Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Satsu

Zamieszcza historie od: 11 września 2013 - 19:54
Ostatnio: 11 marca 2025 - 20:35
  • Historii na głównej: 109 z 116
  • Punktów za historie: 30756
  • Komentarzy: 318
  • Punktów za komentarze: 2694
 

#62462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio musiałem iść do apteki. Ludzi dużo, tylko jedno okienko otwarte, ale tabletki trzeba kupić. Kolejka powoli się zmniejszała i kiedy miałem już podchodzić do okienka jakaś babcinka, lat na oko 80, puknęła mnie w ramie i zapytała:

[B]: Chłopcze wpuściłbyś mnie? Ja tylko krople dla męża chcę kupić, on poważnie chory i ja schorowana jestem...

Oczywiście się zgodziłem. Ile może trwać kupowanie kropelek, poza tym stałem tam tak długo, że minutka czy dwie by mnie nie zbawiły. Niestety babcia postanowiła wykorzystać sytuację i po kupnie kropelek zaczęła wypytywać o różne maści, dawkowania, tabletki, itp. Po około pięciu minutach, trochę już wkurzony, zapytałem starszą panią czy mogę zrealizować receptę. W tym momencie miła babcinka zmieniła się w straszną staruchę.

[B]: Patrzcie no go! Młode nogi masz ku*wa, to postoisz! Ja tu ważne sprawy załatwiam! Szacunku trochę!

Mnie zatkało. Szacunek do starszych walczył z ciętą ripostą. Na szczęście sytuację rozwiązała farmaceutka. Stwierdziła, że jeśli babcia ma jeszcze jakieś pytania to zaprasza na koniec kolejki, gdyż się w nią wepchnęła. Ta na szczęście sobie poszła wyklinając wszystkich i wszystko.

I jak tu mieć szacunek dla starszych ludzi?

apteka

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 705 (801)

#61804

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Każdy słyszał pewnie o sławnym ostatnimi czasy ice bucket challenge. Jeśli nie, odsyłam do wujka google, bo właśnie z nim jest związana moja historia.

Ostatnio wróciłem do mojego rodzinnego miasta na krótkie wakacje i przy okazji spotkałem się ze znajomymi. Jako, że większość została nominowana do wyzwania, postanowiłem wypytać ich o wrażenia. Okazało się, że z dziesięciu nominowanych dziewięć osób polało się wodą i jedna spasowała. Okazało się również, że z dziesięciu osób tylko jedna wpłaciła pieniądze na akcje charytatywną. Zgadnijcie która...

Najśmieszniejsze jednak były komentarze osób, które nie wspomogły akcji pieniędzmi:

- "Ale to tylko zabawa."
- "Polałam się wodą, to powinno wystarczyć tym ludziom."
- "Tu chodzi o nagłośnienie problemu."
- "Przecież wpłata pieniędzy jest nieobowiązkowa."
- "Ale z Ciebie materialista!" (mój faworyt :D)

Słuchając moich znajomych zastanawia mnie ile z osób, które wstawiły filmik na facebook, w którym udowadniają swój heroizm polewając się zimną wodą zrozumiało przesłanie całej akcji. Znając życie jest to dla nich kolejna okazja do pokazania jacy to nie są modni i fajni...

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 534 (676)

#61147

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem wielkim fanem fantastyki. Czytam wiele książek z tego gatunku, mam kilkanaście gier planszowych i karcianych (o komputerowych nie wspominając) oraz jestem częstym gościem na różnych konwentach. Poza tym w ramach hobby zdarza mi się pisać różnego rodzaju opowiadania. Może do Szekspira mi daleko, ale jestem dumny z moich małych dzieł.

Jakiś czas temu pewna strona, na której się udzielam zorganizowała konkurs literacki. Nagrodą miała być książka fantasy, której nie mam w swojej biblioteczce, więc postanowiłem wziąć udział. Tydzień po zakończeniu konkursu podano wyniki, okazało się, że wygrałem. Podałem swój adres i zostało tylko czekać na nagrodę.

Po kilku dniach przybył kurier z książką. Rozpakowałem ją i odłożyłem na półkę, by czekała na swoją kolej. Kiedy w końcu się za nią zabrałem od razu rzucił mi się w oczy napis umieszczony na stronie tytułowej.

