@katem: Oczywiście masz rację, ale tak czy siak wizyta w muzeum dla 3 latka to żadna rozrywka, więc jak już ma być wychowywany "bezstresowo" to po co go męczyć i stresować oglądaniem przedmiotów, które w ogóle go nie interesują? A niemowlaka czy noworodka ciężko jest uciszyć pod ziemią, gdzie ewidentnie nie czuje się dobrze, bo to po prostu nie jest miejsce dla niego. Ale rodzice wiedzą lepiej, przecież im nie przeszkadza wrzask własnego dziecka, to niech inni też się przyzwyczają.
Ludzie, opamiętajcie się. Jeśli chcecie żeby pan Janusz, który umie w miarę dokładnie pomalować ścianę i nic więcej zarabiał 5000zł to wy za remont mieszkania zapłaćcie nie np. 10 000, a 40 000zł. Myślicie, że właściciel małej firmy remontowej zarabia miliardy, tylko się nie chce dzielić z biednymi pracownikami? Niestety, realia są takie, że własny biznes oznacza ogromne koszty (nie tylko związane z faktycznym wykonywaniem usług, ale i wszystkie urzędowo-księgowe sprawy, na które miesięcznie wydaje się ogromne kwoty, ubezpieczenia samochodów, zusy, paliwo etc.), a pensja pracownika jest w dużej mierze zależna od faktycznej wydajności i opłacalności jego pracy. Jeżeli praca pana Janusza jest warta 20 zł, to pracodawca nie może mu za to zapłacić 200 zł, to chyba logiczne. A 500+ właśnie sprawiło, że pracownikom niewykwalifikowanym nie opłaca się chodzić do pracy, bo skoro wcześniej mógł się utrzymać za 1500, a teraz na dzieci dostaje 1500 to nie każdy widzi potrzebę pracować, by mieć więcej pieniędzy. Niektórym wystarcza tylko tyle żeby było za co zjeść, wypić i na rachunki. Jak może mieć tyle kasy bez kiwnięcia palcem, to po co ma cokolwiek robić?
Mam jabłka od wielu lat i telefony i komputery. Nie są tanie w serwisie, ale w autoryzowanych punktach to już przeginają z ceną. Jak mi pękł zawias w kompie (upuściłam go na beton...) to w małym serwisie u znajomego zapłaciłam za naprawę 300 zł, gdzie w "ASO" proponowali mi taką samą naprawę za 700 zł! Stłuczoną szybkę w telefonie wymieniałam już z 5 razy, zawsze w małych serwisach, gdzie naprawa będzie od ręki, bo zapasowego telefonu nie posiadam. Wymiana trwa 10 minut i kosztuje +/- 150-200 zł. Szybkę również bardzo łatwo jest wymienić samemu. Jabłka mają też to do siebie, że po wielu upadkach i kompletnie potłuczonej szybce mogą dalej działać, nie trzeba od razu wymieniać :) Nie rozumiem po co obrażacie użytkowników jabłek, mnie np. nie obchodzi kto ma jaki telefon i nie oceniam go po tym czy używa szajsunga, jabłka czy innej marki.
