Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Golondrina

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2015 - 10:25
Ostatnio: 21 stycznia 2020 - 23:02
  • Historii na głównej: 27 z 27
  • Punktów za historie: 8714
  • Komentarzy: 320
  • Punktów za komentarze: 2466
 

#8416

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zawsze jestem uprzejmy dla telemarketerów, nawet tych upierdliwych - przecież to ich praca ale jednego razu sam stałem się piekielnym :D
Czekałem na bardzo ważny telefon w sprawie pracy, którą miałem podjąć, byłem właśnie na uczelni i do domu kawał drogi, a bateria na wyczerpaniu. Dwa razy już tego dnia operator dzwonił z "super ofertą", za każdym razem grzecznie odmawiałem. Byłem właśnie na wykładzie, kiedy zadzwonił telefon. Jakoś przedarłem się przez całą aule, wyszedłem na zewnątrz żeby odebrać telefon od przyszłego pracodawcy.
Odbieram i słyszę w słuchawce znajomy już tekst:
- Czy rozmawiam z właścicielem telefonu?
Myślałem że się zagotuje (dodam że było to ok godziny 19). Długo nie myśląc odpaliłem:
- Nie k**a! Z sąsiadem, właściciel wziął wiadro i poszedł do obory krowy doić. Przed wyjściem kazał przekazać że nie jest zainteresowany żadną ofertą, ani miksem ani internetem mobilnym i żebyście więcej nigdy już nie dzwonili na ten numer!!!
- Aha... To dziękuje...
Wiem że zachowałem się trochę chamsko ale chyba się zapętlili żeby trzy razy w ciągu jednego dnia do tej samej osoby dzwonić, a do tego trafili na zły moment. Po tej akcji przynajmniej pół roku miałem święty spokój.

telemarketing

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 483 (649)

#19877

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o zespole weselnym, przypomniała mi własne 4-letnie perypetie w tej branży.

Nadchodzi weekend. Jedziemy. Prawie 200 km. Na miejscu zapewniony nocleg i śniadanie dnia następnego. Wszystko zapisane w umowie.
Na miejscu pełen luksus. Obiekt zabytkowy - stary pałacyk. Piękna sala, pełen przepych. Nie powiem ucieszyło to nas, bo i akustyka dobra i wrażenia estetyczne spoko.

Akcja właściwa.
Sprzęt rozstawiony, do rozpoczęcia imprezy jeszcze ponad godzinę. Akurat tyle czasu by usiąść i zjeść obiad (na ogół zespoły weselne jedzą wcześniej - po to żeby goście nie czekali aż muzycy się posilą). Nie ma jednak stolika wydzielonego dla nas. Pytamy kelnerów - nic nie wiedzą, mamy pytać Młodej Pary. Pokój? Nic im nie wiadomo. No cóż, zdarza się, ludzie zestresowani, zapominają o takich rzeczach. Wyciągnęliśmy kanapki i inne buły, które zostały nam z drogi i jemy przed lokalem. Goście zaczynają się zjeżdżać. Sądząc po klasie aut należą do raczej "wyższych sfer".

Udaliśmy się zatem na salę przygrywać weselnie i gości witać, przekonani, ze Młodzi powiedzą nam gdzie mamy swoje miejsce. Wierzcie mi - to nie jest fanaberia. Kapela potrzebuje przerw. Grając 45 minut, ta 15 minutowa pauza jest optymalna by odpocząć (gitara waży około 4-5 kg, a trzymam ją na sobie około 10 godzin). Skończyliśmy pierwszy set. Nic. Nikogo. OK - zestresowani, zdarza się. Gramy dalej. W czasie drugiego setu już bardziej integracyjnie - oficjalne powitanie, pierwszy taniec... No nie sposób nie zauważyć 3 rosłych orkiestrantów robiących show;).
W międzyczasie kolega zwrócił mi uwagę, że na sali wszystkie miejsca są już zajęte. Następna przerwa- pytamy kelnerów gdzie siadać, nic nie wiedzą. Szef zespołu idzie do Młodych i przedstawia sprawę. Co usłyszał od Pana Młodego?
- Nie zawracaj mi głowy. W umowie nic nie ma o jedzeniu i stoliku. Radźcie sobie sami, a jeśli nie będzie mi się podobało to zobaczymy czy działacie legalnie. Jeśli nie, to się nie wypłacicie - i dalej gadka jaki to on wzięty prawnik, o noclegu mamy zapomnieć.

