Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

agnieszka00

Zamieszcza historie od: 12 czerwca 2011 - 12:02
Ostatnio: 21 czerwca 2018 - 11:55
  • Historii na głównej: 16 z 37
  • Punktów za historie: 17057
  • Komentarzy: 52
  • Punktów za komentarze: 295
 
zarchiwizowany

#62142

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ignorancja czy minięcie się z powołaniem i zawodem lekarza? Sami oceńcie.

Bolały mnie plecy. Czasem bardziej czasem mniej. Myślałam że to może z przeciążenia organizmu pracą, a to za dużo podniosłam, naschylałam się, nabiegałam. Ale kiedy do bólu doszło drętwienie nóg i niewielkie problemu z podnoszeniem się stwierdziłam że pora wybrać się do lekarza.

I tak umówiłam się na NFZ do pewnej pani ortopedy. Wizyta zaczęła się od wywiadu. Co boli, jak często, jak bardzo, jaka praca, jaki tryb życie itp. itd.

Lekarka postanawia mnie też zważyć i zmierzyć wzrost. I po tym "badaniu" stawia mi diagnozę:

"Pani jest gruba, za dużo waży, z tym do dietetyka i jakiegoś trenera. Pani schudnie to kręgosłup odciąży."

Koniec. Żadnych leków, żadnych skierowań, porad (no poza 1).

Mam 175cm wzrostu, ważę 70 kg według wagi w gabinecie tejże pani. Może mam kilka nadprogramowych kilogramów, ale one chyba aż tak nie obciążają kręgosłupa...

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (272)
zarchiwizowany

#61255

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Letnie wypady na piwo.
Ze znajomymi wybraliśmy się na małe piwko do baru w takim jakby "grzybku". Spory plac, na środku budka w kształcie grzybka, w środku kilka stolików, a na zewnątrz ogródek podzielony na 2 części: dla palących i nie palących. Jako fani puszczania dymka usiedliśmy w części dla palących.

I tak sobie popijamy ten złoty trunek, aż siłą rzeczy przyszła pora na dymka. Palenie nie spodobało się grupce siedzącej obok bo zwrócili, na razie grzecznie, nam uwagę. Na co my grzecznie, że to strefa dla palących a państwo mogli usiąść w środku lub po drugiej stronie. Temat niby zakończony. Ale jak to bywa przy piwie, papierosów idzie więcej i szybciej. I przy kolejnym dymku pan już agresywniej domaga się zakończenia palenia. No to my już też mniej grzecznie odmawiamy i ponownie mówimy że strefa dla nie palących jest dalej. Wywiązała się kłótnia. Pan grozi policją, na co my przystajemy, pan wyciąga telefon, my go dopingujemy żeby dzwonił, pan się odgraża nadal że zaraz zadzwoni, my i inni palacze już znudzeni jego biadoleniem mówimy żeby wyluzował, że miejsca dla nie palących jest sporo, my mamy tylko 3-4 stoliki, a oni w środku z 5 i po 2 stronie też z 5.

Grupa antyfana papierosów się przesiadła, ale facet nadal dyskutuje, aż naskakuje na Bogu ducha winną barmankę. Dziewczyna tłumaczy jak krowie na rowie, że po to jest cały bar tak podzielony, żeby każdy mógł siedzieć gdzie chce, że tabliczki odpowiednie wiszą, jest pozwolenie od najwyższych świętych na palenie w tym miejscu. Pan się dalej pieni, biedna dziewczyna na jego domagania się dzwoni do szefa, szef potwierdza, tam można palić. Ale facet nie daje za wygraną, on dzwoni na policję. No dobra, czekamy na policję.

Od dyskusji minęło jakieś 1,5h, my zgłodnieliśmy i poszliśmy sobie, a policji ani widu ani słychu. Nie wiem czy faktycznie dzwonił i go olali, czy blefował. My się tą sytuacją za bardzo nie przejęliśmy. Szkoda mi tylko tej dziewczyny, bo niczemu nie zawiniła, a za każdym razem jak obsługiwała ich stolik musiała się nasłuchać i tłumaczyć jak jakiś przestępca.

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (342)
zarchiwizowany

#53197

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zadano mi dzisiaj pytanie. Dość dziwne, tym bardziej że osoba je zadająca, jest ostatnią na świecie, po której spodziewałabym się takiej niewiedzy...

