Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sihaja

Zamieszcza historie od: 12 marca 2011 - 18:56
Ostatnio: 21 czerwca 2014 - 15:09
  • Historii na głównej: 40 z 80
  • Punktów za historie: 29715
  • Komentarzy: 332
  • Punktów za komentarze: 1528
 

#18516

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracałam wczoraj o 21 trolejbusem. Gwoli nakreślenia sytuacji: w Lublinie w kilku trolejbusach zainstalowano automaty do sprzedaży biletów. Ludzie natomiast są przyzwyczajeni, że o późnej godzinie, czy gdy nie ma kiosku na przystanku, od razu wchodzą pierwszymi drzwiami i kupują bilety u kierowcy.

Jak pisałam - godzina 21, nie ma kiosku przy przystanku. Ja bilet akurat miałam, ale wsiadła przede mną starsza pani. Nawet pomagałam jej wsiąść, bo ledwie szła. I takim łamiącym się głosem zwróciła się do kierowcy:
[B] Byłby pan łaskaw bilet ulgowy sprzedać?
Reakcji kierowcy chyba nikt się nie spodziewał. Ja podskoczyłam, kilka osób też drgnęło.
[K] Noż kur*a, ile razy będę mówił, ze je*any automat jest w połowie pojazdu? Ślepa ku*wa jesteś? Wy*ierdalaj stąd w tej chwili!!!
I wrócił do kierowania pojazdem, czyli zaczął odjeżdżać z przystanku.
[J] Ja rozumiem, że powtarzać tyle razy jest to niewygodnie, ale odrobina zrozumienia i kultury by panu nie zaszkodziła.

Ludzie zaczęli na niego krzyczeć, jak traktuje ludzi, zwłaszcza starszych. Babci bilet kupiłam ja, podziękowała, usiadła na wolnym miejscu. Ja stałam obok.
Babcia pogrzebała w torbie, którą miała ze sobą, wyjęła czekoladę i podała mi, mówiąc, że chciałaby mi podziękować. Powiedziałam, że bardzo dziękuję, ale że nic wielkiego nie zrobiłam, więc nie trzeba i żeby sama zjadła czekoladę na zdrowie, ale wcisnęła mi ją i powiedziała, że mi na pewno na zdrowie wyjdzie.

MPK Lublin

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 564 (682)

#18363

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W piątek udałam się do przychodni do lekarza na kontrolę. Złapałam jakiegoś wirusa, a że w ciąży jestem to i lepiej sprawdzić po kilku dniach co tam ze mną.
Zadzwoniłam, żeby się zapisać:
[J] Dzień dobry, chciałabym się zapisać do doktor Ł. na kontrolę.
[P] Nie ma numerków na telefon, tylko osobiście dziś do doktor można było dostać, ale i tych już nie ma.
[J] Ale ja potrzebuję przyjść na kontrolę, doktor kazała dziś przyjść, jeśli mam zwolnienie i jestem chora jakim cudem mam przyjść po numerek o 6.30 rano?
[P] Dziś do doktor tylko osobiście numerki.
[J] Czy mogę ewentualnie przyjść i zapytać czy doktor mnie przyjmie poza kolejką?
[P] Jak pani chce.
[J] Dziękuję, do widzenia.
[P] Trzask odkładanej słuchawki.

Przyszłam. Pani doktor powiedziała, że oczywiście, ja jestem w ciąży, zagrożonej, ona musi mnie przyjąć. Prosiła tylko, żebym wyjęła kartę i weszła po pacjencie tym, co teraz ma wejść. Poszłam po rejestracji (całe 5 m od gabinetu)

[J] Pani doktor powiedziała, że mnie przyjmie, prosiła tylko o kartę.
[P] Adres?
[J] Lublin, ulica Piekielna 1/1.
[P] Paulina Piekielna?
[J] Tak.
[P] Zaraz do gabinetu zaniosę, proszę czekać.

Siadłam pod gabinetem, pacjent wszedł, wyszedł, wchodzę ja

[D] Ale ja jeszcze pani karty nie mam.

No to znów do rejestracji.
[P] Zaraz zaniosę. Czeka pod rejestracją.

