Profil użytkownika
marcelka ♀
Zamieszcza historie od: | 25 lipca 2017 - 14:34 |
Ostatnio: | 16 kwietnia 2024 - 15:09 |
- Historii na głównej: 63 z 64
- Punktów za historie: 8530
- Komentarzy: 1069
- Punktów za komentarze: 9209
Zamieszcza historie od: | 25 lipca 2017 - 14:34 |
Ostatnio: | 16 kwietnia 2024 - 15:09 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
Oburzenie i fochy kuzynki - czy szerzej ujmując, ogólnie ludzi w tym temacie - są dla mnie totalnie niezrozumiałe. Ktoś organizuje imprezę. Zaprasza gości jakich uważa za stosowne, może sobie ich dobrać pod kątem więzów krwi, znajomości albo koloru oczu - to decyzja organizatora. Informuje o miejscu i terminie - też decyzja organizatora. Informuje o jakichś dodatkowych kryteriach (typu stroje wieczorowe, sukienki tylko w niebieskim kolorze, stroje pingwina, bez dzieci, z dziećmi, tylko osoby, które przyniosą jedną czerwoną różę itd.) - znów decyzja organizatora. Osoba zaproszona co robi? Albo przyjmuje zaproszenie, albo nie - jeśli nie ma ochoty na imprezę albo nie odpowiada jej cokolwiek z rzeczy wyżej wymienionych. To trochę jak z filmem - idzie się do kina, jak film ciekawy, albo jak się lubi aktora, albo po prostu w ramach rozrywki, ale nie strzelam focha, że pana X gra aktor B, a nie mój ukochany A i nie piszę do reżysera, żeby przerobił zaraz teraz tu cały film, bo ja chcę A i już!
Co za palant. Nie rozumiem, jak można z kimś planować życie i strzelać focha o taką pierdołę... Chyba lepiej dla dziewczyny, bo jak tak zareagował na taką rzecz, to raczej trudno mi sobie wyobrazić z takim człowiekiem normalne życie.
Bo to wszystko efekt presji pt. "zróbmy imprezę jakiej nie przeżył nikt" zamiast założenie po prostu dobrej zabaw. No i kwestia też grona znajomych, bo jak jest dobra ekipa, to nawet domówka przy winie będzie świetna, a jak ekipa niezgrana, albo osoby typu że wszystko trzeba wrzucić na insta żeby pochwalić się światu, to jest ciśnienie na atrakcje, no bo co, sofa w cudzym mieszkaniu nie zaprezentuje się "światowo"
@Habiel: ale jak pracodawca ma sprawdzić pokrewieństwo między babcią a wnuczką? Nawet z aktem zgonu? To by trzeba było jeszcze dostarczać akt urodzenia rodzica, własny akt urodzenia i ewentualnie akt małżeństwa, jak nazwisko po mężu - żeby wykazać linię pokrewieństwa. Na akcie zgonu przecież jest, że zmarła Aniela Kowalska, córka X i Y, wnuki przecież nie są wymienione. Zatem jedyne co - oświadczenie pracownika, że to babcia. No i jeśli Autorka 2 razy to oświadczyła, a potem trzeci raz, to nie dziwię się, że pracodawcy coś "nie zagrało". Okolicznościowy przysługiwał jej na ostatni pogrzeb, ale jeśli wzięła wcześniej dwa razy okolicznościowy, to raz wzięła nieprawidłowo.
Hmm, ale druga żona dziadka nie była formalnie Twoją babcią, więc urlop okolicznościowy Ci się na nią nie należał, pomimo nawet bardzo bliskich relacji. Teoretycznie dziadek mógł mieć i 5 żon - "babć" - a one po rozwodzie z dziadkiem mogły mieć kolejnego męża i teoretycznie mogłabyś mieć z nimi wszystkimi bardzo dobre relacje, ale to nie przekładałoby się na +/-10 dni urlopu okolicznościowego. Inna sprawa, że na pogrzeb bliskiej osoby, niezależnie od pokrewieństwa, szef powinien po prostu udzielić urlopu (tylko z puli wypoczynkowego, a nie okolicznościowy).
@Orangowa: zgadzam się, dodałabym jeszcze, że jak dla mnie - z perspektywy kierowcy, choć bywam i kierowcą, i pieszą - zdecydowanie gorsi są piesi czy rowerzyści, którzy na przejście wkraczają bez rozejrzenia się, ścinając róg, z nosem w telefonie, bo "mają pierwszeństwo". Ok, fajnie, że mają, ale ja samochodu w pół sekundy siłą woli nie zatrzymam... dlatego jak pieszy kulturalnie stoi sobie i czeka, to ja się kulturalnie zatrzymuję (jako kierowca) i go przepuszczam. A będąc pieszą stoję i kulturalnie czekam, licząc na kulturę kierowców.
