Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kalipso

Użytkownik otrzymał bana za: Zmyślanie historii pod nickami Kalipso, Dysfolid i LucjuszKot.
Ban wygasa: 2112-11-15 16:21:07
Zamieszcza historie od: 25 maja 2011 - 20:29
Ostatnio: 15 listopada 2013 - 18:56
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 0 z 98
  • Punktów za historie: 66185
  • Komentarzy: 945
  • Punktów za komentarze: 10818
 

#2261

przez ~marjanG ·
| Do ulubionych
Sytuacja w małym sklepie NEONET.
Klient: - Czy ten depilator do gładkości moją żonę wygoli?
Sprzedawca: - Jak pan się uprze, to i kaczkę pan nim oskubie.

NEONET

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 830 (990)

#51377

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Jechałem pociągiem Kolei Śląskich i na jednej ze stacji zdarzył się drobny wypadek. Międzypasażerską pocztą pantoflową dowiedziałem się, że jakaś kobieta próbowała wskoczyć do odjeżdżającego pociągu i jej się to nie udało. Poległa na peronie, a potem już reanimacja, karetka, policja, ale także przesłuchiwanie załogi, robienie zdjęć pociągu i alkomat dla maszynisty.

Pierwsze głosy podróżnych (około 5 minut od wypadku):
- Mam nadzieję, że nic jej nie jest.
- Jakby na nią zaczekali nic by się nie stało.
- Maszynista się gdzieś spieszy jak wariat.
- Biedna dziewczyna musiała skakać, pewnie pociągi za rzadko jeżdżą.

Ale postój się przedłużał. W sumie staliśmy mniej więcej 60 minut. Przed samym końcem godzinnego postoju wśród tych samych osób słychać było:
- Nie mają co robić baby, tylko skakać pod pociąg.
- Dobrze jej tak, może to ją czegoś nauczy.
- Mogła poczekać na następny pociąg, nic by się nie stało.
- Biedny maszynista, jeszcze się stresu najadł.

Jak to współczucie potrafi szybko wyparować w upale...

pasażerowie

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 687 (809)

#51368

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odkąd mam prawo jazdy wyrobiłem sobie pewien nawyk - mianowicie, kiedy widzę, że ktoś jedzie bez włączonych świateł pokazuję mu gest przypominający o ich włączeniu (kierowcy będą wiedzieć o co chodzi).

Oto historia, która przydarzyła mi się kilka dni temu.

Wracam sobie z uczelni na piechotkę, wydział mam niedaleko od domu więc nie opłaca się samochodem jechać. Droga podrzędna, bez namalowanych pasów nawet.
Poruszam się wzdłuż ulicy ruchem jednostajnie prostoliniowym słuchając sobie muzyki i widzę jak jedzie samochód bez świateł. Oczywiście - ręka w stronę jezdni i uświadamiamy kierowcę. Minął mnie, nagle się zatrzymał i cofa. Patrzę - w środku 4 chłopaków, łysi, mordy takie, że 20 lat bez wyroku.
Pięknie, już widzę jak chłopaki wyrażają swoje poglądy na temat moich dredów i spodni z krokiem w kolanach.
"Masz za swoje, StoneFist, chciałeś dobrze, skończy się jak zawsze"
W czasie tych przemyśleń auto stanęło obok mnie i pan (K)ierowca otwierając szybę.

(K) E! Ty! Rusz no d*pę tutaj.
(J)a podchodząc
(J) O co chodzi?
(K) Pokazywałeś, że k**wa nie mam świateł?
(J) No tak, wyłączone miałeś.
(K) I k**wa były! Znowu by mi psy mandat wj***ły. Trzymaj!
W tym momencie pan (K) wyciąga rękę w moją stronę. A w ów ręce... czteropak piwa!

[w ciężkim szoku]
(J) Eee... dzięki?
(K) Spoko. Lubię k**wa dobrych ludzi.

I pojechał. A ja stałem przez dłuższą chwilę na poboczu z czteropakiem, zastanawiając się, czy to wydarzyło się naprawdę.

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1785 (1945)

#50205

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracowałem na ochronie.
Nie raz i nie dwa stałem na różnej maści sklepach odzieżowych. Uważam je za piekło w ziemskim wydaniu, stworzone by pognębić plemię ochroniarzy, taka nasza własna wersja pierwszej części „Boskiej Komedii”. Kiedyś jednak przekonałem się, że nie tylko dla nas są to przeklęte miejsca.

