Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

fak_dak

Zamieszcza historie od: 13 marca 2012 - 22:08
Ostatnio: 21 stycznia 2015 - 16:51
  • Historii na głównej: 63 z 65
  • Punktów za historie: 53201
  • Komentarzy: 1068
  • Punktów za komentarze: 15734
 

#44254

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o zwyczajnym ludzkim sku*wysyństwie.

W Oddziale Psychiatrii na korytarzu mamy telefon dla pacjentów. Teraz w erze telefonów komórkowych mało kto korzysta, ale w czasach kart na impulsy, często do niego były kolejki. Dzisiaj służy raczej do odbierania rozmów. Rodzina dzwoni, ktoś z pacjentów podnosi słuchawkę a następnie woła daną osobę do telefonu.

W czym piekielność? Otóż był taki czas, kiedy jacyś młodzi faceci znaleźli sobie zabawę. Wydzwaniali z miasta na ten numer i rzucali do słuchawki tekstami typu:
"Jesteś zwykłym śmieciem, psycholem ze zrytą psychiką. Powinno się ciebie spalić w piecu jak Hitler Żydów".
W tle słychać było śmiechy innych uczestników "zabawy".

No i wytłumacz po czymś takim człowiekowi, który nie może pogodzić się ze swoją chorobą psychiczną, że na lekach da się z nią szczęśliwie żyć i ludzie go z tego powodu nie odrzucą.

Doszło do tego, że telefon odbierał personel i dopiero jak ustalał, że dzwoni rodzina to wołał danego pacjenta.

Zgłaszaliśmy sprawę na policję ale nie udało się ustalić sprawców. Na szczęście w końcu im się to znudziło.

psychiatria

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 792 (846)

#44250

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o piekielnej sile oddziaływania horrorów klasy B i innych filmów o psychiatrii.

Pewnej nocy przyjechali do mnie zaprzyjaźnieni policjanci z wydziału kryminalnego. Prowadzili śledztwo, a ja miałem informacje, które mogły im pomóc. Dyżur był spokojny, mieliśmy czas pogadać, więc powiedziałem im wszystko czego potrzebowali. Odprowadziłem ich do drzwi wyjściowych by ich wypuścić. W drzwiach jeden z nich zapytał:
- Doktorze, nie boi się pan tak w nocy tu siedzieć? Ja bym się bał.
- Nie rozumiem - odparłem ze zdziwieniem.
- Przecież ciemna noc, a tu są wariaci!

Próbowałem mu wyjaśnić, że moi pacjenci są spokojni i w większości sympatyczni ale facet nie wyglądał na przekonanego.

I pomyśleć, że powiedział to człowiek, który na co dzień ma do czynienia z pobiciami, rozbojami, gwałtami i morderstwami! Chciałbym wierzyć, że tylko żartował.

Innym razem stażystka podsłuchała w windzie rozmowę dwóch internistek. Jedna mówiła do drugiej:
- Szef kazał mi iść na konsultację na psychiatrię, a ja tak bardzo tego nie lubię. Ja się tych ich pacjentów zwyczajnie boję.

Gdyby to słyszeli moi pacjenci, to by z tydzień mieli ubaw z tego jacy są "groźni".

psychiatria

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 572 (656)

#44016

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia z czasów studiów.

Edukacja wyższa w Polsce kuleje. Od kiedy pamiętam słychać głosy, że uczelnie źle uczą, nie szanują studentów, wykładowcy i asystenci są nieprzygotowani a program jest anachroniczny.

Za moich czasów studenckich wydział lekarski przechodził zmianę dziekana. Władzę objął całkiem młody profesor, który miał okazję zdobywać wiedzę i doświadczenie na Zgniłym Zachodzie. Wrócił zachwycony tamtejszą sprawną organizacją pracy, nowymi metodami nauczania i wzorową współpracą między bracią studencką, a kadrą dydaktyczną. Wpadł na pomysł by studenci oceniali w anonimowych ankietach wykładowców i asystentów pod kątem zaangażowania, jasności przekazywanej wiedzy, kultury w obyciu.

Na Katedrze Patofizjologii rezydował wówczas stary profesor, mający do pomocy w wykładach młodego docenta. Profesor był typem antypatycznym. Nie szanował studentów, przynudzał na wykładach, nie odpowiadał na pytania, nie wyjaśniał. Docent był jego przeciwieństwem. Życzliwy, pomocny i potrafił zaciekawić tematem. Frekwencja u profesora była wymuszana listą, do docenta na wykłady ludzie chodzili z zaangażowaniem.

Zgodnie z zaleceniem dziekana i w dobrej wierze po sesji egzaminacyjnej wypełniliśmy ankiety.