Hoduję gady, a konkretnie jaszczurki. I jedna z moich podopiecznych zachorowała na zapalenie spojówek. W moim mieście nie ma specjalisty od leczenia gadów, ale zapalenie spojówek nie jest ciężką typowo gadzią chorobą, więc uznałam że jakiś weterynarz mi pomoże.

Wchodzę do gabinety i zaczynam rozmowę:
Ja- Dzień dobry. Przyszłam z szyszkowcem*, ma zapalenie spojówek, domowe sposoby nie pomagają, może pan mi coś poleci.
Weterynarz zagląda do pudełka, wita go zdenerwowany 20-cm gad.
Wet- aaa to jest jaszczurka? To do gadów należy?

No i mnie zatkało. Takiego pytania się nie spodziewałam. Wyszłam nie korzystając z pomocy, bez słowa, bo szok mnie ogarnął. Spodziewałam się, że może gatunku nie znać, że może o chorobach gadzich wiele nie wiedzieć, ale żeby nie rozpoznać jaszczurki i nie wiedzieć że są to gady?

* http://www.agamablotna.yoyo.pl/duzy4.jpg

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (39)

#49516

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia z czasów kiedy szukałam własnego auta. Moim marzeniem była i jest Mazda 323C (http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/3/3a/Mazda_323_front_20071025.jpg). W mojej okolicy, jak i w całym województwie, ciężko jest znaleźć ten samochód na sprzedaż i na dodatek w dość dobrym stanie. Ale znalazłam! Z mojego miasta. Piękna, czerwona, z małym przebiegiem od pierwszego właściciela. Cena trochę wygórowana, ale co mi szkodziło zobaczyć?

Pojechałam z kolegą mechanikiem zobaczyć autko. Przywitał mnie Pan po 30. Miał skwaszoną minę, nie wyglądał na zadowolonego. Był ubrany w garnitur, wyglądał na drogi, ogólnie widać było, że to człowiek zamożny. Towarzyszyła mu żona. Standardowo pogadanka o aucie, co było robione itp. Auto bezwypadkowe, Pan miał kilka stłuczek, ale wszystko naprawiał w serwisie, samochód ma wszystkie oryginalne części, co udowodnił pokazując nam faktury i książkę serwisową. Zero rdzy, w środku auto jak nowe, żadnych rys, zabrudzeń, zniszczeń, silnik pracował elegancko, no po prostu marzenie każdego kupującego używany samochód. Pora na przejażdżkę.

Wsiadamy, Pan chce jechać z nami, żonę odprawia na zakupy, żona kieruję się do sklepu żegnając nas prychnięciem. Jedziemy. Frajda dla mnie niesamowita, wszystko chodziło elegancko. Już uznałam, że samochód wart jest swojej ceny w czym upewnił mnie kolega. Pan jednak poprosił o zatrzymanie się na najbliższym parkingu. I zaczyna opowiadać:

- Wie Pani, cieszę się że autko się podoba, ale widzi Pani ja nie chcę go sprzedać. Żona się uparła, bo to nie może tak być, żeby prezes firmy jeździł 16-letnim autem (trafiłam z tą zamożnością). Mam 2 drogie auta, jednym jeździ żona, a drugie stoi... Widzi Pani, ten samochód dostałem od ojca. Kupił mi go nowego. Pamiętam jak cieszyłem się jak dziecko, płakałem ze szczęścia. Dbałem o ten samochód bardziej niż o siebie i nadal dbam, bo to jedyna pamiątka po ojcu jaka mi została... Chciałem ten samochód podarować synowi na 18 urodziny, ale on też uważa że jeżdżenie takim "gratem" to obciach. Żona mu obiecała nowe auto z salonu. Musiałem dać ogłoszenie o sprzedaży, bo żona robi mi awantury, że chcę opóźnić pozbycie się go. A ja za każdym razem gdy do niego wsiadam czuje obecność ojca...

Żal mi się go zrobiło. Uznałam że nie zrobię mu przykrości i nie odkupię auta. Wróciliśmy na poprzedni parking gdzie czekała na nas żona:
Ż- I jak? Bierze pani tego złoma?
Ja- Niestety nie, cena jest trochę za wysoka, przykro mi.
Ż- No ja wiedziałam, wiedziałam żeś za dużą tą cenę dał! Przecież widać że ten gruchot zaraz się rozleci. Ja nie rozumiem w ogóle, jak można czymś takim jeździć!

