Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

maciek_pyp

Zamieszcza historie od: 24 kwietnia 2015 - 19:25
Ostatnio: 7 listopada 2023 - 5:46
  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 1062
  • Komentarzy: 17
  • Punktów za komentarze: 33
 
[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
18 marca 2023 o 20:12

To ja dodam swoją historię, podobną ale bardzo pozytywną. Pewnego razu byłem na koncercie, gdzie największą gwiazdą był Accept, może to nie death metal, ale też ciężka muzyka przy której pogo jest standardem. Udało mi się stać przy barierkach pod sceną, gdy tłum za mną się zagęszczał, podszedł facet z dwiema córkami, młodsza miała może z 8 lat. Facet zapytał się, czy nie wzięlibyśmy jej pod barierki, więc odsunąłem się na długość ramion a tę dziewczynkę wziąłem przed siebie. Pomimo nielicznych sytuacji, gdzie obok ktoś intensywnie świrował albo ktoś leciał górą po tłumie i musiałem na nią uważać, było świetnie. Członkowie zespołów jak widzieli taką drobną dziewczynkę na takim koncercie, podchodzili do nas, machali, rzucali piórka gitarowe itd. W przerwach gdy fotoreporterzy wchodzili, to główną uwagę skupiali na nas, z ludźmi stającymi obok, uczyliśmy ją robić rogi z palców. Ogólnie to było bardzo sympatyczne i pozytywne, pomimo tego że poniekąd opiekowałem się obcym dzieckiem. Ktoś mógłby powiedzieć, że to głupota zabierać na Accept małe dziecko, ale w tym przypadku było mega pozytywnie.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
12 maja 2022 o 21:36

Znam to z autopsji. Pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa, jak przychodziła rodzina z dziećmi czy znajomi rodziców, to zabawki w szafki, co większe to na balkon. No i zawsze dziwnym trafem jak kuzynostwo przyjeżdżało, to komputer był zepsuty… żeby się do niego nie dobierali. A i tak sporo zabawek miałem rozwalonych przez tą szarańczę i nie było wizyty bez przewróconej doniczki z kwiatkiem. Nawet później, gdy już byłem nastolatkiem i do rodziców przychodzili znajomi z małym hitlerkiem, to musiałem zamykać pokój bo raz prawie by mi rozwalił telewizor miotłą. A czy rodzice jego coś reagowali jak pięciolatek zabrał miotłę z kuchni i biegał po mieszkaniu z dwa razy wyższym kijem od siebie? To pytanie retoryczne

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
4 kwietnia 2022 o 10:50

Miałem kiedyś podobną sytuacje z drugiej strony. Jechałem prawym pasem, facet w dostawczaku zajechał mi drogę z lewego pasa żeby zjechać na ten do zjazdu. Musiałem zahamować, nie jakoś ostro, ale musiałem i było niebezpiecznie. Zrównałem się z nim, chciałem strąbić a koleś rzucił do mnie takim serdecznym uśmiechem, że aż sam zacząłem się śmiać. Chamskie, ale pozytywne

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
3 marca 2022 o 20:43

Nieco przypomina moją historię sprzed lat. Jadę autostradą, znacznie mocniejszym autem niż własne, lewym pasem wyprzedzając sznur ciężarówek z małymi przerwami, że nie opłaca się nawet zjeżdżać na prawy. Jechałem około 150, więc przekraczałem dozwoloną prędkość, ale to jeszcze były czasy, gdy mandaty były do przełknięcia. Oczywiście, na zderzaku siedział mi pajac w czarnym BMW, podjeżdżał, bujał się od krawędzi do krawędzi pasa, mrugał długimi. Gdy pojawiała się luka na prawym pasie, próbował mnie wyprzedzić, ale że zaraz było tam kolejne auto, to nie zdążył, wracał na lewy na centymetry i znów długie szły w ruch. Tak z kilka razy. Ogólnie mówiąc, jechał mega niebezpiecznie, a ja nie miałem jak go puścić, żeby uniknąć hamowania przed tirem z lewego pasa. W końcu pojawił się mój zjazd z autostrady, więc wciskam się w lukę i zjeżdżam. Frajer z BMW ruszył do przodu, wyprzedził mnie, również zjechał na pas do zjazdu i gwałtownie zwolnił, zmuszając mnie do ostrego hamowania. No debil, ale najgorsze jest to, że nie widziałem jego miny, gdy zemsta się w końcu dokonała. Po zjeździe z autostrady jest kawałek trójpasmowej drogi, gdy na nią wyjechaliśmy, mając około 70 na licznikach, zmieniłem pas i wcisnąłem gaz do dechy, jedynie kątem oka widziałem znikające BMW, a później w lusterku jak bardzo szybko się oddala. Gdy spojrzałem na licznik, a tam wskazówka minęła 210km/h i dalej szła w górę, to aż ciepło mi się zrobiło i zdjąłem nogę z gazu. Ale jego mina musiała być piękna, że aż tak go wziął taki niepozorny, brytyjski sedan. Autorka dobrze zrobiła, jak widzę takich wariatów, to im za nic nie popuszczam, a nawet specjalnie zwalniam/przyspieszam, by nie tworzyć takim kozakom miejsc, gdzie by mogli zjechać na milimetry stwarzając zagrożenie. Trzeba ich jakoś tępić, skoro policja się nie kwapi. Pozdrawiam!

