Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Golondrina

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2015 - 10:25
Ostatnio: 21 stycznia 2020 - 23:02
  • Historii na głównej: 27 z 27
  • Punktów za historie: 8714
  • Komentarzy: 320
  • Punktów za komentarze: 2466
 

#62570

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Popołudnie w Netto, kolejka do kasy. W kolejce stoi pan Zdzisio w stroju wskazującym że dopiero zakończył jakieś prace budowlane. W koszyku drobne zakupy i butelka piwa. Za nim stoi kobieta z zakupami spożywczymi wypełniającymi cały wózek. Jej gabaryty wskazują że te zakupy mogą nie wystarczyć na cały weekend. Kobieta mocno zirytowana, a może znudzona staniem w kolejce rozpoczyna dialog ( im dłużej tym głośniej)
- no widać że budowlaniec, zamiast do domu to po piwko. Nie spieszy mu się... ( i w ten deseń kolejne dwie minuty)
Pan Zdzisio stoicko wręcz znosi gderanie nad uchem.
- prosto z roboty, nie zmienia ciuchów, stoi i w kolejce i śmierdzi... , JA to używam D E Z O D O R A N T Ó W ...!!!
Tu pan Zdzisio powoli się odwraca i flegmatycznie
- A mydła pani próbowała...
Adresatka spiekła raka i wreszcie zamilkła. W odróżnieniu od pozostałych w kolejce którzy z trudem powstrzymywali parsknięcie śmiechem. "Uwielbiam" takie kolejkowe matrony oceniające wszystko i wszystkich wokół. Tym razem celna riposta i ta sytuacja stanie się moją ulubioną anegdotą.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 966 (1020)

#12447

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem tatuażystą.
Słowem wstępu: jestem zwykłym facetem który umie rysować ale wiedział że raczej z malowania obrazów nie wyżyje. Studio mam w jednym z większych polskich miast od 10 lat, wcześniej szlifowałem umiejętności w Anglii i Australii przez około 8 lat. Mam wiele ciekawych opowieści. Jedne są śmieszne, inne smutne. Moje studio odwiedzają różni ludzie i z rożnych powodów. Jedni zdobią swoje ciało bo tak chcą, drodzy chcą np. kogoś upamiętnić. ETC. Większość z opowiastek dotyczy moich szalonych czasów kawalerskich gdy studio było otwarte prawie non stop, zero obowiązków rodzinnych a pieniądze na rozkręcanie biznesu i mieszkanie potrzebne były bo pracowałem jeszcze w pojedynkę.

Jedno się tylko u mnie nie zmieniło. Swoich zasad trzymam się kurczowo, czyli nie robię tatuaży osobom nietrzeźwym/naćpanym (mam alkomat i testy na narkotyki w studiu), nie robię ich na narządach rodnych, głowie, palcach i dłoniach oraz twarzy, dziar o wymowie komunistycznej, faszystowskiej lub nazistowskiej (jestem patriotą do szpiku kości, a "naziorów" nie cierpię w szczególności i nieraz na takich pojeb.... testowałem umiejętności krav magi). Zacznijmy więc ;)

Historia ta pochodzi z czasów gdy otwierałem swoje studio i dopiero badałem rynek. Zapadła mi w pamięci, ponieważ był to jedyny taki klient w mojej karierze, a robię to co robię dosyć długo. Około 20-24 czerwca odwiedził mnie młody (23-26 lat) chłopak. Pokazał mi zdjęcie jakiejś dziewczyny, bardzo ładnej zresztą. Chciał żebym wydziarał mu jego ukochaną na ramieniu. Szkic, kalka i do boju. Chłopaczyna wyraźnie entuzjasta siłowni, z umiejscowieniem nawet tak dużego obrazka nie miałem kłopotów. Ale coś mnie tak tknęło, instynktownie cofnąłem rękę i zapytałem czy jest to jego żona czy może narzeczona. Chłopak spojrzał na mnie wyjął ze spodni jakieś pudełeczko i pokazał pierścionek zaręczynowy, widać że drogi jak jasna anielka. W takich sytuacjach (już nie raz zamalowywałem imiona chłopaków lub dziewczyn rzekomo tych na całe życie :o) odradzałem mu takie malowidło, na dodatek tak duże. I tutaj gatki, że lepiej jako prezent ślubny czy po zaręczynach ale uparł się więc spoko, lecimy. Robota skończona po długiej sesji, klient zadowolony, pieniądze zainkasowane. Przyszli kolejni klienci, kolejne dziary.