I tak było przy kolejnym pacjencie i kolejnym. W końcu wkurzyłam się i zapytałam o nazwisko pani pielęgniarki, bo to chyba przesada i może powinnam porozmawiać z jej szefem.
W tym momencie pani pielęgniarka zerwała się i zaniosła kartę bezpośrednio do gabinetu. Myk polegał na tym, że pacjent, który wtedy był u pani doktor, był ostatnim jej pacjentem, bo musiała zwolnić gabinet dla kolejnego lekarza. Prawie dwie godziny siedzenia z gorączką w zimnej poczekalni na nic, a panie pielęgniarki miały gdzieś to, co powinny były zrobić.

Koniec końców ta druga pani doktor zgodziła się mnie przyjąć, ale że nie zna mnie, stwierdziła, że symuluję ciążę żeby się dostać do lekarza (taa, kartę ciąży z poradni gin-poł sama sobie wystawiłam i podbiłam, a USG zabrałam chyba sąsiadce), w zasadzie nic mi nie jest, gardło trochę zaczerwienione, a katar mam zwykły, a nie zatokowy, bo skąd ja się niby znam na tym, jak wygląda katar zatokowy, a na koniec zapisała mi antybiotyk.
Na nieśmiałą sugestię, że może jednak nie antybiotyk skoro jestem w ciąży a w zasadzie nic mi nie jest, powiedziała, że to ona jest tu lekarzem.

Jest niedziela, nie wykupiłam antybiotyku, tylko syrop na kaszel i tabletki na ból gardła, które mogę przyjmować i jest coraz lepiej. Jak przeczytałam na kilku stronach z opiniami o przychodni, ta pani doktor przepisuje antybiotyki każdemu, na wszystko.

Przychodnia w Lublinie

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 545 (627)

#18218

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Projektuję biżuterię i wykonuję też pojedyncze egzemplarze kolczyków, wisiorków, naszyjników, bransolet... Generalnie jest to moje hobby, a nie praca zarobkowa, ale że nie opłaca się robić zamówienia ze sklepu internetowego na jedną czy dwie pary kolczyków, robię raz na jakiś czas zamówienie na kilkaset złotych, a potem dłubię sobie poszczególne wzory. Sprzedaję to głównie w pracy, a cenę ustalam na zasadzie cena materiałów + 2-5 zł za robociznę, zależy od przedmiotu i ilości pracy. Tyle wstęp.

Sama historia rozegrała się właśnie u mnie w pracy. Pudełko z biżuterią krąży po sali, w pewnej chwili przychodzi koleżanka i pokazuje mi kilka par kolczyków. Wybrała same robione na srebrze (w przeciwieństwie do bigli i drucików posrebrzanych) i z kryształkami Swarovskiego.
[K] Ile chcesz za te?
[J] 15, 17, 20, 27, 30 i 50 (pokazałam jej poszczególne pary).
[K] (pokazała te najokazalsze za 50 zł, włożone w nie 45 zł) A za 15 byś mi ich nie sprzedała?
[J] Wiesz, szczerze powiedziawszy włożyłam w nie 45 zł, więc taniej niż 45 nie mogę ich sprzedać.
[K] No co ty, weź, bo mi się podobają.
[J] No rozumiem, ale nie mogę dokładać do tego, to ostateczna cena.
[K] A kiedy będziesz robić wyprzedaż? Bo pewnie zejdziesz do 15?
[J] Nie, nie zejdę do 15, bo kosztowały mnie trzy razy więcej. Niestety taniej nie mogę ich wycenić. Mogę ci dać te i te za 15, tu są mniejsze kamienie i jest ich mniej i za tyle mogę je sprzedać.
[K] Ale te mi się podobają bardziej. A kiedy będziesz charytatywkę* robić?
[J] Jak co roku, w listopadzie.
[K] O, to ja przyjdę wtedy i wezmę je za 5 zł. To pa!

I poszła.

*Charytatywką nazwała moją coroczną akcję w pracy na rzecz dzieci z domu dziecka czy jakiegoś potrzebującego dzieciaczka. Puszczam pudełko za bezcen. To znaczy ludzie wybierają coś, płacą tyle ile mogą, a ja wszystko przekazuję na rzecz domu dziecka, albo dzieciaczka. Zdarza się, że ktoś daje 100 zł za kolczyki, zdarza się, że ktoś nie ma dużo kasy i daje 5 zł, wybiera jakąś rzecz, ale chyba jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś specjalnie stwierdził, że da grosze dla dzieci, bo nie chce mu się wydawać normalnie pieniędzy.