Pożegnaliśmy się. Wracając miałam mieszane uczucia. Z jednej strony żal mi było gościa, bo widać było że ten samochód kocha, a z drugiej byłam zła na niego, że pozwala sobie na takie traktowanie. Co do żony - złapała bogatego człowieka, który osiągnął sukces i cóż... sodówa do głowy uderzyła.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 689 (747)
zarchiwizowany

#40193

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Relacja z rozmowy kwalifikacyjnej. Piekielność w weselszym wydaniu:)

Stanowisko: asystentka rekruterki.
Obowiązki: przyjmowanie cv, listów motywacyjnych, segregacja aplikacji, dzwonienie do potencjalnych kandydatów, uczestnictwo w rozmowach kwalifikacyjnych itp.
Płaca: minimalne wynagrodzenie, ewentualnie później jakieś dodatki.

Dla mnie bomba, bo chciałam w tym siedzieć, studia pod ten kierunek skończone, a i szefostwo zbytnio na doświadczenie nie patrzyło. Rozmowa całkiem luźna, przyjemna, przyszła szefowa spoko babka. No cud, miód i malina. Na koniec rozmowy pada pytanie od [S]zefa:
S: Proszę mi tylko powiedzieć, jakie ma Pani połączenia z miejscowości X do miasta Y? Są autobusy, czy jeździ PKS i jakie są godziny kursów? Bo to tylko kilka kilometrów, ale czasami są z tym problemy.
Ja: Między X a Y kursuje autobus miejski, w porannych godzinach problemu nie ma, autobusy są często. Po za tym, mam z chłopakiem wspólne auto, więc myślę, że często mogłabym nim dojeżdżać...
S: O to super!!! Jak macie państwo kredyt na samochód, to na dziecko już was nie stać!!!

Uśmiałam się, oj uśmiałam.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 243 (307)
zarchiwizowany

#37425

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poszukuję pracy/stażu, więc odwiedzam wiele firm. Trafiłam również do pewnej Agencji Pracy Tymczasowej, która poszukiwała stażystki i w której pracuje koleżanka. Szepnęła słówko szefowej i tak znalazłam się na rozmowie. Koleżanka uprzedziła mnie jednak, żebym na rozmowę miała związane włosy, najlepiej upięte w elegancki kok, bo szefowa na bzika na punkcie fryzur w miejscu pracy, a gdy widzi pracownicę w rozpuszczonych, długich włosach dostaje szału.

W dniu rozmowy nieźle się namęczyłam, żeby uczesać włosy w ten elegancki kok i muszę przyznać, że całkiem ładnie mi to wyszło. Ale jest małe "ale". Mam włosy bardzo długie, gęste, więc pomimo ciasnego upięcia widać było, że jest ich dużo. Pełna nadziei i optymizmu pojechałam na rozmowę.

Rozmowa przebiegała całkiem przyjemnie, profesjonalnie, oprócz mnie były też inne kandydatki na staż. Gdy rozmowa już dobiegała końca, wydawało mi się, że mam największe szanse. Już miałam się z szefową żegnać, gdy ta poprosiła mnie jeszcze o jedną rzecz.
S- Proszę mi jeszcze pokazać Pani fryzurę, bo widzę że ładnie Pani te włosy upięła. Bo widzi Pani, dla mnie fryzura jest bardzo ważna w miejscu pracy.
No to obróciłam się, sądziłam że zrobiłam dobre wrażenie moim kokiem. Pięknie jednak nie było, gdy szefowa postanowiła pomacać moje włosy. Zorientowała się, że nie są luźno spięte, że całkiem sporo ich jest. Przez zęby wycedziła, żebym je rozpuściła. Już wiedziałam, że pracy nie dostanę, więc je rozpuściłam. Zostałam wyrzucona z biura.