Odwiedziła nas kiedyś rodzina, małżeństwo z synem z niższych klas podstawówki i dziadkiem, człowiekiem wyglądającym jak kielich z rżniętego szkła. Nie żartuję, wydawał się tak lichy i delikatny, że zapewne rozsypałby się przy mocniejszym wietrze. Cała rodzina przystanęła przy wejściu, gdzie stałem, i rozpoczęła się narada.
- Garnitur. - powiedziała mama.
- A może sweter wystarczy? - odparł tata.
- Do prawnika garnitur lepszy...
- Ja tam myślę, że sweter bardziej... użyteczny. Na dłużej starczy.
- Grześ - zwróciła się mama do syna - zostać z dziadkiem. Nie będziemy go szarpać po całym sklepie, my z tatą zobaczymy czy jest coś ciekawego do przymierzenia.
Rodzice ruszyli na podbój sklepowych półek, a synek... cóż, jak to dziecko.
- Dziadku, ja zaraz wrócę! - zawołał i pognał do jakiś atrakcji rozstawionych na pasażu.
Dziadek uśmiechnął się do mnie blado, postał chwilę i podszedł do najbliższego stołu z koszulami. Chwilę oglądał, chwilę oceniał, wziął jedną i poszedł do przymierzalni nieopodal. Wszystko powolutku, z ciągle tym samym bladym, jakby lekko zakłopotanym uśmiechem na twarzy.

Gdy on był w przymierzalni, wrócili rodzice, a po chwili i ich latorośl.
- Matko boska, Grzesiek, gdzie dziadek?! - zawołała mama widząc, że brakuje nestora rodu.
- Nooo, ja nie wiem. Poszedłem tam... - chciałem im powiedzieć, żeby się nie martwili, że ich dziadek jest ledwo kilka metrów od nich.
- Ja pier***! - wyrwało się ojcu, a ja uznałem, że lepiej nie podchodzić do tak rozwścieczonego faceta - Nie mogłeś poczekać?! Nie wiesz, że dziś jesteśmy umówieni z prawnikiem?
- Nie krzycz na niego. - powiedziała mama rozglądając się jak surykatka po prerii.
- Jak nie krzycz. Nie znajdziemy starego, to nam spotkanie przepadnie! Przecież po to żeśmy go brali do siebie, żeby ten cholerny testament podpisał!

Pokręcili się jeszcze chwilę po sklepie i gdy właśnie mieli zacząć zaglądać do przymierzalni, dziadek sam wyszedł. Popatrzył na nich smutno, już się nie uśmiechał.
- Odwieźcie mnie do mojego domu. - powiedział i ruszył w stronę wyjścia. Nie poruszał się już wolno, szedł równo i pewnym krokiem.
Mama z tatą stali przez chwilę w bezruchu, a potem pobiegli za nim, wyraźnie przestraszeni.

Ochrona

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1544 (1650)

#49608

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wchodząc dziś do klatki zerknęłam do skrzynki na listy i coś było. Kluczyk w ruch i wyciągam nieprawdopodobnie wymiętoszoną przesyłkę. Z trudem, bo wepchnięta na siłę, nie sądziłam, że mogłaby się zmieścić. SUKIENKĘ wcisnął do skrzynki.

W tym mniej więcej momencie stanęłam nos w nos ze schodzącym z góry listonoszem, który ujrzawszy scenkę zaczerwienił się uroczo i nie pytany o zdanie, z nieśmiałą dumą pochwalił się, że "ledwo udało mu się upchnąć, bo albo chyba cicho pukał albo nikogo nie było w mieszkaniu...".
Aż dziw, że mi pan pinokio wydłużonym nosem oczu nie powybijał. W domu były dwie, jak najbardziej przytomne i słyszące osoby oraz stróżujący pies, który szczeka na najcichsze pukanie, bo lubi swoją pracę.
Listonosz SCHODZIŁ Z GÓRY, więc i tak musiał coś wyżej zanieść. Mieszkam na pierwszym piętrze, więc moje drzwi minął DWA razy.

