwolnień w administracji nie doszło go jak się okazało staroście powiatowemu (czyli przełożonemu dyrektora) bardziej zależało na tym, by dobrze żyć ze związkami zawodowymi niż na rentowności ZOZu.

małe miasteczko

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 444 (508)

#45334

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Leczyłem kiedyś z "depresji" pewnego młodego mężczyznę. Tłem zgłoszenia było to, że w terenie zabudowanym znacznie przekroczył samochodem prędkość i na przejściu zabił człowieka. Jechał z kolegami. Twierdził, że oślepił go samochód jadący z naprzeciwka.

Oczywiście deklarował, że żal mu ofiary i ma poczucie winy ale na wizytach jakoś nie było tego po nim czuć. Mówił głównie, że ma depresję bo boi się więzienia i miał żal do losu. Trochę pracowałem z nim by nie skupiał się tylko na sobie ale też dostrzegł to co zrobił innym i poczuł jakieś emocje z tym związane.

Po całej prawniczej odysei sąd dał mu 3 lata bezwzględnego więzienia. Faceta widziałem jeszcze na jednej wizycie przed odsiadką. Miał poczucie krzywdy, że dostał tak dużo.

Nie skomentowałem tego ale gdyby ktoś zabił na przejściu moją żonę czy dziecko, bo uważał niesłusznie, że jest mistrzem kierownicy i ograniczenia prędkości go nie dotyczą lub zwyczajnie chciał się popisać, to uważałbym 3 lata więzienia za cholernie niesprawiedliwie małą karę.

życie

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 952 (1066)

#45542

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Był sobie pewien lekarz. Człowiek z tych co nigdy nie wychodzą z pracy zgodnie z harmonogramem. Zawsze zostawał w poradni po godzinach przyjmując do ostatniego pacjenta, łącznie z tymi nierejestrowanymi. Zamiast o 16:00, często wracał do domu o 19:00, 20:00. Razem z nim siedziała tam pielęgniarka. Ponieważ pracowali po godzinach to mieli duże nadwykonania.

Jednego roku Kasa Chorych niespodziewanie zapłaciła poradni za nadwykonania z tytułu pracy tego lekarza dodatkowe 30 tys złotych. Ten poszedł więc do dyrektora z propozycją. Skoro dzięki pracy jego i pielęgniarki wpłynęły do placówki dodatkowe pieniądze, to on proponuje by je podzielić. Połowa do wypłaty jako premię dla niego i pielęgniarki, a połowę zatrzymałaby poradnia.

Dyrektor wybuchnął na to śmiechem. Podzielić się? Wolne żarty.

Frajerzy są po to by ich wykorzystywać.

Poradnia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1377 (1447)

#45007

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czy jest wśród czytelników ktoś kto uważa, że koncerny farmaceutyczne nie wyzyskują nas na potęgę?

System refundacji do końca 2011r. działał tak - jeżeli lek był w danej chorobie na "P" to ministerstwo dopłacało określoną kwotę do każdego opakowania leku (w zależności od substancji czynnej), nieważne jaki był jego producent. Jeżeli lek był na recepcie na "X" to pacjent miał lek pełnopłatny.

Od 2012r. zamiast "P" mamy klasy refundacji "B", "R", "50%", "30%". W miejsce "X" mamy oznaczenie "100%". Refundację otrzymają już nie wszystkie odpowiedniki, jedynie te, które wybrało Ministerstwo Zdrowia.

Jest pewien lek, mający obecnie refundację w schizofrenii i chorobie afektywnej dwubiegunowej. Ma on również zastosowanie w innych chorobach ale tu pacjenci muszą zapłacić 100% ceny leku.

Do końca 2011r. najmniejsze opakowanie tego leku w najmniejszej dawce kosztowało na 100% około 250zł. Ponieważ lek był na "P" w schizofrenii, NFZ dopłacał do recept tak wystawionych. Pacjent płacił w aptece około 3,2zł a resztę z tych 250zł dopłacało państwo czyli my wszyscy. Koncerny do końca 2011r. twierdziły jednogłośnie, że za mniej niż 250zł nie opłaca im się sprzedawać, bo są wysokie koszta produkcji.

