Ludzie już tacy są - kupują mieszkania obok wysypiska śmieci (nowe bloki, które tam postawiono w nadziei, że wysypisko zostanie zamknięte) i żądają zamknięcia wysypiska. Bo co, bo deweloper im obiecał, że je zamkną? A kim on jest żeby o tym decydować? Mieszkania były oczywiście tańsze niż w innych lokalizacjach, więc nie wiem skąd krzyk i lament, że wysypisko działa. A będzie działać, bo póki co coś trzeba z tymi śmieciami robić, a na transport 300 km dalej ludzi nie byłoby stać, bo wtedy za odbiór odpadów z mieszkania nie płaciliby 7 zł od osoby miesięcznie tylko ze 150 zł. Lokatorzy piekielni, bo wysypisko było pierwsze.
Inna sprawa z mieszkaniami wokół stadionu narodowego - były tam od bardzo dawna, nagle wybudowano stadion i zaczęły się hałasy, przeludnienie, parkowanie gdzie popadnie, korki, zamykanie ulic itp. Tu piekielny jest pomysł budowy stadionu w środku miasta.
Najbardziej racjonalne prawo byłoby takie, że pierwszeństwo ma ten, który był nomen omen pierwszy. Ale niestety takie nie jest, a sądy decydują o pewnych rzeczach z absurdalny sposób.
Od takich sytuacji to jest straż miejska/policja. Żule są wszędzie, w każdej restauracji z ogródkiem w centrum miast się zdarzają takie sytuacje. Wykorzystują to, że śmierdzą i tak długo stoją i się pastwią nad jedzącymi, aż w końcu dostaną te swoje 5 zł. Dla mnie to straszne, że nikt z tym nic konkretnego nie robi. Bo o ile nie zaczepiają ludzi to niech sobie śmierdzą w miejscach publicznych, ich sprawa. Nawet jak śpią na ławkach to mi nie przeszkadza, chociaż zimą zdarza mi się wzywać SM do nich, ze zwykłej troski żeby nie zamarzli. Czemu czepiacie się feministek? Kobiety są zazwyczaj mniejsze i słabsze od mężczyzn, ale praca kelnerki w 99% polega na czymś innym niż przeganianie agresywnych meneli.
@Deanerys_Targaryen: Dla mnie to niemądre uczenie dzieci, żeby dostawały jakieś przedmioty od obcych osób. A mój telefon jest moją własnością, a także narzędziem pracy i nie zamierzam się nim dzielić z nikim, nieważne czy kosztował 100 zł czy 2000. Nie obchodzi mnie jak bardzo czyjeś dziecko jest niecierpliwe i zamierza jęczeć i prosić - to rola rodzica, żeby mu wytłumaczyć, że ten telefon należy do kogoś i ten ktoś nie da mu swojego telefonu. I koniec.
Rozumiem, że pisałaś to wzburzona, aczkolwiek popraw proszę błędy :) Niemniej jednak zgadzam się z Tobą w 100%. Nigdy nie usłyszałam słowa użalania się i jęczenia nad sobą od dziewczyn, które mają dziecko, albo dzieci i pracują. Natomiast matki, które niczym innym poza dziećmi się nie zajmują, a utrzymuje je mąż albo partner to non stop narzekają. Najczęściej na Facebooku. To jest straszne, pisze, że nie ma czasu wziąć prysznic, albo posprzątać w domu, bo z dziećmi jest tyyyyyyle pracy, ale jednocześnie jakoś czas na wygrzebywanie tych debilnych "mądrości" o macierzyństwie z czeluści internetów średnio 5 razy dziennie to się jakoś znajduje.
Nigdy w życiu i za żadne skarby nie dałabym do ręki nikomu obcemu mojego telefonu, a już w szczególności dziecku. Nawet nie chodzi o to, że boję się kradzieży, ale znając podejście niektórych rodziców to pewnie gdyby dziecko mi telefon uszkodziło (a przecież do tego wystarczy 2 sekundy i kawałek podłogi) to mamuśka albo tatusiek pewnie powiedzieliby, że nic się nie stało, uspokoili swojego Brajanka i sobie poszli.