"Zaradna" koleżanka

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 924 (960)

#18219

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lubię szyć, często coś dla siebie szyję. Ostatnia była tunika z jedwabiu, bardzo prosta w formie, ale materiał ma tak ciekawy wzór, że nie mogłam mu się oprzeć (i dobrze) :)
Przyszłam w niej do pracy i jedna z koleżanek, dowiedziawszy się, ze uszyłam sama ten ciuszek, poprosiła mnie o uszycie podobnego.
[J] Ok, nie ma sprawy, tylko w przyszłym tygodniu, bo teraz nie będę jechać do hurtowni materiałów, powiesz tylko jaki chcesz kolor czy wzór, dasz 50 zł i masz tunikę.
[K] No ale ja sama wolałabym wybrać materiał...
[J] No to nie ma sprawy, jak przyniesiesz materiał, to 20 zł.
[K] Ale jak to, to nie uszyjesz mi za darmo?
[J] No wiesz, to kilka godzin pracy i tak liczę Ci po stawce zarobku w małym kebabie - zażartowałam.
[K] No ale przecież to tylko ty będziesz to robić, a nie ktoś...
[J] Basiu, ale ja też jestem "ktoś", poświęcam na to kilka godzin, kosztuje też prąd do maszyny i nici. To, ze zrobi to ktoś Ci znajomy to nie znaczy, że jego czas jest zupełnie bezwartościowy.
[K] Jak tak, to ja nie chcę.

Obraziła się na mnie. Nie odzywała się niemal miesiąc... No jasne. Koleżankom z pracy to najlepiej jeszcze dopłacać za to, że można coś dla nich zrobić...

kolejna "zaradna" koleżanka

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 970 (1012)

#18091

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przed chwilą wróciłam z apteki. Poszłam po leki i witaminy dla kobiet w ciąży.

Pani farmaceutka zapytała, czy te witaminy to chcę tańsze, czy droższe. Odpowiedziałam, że tańsze, ale to zależy od składu, bo zależy mi na kwasie foliowym, witaminach i minerałach. Pani stwierdziła, że najtańsze to będą tabletki X, ale tam nie ma kwasu foliowego (myślę sobie - po co robić tabletki bez kwasu jak jest obowiązkowy?). Położyła na ladzie. Ale zaczęła mnie namawiać na preparat Y, w którym jest kwas foliowy - i to rzekomo tylko w tym on jest. Nabrałam podejrzeń. Różnica w cenie? 29 za X, ale 67 zł za Y. Aż mnie zatkało. Zapytałam czy mogę porównać składy - jeśli jest o wiele bogatszy to wezmę ten droższy. I co się okazało?

W tańszym również jest kwas foliowy, 100% dziennego zapotrzebowania, a poza tym o kilka witamin i minerałów więcej niż w tym droższym. Powiedziałam o tym pani farmaceutce, a ona, że to niemożliwe. Zaczęła mnie przekonywać, żebym wzięła te droższe, bo na pewno są lepsze, zagraniczne, a te tańsze to polskie, pewnie badziewie.
Odłożyłam oba pudełka i stwierdziłam, że w takim razie dziękuję, może wrócę jeśli pani nauczy się czytać skład na opakowaniu i zacznie mówić prawdę klientom nie licząc na podwójny zysk.

Apteka "Dbam o zdrowie"

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 683 (729)