W kolejnym roku akademickim docent już nie wykładał. Wypełnianie ankiet zawieszono, bo pomysł rzekomo się nie sprawdził.

szkolnictwo wyższe

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 863 (919)

#43659

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ludzie nie przestają mnie zaskakiwać.

Regularnie dostaję propozycję "dyskretnego" zbadania psychiatrycznego rodziców, współmałżonków, dzieci, kolegów i współpracowników. Pomysłodawcy proponują żebym, na przykład, zjadł z rodziną badanego obiad jako przyjaciel rodziny lub dawno nie widziany krewny, a przy okazji wybadał czy dana osoba jest chora czy nie. Paleta pomysłów obejmuje też wspólną wizytę w kawiarni, knajpie, spacer, symulowanie negocjacji biznesowych, udawanie przed obłożnie chorą staruszką, że jestem internistą czy księdzem.

Oczywiście zawsze odmawiam, bo poza sprawami natury etycznej, które nie pozwalają mi na badanie kogoś bez jego wiedzy, nie da się zbadać kogoś rzetelnie bez zadawania pytań o emocje, przeżycia wewnętrzne, myśli, bazując wyłącznie na obserwacji.

Ostatnio pojawił się kolejny „kwiatek” na mojej liście kuriozalnych propozycji. Pewna kobieta zaproponowała bym zbadał jej syna bez jego wiedzy. Miejscem dyskretnego badania miałby być korytarz w sądzie. Powodem tego jest to, że jej syn ma sprawę cywilną i przydałaby mu się opinia łagodząca jego odpowiedzialność a ten, nie rozumiejąc subtelnej taktyki obrony, nie zgodził się na wizytę u psychiatry.

moja praca

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 495 (551)

#43392

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zbliżają się święta. Z tej okazji wiele szpitali w Polsce czeka wysyp tego co moi znajomi interniści nazywają "babką świąteczną".

W życiu niemal każdego człowieka przychodzi taki czas, kiedy jest schorowany, bezradny i wymaga opieki całodobowej. Jako, że tradycja oddawania staruszków do Domów Starców ciągle nie jest u nas przesadnie żywa, rolę opiekuna sprawuje najczęściej rodzina.

Problem się pojawia w sytuacji gdy rodzina, znudzona zimnem i śniegiem, chce wyjechać do ciepłych krajów lub w spokoju spędzić święta bez stękań dziadka czy zmieniania babci pampersów.

Co można zrobić z niechcianym członkiem rodziny? Oczywiście oddać do szpitala. Tylko te wredne instytucje nie bardzo przyjmują do wiadomości, że rodzina ma plany wypoczynkowe i nie chcą brać staruszków "na przechowanie".

Nie ma jednak takiego systemu, którego cwany Polak nie obejdzie. Wystarczy babci czy dziadkowi na kilka dni odstawić leki. Ciśnienie i cukier zaczną szaleć, pojawią się zaburzenia świadomości. Żaden szpital nie odmówi przyjęcia o ile taktownie przemilczy się przyczynę "zaostrzenia choroby".

Staruszek po włączeniu leków błyskawicznie się poprawi ale nie będzie się dało go wypisać, bo rodzina przez telefon obwieści, że nie ma ich w mieście i wrócą dopiero za tydzień.

życie

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 864 (940)

#42910

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W moim mieście trudno jest uzyskać pomoc psychiatry w trybie wizyty domowej. Na NFZ terminy sięgają 2-3 miesięcy, a prywatnie mało któremu z moich kolegów chce się jeździć po domach skoro więcej pieniędzy i w spokojniejszej atmosferze zarobią w swoich gabinetach.

Często sytuacje są pilne i rodzina mając w domu podmajacząjącą w chorobie Alzheimera babcię, leżącą w łóżku żonę z depresją poporodową czy teściową z zespołem urojeniowym, która odmawia zgłoszenia się do Poradni, nie ma czasu by czekać na lekarza do przyszłego kwartału.

Ja jeżdżę prywatnie na takie wizyty. Chętnych zawsze jest więcej niż mam możliwości. Współpraca układa się zwykle dobrze i z wzajemnym szacunkiem. Jestem punktualny, a rodziny jeżeli chcą odwołać wizytę robią to z odpowiednim wyprzedzeniem. W pilnej sytuacji prawie zawsze jestem w stanie w ciągu kilku dni wygospodarować jakiś dodatkowy termin.

Pewnego dnia zadzwonił do mnie mężczyzna błagając o pilną wizytę do mamy, na co dzień miłej staruszki, która nocami była pobudzona, agresywna i halucynowała. Rzecz dla psychiatry banalna i łatwa do leczenia ale niepsychiatrom może napędzić stracha.
Zgodziłem się na wizytę w trybie awaryjnym, czyli wcisnąłem ją pomiędzy inne moje zobowiązania.