Skoro masz chętnych na to mieszkanie w wyższej cenie to po prostu ją podnieś. I nigdy, ale to nigdy nie tłumacz się nikomu dlaczego ta cena jest taka a nie inna. Po prostu jako właścicielka mieszkania ustaliłaś konkretną cenę i albo się zgadza i wynajmujesz, albo mu się nie podoba i szuka innego mieszkania. Wiem, że nie każdy rodzi się twardym negocjatorem, ale tego można się nauczyć. Tu masz świetną okazję do negocjacji, a taka nauka przyda ci się do końca życia.
Jak widzę L-kę to albo wyprzedzam innym pasem (jak taki istnieje) albo jadę spokojnie za nią (jak wyprzedzić nie wolno, albo nie ma to sensu). Nigdy na nich nie trąbię, nie wymuszam pierwszeństwa, doskonale wiem jak oni się czują próbując opanować samochód, nie ma potrzeby żeby inni kierowcy dodawali im stresu. Nigdy nie zrozumiem co mają w głowach ludzie, którzy stresują początkujących kierowców- zapomnieli, że sami kiedyś też się uczyli? Czy chcą pokazać, że chamstwo na drogach to codzienność i niech się "oswoją"? Najbardziej mnie przeraża jak L-ka przepuszcza pieszych stojąc na prawym pasie, a środkowym i lewym śmigają po przejściu inni kierowcy, nawet nie zwalniając i nie zwracając uwagi na to, że samochód na sąsiednim pasie przepuszcza pieszych. Debile. Raz widziałam jak przy takiej sytuacji piesza (starsza osoba) się przewróciła, chyba z przerażenia..
To prawda, dyskryminacja działa jednostronnie. Jak chudy powie grubemu, że jest za gruby to olaboga, dyskryminacja, jak on śmiał! Ale jak gruby powie chudemu, że jest za chudy to wszystko w porządku. Jak szef podrywa sekretarkę to jest mobbing, ale jak szefowa zaleca się do magazyniera to już jest OK, i teksty "stary, trzeba było wykorzystać" itp. Z kolorami skóry jest tak samo... Ehhh, ludzie i ich podwójne standardy, nic nie poradzisz. Bardzo dobrze ta koleżanka odpowiedziała, może to nauczy otyłą znajomą nie wtykać nosa w nieswoje sprawy.
Chodziłam przez kilka lat do szkoły prywatnej (podstawowej) gdzie w klasach było od 3 do 9 uczniów. Taka ilość dzieci w klasie to patologiczny horror, bo dziecko ma bardzo mało kolegów, a szansa, że się z którymś polubi jest niewielka. Kiedy ja trafiłam do tego beznadziejnego miejsca byłam już w 5 klasie, więc dzieci, które znały się 5 lat zupełnie nie umiały się zintegrować ze mną, nie chciały rozmawiać ani nie umiały w ogóle pracować w grupie, między sobą też się niespecjalnie lubiły. Nauczyciele niby mieli więcej czasu dla każdego ucznia aby się nad nim pochylić, ale oznaczało to w praktyce jedynie zbyt mocne integrowanie w prywatność uczniów - np. pani od muzyki robiła awanturę chłopcu, bo dotarło do niej, że powiedział innemu chłopcu coś niemiłego. Prawie codziennie wzywano również rodziców do szkoły, bo "pani córka nie chciała malować żółtą farbą", "pani syn zapomniał zeszytu do polskiego". Nauczyciele zmieniali się jak w kalejdoskopie, np. nauczycielka od matematyki wytrzymywała ok. 3 miesięcy, po czym przychodziła nowa, każda użalała się, że nic nie umiemy i tak w kółko. Nikt nie chciał być wychowawcą naszej klasy, bo "wszystkie te dzieciaki są beznadziejne i nie da się z nimi pracować"- cytat usłyszany przypadkowo w okolicach gabinetu dyrektorki. Jakość zajęć była więc mizerna. Jakość jedzenia (śniadanie, obiad i podwieczorek) - również mocno nieadekwatna do ceny. Wolałabym podciąć sobie żyły niż trafić w to miejsce jeszcze raz.