"Wszystkiego najlepszego XXX z okazji dwudziestych piątych urodzin, spełnienia marzeń i powodzenia w pracy, życzy YYY."

Pomijam fakt wydania prezentu, co samo w sobie jest chamstwem, to jak poważna strona internetowa może proponować jako nagrodę w konkursie prezent urodzinowy. Może się czepiam, ale to tak samo jak wygranie tostera, który był wcześniej używany przez x czasu.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 492 (594)

#61059

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stałem dzisiaj rano na przejściu dla pieszych i czekałem na zielone. Światło się zapaliło, więc ruszyłem. W połowie drogi coś uderzyło we mnie z dużą siłą, po czym wylądowałem na ziemi obolały i lekko zmroczony (uderzyłem głową w asfalt). Okazało się, że dwie młode dziewczyny zagadały się (zgaduję gdyż ich rozmowę było słychać z daleka) i jedna z nich wjechała we mnie. Co prawda może zdarzyć się każdemu, ale do cholery metr ode mnie była część przejścia wytyczona specjalnie dla rowerzystów.

Na dodatek niedzielne rowerzystki miały gdzieś co się ze mną stało. Chwile po upadku usłyszałem "Ty wariatko co ty zrobiłaś?! Uciekamy stąd bo zaraz się kolo podniesie!" i odjechały w siną dal. Pozbieranie się z ulicy zajęło mi dłuższą chwilę. Za długą dla niektórych osób w samochodach czekających na skrzyżowaniu, którzy zaczęli mnie wymijać z różnymi prędkościami.

Kiedy jako tako otrzeźwiałem ruszyłem na bezpieczny chodnik. Uderzenie o asfalt było solidne. Dość mocno bolała mnie głowa, ale na szczęście nie było mi słabo i nie czułem mdłości. Strasznie bolał mnie za to nadgarstek. Z tego powodu postanowiłem udać się do szpitala, który znajduje się jakieś 10 minut drogi od skrzyżowania, na którym zostałem potrącony. Jednak wcześniej wstąpiłem do pobliskiego sklepu po wodę mineralną, gdzie ku mojej uciesze spotkałem nasze niedzielne rowerzystki. Co prawda nie pamiętałem ich twarzy, ale zdradziło je niezbyt dyskretne: "O ku*wa! To on!". Oczywiście zatrzymałem je w sklepie i zadzwoniłem po policje. Patrol dotarł dość szybko, ale dziewczyny wszystkiego się wyparły.

Przez to wszystko czeka mnie teraz przeprawa z sądem, jednak pocieszam się słowami jednego z policjantów. Zaraz po tym jak dowiedział się gdzie miał miejsce wypadek stwierdził: "Panie tam monitoring jest na całe skrzyżowanie i jeszcze kamery ze szkoły obok. Jeśli mówi pan prawdę, to wygraną ma pan jak w banku.". Co do dziewczyn, wystarczyło się zatrzymać i mi pomóc, wtedy na pewno nie bawiłbym się w policje i sądy. Teraz jednak nie odpuszczę.

Ps. Jestem mile zaskoczony reakcją policjantów. Zaraz po spisaniu zeznań i dopełnieniu wszystkich formalności, zawieźli mnie do szpitala na obdukcje. Jej wynikiem są liczne obdarcia w okolicach czoła oraz na rękach i nogach, dość poważnie zwichnięty nadgarstek i wielki guz na głowie. Wstrząśnienia mózgu nie było, albo było bardzo lekkie. Jednak gdy przypomnę sobie mijające mnie samochody na skrzyżowaniu cieszę się, że żyje.

rowerzystki

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 835 (909)

#60997

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znam się dość dobrze na grafice komputerowej. Nie jest to mój główny zawód, jednak bardzo często dorabiam sobie wykonując różne zlecenia znalezione w internecie. Ostatnio odezwał się do mnie właściciel portalu o pewnej grze w klimacie fantasy. Zlecił mi stworzenie layout'ów do strony internetowej, forum dyskusyjnego oraz kilku banerów reklamowych.