@tick: Teraz pewnie matki polki cię zjadą, że "jak śmiesz porównywać DZIECKO do psa????!!!!!oneoneone", a tymczasem masz 100% racji, bo małe dzieci intelektem nie odbiegają zbytnio od przeciętnego psa czy kota. Marna ze mnie będzie matka, bo od roku nie jestem w stanie nauczyć kundla podać łapę ;)
Jestem leworęczna i uważam, że pióra dla leworęcznych to jedna wielka ściema. Każde pióro dostosowuje się do ręki piszącego (no dobra, każde porządne pióro, nie takie z auchana) i nie ma znaczenia czy jest dla prawo- czy leworęcznych. A piórem napisałam już spokojnie z kilka grubych książek. Co do nożyczek, to się zgadzam - jeśli potrzebne są nożyczki do obcięcia metki, opakowania, czy przecięcia kartki na pół to można używać tych "normalnych", jednak kiedy nauczyciel zażąda jakiejś precyzyjnej wycinanki to nożyczkami dla praworęcznych jest bardzo, bardzo trudno. Z tego względu miałam zawsze 2 z plastyki :/
@egow: No jasne, że ich g... obchodzi, tylko jak wylądują na cmentarzu to sobie co najwyżej napiszą na grobie "miałem rację i jechałem przepisowo, ale jakiś debil jechał za szybko i mnie zabił". Wiem, że nie każdy przestrzega przepisów, istnieją przecież piraci drogowi, ale to nie znaczy, że ktoś widząc takiego pirata ma powodować wypadek, bo jedzie przepisowo, więc mu wolno. Prawa fizyki niestety nie naginają się do przepisów prawa Polski czy innego kraju. Jak ktoś ci z dużą prędkością wyjedzie z podporządkowanej to najpierw hamujesz, czy może jedziesz dalej, bo on jedzie niezgodnie z przepisami i co z tego, że rozwali ci auto?
@Vege: Stać mnie na nowego Focusa, ale wolę stare Audi. Nowe Audi też nie jest jakoś szczególnie drogie w leasingu, tylko po co je kupować, skoro stare się nie psuje, jeździ sprawnie i szybko, a w dodatku mało pali. Jak już wyzionie swojego ducha, to wtedy się zastanowię. Nie rozumiem co niektórzy ludzie chcą sobie i światu udowodnić kupując drogie auto, na które ich ledwo stać.
@Shineoff: Stara ludowa mądrość głosi, że wiele osób przeklina i denerwuje się za kierownicą, a pozostali kierowcy są przyczyną tych nerwów i przeklinania :D
Dla wielu kierowców "kolumną TIRów" jest jadące kilka ciężarówek w odstępach kilka kilometrów. I cisną tym lewym pasem 132 km/h wyprzedzając mozolnie ciężarówki. A ty człowieku wlecz się za takim przez 20 km, bo co chwilę zobaczy jakiegoś TIRa na horyzoncie, więc za nic lewego pasa nie opuści. Nie twierdzę, że w przypadku autora tak było, ale cóż... Zdarza się i tak. Wtedy nie siedzę na zderzaku (bo to głupota), ale długich świateł i kierunkowskazu nie oszczędzam. A kierowcy, którzy koniecznie muszą się przed kogoś wcisnąć na lewy pas, bo nagle im się przypomniało, że przed nimi jest TIR i trzeba go natychmiast wyprzedzić to już w ogóle nie mają żadnego pomyślunku. Nie potrafią zaczekać 20 sekund aż pas się zwolni, tylko ładują się swoim autem prosto przed maskę kogoś, kto jedzie dwa razy szybciej.
@kojot_pedziwiatr: Jestem fanką tej marki i używam kierunkowskazów, przepuszczam pieszych, nie wyprzedzam na ciągłej, zachowuję kulturę na drodze. Myślę, że zachowanie kierowcy nie zależy od marki pojazdu jakim się porusza, ale widzę, że jak jest jakiś wypadek z BMW, albo Audi w roli głównej to od razu obrywa się kierowcy auta tej marki za to, że jest pewnie debilem bez mózgu, nie umie prowadzić i to wszystko jego wina...
Jak dla mnie rodzice powinni być obciążeni kosztami poszukiwań. Sami na własną odpowiedzialność weszli do morza z dziećmi, pomimo ostrzeżeń ratowników! Rozumiem, że kąpiel w morzu to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy na wakacjach, ale bez przesady, nie kosztem utraty zdrowia lub życia. Ja też lubię skakać przez fale, ale jak jest czerwona czy czarna flaga to sobie co najwyżej moczę stopy w wodzie.