Ostatnio czytałam takie wypociny na FB, gdzie paniusia chwaliła się kotkiem, który jest taki mądry, że przed godziną 22 pojawia się w domu. Pani miała również dwa inne kotki, które też były takie mądre, ale jeden został zastrzelony przez sąsiada, a drugi potrącony przez samochód, ale nic jej to nie nauczyło i w dalszym ciągu wypuszcza swojego kotka, bo przecież przed 22 wraca...
Po pierwsze kot nie jest Twoją własnością, bo to nie jest rzecz, którą można kupić, tylko żywa, czująca istota. Po drugie - gdyby kot miał chipa to w momencie jakiejkolwiek wizyty u weterynarza od razu zostałbyś o tym poinformowany i mógł kota odebrać z lecznicy, bądź zostawić na ewentualne leczenie i żadna baba by ci nic nie mogła powiedzieć. Warto zatem przemyśleć zachipowanie kota. Mi to pomogło jak zwiał mi kundel. Bez chipa pewnie niełatwo byłoby go odnaleźć (o ile w ogóle). Dodatkowo poznaliśmy w ten sposób genialnego weterynarza ;) Po trzecie - przemyśl poważnie dalsze wypuszczanie kota na dwór bez opieki. Są przeróżne sposoby, nie trzeba kota trzymać w domu - można z nim wychodzić na szelkach, osiatkować ogród bezpiecznie, zrobić mu wolierę w ogrodzie... Bo tym razem udało się znaleźć kota w miarę zdrowego, ale następnym razem może mu się stać o wiele większa krzywda niż spotkanie nawiedzonej babki.
@venefica1987: Doskonale rozumiem frustrację, ale posiadanie dzieci wiąże się z pewnymi wyrzeczeniami i nic na to nie poradzę, ani ja, ani Ty, ani nikt inny. Niestety. Nigdzie nie napisałam, że matki powinny siedzieć w domu, wręcz przeciwnie, istnieje mnóstwo miejsc przystosowanych do dzieci. Zwiedzanie z marudzącym dzieckiem napewno jest męczące, ale nie tylko dla jego rodziców, ale i dla otoczenia. Ja nie zamierzam być empatyczna dla małych dzieci, które zakłócają zwiedzanie, i ich rodziców, którzy ich nie pilnują. Sorry, ale jak już się ma dziecko to trzeba go pilnować. Ja do co drugiej restauracji nie mogę wejść z psem, a też nie mam go z kim zostawić czasami. Czy to jest powód do zmuszania wszystkich żeby "byli wobec nas empatyczni"? Niestety, chodzimy tam gdzie możemy.
A znalazłaś kogoś normalnego na takim portalu? Pytam z ciekawości. BTW - jeśli facet wysyła zdjęcia swojego przyrodzenia to prawdopodobnie nie ma w sobie nic bardziej interesującego :D
@myszolow: Fakt, jak dzieci jedzą, to obśliniają wszystko dookoła, wysmarowują się tym jedzeniem, a potem chcą się przytulać takimi "czekoladowymi" rączkami. U mnie to wywołuje mdłości, ale pewnie dla ich mam jest to urocze i rozczulające ;) Ale nikt na mnie nigdy nie naciskał, żebym zjadła coś po dziecku, to już przesada!
@maat_: Nie mam dziecka, ale co druga grupa "sprzedam/zamienię" zamienia się w mamusiową grupę. A czasami oglądam te grupy żeby się pośmiać, to chyba nie jest zbrodnia?