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
5 grudnia 2021 o 2:03

Trochę mi to przypomniało moją historię. Jakiś czas temu kupiłem parę rzeczy w pewnym sklepie na raty. Podałem sprzedawcy dane, wniosek poszedł, dostałem smsa z potwierdzeniem, kodem, wszystko fajnie i sprawnie, ale maila z numerem konta do spłat ani harmonogramem brak. Najprawdopodobniej sprzedawca źle zapisał adres mailowy który dyktowałem, nie dostałem papieru żeby go wpisać, ani sprzedawca nie pokazał mi wpisanego adresu na komputerze do weryfikacji, no trudno. Telefon do sklepu, oni nie mogą ingerować we wniosek, proszę dzwonić do banku. W banku też facet nie jest w stanie mi pomóc, bo nie jestem ich klientem i nie mam ich numeru klienta. Znalazł mój kredyt, powiedział mi jaka kwota itd., ale numeru konta ani harmonogramu nie może mi przesłać na właściwego maila bo nie jestem ich klientem. Jedyne rozwiązanie, to wizyta w oddziale z dowodem osobistym, tam może pomogą. Sprawa świeża więc wybiorę się po weekendzie, trzymajcie kciuki.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 4) | raportuj
14 stycznia 2021 o 20:56

Korzystają też na tym kasjerzy z Żabki czy innych małych sklepików, gdzie zwykle nie ma ruchu. Ostatnio wpadam do Żabki w godzinach dla seniorów, a tam pusto, na kasie nie ma nikogo, żadnego klienta też. Krzyczę więc - dzień dobry - i idę do półki po wodę. Wtedy z zaplecza wychodzi wkurzona pani w zielonym polarze, jeszcze kończy przeżuwać jedzenie i mówi takim mega pretensjonalnym tonem: Ale zapraszam po dwunastej. Z pewnością nie było to spowodowane tym, że obsługując mnie złamałaby jakieś tam bzdurne rozporządzenie, po prostu bezczelny ja, parę minut po dziesiątej śmiałem jej przeszkodzić w przerwie.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
23 listopada 2020 o 20:23

Z racji że ja też z branży, zastanawia mnie jedno, jaką metodą robiony był nadruk, skoro pracownik go zmył? Dziwi mnie, że nie zostało wykonane grawerem laserowym, robi się go zwłaszcza na długopisach premium jak Parker. Jedynie zostaje tampodruk, ale tego się tak łatwo nie zmyje, zawsze jakiś ślad zostanie i długopis idzie na odrzut. Dziwne, bo żadna firma by nie przyjęła takiego zwrotu, towar po wykonaniu znakowania absolutnie nie podlega zwrotowi, koniec kropka, bez dyskusji.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 4) | raportuj
15 listopada 2020 o 23:48

Rozumiem autora, sam bym się wściekał na gówniarzy co strzelają petardami i pewnie sam bym wzywał policję, bo to niebezpieczne dla nich, dla innych itd. Ale z drugiej strony, czy to nie jest oznaka starości, że nam to przeszkadza? Pamiętam że jeszcze 15 lat temu za gówniarza, miałem kumpla, którego rodzina handlowała na odpustach. Chłopak miał dostęp do niezliczonej ilości różnych petard. Pamiętam że też strzelaliśmy ile wlezie, czy to małymi czy dużymi, była to dla nas rozrywka lepsza niż kopanie piłki na boisku. Małe rzucaliśmy pod nogi, dużymi rozwalaliśmy szklane butelki czy wrzucaliśmy do śmietników. Oczywiście to było głupie i niebezpieczne, często uciekaliśmy przed starszymi ludźmi którzy na nas krzyczeli, ale po prostu się dobrze bawiliśmy. Dziecko musi się wyszaleć, musi się ubrudzić i zrobić coś głupiego, żeby dostać nauczkę na przyszłość. Kiedyś sami tacy byliśmy, więc uważam drogi autorze i drodzy komentujący, że to po prostu z wiekiem nam takie rzeczy przeszkadzają. Pozdrawiam!