Od początku było widać, że facet wie czego chce. Wytłumaczył mi czego oczekuje i wysłał szkice, na których widać jak mają wyglądać dane elementy strony. Uogólniając musiałbym narysować kilka rysunków na tła pod banery i header, stworzyć wiele elementów 3D, grafiki pod animacje flash, no i oczywiście poskładać to wszystko do kupy. Wszystko razem to ładne kilkadziesiąt godzin roboty. Szczęśliwy, że trafiło mi się takie zlecenie, rozpocząłem negocjacje ceny i podałem kwotę jaka mnie satysfakcjonuje. W odpowiedzi dowiedziałem się, że chyba jestem szalony i może mi dać maksymalnie 50 złotych. Stwierdził też, że nietaktem jest proszenie o więcej, gdyż TAKI PROJEKT będzie bardzo korzystny dla mojego portfolio.

Zakładając, że wykonanie grafik zajęłoby mi 40 godzin (a to i tak bardzo optymistyczna opcja) to moja stawka wynosiłaby 1,25 zł/h. Chyba sobie odpuszczę tą jakże intratną propozycję i jakoś zniosę brak TAKIEGO PROJEKTU w moim portfolio.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 570 (628)

#60768

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kilku lat mam problemy z hormonami, więc co pół roku jeżdżę do endokrynologa na badania. Mój lekarz przyjmuje w dość dużym szpitalu, a wizyty są zapisywane na godzinę.

W szpitalu pojawiłem się jakieś 20 minut przed umówioną wizytą, ustaliłem swoje miejsce w kolejce i czekam. Po około 40 minutach wszedłem do gabinetu. Lekarz mnie zbadał i wysłał na dodatkowe badania (USG i pobranie krwi). Poinformował mnie też, że gdy będę miał wyniki mam wejść do niego bez kolejki.

Po około 2 godzinach wróciłem z wynikami pod gabinet lekarski i poinformowałem czekających, że wracam z badań i lekarz kazał mi wejść bez kolejki. Otwarcie puszki pandory to małe piwo w porównaniu z reakcją na moje słowa. Rozległy się krzyki niezadowolenia, oskarżenia o kumoterstwo, obelgi w moją stronę i inne narzekania. Wszystko to okraszone niesamowitą ilością wulgaryzmów. Niezrażony tym wybuchem zapytałem czy ktoś jest w gabinecie i zacząłem iść w jego stronę. To tylko dolało oliwy do ognia. Nienawistne krzyki przybrały na sile, a dwie panie w średnim wieku postanowiły mnie wypchnąć z korytarza (z taką siłą, że prawie poleciałem jak długi na plecy). Na pomoc przybył lekarz zwabiony krzykami (było na prawdę głośno). Po ogarnięciu sytuacji kazał wejść mi do gabinetu i poczekać.

Ja wszystko rozumiem, ludzie zestresowani przedłużającymi się kolejkami itp. Poza tym jest wielu "cfaniaczków", którzy próbują wymusić miejsce w kolejce. Jednak na drzwiach gabinetu wisiała kartka, na której bardzo dużymi literami było napisane "Osoby wracające z badania przyjmowane poza kolejnością.", a na mojej ręce nadal przyklejony był plaster tamujący krew po pobraniu.

W gabinecie lekarz powiedział mi, że taka sytuacja powtarza się przynajmniej raz na miesiąc i dzięki nim zna chyba wszystkie wulgaryzmy i wyzwiska. Co się dzieje z tymi ludźmi?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 479 (561)
zarchiwizowany

#60856

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój kolega jest dystrybutorem firmy działającej w systemie MLM (multi-level marketing). Jako, że produkty moją dobre i w przystępnej cenie, więc ja i moja rodzina zaopatrywaliśmy się u niego w perfumy, chemie i inne tego typu pierdoły. Niestety znajomy przeprowadza się na drugi koniec polski, więc zaproponował mi, że wprowadzi mnie żebym sam mógł robić zamówienia. Zgodziłem się, ale ostrzegłem go, że nie mam zamiaru bawić się w żadne piramidki i szkolenia.