Na "mamusiowych" forach kobiety obrzucają się takimi obelgami i wyzwiskami, że mam ochotę za każdym razem zgłaszać do MOPSu aby przyjrzał się mamusi czego uczy swoje potomstwo.
@Crook: Przepraszam, ale dlaczego obsługa ma być odpowiedzialna za cudze dzieci? Zwracanie uwagi to jedno, ale jak zachowanie się stale powtarza to nic nie mogą zrobić, bo są przygotowani na możliwe awantury i uniemożliwienie dalszego zwiedzania reszcie grupy. A poza tym jak sobie wyobrażasz, że w połowie podziemnej trasy, gdzie wycieczki ruszają w określonych godzinach, żeby nie tamować ruchu nagle cała wycieczka musiałaby zawrócić, bo jakiś rodzic nie umie opanować swojego dziecka? Przecież nie można ich wysłać nigdzie samych, bo takie miejsca zwiedza się wyłącznie z przewodnikiem, a przysługuje jeden na całą grupę. Kopalnia chce jak najwięcej zarobić na turystach, to zrozumiałe, a rodziny z dziećmi są w grupie docelowej klientów i sporo płacą za bilety, być może dlatego przewodnicy przymykają oko na rozwrzeszczane dzieci. A co do wózka - informacja była, z tego co pamiętam, że nie poleca się zwiedzania osobom z chorobami serca, starszym i małym dzieciom. Ale zakazu niestety nie było.
Ludzie już tacy są - kupują mieszkania obok wysypiska śmieci (nowe bloki, które tam postawiono w nadziei, że wysypisko zostanie zamknięte) i żądają zamknięcia wysypiska. Bo co, bo deweloper im obiecał, że je zamkną? A kim on jest żeby o tym decydować? Mieszkania były oczywiście tańsze niż w innych lokalizacjach, więc nie wiem skąd krzyk i lament, że wysypisko działa. A będzie działać, bo póki co coś trzeba z tymi śmieciami robić, a na transport 300 km dalej ludzi nie byłoby stać, bo wtedy za odbiór odpadów z mieszkania nie płaciliby 7 zł od osoby miesięcznie tylko ze 150 zł. Lokatorzy piekielni, bo wysypisko było pierwsze. Inna sprawa z mieszkaniami wokół stadionu narodowego - były tam od bardzo dawna, nagle wybudowano stadion i zaczęły się hałasy, przeludnienie, parkowanie gdzie popadnie, korki, zamykanie ulic itp. Tu piekielny jest pomysł budowy stadionu w środku miasta. Najbardziej racjonalne prawo byłoby takie, że pierwszeństwo ma ten, który był nomen omen pierwszy. Ale niestety takie nie jest, a sądy decydują o pewnych rzeczach z absurdalny sposób.
Nauczycielka powinna się leczyć. Albo sama zorganizować konkurs piękności nauczycielek, ciekawe jak by się poczuła dostając 0 głosów.
Od takich sytuacji to jest straż miejska/policja. Żule są wszędzie, w każdej restauracji z ogródkiem w centrum miast się zdarzają takie sytuacje. Wykorzystują to, że śmierdzą i tak długo stoją i się pastwią nad jedzącymi, aż w końcu dostaną te swoje 5 zł. Dla mnie to straszne, że nikt z tym nic konkretnego nie robi. Bo o ile nie zaczepiają ludzi to niech sobie śmierdzą w miejscach publicznych, ich sprawa. Nawet jak śpią na ławkach to mi nie przeszkadza, chociaż zimą zdarza mi się wzywać SM do nich, ze zwykłej troski żeby nie zamarzli. Czemu czepiacie się feministek? Kobiety są zazwyczaj mniejsze i słabsze od mężczyzn, ale praca kelnerki w 99% polega na czymś innym niż przeganianie agresywnych meneli.
