Profil użytkownika
AimeeSi ♀
Zamieszcza historie od: | 28 maja 2011 - 9:49 |
Ostatnio: | 22 lipca 2023 - 23:04 |
Gadu-gadu: | 6460111 |
- Historii na głównej: 12 z 28
- Punktów za historie: 3865
- Komentarzy: 180
- Punktów za komentarze: 576
« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 następna »
@Rehen: Cóż, gdybym to ja załatwiała sprawę, zapewne już bym zabrała cały materiał, ale Narzeczony nie lubi konfrontacji. Ale jak tylko się tam zjawię, a będzie to akurat za dwa tygodnie, powiem Pani Złotniczce, co myślę o takim naciąganiu i zrezygnuję z jej usług.
@dodolinka: Tyle, że tu nie chodzi o stratę, tylko o to, że nie przyłożyła się do sprawdzenia wielkiego naszyjnika, który ratuje nam 300 zł ze ślubnego budżetu, za które to pieniądze Narzeczony ma połowę garnituru. A strata swoja drogą, też się z tym liczę :) Dlatego właśnie nazbieraliśmy więcej złota. Nie sądziliśmy, że coś może "nie być" złote.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 20 stycznia 2015 o 20:09
@Skarpetka: Nie pracuję - płacę mniej, ale za to dłużej, czyż nie? ;) I jeszcze chciałabym wiedzieć, czy liczą się zsumowane dochody małżonków, jeśli nie ma rozdzielności majątkowej?
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 5 stycznia 2015 o 16:14
@SamantaBlack: Co rozumiesz przez "dobre wyniki w nauce" i kiedy można to zgłosić? W lipcu skończyłam studia i za półtora roku zaczynam spłatę, ale nic nie wiedziałam o tym umorzeniu...
@Mei: Myślę, że też ich wina, bo ustawiają dziwne algorytmy, przy których historia z poczekalni bardzo szybko zostaje archiwizowana.
@wojnapostuzkarnawalem: Nie. Ale piekielności zdarzają się niezależnie od naszego "chcenia". A czasem można tu poczytać umiarkowaną piekielność, z której szczerze się uśmieję :)
Błagam! Nie "proszę panią"! "Proszę panią o uciszenie syna", ale nie, jak napisałaś. I błagam po raz kolejny - nie używajcie dużych liter przy wyrazach "pani", "pan". Jak piszesz list do kogoś, to wtedy proszę bardzo, ale nie w takich opowiadaniach.
Nie oczekuj sensu i logiki w naszym kraju. Szczególnie w sprawach związanych z służbą zdrowia. Smutna rzeczywistość...
Panie kasjerki w moim mieście koniecznie chcą drukować na jednym. Ostatnio kupowałam bilety i grzecznie poprosiłam o wydrukowanie osobno. Pani zapytała: "a co to za różnica?", więc wytłumaczyłam, że zdarza się, że wracam autobusem, bo tak mi lepiej pasuje albo kogoś znajomego spotykam, a potem jest problem ze zwrotem. Pani była oburzona, że rozważam możliwość zwrotu przed wyjazdem. Więc jej powiedziałam, że skoro "co to za różnica", to ja uprzejmie proszę o osobne bilety albo kupię bilet tam, stanę na końcu kolejki i za minutę kupię z powrotem. Całe szczęście, że na około 6 pań, które tam pracują tylko dwie robią problemy :)
Jak chciałam oddać w Poznaniu bilet kupiony w moim mieście, powiedziano mi, że tylko w kasie, która bilet wydała...
Tak, można. Trzeba go tylko zwrócić w dzień kupna i w kasie, w której się go kupiło. Potrącają ci tylko 15%. Ale to i tak się opłaca :)
Mam na imię Noemi. Moja roczna siostra - Jadzia. A moja córka będzie miała na imię Antonina Elżbieta. Jako przyszły rodzic mam na uwadze swoje upodobania, ale przede wszystkim to, żeby moje dziecko nie było w szkole wyszydzane. Bo, niestety, jak mówicie, zdarza się to nader często...
Na początku rzeczywiście chodziło mi o pieniądze. Ale po kilku minutach bezsensownej dyskusji byłam skłonna odpuścić. Bo w końcu swoje nerwy oceniam na więcej niż 6,50 ;) Dla zasady zaczęłam walczyć, kiedy kobieta sama już nie wiedziała, co mówi i wszystko przybrało wygląd absurdu. A co do kwoty, to w tym momencie mojego życia jest ona dość duża, bo straciłam pracę.