Mam podobną sytuację na osiedlu. Kilka osób wykupiło za sporo kasy miejsca parkingowe, które zabezpieczone są takimi metalowymi słupkami na klucz. Większości sąsiadów nie chce się po wyjechaniu tego słupka ustawiać do pionu, więc często zdarzają się sytuacje gdzie przyjedzie ktoś z "zewnątrz" i stanie im na ich miejscu. Ostatnio wzywali policję. Co ciekawe, miejsca nie są w żaden sposób oznaczone, więc teoretycznie położony słupek nie wskazuje na to, że miejsce do kogoś należy. Dodam, że osiedle niestety nie jest ogrodzone, także osoby "z zewnątrz" zdarzają się bardzo często. A najczęściej są to rodzice dowożący swoje dzieci do pobliskiego przedszkola, pod którym jest parking tylko dla nich, ale na 4 samochody.
A liczyłam na zakończenie, że dziewczyna jednak odejdzie do Kubusia i kolega zostanie bez mieszkania, bo Kubuś przeprowadzi się i z nią zamieszka :D A tak serio, to świetny układ z tym mieszkaniem, faktycznie szkoda kolegi.
Z ogólnie pojętych zasad dobrego wychowania wpojono mi, że jak ktoś zaprasza mnie na kolację to wypada przynieść mu drobny upominek - czekoladki, wino czy coś innego, co gospodarza ucieszy. W dobrym tonie jest się zrewanżować i w przyszłości tę osobę zaprosić do siebie na kolację. Jak ktoś zaprasza na urodziny to daje się mu prezent - zazwyczaj pytam co chciałby dostać solenizant bliskiej mu/jej osoby. Jeśli kogoś bardzo dobrze znam to sama wymyślam prezent, zawsze spersonalizowany i taki, który "się przyda", a jednocześnie ucieszy osobę obdarowaną. Tak samo jest z weselem - jeśli nie wiem zupełnie co chcieliby młodzi, a w zaproszeniach nie dają żadnej wskazówki to dostają kopertę z kasą. To zawsze się przyda. Wielu gości przy okazji wręczania zaproszeń pyta młodych czy mają jakieś życzenia co do prezentu - wiadomo, że jak wyprowadzają się na "swoje" to napewno potrzebują sprzętów kuchennych, pościeli itp. Jeśli młodzi mają już urządzone mieszkanie to kupowanie im sprzętów (jakichkolwiek) bez konsultacji z nimi jest nie w porządku. Bo co ma potem zrobić taka para, która dostała 3 odkurzacze, albo 2 wypasione żelazka? To są PREZENTY więc bardzo niezręcznie byłoby je sprzedać czy oddać, no ale po co komu 3 odkurzacze? Mają je wynieść do piwnicy i czekać aż się popsuje ten, którego używają? To sobie poczekają, mój odkurzacz ma 10 lat i działa znakomicie...
Jak ktoś wypuszcza kota luzem bez chipa albo obroży z adresatką to musi być przygotowany na różne ewentualności - ktoś mu go zabierze na kastrację i nie odda (jeśli okaże się oswojony), kot wpadnie pod samochód i nigdy właściciel nie dowie się co się stało, ktoś kota pobije, albo zamęczy, bo niestety tacy "ludzie" też chodzą po ziemi... Jeżeli ktoś chce mieć pewność, że się kotu nic nie stanie to niech go trzyma w domu, albo w odpowiednio zabezpieczonym ogrodzie. Wypuszczanie kota luzem to skrajna głupota i nieodpowiedzialność, a o braku kastracji nawet nie wspomnę, bo to świadczy o wysokim deficycie intelektualnym właściciela.