@Deanerys_Targaryen: Dla mnie to niemądre uczenie dzieci, żeby dostawały jakieś przedmioty od obcych osób. A mój telefon jest moją własnością, a także narzędziem pracy i nie zamierzam się nim dzielić z nikim, nieważne czy kosztował 100 zł czy 2000. Nie obchodzi mnie jak bardzo czyjeś dziecko jest niecierpliwe i zamierza jęczeć i prosić - to rola rodzica, żeby mu wytłumaczyć, że ten telefon należy do kogoś i ten ktoś nie da mu swojego telefonu. I koniec.
@kometax: -A brom pani brała? - Nie, jeszcze dzisiaj nie brombrałam. :D
Rozumiem, że pisałaś to wzburzona, aczkolwiek popraw proszę błędy :) Niemniej jednak zgadzam się z Tobą w 100%. Nigdy nie usłyszałam słowa użalania się i jęczenia nad sobą od dziewczyn, które mają dziecko, albo dzieci i pracują. Natomiast matki, które niczym innym poza dziećmi się nie zajmują, a utrzymuje je mąż albo partner to non stop narzekają. Najczęściej na Facebooku. To jest straszne, pisze, że nie ma czasu wziąć prysznic, albo posprzątać w domu, bo z dziećmi jest tyyyyyyle pracy, ale jednocześnie jakoś czas na wygrzebywanie tych debilnych "mądrości" o macierzyństwie z czeluści internetów średnio 5 razy dziennie to się jakoś znajduje.
Nigdy w życiu i za żadne skarby nie dałabym do ręki nikomu obcemu mojego telefonu, a już w szczególności dziecku. Nawet nie chodzi o to, że boję się kradzieży, ale znając podejście niektórych rodziców to pewnie gdyby dziecko mi telefon uszkodziło (a przecież do tego wystarczy 2 sekundy i kawałek podłogi) to mamuśka albo tatusiek pewnie powiedzieliby, że nic się nie stało, uspokoili swojego Brajanka i sobie poszli.
Skoro masz chętnych na to mieszkanie w wyższej cenie to po prostu ją podnieś. I nigdy, ale to nigdy nie tłumacz się nikomu dlaczego ta cena jest taka a nie inna. Po prostu jako właścicielka mieszkania ustaliłaś konkretną cenę i albo się zgadza i wynajmujesz, albo mu się nie podoba i szuka innego mieszkania. Wiem, że nie każdy rodzi się twardym negocjatorem, ale tego można się nauczyć. Tu masz świetną okazję do negocjacji, a taka nauka przyda ci się do końca życia.
Jak widzę L-kę to albo wyprzedzam innym pasem (jak taki istnieje) albo jadę spokojnie za nią (jak wyprzedzić nie wolno, albo nie ma to sensu). Nigdy na nich nie trąbię, nie wymuszam pierwszeństwa, doskonale wiem jak oni się czują próbując opanować samochód, nie ma potrzeby żeby inni kierowcy dodawali im stresu. Nigdy nie zrozumiem co mają w głowach ludzie, którzy stresują początkujących kierowców- zapomnieli, że sami kiedyś też się uczyli? Czy chcą pokazać, że chamstwo na drogach to codzienność i niech się "oswoją"? Najbardziej mnie przeraża jak L-ka przepuszcza pieszych stojąc na prawym pasie, a środkowym i lewym śmigają po przejściu inni kierowcy, nawet nie zwalniając i nie zwracając uwagi na to, że samochód na sąsiednim pasie przepuszcza pieszych. Debile. Raz widziałam jak przy takiej sytuacji piesza (starsza osoba) się przewróciła, chyba z przerażenia..
To prawda, dyskryminacja działa jednostronnie. Jak chudy powie grubemu, że jest za gruby to olaboga, dyskryminacja, jak on śmiał! Ale jak gruby powie chudemu, że jest za chudy to wszystko w porządku. Jak szef podrywa sekretarkę to jest mobbing, ale jak szefowa zaleca się do magazyniera to już jest OK, i teksty "stary, trzeba było wykorzystać" itp. Z kolorami skóry jest tak samo... Ehhh, ludzie i ich podwójne standardy, nic nie poradzisz. Bardzo dobrze ta koleżanka odpowiedziała, może to nauczy otyłą znajomą nie wtykać nosa w nieswoje sprawy.