Około miesiąc, może trochę krócej zjawia się ww klient bojową mina, myślę ki czort? niezadowolony czy co?! Portret jego ukochanej to jedna z perełek w moim portfolio więc niezadowolenie z roboty wykluczone o.O. Witam się, i pytam co go sprowadza, jak tatuaż. Odpowiada że wszystko jest z nim ok, ale chce żebym znalazł sposób na zakrycie go. Kopara poziom podłogi ale klient płaci, klient wymaga. Kazałem zgłosić mu się za tydzień. Roboty sporo więc rezerwacja na cały dzień. Całe szczęście że nie był to pin up tylko czarno-białe odwzorowanie zdjęcia. Jedyne co wymyśliłem to pokrycie "damy z ramienia" czymś na kształt strzygi, człekokształtnego potwora, jakieś dodatki i wyszło jak chciałem, znowu sumka pierwsza klasa. Klient trochę się rozchmurzył i po robocie pyta czy pójdę z nim na piwo. Klienci coś nie dopisywali więc zgodziłem się.

Marek( imię zmienione) dopiero po kilku piwach powiedział czemu chciał pokryć swoją pierwszą dziarę. Jak wielu z was już się pewnie domyśliło dziewczyna z tatuażu to jego (była) dziewczyna i niedoszła narzeczoną. Obraz na ciele miał być prezentem zaręczynowym. Żeby było ciekawiej Marek tego samego dnia zmalał ją w jego własnym mieszkaniu z jego bratem wesoło baraszkujących w łóżku, akurat w momencie kulminacji (na twarzy, że tak powiem). Świat mu się zawalił jak głaz na głowę kojotowi, ramię zaczęło go dziwnie parzyć. Usiadł na fotelu i wpatrywał się w nicość, braciszek zwiał, a dziewczyna ponoć szybko starała się ogarnąć, powycierać i ubrać. Zaczęła przepraszać Marka za to co zrobiła, próbowała go pocałować, szlochała ale on tylko ją odepchnął i zaczął rozpinać koszulę. Tak zgadliście, co zobaczyła niewierna. Swój portret, ponoć oniemiała. Wyrzucił ją z mieszkania, brat skończył ze złamanym nosem, szczęką. Marek zaczekał spokojnie aż tattoo się zagoił. Zastanawiał się nad usunięciem, ale wrócił do mnie po ww przeróbkę. Z bratem nie rozmawia, dziewczyna próbowała jeszcze ratować to co mówiąc najprościej sama spier...ła ale chyba nie muszę mówić jak to se skończyło. Historia z tych smutnych, jedyny dobry aspekt to, że teraz to mój szwagier, ojciec chrzestny najstarszego syna i stały klient w studiu.

Potraktujcie ta historię jako przestrogę, jeśli wybieracie się do tatuażysty 1000 razy zastanówcie się co chcecie mieć na skórze żeby później nie żałować. I nigdy ale to nigdy nie róbcie sobie dziar dla dziewczyny czy chłopaka. Kto wie jak miłość może się skończyć?

stoodio :)

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 855 (909)

#34074

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracując jako tłumacz w UK miałam klienta, powiedzmy pana Maćka. Pan Maciek był tak sympatycznym człowiekiem, że z otwartością, poczuciem humoru, honorem i prostolinijnością, szybko stał się moim ulubionym klientem. Niestety przy tym wszystkim z niespotykaną przeze mnie do tej pory gracją i częstotliwością, popadał w kłopoty, przyprawiając tym samym panią Maciusiową o palpitacje serca.

Pan Maciek miał swojego czasu wypadek samochodowy z nie swojej winy. Wiadomo - chciałoby się odszkodowanie. Współbrat Polak zachwalał pewnego prawnika więc pan Maciek poszedł za radą i podpisał papierki zlecając sprawę zachwalanemu prawnikowi. Niestety współbrat Polak zapomniał dodać, że zachwala jedynie dlatego, iż od każdego skuszonego na usługi do kieszeni wpada mu banknocik. Upsss, przeoczenie.

Pomijam już wielką niekompetencję, rozlazłość i brak jakiejkolwiek inicjatywy prawnika. Skoncentrujmy się na samym samochodzie.