Tak się zastanawiam teraz, bo nie mogę dojść do ładu z myślami: po co się męczyć z upychaniem i kłamać bezczelnie, rumieńce sobie wywoływać na pryszczatej twarzy, to przecież niezdrowe i stresujące jest? I wychodzi mi, że chyba nie kocha swojej pracy, i traktuje ją mniej poważnie niż mój pies szczekanie.

poczta polska i jej potomstwo

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 592 (704)

#49087

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Złodzieju, który w dniu wczorajszym ukradłeś mojego prywatnego laptopa z pracy. Wiedz, że odciski Twoich paluchów, którymi dotykałeś obrazów i biurka są zdjęte przez policję.
Na amatora ani żółtodzioba nie wyglądałeś, także pewnie się znajdą w bazie danych.
Wiedz też, że będę dzwonił, pisał i chodził powołując się na numer sprawy i swoją upierdliwością zmuszę tą instytucję do działania.

Nie odpuszczę Ci sprzętu za ponad 3k, na który zbierałem każdą złotówkę, kosztem wielu wyrzeczeń przez ponad rok.
Sprzętu, który jest mi niezbędny do pracy.

Odjechałeś ze wspólnikiem w kierunku Ursynowa srebrną Skodą Octavią (starszy rocznik) hatchback z wgniecioną klapą od bagażnika po lewej stronie. Rejestracja prawdopodobnie zaczyna się na WN.

Poruszę niebo, ziemię i piekielnych żeby Cię dopaść.

A było tak:

Pracuję w galerii sztuki, która mieści się trochę na uboczu, poza zgiełkiem głównych ulic miasta.
Klienci są różni, jedni przychodzą oprawić zdjęcie, inni kupują naprawdę duże i drogie obrazy.

Tego feralnego dnia wszedł do galerii młody (25 - 30) człowiek i od progu oznajmił, że jest zainteresowany zakupem dwóch obrazów na rocznice rodziców.
Wyglądał schludnie, skórzana, czarna kurtka trzy-czwarte, modne okulary w grubej, czarnej oprawie, wiosenna czapka w kolorze białym i biały golf.
Wybrał dwie hiperrealistyczne martwe natury i poprosił o zapakowanie w ochronną folię.

Stół roboczy, na którym oprawiamy i pakujemy obrazy znajduje się w głębi galerii. Kiedy pakowałem wybrany towar, klient rozmawiał przez telefon przy wyjściu (w pracy mamy słaby zasięg, tak że nie wzbudziło to moich podejrzeń).
W pewnej chwili zamilkł, kiedy podniosłem wzrok zorientowałem się, że drzwi są otwarte, a na biurku nie ma laptopa.

Wybiegłem na ulicę, ale samochód, którym poruszał się ze wspólnikiem był już ładnych parędziesiąt metrów dalej.
Wszystko trwało maksymalnie dwie minuty.

PS. Gdyby ktoś z Was widział gdzieś na allegro, gumtree, tablicy czy miał do nabycia w okazyjnej cenie DELL 15 R SE Inspiron 7520 o numerze Service Tag: 29HKGW1 to proszę o kontakt. Za pomoc w ujęciu sprawcy i odzyskaniu sprzętu czeka nagroda.

Pełna specyfikacja:
DELL 15 R SE
Inspiron 7520
Service Tag: 29HKGW1
Matryca 15,6' 1920 - 1080 p NON GLARE / LED
Procesor Intel i7 3612
Ram: 8 GB 1600Mhz
HDD: 1 TB 5400rpm
Grafika: 2 GB AMD Radeon HD 7730M
Cecha charakterystyczna: podświetlana klawiatura

Komputer był robiony na zamówienie, także jest to rzadka konfiguracja.

Warszawa Ursynów

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1137 (1287)

#48654

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w korporacji zajmującej się obrotem finansami różnej maści.

Był sobie pan, który wraz z żoną miał u nas inwestycję. Pan wdał się w romans, postanowił wycofać inwestycję bez wiedzy żony i wraz z kochanką oraz pieniędzmi nawiać na Karaiby.

Pan do planu podszedł profesjonalnie. Skontaktował się z nami pytając o metody podejmowania pieniędzy, upewnił się, co na pewno musi zrobić, żeby wszystko poszło gładko, wypytał o przeciętny czas upływający od poinformowania nas o wycofaniu inwestycji do momentu przelewu na konto, uprzedził że wyśle formularze, tak, żona wie, żona stoi obok i wszystko słyszy, żona jak najbardziej się zgadza, już podpisuje zgodę na wycofanie. ("Żoną" była kochanka poinstruowana o wszystkich potrzebnych danych osobowych małżonki i odpowiadająca bezbłędnie na wszelkie pytania konsultanta.)

