Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

timo

Zamieszcza historie od: 23 kwietnia 2012 - 11:05
Ostatnio: 10 sierpnia 2020 - 1:03
  • Historii na głównej: 51 z 80
  • Punktów za historie: 19326
  • Komentarzy: 2185
  • Punktów za komentarze: 17242
 
odrzucony

#85673

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miałam jakieś 3 latka. Na spacerze z rodzicami wyrwałam się na ulicę. Jak tata mnie dorwał to przyrżnął kilka solidnych klapsów na tyłek. To chyba pierwsze wspomnienie z dzieciństwa jakie mam.

Miałam z 5 lat. Posprzeczałam się w przedszkolu z kolegą, podrapałam mu buzię. Tata stwierdził, że w domu zrobi ze mną porządek. Zdjął majtki, przełożył przez kolano i wlał drewnianą łyżką tak, że potem gołą, czerwoną pupę przykładałam do zimnych kafli w łazience.

Miałam koło 10 lat. Straciłam rachubę czasu, zamiast wrócić do domu na obiad wróciłam późnym popołudniem. Tata wystawił taboret, kazał z gołym tyłkiem się przełożyć. Świst pasa i ostre, piekące uderzenia do dziś pamiętam.

Miałam z 12 lat, gdy oceny z matematyki i angielskiego poleciały na łeb. Lanie pasem, później codzienne sprawdzanie zeszytów i odpytywanie wieczorem. Tata rozpoczynał kontrolę od zdjęcia paska i wysunięcia krzesła na wypadek, jakbym nie była nauczona. Oceny bardzo szybko poprawiły się.

Miałam z 14 lat, gdy wróciłam do domu po wypiciu połowy piwa. Ślady od kabla od magnetofonu schodziły dobry tydzień.

Takich lań pamiętam jeszcze o wiele więcej. Ręka, pasek, drewniana łyżka, kabel, kiedyś nawet witki brzozowe (pięknie rozcinają skórę). Czasem ubrany tyłek, częściej goły. Sama musiałam się kłaść i z pokorą znieść karę. Mogłam płakać, ale nie za głośno. Tylko o co mam pretensję? Takie były czasy, prawie każdy dostawał w tyłek.

Dziś jestem dorosła. Piekielność polega na tym, że nie dostanę orgazmu i nie będę mieć satysfakcji w sexie, jeśli mój partner nie zbije mi pupy w trakcie gry wstępnej. Klapsy, pasek, różne pejczyki. Nie lubię lania, na samą myśl o tym czuję strach. Ale bez tego nie jestem w stanie osiągnąć satysfakcji seksualnej. Już jako dziecko myśląc o laniu czułam, że coś się między nogami dzieje. Jako nastolatka, jak już skończyłam płakać, masturbowałam się. Nienawidziłam tego napięcia po laniu i musiałam je rozładować. Myślałam, że jestem nienormalna i brzydziłam się sobą.

Na szczęście trafiłam na mężczyznę, który ma taki sam fetysz i nie ma oporów, by zlać mi tyłek. On też dostawał lanie.

A można było dawać inne kary...

Dom rodzinny

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 52 (174)

#85695

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytam piekielnych od dawna, a dziś postanowiłem popełnić tekst, by inni mogli poczytać.
A chyba będzie o czym, bo będzie o pracownikach. Nowych, a nawet takich niedoszłych.

Pracuję w zakładzie produkcyjnym i od kilku lat jestem tam mistrzem, a od kilku miesięcy mam w obowiązkach przyjmowanie pracowników do pracy tzn. rozmowy kwalifikacyjne i po przejściu takiej rozmowy i podpisaniu umowy z pracownikiem, wdrożenie go w pracę.
Powiem szczerze, mam już tego po woli dość.
Pracownicy ci dzielą się na kilka grup:
- wygórowane wymagania - wiem, że u nas kokosów nie oferują, ale gdy przychodzi facet, o wykształceniu piekarza, z żadną wiedzą w zakresie przyszłej pracy (podstawowa znajomość rysunku technicznego, znajomość przyrządów pomiarowych) i informuje nas, że jego warunkiem jest zarobek minimum 3,5 tys na rękę na okresie próbnym to nie wiem śmiać się czy płakać.
- pracownik widmo - wysyła CV, umawia się na spotkanie i nie przychodzi. Często dzwoni, że coś tam coś tam i jutro on będzie na pewno. Przychodzi jutro, ale kandydat już nie.
- pracownicy krótkoterminowi - ci mnie najbardziej wk....ją. Kandydat prześwietlony, zapoznany z miejscem pracy i warunkami kierowany jest na badania wstępne. Pierwszy dzień w pracy szkolenie jakościowe i BHP razem około 4 godzin, potem pobiera odzież roboczą, dostaje szafkę i do zobaczenia następnego dnia. Następnego dnia przejmuje go ja, instruktaż stanowiskowy, przydzielenie opiekuna/nauczyciela, wydanie środków czystości, pobranie narzędzi i do roboty.