A mnie zastanawia, po co Kasia i Twoja żona usilnie dzwoniły/pisały do Darka? Ok, mogły wieści o rozstaniu przyjąć z żalem i wzburzeniem, ale to nie ich sprawa tak naprawdę. Darek mógł zdecydować, że związek z Agą nie jest dla niego (nawet i bez powodu w postaci zdrady), i jedyną osobą, przed którą powinien się wytłumaczyć jest Aga, a nie jej koleżanki. A co do reszty - Aga próbowała pewnie podejść do związku rozsądnie i wybrać wreszcie "mądrze", ale nie da się na dłuższą metę być kimś, kim się nie jest (co oczywiście nie usprawiedliwia zdrady). A Darek uczciwy nie był, bo coś takiego jak bezpłodność to może nie temat na pierwszą randkę, ale zatajenie tego przed partnerką, z którą mieszka i planuje ślub - bardzo słabe. Wg mnie oboje mieli problemy, głównie z poczuciem własnej wartości i pewności siebie, i dopóki sami tego nie przepracują nie powinni wchodzić w związek.
Noe czy Mojżesz? ;) Ale ja to rozumiem i sama też tak robię, nie wchodzę na pasy jak widzę jadący samochód, a skąd mam mieć pewność, że kierowca mnie widzi, że akurat nie zerka w telefon lub nie się nie zagapi, że się zatrzyma? Wolę poczekać aż się zatrzyma - wtedy wiem, że mogę bezpiecznie iść.
U mojej koleżanki też to tak działało, były kierunki prawo, administracja i europeistyka, część przedmiotów, zwłaszcza na I i II się powtarzała. Osoby studiujące prawo, jeśli rok czy dwa później podjęły też studia na którymś z dwóch pozostałych kierunków miały przepisane oceny, w drugą stronę to nie działało - jeśli ktoś będąc w trakcie tamtych studiów dostał się na prawo, musiał zaliczać wszystko. Nie wiem jak to się miało do przepisów/regulaminu (bo znam tylko z opowieści koleżanki). Ale chociaż programy były niby takie same i nawet wykładowcy się częściowo powtarzali, to na prawie zaliczenia/egzaminy były trudniejsze i wymagano więcej (to z kolei opinia znajomej, która po licencjacie z administracji zaczęła prawo).
@ICwiklinska: dzisiejsze roszczeniowe i rozwydrzone dzieci to efekt nie tyle wychowania ich przez rodziców, co wina ich dziadków - pokolenia, które wymagało bezwzględnego szacunku do siebie tylko z racji starszeństwa/bycia rodzicem, które za nic miało emocje - zarówno swoje, jak i swoich dzieci, które często wymuszało posłuszeństwo biciem, które reagowało alergicznie na każdy przejaw "inności". To pokolenie wywarło wpływ na swoje dzieci - dzisiejszych 40-, 50-latków, których życiowym celem stało się nie być takim, jak ich ojciec czy matka. I ze skrajności w skrajność, z oziębłości i dyscypliny w nadmierną tolerancję i kumplowanie zamiast wychowania.
Ona jest po prostu na innym etapie życia, niż wy. Bardziej tym etapem życia pasuje faktycznie do osób w wieku +/-25, więc nic dziwnego, że z takimi osobami faktycznie może się w jej odczuciu lepiej bawić. Spójrzcie na to w ten sposób: jedna z Was na zebraniu wędkarzy. Oni, połączeni wspólnym hobby, będą się dobrze czuć w swoim towarzystwie, swoich tematach - a osoba, która o wędkarstwie wie tylko, że istnieje wędka i ryba, umrze z nudów. A jeśli w dodatku faktycznie jest zdesperowana, bo chce bardzo zmienić swój "etap życia", no to chwyci się każdej - dosłownie każdej - okazji, zwłaszcza jak alkohol zaszumi w głowie, i takie akcje są rezultatem. Nie usprawiedliwiam, ale polecałabym w tej sytuacji raczej domówki, albo spotkania typu lunch/kawa. Nie usprawiedliwiam, po prostu
Gość nr 1 - zapominał o randkach - znaczy co, umawialiście się i nie przychodził? I było Ci przykro, ale to "w porządku"? Dopiero ostra pokazówka controllingu dała Ci do myślenia? Owszem, gość piekielny, ale nie mniej piekielne jest Twoje poczucie wartości, a raczej jego brak. Może zabrzmię jak tani kołcz z internetów, ale zanim zaczniesz randkować po prostu spróbuj polubić siebie i poczuć, że jesteś warta lubienia/kochania, a nie relacji "byle by tylko mnie zechciał". A gość nr 2 - nie widzę nic złego w pytaniu o stan cywilny/dzieci, zwłaszcza dzieci, bo to zobowiązanie, które na pewnym etapie na pewno rzutowałoby na związek. Nie widzę też nic złego w tym, że gość chce szczupłą kobietę, wręcz szacunek, że się o to otwarcie zapytał. Po prostu kwestia preferencji - każdy jakieś ma i lepiej to też wyjaśnić wcześniej niż później.
