Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kalipso

Użytkownik otrzymał bana za: Zmyślanie historii pod nickami Kalipso, Dysfolid i LucjuszKot.
Ban wygasa: 2112-11-15 16:21:07
Zamieszcza historie od: 25 maja 2011 - 20:29
Ostatnio: 15 listopada 2013 - 18:56
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 0 z 98
  • Punktów za historie: 66185
  • Komentarzy: 945
  • Punktów za komentarze: 10818
 

#31501

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojechałem do Wro do znajomego na piwko+koncert. Jadę sobie tramwajem stojąc spokojnie. Na sobie bojówki 3/4, koszulka i jeansowy bezrękawnik z naszywkami zespołów na plecach.
Nagle ŁUP! Czuję ból w kręgosłupie. Obracam głowę, za mną stoi kilka osób, w tym dwa dresiki, kanar i starsza kobieta w fioletowym płaszczu. Każdy zajęty swoimi sprawami/rozmową/patrzeniem w okno. Zignorowałem. Może ktoś się po prostu zachwiał?
Jedziemy dalej i znowu ŁUP! Ponownie obracam łeb i ten sam widok co poprzedni, doszła tylko kobieta w średnim wieku. Zachwiać się raz rozumiem, ale dwa razy i w to samo miejsce? Myślę sobie: aha, albo zaraz będzie boruta z dresami, albo cyrk z wyzywaniem od satanistów. Dobra, wytrzymam ten ostatni raz.

Jazda trwa. Jakimś dziwnym przeczuciem obracam głowę i widzę ową starszą kobietę z pięścią uniesioną i wycelowaną w moje plecy.
-Co pani do k***y nędzy robi?! Czemu mnie pani bije?
-Ty satanisto! (Oho, jednak miałem rację) Bezbożniku ty! Jak śmiesz między porządnych ludzi wchodzić?!
-Kobieto. A skąd wiesz czy ja jestem satanistą czy nie?!
-Znam ja was! Zaklęcia diable na plecach sobie przyszywają!
Po zrobieniu facepalma, postanowiłem trochę jej dopiec i odwróciłem się do niej całkiem.
-Jaki ja satanista? Na przepustce z seminarium jestem! – tu rozchyliłem mój bezrękawnik i oczom pogromczyni demonów ukazała się moja czarna koszulka z potężnym krzyżem z Jezusem* na cały jej przód.
Kobieta się zapowietrzyła, chyba chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie tramwaj się zatrzymał, a ona biegiem wyleciała z niego.

A teraz puenta:
Ów znajomy, o którym wspomniałem na początku uświadomił mi jedno: tego dnia poznałem słynną SzczęśćBoże...

*Koszulka nie była jakąś manifestacją religijną, to był jeden z artykułów promocyjnych do Pasji Gibsona.

komunikacja_miejska

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 736 (814)

#31601

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał...
Tyle, ze miłość niejedno ma imię. Oj, niejedno...
Czasem bywa wesoło. No - jak komu...

Siedzę w Izbie Przyjęć, w szpitalu pod egidą Aresa, praktyki studenckie. W korytarzu zamieszanie: załoga karetki z wyraźnym wysiłkiem taszczy nosze, na których spoczywa, przykryty prześcieradłem, pokaźny pakunek. Z daleka wygląda, jak spory zawodnik sumo. Z bliska: dwoje młodych ludzi, płci przeciwnych, bądź co bądź. Leżący piętrowo. Przykryci prześcieradłem. O kolorach oblicza wyraźnie wskazujących, że ich przodkowie ganiali bizony po prerii...
Słowem - klasyczne uwięźnięcie. Pani się zestresowała i postanowiła przytrzymać partnera ciut dłużej. No, może postanowiła to nadużycie semantyczne. Bo żadne prośby zakleszczonego Romeo nie dawały rezultatu. Toteż wezwali ratowników. I dzielnie znosili podejrzane kaszlnięcia i skowyty dobiegające z najbliższego otoczenia. Poszedłem za nimi na blok operacyjny. Tam przełożono zgrany tandem na stół i do akcji wkroczyli fachowcy. W osobach Chirurga i Anestezjologa.