Niestety pracowników, którzy dotrwali do końca okresu próbnego od momentu gdy zacząłem się tym zajmować jest 1, słownie jeden na kilkunastu, którzy byli zatrudnieni. Główne powody, że już nie pracują to w ciągu trzech miesięcy trzy razy na zwolnieniu lekarskim (młode chłopaki po 20 lat). Kolejni znikają na kilka dni nawet tydzień i potem przychodzi taki i mówi, że on odrobi. Są też tacy, którzy sami rezygnują bo znaleźli lepszą pracę (tylko jeden na kilku, od razu poinformował, że gdy dostanie się do wojska od nas odejdzie).

Ewenementem było dwóch takich. Jeden zakończył u nas pracę na pobraniu odzieży. Następnego dnia już się nie pojawił.
Drugi z kolei, zaczął pracę na maszynie, popracował jeden dzień, następnego dnia zadzwonił i poinformował, że praca mu się podoba, nie przeszkadzają mu warunki pracy ale jakoś nie widzi się tu za 25 lat i dziękuje.
Ja też wszystkim takim dziękuję.

Edycja: dodam bo widzę pytania, praca jako operator maszyn, 5 dni po 8 godzin. Kandydaci wiedzą na czym będzie polegała ich praca i jakie będą otrzymywać wynagrodzenie i wyrażają na to zgodę. Brak przekroczeń NDN i NDS.

zakład produkcyjny

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 77 (117)

#85666

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak co roku pod koniec roku w jednej z firm, z którą mam podpisane kontrakty ma kontrolę z firmy matki (USA) odbywa się kontrola finansowa. Przyjechał znajomek, taki z maila i wideokonferencji, ale zawsze mieliśmy dobry kontakt, to po pracy idziemy na miasto. Trójmiasto piękne, więc łazimy sobie i tu nagle, salon VW, a to wchodzimy, kolega w USAju zawsze VW, bo rodzice jeździli Beatlem i ogórem, bo to akurat pokolenie dzieci kwiatów... no to dawaj doradcę sprzedażowego/handlowca, jak tam ich nazywają.

Zaznaczam, nie zawracaliśmy mu gitary, twardo powiedzieliśmy, że chcemy porównać ceny konkretnego modelu, bo Amerykanin akurat zamówił sobie u siebie w NY i tak się zastanawia ile to u nas kosztuje, bo pewnie tańsze i to sporo... tak... no więc.

Patrząc na pewne różnice, np. w Stanach zamówił koła 19, u nas były dostępne 18", oczywiście w "R" na przodzie, 2.0 benzynka, DSG... części wspólne, pełna skóra, 4 strefy klimy, grzanie dupy - pełna opcja łącznie z remote start. I nawet jak doliczył placement fee w USA, to różnica wyszła... 65 000 PLN (brutto) na korzyść USA. Przyjmując pewne zaokrąglenia i zakładając różnice w tym samym roku modelowym i pewne oczywiste różnice, wynikające ze specyfiki rynku... gdyby to nawet było 40000 PLN.

Człowiek z salonu wyszedł w ciężkim szoku. A ja, nie wiedziałem szczerze co mam mu powiedzieć. Oczywiście nikt tu nie ma pretensji do marki, taka polityka firmy.

Jeszcze tylko kilka miesięcy... :D

zagranica salon samochodowy.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (134)

#85655

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno nie pisałam, bo wiele się nie działo, ale dzisiejszy dzień przejdzie do historii "ekologii".

Jakieś pół roku temu przyjęliśmy do pracy w labie, gdzie prowadzimy m.in badania na zwierzętach A. A jest po biotechnologii i już po tygodniu zaczęła nam działać na nerwy. Bo nie segregujemy odpadów (poza obowiązkowym podziałam na odpady biologiczne i normalne), że marnujemy tyle drzew (wszak raporty czy wyniki są i w komputerze i na papierze - dyrektywa zarządu), że jemy niezdrowe jedzenie, że skórzane buty to zło, a jak założyłam kożuszek z owieczki, to gdyby się dało, spaliłaby mnie na stosie. Generalnie nie była w tym jakaś nachalna, ale sarkastyczne,kąśliwe uwagi zdarzały się jej możne raz na tydzień.