@eyebright: ...a anoreksja i bulimia nie istnieją, osoby cierpiące na zaburzenia odżywiania mają zero problemu z zostaniem "sam na sam" z pudełkiem czekoladek, więc to zupełnie neutralny gest, tylko alkohol samo zło.
@pasjonatpl: "nijak nie da się tego porównać z uzależnieniem od różnych używek" - taak, powiedz to osobom cierpiącym na zaburzenia odżywiania - anoreksję, bulimię...
@Habiel: ale tu cały czas mowa o prezentach "firmowych", które raczej z definicji nie są spersonalizowane, zwłaszcza w większych firmach. Co innego, gdyby flaszkę dał na prezent mu np. brat czy przyjaciel, który wie o problemie. Oddać dalej - może od razu oddać w firmie komuś z pracy, albo po prostu wyrzucić do kosza, nie trzeba przynosić do domu i zostawać z butelką "sam na sam". O ile uważam, że osoby bliskie powinny robiąc prezent wziąć pod uwagę upodobania/gust/potrzeby/ograniczenia obdarowywanego - albo nie robić prezentu wcale, o tyle uważam, że w przypadku takich "ogólnych" gestów, typu prezenty firmowe, trudno dostosowywać się do indywidualnej sytuacji każdego, zawsze jest ryzyko, że ktoś dostanie coś, czego nie powinien.
@pasjonatpl: no ale nie musiał zabierać. Mógł od razu dać pierwszemu lepszemu koledze czy koleżance, nawet nie wdając się w jakieś tłumaczenia o problemie alkoholowym, tylko po prostu - "ja nie lubię wina/nie piję alkoholu - weź sobie". Albo wyrzucić do pierwszego lepszego kosza na śmieci.
@eyebright: ale cukrzyk też może uwielbiać słodycze, a to, że nie może ich jeść i wie o tym wcale nie sprawia, że odłożenie na bok pudełka czekoladek jest łatwiejsze - bo też mógłby sobie powiedzieć "a przecież to tylko jedna czekoladka...". I cukier jest substancją, która też uzależnia, tak więc... Znam też osobę z nadciśnieniem, która bez problemu rzuciła palenie papierosów, praktycznie nie pije nigdy alkoholu, ale kawa... uwielbia kawę, nawet jej zapach, i zdarza się, że czasem wypije - choć nie powinna - zwłaszcza jak ktoś obok robi kawę i ten zapach ją "kusi". I co - czy to znaczy, że nikt w pobliżu tej osoby nie powinien pić kawy? Alkoholik też ma swój rozum i podejmuje swoje decyzje i sam za nie odpowiada.
Ad. 1 - wino to spoko upominek, i dość standardowy, jak się idzie do kogoś na kolację czy grilla to też bierze często wino czy jakąś whisky... i dostać wino nie znaczy, że trzeba od razu wypić (koleżanka w ciąży). A danie czegoś innego koledze z problemem to by wyglądało trochę jak stygmatyzowanie go przy całej grupie, jak sobie to wyobrażasz, 39 osób dostaje wino, a on kawę albo czekoladki? 2. studencka praca, to i studenckie upominki, choć kalendarzy firmowych (ani innych) ściennych nie lubię, nie używam. Jakby był w formie notesu, to ok. 3. Dać 20 zł w kopercie to już lepiej nic nie dać 4. Przeterminowane produkty - słabo, ale tu faktycznie mogła być wina sklepu, bo skoro firma nie miała nic z Włochami wspólnego, to mogli po prostu zamówić "włoskie kosze upominkowe" dla pracowników, przecież sami raczej tego nie pakowali 5. Powinno być jasno określone, co jest "w pakiecie", a za co pracownicy sami mają zapłacić
@livanir: Ok, chociaż tu trochę odwróciłaś sytuację. A wyobraź sobie, że - pozostając przy Twoim przykładzie - ta znajoma z Twojej pracy zaczęłaby wszem wobec narzekać, jak się przepracowuje, jak jest jej ciężko itd. i domagać się podwyżki - to jakbyś zareagowała?