Ciężko mi uwierzyć, że w restauracji nie było NIC niegazowanego - wody, herbaty czy soku. Ale widziałam niejednokrotnie mamuśki, które wchodziły do restauracji z kubusiami, pysiami i innymi soczkami dla dziecka, "bo ono nic innego nie wypije". Czy to jest chęć zaoszczędzenia tych 5 złotych za napój? Być może. Nie znoszę rodziców z dziećmi w restauracjach, bo zazwyczaj robią hałas, bałagan i generalnie przeszkadzają innym gościom, a roboty jest z nimi mnóstwo, bo "dziecko nic nie zje z karty, więc mu przyniosłam słoiczek, proszę podgrzać natychmiast!", albo coś rozleje, wypluje czy zwymiotuje. A samym rodzicom przeszkadza wszystko i nic się nie podoba. Jak będę miała restaurację to zrobię tam zakaz wstępu z dziećmi poniżej 15 roku życia.
W pewnym sklepie odzieżowym czekając w kolejce do przymierzenia ubrań byłam świadkiem jak mały chłopiec otwierał wszystkie przymierzalnie (zasłaniane kotarą). W środku były osoby, które mierzyły ciuchy. Mamusia najpierw próbowała uspokoić latorośl "Alan uspokój się!". Później śmieszkowała sobie jaki to mały podglądacz i macho jej rośnie. Obsługa zwracała uwagę, jednak nie wyprowadził jej nikt ze sklepu, mimo oburzonych głosów z przymierzalni i awantury, którą odsłonięte kobiety zrobiły matce. Zostawiłam rzeczy i wyszłam, podobnie jak kilka innych osób, bo co to za przyjemność świecić półnagim ciałem przed kilkuletnim gnojem, nad którym nikt nie umie zapanować.
A ile dziewczyn jest napastowanych seksualnie? Mnóstwo. Wszędzie. I rzadko się zdarza spektakularne "danie w ryj". Ile z Was, czytające dziewczęta dało w ryj nachalnemu adoratorowi? Mi się zdarzyło raz, na imprezie, oczywiście ten obrzydliwy typ wygrażał sądem i bóg jeden wie czym jeszcze. Nie potrafił schować dumy do kieszeni i przyznać się, że przeholował z podrywaniem obcej, niezainteresowanej dziewczyny. Nie dziwi mnie zachowanie najmującego (chociaż go nie usprawiedliwiam), być może dostawał jakieś sygnały, które odebrał jako zainteresowanie? Nie dziwi mnie również zachowanie wynajmującego. Sytuacja patowa. A poza tym - serio, chciałby dalej mieszkać z tym typem po tej akcji? To może jednak nie jest do końca niezainteresowany?
Pamiętam z czasów szkolnych nasze wielkie plecaki i jazdę autobusem. Jak się miało plecak na plecach to ludzie krzyczeli, że trącamy, żeby zdjąć natychmiast. Jak się plecak trzymało w ręku to krzyczeli, że wali po nogach tym plecakiem! Tak źle i tak niedobrze, a w społeczeństwie zero zrozumienia dla dzieci obciążonych ogromnymi plecakami. Nie wiem jak jest teraz, pewnie coś się zmieniło, ale jak ja chodziłam do szkoły to nie mieliśmy swoich szafek więc codziennie trzeba było nosić ze sobą cały zestaw na każdy przedmiot - zeszyt, ćwiczenia i podręcznik plus jakieś artykuły na plastykę, strój na WF itp. To dużo ważyło :/
@Rak77: Moja kocica też panicznie boi się kartonów, bo kiedyś jak weszła do jednego, to na górze usiadł jej brat i nie miała jak wyjść. Zdjęłam go stamtąd, ale ona już zdążyła wpaść w histerię i od tamtej pory nie wejdzie do żadnego. Notabene oba te futra ktoś również wyrzucił, tyle że na śmietnik w plastikowym worku...
@katem: Oczywiście masz rację, ale tak czy siak wizyta w muzeum dla 3 latka to żadna rozrywka, więc jak już ma być wychowywany "bezstresowo" to po co go męczyć i stresować oglądaniem przedmiotów, które w ogóle go nie interesują? A niemowlaka czy noworodka ciężko jest uciszyć pod ziemią, gdzie ewidentnie nie czuje się dobrze, bo to po prostu nie jest miejsce dla niego. Ale rodzice wiedzą lepiej, przecież im nie przeszkadza wrzask własnego dziecka, to niech inni też się przyzwyczają.