#17838

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W sobotę mieliśmy rodzinny obiad. Mój narzeczony miał kupić kwiaty dla mojej mamy, ja stwierdziłam, że w tym samym czasie skoczę do pobliskiej Żabki po jakieś wino do obiadu i spotkamy się za parę minut przy samochodzie. Kiedy wchodziłam do sklepu zadzwoniła moja przyjaciółka. Pytała jak się czuję, jak tam maleństwo. Więc ja stanęłam z boku, przyglądam się półce z winami, znajdującej się za kasjerką i ściszonym głosem odpowiadałam, ze dobrze, że mnie mdli, ale że da się wytrzymać, ze byłam na USG i słyszałam bicie serduszka... Takie dwie minuty rozmowy, potem powiedziałam, że nie mogę za bardzo rozmawiać, bo jedziemy do moich rodziców i że zadzwonię wieczorem. Wrzuciłam telefon do torebki i podeszłam do kasy.
[K] kasjerka
[J] ja
[J] Dzień dobry, poproszę to i to białe wino. Ono jest półwytrawne, tak?
[K] Tak, ale pani nie sprzedam, bo nie mogę.
[J] Ale ja mam 18 lat, już pokazuję dowód (mimo, że magiczną granicę przekraczałam 7 lat temu to jeszcze czasem zdarza się, że ktoś prosi o pokazanie dowodu i bardzo dobrze, że komuś się chce).
[K] Ale mi nie chodzi o dowód, pani jest w ciąży i nie sprzedam pani wina.
[J] A przepraszam bardzo, co to ma do rzeczy? Po pierwsze nie podsłuchuje się cudzych rozmów, prowadzonych w dodatku bardzo cicho, a po drugie, nie jestem pijana, mam 18 lat więc proszę o to wino.
[K] Nie sprzedam bo się spijesz i maleństwo uszkodzisz! (kasjerka przeszła na ty) Boga byś się bała! Ja się codziennie modlę za takie maleństwa nienarodzone, a Ty nie dość, że się pewnie k*rwiłaś, to teraz pijesz!
W tym miejscu zrobiłam przysłowiowego karpika.
[J] Po pierwsze nie życzę sobie takiego traktowania mnie jako klienta, ani jako człowieka, na takie słowa jest paragraf, jeśli sobie pani z tego nie zdawała sprawy, to już pani wie. W tej chwili proszę mnie przeprosić.
[K] Gówno cię pijaczko będę przepraszać. W tym momencie wyjęłam telefon i zrobiłam tej pani zdjęcie, jak z wykrzywioną twarzą na mnie takie słowa wygaduje, i cyknęłam też zdjęcie jej plakietki z imieniem.
[K] Co ty robisz? Tu nie wolno robić zdjęć, ja sobie nie życzę!!!
[J] A ja sobie nie życzę takiego traktowania. Jeżeli mnie pani nie przeprosi, w poniedziałek złożę na panią skargę.
[K] To se składaj. Wynocha z mojego sklepu!

Owszem, wyszłam. W szoku, że można w ten sposób kogoś traktować. Dzisiaj złożyłam skargę na tę panią. Z pełną premedytacją, mimo że nie lubię takich rzeczy robić. Ale nazywanie mnie pijaczką, k*rwą, kimś, kto chce zrobić krzywdę swojemu tak wyczekanemu dziecku...

Wino kupiliśmy gdzie indziej bez problemu. Nie wypiłam ani kropli, choć reszcie rodziny smakowało.

Żabka w centrum Lublina

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 754 (848)

#17747

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja sprzed chwili. Ktoś puka do drzwi, [M]ama narzeczonego otwiera. [B]ezdomny prosi o pieniądze. Sami mamy teraz trudny okres, mama n. nie pracuje od roku, ale pan poprosił o jedzenie. W takim wypadku nie odmawiam, wyciągnęłyśmy paczkę makaronu i sos w słoiczku i podajemy. Pan się uśmiechnął patrząc na nas jak na idiotki i mówi:

[B] Coś do pieczenia bym poprosił...
My tak popatrzyłyśmy po sobie, ale co do pieczenia, proszek do pieczenia mu damy, kilo schabu z zamrażalnika, żeby upiekł, mieszankę na chleb?
[B] Bo ja mam pieczarki, tylko nie mam na czym upiec. Może smalec?
[J] Nie mamy takich rzeczy...
[B] Oliwę?
Mama spojrzała na mnie, mówi - nawet nie mamy w co przelać, a mamy 3 litry.
[B] Wodę mineralną? - pomijając fakt, że sami kupujemy źródlaną w 5 l bukłakach, ale jest piątek i nie było, bo dopiero po południu będziemy jechać na zakupy, to dopytywanie mnie rozwaliło... Stoję jak głupia w drzwiach z makaronem i sosem dobrej polskiej firmy, a facet mi wymienia, co on chce dostać...
[J] Proszę pana, mamy to, jest piątek, w domu prawie nic nie ma do jedzenia, bo zakupy robimy po południu, chce pan ten makaron i sos?
A facet myk! nogę za próg i zaczyna się rozglądać po mieszkaniu, zobaczył w naszym pokoju przez otwarte drzwi sok marchwiowy (pomaga na poranne mdłości) i już chce wejść!
Przytrzasnęłam go lekko w drzwiach, cofnął się.
[J] Nie mam czasu stać tu z panem do jutra, niektórzy chodzą do pracy, chce pan to czy nie?
[B] Takie gówno bez mięsa? - I poszedł pod kolejne drzwi.

