Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

misguided

Zamieszcza historie od: 29 grudnia 2012 - 20:38
Ostatnio: 22 kwietnia 2021 - 7:06
  • Historii na głównej: 79 z 123
  • Punktów za historie: 13852
  • Komentarzy: 244
  • Punktów za komentarze: 1314
 

#78094

przez (PW) ·
| Do ulubionych
A propos historii z właścicielem, który "włamał" się do mieszkania.

Moja koleżanka sama wynajmuje kawalerkę. Przed świętami miała dosyć sporo roboty, więc pranie rozwiesiła na czas swojej nieobecności. Dodatkowo w mieszkaniu nie było czysto, może nie jakiś wielki bałagan, ale kilka ubrań i kartek porozrzucanych, kilka naczyń w zalewie. Nic karygodnego.

Po świętach, zanim wróciła do mieszkania, jej rodzice dostają telefon od właścicielki. Ta od razu zaczęła czepiać się, że koleżanka w ogóle mieszkania nie szanuje! Żyje w bałaganie, nawet na święta nie posprząta, a właścicielka musiała po niej sprzątać! Okazało się, że właścicielka wpadła do mieszkania w czasie świąt, zobaczyła że jest bałagan, więc posprzątała wszystko, jej ubrania, kartki, talerze, zmiotła kurze, podłogi, nawet wannę umyła!

Mama koleżanki wytłumaczyła w kilku prostych zdaniach, że nie ma prawa wchodzić do mieszkania pod nieobecność najmującej, a jeżeli nie będzie się stosować do umowy (gdzie ma zapisane, że może przyjść raz w miesiącu po zapłatę), to koleżanka znajdzie inne mieszkanie.

Wynajmowanie adult

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (215)

#77186

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Studiuję na kierunku artystycznym, ale obecnie (i w przyszłości) dosyć dobrze płatnym. Dodatkowo uczelnia dba o studentów (aż dziwne!) i o to, aby każdy student, mógł się wybić, wiadomo, im więcej studentów z dobrą pracą, tym więcej polecających kierunek.

W poprzednim semestrze profesor z jednych z zajęć dogadał się z wielką organizacją, aby przeprowadzić konkurs tylko dla mojego roku. Studenci zadowoleni, bo to dosyć znana firma, dodatkowo projekt miał obejmować dosyć dobrze płatne rzeczy. Wyceniając projekt bez konkursu (czyli po obejrzeniu portfolio, firma miałaby zdecydować się na jedną osobę) wychodziłoby około 3-4 tysięcy. Zadanie oddane, firma zadzwoniła do kilku osób, z kilkoma poprawkami na teraz. Ludzie trochę niezadowoleni, akurat kilka ważnych projektów na uczelni, ale wiadomo, praca ważniejsza.

Po kilku dniach werdykt - koleżanka z roku wygrała, nikt się nie dziwił, bo projekt był naprawdę dobry, staranny. Koleżanka zaczęła kontaktować się z firmą o nagrodzie a tu zonk - zamiast pokaźnej sumki, firma proponuje 900 zł. Koleżanka się zdenerwowała, porozmawiała z profesorem, profesor zdziwiony, rozmawiał z firmą, że minimum 4 tysiące. Firma nic nie wie o rozmowie, dopiero gdy koleżanka zaczęła grozić brakiem praw autorskich (co by się równało z brakiem możliwości rozpowszechniania projektu), firma zdecydowała się zapłacić jej kwotę ustaloną z profesorem.

Jedno mnie dziwi - firma poważna, można powiedzieć, że państwowa, obeznana w cenniku wykonywania projektów. Posiada duże pieniądze, zgadza się na konkurs, a potem proponują śmieszną zapłatę za odwalenie dobrej roboty. Myśleli, że studenci wezmą każdą stawkę, mimo, że większość z nich po 4 latach studiów wykonuje już pracę w swoim zawodzie i orientuje się w stawkach?

praca

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 259 (269)

#75505

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dwa tygodnie temu zmieniłam mieszkanie. Tańsze, lepsza okolica, nie przeszkadzało mi i współlokatorce, że to kawalerka, jakoś sobie poradzimy. Od razu od właścicieli dowiedziałyśmy się, że blok głównie zamieszkiwany jest przez starsze osoby oraz ostrzegli nas przed sąsiadką z dołu, która lubi ciszę. Stwierdziłyśmy, że nie będzie problemu, zawsze chciałyśmy żyć w zgodzie z sąsiadami, nie robimy nigdy dużych imprez, uważamy, że lepiej jest pójść do kogoś innego na imprezę niż później sprzątać u siebie. Chciałyśmy tylko zrobić parapetówkę, oraz urodziny raz moje, raz współlokatorki. Nigdy nie miałyśmy problemów z sąsiadami, więc i tutaj uważałyśmy, że nie będziemy miały. Jednak trochę się pomyliłyśmy.