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
28 marca 2020 o 16:14

To nie jest odosobniony przypadek. Zupełnie inna, ale podobna historia przydarzyła się w mojej mieścince jakieś 10-15 lat temu, więc dawno i były zupełnie inne czasy. Otóż żyła sobie rodzinka, małżeństwo z dwójką dzieci, bieda była u nich od zawsze, nie byli patologią, ale bardzo się nie przelewało. Młodsza córka zachorowała na raka, biedne dziecko, widziałem ją parę razy w okolicach ich domu, bez włosów, w chustce na głowie i strasznie osłabiona, smutny widok. Nie wiem jak wtedy wyglądały koszty leczenia, opieki itd. Napewno musieli jeździć na leczenie około 100km w jedną stronę, jak często dokładnie, też nie wiem. Ale w każdym razie była zorganizowana zbiórka pieniędzy, rozgłoszona po okolicy. To były czasy, gdy Facebook nie był tak popularny, więc wolontariusze zbierali na ulicy, nawet w okolicznych kościołach księża organizowali specjalną tacę na dziewczynkę itd. Podobno zbiórka się udała i dostali dużo pomocy na córkę, po tym sprawa ucichła. Po jakimś czasie, leczenie się udało, spotkałem całą czwórkę w sklepie, dziewczynka zdrowa i roześmiana, więc happy end, tak? Tak, ale rodzice dziewczynki zrobili się jak w powyższej historii, strasznie pretensjonalni, roszczeniowi, dumni wręcz. Wcześniej byli sympatyczni i przy spotkaniu na ulicy zawsze się uśmiechali, zagadywali itd. Co się skończyło po całej akcji. W dodatku w tym czasie zaczęli gruntowny remont domu, pojawiła się nowa terenówka i ogólnie, wyższy standard życia. Czy zaczęli więcej zarabiać, czy to z reszty pieniędzy ze zbiórki na leczenie? Nie wiem, ale każdemu jedno przychodzi do głowy.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
17 lutego 2020 o 20:10

Dwa tygodnie temu też byłem na "wakacjach" w egipskim hotelu, który raczej był jednym z tych cichych. Połowa gości, to byli Polacy i muszę przyznać, że ludzie byli okej. Kulturalni, nikt się głośno nie zachowywał, była spora grupa osób, z którymi można było od czasu do czasu zamienić słowo, gdy spotykaliśmy się na plaży/basenie, w restauracji czy w barze. Po prostu pełna kultura i życzliwość. Natomiast gdy nadszedł ostatni dzień mojego pobytu, zjechała się grupa "polakóf" W ciągu dnia było pełno bujających się po hotelu białych, jeszcze słońcem nieskalanych, napakowanych byczków w obcisłych koszulkach, z tępymi tatuażami i blond tapeciarami u boku. Trzydziestoletnie madki z berbeciami, cwaniary i wielkie panie jakich świat nie widział. Po prostu w skrócie mówiąc, istna patola. Późnym wieczorem, spora grupa wyżej wymienionej polskiej patologii, postanowiła się zabawić i skakać do basenu, wydzierać się i ogólnie robić straszny hałas, jakby w życiu nie widzieli basenu. Do tego dochodzą oczywiście darmowe drinki i proszę, gawiedź się bawi. Całe szczęście, że tą scenę oglądałem w oczekiwaniu na autobus, który mnie zabrał na lotnisko. Jedynie obsługi hotelu mi szkoda, bo każdy był bardzo miły i pomocny i nikt z tych Egipcjan nie zasługiwał na to, by patrzeć i obsługiwać taką patolę. Podsumowując, Polacy na wakacjach są na prawdę różni, niektórzy powinni mieć totalny zakaz. PS: Żeby nikt mnie nie posądził, że jestem starym zgredem, któremu przeszkadza młodzież bawiąca się w basenie, mam 25 lat, ale więcej oleju w głowie, niż większość patoli 30+

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
2 lutego 2020 o 18:35

Bzdura! Dawniej dys też było, tylko nie stwierdzone. Idealnym przykładem jest osoba mi dobrze znana. Jest osobą dobijającą do 50 więc z komu-pokolenia. Szkołę ta osoba przeszła bez problemu, a ma ewidentną dysortografię. Osoba ta czyta całą masę książek, ze dwie, trzy w miesiącu. Więc z pisownią winna być obeznana, ale jednak jak przychodzi co do czego, to sadzi konkretne ortografy. Myli się nawet w najprostszych rzeczach, a jest ostatnią osobą, jaką bym nazwał głąbem. Autorze, więcej pokory!