Wieczorem od koleżanki dowiedziałam się, że miały piekło w pracy. Kobieta była rozwścieczona, niemiła, opieprzała za wszystko. Zapytałam się w końcu co spowodowało u niej taką nienawiść do posiadaczek długich włosów. Otóż szefowa miała raka, wygrała, ale chemia i leki wyniszczyły ją kompletnie. Wcześniej miała właśnie piękne, kręcone i długie włosy, a po chorobie niestety nie wróciły do swojej formy. Nosi do pracy perukę. Ale jeszcze gorsze jest to, że jej mąż zostawił ją właśnie z powodu tych włosów, które potrzebują wielu lat na powrót do poprzedniego stanu, bo przecież zakochał się w tych bujnych lokach...

Zrobiło mi się żal tej kobiety, choć z początku uważałam ją za wariatkę. Gdybym ja straciła swoje włosy i wiedziała że mogą już nigdy nie być takie jak teraz, najprawdopodobniej pałałabym taką samą nienawiścią do długowłosych co ta kobieta.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (42)
zarchiwizowany

#36844

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poszukuję pracy, a w zasadzie stażu, więc jeżdżę od firmy do firmy z zapytaniem czy czasem kogoś nie szukają. Zawitałam również do przybytku zwanego dumnie Komendą Wojewódzką Policji. Zostawiłam dokumenty i poszłam.

Dzisiaj kolejny maraton po firmach. Jadę przez centrum miasta, ruch jak diabli bo godziny szczytu się zbliżały. Dzwoni mi komórka, nie mam się gdzie zatrzymać, a o odebraniu nie ma mowy. Po około 15 minutach zajechałam na Tesco i postanowiłam oddzwonić, bo obcy numer. A nuż ktoś w sprawie pracy dzwoni. A oto dialog.
[R]ozmówca: Dzień dobry, sekretariat Komendy Wojewódzkiej Policji, młodszy aspirant XYZ.
Ja: Dzień dobry, 15 min. dzwonił Pan do mnie, chyba w sprawie podania o staż, które zostawiałam na komendzie. Moje nazwisko ABC.
R: A tak, ale Pani nie odebrała, to już nieaktualne.
Ja: No nie mogłam odebrać, bo prowadziłam samochód, a na dodatek są godziny szczytu, nie miałam się gdzie zatrzymać.
R: To mogła Pani odebrać... WTF? Policjant sugeruje mi, że mogłam odebrać telefon prowadząc samochód?
Ja: Ale to jest prawnie zabronione. Skoro oferta jest nieaktualna to rozumiem, że kogoś już Państwo znaleźli.
R: Jeszcze nie, jest kilka osób umówionych na spotkanie, ale Pani już nie zaprosimy.
Ja: Tylko dlatego że nie odebrałam komórki bo prowadziłam samochód?
R: Mogła Pani odebrać. Nie możemy zatrudniać osób niedyspozycyjnych, które nie odbierają telefonów.

Mocno się zdziwiłam. Pożegnałam się i rozłączyłam. Siedziałam w aucie zastanawiając się czy to ja jestem dziwna, bo może powinnam za wszelką cenę odebrać telefon, ryzykując czyjeś zdrowie czy nawet życie, czy policjant wykazujący się niekompetencją.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (262)

#33275

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Głupota ludzka jest niezmierzona. Aż mnie trzęsie jak przypominam sobie tę historię. Muszę się wyżalić.

Jestem posiadaczką gekonów lamparcich. Zwierzaki przecudowne, jednak nie nadające się do pieszczot. Koło 4 miesięcy temu, kiedy dokupowałam 2 samiczkę do stadka, spotkałam koleżankę w sklepie terrarystycznym. Zastanawiała się nad kupnem zwierzęcego prezentu dla brata i też zwróciła uwagę na gekony, ale nie miała zielonego pojęcia o ich hodowli. No to się umówiłyśmy na kawę, żeby o tych gadach pogadać.

Brat miał dostać stwora na 10 urodziny. Obawiałam się, że chłopak może być jeszcze za mało odpowiedzialny na opiekę nad takim zwierzakiem, ale w zasadzie go nie znałam, a koleżanka zapewniała, że potrafi sumiennie opiekować się zwierzętami. Dałam jej kilka rad na temat zakupu, przygotowania terrarium i opieki oraz dałam książkę, która bardzo mi pomogła jak sama zaczynałam przygodę z gekonami. A jednak moje obawy były słuszne.