Pierwszy dzień po przeprowadzce. Zaprosiłyśmy wspólnego kolegę na piwo. Muzyka nie grała, bo nawet nie miałyśmy jeszcze internetu w mieszkaniu, kupiliśmy sobie po jednym piwie, więc nawet głośno się nie zachowywaliśmy, ale wiadomo, jak to piwo, trzeba od czasu do czasu pójść do łazienki. Kilka minut po 22 usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wszyscy zdziwieni, bo nikogo nie zapraszaliśmy, a jakby ktoś do nas przyszedł, to by zadzwonił domofonem, aby w ogóle do klatki wejść. Otwieram drzwi, a tam kobieta, na oko 50-60 lat i zaczyna tyradę, że jej córka chce się wyspać do pracy jutro rano, że jest głośno, że prosi nas, aby było cicho, żadnych imprez w środku tygodnia. Popatrzyłam się na nią zdziwiona, przecież żadnej imprezy nie było, ani muzyki, ani głośnych rozmów. Powiedziałam jej to, a ona stwierdziła, że za głośno chodzimy. Więc zwróciłam jej uwagę, że nie mamy nałożonych butów, podłoga niestety skrzypi, a blok z wielkiej płyty, więc się wszystko nosi. Pogadała, pogroziła policją i poszła.

Kilka dni później zaprosiłyśmy koleżankę z chłopakiem. W środku tygodnia, ja ze współlokatorką miałyśmy jeszcze wolne na uczelni, a akurat tak się złożyło, że koleżanka z chłopakiem mieli wolne następnego dnia w pracy. Kupiliśmy sobie kilka piw, włączyliśmy muzykę na laptopie tak, aby jej nie było słychać w kuchni sąsiadującej z pokojem i zajęliśmy się grą w alko chińczyka (gra podoba do chińczyka, jednak na każdym polu są zadania do wykonania, np. osoby z czarnymi skarpetkami piją, albo opowiedz kawał albo wypijesz 3 łyki). Chwilę po tym, jak zaczęliśmy grę, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Tak, to znowu była sąsiadka z dołu, tym razem za głośno się śmialiśmy i pogroziła policją. Stwierdziliśmy, że lepiej będzie pójść do koleżanki po 22, aby nie mieć problemów.

Dzisiaj stwierdziłam, że mając wolny dzień posprzątam w mieszkaniu. Trochę poszurałam krzesłami, popodnosiłam worki ze śmieciami (w których także i były butelki i puszki) oraz przeszłam się z 2 razy po mieszkaniu w butach, aby wynieść śmieci. Gdy wróciłam, sąsiadka z dołu przyszła i stwierdziła, że za głośno chodzę i że robię właśnie imprezę. Nic nie odpowiedziałam, tylko zamknęłam jej drzwi.

Mało piekielne? Właściciele mówili, że potrafiła codziennie przychodzić do matki właściciela (kobieta zmarła w wieku 96 lat) i mówić, że za głośno szura nogami po mieszkaniu.

sąsiedzi

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 321 (353)

#73539

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama jest nauczycielką w przedszkolu. Jakiś czas temu miałam zaplanowany zabieg na oczy. Termin ustalony z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Dwa tygodnie przed zachorowała. Zwykła wirusówka, jednak przez tydzień musiała brać antybiotyk, który mógł mieć wpływ na badania wykonane przez zabiegiem. Skąd pojawiła się ta wirusówka? Z przedszkola. Przez tydzień połowa dzieci chodziła do przedszkola, ciągała nosem, kaszlała. Dzisiaj musiała odwiedzić swoją pracę. Dowiedziała się, ze tym razem w przedszkolu panuje ospa. Co w tym piekielnego? Dzieci przecież szybko mogą się zarazić.

