Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

HerrAndreas

Zamieszcza historie od: 5 marca 2011 - 16:21
Ostatnio: 11 sierpnia 2012 - 12:37
O sobie:

Ja - prosty człowiek. Urodzony w 1974 roku. Co innego z wykształcenia, co innego z zawodu. Z zamiłowania jestem po prostu sobą. Jako klient nie stwarzam problemów. Istota z reguły spokojna, ale... "jak ktoś mi da po pysku, oddam z nawiązką - ja nie Chrystus!"

  • Historii na głównej: 24 z 38
  • Punktów za historie: 8196
  • Komentarzy: 62
  • Punktów za komentarze: 472
 

#10608

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wspominałem niegdyś o mojej kilkuletniej karierze udręczonego pana od matematyki. Doskonale pamiętam wszystkie dzieciaki, którym udzielałem korepetycji, niektóre jednostki zasługują jednak na nieco więcej uwagi.

Jeden z ostatnich przypadków miał brzydki nawyk spóźniania się i bez względu na wygłaszane pod jego adresem uwagi, nie potrafił się go wyzbyć. Umówiony na konkretną porę, przychodził dwie godziny (w dogodniejszych warunkach do jednej godziny) później, zasłaniając się problemami w domu, korkami na drodze, chorym wujaszkiem, babunią, pieskiem... Telefony do rodziców (miał 15 lat) nie skutkowały, on sam nie reagował, kiedy kwadrans przed czasem dzwoniłem w celu przypomnienia o lekcji. Kilka razy z jego powodu odwoływałem własne zajęcia, bo nigdy nie było tak, że nie pojawił się wcale, a poza notorycznym spóźnialstwem okazał się ambitnym i pojętnym uczniem. Któregoś razu postawiłem jednak warunek - "albo przyjdziesz w sobotę o dziesiątej, albo skreślę cię z listy". Chłopak zrozumiał, że żarty się skończyły i owszem, przyszedł w sobotę o godzinie... ósmej trzydzieści, kiedy ja, nieświadom niczego, jeszcze nie do końca rozbudzony, brałem poranny prysznic.

Inna uczennica, którą miałem przyjemność przygotowywać do matury, z niewiadomych przyczyn przestała przychodzić na zajęcia. Odwołała kilka spotkań, nie odbierała telefonów (dlaczego ludzie, którzy mają coś na sumieniu unikają odbierania telefonów?). Zaniepokojony zadzwoniłem do jej ojca, który omal nie zszedł na zawał, gdyż oczywiście o niczym nie miał pojęcia. Obiecał, że porozmawia z córką. Oddzwonił po paru godzinach.
- Córka powiedziała, że jej chłopak nie zgadza się, żeby do pana chodziła. Uważa, że pan jej się podoba, a jest chorobliwie zazdrosny. Boże, jakie to dziecko głupie. Ja jej do rozumu przemówię i będzie do pana chodziła, choćbym miał jej kijem wybić tego chłopaka z głowy...
I chodziła. Z tym, że co pięć minut odbierała SMS-y od chłopaka, co mnie denerwowało jeszcze bardziej, niż ją.

Czasem dziękowałem Bogu za uczniów, którzy się "tylko" spóźniają.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 588 (668)

#10513

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, którą Państwu przedstawię nie budzi nic, z wyjątkiem politowania. Sprawcą wydarzenia jest mężczyzna niewiele ode mnie młodszy (dla ścisłości, mam 37 lat). Dokonując zakupów w pewnym markecie, nie zachowywał się szczególnie piekielnie, niemniej jednak narobił straszliwego bałaganu w dziale kosmetycznym, przestawiając i przewracając szampony. Nie znalazłszy tego, czego tak desperacko poszukiwał, odszedł pozostawiając "syf". Nie ma się co dziwić, że zwrócił uwagę pracownicy sklepu.
- A kto posprząta ten bałagan, miły panie?
- A co to panią obchodzi?
- Proszę pana, nie jest pan u siebie w domu - zdenerwowała się ekspedientka.
- To ustawiajcie rzeczy tak, żeby można było znaleźć - burknął klient. Facet szukał szamponu Palmolive, który stał dwie półki wyżej. Bałaganu nie posprzątał. Zapłacił i wyszedł ze sklepu. Po chwili do marketu wtoczyła się starsza pani z groźną miną. Zbliżyła się do kasy i niemalże wrzasnęła:
- Kto ośmielił się krzyczeć na mojego synka?!

