Profil użytkownika
Armand
Zamieszcza historie od: | 8 października 2012 - 3:09 |
Ostatnio: | 18 marca 2020 - 14:45 |
- Historii na głównej: 6 z 6
- Punktów za historie: 3060
- Komentarzy: 71
- Punktów za komentarze: 765
« poprzednia 1 2 3 następna »
Rzeczywiście piekielny doktor. Zaufanie pacjenta do lekarza trzeba budować i za wszelką cenę podtrzymywać, nerwowe pokrzykiwanie na "młodego" w obecności chorego to wyjątkowy debilizm.
"Ludzie cywilizowani są bardziej grubiańscy od barbarzyńców, ponieważ wiedzą, że ich chamstwo nie rozszczepi ich czaszki." - Robert E. Howard
Rzeczywiście "numer z brodą" - film nawet o tym był, "Sztos" się nazywał. Tyle, że w filmie robili to nie z rozmianą, a z wymianą waluty za komuny.
Ja oczywiście w tej kwestii nie jestem całkiem obiektywny, ale też nie widzę problemu w tym, że pacjent po leczeniu wręczy lekarzowi jakiś drobiazg - tak długo jak jest to szczery gest, a nie przekonanie, że tak trzeba. Walka z łapownictwem - jasne, ale bez wpadania w paranoję i ścigania lekarza za to, że mu pacjent w dyżurce czekoladę zostawił.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 11 grudnia 2012 o 22:14
Ano mógł - dodatkowa piekielność w tej historii.
Obawiam się, że było tego sporo. Jestem pewien, że co niektórzy do dziś opowiadają o nim jako łapowniku. Niektórych zabić raz to mało...
Zgodnie z prawem jedyny sposób, żeby NIE zostać dawcą organów, to zgłosić oświadczenie woli w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów Poltransplantu w Warszawie. Technicznie od każdego, kto tam nie zastrzegł sprzeciwu, szpital może pobrać wszystko, czego potrzebuje. Niestety umocowania prawne są diabelnie niekonkretne i wiele szpitali odstępuje od pobrania organów w wypadku sprzeciwu rodziny, pomimo tego, że teoretycznie takowy ma zerową moc prawną - nie chcą ryzykować procesów i zszargania reputacji ośrodka. Tak więc Twoje podpisane oświadczenie woli rzeczywiście guzik daje, w jedną czy drugą stronę. Najlepsze, co możesz zrobić, to porozmawiać poważnie i rzetelnie z rodziną, wyperswadować im to najlepiej, jak tylko potrafisz. Ewentualnie spisz testament i wydziedzicz w nim wszystkich, którzy zgłosiliby formalny protest odnośnie do przekazania twoich organów? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, czy jest taka możliwość w polskim prawie spadkowym, trzeba by jakiegoś prawnika zapytać. Tak czy inaczej, jeśli rodzina postanowi robić kłopoty, to prawie na pewno nici z zostania dawcą.
@Radziol, taka ciekawostka - Świadkowie Jehowy nie przyjmują przeszczepów ani transfuzji, ale nie mają żadnego zakazu bycia dawcami organów. Z doświadczenia mojego taty (anestezjolog, współpracuje regularnie z Poltransplantem) jeszcze się nie zdarzyło, żeby rodzina "jehowych" miała jakiekolwiek zastrzeżenia do pobrania organów.
Masz rację, usunąłem adnotację.
Najpierw policja, później psycholog. Życzę powodzenia i trzymaj nerwy na wodzy, bo jak mówiło się w mojej podstawówce - g... zabijesz, a za człowieka pójdziesz siedzieć.
Skojarzenia są różne :P
Nie ma to jak dbać o wizerunek swojego państwa za granicą, że o reszcie załogi nie wspomnę.
Jestem pewien, że rozważał. Zwłaszcza, że specjalizację z interny robił pod okiem mojego ś.p. dziadka, który wówczas miał zwyczaj ordynować hipochondrykom zastrzyki podskórne z soli fizjologicznej - brzmi piekielnie, ale działało cuda, pacjenci byli wprost wniebowzięci. Niestety obawiam się, że mógł nie mieć w karetce dość soli fizjologicznej. No i jednak przy takim nastawieniu tłumu pobicie wciąż było opcją :)
Ale to nie była kwestia jazdy do miasta wojewódzkiego, tylko do pobliskiego miasteczka ze szpitalem rejonowym - jakieś 10km, a przystanek PKS we wsi był i autobusy kursowały, o ile pamiętam opowieść. Po prostu się piekielnikom nie chciało, bo przecież można po doktora zadzwonić. I g... ich obchodziło, że karetka jest od nagłych wezwań.