Najpierw ten pierwszy:
- Pani się rozluźni, pomyśli o czymś miłym, to kolega wypadnie...
- Łatwo panu mówić!!!
No faktoza...
Ale próbuje jeszcze raz. Tym razem, razem z chirurgiem, wpadli na myśl, że zblokują nerw sromowy zastrzykiem, co powinno zakończyć walkę.
Ba... Ale jak tam dotrzeć?
Za chwilę anestezjolog zanurkował w okolice areny rozkoszy. Już sam widok doktora, który układa się w pozycji trzeciego do orgii, wywołał w nas dziki rechot. Ale kiedy młodzianek z przerażeniem zakrzyknął:
- Panie, tam nie, weź pan tą igłę, to moje jaja są!!! -
Cała załoga tarzała się po podłodze ze śmiechu...
Po długich rozważaniach, anest stracił opanowanie. Uśpił dziewczę, my wyciągnęliśmy (oczywiście pod ramiona) nieszczęsny korek wraz z właścicielem. Koniec sprawy.

Koniec? Ano pogotowiarze, w amoku, zapomnieli wziąć z domu jakiekolwiek ubrania poszkodowanych... Którzy siedzieli zawinięci w służbowe prześcieradła. Dobiło ich pytanie pielęgniarki, tego wieczora ewidentnie wulkanu intelektu:
- Czy mają państwo pieniądze na taksówkę?
Odpowiedź młodego - bezcenna:
- A gdzie, pani zdaniem, mielibyśmy je schować?

Na drugim biegunie - szczyt perwersji i złego smaku.
Dyżur. SOR. Sobotnia noc - obfitująca w konsumentów, pobitych i całą śmietankę towarzyską mojego miasta.
Wjeżdża karetka. Na noszach pan, koło pięćdziesiątki. Brudny, sponiewierany, szlochający jak skrzywdzone dziecko..
Dorosły facet łkał w głos, nie mogąc wydobyć artykułowanego dźwięku.
Potem zaczął mówić.
A załodze poopadały żuchwy.
Pan prezes był na spotkaniu biznesowym. Które przeciągało się do nocy. A że był ludzkie panisko, odprawił kierowcę i samochód służbowy - po co chłopak ma nocować w aucie?
Koło drugiej w nocy meeting dobiegł końca.
Prezes postanowił udać się do domu spacerkiem - piękna noc, lato, okazja przetrzeźwieć...

W połowie drogi wypadło iść przez park. Zamieszkały, jak się okazało, przez sześciu zmenelałych zwyroli.
Którzy, za nic mając majestat prezesa, wtłukli mu solidnie, obrali z portfela, zegarka i komórki, a potem... zgodnie i pospołu, w sześciu biedaka wydupcyli...
Jak się możecie domyślać, straty materialne okazały się niczym wobec tak nagłego i brutalnego pogwałcenia drogi przez pięćdziesiąt lat jednokierunkowej...
I chociaż obrażenia fizyczne łatwo dało się zaopatrzyć, prezes wymagał dłuższej psychoterapii.
Tak to upadła teza, że spacery służą zdrowiu...

służba_zdrowia

Skomentuj (100) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1369 (1467)

#31616

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Właśnie wróciłam z balkonu. Wywabiły mnie na niego wrzaski i dziwne hałasy z parkingu - akurat jestem zagrożonym gatunkiem człowieka, który dzwoni po służby, gdy trzeba, wiec wyjrzałam zobaczyć, co się dzieje.

Po służby nie zadzwoniłam, chociaż zapewne powinnam. Za to z całkiem złośliwym uśmieszkiem obserwowałam z mojego trzeciego piętra, jak kilku osiedlowych chłopców dobitnie uświadamia właścicielowi zielonego lanosa, co oznacza "karny ku*as". Właściciela może przy tym nie było, ale rano na pewno zobaczy efekty skakania po masce - a możliwe, że i zabaw bardziej plastycznych z użyciem ostrego narzędzia.

Czemu wredna ja, na którą zapewne posypią się zaraz gromy i minusy, nie wezwała odpowiednich służ?

Pan Właściciel ma swoje ulubione miejsce do parkowania - dokładnie na wąskim chodniczku, trasa przystanek-blok, z prawej krzaczory, z lewej żywopłot. Kiedy szanowny Pan Właściciel parkuje, to pieszy musi albo biegać wokół bloku, albo przedzierać się przez krzaki sięgające mi niemal do piersi.

Na Pana Właściciela nie działały karteczki z upomnieniami, prośbami i groźbami, karne ku*asy na szybie zmywał i parkował dalej. Z jednym, namalowanym markerem na szybie, parkował półtora tygodnia.

