Profil użytkownika
sufrazystka ♀
Zamieszcza historie od: | 17 listopada 2015 - 22:20 |
Ostatnio: | 2 lipca 2018 - 11:30 |
- Historii na głównej: 11 z 22
- Punktów za historie: 3412
- Komentarzy: 213
- Punktów za komentarze: 1279
« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna »
-A ile się w tej pracy zarobi? - X zł miesięcznie -Przykro mi ciociu/mamo/babciu, zarabiam 3X. Raczej mi się nie kalkuluje. Powinny dać spokój. Z dwojga złego, ja bym wolała, żeby obgadywały mnie za plecami, niż uprzykrzały życie wprost. Też pracuję w domu i rodzina chłopaka się mnie czepia, ale dla odmiany w drugą stronę: "Skąd ona ma tyle pieniędzy, przecież nic nie robi."
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 21 stycznia 2016 o 11:36
@PolitischerLeiter14_88: proszę wskaż mi cele artystyczne zamka, bo głowię się i nie wiem.
Pozwij ją, mówię serio. Straty niematerialne są warte duże pieniądze. Zwłaszcza, że dziewczyna nie pytała o pozwolenie.
@sla: Jakie argumenty? To ty usilnie od wczoraj pastwisz się nad tą historią i próbujesz wciskać mi rzeczy, których tam nie napisałam, tu nie ma z czym dyskutować. Sama napisałaś, że nie rozumiesz, ale skoro Twoje własne słowa w ustach kogoś innego są dla Ciebie obraźliwe, to ja już nie pomogę.
@yakhub: Już zaszła taka potrzeba. Coś ok. 2 tys. wyniósł mnie komplet talerzy + serwis do kawy. Do tego sztućce osobno. Każdy chce sobie urządzić swoje pierwsze M ładnie, więc nie oszczędzam. W dniu kiedy to kupowałam pamiętam ile było sztuk, może gdyby ktoś zapytał tydzień później to może też bym pamiętała, ale teraz minęły z 2 miesiące i jakoś przez ten czas miałam inne rzeczy do roboty niż zastanawianie się nad takimi pierdołami jak "Czy ja mam 12 talerzy, czy 18?". Mało tego, kiedy piekę ciasto i chcę kogoś poczęstować (zawieźć mu) to wykładam na swój talerz od kompletu, a później, jeżeli na talerzu zostało kilka kawałków, to go tam zostawiam razem z ciastem! Nie do pomyślenia dla kogoś kto ma dziadowską mentalność i wylicza swój "majątek" bo myśli, że zbiednieje albo go okradną. Jakbym siedziała całymi dniami w domu tak jak ona to może też bym na to wpadła, ale mam ważniejsze rzeczy do roboty dziwnym trafem.
@taka_owaka: Sądzisz błędnie, zgoda była. Odkąd wynajmuje mieszkanie zastrzegając, że wynajmujący może korzystać z X pomieszczeń i Y sprzętów, to te sprzęty przestają być "jej zaginioną własnością", bo bierze pieniądze za ich użyczanie, skoro chcesz wnikać tak dokładnie. Pomijając już fakt, że nie wziął tych łyżek na wieczne nieoddanie i jest tego pewny, bo za przeproszeniem na cholerę nam one potrzebne, ale to już chyba traci na znaczeniu wobec tej walki w komentarzach... I tak, je u mnie obiady, ale śniadania i kolacje u niej. Nie wiem jakie to ma znaczenie, w historii napisałam, że marginalne.
@JasniePanQrdupel: Już nie brakuje i tak, jest przekonany. Pokój ma mały, biurko też. Nie sypia z łyżkami, jak tu ktoś zasugerował, ani nie trzyma w szafie, więc jest pewien.
@jo73: Założenia trochę przesadzone, już precyzuję. Starsza Pani nie ma 3 łyżek, tylko na oko z 30. Mój chłopak nie jest jedynym facetem wynajmującym tam, tylko jednym z 3, oni wizytacji nie mieli, ani tym bardziej żadnych oskarżeń. Nikt niczego nie latał dokupować, bo wszystkiego starczyło. Po prostu złośliwość, ewentualnie nuda. Z tym, że na starość się nie pamięta masz świętą rację, zakładam, że liczy tak wszystkie sztućce, więc skąd mogę wiedzieć, że nie pomyliła jej się ilość łyżek z ilością noży? Tym bardziej, że wszystko jest z innej parady. Najpewniej tak było, bo uwaga: nie są mi ani jemu te łyżki do niczego potrzebne. Po co miałby je brać i jeszcze chować/kraść? Ludzie tu komentujący zdają się o tym zapominać, a to dość kluczowe założenie. W pokoju się przemęczy, bo przeprowadzamy się "na swoje". Doskonale rozumiem, że na starość sprawności maleją, ale jakoś niektóre starsze osoby do końca swoich dni zachowują się normalnie, a inne wpadają w manię, są upierdliwe, zgryźliwe i "wszystko mi się należy, bo wszystko mnie boli". Orzeczenia o niepełnosprawności nie ma, więc oczekuję zachowania jak normalny człowiek. Chyba nic dziwnego.