Szkoda tylko, że nie dodała "synek moczy się w nocy i nie wolno go denerwować". Gdy wychodziłem ze sklepu, zauważyłem synka. Siedział obrażony w samochodzie.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 726 (822)
zarchiwizowany

#10531

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie jest tajemnicą, że uwielbiam słuchać Jacka Kaczmarskiego. Odkąd dostałem od siostry odtwarzacz mp3 z wgranymi utworami mojego ukochanego artysty, praktycznie się z nim nie rozstaję. Nie tak dawno temu, poszedłem na zakupy i najwyraźniej czynność ta pochłonęła mnie do tego stopnia, iż zapomniałem o spoczywającym w mojej kieszeni skarbie. Wtem usłyszałem za plecami dziewczęcy głos:
- Przepraszam, czy ktoś tu nie zgubił przypadkiem empetrójki?
Odruchowo sięgnąłem do kieszeni, a stwierdziwszy, że nie ma tam mojego sprzętu, zapytałem:
- Co na niej jest? Być może to moja.
Dodam, że wchodząc do sklepu nie wyłączyłem mp3. Nastolatka przyłożyła słuchawkę do ucha.
- A ja nie wiem, jakieś polskie disco polo, czy coś...
O mały włos nie przyznałbym się do swojej własności, gdyby dziewczyna nie odczytała tytułu na wyświetlaczu ("Kuglarze" Kaczmarskiego - fakt, refren jest dość melodyjny). Później tylko uchwyciłem jednym uchem, jak dziewczę zwraca się do swojego chłopaka: "Jak można tego słuchać?"

Historia nie jest może piekielna, ale musiałem to opublikować. Choćby ku przestrodze...

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 40 (132)
zarchiwizowany

#10532

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o piekielnych pieszych. Tym razem muszę się cofnąć do roku '97, kiedy to postanowiłem zrobić prawo jazdy. Brakowało mi wprawdzie po wypadku jednej ręki, ale uznałem, że skoro nauczyłem się pisać lewą, samochód również poprowadzę. Na pierwszą "poważną" przejażdżkę wybrałem się z ojcem. Znaleźliśmy rzadko uczęszczaną drogę i telepałem się powoli, zgodnie z instrukcjami taty. Akurat poboczem szła matka z kilkuletnim synkiem. Dziecko, jak to dziecko, co chwila uciekało od rodzicielki i zbiegało na ulicę, co paniusia kwitowała jedynie krótkim "Maciusiu, nie wchodź na ulicę", po czym wracała do podziwiania widoków (a drzewa wokół rosły gęsto). W pewnym momencie Maciuś nieco się rozpędził i wyskoczył wprost pod nasz samochód i do dzisiaj sikam w majtki na myśl, co by się stało, gdybym nie wyhamował parę centymetrów przed nim. Co było dalej? Nietrudno zgadnąć. Dziecko w płacz, a mateczka...
- Boże, co za kretyni jeżdżą po tych drogach! Jak, kur*a, nie umiesz jeździć, to krowy doić! Dziecko by mi zabił, skończony drań!
Ojciec wprawdzie wykłócił się o swoje racje (był wszakże świadkiem, że matka wcale dziecka nie pilnowała i zareagowała dopiero, gdy omal nie zdarzyło się nieszczęście), ale moje nerwy nie wytrzymały. Wysiadłem z samochodu ze łzami w oczach i oświadczyłem, że dalej nie jadę. Ponownie za kierownicą usiadłem po upływie czterech lat...

... i o dziwo nikogo jeszcze nie zabiłem.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (240)

#10037

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stałem w kolejce do kasy za panem, w którego przypadku cierpliwość nie była zbyt mocną stroną. Nieustannie popędzał kasjerkę, tłumacząc, jakoby spieszy się na pociąg. Niestety, miał pecha, bo nagle coś się zepsuło.
- Szybciej, kobieto, ja się, kur*a, spieszę! – zdenerwował się klient.
- Proszę się uspokoić i chwilkę zaczekać!
- A ty mi nie rozkazuj, tylko to naprawiaj! Nie po to ukończyłem studia, żeby rozkazywała mi jakaś podrzędna sklepikarka! Jak już padać na kolana, to przed kimś, kto coś znaczy!
Sytuacja zrobiła się nieprzyjemna, więc stuknąłem faceta w ramię.
- Przepraszam, że się wtrącam. Ja jestem doktorem, więc uprzejmie proszę nie krzyczeć na tę panią.
Mężczyzna zbaraniał, przewrócił oczami i wymamrotał tylko:
- Ech... No dobrze, dobrze.