Straż miejska stwierdziła, że przewinienia nie widzi - bo to droga wewnętrzna, chodnik też.

Pominąwszy już moje drałowanie przez błotnisty trawnik wokół bloku z siatami zakupów, matki z wózkami przenoszonymi nad krzakami itp., nie zapomnę mu nigdy, że szafy i kanapę też nosiłam tą uroczą trasą. Z meblami w rękach te 100 metrów to jednak kawałek w porównaniu z siedmioma (tak, parking jest od strony przystanku).

Żałuję tylko, że chłopcy nie postawili mu tego auta, tak na deser, w poprzek chodnika, tyłkiem w krzaczorach, maską w żywopłocie. I mam nadzieję, że rano zobaczę, jak bardzo ucieszyła go ta dosadniejsza lekcja kultury na drodze.

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1272 (1346)

#30601

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak człowiek uczy się na pamięć numerów czterocyfrowych do bramek w pracy, to mu się czasem miesza. Czyli zapomniałem pinu do komórki, raz na rok wyłączałem i jakoś wyszło.

Idę do punktu, biorę numerek i siedzę. Moja kolej, okej, podchodzę do kobiety, prezentuje sprawę, dowód. Sprawdzamy i... Zonk.

K: Nie, nie mogę pomóc, telefon jest na matkę, ale mimo, że pan jest upoważniony do zmian, jest w systemie, oraz przyniósł dowód, to jednak nie mogę pomóc.

J: Dlaczego nie? Przecież wszystko jest w systemie, to chyba nie problem?

K: No bo nie, po prostu nic nie mogę zrobić. To wszystko?

J: Nie rozumie pani, że potrzebuje tego telefonu? Zaraz wyjeżdżam, a bez telefonu nigdzie nie dam rady na miejscu dotrzeć. Nawet jak mi go odblokujecie, to mogę go zostawić tutaj, na dowód, że go nie ukradłem. Numery sobie spiszę tylko.

K: Nie rozumiem i nie mogę panu pomóc, bardzo mi przykro, ale za to zaproponuję panu pakiet 500 minut do wykorzystania od zaraz. To naprawdę świetna oferta!

A w myślach, stary spot internetowy o Orange - Zostałeś wyruchany w sposób Orange: OR-alnie AN-alnie GE-neralnie.

Pomarańcza

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 699 (759)

#30325

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wchodzę sobie dnia pewnego na facebooka - wiadomość, od pana „x”, który proponuje najłagodniej ujmując „randkę”.

Olałabym sprawę, jednak patrzę na zdjęcie. Zaraz, zaraz... znam. Znam pana, znam również jego żonę (daleka znajoma) oraz ich dwuletnie dziecko. Karpik, piszę że raczej się jemu pochrzaniło, że wiadomość uznam za pomyłkę.
Ten, że nie, a to że ma żonę o niczym nie świadczy. Grzecznie odmówiłam.
Gdy już zrobił się niemiły postraszyłam, że pokażę wiadomości jego żonie. On do mnie, że je skasuje. Powodzenia życzę (chyba nie wpadł na to, że kasując wiadomości u siebie, ja je nadal mam).

I oto zemsta pana piekielnego. ;)
Po kilku dniach wpada jego żona do mnie do domu, robiąc awanturę, że chciałam wskoczyć jej porządnemu mężowi do łóżka. Zdziwiona – tłumaczę sytuację. Jako dowód pokazuję wiadomości.

Aż żałuję, że nie widziałam ich ostatecznego starcia.

internet

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1048 (1090)

#2328

przez ~Offspin + Dawid ·
| Do ulubionych
Sytuacja w sklepie ABC. Do kasy podchodzi facet, którego zachowanie wskazywało na stan upojenia alkoholowego.
- Dzień Dobry.
- Dzień Dobry.
- Pół banana poproszę.
- Słucham?
- No, pół banana poproszę.
- Ale my tu nie sprzedajemy bananów na połówki.
- Ale, ja pół banana poproszę.
- Banany sprzedajemy tylko na sztuki.
- O ku**a sorry, pół arbuza, pół arbuza. Poje**ło mi się.