Pan poczekał, aż żona wyjedzie na urlop, mistrzowsko podrobił podpis żony na formularzu i wysłał go w odpowiednim czasie tak, że pieniądze miały zostać przelane na konto gdy żona nie będzie akurat miała dostępu do banku.

I wszystko byłoby piękne dla męża i kochanki gdyby nie jeden mały, malusieńki błąd, który pan popełnił.
Pan mąż, wyobraźcie sobie, przećwiczył podpis małżonki na odwrocie formularza. Tego samego, który wysłał nam. A który wypadł z koperty grzbietem do góry, kiedy otworzyli go w sortowni.
Kolega z działu przestępstw finansowych prawie się posiusiał ze śmiechu, kiedy dzwonił do pana z informacją, że zawiadomił odpowiednie organy ścigania.

Geniusz zbrodni normalnie.

Zagranica call_center

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1104 (1166)

#48561

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mówi się, że gdyby głupota uskrzydlała, to niektórzy lataliby bardzo wysoko. Podejrzewam, że bohaterka tej historii miałaby szansę na pobicie jakiegoś rekordu w wysokości lotu. Lotu na skrzydłach głupoty.

Przez moje osiedle przebiega kilka ruchliwych ulic. Przy jednej z nich znajduje się mocno uczęszczany przystanek komunikacji miejskiej. Czekałem w okolicy tego przystanku na kolegę, kiedy zauważyłem, że do pustej chwilowo zatoczki wjeżdża sobie swoim wściekle zielonym (optical tuning?) Civikiem jakaś pani. Wjeżdża, zatrzymuje się po środku, włącza światła awaryjne i gasi silnik. Może awaria? Ot, zdarza się. Nie. To nie awaria. Pani bowiem odbiera telefon i żywo z kimś dyskutuje. Co chwila wybucha śmiechem, przegląda jakieś papiery, znowu wybucha śmiechem...
Sielanka zostaje przerwana przez ostry klakson. A któż to naszą księżniczkę niepokoi? Ano przeklęty kierowca autobusu, który miał zamiar właśnie skorzystać z zatoczki. Pani rzuca telefon, wyskakuje niemal z samochodu i... rusza burzliwa wymiana argumentów:

[Baba]: Czego ch..u trąbisz, k...a twoja mać! Ja mam prawo tu stać! Rozumiesz to członie?!
[Kierowca]: Odjedź kobito stąd, to jest zatoczka, tu się nie parkuje, ludzie chcą wsiąść i wysiąść!
[B]: A ch..j mnie to obchodzi, JA MAM AWARYJNE, widzisz pało? Mam pierwszeństwo! (?)
[K]: Tu (pokazuje na czoło) się puknij debilu ty...

Paniusia wraca do samochodu, włącza silnik i łaskawie przetacza się kilka metrów dalej. Nie zdążyła sięgnąć po swój telefon, kiedy znów rozlega się klakson. I znów kobita wyskakuje z pojazdu jak z procy.

[B]: Czego chamie p...ony trąbisz? Masz miejsce!
[K]: Nie mam, nie wyjadę, ale już jest policja wezwana, że stoisz i blokujesz zatokę, ja nie będę tu z debilem gadał.
[B]: Oż ty k...a donosicielu p...ny ty, czekaj k...a, czekaj!

Nie wiadomo jednak na co drajwer miał czekać, bo pani zapakowała się do swojej Hondy i wooolno ruszyła. Autobus ruszył tuż za nią, kiedy nagle znów klakson, jebut! dup! I oba pojazdy stoją.

Co się stało? Otóż nasza mądralińska najzwyczajniej w świecie chciała ostro zahamować, zmuszając do tego samego autobus. I udało jej się. Z tym, że Solaris pięknie wkomponował się tył jej zielonego cacka.
Ludzie! Co tam się działo! Podejrzewam, że krzyki, wyzwiska i śmiałe odniesienia do anatomii oraz fizjologii słychać było w promieniu kilometra. Kierowca+kilku pasażerów versus baba, która w tym momencie doznała ataku jakiejś histerii, bowiem to, co wydobywało się z jej ust w żaden sposób nie przypominało zwykłego ludzkiego krzyku. Przez myśl przebiegło mi, że w ten sposób może krzyczeć... ja wiem? Mordowany człowiek? Krótko mówiąc, było to straszne.

Pani uspokoiła się, kiedy na miejsce przybyła policja. Zapewne informacja kierowcy była prawdziwa i faktycznie wezwał radiowóz. Za chwilę na miejscu pojawiło się też pogotowie. Prawdopodobnie podczas ostrego hamowania któryś z pasażerów autobusu upadł i zrobił sobie krzywdę.