Nie pamiętam dokładnie zasad, ale w przypadkach poważnych przestępstw ksiądz może uzyskać od biskupa dyspenzę na złamanie tajemnicy spowiedzi - na pewno jest to możliwe, jeśli od zgłoszenia sprawy zależy ludzkie życie, np. w przypadku porwania. Kościół ma swoje zasady, ale ma też gradację wartości, a tajemnica spowiedzi nie jest tak ważną zasadą jak ochrona życia.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 19 listopada 2012 o 17:55
Pamiętam jak mnie w podstawówce przygotowywała nauczycielka do olimpiady z informatyki. Sala komputerowa nowiutka, maszyny lepsze niż mój ówczesny domowy pecet, inni "olimpijczycy" to sami dobrzy koledzy... przyniosłem płytkę z Quake i graliśmy po sieci, średnio dwie godziny dziennie po lekcjach. Nauczycielka się nie przejmowała, programowania i tak z nami przerabiać nie mogła bo nie było kompilatora na żadnej z maszyn, a obsługę Office wszyscy mieliśmy wtedy w małym palcu. Na olimpiadzie oczywiście wszyscy popłynęli. Z perspektywy czasu - zmarnowana szansa. Ale przynajmniej bawiłem się dobrze, a w strzelanki do dziś jestem niezły :) A tak dla odmiany na temat - mnie się historyjka podoba. Owszem, nie ma wielkiego dramatu, ale IMHO spełnia wszystkie wymogi strony, więc nie rozumiem niskiej oceny.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 19 listopada 2012 o 4:45
Wiesz, prości, starsi ludzie ze wsi, zero wiedzy medycznej, ból w klatce piersiowej, historia leczenia na serce - a o zawale każdy słyszał... Na obronę tych ludzi dodam, że zawał to rzecz trudna czasem do zdiagnozowania bez specjalistycznej wiedzy i sprzętu, o bardzo skrajnym spektrum objawów (niektórzy ludzie dosłownie przechodzą zawał, czują się trochę słabo i dowiadują się co się stało dopiero po fakcie - mój ś.p. dziadek "rozchodził" tak aż 3 zawały, dowiedzieliśmy się dopiero po jego śmierci wiele lat później - a inni z kolei w parę minut są już o krok od zgonu) które łatwo pomylić z paroma innymi rzeczami, wliczając w to kolkę. Na dodatek to wciąż było pogotowie w/g komunistycznego schematu, więc i tak by przyjechało prawie niezależnie od przedmiotu zgłoszenia, więc trudno mówić o kłamstwie w celu wyłudzenia przyjazdu. Inne czasy... taką historię o prawdziwym nadużyciu cierpliwości pogotowia też mam, z kolegą rodziców w roli głównej.
Po prostu ręce opadają. Coś mi mówi, że kiedy już będę miał dzieci, prędko zyskam wśród nauczycieli opinię pieniacza.
Dziękować :) Zostało mi po mamie parę iście Pythonowskich historyjek o służbie zdrowia, w wolnym czasie dorzucę więcej.
Proste - to są dwie oddzielne sprawy: 1. Dostałem towar niezgodny z opisem, uszkodzony itp. - należy mi się zwrot. 2. Rzeczony towar jest potencjalnie dowodem w sprawie nieprzestrzegania takich czy innych regulacji przez firmę, firma oferuje mi zwrot bez wykłócania się byle bym nie zgłaszał do odpowiednich instytucji - to jest forma łapówki. Używając bardziej wyrazistego przykładu - jeśli ktoś Cię okradnie a następnie zaoferuje zwrot mienia w zamian za niezgłoszenie sprawy na policji, to technicznie jest to próba przekupstwa, mimo tego, że mienie jest Twoje. Makes sense?
Bardziej piekielne od historii są komentarze. Szkoła jest nie tylko od tego, żeby sprawdzać uczniom obecność i wystawiać oceny. Szkoła ma przede wszystkim uczyć, a to wiąże się nie tylko z prezentacją wiedzy, ale też zachęceniem uczniów do jej przyjęcia oraz rozwijania i poszerzania. Temu służy pomoc nauczycieli w przygotowaniach do olimpiady, tak dydaktycznych jak i logistycznych. Jak myślicie, jak bardzo działanie tej sekretarki zachęci innych uczniów tej szkoły do brania udziału w konkursach i olimpiadach? "Tak, Jasiu, warto harować w wolnym czasie i niszczyć sobie wzrok nad arkuszami, możesz dzięki temu wiele zyskać - chyba że komuś nie będzie się chciało ruszyć de, wtedy cała twoja praca na nic..." Nie chcę na podstawie tego przypadku odsądzać rzeczonej sekretarki od czci i wiary, bo nie znam jej ani jej wersji zdarzeń. Zgadzam się całkowicie, że takie zdarzenie nigdy nie powinno mieć miejsca i że kobieta powinna ponieść stosowną do okoliczności karę za swoje zaniedbanie - tak jak zresztą każdy inny urzędas utrudniający ludziom życie z powodu niekompetencji czy lenistwa. Ta kobieta nie tylko naraziła uczniów szkoły na straty moralne, przyczyniła się też do straty wizerunku samej szkoły. W naszym chorym systemie finansowania oświaty jest to strata niewymierna, ale pomyślcie co by było, gdyby rodzice mogli w ten czy inny sposób "głosować portfelem". Wszyscy broniący a priori tej kobiety, mówiący o trudnej szkole życia i pilnowaniu swoich spraw - mogę tylko współczuć waszym (potencjalnym) dzieciom.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 15 października 2012 o 1:38