Dziś podczas przerwy, A. zapytała się drugiej koleżanki czy nie zna jakiegoś kominiarza. Zagaiłam ją po co jej, bo o ile teraz mieszkam w bloku, to mieszkałam wiele lat w domku i niektóre patenty na czyszczenie komina znam.
A: A bo wiesz Kitty, coś komin nam się oblepił i słabo ciągnie
Ja: Pewnie iglastym paliłaś... (tu chciałam kontynuować, ale A dosyć nieoczekiwanie wtrąciła się)
A: Nie, OPONY spaliliśmy, bo K.(jej mężowi)zalegały.
OPONY!!! Opony spalili w mieście! W zwykłym piecu prawie w centrum miasta!

A teraz piekielność 2. Od początku sezonu grzewczego nasz "kochany" włodarz miasta zapowiedział walkę ze smogiem i liczne kontrole SM, którzy mieli sprawdzać czym ludzie w piecach palą. No to ja się pytam, gdzie jest SM, skoro w takim domku dosyć blisko centrum miasta spalili komplet opon.

ekologia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 162 (190)

#85637

przez ~Waciaq ·
| Do ulubionych
Zaczynam się bać rodziny, i to tej najbliższej: Wujka google i jego androidowego potomstwa.

Przywykłem do tego że jeśli rozmawiam ze znajomym o HI-Fi audio albo o np. mikroskopach mając telefon w kieszeni to google zacznie pokazywać mi reklamy takiego sprzętu. Nie powiem że rozumiem bo trochę to nieludzkie, ale na 100% poza systemem i tak nikt nie będzie.

Tylko nie wiem czemu android zaczynał mi pokazywać reklamy portali randkowych na kilka tygodni zanim rozstałem się ze swoją kobietą? Telefon nie miał prawa usłyszeć że "chciałbym kogoś nowego" czy coś bo nie mówiłem nic takiego, do samego końca miałem nadzieję że jeszcze uda się wszystko wyklepać. Prawdę mówiąc nawet ze znajomymi/rodziną nie poruszałem tematu że coś jest nie tak. Swoje sprawy trzymam przy sobie.

Telefon podsłuchiwał jak się kłóciliśmy? Zauważył że nie sypiamy ze sobą? Bo reklamy pojawiły się jak tylko zaczęło się coś między nami psuć.

Puenta? wygoogluj sobie...

internet

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (201)

#85474

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio pisałem o dawnych czasach w SPR, czyli w Szkole Podchorążych Rezerwy (roczek po studiach w plecki).

Pierwsze cztery miesiące to odkacanie magistrów, czyli pokazywanie im na czym polega wojskowa codzienność. Listopad, pobudka 5.45 i od szóstej pół godziny zaprawy porannej. Mówiąc po ludzku, truchtanie po placu apelowym wraz z ćwiczeniami gimnastycznymi w zimnej mżawce i w ubiorze sportowym - majty i koszulka. Zdecydowanie nie była to moja bajka.

Pewnego razu, dla jaj wziąłem miotłę i zamiast mknąć na truchtanie, zacząłem leniwie zmiatać liście ze schodów i chodnika. Nikt się tym nie zainteresował, więc nieśpiesznie zamiatałem prze całą zaprawę. I BINGO, chwyciło. Od tej pory moi kumple drżeli z zimna na placu apelowym, a ja popalając sobie Popularnego, grabiłem liście. Psychologicznie było to bardzo proste: skoro podchorąży grabi, to znaczy, że ktoś mu wydał taki rozkaz. Sprawdzać tego nie ma komu i po co, bo to drobiazg. I tak się działało w tej szkole przetrwania. A w niektórych instytucjach działa się tak nadal. I wszyscy są zadowoleni.

PS. Oburzenie, że kumple marzną, a ja się byczę. Każdy miał szansę na swój patent i było to bardzo ściśle osobiste. Pozdrawiam podchorążych!

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (175)

#85531

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kochani kurierzy DPD i o tym jak dokładają starań, żebyśmy tylko nie odebrali paczki bez większych problemów.