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
21 stycznia 2020 o 18:57

Przez ostatnie 5,5 roku w każdy dzień roboczy spędzam 3-4 godziny w komunikacji miejskiej. Najpierw jeździłem na studia, teraz do pracy i jeszcze nigdy nie spotkałem się, by ktoś słuchał na głos muzyki. Przez te pięć lat może ze trzy razy jakieś dziecko grało w grę bez słuchawek, ale nie było to takie irytujące. Gorsze mohery bądź Karyny które przekrzykują się wygadując tak tępe głupoty, że człowiek traci wiarę w ludzkość i zyskuje ból głowy. Ufff, jak dobrze że za miesiąc odbieram z salonu swój pierwszy nowiutki rydwan

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
21 stycznia 2020 o 16:49

W ogóle nie śmieszne, ale przypomniało mi moją historię. Do jednej fińskiej klientki zalegającej z fakturami poszedł mail z adresu windykacja@. Ona odpisała „Hello Windy!”

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
2 stycznia 2020 o 19:52

Nawiazując od ostatniego akapitu przed PS, wiem że jest to powtarzane zylion razy, aby nie dawać zwierząt jako prezent, ale ja uważam, że to w cale nie jest takim głupim pomysłem. Wszystko zależy od tego, komu się daje. Przykład z życia, przyjaciółka kupiła psa swojej mamie na urodziny, która dwa miesiące wcześniej straciła swojego. Prezent mega udany, bo z tego co wiem to mama zachwycona i dba o psa tak że lepiej się nie da. Kolejny przykład, znajomy dostał od nas psa, bo też jego zdechł jakoś niedawno, więc prezent również udany, mimo że zwierzę. Mi osobiście marzy się jakiś egzotyk, legwan bądź jakiś wąż i rozpowiadałem o tym rodzinie. Niestety pod choinką znalazłem skarpetki i butelkę wina, a mega bym się ucieszył z takiego „legusia”. Ważne by dać osobie odpowiedzialnej, która lubi zwierzęta, wtedy to będzie świetny prezent i wcale nie trzeba walić głową w ścianę.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
16 lutego 2019 o 21:38

Moje doświadczenie jest zgoła inne. Niektóre firmy organizują wycieczki-bonusy dla swoich najlepszych klientów. Mimo że ja nim nie jestem, miałem przyjemność uczestniczyć w tygodniowych wakacjach organizowanych właśnie dla "grubych ryb". Ja zarobkami ani statusem nie dorastałem im do pięt, ale podczas wyjazdu w ogóle tego nie odczułem. Wielu tych prezesów było bardzo sympatycznymi i kulturalnymi ludźmi, pełnymi szacunku nie tylko dla hotelowej obsługi, a także dla mnie. Nie wiem od czego to zależy, ja w każdym razie tydzień spędzony z "wielkimi prezesami" uważam za bardzo przyjemny, pozdrawiam!

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
30 czerwca 2018 o 22:34

Ja bym nie był taki krytyczny wobec tych dysów, nie uważam, że to się bierze z lenistwa, tylko faktycznie coś w tym jest. Doskonale znanym mi przykładem jest mój tata, czyta on mnóstwo książek, dzięki czemu ma bogate słownictwo i co oczywiste, winien być doskonale obeznany z pisownią wyrazów. Natomiast mimo to, popełnia sporo błędów ortograficznych. Może nie pisze "ałtokaże", jak dziecko autorki, ale "ó" z "u" czy "ż" z "rz", zdarza mu się pomylić. Dlatego mimo że mój tata nie wychował się podczas mody na dysleksje, tak sądzę, że dysortografię ma na pewno, tylko nie stwierdzoną.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
6 maja 2018 o 17:45

Przepisy przepisami, a życie życiem, wiem że należy się zatrzymać, ale sam nigdy tego nie robię i nie potępiam zatrzymujących się, bo wiem że tak uczą. Moim zdaniem to nie potrzebnie zatrzymuje ruch, ale to tylko moja opinia.

« poprzednia 1 następna »