Groźbą się nie przejęliśmy bo działalność jak najbardziej legalna była, wszystko co trzeba opłacone. Powiecie, że faktycznie zespół jest w pracy i nie ma potrzeby żeby się "gościł", bo to i nie ich święto i dodatkowy wydatek. W umowie też nic faktycznie o jedzeniu nie było. To raczej swego rodzaju zwyczaj, by i tą orkiestrę weselną nakarmić. Powiem, że nie oczekiwaliśmy równego z gośćmi traktowania, ot obiad zjeść, kolację i trochę wody mineralnej na stoliku. No i miejsce żeby usiąść i dać odpocząć nogom i plecom oraz wypocząć przed powrotem - nie było kierowcy.

Postanowiliśmy sobie sami poradzić - wszak nasz klient nasz pan. Podczas kolejnej zabawy z młodymi, na parkiecie pośród rozbawionych gości znalazł się jeden całkiem nie z tej baśni.
Facet w czerwonym polarze, w czapce z daszkiem i termiczną torba z pizzą wyglądał komicznie pomiędzy surdutami frakami i pięknymi wszelkiej maści sukniami wieczorowymi. Tak - zadzwoniliśmy po pizzę. Widząc dezorientacje dostawcy kolega przywołał go do siebie przez mikrofon i zaczął płacić, po czym odłożyliśmy pizze i gramy jakby nigdy nic, bo nie czas na przerwę. Stolik znalazł się w tempie ekspresowym, jedzenie też. Wszystko za sprawą ojca Pana Młodego, który to nieźle syna obsztorcował. Pokój jak się domyślacie też się odnalazł.

Jaki z tego morał?
Kiedy wyprawiasz przyjęcie za ponad 100 tys zł nie próbuj zaoszczędzić kosztem obsługi, to kelnerzy, kucharze i zespół dba o klimat Twojego wesela.
Co zapamiętają goście z tego skądinąd udanego przyjęcia? - Faceta z pizzą.

wesele hej

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1368 (1400)

#5923

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rodzice w markecie budowlanym chcieli kupić glazurę i potrzebowali pomocy sprzedawcy, żeby im pomógł znaleźć konkretny wzór itp. Rozglądają się, rozglądają i nikt się nie pojawia. W końcu sami zaczynają chodzić po sklepie i zaczepiać ludzi z obsługi, żeby ktoś im w końcu pomógł, ale każdy mówi, że nie jest z tego działu.
Wreszcie udaje im się "zdybać" jakiegoś młodego chłopaka.
[M]ama: - No, strasznie trudno tu u was znaleźć jakiegoś kompetentnego pracownika.
[S]przedawca: - A bo tu wszyscy opanowują sztukę jak tu się dobrze schować przed klientem.
[M]: - To dobrze, że chociaż pana w końcu złapaliśmy
[S]: - A bo ja tu jestem od niedawna i dopiero się uczę...

market budowlany

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1508 (1708)

#40405

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z rana.
Jako, ze w firmie była jakaś ważna odprawa to większość pracowników nie była obecna przy swoich biurkach. Zostałem w sumie ja, sekretarka i jeszcze 3 innych programistów.

W pewnym momencie dzwoni telefon. Sekretarka odbiera i słyszę, że zdenerwowanym głosem stara się coś tłumaczyć i bardzo, bardzo wolno mówi coś po Japońsku. Nagle słyszę standardową formułkę: "Proszę poczekać, już łączę" .

