Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

bloodcarver

Zamieszcza historie od: 15 czerwca 2011 - 15:47
Ostatnio: 25 kwietnia 2024 - 11:31
O sobie:

Mogłem mieć papierek dyslektyka. Nie chciałem - wolę się jednak starać. I jestem umysłem technicznym! Zarabiam na technicznych aspektach promocji. Tak że jak "czepiam się" stylu czy formatowania, to znaczy, że nawet takie beztalencia językowe jak ja widzą tu kłopot. A jak zwracam uwagę na orty - cóż, przed kim jak przed kim, ale przede mną usprawiedliwianie się dysczymśtam to śmiech na sali.

PS komentarze omawiam tylko w komentarzach, wysyłanie PW na ich temat nie ma większego sensu, i tak nie przeczytam. Jeśli nie reaguję na twoją odpowiedź - ojej.

PPS Ktoś zminusował hurtem moje komentarze. Ojej, mam już tylko 12 tysięcy punktów za komentarze i dwadzieścia tysięcy za historie, patrzcie jak płaczę, że mi te kilkanaście ubyło :D Bawcie się dzieci, bawcie.

  • Historii na głównej: 46 z 77
  • Punktów za historie: 32973
  • Komentarzy: 9159
  • Punktów za komentarze: 75675
 

#32473

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o bombie w galerii handlowej, przypomniała mi moje zdarzenie.

Latka temu. Byłem studentem bez internetu w domu. Straszne, nie? Ale takie czasy. Więc siedziałem sobie w kafejce internetowej na stacji Metro Politechnika. Kafejka była bardziej w głębi, w zasadzie chyba na miejscu przewidzianym jako zaplecze kiosku, dochodziło się tam takim korytarzykiem. Dla wygody korzystających albo zwykłym przypadkiem była też wyciszona tak, że komunikatów metra słychać w niej nie było.

Tak więc siedzę, robię swoje, a tu wpada grupa ubranych na czarno. Z bronią.
Jeden z nich staje, patrzy i wypala głośne "O KU*WA!".

W metrze był alarm bombowy, saperzy już weszli, pracowali, tylko o nas nikt nie pomyślał.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 929 (1003)

#31640

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekiełko pocztowe.

Dostałem awizo. Jedno, na dwie przesyłki. Podpisane A B Bloodcarver. Znaczy imię moje, imię brata i nasze nazwisko.
Awizo uczciwe o tyle, że żadnego z nas nie było w domu, to to fakt. No to idę na pocztę, podaję awizo.

- Pan nazywa się A P Bloodcarver? (P - moje drugie imię)
- Tak.
- A tu jest napisane AB.
- Faktycznie.
- Kto to jest B?
- Mój brat.
- Nie mogę wydać przesyłek.
- Zaraz, przesyłek? To są dwie?
- Tak, jedna na A Bloodcarver, druga na B Bloodcarver.
- No to ja poproszę moją.
- Ale nie mogę wydać pół awizo!
- To ja mam brata z urlopu ściągać, żeby odzyskać list do mnie?
- Ale jak panu wydam pana list, to brat nie będzie miał awizo.
- Będzie, wydacie mu.
- Ale tylko listonosz może wystawić awizo.
- Proszę pani, to naprawdę nie moja sprawa, że wasz listonosz się lenił i nawet 2 awizo nie wypisał.

Po konsultacji z kierowniczą wydano mi oba listy.

Od razu po mnie kierowniczka została zawezwana do okienka obok. Pan dostał awizo. Pan od 3 lat nie wstaje z łóżka z powodu ciężkiego uszkodzenia kręgosłupa i niemożności zakupienia odpowiedniego sprzętu, by mógł się poruszać (co samo w sobie jest piekielne, ale ja nie o tym). Domofon ma pan podciągnięty, słuchawka obok łóżka. Drzwi wejściowe do mieszkania także otwierane elektrycznie, na domofon. Co więcej, sąsiadka - która była na poczcie - ma jego pełnomocnictwo. A na poczcie jest stała dyspozycja, by w razie poleconych do niego zadzwonić do sąsiadki, bo ma klucze i może wejść i go obudzić. Sąsiadka była w domu. A pan, oczywiście, nie spał (to nie była jego faza na lekach).
Tak. Pan dostał awizo.

Gdy wychodziliśmy, wchodziła kolejna osoba z awizo, wołając kierownika.

Poczta Polska

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 664 (726)

#31351

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sprzedałem na Allegro część komputerową. Nietypową, ale tanią. Powiedzmy, za 20zł.