ABC

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3528 (3956)

#16136

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia kumpla, nie piekielna, raczej zabawna, aczkolwiek z lekką nutką złośliwości po obydwu stronach. Również z infolinii technicznej. Standardowa rozmowa, klient zgłasza brak dostępu do internetu, [KOL]ega przyjmuje zgłoszenie. Podczas zapisywania zgłoszenia, [K]lient, chyba z nudów, co chwilę zagaduje:
[K]: A ja sobie siedzę w domu, a pan nie...
[KOL]:...
[K]: A ja sobie oglądam telewizję, a pan nie...
[KOL]:... (nadal cisza, aczkolwiek lekko już zniecierpliwiony).
[K]: A ja sobie piję drinka, a pan nie...
Tu kolega nie wytrzymał.
[KOL]: A ja mam internet, a pan nie.

Reakcja klienta - najpierw zaskoczenie, później szczery śmiech :)

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1027 (1061)

#28002

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
W listopadzie siedziałam sobie spokojnie w domu, gdy zadzwonił domofon.
(J)a: Słucham?
(K)toś: Miau...
(J)(raczej nie myśląc, odruchowo): Hau.
I odłożyłam słuchawkę, stwierdzając, że idioci są na świecie. Dosłownie w tej samej chwili zadzwonił mój mąż, poinformować mnie, że zamówił opał i ktoś ma za chwilę podwieźć.

Tak, dobrze się domyślacie, mąż zamówił miał węglowy.
Na szczęście facet pod furtką dostał takiej głupawki, że zdążyłam go jeszcze złapać i przeprosić. Od tego czasu, gdy przywożą mi opał słyszę "dzień dobry, przywieźliśmy opał". :D

w domu

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2250 (2304)

#30845

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Dziś kolejny z emigracyjno-pracowniczych absurdów.

Historia przydarzyła się mojemu przyjacielowi - Tomaszowi, który nie ma jednak czasu na jej wrzucenie na Piekielnych, ale pozwolił zrobić to mi.

Przyjaciel mój pracuje przy montażu modułów laserowych (od maleńkich używanych w telekomunikacji, skanerach sklepowych, po militarne do rakiet Raytheona). Formalnie Tomek ma tylko licencjat, ale stale dokształca się we własnym zakresie, więc ma dużą wiedzę teoretyczną i przede wszystkim praktyczną.

Pewnego dnia Tomek przyszedł do pracy wcześniej i jako jedyna dostępna osoba został wybrany na ochotnika jako reprezentant działu produkcji. Tomasz dowiedział się, że wprowadzony do produkcji pół roku wcześniej moduł ma ponad 80% zwrotów - pali się cała ścieżka zasilania.

Dla niewtajemniczonych w życie, korporacyjne zebranie takie nazywa się blamestormingiem i ma na celu przerzucanie się winą przez różne działy. Dział Badawczo-Rozwojowy (R&D) obarcza winą Dział Produkcji i Dział Zaopatrzenia, Produkcja - twierdzi że dyplomy inżynierów z R&D pochodzą ze znanego londyńskiego uniwersytetu Białego Vana, a Dział Zaopatrzenia kupiłby rezystory wykonane z końskiego łajna jeśli byłyby o 3% tańsze. Dział Zaopatrzenia stwierdza zaś, że R&D nie potrafi stwierdzić czego właściwie potrzebuje a Produkcja nie złożyłaby nawet gotowej szafki z Ikei. Wszystkiemu zaś tła nadaje chór grecki w postaci działu Marketingu i Sprzedaży, zawodzący "oj biada nam biada, tylko dodatkowe fundusze na marketing nas uratują".

Tomek nie był przyzwyczajony do takich spotkań, więc spokojnie pił kawę i przeglądał dokumentację techniczną. Szybko przeliczył coś na kalkulatorze, wstał i obcesowo przerwał uświęconą prawem i tradycją dyskusję.

- Wiem co jest nie tak. Ten element ma moc 5W (dane zmienione ze względu na tajemnicę produkcji) a to stanowczo za mało.

I tu posypały się na mojego przyjaciela gromy. Że jak on śmie, przecież nie ma żadnego wykształcenia elektronicznego. Ile to będzie kosztowało (5 pensów na sztuce) i jakich zmian w projekcie to wymaga. A tak w ogóle to moduł ma moc 5W, więc element o mocy 5W na pewno wystarczy.