Nagle mój telefon zaczyna dzwonić. Myślę sobie, że to jakiś żart, ale odbieram i wywiązuje się następująca rozmowa (J-ja, P-piekielny )

J: Tak słucham? (mówię po angielsku)
P: Nareszcie ktoś kompetentny. Proszę pana ja już mam dosyć tych skośnookich złodziei. Co ja mam zrobić, niech mi Pan pomoże.
J: Wie Pan co, tylko ja nie mam pojęcia o co chodzi. Nie wiem czy będę w stanie pomóc ale proszę opowiedzieć na czym polega problem.
P: Te żółte ch....e, skur.....y stworzyły mi program do mojej firmy. I program nie działa.
J: Proszę mi powiedzieć jaki to program?
P: XXX.
J: Rozumiem. bardzo mi przykro ale nie jestem osobą odpowiedzialną za ten program. Proszę o podanie dokładnego opisu co się z programem dzieje i co nie działa, a ja wszystko opiszę i ktoś się z Panem skontaktuje.
P: Proszę Pana, JA zapłaciłem za ten program XXXXXX$ i wymagam trochę kultury. Proszę mi natychmiast ten program naprawić.
J: Rozumiem, proszę się nie denerwować. Proszę w takim razie opisać problem a ja spróbuję pomóc.
P: Program nie działa.
J: To już wiem. Może powiedzieć Pan coś więcej?
P: Program nie działa w ogóle. Klikam ikonkę na pulpicie którą żeście mi wysłali i nie działa.
J: Na pulpicie? W sensie że odpala pan program na komputerze? Wie pan co, nasza firma zajmuje się tworzeniem jedynie oprogramowania na telefony, więc ten program nie będzie działał na komputerze.
P: No tak, ale ja chciałem przetestować na komputerze.
J: Ale to nie można. Musi pan zainstalować na telefonie.
P: Jak to k**** nie mogę? To za co ja zaplaciłem XXXXX$?
J: Prawdopodobnie za program na telefon.
P: Chyba jesteś jakiś niepoważny. Ja zapłaciłem i wymagam. Ma mi działać na komputerze. Proszę natychmiast uruchomić ten program albo zwrócić mi pieniądze.
J: Bardzo mi przykro ale w takiej sytuacji nie umiem Panu pomóc. Bardzo proszę o pozostawienie numeru, a ktoś z działu technicznego, odpowiedzialnego za ten program, się do Pana odezwie.
P: Nie. Ja chcę żeby ten program działał teraz. Ja mam zaraz spotkanie i ja muszę mieć działający program.
J: Już panu tłumaczyłem. Nie jestem odpowiedzialny za ten program. Nie mogę panu pomoc. Proszę pozostawić dane kontaktowe, a ja przekaże je do osoby odpowiedzialnej. Nie jestem w stanie Panu pomoc w inny sposób. To jedyne rozwiązanie.
P: Kim ty jesteś żeby mi grozić!!! Jedyne rozwiązanie skur****. Ja ci k***** dam jedyne rozwiązanie pierd***** suk****
J: Ja nie będę rozmawiał z Panem w taki sposób. Po pierwsze nie jestem odpowiedzialny za kontakty z klientami, a po drugie nie życzę sobie aby ktoś w ten sposób się do mnie zwracał. Proszę oddzwonić gdy Pan ochłonie.

Rozłączyłem się.
Po chwili telefon zadzwonił ponownie. Sekretarka odbiera i przełącza ponownie do mnie.

J: Tak słucham?
P: Ty pier***** skur****...
J: Do widzenia.

Rozłączam się ponownie.

Aktualnie jest 11 i telefon nie zadzwonił ponownie ;)
Jestem ciekaw co będzie dalej...

zagranica Japonia

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 738 (792)

#66808

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno musiałam się w towarzystwie dziecka udać do centrum handlowego, czy tam galerii handlowej. Tak się złożyło, że dziecko moje doznało skumulowanej potrzeby zmiany pampersa i spożycia posiłku. W tym celu jak kultura nakazuje, udałam się stronę pokoju dla matki z dzieckiem, tłumiąc marudzenie berbecia smoczkiem.