Dzień po zakończeniu aukcji dostaję wiadomość. Rozmowa szła mailami, dla wygody zapiszę ją jednak jako dialog, wycinając wszystkie moje powitania i pożegnania.
- Ej, nie zdążyłem zalicytować. Sprzedasz za 22.50?
- Nie, już sprzedane.
- No ale ja daję więcej!
- Aukcja zakończona, nie pan wygrał.
- No ale moja oferta jest najwyższa!
- Tylko, że ten przedmiot już nie jest mój.
- E no, powiesz mu że jednak nie działa.
- Moja uczciwość kosztowałaby więcej niż 2,50zł
- To za ile mi sprzedasz?
- Swoją uczciwość wyceniłbym na jakiś milion, ćwierć miliona na odszkodowanie dla kupującego, no i 20zł za sprzęt.
- Zwariowałeś? Za taką pierdołę miliony?!

Już nawet nie próbowałem dyskutować i wyjaśniać dalej.

Allegro

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 700 (766)

#31291

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kocham Allegro. A raczej sprzedawców.

"Wygrałem" kilka aukcji starego sprzętu fotograficznego. Aukcje bez ceny minimalnej, kwoty rzędu złotówka, pięć złotych. Różni sprzedawcy.

Uwierzycie, że ponad pół tuzina sprzedawców upuściło sprzęt w trakcie pakowania, i w związku z tym musiało odrzucić moją ofertę na ok godzinę przed końcem aukcji i zakończyć licytację przedwcześnie? Bo ja, to jakoś nie mogę, a do Allegro się zniechęcam.

Hej, Allegro, mam nadzieję, że to czytacie!

Allegro

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 602 (780)

#26593

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już trafiłem na historie o palcach, to i swoją opowiem.

Na obozie naukowym - 6 osób, huk roboty, namioty, gotować sobie też trzeba. No i przeciąłem sobie w "kuchni" palec. Wskazujący. Lewy. U nasady. W zasadzie do kości. Co z tym było potem zabawy, to moje. :D

Część pierwsza: Szycie.

Jak ktoś jedzie w teren, to liczy się z wypadkami. Karetki do lasu, do palca nikt wzywał nie będzie, jak palec się trzyma, zawinięty w gazę, bandaż tylko trochę przecieka.
Pieszo do drogi, stopem do wioski, tam do punktu opatrunkowego. Pani pielęgniarka sama szyć nie umiała (i dobrze, nie jej obowiązek w sumie, a i niemłoda była), dochtór dziś w innej wsi... ale emerytowany lekarz mieszka! Wydzwoniła go, przyszedł, taki sobie facecik, nawet nie specjalnie stary.
Zszył bez znieczulenia, bo:
- Panie doktorze, to dawać w palec dwa zastrzyki, dwa razy igłę wbijać, żeby potem dwa szwy nie bolały? Jaki sens?
- Wie pan co, tyle lat w zawodzie, a żaden pacjent tak tego nie ujął.
Zszył, szwy wyszły trzy, z czego jeden głęboki.

I co się okazało? W całym punkcie nie było szczepionki na tężec. No nie było i już. W punkcie na wsi, gdzie ludziom jak coś się dzieje, to zwykle wtedy, gdy w ziemi robią! Ze świeżo załatanym palcem znów na stopa, ze wsi do miasteczka, do apteki. Dobrze, że tym razem opatrunek założyła pielęgniarka, to nie przeciekałem.

Część druga: Papierkologia.

W przychodni przyszpitalnej:
- Dzień dobry, ja chciałem na zdjęcie szwów z palca.
- Skierowanie ma?
- Nie ma, ma szwy.
- A skąd mam wiedzieć, że ma szwy, jak nie ma skierowania?
- Może pokazać.
- A kto w ogóle szył?
- A pojęcia nie mam.
- Dał się szyć i nie wie komu?!
- Dał. Miał siedzieć i krwawić?
- To zapiszę na izbę przyjęć jako ciało obce w palcu!

No dobra, brawa dla pani rejestratorki za pomysłowość, ale przepisy jakieś chore, że je aż tak obchodzić trzeba. Cóż, w sumie nie skłamała, szwy same mi nie wyrosły.

Część trzecia: Kolejka.

Jako że ciało obce, to przyjąć trzeba od razu, jak się pacjent zgłosi. Tak mi wyjaśniono. I odesłano do kolejki. W kolejce różne drobiazgi, otarcia, stłuczenia... Chwilę po mnie do kolejki trafił facet z odpryskiem młotka wbitym w łapę.

Lekarka stwierdziła, że ciała obce mają pierwszeństwo jako najpoważniejsze. I mnie wywołuje. Ja mówię, że najpierw może ten facet od młotka. Ona, że jej mieszam, i mam nie kozakować, skoro we mnie też coś siedzi! I znowu tłumaczenie, że tak zostałem zapisany, bo tak, ale tak naprawdę mam po prostu nieautoryzowane szwy. Z faceta od młotka kapie krew. OK. Udało się. Poszedł.

Finał: Prucie.