Ludzie, opamiętajcie się. Jeśli chcecie żeby pan Janusz, który umie w miarę dokładnie pomalować ścianę i nic więcej zarabiał 5000zł to wy za remont mieszkania zapłaćcie nie np. 10 000, a 40 000zł. Myślicie, że właściciel małej firmy remontowej zarabia miliardy, tylko się nie chce dzielić z biednymi pracownikami? Niestety, realia są takie, że własny biznes oznacza ogromne koszty (nie tylko związane z faktycznym wykonywaniem usług, ale i wszystkie urzędowo-księgowe sprawy, na które miesięcznie wydaje się ogromne kwoty, ubezpieczenia samochodów, zusy, paliwo etc.), a pensja pracownika jest w dużej mierze zależna od faktycznej wydajności i opłacalności jego pracy. Jeżeli praca pana Janusza jest warta 20 zł, to pracodawca nie może mu za to zapłacić 200 zł, to chyba logiczne. A 500+ właśnie sprawiło, że pracownikom niewykwalifikowanym nie opłaca się chodzić do pracy, bo skoro wcześniej mógł się utrzymać za 1500, a teraz na dzieci dostaje 1500 to nie każdy widzi potrzebę pracować, by mieć więcej pieniędzy. Niektórym wystarcza tylko tyle żeby było za co zjeść, wypić i na rachunki. Jak może mieć tyle kasy bez kiwnięcia palcem, to po co ma cokolwiek robić?
Mam jabłka od wielu lat i telefony i komputery. Nie są tanie w serwisie, ale w autoryzowanych punktach to już przeginają z ceną. Jak mi pękł zawias w kompie (upuściłam go na beton...) to w małym serwisie u znajomego zapłaciłam za naprawę 300 zł, gdzie w "ASO" proponowali mi taką samą naprawę za 700 zł! Stłuczoną szybkę w telefonie wymieniałam już z 5 razy, zawsze w małych serwisach, gdzie naprawa będzie od ręki, bo zapasowego telefonu nie posiadam. Wymiana trwa 10 minut i kosztuje +/- 150-200 zł. Szybkę również bardzo łatwo jest wymienić samemu. Jabłka mają też to do siebie, że po wielu upadkach i kompletnie potłuczonej szybce mogą dalej działać, nie trzeba od razu wymieniać :) Nie rozumiem po co obrażacie użytkowników jabłek, mnie np. nie obchodzi kto ma jaki telefon i nie oceniam go po tym czy używa szajsunga, jabłka czy innej marki.
@tick: Teraz pewnie matki polki cię zjadą, że "jak śmiesz porównywać DZIECKO do psa????!!!!!oneoneone", a tymczasem masz 100% racji, bo małe dzieci intelektem nie odbiegają zbytnio od przeciętnego psa czy kota. Marna ze mnie będzie matka, bo od roku nie jestem w stanie nauczyć kundla podać łapę ;)
Jestem leworęczna i uważam, że pióra dla leworęcznych to jedna wielka ściema. Każde pióro dostosowuje się do ręki piszącego (no dobra, każde porządne pióro, nie takie z auchana) i nie ma znaczenia czy jest dla prawo- czy leworęcznych. A piórem napisałam już spokojnie z kilka grubych książek. Co do nożyczek, to się zgadzam - jeśli potrzebne są nożyczki do obcięcia metki, opakowania, czy przecięcia kartki na pół to można używać tych "normalnych", jednak kiedy nauczyciel zażąda jakiejś precyzyjnej wycinanki to nożyczkami dla praworęcznych jest bardzo, bardzo trudno. Z tego względu miałam zawsze 2 z plastyki :/
@KierowcaTYRa: Chcieli wracać "po nocy", więc nawet przez środek Warszawy w nocy nie ma takiego ruchu, żeby jechać 25 km przez godzinę :D
Co to za samochód, który 25 km jedzie przez godzinę? Szybciej byłoby rowerem :)
@egow: No jasne, że ich g... obchodzi, tylko jak wylądują na cmentarzu to sobie co najwyżej napiszą na grobie "miałem rację i jechałem przepisowo, ale jakiś debil jechał za szybko i mnie zabił". Wiem, że nie każdy przestrzega przepisów, istnieją przecież piraci drogowi, ale to nie znaczy, że ktoś widząc takiego pirata ma powodować wypadek, bo jedzie przepisowo, więc mu wolno. Prawa fizyki niestety nie naginają się do przepisów prawa Polski czy innego kraju. Jak ktoś ci z dużą prędkością wyjedzie z podporządkowanej to najpierw hamujesz, czy może jedziesz dalej, bo on jedzie niezgodnie z przepisami i co z tego, że rozwali ci auto?