@Shaiennee: No tak. Przejrzałeś mnie. To takie totalnie fantastyczne i podkolorowane... Nie mogłam powstrzymać wodzy wyobraźni. Aż bije na kilometr imaginacją, sorry.
@grupaorkow: Kurcze, w takim razie mam już 2 problemy. Nie dość, że nie liczę ile mam sztućców, to jeszcze nie myję naczyń po każdym posiłku tylko hurtem wrzucam do zmywarki wieczorem. Nie wiem skąd masz nawyk ładowania łyżek w książki, oryginalny, ale mój chłopak tego nie praktykuje. Z reguły łyżką coś jesz, a później zostawiasz ją w talerzu, w następnej kolejności w zlewie, nie za łóżkiem. Może zweryfikuj swój system mycia naczyń?
@sla: ona się do tych "niektórych" nie zalicza. Nie będę ciągnąć tej dyskusji, jeżeli historii nie rozumiesz to idź nabijać punkty za komentarze gdzieś gdzie problem jest mniej złożony i bardziej na twoją głowę.
@Nietoperzyca: Wszystko fajnie, tylko, że realia tak nie wyglądają. Nauczyciel nie może ot tak sobie wymyślić zdania i kazać uczniowi goprzetłumaczyć "bo jak nie to pała". Jest jakiś program nauczania. Kolory, pogoda, cyferki, każdy temat ma swoja kolej, aż do skomplikowanych zagadnień gramatycznych. Można sięgać wstecz, ale nie do przodu. A już na pewno nie poza program. Jakoś nie przypominam sobie, żebym na jakimkolwiek kursie czy w szkole miała w podręczniku temat o uchodźcach albo imigrantach, a też uczyłam się niemieckiego na zaawansowanym poziomie... Uczeń nie ma obowiązku znać takich słów. Równie dobrze mogła ją zapytać jak jest, dajmy na to "immunosupresyjne leki na chorobę autoimmunologiczną". Nie tak to działa.
Pozostaje mi tylko cieszyć się, że już to mam za sobą.
@sla: Rodowych sreber nie trzyma się raczej w szufladzie między nożem z Tesco a tłuczkiem do kotletów, żeby służyły do codziennego użytku. Ale skoro tak bardzo lubisz się czepiać i nie wynika to dla Ciebie z kontekstu to doprecyzuję.
@sla: Okej, czyli za sam fakt, że coś myślę, ale tego nie robię, sąsiadka ma prawo robić mi naloty? Bezbłędnie sensowna teza.
@lezard: Wreszcie ktoś z normalnym myśleniem. Dziękuję.
@Fomalhaut: Też nie wiem jak to wygląda, ale wydaje mi się właśnie tak jak piszesz i jestem przerażona tym, że nie mogę ruszyć nic u siebie w mieszkaniu, bo jej rudera się sypie. Jaki ja mam wpływ na to, że ona ma źle położony/stary/zasuszony tynk który odpada od powiewu wiatru? U mnie jest w tej chwili taki sam, więc go wymieniam, bo tylko do wymiany się nadaje.
@krolJulian: Ale niech tak myślą, ich święte prawo rozwalać sobie lub budować we własnym domu co chcą. Bardziej byłoby dla mnie uciążliwe, jakby dziadek co miesiąc przychodził mi do mieszkania i uprzejmie informował, że kupił sobie szafkę w ikei i teraz będzie hałas, bo musi rozwalić i spalić w piecu starą. Na litość, co mnie obchodzi co ktoś sobie robi w mieszkaniu. Zakładam, że nie jest psycholem słuchającym wiertarki dla relaksu, więc używa jej jak musi, ale zanim skończy, to ja mogę założyć słuchawki, albo uwaga: wyjść z domu. Nie jestem ułomna, słyszę wiertarkę, to domyślam się, że jest remont i jeżeli mi on przeszkadza to zbieram się i wychodzę. Nie potrzebuję do tego specjalnego komunikatu od sąsiada, albo biletów do kina.
@kertesz_haz: Wyjaśni mi ktoś ten fenomen, że jak np. skuwam kafelki za wcześniejszym uprzedzeniem, że będę to robić, to jest wszystko super ok i mogę sobie walić do woli, każdy rozumie i cierpliwie znosi. Ale jeżeli zacznę je skuwać bez uprzedzenia sąsiadów, to nagle jest wielki problem, zakłócanie spokoju i bezczelność. Przecież ludzie nie są opóźnieni, skoro ktoś wali w płytki to widocznie musi i jak skończy to przestanie. Co to zmienia, że osobiście ich o tym poinformuję? Z logicznego punktu widzenia czynność i jej uciążliwość pozostaje ta sama.