W połowie drogi pod wskazany adres coś mi zabuczało w torbie. Normalnie nie obieram w samochodzie telefonów ani nie czytam smsów. Na czerwonym świetle wyciągnąłem jednak telefon, a tam sms od faceta o treści „Odwołuję wizytę”. Wkurzyłem się nieco i zatrzymałem się w zatoczce. Po trzeciej próbie dodzwonienia facet odebrał i beztrosko oświadczył mi, że nie widzi problemu w tym, że odwołuje wizytę smsem 15 minut przed umówionym terminem. Poza tym oddaje matkę bratu pod opiekę, więc moja pomoc jest już niepotrzebna. Ale jakby matka do niego miała wrócić to obiecuje, że zadzwoni. Łaskawca.

kwiatki z mojej pracy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 744 (812)

#43296

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czasami bywam wredny.
Na przykład w kontaktach instytucjami państwowymi.

Pewnego dnia otrzymałem list polecony ze ślicznym zielonym napisem "ZUS". Niestety ten odcień zieleni nie działa na mnie kojąco.

Okazało się, że zakwestionowano zwolnienie lekarskie jednej z moich pacjentek. Pani Orzecznik, nie marnując papieru na uprzejmości, zażądała pilnego zgłoszenia się do jej gabinetu w siedzibie ZUS mojej osoby z oryginałem dokumentacji pacjentki pod pachą. By wzmocnić siłę argumentu przytoczyła podstawę prawną.

Ja, wredny, zamiast potulnie zakołatać do drzwi Pani Orzecznik, usiadłem przed komputerem, wyszukałem cytowane ustawy i rozporządzenia. Rychło się okazało, że wcale nie muszę jechać do ZUS. Mam w wątpliwej sytuacji złożyć wyjaśnienia ale mogę to zrobić na drodze korespondencyjnej. No i nie było żadnego słowa o przywożeniu dokumentacji.

Zadzwoniłem więc do Pani Orzecznik z pytaniem czy mogę wyjaśnić sprawę na piśmie. Pani mi odmówiła. Kiedy powiedziałem, że wcale nie muszę się zjawiać zaczęła się nakręcać. Najpierw rzuciła, że powinienem przestać wydziwiać bo wszyscy lekarze na wezwanie przyjeżdżają, a kiedy uparcie powtarzałem, że taki obowiązek nie wynika z ustawy, zaczęła mnie straszyć, że zabierze mi prawo do wystawiania zwolnień, że mnie zniszczy w sądzie i że nie takich cwaniaków jak ja wykończyła. Rozmowa zakończyła się w duchu daleko posuniętego braku rozumienia.

Nie zostało mi nic innego - w obliczu straszenia mnie sądem, wziąłem się za studiowanie przepisów odnoście orzecznictwa i dokumentacji medycznej.

Na tej podstawie wysmażyłem piękne, polane dwoma litrami lukru i okraszone cytatami z ustaw i rozporządzeń pismo, w których wyjaśniłem swoje stanowisko.
W skrócie:
1) Żądanie obligatoryjnego stawienia się w siedzibie ZUS jest bezpodstawne i skoro mogę odpowiedzieć pisemnie to właśnie tego chcę.
2) Domaganie się dostarczenia osobiście oryginału dokumentacji jest niezgodne z zasadami na jakich ZUS może się ubiegać o wgląd do dokumentacji lekarskiej. Ponadto zmuszałoby mnie do wyniesienia z Poradni kartoteki, która nie jest moją własnością i nie mogę jej używać poza sytuacją udzielania świadczeń medycznych. Czyli stanowisko Pani Orzecznik jest jawnym namawianiem mnie do popełnienia przestępstwa. Skoro chcą wglądu do dokumentacji niech pofatygują się sami.
3) Jeżeli Pani Orzecznik ma inne podstawy prawne na uzasadnienie swoich żądań to niech je poda. Chętnie poczytam bo lubię.

Rychło przyszła odpowiedź, w której Pani Orzecznik nie domagała się już zgłoszenia pod groźbą kar. Ona gorąco i uprzejmie prosiła o stawienie się z KOPIĄ dokumentacji, bo to ułatwi jej pracę. Uprzejmie odmówiłem.

A pacjentce uznano zwolnienie lekarskie jako zasadne.

moje małe wojny z ZUS

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1322 (1364)

#42852

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Schizofrenia to straszna choroba. Źle leczona, przebiegająca z licznymi nawrotami w krótkim czasie robi z człowieka wrak psychiczny, inwalidę psychiatrycznego niezdolnego do samodzielnej egzystencji. Nie bez powodu Kraepelin w XIXw, przed erą leków, nazwał tę chorobę "dementia praecox", czyli przedwczesne otępienie.