Firma, do której chciałem dołączyć ma dość klarowne zasady. Aby zyskać dostęp do sklepu internetowego muszę zamówić starter, czyli piórnik z próbkami perfum, za około 30 zł. Nie ma żadnych kar za nierobienie zamówień. Jeśli przez rok nic nie kupie to zostaje po prostu usunięty z systemu. Czyli za 30 zł mam dostęp do cen dystrybutorskich praktycznie bez żadnych zobowiązań.

Umówiłem się z kolegą, że on zapłaci za starter i go sobie weźmie, a ja dostanę dostarczany z nim numer, który jest potrzebny do rejestracji. Niestety kolega nie mógł sam mnie zarejestrować, gdyż nie przeszedł jeszcze odpowiedniego szkolenia (wewnętrzna polityka firmy), ale obiecał, że umówi mnie ze swoim znajomym i wyjaśni mu sytuację.

Nadszedł dzień spotkania, więc udałem się w umówione miejsce. Czekał tam już na mnie chłopak w garniturze, który miał mnie zarejestrować. Po kilku minutach luźnej rozmowy rozpoczął prezentacje. Skonfundowany powiedziałem, że firmę znam i nie musi mi tego wszystkiego tłumaczyć. Po informacji, że taka procedura postanowiłem przecierpieć i wysłuchać co ma mi do powiedzenia.

Prezentacja trwała ponad godzinę, a po jej zakończeniu dowiedziałem się, że sam numer mi nic nie daje i muszę zamówić jeszcze jeden starter, najlepiej duży i paczkę produktów (cena za wszystko około 300 zł). Zdenerwowałem się i wygarnąłem mu co o tym wszystkim myślę. Na szczęście po kilkuminutowej sprzeczce wyszło na moje i zostałem dumnym dystrybutorem firmy MLM. Sama rejestracja była już piekielna, ale to pikuś przy tym co działo się dalej.

Na umowie, która podpisałem był mój adres i numer telefonu. Chłopak, z którym podpisywałem umowę postanowił je spisać i za punkt honoru postawił sobie naprowadzenie mnie na dobrą drogę i przekonanie, że zapraszanie ludzi do drzewka to wspaniała praca, dzięki której zarobie miliony. Efektem tego były, 63 połączenia, 42 wiadomości sms i 4 niezapowiedziane wizyty w moim domu i to tylko w ciągu tygodnia. Na początku to zlewałem, ale po dwóch tygodniach miałem dość. Postraszyłem go policją i jak na razie mam spokój. Nie zmienia to faktu, że przez ten czas czułem się jakbym dołączył do jakiejś sekty.

Poza tym zastanawia mnie fanatyzm niektórych osób, które pracują w tego typu firmach. Koleś ma podobno pod sobą kilkanaście osób i wydzwania do nich z taką samą częstotliwością jak do mnie. Jak on znajduje czas na życie towarzyskie?

Ile to trzeba wycierpieć, żeby mieć tanie perfumy :D

multi-level marketing

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (255)

#60462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój znajomy ma bardzo zdolnego syna. Młody chodzi do drugiej klasy gimnazjum i ma jedną z lepszych średnich wśród swoich rówieśników. Jakiś czas temu zakończył się wojewódzki konkurs matematyczny, w którym syn znajomego dotarł do finału. Nie wygrał, ale zajął wysoką pozycje. Dumny ojciec postanowił spełnić marzenie syna i kupił mu dość drogi telefon.

Następnego dnia młody wziął telefon do szkoły, żeby pochwalić się znajomym. Jednak młodzież trochę się zagalopowała i zachwyt nad telefonem trwał pomimo rozpoczęcia zajęć. Zdenerwowana nauczycielka skonfiskowała telefon. Po skończeniu lekcji młody poszedł, by odzyskać smartfon, jednak nauczycielka stwierdziła, że ma przyjść z rodzicem i dopiero wtedy dostanie telefon z powrotem.