O dziwo, nie kazał mi wyciągać dyplomów z walizki. A przecież mogłem być ładnie ubranym menelem.

supermarket

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 544 (670)

#9933

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podpaski, tampony... Osobiście nie dostrzegam nic wstydliwego w ich kupowaniu (sam nieraz funduję je siostrze i nikt nie robi wielkiego halo z tego powodu), jednakże zauważyłem, iż niektóre osoby mają z tym niemały kłopot. Poniższe historie są nie tyle piekielne, co po prostu śmieszne.

Epizod I – wnuczka dla dziadka
Dziewczę na oko w wieku licealnym (!) stoi przed półkami pełnymi podpasek, wybiera, przebiera, jakby nie wiedziało, na co się zdecydować (a wybór spory). Podchodzi pracownik sklepu (mężczyzna!) z zapytaniem, czy w czymś pomóc. Dziewczę zarumienione, dalej niezdecydowane.
- Takich niebieskich szukam… - szepcze nieśmiało.
- Ale jakich konkretnie niebieskich?
- Ja nie wiem dokładnie, bo to nie dla mnie. To dla, eee, dziadka.
Niestety, nie zdążyłem dowiedzieć się, czy dziewczę zdało sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziało. A szkoda.

Epizod II – babcia dla wnuczki
Babcia: Poproszę czopki dla wnuczki...
Ekspedientka: Nie mamy tu czopków, to nie apteka.
B: Ale takie czopki, co, wie pani, jak kobieta ma złe dni, to się wkłada i to podobno pomaga.
E: Chodzi pani o tampony?
B: No przecież wiem, wiem, ale nie chcę tak przy ludziach.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 675 (739)

#9527

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skoro maj jest miesiącem matur, pozwolę sobie przypomnieć historię, którą do dzisiaj ze śmiechem opowiadam znajomym. Był to rok ’93. Nieopodal mojej szkoły znajdował się sklepik, do którego często podczas przerw wstępowałem po bułki. Jak wiadomo, po egzaminie maturalnym każdy jest głodny. Zgarnąłem kolegów i poszliśmy do wyżej wspomnianego sklepiku. Zaskoczyło mnie to, że ekspedientka, dotąd miła i uprzejma kobieta, traktowała nas z lekceważeniem, niby to „przypadkiem” wydała nie tyle reszty, co trzeba, nie mówiąc już o sposobie, w jaki się do nas odzywała – o „dzień dobry” mogliśmy pomarzyć. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
E: No co?
Ja: Pani dzisiaj taka... smutna?
E: Nie lubię maturzystów.
Ja: Ale... dlaczego?
E: JAK NIE ZDASZ, TO SIĘ PRZEKONASZ!

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 596 (718)

#9526

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja przydarzyła się kilka lat temu w wiejskim sklepiku. Wszedłszy do wyżej wspomnianego, zastałem ekspedientkę wyraźnie kłócącą się z klientem.
K: Kobieto, to tylko dwa piwa!
E: Jak dla mnie, możesz chlać do woli, ale ja nie zamierzam za to płacić.
Nie byłem zdziwiony nawet tym, że zwracają się do siebie na „ty”, wszakże na wsi (wiem z doświadczenia) ludzie często bardzo dobrze się znają. Tymczasem oni kontynuowali...
K: No dobra, jedno.
E: Nic za darmo, rozumiesz?
K: Ja ci oddam.
E: Oddasz, oddasz! Zawsze, KUR*A, oddajesz!
K: Chyba dawno nie dostałaś w pysk. Poczekaj, tylko wyjdziesz z tego sklepu.
Czułem, że muszę się wtrącić.
Ja: Przepraszam, czy mam wyrzucić tego pana? Nachodzi panią?
E: Od 15 lat!
Ja: ...?
E: To mój mąż. Spokojnie. Popieprzy, popieprzy i przestanie.
K: Niewdzięczna baba! Ja jej troje dzieci zrobiłem, chociaż to beznadziejna robota, a ona mi teraz nawet piwa nie da!