Zamknęłam nas na trzy spusty na wypadek, gdyby chciał wracać. Teraz stoi w bramie, a że mieszkamy na I piętrze słyszę jak żebrze o pieniądze na bilet do jakiegoś dużego miasta. I chciej tu pomóc...

przed chwilą w domu

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 531 (597)

#17788

przez (PW) ·
| Do ulubionych
BOK Klienta Biznesowego, {k} lient, [J]a.
Dzwoni klient z numeru z innej sieci, bo nie mamy go w systemie.
[K] Co to ma być?
[J] Słucham?
[K] Pytam co to ma być?
[J] Pytanie usłyszałam, jednak gdyby mógł pan wyjaśnić o co mniej więcej chodzi... Nie wiem o jaki numer chodzi, czy o jaką sprawę.
[K] Co jest z nadajnikiem?
[J] A w którym miejscu?
Tu jeszcze kilka minut rozmowy właściwie o niczym, o tym, że doskonale powinnam wiedzieć gdzie jest nadajnik, co się z nim dzieje i od razu przeprosić klienta za to, że coś jest nie tak. W końcu podał nazwę miejscowości i ulicę.
[J] Rzeczywiście, są prowadzone prace na nadajniku, ale nie widzę awarii, czyli to jakaś konserwacja, nie powinna trwać dłużej niż 5-6 godzin. Na tę chwilę proponuję przełączyć się na sieć 2 G jeśli ma pan włączoną 3G, bo prace są prowadzone na nadajniku 3G, ale ten obok, 2G pracuje bez zarzutu i będzie mógł pan bez problemu rozmawiać.
[K] To ja chcę złożyć reklamację na nadajnik i poproszę o rekompensatę, bo ja od godziny nie mogę dzwonić. A w umowie mam zapis, ze musicie mi udostępnić nadajniki do rozmowy.
[J] Proszę pana, ma pan zapis, że sieć świadczy usługi zgodnie z możliwościami zasięgowymi, czasem się zdarza, że nadajnik się psuje, czasem musi być przeprowadzona konserwacja, żeby nadajnik działał poprawnie, to naturalne.
[K] Mnie to g*wno obchodzi, chcę rekompensatę, mam to w umowie.
[J] Już wyjaśniłam, że niedokładnie to ma pan w umowie co pan powiedział, skargę mogę przyjąć, natomiast jaka rekompensata wchodziłaby w grę? Jaka by była dla pana zadowalająca?
[K] Wie pani, ja tracę wielkie pieniądze, grube tysiące w tej chwili, więc za godzinę że nie mogę dzwonić to z 500 zł.
[J] Wyjaśniłam panu, że może pan dzwonić, wystarczy w telefonie przełączyć rodzaj fal, na których on dzwoni, jeśli poda mi pan model, to powiem panu w którym miejscu się to włącza, natomiast co do rekompensaty... - tu sprawdzam rachunki faceta, bo jeśli rzeczywiście klient, który ma rachunki idące w kilka tys. złotych miesięcznie, firma jest w stanie więcej zrabatować. A tam... rachunki po 30-40 zł, w dodatku trzy zaległe... Blokady jeszcze nie ma, ale na dniach powinna być.
[K] No to co, dacie mi tę rekompensatę bo tu już drugą godzinę nie ma zasięgu, czyli 1000 zł to już jest! Tylko szybko, żebym zaraz miał na koncie!
[J] Proszę pana, jeśli już sięgnął pan do zapisów umowy, jest tam też zapis, że zobowiązuje się pan w terminie uiszczać faktury, a tu już trzy są zaległe. Czy w ramach rekompensaty będzie w porządku jeśli przesunę termin blokady o trzy dni robocze? -
[K] Chyba pani oszalała, z kierownikiem chcę rozmawiać!!! To jest bezczelność! Wymagać takiej spłaty (jakieś 110 zł) w trzy dni!!!
[J] Ależ na zapłacenie pierwszej miał pan trzy miesiące, wydaje mi się, że to uczciwa propozycja.
[K] Zerwę z wami umowę!!! Pójdę do innej sieci!!! Nie dotrzymujecie umowy!!! Złodzieje wy!
[J] Ależ jak najbardziej tak, co wyjaśniłam na początku, to pan na razie nie dotrzymuje płatności za usługi, z których już pan skorzystał. To co, przesuwamy termin płatności czy nie?
[K] Nie! Ja z tym do sądu pójdę! Ja pisemną skargę na panią złożę!!! Pani jest złodziejką!!!
Rozłączył się.