Zdarzenie to miało miejsce kilka dni temu. Do dziś jednak zastanawiam się nad tym, kogo właściwie za tego typu zdarzenia winić? Głupich ludzi, czy też głupi system, który tychże głupich ludzi wpuszcza za kółko?

Byłe miasto wojewódzkie

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 913 (967)

#48503

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Logika urzędników NFZ, odcinek pierwszy.

Do szpitala przyjęliśmy pacjenta. Planowe leczenie, zabieg na chirurgii. Zabieg odbył się, pacjent szczęśliwy, poszedł do domu cieszyć się życiem :)

Za to do nas przyszło pismo, że za jego pobyt NFZ nie zapłaci. Dlaczego? Dlatego, że pacjent był, według wykazu NFZ, w innej placówce.

Sprawę wyjaśniliśmy, nie bez trudu. Nasz pacjent tego feralnego dnia był u kardiologa, u którego wizytę miał pechowo ustaloną na taki sam termin jak zabieg (na obie wizyty czekał kilka miesięcy). Był u kardiologa, odebrał zaświadczenie o lekach, z zaświadczeniem poszedł jeszcze do rodzinnego, żeby wystawić mu receptę na wszystkie leki - tak, żeby w szpitalu żadnych mu nie zabrakło. No i na koniec zjawił się u nas.

Tak więc jednego dnia trzy ośrodki zaraportowały Kowalskiego. NFZ niestety nie przewidział takiej sytuacji - system wywala podwójne/potrójne świadczenie i odkręcanie tego jest żmudne, a czasem niemożliwe. Sędzią ostatecznym jest pani urzędnik Funduszu Zagłady, która promieniując majestatem uznaje co jest dobre, a co złe. Nadal czekamy na jej uświęconą opinię.

PS. Ten sam problem jest np. z przeziębionymi (wizyta w POZ rano), którzy złamali nogę po południu. I z tymi, którzy dwa razy jednego dnia trafili do swojego rodzinnego.

Pamiętajcie - jeden dzień, jedna choroba!

SOR

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 863 (901)

#48482

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Cóż, może zacznę od małego sprostowania. Moja klasa ma aktualnie powtórki z biologii. A ja postanowiłam przyłożyć się do tego, więc zaczęłam robić dodatkowe notatki. Po pewnym czasie reszta klasy bardzo się nimi zainteresowała i tak jakoś wyszło, ze wstawiałam je na profilu kasowym facebook. Ok, rozumiem. Niech mają i się uczą.

Ale co do historii właściwej. Mój kochany laptop postanowił się popsuć, więc jako tako jestem bez dostępu do internetu. (Telefon nie łączy z wifi). Siedzę sobie spokojnie oddając się nauce powtórek, gdy nagle dzwoni mój telefon. Odbieram. Dzwoni koleżanka z zapytaniem notatki. Tłumaczę co się stało. Zrozumiała. Mogę powrócić do nauki. Po jakiejś godzinie znowu telefon. Tym razem (k)olega, również z zapytaniem o notatki. No cóż, wyjaśniam co się stało.

K- No, ale nie dasz rady tego wstawić?
Ja- Jak załatwisz mi komputer to dam.
K- Jezuu, no to pomyśl jak, bo my wszyscy czekamy. Bo wiesz, każdy się z tego uczył.
J- No wybacz. Masz zeszyty, poszukaj materiału i się naucz. Chyba potrafisz to zrobić ?
K- Hahhahahahahhaha. Śmieszna jesteś. Notatki mają być do 22. Bo sorry, ją czasu nie mam się w takie duperele bawić.
Ja- A ja mam mieć?! Wiesz co? Ja chyba nie mam czasu rozmawiać z tobą. Żegnam.

W szoku jestem do teraz. Trochę żałuję, ze tak łagodnie zareagowałam, bo co jak co, ale to było trochę odstające od ogólnych norm zachowanie. No chyba, że ja o czymś nie wiem. Co śmieszniejsze, wchodząc u brata na słynne fb, poczytałam kilka ciekawych postów pod moim adresem na temat mojego rzekomego "olewania próśb klasy" oraz "egoistycznego podejścia innych". Aż boję się iść do szkoły ;).

Jak to mówią, daj palec a rękę urwą.

szkoła

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 920 (1030)