Czekałam na dość ważną przesyłkę wysyłaną z mojego rodzinnego miasta, dlatego ucieszyłam się, gdy już nazajutrz dostałam wiadomość o tym, że paczka zostanie dostarczona w tym samym dniu, w godzinach takich i takich. Szybkie spojrzenie na plan zajęć no i wyszło, że nie będzie możliwości, żebym mogła ją odebrać, więc wykonałam szybki telefon do kuriera. Pan może zostawić paczkę w punkcie odbioru, a że widzę go z okna i wyrobię się w godzinach otwarcia to było to wyjście wręcz idealne.

Wróciłam z zajęć i pomimo okropnej pogody i braku parasolki pognałam do punktu DPD. Cała przemoczona, ale nadal szczęśliwa tak szybką możliwością posiadania już przesyłki, weszłam do małego budynku, w którym siedziały dwie Panie, niezbyt zadowolone z faktu, że muszą poświęcić mi czas. Tradycyjnie podałam dane swoje i paczki, kobieta szuka i szuka, i znaleźć nie może. Widzę, że kupka z paczkami mała to więc nie ma co szukać, zajdę później, w końcu mieszkam 200 metrów od tego miejsca. W międzyczasie poszedł telefon z pytaniem do kuriera czy na pewno zostawił paczkę. Ależ oczywiście, że tak.

Po dwóch godzinach ponownie lecę do punku i jak można się spodziewać ponownie paczki nie było. Kurier przestał odpowiadać na jakikolwiek telefon. Wkurzona już lekko, bo jakoś domyślałam się, że paczka w punkcie nigdy nie była, napisałam sms'a. Dostałam odpowiedź.

No jakoś tak wyszło, że kurier zamiast pojechać do tego punktu te 200 metrów wolał przekazać paczkę swojemu koledze, który miał to zrobić. Już pomijam fakt, że musiał dojechać do kolegi, który z pewnością znajdował się dalej niż punkt, no ale ok, przecież może nie po drodze, gonił go czas, czy coś tam jeszcze innego. Proszę więc o numer do tego kolegi, bo przecież paczka ważna, miała być już w punkcie, a jej nie ma, nawet sam kurier nie wie co się dzieje z kolegą i dlaczego przesyłka niedostarczona.

Numer do drugiego kuriera dostałam dopiero po walce i wyrzuceniu kilku zdań o tym jak nieprofesjonalnie się zachowują (delikatnie mówiąc oczywiście). I tu żadne zdziwienie, ale kolega nie odbiera. Całkiem już zdenerwowana nie mogłam zrobić nic innego jak odpuścić i ogarnąć sytuację z samego rana.

Nazajutrz znów zaczęłam męczyć się z telefonami, nikt nie raczył odebrać. Nie miałam już cierpliwości na męczenie się z kurierami, więc postanowiłam, że załatwię to przez infolinię, niech oni się dobijają. Już szukałam numeru do DPD, gdy dostałam wiadomość, że paczka dostarczona będzie w tych samych godzinach co miała zostać dostarczona wczoraj.

A przez kogo?

Przez kuriera, który oryginalnie miał mi dostarczyć paczkę dnia poprzedniego.

I tak wiem, że ten jeden dzień różnicy to nie jest jakiś wielki problem, ale kurcze, czy ta cała sytuacja była komuś potrzebna?

kurierzy

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (150)

#85547

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mamy takiego jednego pracownika, że tak powiem intelektualnego tj. stażystę mam w budzie. Ja osobiście. Chłop jest zaraz po studiach. Czyli nie jest jakiś stary. Ale już jest męczący. Np.

1)siedzimy, piszemy i nagle:
- URFA YEBANAMAĆ!
- ? - pytam szczerze zaniepokojona, z troski mojej autentycznej i dobroci serca mojego, empatycznego.
- GRÓWNO!

2)siedzimy, piszemy i nagle vol2.:
- URFA YEBANAMAĆ! - patrzę się znacząco i pytająco - A bo... nazwałem plik z użyciem polskich znaków i nie chce mi wrzucić do załącznika poczty! - poskarżył się na swój ból istnienia.
- To zmień na znaki bez ogonków.
- No genialne, no dzięki, nie wpadłbym na to - mordować czy jeszcze poczekać? - W ogóle zyebany jestem, że używam takich poyebanych znaków jak są w polskim alfabecie.
Asekuracyjnie nie powinnam mówić nic, ale popełniłam ten błąd:
- Generalnie jednak powinieneś używać polskich znaków w listach, bo wyglądasz na idiotę jak tego nie robisz. Przynajmniej jak piszesz do Polaków i jesteś w Polsce. To raczej normalne. Tylko nie nazywaj plików z nich użyciem.
- No właśnie, JAK jestem w Polce, dobrze że za chwilę wyjeżdżam z tego yebanego kraju.
Bonwłojaż.