Właśnie nie wiem...
Czy ja cokolwiek ukradłam? Za niewykorzystany bilet należy się zwrot z 15-procentowym potrąceniem. Wszystko prawnie...
Daruj sobie ten sarkazm. Chciałam odpuścić, kiedy "zażyczyła" sobie mojego adresu, ale na moją prośbę o oddanie biletu, nie chciała tego zrobić. Wtedy pomyślałam, że do wieczora będę tu stała, ale sprawę do końca przeprowadzę.
Aż mi się zachciało kliknąć "Lubię to" pod ostatnim zdaniem. To zakrawa na uzależnienie, prawda?
Moja babcia pod koniec lutego miała taką samą sytuację. Wypikała w bankomacie 400 zł, dostała 300. Od razu zadzwoniła na infolinię, poczekała, aż babka za nią wypłaci swoje pieniądze i wypłaciło jej dobrze. Babka na infolinii zapewniła babcię, ze wszystko się na pewno wyjaśni i żeby złożyła reklamację. Złożyła. Odrzucili. Złożyła reklamację do reklamacji. Napisali, ze ponownie sprawdzili system i wszystko było w porządku, ale w celu utrzymania dobrych stosunków z klientem, oni jej tę stówę oddają. I gdyby babcia nie miała debetu na koncie, to też by je od razu zlikwidowała.
Trzymaj potwierdzenia, trzymaj. Ostatnio pisałam odwołanie klientowi, który od 8 lat nie ma auta, a nadal windykacja przychodzi. A na przyszłość radzę, nie tylko tobie, ale wszystkim, żeby wypowiedzenia tak z tygodniowym przynajmniej wyprzedzeniem wysyłać. Za dużo się w tym wszystkim bawię :)
Dla chcącego nic trudnego :P
Miałam na myśli żonę w komplecie z dziećmi ;) Albo dzieci w komplecie z żoną ;)
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 13 czerwca 2012 o 13:18
Taka riposta przyszła mi do głowy, jak wspomniałam, dzień później i w momencie, kiedy facet nie stał mi nad głową. Wątpię, żebym wpadła na to w innej sytuacji. W pewnym momencie zaczęłam się gościa po prostu bać. A co do drinka, to nie sądzę, żeby taki ptak istniał ;) I jeśli nie masz żony ani dzieci, nic nie stoi na przeszkodzie ;)
Jejku, może czerwone były... To jest aż tak ważne? Byłam wkurzona, zapamiętałam pomarańczowe. Wybacz, jeśli cię uraziłam.
Widzę, że opowieść wzbudziła sporo kontrowersji. Otóż: 1) popełniłam błąd (sama nie wiem, czemu) w nrze telefonu. Dzwoniłam pod 112, oczywiście. 2) diagnozę przedstawiła mi Ania, z którą nie widziałam się od tamtego czasu. Rozmawiałyśmy tylko przez telefon. 3) kwestia telefonu do taty. Raz - ani tata, ani mąż Ani nie mają samochodu, dwa - Ania nie chciała do nich dzwonić, choć proponowałam. 4) "pomarańczowe kombinezony"... Taki kolor miały ubrania, w które ratownicy byli ubrani. Więc nie rozumiem co to ma do przypuszczalnego fejka. 5) Sebastian posiada sportowe BMW. Z baaardzo "wklęsłymi" siedzeniami. Jak usiadłam, to się w nie zapadłam. Ania, owszem, weszłaby do auta, ale wątpliwe, by je opuściła. 6) karetka została wezwana, bo Ania w ogóle nie mogła się ruszyć. Nawet mój dotyk (początkowo myślałam, że to jakieś zastanie czy coś i chciałam to rozmasować) ją bolał. 7) jeszcze co do diagnozy. Ania pracuje z osobami chorymi i niepełnosprawnymi. Rano podnosiła Panią Babcię i coś jej strzeliło w plecach. Strzeliło i koniec. Nie bolało, więc zignorowała. Poza tym, ona już wcześniej miała większe lub mniejsze kontuzje pleców. Mam nadzieję, że wytłumaczyłam wszelkie niejasności :)
Akurat to Łaciate mnie rozbawiło :)