Na przełomie 2011 i 2012 roku minister zaczął silnie naciskać na koncerny by obniżyły cenę leku (dzięki temu troszkę mniej go nie lubię). Powiedział, że będzie dofinansowywał tylko kilka najtańszych zamienników. Zaczęła się wojna cenowa i początkiem 2012r. cena za opakowanie na 100% wynosiła już około 65zł. Ministerstwo dopłacało do każdego opakowania około 59zł by pacjent płacił w aptece jedynie kilka złotych.

W połowie 2012 roku na rynek weszła nowa firma produkująca ten lek. Wprowadziła dwa nowe zamienniki, jeden to zwykła tabletka, a drugi tabletka rozpuszczająca się w ustach. Cena obydwu na 100% wynosiła 28zł. Po dwóch miesiącach minister zaczął zwykłą tabletkę dofinansowywać i jej cena na 100% natychmiast skoczyła do 62zł. Tabletka rozpuszczająca się w ustach nadal kosztuje 28zł.

Jak myślicie czy cena 28zł za opakowanie jest realną ceną, przy której jeszcze opłaca się ten lek produkować i sprzedawać czy była to cena dumpingowa? Jak obstawiam to pierwsze.

Podany przeze mnie przykład jest zapewne kroplą w morzu podobnych przekrętów.

firmy farmaceutyczne

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 534 (582)

#45026

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia @prawiebezprzerwy, przypomniała mi pewną historię podawaną w wiadomościach w latach '90.

W tamtych czasach, po latach działania Żelaznej Kurtyny, do Polski szerokim strumieniem płynęły nie tylko towary i kapitał ale także idee z Zachodu.

Pewna grupa młodych ludzi, z głową pełną szlachetnych ekowartości, potrzebą krzewienia szacunku dla zwierząt, sprzeciwiająca się okrutnemu traktowaniu i wykorzystywaniu naszych "braci młodszych", zorganizowała akcję. Wdarła się na teren fermy norek i wypuściła uciemiężone zwierzęta. W środku zimy.

Większość zwierząt nie przeżyła mrozu i głodu.

ekofanatycy

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 733 (791)

#44412

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o tym jak niechcący zostałem gwiazdą sezonu.

Sytuacja działa się w czasie gdy pracowałem w Klinice Psychiatrii. Cały Szpital Uniwersytecki to wielki moloch zatrudniający niezliczoną liczbę osób. Ja, z uwagi na wrodzony wstręt do biurokracji, zawsze unikałem działu kadr jak morowej zarazy.

Po szczęśliwym urodzeniu i odchowaniu przez moją żonę do 5 miesiąca drugiego syna, podjąłem decyzję o zmianie warty, czyli o moim przejściu na urlop wychowawczy. Sprawę urlopu załatwiłem szybko, na zasadzie minimum kontaktu z administracją.

Zaskoczenie za to czekało mnie gdy wróciłem do pracy i poszedłem do kadr załatwić jakąś sprawę. Wszedłem do pokoju i powiedziałem:
- Dzień dobry, jak w sprawie takiej a takiej, nazywam się ...
Nie zdążyłem się przedstawić, bo pani przerwała mi:
- Wiem, pan Fak_Dak.
Bardzo zdziwiony pogratulowałem jej znakomitej pamięci, bo wszak widziała mnie tylko kilka razy i to ostatnio kilka miesięcy wcześniej.
Pani na to:
- Proszę pana, tu wszyscy o panu mówią, jest pan pierwszym mężczyzną w historii szpitala, który wziął urlop wychowawczy!

Wtedy mnie to zaskoczyło, że ze mnie taki pionier. Ale powiem wam, że teraz im dłużej pracuję, im więcej rozmawiam z moimi pacjentami, tym wyraźniej widzę jak bardzo ich ojcowie byli nieobecni przy wychowywaniu swoich dzieci. Kobiety często muszą robić równocześnie za ojców i za matki. I to jest piekielne.

Wiem, że na drodze stoi tradycja, powszechne przekonanie, że "matka dzieckiem zajmie się lepiej", lepsze zarobki mężczyzn oraz poczucie niektórych facetów, że mycie pupy niemowlęciu, babranie się zupkami czy chodzenie na spacerki jest niemęskie, ale panowie apeluję do was, spędzajcie maksymalnie dużo czasu ze swoimi maluchami, póki one jeszcze tego chcą. Potem będzie za późno.

wychowywanie dzieci

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 831 (959)