Samochód po wypadku zabrał ubezpieczyciel do siebie na parking, wypłacił odszkodowanie i przysłał papierki. Kolega od serca, oczywiście Polak, przetłumaczył panu Maćkowi papiery - samochód może bez problemu zostać u ubezpieczyciela, ubezpieczyciel zajmie się jego utylizacją bo nie nadaje się do dalszego użytku, zajmie się wyrejestrowaniem, itd. Tu historia powinna się kończyć ale po co?

Po jakimś czasie do drzwi pana Maćka zapukał komornik z czterema cyferkami na fakturze. Ale jak to? Że co? Za co?

Okazało się, że powypadkowym samochodem ktoś kilka ładnych miesięcy temu (wystarczająco dawno aby urząd miejski się wkurzył i przekazał sprawę do komornika) przekroczył prędkość, zrobiono zdjęcie i wysłano mandat. Samochód zarejestrowany jest na pana Maćka, więc mandat wysłano do jego miejsca zamieszkania. Nic to, że pan Maciek już dawno się wyprowadził, a obecnie w lokum rezydują inni Polacy - też bardzo dobrzy znajomi. To zawijamy się i jedziemy do znajomych.

Znajomi owszem, wiedzą o pismach, które najpierw przychodziły z urzędu a potem od komornika ale przychodziły przecież na nazwisko pana Maćka, pan Maciek się o nie nie pytał więc nic nie wspominali. Logiczne, ′prawda′?

Dalej - jaki znowu mandat? Przecież samochód po prawie roku stoi u ubezpieczyciela i nikt nim nie jeździ. Komornik zgodził się wstrzymać sprawę na 24h.

Biegniemy z panem Maćkiem na policję zgłosić kradzież, skoro samochód nadal jest na niego zarejestrowany. Policja pyta się czy w umowie z ubezpieczycielem nie było, że to pan Maciek ma się zająć samochodem, bo jest to standardowa klauzula. Nie, nie było. Policja, że musiało być, oni nie przyjmą zgłoszenia.

Kompletnie załamany i zdegustowany pan Maciek wraca do domu i pokazuje mi umowę z ubezpieczycielem. Pierwsze pytanie: czytał to pan kiedyś? No on nie, kolega tłumaczył. Aha, to mamy rozwiązanie.

Co się okazało. W umowie wyraźnie było napisane, że ubezpieczyciel ściąga samochód na swój parking a potem samochodem musi zająć się jego właściciel - pan Maciek. Kolega pana Maćka wykorzystał jego kompletna nieznajomość języka źle tłumacząc mu umowę a następnie sam pojechał do ubezpieczyciela, podpisał odbiór samochodu (nie wiem jakim cudem) a następnie sprzedał go miejscowemu typowi spod ciemnej gwiazdy.

Pan Maciek komornikowi zapłacił żeby ten dał mu już spokój i jeszcze tego samego wieczoru wsiadł z bratem i ekipą do samochodu w celu złożenia wizyty koledze od umowy. Nie wiem jak dokładnie przebiegła wizyta, ale pan Maciek pieniądze odzyskał co do grosza.

Polacy w UK

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 643 (669)

#9478

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzwoni komórka. Spoglądam na wyświetlacz: nr zastrzeżony.
Odbiera i słyszę głos kobiety (K):
(K): Dzień dobry, czy to pani Joanna K.?
(ja): Tak, słucham.
(K): Proszę o podanie peselu w celu weryfikacji.
(ja): A z kim rozmawiam i skąd pani dzwoni?
(K): Nie mogę udzielić takiej informacji przed weryfikacją, proszę podać nr pesel.
(ja): Nie podam nr pesel, jak nie wiem z kim rozmawiam, do czego on pani potrzebny i w ogóle o co chodzi!
(K): To ja nie mogę pani nic powiedzieć i wyślę pismo, ale wtedy to już zostaną naliczone koszty.
(ja): Czy w miejscu z którego pani dzwoni są nagrywane rozmowy?
(K): Tak...
(ja): To niech pani wysyła to pismo, a ja się od niego odwołam, bo ciekawa jestem, czy to taka polityka firmy, że tak prowadzi się rozmowy, czy tylko pani niekompetencja... do widzenia!