Kilka dni później zadzwonił znowu, trafił akurat do koleżanki. Wysłał skargę @. Rozpatrzoną negatywnie, ze względu na to, że dokładnie opisałam rozmowę, napisałam, że poinformowałam o możliwości przełączenia telefonu na inną długość fal, dzięki czemu klient mógłby rozmawiać, o tym, że był niekulturalny i tak dalej. Dzień po naszej rozmowie miał też założoną blokadę. Niektórzy są tak niewychowani, że aż nie chce im się współczuć.

BOK ORANGE BIZNES

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 531 (583)

#17035

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przepraszam za dłużyznę, ale tak było...

W zeszłą środę trafiłam dość niespodziewanie na oddział patologii ciąży. Ciąża młoda, połowa 2 miesiąca, ale zawsze. Pojechałam do szpitala prosto z miasta, więc w zasadzie bez niczego. Z jednego szpitala skierowali mnie do drugiego (nikogo nie obchodziło, że może właśnie drugi raz tracę dziecko), niestety był to szpital położniczy na Lubartowskiej w Lublinie (postanowiłam, ze podam, który to, ku przestrodze).

Po badaniu w pokoju przy poczekalni, do którego ktoś non stop wchodził i wychodził, nic mi nie powiedziano, pani doktor zapytała tylko, czy jestem zamężna, dlaczego nie mam ze sobą szlafroka i jak mogę nie mieć ze sobą oświadczenia o grupie krwi (legitymacja honorowego krwiodawcy jej nie wystarczyła). Rzuciła mi jakąś szmatę (szlafrok) i kazała pielęgniarce wypełnić resztę dokumentów.

Siedziałam tam jeszcze z 15 minut, podczas których nikt się do mnie nie odezwał, był akurat koniec zmiany, więc ani ta, co kończyła pracę, ani ta co zaczynała nie zamierzały się mną zajmować, przynajmniej na razie. Po prostu chodziły dookoła mnie, jakbym nie istniała, żadnego: proszę jeszcze poczekać, czy coś takiego. Ostatecznie zapytała, czy jestem zamężna i ile oraz kazała podpisać, że zostałam zapoznana z kartą praw pacjenta oraz wiem jaki jest wynik badania wstępnego. Oczywiście, nie zostałam, ale co tam, formalność. Nadal nie wiedziałam, co z moim dzieckiem...

W końcu kazały mi iść na salę, pokazały łóżko w sali dla 7 osób, zostałam. Było już po kolacji, więc zanim mój narzeczony nie przyjechał i nie przywiózł mi ciuchów i jedzenia, leżałam i myślałam o tym, co się dzieje, dlaczego nikt nie przyjdzie i nie poinformuje mnie choćby mniej więcej o tym, co ze mną jest.