Jednak część rodziców w momencie gdy widzą, że dzieci są chore i tak i tak prowadzą ich do przedszkola. Nauczycielki już gdy tylko widzą chore dziecko, karzą rodzicom je zabrać. Całkowicie rozumiem, że nie zawsze jest sposób, aby zostawić dziecko w domu, rodzice pracują, dziadków nie ma. Jednak dziecko w przedszkolu w czasie choroby męczy się dodatkowo. Przez taki jeden dzień jego choroba może przeciągnąć się o tydzień. Dodatkowo zaraża inne dzieci, oraz nauczycielki, które później choroby przynoszą do domu.

przedszkole

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (306)

#73397

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu, w mojej niewielkiej, rodzinnej miejscowości otwarto basen. Ceny o ponad połowę niższe niż w mieście, w którym studiuję, więc jak tylko wracam na weekend do domu, to wybieram się popływać, zrelaksować, a przy tym trochę poćwiczyć nad sylwetką.

W skład całego basenu wchodzą sauny, zjeżdżalnia, jacuzzi, basen do metra głębokości, basen do nauki pływania, olimpijski z ruchomym dnem najczęściej ustawionym na 1,30 m oraz czterotorowy basen olimpijski o głębokości 2 metry, z jednym torem 2,50 metrów. Zwykle wybieram jeden z wolnych torów basenu olimpijskiego.

Nie raz zdarzyło się, że dzieciaki w okolicy 12-13 roku życia nie patrząc na pływające osoby, robiły w basenie olimpijskim jacuzzi. Kilka razy zdarzyło się, że skakali do basenu na pływające osoby, sama kilka razy oberwałam. Zatrzymują się na środku toru, nurkują, chlapią się, starają się wciągnąć siebie nawzajem pod wodę. Czasem udaje im się to zrobić z osobami pływającymi. Rozumiem całkowicie, że chcą się wybawić, jednak uważam, że jest to dosyć niebezpieczne. Dodatkowo pływając kraulem czy na plecach, można ich nie zauważyć i zderzyć z dzieciakiem. Przykładowo raz jakiś, gdy się wynurzał, wynurzył się prosto na moje plecy, zostałam zepchnięta na bok. Kilka razy osoby pływające na basenie olimpijskim zwracały im uwagę, jednak zwykle kończyło się to wyśmiewaniem. Ratownicy na początku nie reagowali, dopiero po kilku prośbach i skargach widziałam jak raz ratownik wygonił grupkę dzieci z basenu, a raz nawet zabronił im skakać do wody.

Przykładowo widziałam ostatnio na basenie dziewczynkę w wieku około 14 lat. Była na basenie z rodzicami, mama siedziała w jacuzzi, a ona chciała z tatą poskakać do wody, aby się pouczyć. Zanim w ogóle wybrała tor, poprosiła tatę, aby był na odpowiednim, pustym torze, żeby w razie czego jej pomógł się wynurzyć, a potem, gdy chciała skakać, rozglądała się, czy nikogo nie pochlapie. Można? Można!

Basen

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 235 (263)

#73072

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem na ostatnim roku studiów licencjackich. Ostatnio pochłonięta byłam pisaniem, sprawdzaniem i poprawianiem pracy licencjackiej. Gdy promotorka zaakceptowała całość, nadszedł czas na zaniesienie jednej kopii, do sprawdzenia w programie antyplagiatowym. Sprawdziłam dokładnie informacje - uczelnia przyjmuje prace w tych i tych godzinach, w tych dniach w bibliotece (ważne, nie było podanego numeru sali ani nazwy biura, tylko że prace przyjmowane są w bibliotece).

Wydrukowałam wszystko, oprawiłam, zgrałam pracę na płytę i ruszyłam w stronę biblioteki. Podeszłam do pani [B]ibliotekarki, mówiąc, że chciałabym oddać pracę do sprawdzenia w programie antyplagiatowym. Kobieta na mnie spojrzała wzrokiem, jakby chciała mnie zabić. Westchnęła dwa razy (typowo teatralnie).

B: Ja nie przyjmuję prac.
Ja: W takim razie orientuje się pani, gdzie mam to zanieść? Na informacji jest napisane, że do biblioteki.
B: To pani nie wie, gdzie ma pani oddać pracę?!
Ja: Nie wiem, mamy napisane, że mamy zanieść do biblioteki, żadnej innej informacji, dlatego pytam się, czy może pani się orientuje.
Bibliotekarka westchnęła znowu.
B: Ja nie wiem, studenci nie wiedzą, gdzie jest biuro, które przyjmuje prace do sprawdzenia!
Na chwilę przerwała, aby znowu westchnąć.
B: Na górze biblioteki.