Nie zazdroszczę dzieciom.

wiejski

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 716 (796)
zarchiwizowany

#9623

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie znam chyba osoby, która przynajmniej raz w życiu nie miałaby problemów z usługami oferowanymi przez popularną, aczkolwiek beznadziejną pod względem jakości Neostradą. Kiedy Internet odmawia posłuszeństwa średnio dziesięć razy w miesiącu, nie ma co się dziwić, że człowiek traci panowanie nad własnymi odruchami. Przed Państwem skromne zestawienie przygód z Neostradą (niech ją wszyscy diabli!) moich znajomych.

Epizod I – Filip
F: Dzień dobry, dzwonię w sprawie problemów z Internetem.

F: Pani kochana, ale to już chyba setny raz w tym miesiącu! Do k*wy nędzy ile można?

F: Tych waszych fachowców widuję ostatnio częściej, niż własną żonę!

F: No… tydzień temu byli.

F: Powiedzieli, że zrobili.

F: Ale wie pan co? GÓWNO ZROBILI!
(Filipowi akurat kończył się termin ważności umowy. Od jakiegoś czasu nie jest już klientem Neostrady.)


Epizod II – Jacek
J: Mój kot prędzej by naprawił, niż wasi monterzy!
… (tutaj musiało paść jakieś ironiczne stwierdzenie odnośnie Jackowego kota)…
J: Nie, nie może. Właśnie naprawia Internet u sąsiadów. Oni też korzystają z waszych usług.


Epizod III – Damian
D: Dzień dobry, ja w sprawie modemu…

D: Zepsuł się. Lampki nie świecą.

D: Wczoraj jeszcze chodził, a dziś rano patrzę – nie ma neta!

D: Nie no, modem to był sprawny… ale się wkurzyłem, bo to już drugi raz w tym tygodniu, zamachnąłem się pięścią, i… poszło.

D: Moja wina?! Jak nie umiecie sprawić, żeby klienci byli zadowoleni, to chociaż róbcie wytrzymałe modemy!


Czasem zastanawiam się, z kim przyszło mi pracować… Z drugiej strony, doskonale ich rozumiem.

neostrada.tp

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (248)
zarchiwizowany

#9529

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Naczytałem się tyle o problemach z Internetem i perypetiach z tym związanych, że aż postanowiłem napisać o własnych. Generalnie rzecz ujmując, Internet psuje nam się rzadko, jeśli jednak zdarzy się taki przypadek, to ja muszę wykonać telefon w tej sprawie. Nigdy nie zostałem potraktowany w sposób chamski, jednak ostatnia (zaledwie sprzed tygodnia) rozmowa z doradcą mnie, mówiąc potocznie, „rozwaliła”.

Ja: Dzień dobry, nazywam się Andrzej J..k, dzwonię z numeru ..., chciałbym zgłosić uszkodzenie Internetu.
Doradca: Czy jest pan właścicielem numeru?
Ja: Nie, właścicielką jest moja mama.
D: Czy mógłbym poprosić mamę do telefonu?
Ja: Rozmowa z mamą będzie bezowocna, gdyż mama nie ma zielonego pojęcia o Internecie. Dlatego właśnie ja dzwonię do państwa.
D: W takim razie proszę powiedzieć mamie co i jak i niech mama do nas zadzwoni. Przykro mi, mogę rozmawiać jedynie z właścicielem.

I doradca się rozłączył. Wkroczyłem zatem do akcji i cierpliwie wytłumaczyłem mamie, na czym polega nasz problem, dla pewności spisałem na kartce to, co powinna mówić, wykręciłem numer i przekazałem słuchawkę prawowitej właścicielce numeru telefonu. Ku naszemu zdziwieniu, odezwał się ten sam doradca, z którym wcześniej próbowałem nawiązać rozmowę.

Mama: Dzień dobry, dzwonię w sprawie, eee... Internetu.
D: Czy dzwoni pani z numeru ....?
M: Tak, mój syn przed chwilą z panem rozmawiał.
D: Ach, to pani. Poznaję. Więc, pani jest właścicielką?
M: Zgadza się.
D: W czym problem?
M: Internet nam nie działa, eee... taka lampeczka nie świeci od wczoraj. (do mnie) Andrzej, jak ta lampeczka się nazywa?
Ja: Dioda. Wszystko napisałem mamie na kartce.
M: Więc, dioda nie świeci, nie wiemy, co się dzieje. Ja się za bardzo na tym nie znam, mój syn by to dokładniej opisał.
D: W takim razie, poproszę syna do telefonu.

Zbaraniałem. I po co były te gadki o właścicielach? Oczywiście (lekko wkurzony) podszedłem do telefonu i historia dobrze się skończyła.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (263)