OK, są nauczyciele, którym się chce - angażują się, doszkalają, poświęcają czas. Ale na jednego takiego nauczyciela przypada pewnie z 5 takich, co dzieci czy młodzieży wręcz nie lubią, prowadzą lekcje wg schematu zrobionego raz 15 lat temu i czekają na dzwonek bardziej niż uczniowie. Poza tym solą w oku jest właśnie to pensum. Ty twierdzisz, że poświęcasz na pracę i przygotowanie ponad 40 godzin - i ok, ja Ci wierzę. Ale mam znajomą nauczycielkę, która ma pełen etat w jednej szkole + 1/4 etatu w tej szkole jako logopeda + 1/8 etatu w innej szkole + 1/2 etatu w innej placówce jako logopeda. I te trzy miejsca pracy są w różnych miejscowościach, więc musi jeszcze mieć czas na dojazdy. I jej zostaje jeszcze całkiem sporo czasu na rzeczy typu kino, książki, rower, siłownia itd. Czy byłoby to możliwe, gdyby naprawdę "wyrabiała" godziny na każdą pracę?
@eyebright: chodziłam przez jakiś czas na siłownię (nie jakaś zapyziała sala na wygwizdowie, ale jedna z sieciówek), żadnego oprowadzania nie było, ani zasad bezpieczeństwa, ani nic z tych rzeczy. Nigdy też nie widziałam żadnego darmowego opiekuna/trenera na sali...
U mnie ostatnio paczka z InPost też była przekierowana, dość daleko od paczkomatu, który wybrałam, ale dostałam info, że w tym zastępczym będzie przed dwa dni, a potem trafi do właściwego. I że mogę odebrać z zastępczego, albo poczekać na "swój". Poczekałam, przyszło, wszystko OK. Fajną opcją w sezonie świątecznym jest odbiór w punktach, najlepiej czynnych długo albo całodobowo, jak Żabki, kioski czy monopolowe - nie ma ryzyka, że się przepełnią.
Piekielności mnóstwo, ale... umiejscawiając Waszą relację w czasie, to wychodzi mi, że jesteście już jakieś ok. 10 lat po liceum i czasie, kiedy byłyście "żelazną czwórką". I ten czas się nie wróci. Paulina - tyle lat to nie jest już kwestia, że ot, zakochała się młoda i głupia i ma fazę "mój misio najcudniejszy" i nie widzi, że patus, sama wsiąkła w to środowisko i nie widzi w tym nic złego, jak dla mnie zero szans na poprawę i zero sensu utrzymywania takiej relacji. Olga - po takich akcjach też, to nie jest kwestia młodzieńczej pozy/głupoty, tylko charakter/schemat zachowań. Od takich ludzi z daleka. A Agata - nie przeżyjesz za nią życia, nie podejmiesz wyborów. Zakomunikowałabym jej raz, wprost, bez żadnego owijania w miłe słowa, że daje się wykorzystywać, że jest dla obu dojną krową i zapytała się jeszcze, kiedy Paulina czy Olga zrobiły coś dla niej, pomogły jej itp. - może to jej uzmysłowi, jak jednostronna relacja to jest. Na pewno nie powinnaś się angażować emocjonalnie i przeżywać tej sytuacji, bo trochę też tak wygląda, że Agata to taki trochę wampir energetyczny - tamtym nic nie powie, a żali się do Ciebie i przerzuca na Ciebie swoje emocje.
@PodniebnyKartofel: "O rany...przeciez tego to nawet Gmoch nie rozrysuje" - padłam :D Komentarz lepszy niż historia :D
Ja mam na to pewien patent, od znajomego. Sama skorzystałam tylko raz, ale... skutecznie ;) Wyjąć swój telefon. Niby do kogoś zadzwonić i komentować głośną rozmowę współpasażera, tak żeby nie było wątpliwości o kogo chodzi ("no, wiesz, siedzi obok mnie, i tak strasznie głośno gada, teraz właśnie opowiada o xxxxxx, noo... itd.) - o ile się da - jeszcze głośniej, niż ta osoba mówi.