Przed miejscem docelowym spotkała mnie niespodzianka, otóż pokój zamknięty, ale jest interkom! Myślę sobie fajnie! Pewnie otworzą mi na zasadzie domofonu. Łączę się za pomocą tego cudu techniki, po drugiej stronie odzywa się miły Pan, wyłuszczam mu sprawę, pan informuje, że zaraz ktoś przyjdzie z magicznym kluczem i wpuści mnie na włości. Mija 5 min, 7, 8 nikogo nie ma. Łączę się ponownie i już w akompaniamencie dającego po bębenkach marudzenia mojego dziecka pytam pana, czy się ten ktoś z kluczem gdzieś nie zgubił? Pan mnie poinformował, że ta osoba jest na przerwie. Cóż ma prawo, a moje dziecko potrzebę, którą głośno wyraża. To jak ta świnka przewinęłam w damskim w wózku i na najbliżej ławce przysiadłam karmić z biustu.

Po 20 min, widok mojego przyssanego berbecia sprawił, że podeszła do nas pani ochroniarz, że jak to ja tak? Przecież tam jest pokój dla matki z dzieckiem! Ona mi otworzy! Pozostało mi tylko kwaśno spytać "serio?".

Pokoj dla matki z dzieckiem

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 698 (804)

#10599

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem miłośnikiem szczurów. Sam posiadam ich (tylko) piętnaście. Moimi ulubieńcami są dwa z nich o dumnych imionach Trabant i Anuk. Właściwie zawsze jeden z nich towarzyszy mi przy wyjściach z domu.

Znów historia z Anukiem. Lubię czytać na świeżym powietrzu, więc czasami biorę, któregoś ze szczurów i wybieram się do parku. Siadamy gdzieś pod drzewkiem i rozkoszujemy otaczającą nas aurą. Pewnego razu byłem w najlepsze wciągnięty w książkę, zerkając tylko kątem oka na Anuka. Nagle podchodzi chłopak, nachyla się, podnosi Anuka i... odchodzi. Zszokowany podniosłem wzrok znad książki i zacząłem:

-Eeemmm... Przepraszam?
-Słucham?
-Zdaje się, że to mój zwierz.
-Nie, coś się panu musiało pomylić, ten szczur jest mój!
-Nie, dam sobie głowę uciąć, że ten szczur należy do mnie.
-Tak? A jaki masz niby dowód na to?
-Eeemmm... Posiadam książeczkę zdrowia od weterynarza...
-Pokaż!
-No nie uwierzy pan, ale nie noszę takich rzeczy przy sobie.
-A więc ten szczur jest mój!

Sytuacja wydawała mi się absurdalna i byłem przekonany, że to jakiś "wysłannik" moich znajomych, którzy gdzieś stoją i bawią się w najlepsze. Jednak kiedy szczurozłodziej się nie zatrzymywał, zerwałem się i podążyłem za nim. Zauważyłem, że chodnikiem idzie dwóch policjantów, podbiegłem i powiedziałem chyba najgłupszą rzecz jaka przyszła mi do głowy:

-Chciałbym zgłosić... PORWANIE!

Policjanci zareagowali nerwowo, zaprowadziłem ich do szczurrabusia. Najpierw był śmiech, że to porwanie dotyczy gryzonia, a później musiałem udowadniać, że "toto" jest moje. Po fanatycznych zapewnieniach w końcu mi uwierzyli i oddali nieszczęśnika. Spisali moje dane i pozwolili się oddalić.
Absurdalność tej sytuacji docierała do mnie jeszcze przez kilka chwil. Następnego dnia kupiłem smycz dla gryzoni i teraz w parku trzymam szczury na smyczy...

Park

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 711 (775)

#50057

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pożar dachu w opuszczonym budynku.

Kto widział kiedyś naszą pracę, wie, że raczej mamy w takim wypadku pełne ręce roboty i nie ma czasu na zatrzymanie się i obijanie. Za każdym razem też zbiera się spora grupka gapiów, a w okolicznych domach wszystkie babcie wiszą na oknach - dopóki ludzie nam nie przeszkadzają to niech sobie patrzą (moje zdanie).

Wodę mamy w pojazdach, ale też używamy hydrantów. W ulicy są studzienki w które wkręcamy grubą rurę w kształcie Y z dwoma zaworami, do których można podłączyć dwa węże na końcach. Oczywiście nikt nie ma czasu stać i pilnować zaworów, po prostu odkręca się je, a po akcji zamyka prądownice i dopiero potem zawór. Nie potrzeba do tego żadnych kluczy, wystarczy przekręcić.