Parę razy jaszczurka uciekła, chowając się w najtrudniej dostępnych miejscach. Jeździłam pomagać ją wydostać. Potem był telefon, że gekon ma sine łapki i trudności z chodzeniem. Pojechałam go zobaczyć. Zwierzak miał problemy z wylinką, bo chłopak nie zapewniał odpowiedniej wilgotności (zwykłe spryskiwanie terrarium ciepłą wodą - chyba nie trudne). Efektem tych problemów, była zalegająca skóra na łapkach i ogonie, powoli doprowadzająca do martwicy. Jednej łapki nie udało się uratować, w pozostałych potracił kilka palców. Byłam już wtedy wściekła i chciałam go zabrać, ale nie chcieli go oddać. Pokłóciłam się z koleżanką. Nie odzywała się do mnie, aż do ostatniej środy.

Dzwoni do mnie i z płaczem prosi, żebym przyjechała bo jaszczurka chyba umiera. Pojechałam. To co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. Gekon był potwornie wychudzony, z krzywicą zaawansowaną w takim stopniu, że nie mógł już w ogóle chodzić. Miał zapchane jelita, a po ogonie żadnego śladu. Wtedy koleżanka powiedziała prawdę:
1. Nie wierzyli, że gady nie przyjaźnią się z człowiekiem, a jedynie tolerują jego obecność. Wypuszczali gada by sobie pobiegał. Stąd te ucieczki. Myśleli, że będą się z jaszczurką bawić, że będzie siedziała na ramieniu jak szczurek lub spała w kieszeni jak chomik.
2. Wilgotność w terrarium jest bardzo ważna, żeby jaszczurka mogła bezproblemowo przechodzić wylinkę. Uznali, że woda parująca z miski wystarczy. Bo przecież w naturze nikt im nic nie pryska...
3. W książce, którą pożyczyłam oraz w internecie są informacje, że gekon w sytuacji zagrożenia odrzuca ogon by móc uciec, a potem ogon odrasta. Gówniarz postanowił to sprawdzić i podniósł jaszczurkę za ogon... Bo mu się podobało, jak ogon się rusza... Ogon za każdym razem odrasta, ale krótszy. A właśnie w ogonie jaszczurka gromadzi zapasy.
4. Gekony robią sobie głodówki, nawet trwająca kilka tygodni, ale same o tym decydują. Dzieciakowi nie chciało się go karmić, a skoro może wytrzymać kilka tygodni bez jedzenia to go nie karmił.
5. Terrarium było w opłakanym stanie, brudne i śmierdzące. W misce gniły resztki karmówki. Woda stara, zielona i śmierdząca.

Wkur.. się. Powiedziałam co myślę o koleżance i jej bracie. Darłam się tak, że pół miasta mnie słyszało. Zabrałam gekona i z płaczem biegłam do weterynarza, ale już tylko po jedno. Nie dało się go uratować. Miał pełno pasożytów, zapchane jelita i był potwornie wychudzony. Nie mogłam zrozumieć, że tak ciężko jest poświęcić 15-20 min dziennie na podanie zwierzęciu świeżej karmówki, wody i spryskanie terrarium ciepłą wodą. A naprawdę opieka nad gekonami jest banalnie prosta, wystarczy przestrzegać kilku zasad.

Dziś ją spotkałam w sklepie zoologicznym. Kupowali koszatniczki. Martwię się o te gryzonie...

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 851 (905)
zarchiwizowany

#33189

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Spotkałam się z bardzo brutalnym stereotypem, jakim jest pożądanie posiadania sylwetki wychudzonej modelki z wybiegu.

Uwielbiam sport. Jazda na rowerze, pływanie, ćwiczenia na siłowni, siatkówka itp. oraz lata trenowania w koszykówkę ukształtowały masywną sylwetkę.