Podziękowałam i weszłam po schodach. Biuro nie było podpisane, wyglądało, jakby było składowiskiem akt.
Całkowicie rozumiem, że pani bibliotekarka dostaje dziennie kilka takich pytań. Jednak nie byłoby z tym problemu, gdyby ktokolwiek zamiast "Proszę oddawać prace do biblioteki" napisał "Proszę oddawać prace do biura znajdującego się na pierwszym piętrze biblioteki". Dodatkowo pani bibliotekarka nie powinna traktować studentów, jakby mieli wszystko wiedzieć. Zwłaszcza gdzie jest biuro potrzebne im tylko raz na całe lata studiów.

studia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 257 (281)

#73341

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W Gdańsku najpopularniejszymi biletami są jednorazowe (1,50 zł ulgowe, 3 zł normalne, uprawniające na jeden przejazd jednym środkiem komunikacji miejskiej typu tramwaj, autobus), oraz godzinne (1,80 zł ulgowe 3,60 zł normalne, można się z nimi przesiadać ile się tylko chce, przez całą godzinę).

Sytuacja właściwa. Wsiadłam dzisiaj do tramwaju i już od samego początku słyszę podniesione głosy. To kontroler biletów rozmawiał ze starszą kobietą. Ona upierała się, że ma prawidłowy bilet. Kontroler trzyma bilet w ręku i widać wielki napis na kartce "3 zł". Okazało się, ze kobieta bilet skasowała w autobusie a potem przesiadła się do tramwaju. Kontroler spokojnie tłumaczy, że kobieta powinna kupić albo dwa jednorazowe, albo jeden godzinny. A ona się upiera, że ma dobry, jednorazowy godzinny. Kontroler mówi, że takich nie ma.

Kobieta więc zmieniła taktykę, powiedziała, że pani w kiosku nie miała biletów więc poleciła jej taki kupić w automacie, że będzie to prawidłowy. Kontroler już z kolegą zaczęli tłumaczyć, że źle była ona poinformowana, jednak na automatach także są pokazane nazwy i ceny biletów, to samo i na wydrukowanych biletach, które mają być skasowane. Babka skarżyła, ze się odwoła, że kontrolerzy bezprawnie wypisali jej mandat. Później wymyśliła kolejną bajkę, nie jest z Gdańska, ona nie wiedziała. W końcu podyktowała dane (w międzyczasie okazało się, że nie wzięła dokumentów), podyktowała adres z Sopotu, a gdy kontrolerzy wyszli, koleżanka, która siedziała obok niej stwierdziła "Basiu, znowu Ci się to nie udało".

Ja rozumiem, że czasem można jechać bez biletu, zwłaszcza na trasie 5 przystanków, jednak później wymyślać bajki, kłócić się i grozić skargą, to już kompletna przesada.

komunikacja_miejska

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (228)

#72400

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdy chodziłam do liceum, nie było rozpowszechnionego zdrowego trybu życia (diety, ćwiczenia, siłownie), więc normalne było, że większość dziewczyn na WF-ie ćwiczyć nie chciała. W tym momencie uważam, że głównie ze względu na konieczność wykonywania wszystkich ćwiczeń, bo każda zawsze chętnie grała w siatkówkę, w unihokej, same chętnie robiłyśmy układy na aerobik. Jednak najgorsza rzeczą, dla każdej z nas było bieganie.

Szkoła moja nie posiadała własnego boiska, więc wszystkie biegi wykonywaliśmy w miejskim parku. Dobrze było, gdy pogoda sprzyjała, jednak często zdarzało się (zwłaszcza na początku każdej klasy, gdzie szybko robi się zimno na jesień), że musieliśmy biegać w chłodne dni. Zwykle nauczycielka nas uprzedzała. Jednak raz, w listopadzie, przyszła do naszej szatni i powiedziała, że dziś idziemy biegać. Było około 5 stopni. Wszystkie zdziwione, jak to? Większość z nas nosiła krótkie spodenki, ze względu na ciepło panujące w sali. Chciałyśmy przełożyć na następny dzień, aby chociaż wziąć ze sobą dresy albo legginsy. Nauczycielka stwierdziła, że nie, mamy iść dzisiaj biegać, bo inaczej nie zaliczy nam tego, co będzie skutkowało 1 na semestr. Była to klasa maturalna, więc średnio byłoby nie zdać z WF-u. Musiałyśmy biegać, gdy nauczycielka była ubrana w grube dresy i zimową kurtkę. Na następnym WF-ie połowa z nas przyniosła zwolnienia lekarskie z powodu choroby, a wuefistka dziwiła się, czemu wszystkie tak nagle zachorowałyśmy.