@ZaglobaOnufry: Taaa, napewno by się 500 pozbyli :P
@Vege: Stać mnie na nowego Focusa, ale wolę stare Audi. Nowe Audi też nie jest jakoś szczególnie drogie w leasingu, tylko po co je kupować, skoro stare się nie psuje, jeździ sprawnie i szybko, a w dodatku mało pali. Jak już wyzionie swojego ducha, to wtedy się zastanowię. Nie rozumiem co niektórzy ludzie chcą sobie i światu udowodnić kupując drogie auto, na które ich ledwo stać.
@Shineoff: Stara ludowa mądrość głosi, że wiele osób przeklina i denerwuje się za kierownicą, a pozostali kierowcy są przyczyną tych nerwów i przeklinania :D
Dla wielu kierowców "kolumną TIRów" jest jadące kilka ciężarówek w odstępach kilka kilometrów. I cisną tym lewym pasem 132 km/h wyprzedzając mozolnie ciężarówki. A ty człowieku wlecz się za takim przez 20 km, bo co chwilę zobaczy jakiegoś TIRa na horyzoncie, więc za nic lewego pasa nie opuści. Nie twierdzę, że w przypadku autora tak było, ale cóż... Zdarza się i tak. Wtedy nie siedzę na zderzaku (bo to głupota), ale długich świateł i kierunkowskazu nie oszczędzam. A kierowcy, którzy koniecznie muszą się przed kogoś wcisnąć na lewy pas, bo nagle im się przypomniało, że przed nimi jest TIR i trzeba go natychmiast wyprzedzić to już w ogóle nie mają żadnego pomyślunku. Nie potrafią zaczekać 20 sekund aż pas się zwolni, tylko ładują się swoim autem prosto przed maskę kogoś, kto jedzie dwa razy szybciej.
@kojot_pedziwiatr: Jestem fanką tej marki i używam kierunkowskazów, przepuszczam pieszych, nie wyprzedzam na ciągłej, zachowuję kulturę na drodze. Myślę, że zachowanie kierowcy nie zależy od marki pojazdu jakim się porusza, ale widzę, że jak jest jakiś wypadek z BMW, albo Audi w roli głównej to od razu obrywa się kierowcy auta tej marki za to, że jest pewnie debilem bez mózgu, nie umie prowadzić i to wszystko jego wina...
Jak dla mnie rodzice powinni być obciążeni kosztami poszukiwań. Sami na własną odpowiedzialność weszli do morza z dziećmi, pomimo ostrzeżeń ratowników! Rozumiem, że kąpiel w morzu to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy na wakacjach, ale bez przesady, nie kosztem utraty zdrowia lub życia. Ja też lubię skakać przez fale, ale jak jest czerwona czy czarna flaga to sobie co najwyżej moczę stopy w wodzie.