Chodziłam przez kilka lat do szkoły prywatnej (podstawowej) gdzie w klasach było od 3 do 9 uczniów. Taka ilość dzieci w klasie to patologiczny horror, bo dziecko ma bardzo mało kolegów, a szansa, że się z którymś polubi jest niewielka. Kiedy ja trafiłam do tego beznadziejnego miejsca byłam już w 5 klasie, więc dzieci, które znały się 5 lat zupełnie nie umiały się zintegrować ze mną, nie chciały rozmawiać ani nie umiały w ogóle pracować w grupie, między sobą też się niespecjalnie lubiły. Nauczyciele niby mieli więcej czasu dla każdego ucznia aby się nad nim pochylić, ale oznaczało to w praktyce jedynie zbyt mocne integrowanie w prywatność uczniów - np. pani od muzyki robiła awanturę chłopcu, bo dotarło do niej, że powiedział innemu chłopcu coś niemiłego. Prawie codziennie wzywano również rodziców do szkoły, bo "pani córka nie chciała malować żółtą farbą", "pani syn zapomniał zeszytu do polskiego". Nauczyciele zmieniali się jak w kalejdoskopie, np. nauczycielka od matematyki wytrzymywała ok. 3 miesięcy, po czym przychodziła nowa, każda użalała się, że nic nie umiemy i tak w kółko. Nikt nie chciał być wychowawcą naszej klasy, bo "wszystkie te dzieciaki są beznadziejne i nie da się z nimi pracować"- cytat usłyszany przypadkowo w okolicach gabinetu dyrektorki. Jakość zajęć była więc mizerna. Jakość jedzenia (śniadanie, obiad i podwieczorek) - również mocno nieadekwatna do ceny. Wolałabym podciąć sobie żyły niż trafić w to miejsce jeszcze raz.
@egow: A skąd wiesz, że kot nie będzie zadowolony z takiego spaceru? Pytałeś jakiegoś?
Ostatnio czytałam takie wypociny na FB, gdzie paniusia chwaliła się kotkiem, który jest taki mądry, że przed godziną 22 pojawia się w domu. Pani miała również dwa inne kotki, które też były takie mądre, ale jeden został zastrzelony przez sąsiada, a drugi potrącony przez samochód, ale nic jej to nie nauczyło i w dalszym ciągu wypuszcza swojego kotka, bo przecież przed 22 wraca...
Nie wiedziałam, że w tych "restauracjach" ceny przy autostradach są wyższe. Cheesy wszędzie w Polsce kosztują tyle samo.
Po pierwsze kot nie jest Twoją własnością, bo to nie jest rzecz, którą można kupić, tylko żywa, czująca istota. Po drugie - gdyby kot miał chipa to w momencie jakiejkolwiek wizyty u weterynarza od razu zostałbyś o tym poinformowany i mógł kota odebrać z lecznicy, bądź zostawić na ewentualne leczenie i żadna baba by ci nic nie mogła powiedzieć. Warto zatem przemyśleć zachipowanie kota. Mi to pomogło jak zwiał mi kundel. Bez chipa pewnie niełatwo byłoby go odnaleźć (o ile w ogóle). Dodatkowo poznaliśmy w ten sposób genialnego weterynarza ;) Po trzecie - przemyśl poważnie dalsze wypuszczanie kota na dwór bez opieki. Są przeróżne sposoby, nie trzeba kota trzymać w domu - można z nim wychodzić na szelkach, osiatkować ogród bezpiecznie, zrobić mu wolierę w ogrodzie... Bo tym razem udało się znaleźć kota w miarę zdrowego, ale następnym razem może mu się stać o wiele większa krzywda niż spotkanie nawiedzonej babki.