Następnego dnia mój znajomy razem z synem poszli po telefon. Znaleźli nauczycielkę i poprosili o zwrot. Ta jednak zrobiła zdziwioną minę i stwierdziła, że żadnego telefonu nie skonfiskowała. Kłótnia trwała dobrą chwilę i w czasie jej trwania pojawiło się kilka osób z klasy młodego, które potwierdziły jego wersję. Pomimo tego nauczycielka nadal szła w zaparte i wtedy rozległ się dzwonek telefonu. Jeden z dzieciaków zadzwonił na numer młodego w nadziei, że nauczycielka ma go przy sobie i nie wyjęła karty SIM.

Telefon udało się odzyskać, jednak na koncie z około 50 zł zostało 2 zł i na ekranie była okropna rysa. Dopiero z pomocą dyrektorki udało się wyegzekwować rekompensatę za zniszczenia i wykonane połączenia. Nauczycielka nadal pracuje w tej szkole, jednak nie uczy klasy, do której uczęszcza syn znajomego.

Osobiście najbardziej przeraża mnie perfidia tej "nauczycielki". Wiedziała, że jest wielu świadków na to, że zabrała młodemu telefon i pomimo tego postanowiła go sobie przywłaszczyć. Do tego idiotyzmem jest nie wyjęcie karty z kradzionego telefonu, a ona uczy informatyki, więc jakieś pojęcie na temat technologii powinna mieć. Pomijam fakt, że smartfon można namierzyć nawet po wyjęciu z niego karty SIM.

szkoła

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 680 (840)
zarchiwizowany

#60728

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakieś 10 lat temu mieszkałem w dość parszywej części mojego miasta. Bójki i nocne sprzeczki między pijakami były na porządku dziennym. Nie przeszkadzało to jednak, gdyż pijaczki nikomu nie szkodzili i byli niebezpieczni tylko dla samych siebie. Wszystko zmieniło się gdy na równoległej ulicy otwarto klub nocny.

Po każdej imprezie w w/w klubie moja ulica wyglądała jak po przejściu tornada. Wszędzie walały się rozbite butelki, pety i inne śmieci, nie wspominając o wszędobylskich wymiocinach. Czasami gdy wychodziłem o 7:30 do szkoły, spotykałem śpiących (nieprzytomnych?) ludzi w najróżniejszych, dziwnych miejscach. Mój osobisty best of the best to pan w garniturze śpiący na dachu rozdzielni prądu. Do dziś zastanawiam się jak on się tam znalazł :)

Jednak klubowicze to nie tylko samo zło. Ich głęboko skrywana dobroć nakazała im zadbać o stronę wizualną mojej ulicy. Spowodowało to lawinowe pojawianie się na ścianach kamienic tagów, ku*w, chu*ów, i zdań typu "Jeb*ć [tu wpisz nazwę klubu, którego nie lubisz]". Oczywiście nie twierdzę, że wcześniej nie było problemu z pseudo graffiti, jednak bywalcy klubu w krótkim czasie co najmniej podwoili jego ilość.

Ludzie gdzieś zaparkować muszą, jednak stawianie samochodów przy ulicy stało się niebezpieczne. Po każdej imprezie można było naliczyć kilka urwanych lusterek. Czasami zdarzały się też przebite opony i rozbite szyby. Raz nawet jakiś inteligent podpalił starego dostawczaka. Na całe szczęście straż pożarna szybko zareagowała.

Mówiłem już, że dzielnica, na której mieszkałem była parszywa, ale stosunkowo bezpieczna. Po otwarciu klubu zmieniło się to i wyjście z domu w okolicach 23 stało się ryzykowne. W ciągu roku od otwarcia klubu zdarzyło się kilkanaście pobić, z czego dwa dotyczyły mieszkańców mojej kamienicy.

Oczywiście nie myślcie, że generalizuje i od razu szufladkuje wszystkich bywalców klubu jako bandytów i pijaków. Część pewnie szła się tam dobrze bawić, jednak ich zdegenerowani koledzy potrafili bardzo napsuć krwi mieszkańcom mojej dzielnicy.

Z tego co wiem policja była wielokrotnie wzywana (głównie do zniszczonych aut), ale nie pytajcie mnie czy była wystosowana jakaś petycja o zamknięcie klubu, lub coś w tym rodzaju. Byłem wtedy dzieciakiem i takie rzeczy mnie mało interesowały.

klub_nocny

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 34 (100)

#58859

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Natchniony historią użytkowniczki Annairu o zniszczonych pisakach postanowiłem napisać swoją, bardzo podobną historię. Miała ona miejsce jakieś trzy lata temu, gdy jeszcze mieszkałem w moim rodzinnym domu.