@zirael0: Dokładnie taka była ta szafa. Do tego mam wrażenie, że powstawała przez jakieś 10 lat na raty, bo deski w różnych miejscach mocno się od siebie różniły. Podobnie jak śruby i gwoździe. @korbalodz: Powodzenia w rozbieraniu wkrętakiem śrub, które są tak "zastane" i wrośnięte w drewno, że nie da się go w nie włożyć. Uwierz mi, dużo łatwiej jest po ludzku odkręcić zawiasy niż napierniczać w nie siekierą.
@imitacja: Z pewnością jej nie stać, ale to nie zmienia faktu, że nic jej do tego czy mnie stać. Mało tego, kiedy ją już będzie stać, to mi nic do tego czy, tak jak ja, zrobi go w 3 miesiące, czy będzie się z nim kochać rok. Chociaż to wkurzające, zgadzam się, ale trudno.
@sla: Zgodnie z Twoją logiką nie robię nic złego, ale wciąż będziesz próbować "wyjść na swoje". Mogłabym spokojnie ten remont ciągnąć rok, chcę się wyrobić w 3 miesiace i NIE ZAMIERZAM CHOCIAŻ MOGŁABYM wiercić nad ranem. Błagam, powiedz mi gdzie popełniam błąd?
@imitacja: Nie przesadziła, po prostu ma sypiące się mieszkanie. Widziałam, podobnie jak w moim aktualnie sytuacja nie jest zbyt ciekawa, tak u niej jest identycznie. Problem w tym, że dla mnie to już jest poziom: remont generalny, a ona sobie u siebie żyje i nie rozumie, czemu ktoś hałasuje.
@sla: Ten przepis, na który się powołujesz zabrania hałasowania związanego z wykroczeniami i wybrykami przeciwko mirowi domowemu. Nie chodzi o remont, chodzi o prowadzenie agencji towarzyskiej za ścianą i rozbijanie szampana o ścianę każdej nocy, albo podobne rzeczy. Remont to ludzka rzecz, każdy go kiedyś ma, tak jak większość ludzi kiedyś ma dziecko które wyje niemiłosiernie pierwsze 3 lata swojego życia. Trzeba brać poprawkę na to gdzie się zamierza żyć, jeżeli komuś takie rzeczy przeszkadzają, to może domek jednorodzinny będzie mu odpowiadał, bo lubi zapach skoszonej trawy nawet kosztem hałasu. No chyba, że szczekanie psa to dla niego też zbyt wiele, wtedy można sobie kupić 2 hektary działki na mazurach i wybudować sobie posiadłość daleko od wszystkich. Problem będzie wtedy jak zaczną nad nami latać samoloty. Chyba łatwiej jest się pogodzić, że czasem coś może mieć czelność nam przeszkodzić, niż wojować z każdym dookoła, że żyje swoim życiem i pewne rzeczy muszą być czasem zrobione.
@sla: Rak77 wykazał, że nie ma państwowego aktu prawnego który reguluje ciszę nocną, tylko że regulują ją ustalenia spółdzielni. To ona ją definiuje i wyznacza godziny jej trwania, on podał swoje, ja podałam jak wyglądają u mnie. Dodatkowo niektóre spółdzielnie zakazują remontowania w weekendy, albo mają inne regulacje. Obyczajowa norma ma zastosowanie wtedy, kiedy spółdzielnia narzuca mi godziny ciszy nocnej 22-6, a ja będąc wyrozumiałą biorę pod uwagę, że mój sąsiad ma na 9 do pracy i nie zaczynam wiercić przed 8. To jest mój dobry obyczaj, niemniej, skoro spółdzielnia mi nie zakazuje, to mam prawo remontować w "spółdzielnianych" godzinach i o ile nie pylę na mieszkanie sąsiadów, ani nie robię nic co zakłóca im użytkowanie ich nieruchomości lub części wspólnych. Każdy kto decyduje się na zamieszkanie w kamienicy/bloku, ten godzi się na regulamin wspólnoty. Piekielność w tej historii polega na tym, że jeszcze na dobre nie zaczęłam remontu (przypominam: lekkie narzędzia, czas pracy 2h ściany działowe nie dotykane, tylko szafa) a sąsiadce już przeszkadza. Mało tego, sypie jej się tynk bo sama w swoim mieszkaniu remontu pewnie nie pamięta. Co będzie jak przyjdzie do rozwalania całej zabudowy kuchennej albo cyklinowania podłogi (piekielnie głośna robota). Mam być unieruchomiona, bo kobieta na rencie mieszka w ruderze i zabrania mi kiwnąć palcem u siebie, bo jej przeszkadza młotek? Zdaję sobie sprawę że remont to nie jest koncert filharmonii, ale tym którzy go robią też nie jest przyjemnie. Serio. Wolałabym sobie oszczędzić trochę kasy, ale niestety nie mam wyjścia. Też aktualnie sąsiadów którzy od 10 lat odkąd tu mieszkam co miesiąc mają półkę do wkręcenia, też mnie to wkurza, ale na litość boską, nie mój biznes. Dzieląc z kimś ścianę, trzeba się z tym liczyć. Jeżeli ktoś żąda ciszy niech kupi dom jednorodzinny.