W leczeniu schizofrenii najważniejsze jest by nie odstawiać leków (które często należy brać do końca życia) i nie dopuścić do nawrotu ostrej psychozy. Każdy nawrót ostrych objawów (urojeń, omamów) po zaleczeniu pozostawia ślad w postaci zubożenia myślenia i emocji, spadku motywacji, utraty zainteresowań, apatii.

Co gorsza każdy kolejny epizod ostrej psychozy toruje drogę następnym. Im więcej było ostrych epizodów tym trudniej utrzymać chorobę w ryzach przy pomocy leków.

Idealnie byłoby gdyby był tylko jeden epizod psychotyczny, a potem nieprzerwane branie leków. Wtedy jest szansa, że pacjent ze schizofrenią będzie mógł pracować, mieć hobby, licznych znajomych, a może nawet rodzinę i dzieci.

Niestety po pierwszym zachorowaniu w ciągu dwóch lat ponad 90% pacjentów wbrew zaleceniom lekarskim i często z błogosławieństwem rodziny odstawia leki.

Ja zawsze po zdiagnozowaniu w szpitalu schizofrenii, przed wypisem proszę na rozmowę pacjenta i jego rodzinę. Tłumaczę na czym polega choroba, dlaczego nie wolno odstawiać leków oraz jakie są smutne statystyki. Zawsze słyszę to oburzone "Panie doktorze, my nie jesteśmy tacy jak ci wszyscy. My jesteśmy odpowiedzialni. Za nic nie pozwolimy na przerwanie leczenia".

A kilka-kilkanaście miesięcy później przyjmuję tego pacjenta w nawrocie choroby, a skruszona rodzina opowiada mi, że ich krewny już czuł się tak dobrze. Uznali więc, że wyzdrowiał i nie ma po co się dłużej truć lekami.

Najgłupsze rodziny robią tak po kilka razy zanim do nich dotrze, że schizofrenia jest nieuleczalna, a jedynie zaleczalna.

realia pracy psychiatry adult

Skomentuj (85) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1040 (1116)

#42916

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnego dnia zadzwonił do mnie mężczyzna, na wstępie
informując, że ma do mnie kontakt z polecenia. Powiedziałem, że miło mi, po czym zainteresowałem się jak mógłbym mu pomóc.

Wyjaśnił, że ma depresję bo stracił pracę i odeszła od niego żona. Potrzebuje konsultacji psychiatrycznej i leczenia. Powiedział, że wie, że na NFZ są do mnie długie terminy więc chciałby do gabinetu. Nie miałem nic przeciwko. Wyjaśniłem mu jak się do mnie zapisać i ile taka konsultacja kosztuje. On na to zaczął narzekać, że drogo, że nie stać go bo ma dramatyczną sytuację finansową. Powiedziałem, że w takim razie dopiszę go gdzieś na końcu listy pacjentów na NFZ w mój najbliższy dzień pracy. Odrzekł, że nie ma ubezpieczenia. Wskazałem, że wystarczy podejść do Urzędu Pracy, zarejestrować się a następnie ponownie do mnie zadzwonić. Powiedział, że nie może bo ma pracę na czarno i szef go nie puści do Urzędu. A słyszał, że jestem miły i pomocny, więc spodziewał się, że przyjmę go w gabinecie bezpłatnie.

Mam żal do Stefana Żeromskiego.

praca

Skomentuj (131) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1014 (1080)

#42353

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o znaczeniu premii motywacyjnych.

Na początku mojej kariery zawodowej miałem dosyć skomplikowaną sytuację jeżeli chodzi o zatrudnienie. W jednym szpitalu psychiatrycznym miałem pół etatu, a w drugim 1/32. Taka kombinacja alpejska wynikała z tego, że chciałem otworzyć specjalizację. Pierwszy szpital w tym czasie nie miał akredytowanych miejsc specjalizacyjnych, za to miał wolne pół etatu. Musiałem mieć chociaż symboliczne zatrudnienie w drugim, bo ten akurat miał dużo miejsc specjalizacyjnych ale żadnych etatowych. W pierwszym pracowałem codziennie, a do drugiego przychodziłem by dochować formalności, raz w miesiącu na 5 godzin.

Pewnego dnia zostałem pilnie wezwany w drugim szpitalu do kasy, w której wszyscy dostawaliśmy wypłatę. Powodem wezwania była chęć wypłacenia mi dodatku motywacyjnego. Ucieszyłem się, bo z pieniędzmi było wtedy u mnie naprawdę krucho. Każde 10zł miało znaczenie.

Pani kasjerka, po odebraniu ode mnie podpisu na pokwitowaniu, wyciągnęła szarą kopertę formatu A4, z której wysypała kilka złocistych monet, a następnie z namaszczeniem je przeliczyła.

Moja premia motywacyjna wyniosła dokładnie 32 grosze. Poczułem się doceniony.

szpital

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1384 (1440)