Pismo nigdy nie przyszło. Mimo to wiem, skąd pani dzwoniła, bo sprawdziłam, że nie zapłaciłam jednej raty pożyczki.
Zastanawiam mnie tylko, na co liczy taki bank i dlaczego oczekuje, że podam swój pesel obcej osobie, która nie chce się przedstawić i powiedzieć w jakiej sprawie dzwoni?
A może po prostu pani sobie sama wymyśliła taka procedurę? Niestety tego się już raczej nie dowiem...

Sygma Bank

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 551 (637)

#41100

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sąsiadka ma nowego psa, wzięła ze schroniska. Dwa tygodnie temu "oddała pieska kuzynce" bo dziewczyna cierpi na depresję po rozstaniu z narzeczonym, no ale po dwóch tygodniach jej się smutno zrobiło, sama tak w domu siedzi, mąż za granicą, wzięła nowego pieska.

Wcześniej Sąsiadka miała jamnika. Oddała psa do schroniska bo "gryzł jej buty". Ale było jej smutno samej, wzięła innego.

Oddała psa po tygodniu, "sikał po domu". Ale było jej smutno samej, zaoferowała się zaopiekować suczką znajomej.

Suczkę oddała po 2 tygodniach, "od jej szczekania sąsiadka dostaje migreny". Ale smutno jej było samej, wzięła kundelka ze schroniska.

Po miesiącu ponoć kundelek jej uciekł. Ale było jej smutno samej, wzięła innego.

Oddała psa po miesiącu, "w ogóle nie reagował na komendy". No ale ona tak sama w domu, syn jej nie odwiedza, mąż za granicą...

Oddała psa po 2 miesiącach, nogę zwichnęła. No ale tak się samotnie czuje, a z psem by chociaż sobie porozmawiała.

Pies wyjechał "na działkę do syna".

osiedle

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 798 (880)

#26563

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój znajomy posiadał żonę i małe dziecko. Jako, że żona nie pracowała, on utrzymywał całą rodzinę. Pewnego dnia wrócił do domu i zdębiał. Mieszkanie było puste. Naprawdę puste. Gołe ściany. W pierwszej chwili pomyślał, że go okradli. Ale gdzie żona i dziecko? W salonie na środku zobaczył krzesło, a na nim kartkę. Podchodzi i czyta: "Skontaktuj się z mecenasem Piekielnym".

Znajomy za telefon i co słyszy od mecenasa?
Że:
1. Jest już po rozwodzie. Od pół roku.
2. Zalega z alimentami 12 000 zł (dobrze zarabiał, więc sąd przyznał żonie 2000 zł/ miesiąc razy 6 miesięcy...)
3. Mieszkanie żona mu wspaniałomyślnie zostawiła, ale za to zabrała wyposażenie w ramach podziału majątku.

Jak to wszystko możliwe?
Otóż żona złożyła pozew o rozwód bez wiedzy znajomego. Wezwania, które przychodziły do niego na ich adres wyrzucała. W tej sytuacji sąd z powodu nie stawienia się strony może wydać wyrok "zaocznie".
I to tyle w kwestii "...i nie opuszczę Cię aż do śmierci"

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1167 (1223)

#26072

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia jeszcze z czasów gimnazjum.
Natura obdarzyła mnie długimi i grubymi rzęsami, nigdy nie musiałam używać tuszu żeby je dodatkowo podkreślić. Wszystkim to się zawsze podobało, dostawałam wiele komplementów. Do czasu.

W gimnazjum miałam matematyczkę, która bardzo pilnowała zakazu malowania się do szkoły, zakładania krótkich spódniczek, butów na obcasie, itp. Byłam uczennicą, która stosowała się do regulaminu szkoły.
Już na pierwszej lekcji matematyki, nauczycielka dziwnie się na mnie patrzyła. Na drugiej lekcji zwróciła mi uwagę, że do szkoły nie można się malować. Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. Na trzeciej lekcji wzięła mnie do odpowiedzi. Była wściekła, bo "przecież nie robiłam sobie nic z jej uwag", kazała mi natychmiast zmyć makijaż.
Oczywiście, odpowiedziałam, że ja po prostu mam takie rzęsy, nic na to nie poradzę.

[N]auczycielka: Daję ci ostatnią szansę.
[J]a: Słucham?
N: Zmywasz czy nie?
J: Proszę pani, tłumaczę pani, że się nie maluję, nie mam takiej potrzeby.
N: Ty nie będziesz ze mną dyskutować!
Mówiąc to, otworzyła szufladę i wyciągnęła nożyczki. Trzymała je niebezpiecznie blisko moich oczu.
N: A teraz obetnę ci te twoje piękne rzęski, żebyś nie mogła ich już nigdy umalować.