Tak więc podłączamy taki zestaw i biegiem gasić. Nagle woda nie leci, prądownica ok, ktoś biegiem do zaworu, zakręcony (WTF?), kolega puszcza wodę, wraca i za chwilę znowu podobna sytuacja. Okazało się, że dwóch na oko 17-latków urządziło sobie zabawę i odcinali nam wodę. Dodam tylko, że nikt z gapiów nie powstrzymał ich i nie zwrócił uwagi.
Z żartownisiami pogadali policjanci, nie wiem na czym się skończyło.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1118 (1144)

#73476

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W ostatnim czasie, z powodów zdrowotnych, jestem "uwięziona" w domu niczym księżniczka w wieży. Jako iż nie posiadam długiego warkocza, to żaden książę nie może się do mnie wspiąć i mnie uratować. Chociaż chyba wolałabym damę dworu, aby poplotkować o książętach :-)

Uwielbiam rozmawiać z ludźmi, więc postanowiłam skorzystać z możliwości, jakie daje internet i nawiązać nowe znajomości. To, czego doświadczyłam, serio nadaje się do programu "Dlaczego ja" bądź "Trudne sprawy".

Nie szukałam przygodnego seksu, sponsora ani szemranych znajomości. Ot, chciałam z kimś normalnie porozmawiać. Uwierzcie, nie dało się. Wszelkiego rodzaju czaty to siedlisko ludzi, którzy chętnie ujawniają swoją drugą (gorszą) twarz i są po ciemnej stronie mocy. Oto przykłady:

1. Żonaty szuka ładnej.

Oczywiście często jest tak, że osoba po drugiej stronie nie ujawnia od razu swojego prawdziwego "ja", wychodzi to dopiero po zbadaniu gruntu. No cóż, jestem wredna, przekorna, więc i grunt u mnie grząski.
Po informacji, że facet ma żonę, odpowiedziałam, że nie jestem zainteresowana wpieprzaniem się w cudzy związek i gardzę facetami zdradzającymi swoje żony. Źle ci z nią? To się najpierw rozwiedź, a dopiero potem szukaj następnej laski. Facet zastrzelił mnie informacją, iż on wcale nie jest nieszczęśliwy w swoim związku. Ba, on bardzo kocha żonę. Tylko troszkę mu się już nudzi pożycie małżeńskie... Ech, klikam przycisk "Blokuj" i w myślach współczuję tej kobiecie.

2. Oceń mego ptaka.

Tym razem gość już na wstępie zapytał, czy może mi wysłać zdjęcie swojego przyrodzenia, abym mogła je ocenić. Na informację, iż nie interesuje mnie ani długość jego sprzętu, ani szerokość, ani kąt nachylenia i że nie leczę cudzych kompleksów odparł, że nie wiem co tracę. Ech... Blokuj.

3. Mam fetysz.

Po kilku minutach normalnej rozmowy gość chwali się, iż uwielbia chodzić w rajstopach. Damskich. Jestem tolerancyjna i otwarta na ludzi, więc jak komuś z tym dobrze, to mnie dwa razy. Potem doszła informacja, że chodzi po domu w damskich ciuszkach. Następnie dowiedziałam się, że facet szuka żony, która będzie mu na to pozwalała i dopingowała go, oraz doradzi mu w kwestii damskiej mody. Powodzenia :-)

4. Inwalida.

Bardzo szanuję ludzi niepełnosprawnych, bez względu na rodzaj schorzenia. Za ich siłę do walki i dystans do siebie. Często to bardzo wartościowi ludzie. Tym razem było inaczej...
Po wymianie kilku zdań i informacji, że mężczyzna z powodu porażenia mózgowego od dziecka jeździ na wózku, dowiedziałam się, że nie może znaleźć kobiety, która go zaakceptuje takim, jaki jest. Bardzo mu współczułam i próbowałam pocieszyć. Taka już jestem. Po kilku minutach rozmowy zostałam zaszczycona informacją, że jest mną zauroczony, jestem jego ideałem i MUSIMY się spotkać. Grzecznie odmówiłam, nie szukam związku, nie chodzę na randki. Przekonywał mnie jakiś czas, obiecywał złote góry. Nadal starałam się być grzeczna. Nagle nastąpiła u niego zmiana frontu, dowiedziałam się, że jestem podła i taka jak wszystkie oraz że on jest inwalidą i NALEŻY mu się jakiś szacunek. Nie powinnam mu odmawiać, bo to świadczy o braku tolerancji z mojej strony i nie mam prawa dać mu kosza. Oberwało mi się ostro.
Facet... to nie inwalidztwo twego ciała odstrasza większość kobiet, uwierz mi.