Okazało się, że palec mam zszyty nićmi nie do palców, ale chyba do nóg, pleców itp. Grubszą, niż najgrubsza jaką tam w ogóle mieli na stanie, więc kto wie, czy nie szył mnie weterynarz. Nożyczkami do nici nie poszło. Skalpelem nie poszło. Poszło dopiero cążkami dziwnie przypominającymi te, jakich ja sam używam do drutu. W gabinecie spędziłem dobre pół godziny. Na trzy szwy.

Koniec końców palec odzyskał 100% sprawności. Tylko biała blizna przez pół obwodu i dwie krótsze w poprzek przypominają o tych przejściach.

zdrowie

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 597 (661)

#25031

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tramwaj, ranek, droga do pracy.

Wchodzę, siadam na jednym z wolnych miejsc. Na następnym przystanku tramwaj się zapełnia. Nie to, żeby tłok, ale miejsc wolnych nie ma. Jedna pani staje tuż koło mnie, łapie się uchwytu nad oparciem krzesełka, na którym siedzę. Co tramwaj ruszy czy przyhamuje, pani buja się aż do przesady, i za uchwyt szarpie tak, że całe krzesełko chodzi.

Tu wyjaśnienie: prawe kolano mam kontuzjowane. Stara sprawa. Generalnie mogę chodzić, biegać, skakać, ale rano, gdy jest jeszcze nie rozgrzane (a to był jeden z tych poranków -20 stopni) po prostu kuleję i nie mogę na prawej nodze ustać.

Tak więc widząc wysyłek tej Pani wkładany w wyrzucenie mnie z krzesełka podciągnąłem się na pionowej rurce, odkicałem ze dwa kroki i mówię:
- Pani sobie siądzie.

Pani spłonęła czerwienią. Dopóki nie wysiadła, nikt tego miejsca nie zajął.

tramwaj

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 564 (636)

#24791

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kupiłem kiedyś w markecie, na wagę, "rybę po grecku".

No skoczyłem w przerwie obiadowej, taka fantazja nas w robocie naszła. Przynoszę do roboty, otwieram. Jedzie octem.
W rybie po grecku nie ma octu. Odrobina na widelec - jeść się tego nie da, plułem dobry kwadrans, koledzy ze mną.

Po robocie - do marketu. Idę do punktu obsługi klienta, zaczynam dyskusję. Oczywiście nie ma zwrotów na garmażerkę i te de i te pe.

W tym miejscu bardzo chciałem przeprosić panią, która była w kolejce za mną. Jakbym wiedział, że to co mój nos odbierał jako "jechanie octem" u Pani spowoduje wymioty, naprawdę poprosiłbym panie z POK o odejście na bok przed otwarciem pudełka.

Jednocześnie bardzo Pani z kolejki dziękuję. Dzięki Pani reklamacja została przyjęta bez dalszego gadania.

Garmażeria marketu znanej sieci

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 989 (1033)

#22427

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Urząd Skarbowy.

Był sobie raz [P]odatnik. Ktoś zadzwonił na jego telefon domowy. W dzień pracy, więc odebrała dziewięćdziesięciokilkuletnia babcia. Zrozumiała tylko słowo skarbowy, nazwę ulicy (na której US faktycznie się mieści) VAT i imię Podatnika.

No to Podatnik, świadom, że jakiś czas wcześniej miał z VATem problemy, wziął kolegę magistra prawa i poszedł do Urzędu.

Akt pierwszy.
Informacja przy wejściu. Urzędnik grzecznie informuje:
[U1] My nie wiemy, kto dzwonił. Nie mam jak tego sprawdzić.

Akt drugi.
Stanowisko opisane jako VAT:
[U2] Dowód poproszę.
[P] Proszę bardzo.
[U2] Nie, u nas wszystko zamknięte, żadnych spraw.
[P] Czyli nic ode mnie nie chcecie?
[U2] Nie, dla nas jest pan w porządku.
[P] No ale ktoś dzwonił.
[U2] A co dokładnie powiedział?
[P] Pani się naprawdę spodziewa, że kobieta po 90-ce zrozumie i dokładnie zapamięta?
[U2] No to ja nie mogę panu pomóc, nie wiem kto mógł dzwonić.
[P] Ale z VAT nie mam żadnych zaszłości?
[U2] Nie.

Antrakt.
Czyli chodzenie i szukanie. Dochodowy, taki, śmaki, wyszło parę drobiazgów, np., że warto by złożyć korektę zeznania sprzed lat, ale nikt nie dzwonił.

Akt trzeci.
W końcu Podatnik trafił do biura poborcy. Poborca wyliczył, że ponad pięć tysięcy złotych. Za co? A za VAT. Ten VAT, który w akcie pierwszym rzekomo był już załatwiony. Czemu w dziale VAT mówią że OK? A bo mówią. Nie jego problem. Inna sprawa, że Podatnik już kiedyś usłyszał od działu VAT, że już, więc się nie przejmował, a kary i odsetki rosły. Niestety Podatnik był głupi i nie wziął na piśmie...