Tomasz nieźle tym wkurzony, został po godzinach, zrobił profil komponentu i uzbrojony w niepodważalne dane, uzgodnił ze swoim kierownikiem, że zrobi w domu partię testową 1200 sztuk. Po kolejnych 6 miesiącach moduły produkowane w zakładzie miały nadal około 80% zwrotów - te od Tomka poniżej 10%. Po zakładzie rozesłano raport o wynikach testów (nie mówiąc jednak nic o zmianie komponentu).

Tydzień przed kolejnym zebraniem inżynierowie z R&D zaczęli wypytywać Tomka o miejsce pracy. Chcieli nawet żeby pokazał im jak pracuje (maleńkie biureczko wciśnięte w kąt pokoju i chińska stacja lutownicza z Allegro za 250 złotych). Tomek jako dobra dusza się zgodził, chociaż inżynierowie nadal nie chcieli przyjąć do wiadomości, że winny jest felerny komponent. W dzień zebrania wszystkich czekała niespodzianka.

Kierownik działu Badawczo-Rozwojowego wstał i dumny jak paw oznajmił:
- Znaleźliśmy definitywną przyczynę awarii modułów. Otóż nasze stacje lutownicze były zbyt dużej mocy i po prostu w czasie montażu komponenty były niszczone przez zbyt wysoką temperaturę. W czasie weekendu wymieniliśmy wszystkie stacje robocze na tej linii produkcyjnej na modele o niższej mocy.

Tomek mówił, że tak wściekłego swojego przełożonego jeszcze nie widział. Kierownik produkcji stwierdził po prostu:
- Jeżeli to kolegów z R&D interesuje, to już od miesiąca produkujemy moduły z komponentami o większej mocy. Zwrotów praktycznie nie mamy. A teraz jeżeli panowie będą łaskawi to proszę o zwrot moich stacji lutowniczych, zanim zaczniemy pracę.

Podsumowując: przez zwykłą ludzką głupotę, upór i poczucie wyższości firma straciła klientów, czas i naprawdę spore pieniądze. Ale winna jest tu też kultura korporacyjna, która nie pozwala się przyznać do błędu i wymusza szukanie wad we "wrogim" dziale.

PS. Jeżeli ktoś chciałby tanio kupić 25 stacji lutowniczych, to proszę o kontakt na PW.

zagranica

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 598 (662)

#27390

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Mam dwa psy.
Oba są mieszańcami, Bela jest 17kg miniaturką labradora, a Misiek to miauczący szczur w mopie (mieszaniec o dużej zawartości shih tzu i bardzo niechlujnym wyglądzie, max 3kg). Razem stanowią coś pośredniego między Flipem i Flapem, Włatcami Móch i Szarikiem&Rudym 102, gdzie to Bela jest czołgiem.

Wczoraj wyszliśmy na poranny spacer. Moje osiedle jest naprawdę duże i pełne studentów, więc mijanie „trochę” nieświeżych ludzi o godzinie 07:30 w dni powszednie nie jest niczym niezwykłym, tak było też wtedy.
Przed nami szła kobieta w średnim wieku, najpewniej do pracy, zaś z naprzeciwka nadchodził, tropiąc węża w czasie sztormu, młody mężczyzna. „Pijany” natychmiast wytrzeźwiał, gdy znalazł się obok kobiety, wyrwał jej torebkę i zaczął uciekać w moim kierunku. Zanim zdążyłem zareagować, zareagowały moje psy. One po prostu wyłapują negatywne wibracje, nie raz zdarzyło się, że oszczekiwały pijanych i agresywnych meneli.

Pod nogami złodziejaszka zakotłowały się kłaki, gdy Misiek skakał do jego kolan, zaś Bela naprawdę głośno szczekała wyskakując na tyle wysoko, by odbić swoje łapki na wysokości jego barków. Nie był to atak, tylko jakaś forma straszenia, bowiem żaden z psów nie zjeżył nawet sierści, nie mówiąc nawet o warczeniu, ale to wystarczyło. Złodziej rzucił torebkę i zwiał w przeciwnym kierunku, mijając po drodze swoją ofiarę.

Gdzie tu piekielność?

Po wszystkim kobieta zaczęła krzyczeć... na mnie.
- Panie, te psy są nienormalne! Nie wolno z takimi bydlakami do ludzi! Niech je pan weźmie, bo ja chcę swoją torebkę, a koło nich nie przejdę! Przecież to to ma wściekliznę! – I tak dalej i tak dalej...

Życie codzienne

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1078 (1130)