Spacerowałam sobie po galerii handlowej w poszukiwaniu jakiś letnich ciuszków, gdy zaczepia mnie Pani 50+ w dresie, która solarium chyba ma w domu. Zaprasza mnie na darmowe badanie poziomu tłuszczu i jeśli skorzystam to dostanę rabat na karnet do nowo otwartego clubu fitness. Próbuje dziękować i zakończyć rozmowę, ale kobitka uparta. No dobra idziemy. Najpierw mnie trzeba zmierzyć. No to ściągam bluzę i już widzę, że kobiecie rzednie mina na widok moich ramion. Mierzy biceps, obwód piersi, zapisuje sobie na karteczce, chce mierzyć talie, podnoszę koszulkę, kobitka coraz bardziej zła, sprawdza wzrost i wagę. Każe mi usiąść, a sama sobie coś tam liczy, liczy i liczy. Bierze kolejną miarkę, mierzy mój poziom tłuszczu, znowu coś zapisuje, znowu coś liczy i już całkiem zła wypala:
K- to nie możliwe! Jak przy takiej wadze można mieć wszystko w normie!
Już miałam niezły ubaw. Ale babka nie daje za wygraną. Sprawdza moje ciśnienie, wydajność płuc. Nosz kur norma jak nic. Wkurzyła się.
K- ty to masz jakieś dziwne to ciało. Te normy to przeznaczone są dla osób mających 170 cm wzrostu i warzących 5o kilo!
Ja- czyli wg Pani jakie wskaźniki powinnam osiągnąć?
K- no otyłość, niewydolność płuc, wysokie ciśnienie, a tłuszczu to powinnaś mieć ponad 40%!
Ja- aha. A kto te normy ustala?
K- no trenerzy Clubu fitness X.
Ja- aha. I wg nich idealna kobieta to ważąca 50 kilo przy wzroście 170 lub wyżej, z wymiarami 90-60-90. No nic, jak widać i tak nie spełniam tych norm. Ale dziękuję za darmowe badanie, a z karnetu nie skorzystam, bo niestety moje proporcje nigdy nie będą tak idealne jak zakładają trenerzy tego Clubu.

Pożegnałam się i poszłam.
Zabolało mnie tylko to, że oprócz mnie zaczepione zostały inne dziewczyny, moim zdaniem wyglądające idealnie, a nie jak wieszaki na ubrania. Miały na czym siedzieć, czym oddychać, a faceci ślinili się na ich widok. Wpajano im totalne bzdury, że wyglądają jak boczki z mięsnego, a nie jak piękne i seksowne kobiety, a one to chłonęły jak gąbka wodę.

PS. Mam 175 cm i ważę 70 kilo. Wg BMI mam masę idealną, a poziom tłuszczu nie przekracza 20%. A co do moich wymiarów, mam bardzo szerokie biodra.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (220)
zarchiwizowany

#31600

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od jakiegoś czasu miałam chrapkę na nowego laptopa, ponieważ mój stary, już wysłużony, nie wytrzymywał wielogodzinnej pracy. Już wcześniej wypatrzyłam sobie pewien model, który naprawdę za całkiem przyzwoitą cenę był bardzo dobry. Szukałam tego modelu, porównując ceny w różnych sklepach, lub szukałam czegoś podobnego może w niższej cenie. I tak trafiłam do Euro RTV AGD. Wybór był dość mały, a ceny całkiem spore jak na oferowane parametry. Postanowiłam zapytać sprzedawcę o model, którego szukam, lub inne laptopy, które być może nie są wystawione. A oto dialog:
Ja- Dzień dobry, chciałabym zapytać czy mają Państwo w sprzedaży model xxx lub coś podobnego?
Sprzedawca sprawdza...
S- nie, nie mamy tego modelu, ale mam dla Pani inną propozycję
I pokazuje mi laptopa za 3000 zł ale...
Ja- Wie Pan, ale jak na procesor Intel i3, 1GB RAM-u i kartę graficzną nawet nie wiem jaką 3000 zł to trochę dużo...
S- ale proszę spojrzeć, może w nim Pani wymienić obudowy na jakie Pani chce (i tu mi pokazuje obudowę z kryształami Swarovskiego, które są cholernie drogie).
Ja- Mnie nie interesuje zbytnio wygląd obudowy, a raczej to co ma w środku. A ten laptop wcale nie ma zachwycających parametrów...
S- To może ten? I pokazuje mi znowu drogiego laptopa, wcale nie zachwycającego, ale ma bajery: torbę w kwiatki, taką samą myszkę, a obudowa pełna jest wzorków.

Nie wytrzymałam, podziękowałam i się pożegnałam. Laptopa kupiłam w Komputroniku. Za 3300 zł dostałam maszynę, na której spokojnie na full detalach działa Battlefield 3. I ze sprzedawcą pogadałam sobie o grach i innych. Nie robił ze mnie idiotki, tylko potraktował profesjonalnie.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (209)