3) Siedzimy i jemy. Jeden z chłopaków siedzi na progu budy i karmi golonką szczura, który wyhodował nam się w hałdzie ze śmieciami. Podchodzi ten kołek, bierze łopatę i mach w zwierze, o mało koledze ręki nie przetrącił. Ale nie udało mu się zabić tego szczura tak od razu, więc podszedł i skręcił mu kark w rękach.

4) Siedzimy i jemy. Ciepło, słońce świeci. Nagle słychać pojedynczego ptaka jak śpiewa.
- Możnaby pomyśleć, że to wiosna wczesna jest, a nie zima idzie - odezwał się pan Jasio z nutą nostalgii w głosie.
- Ja tam nie lubię jak one tak kwiczą, srajptaki yebane.

5) Zaplątał się nam na budowę gołąb pocztowy.
- On nie ma lotek, o tu mu brakuje. Trzeba by go odesłać do właściciela Pani Talu - ocienił pan Januszek, pasjonat/hobbysta hodowli gołębi pocztowych - Pani go wyśle żywą paczką, ma tu adres na nodze.
- Ok, po pracy wyślę - odrzekłam, a gołąb został zdeponowany bezpiecznie w pudle pod biurkiem. W pełnym momencie pan Januszek przyszedł go napoić z plastikowego kubka i Kołek go zobaczył.
- Ale one są jadalne.
- No są.
- No to uyeb go.
- To nie mój i nie twój.
- Znalezione nie kradzione.
- On je bardziej światowy od ciebie - warknął na niego pan Januszek i zdeponował gołębia w kartonie w szatni pracowniczej aż do fajrantu.

6) Skacze nam po budowie ptak bez sterówek ogonowych. Skacze, bo nie może latać, a teren JW jest duży i widać nie ma go co zjeść. Żywi się tym co wygrzebuje z trawnika.
Tylko dlatego ten ptak nie ma sterówek?
A bo mój stażysta mu je uciął.
Okazuje się, że ten ptak zagnieździł się nam w skrzynce elektrycznej. Więc mój cudowny stażysta uciął mu nożyczkami ogon. Żeby ptak nie zagnieździł się ponownie w tej skrzynce, po tym jak Kołek usunął gniazdo na polecenie szefa.
Niby wiem, że mógł zabić.

Autentycznie tego stażysty nie lubię.

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (225)

#85231

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem, czy to będzie dla Was piekielne, ale dla mnie niestety jest.

Chyba większość z nas zna osobę, której jest wiecznie zimno. Każdego ranka, przychodząc rano do pracy, otwieram wszystkie okna i drzwi i wietrzę pomieszczenie (nie, nie ma klimatyzacji), w którym z reguły panuje duchota po nocy. Ot, uroki położenia biura po tej gorszej stronie świata.

Ja osobiście nie lubię gorąca, więc temperatury na poziomie 25+ stopni (na zewnątrz) powodują, że nie myślę i źle się czuję. Niestety współpracownicy nie bardzo lubią się dostosowywać, więc muszę zamykać okna i kisić się w gorącu, którego nienawidzę (temperatura w biurze 30+ stopni). Przychodzę do pracy ubrana w ciuchy z krótkim rękawem, nawet kiedy temperatura wynosi 15 stopni na zewnątrz, bo nie jestem w stanie wysiedzieć w takiej duchocie, która panuje w środku. Wiąże się to niestety z niezrozumieniem i wytykaniem, że jestem jakaś nienormalna, ubierając się na „letniaka” w jesieni/zimie.

Włączenie wiatraka? Absolutnie!

Ja niestety nie zamierzam się dostosowywać do reszty, bo niestety nie jestem osobą ciepłolubną. Okno po mojej stronie zostaje ciągle uchylone pomimo protestów. Kompromisu brak.

Sami oceńcie, kto jest bardziej piekielny.

EDIT:
Komentarze niektórych proszą się o odpowiedź z mojej strony, więc zrobię to tutaj kompleksowo.