@venefica1987: Doskonale rozumiem frustrację, ale posiadanie dzieci wiąże się z pewnymi wyrzeczeniami i nic na to nie poradzę, ani ja, ani Ty, ani nikt inny. Niestety. Nigdzie nie napisałam, że matki powinny siedzieć w domu, wręcz przeciwnie, istnieje mnóstwo miejsc przystosowanych do dzieci. Zwiedzanie z marudzącym dzieckiem napewno jest męczące, ale nie tylko dla jego rodziców, ale i dla otoczenia. Ja nie zamierzam być empatyczna dla małych dzieci, które zakłócają zwiedzanie, i ich rodziców, którzy ich nie pilnują. Sorry, ale jak już się ma dziecko to trzeba go pilnować. Ja do co drugiej restauracji nie mogę wejść z psem, a też nie mam go z kim zostawić czasami. Czy to jest powód do zmuszania wszystkich żeby "byli wobec nas empatyczni"? Niestety, chodzimy tam gdzie możemy.
A znalazłaś kogoś normalnego na takim portalu? Pytam z ciekawości. BTW - jeśli facet wysyła zdjęcia swojego przyrodzenia to prawdopodobnie nie ma w sobie nic bardziej interesującego :D
Ale jak to ? I nikt, kto przeczytał tę książkę się nie pokapował, że jest napisana bardzo dziwnym językiem? :o
Bo tramwaje powinny ustępować pierwszeństwa rowerzystom, najlepiej zjeżdżając na inny tor :D
@myszolow: Fakt, jak dzieci jedzą, to obśliniają wszystko dookoła, wysmarowują się tym jedzeniem, a potem chcą się przytulać takimi "czekoladowymi" rączkami. U mnie to wywołuje mdłości, ale pewnie dla ich mam jest to urocze i rozczulające ;) Ale nikt na mnie nigdy nie naciskał, żebym zjadła coś po dziecku, to już przesada!
Dzięki, któraś historia z kolei i nie mam ochoty już kupować pieczywa inaczej niż u pani w piekarni, która ma wszystko za ladą i sama podaje.
@maat_: Nie mam dziecka, ale co druga grupa "sprzedam/zamienię" zamienia się w mamusiową grupę. A czasami oglądam te grupy żeby się pośmiać, to chyba nie jest zbrodnia?
Na "mamusiowych" forach kobiety obrzucają się takimi obelgami i wyzwiskami, że mam ochotę za każdym razem zgłaszać do MOPSu aby przyjrzał się mamusi czego uczy swoje potomstwo.
@Crook: Przepraszam, ale dlaczego obsługa ma być odpowiedzialna za cudze dzieci? Zwracanie uwagi to jedno, ale jak zachowanie się stale powtarza to nic nie mogą zrobić, bo są przygotowani na możliwe awantury i uniemożliwienie dalszego zwiedzania reszcie grupy. A poza tym jak sobie wyobrażasz, że w połowie podziemnej trasy, gdzie wycieczki ruszają w określonych godzinach, żeby nie tamować ruchu nagle cała wycieczka musiałaby zawrócić, bo jakiś rodzic nie umie opanować swojego dziecka? Przecież nie można ich wysłać nigdzie samych, bo takie miejsca zwiedza się wyłącznie z przewodnikiem, a przysługuje jeden na całą grupę. Kopalnia chce jak najwięcej zarobić na turystach, to zrozumiałe, a rodziny z dziećmi są w grupie docelowej klientów i sporo płacą za bilety, być może dlatego przewodnicy przymykają oko na rozwrzeszczane dzieci. A co do wózka - informacja była, z tego co pamiętam, że nie poleca się zwiedzania osobom z chorobami serca, starszym i małym dzieciom. Ale zakazu niestety nie było.
@the: Zimno, bo pod ziemią. Duszno, bo mało powietrza, nie musi być gorąco żeby nie było czym oddychać :)