Mam podobną sytuację na osiedlu. Kilka osób wykupiło za sporo kasy miejsca parkingowe, które zabezpieczone są takimi metalowymi słupkami na klucz. Większości sąsiadów nie chce się po wyjechaniu tego słupka ustawiać do pionu, więc często zdarzają się sytuacje gdzie przyjedzie ktoś z "zewnątrz" i stanie im na ich miejscu. Ostatnio wzywali policję. Co ciekawe, miejsca nie są w żaden sposób oznaczone, więc teoretycznie położony słupek nie wskazuje na to, że miejsce do kogoś należy. Dodam, że osiedle niestety nie jest ogrodzone, także osoby "z zewnątrz" zdarzają się bardzo często. A najczęściej są to rodzice dowożący swoje dzieci do pobliskiego przedszkola, pod którym jest parking tylko dla nich, ale na 4 samochody.
A liczyłam na zakończenie, że dziewczyna jednak odejdzie do Kubusia i kolega zostanie bez mieszkania, bo Kubuś przeprowadzi się i z nią zamieszka :D A tak serio, to świetny układ z tym mieszkaniem, faktycznie szkoda kolegi.
O fu czemu to dodajesz w tym miejscu? Nie ma jakiejś stronki dla obleśnych-zboczeńców-erotomanów-samochodowych-gawędziarzy w czeluściach internetu? :o
Z ogólnie pojętych zasad dobrego wychowania wpojono mi, że jak ktoś zaprasza mnie na kolację to wypada przynieść mu drobny upominek - czekoladki, wino czy coś innego, co gospodarza ucieszy. W dobrym tonie jest się zrewanżować i w przyszłości tę osobę zaprosić do siebie na kolację. Jak ktoś zaprasza na urodziny to daje się mu prezent - zazwyczaj pytam co chciałby dostać solenizant bliskiej mu/jej osoby. Jeśli kogoś bardzo dobrze znam to sama wymyślam prezent, zawsze spersonalizowany i taki, który "się przyda", a jednocześnie ucieszy osobę obdarowaną. Tak samo jest z weselem - jeśli nie wiem zupełnie co chcieliby młodzi, a w zaproszeniach nie dają żadnej wskazówki to dostają kopertę z kasą. To zawsze się przyda. Wielu gości przy okazji wręczania zaproszeń pyta młodych czy mają jakieś życzenia co do prezentu - wiadomo, że jak wyprowadzają się na "swoje" to napewno potrzebują sprzętów kuchennych, pościeli itp. Jeśli młodzi mają już urządzone mieszkanie to kupowanie im sprzętów (jakichkolwiek) bez konsultacji z nimi jest nie w porządku. Bo co ma potem zrobić taka para, która dostała 3 odkurzacze, albo 2 wypasione żelazka? To są PREZENTY więc bardzo niezręcznie byłoby je sprzedać czy oddać, no ale po co komu 3 odkurzacze? Mają je wynieść do piwnicy i czekać aż się popsuje ten, którego używają? To sobie poczekają, mój odkurzacz ma 10 lat i działa znakomicie...
@Hanabi: A dlaczego nie ma chipa?
Jak ktoś wypuszcza kota luzem bez chipa albo obroży z adresatką to musi być przygotowany na różne ewentualności - ktoś mu go zabierze na kastrację i nie odda (jeśli okaże się oswojony), kot wpadnie pod samochód i nigdy właściciel nie dowie się co się stało, ktoś kota pobije, albo zamęczy, bo niestety tacy "ludzie" też chodzą po ziemi... Jeżeli ktoś chce mieć pewność, że się kotu nic nie stanie to niech go trzyma w domu, albo w odpowiednio zabezpieczonym ogrodzie. Wypuszczanie kota luzem to skrajna głupota i nieodpowiedzialność, a o braku kastracji nawet nie wspomnę, bo to świadczy o wysokim deficycie intelektualnym właściciela.