W skrócie pobyt przedstawiał się tak:
-lekarze, w tym ordynator oddziału mylili karty pacjentów, a pielęgniarki leki, tak, ze wymieniałyśmy się tymi kieliszkami, które roznosiły z tabletkami.
-myląc karty pacjentów nie sprawdzali nazwiska, kiedy któraś protestowała, że nie przyjechała tu z takimi objawami, tylko z innymi i wydzierali się, że przecież oni mają tu napisane.
-przy obchodzie pytali ile jestem zamężna...
-obchód wieczorny wyglądał tak: -jak się pani czuje? -dobrze. -a pani? -ja też. -to do widzenia.
-na wyniki badań trzeba było czekać ponad 48 godzin (morfologia w przychodni jest dostępna po ok. 5 h)
-stwierdzili, że minimum leży się u nich trzy dni, bo inaczej im NFZ nie zapłaci za pacjentkę.
-na całe piętro była 1 łazienka - przed nią często były kolejki, bo ciężarne często biegają do łazienki.
-pani doktor wmawiała mi, że chodzę do nieistniejącego lekarza, bo ona pracuje w tej prywatnej przychodni i takiego lekarza jak mój nie zna - jak jej pokazałam wyniki badań z nazwiskiem zlecającego lekarza to stwierdziła, że to jakaś pomyłka.
-nie poinformowali mnie o żadnych wynikach badań, które były robione.

Stwierdziłam, że dosyć tego, najbardziej denerwuję się tym, że leżę tu i nie wiem co się dzieje, wypisuję się na własne żądanie.
-podczas wypisywania karty zostałam poinformowana, że jestem złą matką, bo wychodzę na własne żądanie.
-wypisuję się na własne żądanie, więc już mnie nie przyjmą do tego szpitala, bo mam zepsutą kartotekę (nadal jestem w szpitalu czy już na komisariacie?)
-jak mogę odrzucić takich specjalistów???

Położna wzięła mój dowód osobisty i stwierdziła, że odbiorę z kartą informacyjną, ale że stanęły komputery to będzie do odebrania w poniedziałek i że nie odda mi dowodu wcześniej. Dostałam go, jak zagroziłam wezwaniem policji.
Zwolnienie na okres leżenia w szpitalu zostało mi wypisane z błędem, tak, że musiałam jeszcze raz chodzić i czekać, aż mi z łaską wypiszą...

Szpital Położniczy na Lubartowskiej w Lublinie

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 650 (736)

#16149

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z wczoraj, [K]lient, [J]a

[K] Dzień dobry, proszę pani, dzieci mi się dorwały do telefonu, nabiły mi 1300 zł rachunku na internet. Co pani może z tym zrobić?
[J] A czego pan oczekuje?
[K] No o ile mi może pani zmniejszyć ten rachunek? Jestem u was trzy lata w sieci, płacę wam rachunki (200 zł, z opóźnieniem o 2 m-ce, ale co tam - mój przypisek żeby naświetlić sytuację), więc co mi może pani dać jako bonus dla klienta?
[J] Jako bonus dla klienta mogę panu zaproponować nowy telefon w dobrej cenie z odpowiednią promocją, albo dodatkowe usługi i rabat na telefon przy przedłużeniu umowy. Jeśli chodzi o rachunek, to przyznał pan, że wykorzystał pan, czy w zasadzie pana dzieci, ale udostępnił im pan telefon, dane za taką kwotę, dlatego taka kwota jest do opłacenia.
[K] To ja wiem, ale co mi może pani zaproponować?
[J] Mogę panu przesunąć termin płatności o miesiąc lub rozłożyć to na 4 raty, żeby było łatwej to wpłacić.
[K] Taką śmieszną kwotę to ja mogę proszę pani wyjąć z kieszeni i ją na stół położyć, mnie na to stać proszę pani, ja się pytam, ile może mi pani z tego uciąć.
[J] Niestety, nic.
[K] No dobra, to umówmy się tak, ja opłacę ten rachunek w całości, a pani mi zrabatuje wszystkie 3 numery o 50% do końca umowy.
[J] Nie ma takiej możliwości proszę pana.
[K] No to co mi może pani dać w nagrodę za to, że zapłacę ten rachunek?!?
[J] To samo, co każdy sklep, w którym robi pan zakupy i otrzymuje rachunek.
[K] To znaczy? (z nadzieją w głosie)
[J] Zakupione produkty - w tym przypadku dostęp do internetu, który już pan wykorzystał.
[K] Ale ja coś chcę!
[J] Proszę pana, a co dostaje pan w nagrodę od powiedzmy, Tesco, kiedy robi pan u nich zakupy i nie kradnie pan, tylko jak normalny człowiek płaci w kasie?
[K] Nie będę rozmawiał z taką s.ką!

I się rozłączył...

BOK ORANGE BIZNES

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 783 (837)