5. Wiara to samo zuo.

Ani cześć, ani pocałuj mnie w zadek, za to kilka pytań o to, czy jestem wierząca, bo wolałby, aby nie. W ostateczności mogę w coś wierzyć, oby nie w Boga. Czy chcę mieć dzieci? Na odpowiedź, że nie bardzo, dowiedziałam się, że będąc z nim (?) nie będę miała wyjścia i od razu zaznaczył, że nie pozwoli mi ich ochrzcić. Mam też zakaz chodzenia do kościoła i leżenia krzyżem na podłodze.
Ech... Blokuj.

6. Kocham swoją mamę.

Nie, to nie będzie baśń o maminsynku. Gość zagaduje pytaniem, czy pomogę mu wybrać prezent dla mamy. Spoko, czemu nie? Mają 20. rocznicę. Gratuluję. Rocznicę czego, zapytacie? 20 lat temu jego mama zaciągnęła go do łóżka. Był prawiczkiem. Wybałuszyłam oczy i napisałam, że współczuję i czy gdzieś to zgłosił. Na wieść, iż kazirodztwo jest w Polsce karalne i że jego mama bardzo źle zrobiła, dowiedziałam się, że on nie da mamie krzywdy zrobić, bo to był wypadek i odmienił ich życie (wcześniej wiecznie się kłócili, potem wcale). Nie wierzyłam własnym oczom. Poradziłam wizytę w poradni zdrowia psychicznego. Oburzył się. Uwierzcie, że próbowałam mu dość delikatnie to sugerować, jednak napotkałam opór. On chciał tylko o tym pisać, bo to go podniecało.
Ech... Blokuj.

7. Sponsor.

On mi da wszystko o czym marzę, auto, kartę kredytową do dyspozycji, wynajmie mi mieszkanie. Obsypie różami i będzie nosił na rękach. W zamian mam być zawsze do jego dyspozycji i w łóżku... sikać na niego podczas seksu.
Dobrze, że nic wtedy nie jadłam. Blee...

8. On, ona i ich pies.

Facet szuka kobiety, która będzie tak jak jego była lubiła, jak jego pies wylizuje jej muszelkę.
Animalsi, gdzie jesteście?!


Wszystkie te interesujące rozmowy odbyły się w jeden (!) wieczór. Dodam tylko, że pokój do rozmów na czacie, który wybrałam do poznania ludzi nosił nazwę "miłośnicy książek". Ja wiem, że Kamasutrę można uznać za poradnik, ale ludzie, tam była masa pokoi o tematyce seksu itp. Podniecają was mole książkowe?

Mam dość na resztę życia. Zaczynam zapuszczać włosy na warkocz.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 330 (360)

#31929

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
W zamierzchłych czasach, gdy studiowałem etnologię, wybrałem się na wykład dotyczący science-fiction, prowadzony przez doktoranta z innej katedry.
Z początku było zwyczajowo, prezentacja zagadnienia i prezentującego, ze wskazaniem na tego drugiego, to uśpiło moją czujność. Z senności wykładowej wyrwało mnie dopiero coś, co uderzyło we mnie jako wielkiego fana gatunku.