Znajomy poprosił mnie o złożenie komputera. Dał mi odpowiednią ilość gotówki na podzespoły, plus trochę dla mnie za robociznę. Spędziłem dużo czasu na przeszukiwaniu allegro w poszukiwaniu dobrych części w odpowiednich cenach. Po około dwóch tygodniach wszystko co potrzebne leżało już w moim pokoju. Rozpocząłem prace, ale gdy doszedłem do montowania procesora okazało się, że nie mam pasty termoprzewodzącej (dla ciekawskich jest to pasta nakładana najczęściej między procesor, a radiator w celu lepszego odprowadzania ciepła). Ruszyłem więc do najbliższego sklepu komputerowego. Wtedy nic nie zapowiadało nadchodzącego piekła w postaci mojego czteroletniego kuzyna.

Pod moją nieobecność przyszła moja ciocia z wyżej wspomnianym siewcą zła. Mama była wtedy zajęta sprzątaniem kuchni, ale ugościła ciocię. Oczywiście poinformowała ją, żeby młody nie wchodził do mojego pokoju bo składam komputer i młody może coś zepsuć. Jak się okazało ciocia tą informacje wpuściła jednym uchem i drugim wypuściła bez jej wcześniejszej analizy.

Tutaj małe wytłumaczenie. W moim domu kuchnia jest połączona z salonem, jednak widać z niej tylko część dużego pokoju. Mama uspokojona zapewnieniami cioci, że mały się ładnie bawi, nie zwracała na niego uwagi.

Gdy wróciłem do domu zauważyłem, że drzwi mojego pokoju są uchylone. Zdziwiło mnie to, więc poszedłem sprawdzić. To co ujrzałem załamało mnie. Mój kochany kuzyn siedział tuż przy otwartym komputerze i wlewał do niego wodę (wyjaśnienie, zawsze w pokoju mam jedną lub dwie butelki wody). Koło niego leżał procesor z pogiętymi chyba wszystkimi stykami i wszystkie kable, które już zdążyłem podłączyć.

Porządnie wkurzony i całkowicie załamany (to w końcu nie był mój sprzęt) poszedłem spytać kto wpuścił małego do mojego pokoju. Mama zbladła i z niedowierzaniem spojrzała na ciotkę, a ta z uśmiechem na ustach spytała:

[C]: A co niby takie dziecko może zrobić?
[J]: Na przykład zniszczyć sprzęt za ponad 3000zł!

Tutaj już mojej cioteczce uśmiech trochę zbladł, ale nie byłaby sobą gdyby nie próbowała się wyłgać.

[C]: Chyba nie myślisz, że ci uwierzę, że głupi komputer może tyle kosztować!
[J]: Pokazać cioci faktury? Mam nadzieję, że macie z wujem jakieś zaskórniaki, bo kolega potrzebuje ten komputer za dwa tygodnie.
[C]: No ja nie wierzę! Moja własna rodzina chce mnie oszukać, nie dostaniesz ani grosza! Mati chodź do mamusi, wychodzimy!

Pieniądze odzyskałem, ale nie martwcie się to nie ciocię ruszyło sumienie. Zadzwoniłem do wuja, który zawsze był równym facetem. Przyjechał wieczorem, spojrzał na suszący się sprzęt i zmasakrowany procesor. Do dzisiaj pamiętam rozmowę telefoniczną jaką odbył ze swoją żoną (takich wydarzeń się nie zapomina :D). Na następny dzień przywiózł mi całą kwotę plus kilkaset złotych więcej za to, że kolega dłużej musi czekać na nowy komputer. Ten nie narzekał zbytnio, bo za te kilkaset złotych więcej mogłem złożyć o wiele lepszy komputer.

Co do sprzętu ktoś może napisać, że da się odratować itp. Nie jestem na tyle bogaty by ryzykować spięciem i zniszczeniem podzespołów gdyby się okazało, że dana część nie wyschła do końca.

dom

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 764 (836)