Ciężko mi uwierzyć, że w restauracji nie było NIC niegazowanego - wody, herbaty czy soku. Ale widziałam niejednokrotnie mamuśki, które wchodziły do restauracji z kubusiami, pysiami i innymi soczkami dla dziecka, "bo ono nic innego nie wypije". Czy to jest chęć zaoszczędzenia tych 5 złotych za napój? Być może. Nie znoszę rodziców z dziećmi w restauracjach, bo zazwyczaj robią hałas, bałagan i generalnie przeszkadzają innym gościom, a roboty jest z nimi mnóstwo, bo "dziecko nic nie zje z karty, więc mu przyniosłam słoiczek, proszę podgrzać natychmiast!", albo coś rozleje, wypluje czy zwymiotuje. A samym rodzicom przeszkadza wszystko i nic się nie podoba. Jak będę miała restaurację to zrobię tam zakaz wstępu z dziećmi poniżej 15 roku życia.
W pewnym sklepie odzieżowym czekając w kolejce do przymierzenia ubrań byłam świadkiem jak mały chłopiec otwierał wszystkie przymierzalnie (zasłaniane kotarą). W środku były osoby, które mierzyły ciuchy. Mamusia najpierw próbowała uspokoić latorośl "Alan uspokój się!". Później śmieszkowała sobie jaki to mały podglądacz i macho jej rośnie. Obsługa zwracała uwagę, jednak nie wyprowadził jej nikt ze sklepu, mimo oburzonych głosów z przymierzalni i awantury, którą odsłonięte kobiety zrobiły matce. Zostawiłam rzeczy i wyszłam, podobnie jak kilka innych osób, bo co to za przyjemność świecić półnagim ciałem przed kilkuletnim gnojem, nad którym nikt nie umie zapanować.
A ile dziewczyn jest napastowanych seksualnie? Mnóstwo. Wszędzie. I rzadko się zdarza spektakularne "danie w ryj". Ile z Was, czytające dziewczęta dało w ryj nachalnemu adoratorowi? Mi się zdarzyło raz, na imprezie, oczywiście ten obrzydliwy typ wygrażał sądem i bóg jeden wie czym jeszcze. Nie potrafił schować dumy do kieszeni i przyznać się, że przeholował z podrywaniem obcej, niezainteresowanej dziewczyny. Nie dziwi mnie zachowanie najmującego (chociaż go nie usprawiedliwiam), być może dostawał jakieś sygnały, które odebrał jako zainteresowanie? Nie dziwi mnie również zachowanie wynajmującego. Sytuacja patowa. A poza tym - serio, chciałby dalej mieszkać z tym typem po tej akcji? To może jednak nie jest do końca niezainteresowany?
Pamiętam z czasów szkolnych nasze wielkie plecaki i jazdę autobusem. Jak się miało plecak na plecach to ludzie krzyczeli, że trącamy, żeby zdjąć natychmiast. Jak się plecak trzymało w ręku to krzyczeli, że wali po nogach tym plecakiem! Tak źle i tak niedobrze, a w społeczeństwie zero zrozumienia dla dzieci obciążonych ogromnymi plecakami. Nie wiem jak jest teraz, pewnie coś się zmieniło, ale jak ja chodziłam do szkoły to nie mieliśmy swoich szafek więc codziennie trzeba było nosić ze sobą cały zestaw na każdy przedmiot - zeszyt, ćwiczenia i podręcznik plus jakieś artykuły na plastykę, strój na WF itp. To dużo ważyło :/
@Rak77: Moja kocica też panicznie boi się kartonów, bo kiedyś jak weszła do jednego, to na górze usiadł jej brat i nie miała jak wyjść. Zdjęłam go stamtąd, ale ona już zdążyła wpaść w histerię i od tamtej pory nie wejdzie do żadnego. Notabene oba te futra ktoś również wyrzucił, tyle że na śmietnik w plastikowym worku...