- ...”Piknik na skraju drogi” to typowa historia o świecie równoległym... - mówił doktorant, a w mojej duszy malutkie gnomy rozpostarły transparent ze słowy „Co jest?!”. Zgodnie z pozwoleństwem udzielonym przed wykładem, zabrałem głos.
- Przepraszam, pan żartuje? Jakim cudem „Piknik” ma traktować o świecie alternatywnym?
Prowadzący uśmiechnął się zażenowany.
- No chyba pan nie wierzy, że na świecie wylądowali kosmici, pozostawili tu swoje rzeczy i odlecieli? – Zapytał retorycznie. Z mojej strony dodam, że to baa[…]aardzo skrótowy opis fabuły.
- W takim ujęciu to i Biblia jest opisem świata równoległego, bo chyba pan nie wierzy, że Jakub widział drabinę do samego nieba razem z aniołami?
- Skoro jest pan tak obyty z tematem, zapraszam na środek. Może pan komentować. – powiedział wtedy doktorant, ale jego mina, gdy wstałem, świadczyła o tym, iż wcale nie chciał debaty.

Potem było już tylko gorzej. Musiałem prostować bzdury do kwadratu, o których wiedzą chyba wszyscy:
- nie, w science-fiction nie ma magii,
- nie, moce PSI nie są magią,
- nie, Tolkien nie tworzył science-fiction,
- nie, science-fiction to nie „fantastyka” tylko „fantastyka naukowa”,
- nie do ciężkiej dżumy, sf nie jest rozrywką tylko dla dzieci!
- i wiele, wiele innych.

Uczelnia

Skomentuj (93) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 640 (908)

#57726

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji emocjonalnych nacisków uczęszczam na kurs przedmałżeński.
Słowo daję, gdyby nie to, że obiecałam sobie, że przetrwam, to już dawno tkwiłabym za kratami jako winna wielokrotnego morderstwa i profanacji zwłok. Ale obiecałam, więc w spokoju i skupieniu zaciskam zęby, starając się nie myśleć o tym, że marnuję czas, taplam się w głupocie i jeszcze za to płacę.

Tylko kilka najbarwniejszych kwiatków:

- Wszelkie dyskusje o miejscu religii i wiary w życiu rodzinnym obowiązują w Jedynym Słusznym Formacie. Z Jedynymi Słusznymi Wnioskami. Dałam się sprowokować i wygłosiłam jadowity komentarz odnoszący się do pozytywnej teologii objawienia i jej przełożenia na możliwości kultywowania wiary w rodzinie - a raczej tego, że takich możliwości dziś nie widzę. Zostałam opatrzona komentarzem "ta pani przyszła się wymądrzać i siać zamęt";

- Gender (nie ma kwadransa bez zwrotu antygenderowego) jest przyczyną i konsekwencją (logiki nawet nie usiłowałam szukać) wszelkiego zepsucia moralnego naszych czasów;

- Bezpłodność to nie problem w rozmnażaniu, wystarczy wierzyć i wszystko jest możliwe (zaczęłam się krztusić ze śmiechu, kiedy to usłyszałam, ale facetowi, który dał z siebie wyrwać, dlaczego dzieci mieć nie będzie, raczej do śmiechu nie było);

- Odmówienie zwierzania się ze wszelkich bolączek, niepełnosprawności ("Ale co takiego konkretnie pani jest? Bo są choroby, z którymi nie można brać ślubu!" - kwiatek w kwiatku) i historii pożycia jest niedopuszczalne i świadczy o tym, że przychodzi się na kurs ze złym nastawieniem;

- Szpanowanie wiedzą - "pani psycholog" odpytuje każdego, jak chce nazwać dzieci, kręci głową, kiedy jakieś imię jest zbyt nowoczesne (no bo kto przy zdrowych zmysłach daje córce na imię Lucyna), bo to prowadzi do zepsucia i konsumpcjonistycznego stylu życia, opowiada historie patronów i patronek "dopuszczalnych" imion. Przychodzi do mnie. Jak chcę nazwać dziecko? Teodycea!

Usłyszałam historię świętej Teodycei, rzymskiej męczenniczki za wiarę z III wieku naszej ery, która nawróciła męża, dzieci, służbę i mało, a nawróciłaby cały świat. Przez moment uwierzyłam, że to ukryta kamera.

Nie dziwię się popularności nowych ruchów religijnych, neopogaństwa, pogaństwa, religii wschodnich, pastafarianizmu, IPU i ateizmu w Polsce. Dziwię się, że ktokolwiek pozostał przy katolicyzmie, skoro nauczanie ludzi w jego duchu właśnie tak wygląda.

Skomentuj (126) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 425 (1011)