Akt czwarty.
Następnego dnia Podatnik przyszedł z pieniędzmi do [U]rzędnika Poborcy. Oczywiście z [K]olegą prawnikiem, który miał głównie siedzieć, patrzeć i udzielać rad.

[U] No to jak mówiłem wczoraj, pięć tysięcy tyle a tyle.
[K] Możemy zobaczyć tytuły wykonawcze?
[U] Proszę.
....
[K] No tu jest na niecałe trzy tysiące w sumie, na tym tyle, na tym drugim tyle. To skąd pięć?
[U] Z trzeciego tytułu.
[P] To ja bym chciał go zobaczyć.
[U] Dostał pan pocztą!
[P] Dobrze pan wie, że nie doszło! (dla wyjaśnienia - Podatnik w tamtym okresie był dość długo chory).
[U] Tytuł zostawiłem u kolegi, na górze.
[P] No to mi pan napisze na kartce, jakim tytułem pobiera pan resztę kwoty, podpisze, podstępuje, i zapłacę.
[U] Ja nic nie podpiszę takiego! Pokwitowanie pan dostanie!
[K] Jak pan wypisze pokwitowanie, nie widząc nawet numeru tytułu, skoro został u kolegi?
[U] Poczekajcie panowie! (niemal warknął) idę na górę.
...
...
...
[U] Nie mam w tej chwili. To co, nie spłaci pan swoich zobowiązań?
[P] Spłacę.
[U] Czyli pięć...
[K] Dwa.
[U] ?..
[K] Nie ma tytułu, nie ma płacenia. Za to, na co pan ma papiery płacimy od ręki, a co do reszty, to jak się znajdą.

I koniec końców Podatnik zapłacił trochę ponad dwa - to, na co Urząd miał papiery. Zagadką pozostaje:
1) Co Poborca miał zamiar zrobić z różnicą, jeśli trzeci tytuł nie istniał?
2) A jeśli istniał, to jak można go zgubić, oddać koledze albo co? I jak można próbować ściągać należność, nie mając do tego potwierdzonych na piśmie uprawnień?

(Z dialogów wycięte przepychanki słowne, m.in. próby zostawienia podatnika bez pomocy kolegi prawnika.)

Urząd Skarbowy

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 559 (669)

#20877

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wezwałem pogotowie do prawdopodobnie zgwałconej kobiety.
Była na przystanku w samej bluzie i skarpetkach (sic!), obite wszystkie kawałki które widać, płakała... Na próby rozmowy reagowała płaczem na temat "starego * * * * który ją * * *", na propozycję wezwania karetki - uciekła 5 metrów dalej. Ale zima jest! nawet jeśli nic poważnego jej nie jest, to w takim stroju za chwilę zamarznie!

Pani z pogotowia mnie opier... udzieliła ustnej reprymendy w tonie mocno stanowczym. Bo ta poszkodowana może im uciec i co? Wyjazd karetki na darmo? Może mogę ją przytrzymać, albo coś? Nie? No co ja sobie myślę? Bez wulgaryzmów, ale w ten deseń...

Stwierdziłem ze pier... kocham. Wezwałem policję. Syreny usłyszałem, nim od przystanku doszedłem do domu.

A pani z pogotowia jeszcze kilka razy wydzwaniała... Mam nadzieję, że policja tą biedaczkę zgarnie do ciepłego. Nie wiem, co sobie babka z pogotowia myślała - że ja, duży facet, będę łapał zgwałconą kobietę?! Nosz KUUUURRRRRRR...

Warszawa pogotowie

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 761 (875)

#20034

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rozmowa o pracę w jednej z firm, w której kiedyś pracowałem.

Przyszedł facet, miał być do działu technicznego. Od razu na wstępie usłyszał, że nie dostanie pracy ze względu na tuszę.
Rozmowa między [f]acetem a [n]aszym adminem:
[f] Ale to dyskryminacja!
[n] Nie, wcale nie.
[f] Nie możecie mi tylko za wygląd odmówić, nie wolno wam.
[n] No dobrze. Zapraszam do serwerowni.

Poszedłem za nimi posłuchać. Wiem, niegrzeczne, ale nie mogłem się oprzeć.

[f] No i co, serwerownia jak serwerownia.
[n] To w ramach testu umiejętności zawodowych proszę wymienić te 3 kable.
[f] Które?
[n] Te o tam.
[f] Ale ja się tam nie zmieszczę za te szafy!
[n] O, i teraz mogę pana nie przyjąć za nie zaliczenie testu umiejętności, a nie za tuszę, skoro tak panu na tym zależało.

Firma z własną serwerownią

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1153 (1235)