Z płaczem uciekłam z klasy, wyszłam ze szkoły i pobiegłam prosto do domu. Opowiedziałam mamie, co się stało. Kazała mi zostać w domu, a sama poszła do mojej szkoły. Porozmawiała sobie z matematyczką i dyrektorem.
Następnego dnia mieliśmy zastępstwo z inną nauczycielką, która została z nami już na stałe.

Podobno nie był to pierwszy taki "wybryk" matematyczki. Dyrektor powiedział mojej mamie, że kiedyś zabrała uczennicy buty na 3cm obcasie, przez co dziewczynka musiała wracać do domu na boso.
Na szczęście już nigdy nie widziałam tej pani. :)

szkoła

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 721 (781)

#16696

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W moim życiu miałem krótki epizod pracy w Empiku, jednak zapamiętałem dwie sytuacje:

1.
I [M]ąż i [ż]ona około 50 latek przychodzą i pytają o jakiś dobry kryminał. polecam mojego ulubionego J.Patterson′a. Kobieta otwiera i mówi:
[ż] Ha coś mi się to nazwisko kojarzyło. Koleżanka mi mówiła jakie świństwa są tam powypisywane! Cały czas seks uprawiają! Nie będziesz tego czytał.
Odwraca się i wychodzi.
[M] Fajne są te sceny erotyczne? Szczegółowe?
[ja] Średnio.
[M] Super niech pan pakuje! I jeszcze coś innego, żeby pokazać tej starej krowie.

2.
Młoda dosyć [m]ama z [s]ynem chyba wiek gimnazjalny.
[M] Wybrałeś coś?
[s] Tak.
Prezentuje mamie "Ostatnie Życzenie" A.Sapkowskiego, dla niewtajemniczonych jedna z książek o przygodach wiedźmina.
[M] Nie kupię ci tego to jakieś straszne nie będziesz spał po nocach! Wybierz szybko coś innego i idziemy

Młody wziął książkę S. Kinga, matka mu kupiła...

Empik

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 758 (828)

#22274

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Jakoś z 5 lat temu zobaczyłem u koleżanki opis na gg w stylu "napadli mnie". Pytam więc zaniepokojony, co się stało. Uraczyła mnie taką historią:
Szła sobie samotnie w środku dnia przez park. Podeszło do niej nagle dwóch dresów pozdrawiając ją staropolskim zawołaniem "dawaj komórę".
A więc dziewczę wyciągnęło i dało. Hit roku 1999. Niezniszczalną Nokię 3210. W półprzezroczystej różowej obudowie.
Dresom szczęki opadły do ziemi. Popatrzyli na ten zabytek telekomunikacyjny, na siebie... Wcisnęli jej telefon z powrotem ze słowami "a zostaw to sobie" i oddalili się w poszukiwaniu majętniejszej ofiary.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 682 (728)

#29965

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio dużo mówiłem na policję, więc teraz będzie miła odmiana. Jest u mnie takie miejsce, gdzie uliczki są wąskie, jednokierunkowe. Na jednym skrzyżowaniu trzeba jechać w lewo i przejeżdżać dookoła, lub zignorować zakaz i pojechać prosto (nie ma tam zakazu wjazdu, jest tylko strzałka, ale uliczka nie jest wyłączona z ruchu, gdyby jechać inną ulicą można by tam skręcić) skracając drogę i ryzykując mandat. Jest ciepło, więc do pracy chodzę na pieszo mijając właśnie to miejsce.

Dwóch policjantów chce przejechać, więc odpalają koguta i ignorując zakaz, przejeżdżają przez skrzyżowanie, po czym gaszą sygnały. W tym momencie pewien jegomość zaczyna machać rękami, biec za nimi i krzyczeć coś w stylu "Proszę się zatrzymać!". Patrol staje, jegomość podchodzi, wyciąga coś (prawdopodobnie odznaka) i mówi:

- Dzień dobry! Starszy inspektor Piekielny, jestem tutaj nowym komendantem i chciałbym się zapytać o powód użycia sygnału świetlnego. Proszę mnie podrzucić, porozmawiamy na komisariacie.

Czyżby nadchodziły nowe lepsze czasy dla policji?

policja

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 911 (935)