1. Biuro znajduje się po południowej stronie świata (nie, nie w Australii…).
2. U nas obowiązuje dress code - w takim wypadku nie jestem w stanie się rozebrać do podkoszulka na ramiączkach, bo dostanę upomnienie bądź naganę. Uważam, że "zimnolubni" mogą się ubrać cieplej, skoro im zbyt chłodno.
3. Normy, powyżej których mamy mieć skrócony czas pracy jak najbardziej obowiązują, co nie znaczy, że jak jest 25 stopni ciepła w pokoju, to mam siedzieć z zamkniętym oknem.
4. Mam swój mały prywatny wiatraczek na biurku w celu chłodzenia samej siebie, jak już proszenie o zostawienie otwartego okna zawodzi. Ów wiatraczek również spotyka się z hejtem i dezaprobatą ze strony współpracowników, bo wieje...

praca

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 85 (145)

#85234

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wrzesień to czas poprawek dla studentów. To również czas, w którym studenci zamęczają prowadzących swoimi mailami. I właśnie o mailach, a raczej o sposobie ich pisania chciałam powiedzieć słów kilka. Wśród studenckich maili wyróżniam kilka kategorii:

1. Ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w cztery litery.
Do tej kategorii zaliczam maile w stylu:
„Czy jutro są zajęcia”;
„Jest Pani jutro”;
,„Kiedy kolokwium.
Tak, to jest CAŁA treść maila, czyli ani dzień dobry, ani nic. Najczęściej takie maile nawet temat mają pusty. Oczywiście, zdążają się też oburzeni studenci, którzy dopytują się dlaczego ich mail jest bez odpowiedzi...

2. Błędne powitania.
Nie wiem jak jest teraz, ale jak ja kończyłam liceum te 10 lat temu, to na języku polskim uczyliśmy się poprawnego pisania listów. Niestety coś się chyba zmieniło, bo nagminnie dostaję maile rozpoczynające się od słów:
„Witam” - witać to ja mogę gości w domu;
„Szanowna Pani Magister Inżynier Doktor Habilitowana Honoris Causa” - czyli student nie wie, do kogo pisze i wrzuca wszystkie możliwe terminy;
Do wszystkich przyszłych studentów, maile zaczynamy od Szanowana/y Pani/e - tu wstaw tytuł prowadzącego lub od zwykłego Dzień dobry.

3. Żebranie.
Na początku semestru ustalane są zasady zaliczenia danego przedmiotu. Dodatkowo zasady te są dostępne na stronie danego przedmiotu, a każdy student MUSI się na dany przedmiot na danej stronie zapisać. Niestety notorycznie zdarzają się maile prosząco-błagające o:
- Kolejny PIĄTY termin zaliczenia – no sorry, zgodnie z regulaminem studiów, macie 2 terminy, to że zrobiłam dodatkowy 3 i 4 ,to tylko moja dobra wola. A skoro do tej pory nie daliście się rady nauczyć, mimo iż na 4 termie był mix pytań z poprzednich terminów, to już nie mój problem.
- Możliwość poprawy laboratorium mino, iż w regulaminie przedmiotu jasno stoi, że poprawy nie ma – tu powód jest bardzo prosty. Dany przedmiot mają studenci dzienni i zaoczni na kilku kierunkach (łącznie około 500 studentów w danym roku akademickim). Jak zgodzę się na poprawę dla jednego, przyjdą następni i nie będę mieć czasu na nic więcej. Brakuje ci jednego punktu do zwolnienia z egzaminu, przykro mi, na zajęciach uprzedzałam, że poprawy nie ma.

4. Cała reszta.
Tu trafiają takie rzeczy jak:
- maile wysłane na adres prywatny, a nie uczelniany – żeby było śmieszniej adres uczelniany jest standardowy imie.nazwisko@uczelnia.pl mojego prywatnego musieli w gogle szukać;
- zaczepianie i próby pisania na Facebooku zamiast maila;
- maile wysyłane z adresów belzebub69 czy asiczek zamiast uczelnianego (lub chociaż bardziej poważnego);
- o błędach ortograficznych nawet nie mam zamiaru pisać...

Może ktoś z Was powie – ok, to jest wkurzające, ale nie piekielne. Niby tak, ale jest też druga strona medalu. Taki student uzyskuje dyplom naszej uczelni, a potem w takim samym tonie pisze maile do pracodawców, czy współpracowników wystawiając tym samym uczelni opinię. No, bo jak to możliwe, że student po Informatyce na takiej uczelni nie potrafi poprawnie maila napisać.

studenci

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (233)