Czemu mi się to teraz przypomniało? Wyglądając dzisiaj przez okno, zauważyłam klasę z pobliskiego gimnazjum, grającą w piłkę nożną. Wszystko byłoby OK, gdyby nie to, że gdy przed chwilą wróciłam do mieszkania, miałam całe mokre włosy od deszczu, a nauczyciel stał pod parasolką.

szkoła

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 267 (313)

#71632

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam koleżankę, która ma cukrzycę.

Ostatnio zdarzyło się, że w domu bardzo źle się poczuła, cukier spadł, nic nie pomaga. Zadzwoniła na pogotowie. Przyjechali dosyć sprawnie, pomogli, powiedzieli, że przez tydzień ma leżeć w domu, a na sam koniec dali kartkę z zaleceniami, leczeniem i potwierdzeniem, że pogotowie przyjechało.

Po tym, jak koleżanka już mogła przyjść na zajęcia, podeszła do jednej pani profesor, podając powód nieobecności. Na zajęciach była i będzie czytana lista i obecność liczy się do oceny, więc po co miała sobie ją obniżać, skoro ma zwolnienie? Pokazała kartkę, podała powód, jak by pani się nie chciało czytać. Co ona na to? "Mnie nie obchodzi z jakiego powodu była pani nieobecna, ma pani być na zajęciach, nie przyjmuję zwolnień".

Więc jeżeli mdlejemy, rzygamy dalej niż widzimy czy mamy obciętą nogę, mamy zjawić się na zajęciach, inaczej nie zdamy.

studia

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 297 (349)

#71848

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od samego początku zaznaczę, że sama jestem kierowcą. Prawo jazdy zdawałam w większym mieście, gdzie obecnie studiuję. Jednak, aby koszty utrzymania nie były za wysokie, poruszam się w nim komunikacją miejską.
Samochód stoi w moim rodzinnym domu, zawsze mogę wziąć kluczyki, jednak płacenie niecałych 50 zł miesięcznie za 10 minut drogi na uczelnię uważam za lepsze rozwiązanie.

Jest w mieście pewne skrzyżowanie - całkiem normalne. Droga z pierwszeństwem [A], w pewnym momencie przecina ją droga podporządkowana [B]. Drogą A poruszają się tramwaje, a 2-3 linie skręcają z niej w B. Niby wszystko proste, chociaż dla niektórych te tramwaje są najtrudniejsze.

Światła na skrzyżowaniu działają tak, że droga A ma najwięcej czasu na przejazd, wtedy też poruszają się tramwaje tą drogą. Potem ruszają samochody z B, następnie jedzie tramwaj z drogi A w stronę B. Proste.

Najtrudniejsze w tym skrzyżowaniu jest to, że gdy ktoś chce skręcić z jednej strony B w A, musi zatrzymać się przed torami tramwajowymi dla tramwaju skręcającego z A w B. Wszystko jest pięknie oznakowane, światła są za torami tramwajowymi, jednak znaki poziome (namalowane na drodze) pokazują, że trzeba zatrzymać się przed torami.
Nie każdy kierowca jednak je widzi. Codziennie można spotkać kierowcę, który stanął na torach. Nic się nie stanie, gdy podjedzie za nie lub cofnie się. Co byście zrobili, gdybyście stali na torach tramwajowych, a z dwóch stron nadjeżdżałyby tramwaje, które trąbią? Oczywiście, że byście jak najszybciej z tych torów zjechali. Jednak nie pewien kierowca. Tramwaje stały do kolejnej zmiany świateł, ponieważ kierowca był i głuchy, i ślepy - nie widział ani nie słyszał tramwajów. Przez co było połowa jednego z bardziej obleganych skrzyżowań, w godzinach szczytu, była zablokowana.

Ja całkowicie rozumiem, że nie każdy zna dokładnie organizację ruchu. Jednak gdy popełnia się błąd na drodze, trzeba go jak najszybciej naprawić, aby nie blokować ruchu innym kierowcom.

kierowcy

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 69 (131)