Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ubycher12

Zamieszcza historie od: 20 kwietnia 2011 - 10:55
Ostatnio: 7 marca 2013 - 13:41
O sobie:

U-boot;
1) Osobnik nieobliczalny, rzędu milionus ideos et minutos, podgrupy maniak literatus. Wysoce niebezpieczny dla otoczenia z powodu wykazywania wrodzonych tendencji samobójczych poprzedzonych okrzykiem "Patrznato" względnie "Potrzymajmipiwo".
2)Określenie niespełnionego rysownika i pisarzyny
3)Maszyna pseudointeligenta, zdolna pracować do 72h bez przechodzenia w tryb uśpienia, napędzana nikotyną i alkoholem etylowym
4)Wg niektórych "Największy świr o twardej dupie i złotym sercu"

  • Historii na głównej: 46 z 79
  • Punktów za historie: 45402
  • Komentarzy: 203
  • Punktów za komentarze: 2080
 
zarchiwizowany

#17743

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótkie-ciemna strona życia Adasia.
Wizyta z kolędą u dziadków Adasia (w bloku 90% mieszkańców stanowiły stereotypowe mohery). Młody czeka z ministrantami na korytarzu na księdza siedzącego u sąsiadów naprzeciwko.
Tu wtrącę-strój ministrantów (czasami również księży) zazwyczaj jest jednolity, czasami zdarzają się jednak takie "firankowe", ministranci w tej historii mieli "bez dziur".
Adaś zagadnął jednego z ministrantów pytaniem dlaczego jego komża jest biała? Starszy z nich odpowiada, że to na znak czystości i niewinności (byłem ministrantem-gdy usłyszałem ten fragment wybuchnąłem śmiechem ;P) i tak nawija do małego, próbując go zachęcić do ministrantury. Pojawia się ksiądz w takiej "firance", na dźwięk dzwonków z mieszkań wystawiła głowy połowa bloku ("Już do nas?"), gdy ucichły w ciszy głos Adasia:
-Jak ksiądz taki nieczysty to ja nie będę tym ministrem...

Gdzie piekielność? U sąsiadów. Po tej akcji i pomimo wyjaśnień przez pół roku dzieci nie mogły się bawić z "demoralizującym je synem antychrystów". Tylko młodego szkoda, bo nie miał z kim biegać na podwórku u dziadków.

Adaś ;)

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (305)

#17575

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Głupota i bezczelność wydają się nieograniczone, jednak czasem komuś uda się osiągnąć ich szczyty.
Historia o "współlokatorze" mojego kolegi.
Znajomy poszukiwał mieszkania na kończący się własnie rok akademicki. Znalazł dość szybko atrakcyjną ofertę. Właścicielka zostawiła w Polsce mieszkanie, a sama wyjechała za granicę, gdzie miała swoja firmę, żeby mieszkanie nie leżało odłogiem, postanowiła wynająć je studentom. Oferta dotyczyła 2x po jednym pokoju+kuchni, łazienki z osobną toaletą i wspólnym salonem. Kolega zdecydował się na mieszkanie. Przy odbiorze właścicielka powiedziała, że musi pilnie wyjechać (jakieś kłopoty w firmie) i na razie będzie mieszkać sam. Koszty miał mieć cały czas takie same, "bo i tak z tego pokoju nie korzysta póki co, więc po co ma płacić?" (słowa właścicielki). Zaproponowała mu, że może się włączyć do poszukiwań współlokatora, a w zamian jeśli jakiegoś znajdzie, nie policzy mu za jeden miesiąc. Ona sama również dała kolejne ogłoszenia.

Po miesiącu dzwonek do drzwi, za nimi młody chłopak na oglądanie pokoju. Kolega zdziwiony, bo go nikt nie uprzedził, ale doszedł do wniosku, że widocznie zabieganej właścicielce wyleciało to z głowy. Chłopak pokręcił się, popatrzył, popytał, poprosił o jakiś kontakt do kolegi, na wypadek gdyby się zdecydował i chciał wprowadzić po dogadaniu z właścicielką. Ok, sprawa załatwiona. Minął tydzień, kolega pisze mail do właścicielki, zero odzewu. Zadzwonił ów wizytator z informacją, że dogadał się z właścicielką i pyta kiedy będzie w domu, aby mógł się wprowadzić. Załatwione, wprowadził się i mieszkali tak razem przez pół roku. Żadnych kłótni, awantur, nic, czysta sielanka.

Któregoś dnia przyszło zawiadomienie, że konieczna jest wymiana wodomierzy w całym bloku, więc trzeba wyłożyć kasę (300zł). zgodnie z umową takie wydatki mieli ponieść oni wespół z właścicielką. Kolega umówił się z swoim współlokatorem, że każdy da równo po 100zł, zgoda, więc pisze do właścicielki, że pojawiły się koszty, podzielił tą sumę zgodnie z umową i pytanie gdzie to wpłacać? W odpowiedzi właścicielka napisała, żeby kasę wysłał jej, a ona wszystkie sprawy papierkowe załatwi.
Wysłał więc swoje 100zł i życie toczy się dalej. Po jakimś czasie dostaje mail, że nie wpłacił całej kwoty i brakuje 50zł. Zdziwiony napisał do niej, że 300zł/3 osoby to po 100, a nie 150, więc może u niej jakiś błąd. Po czym poszedł do współlokatora, on wielce zdziwiony, przecież kasę wysłał, ale do jutra sprawę wyjaśni. Następnego dnia kolega był cały dzień na uczelni po powrocie pokój współlokatora był pusty, jeśli nie liczyć kluczy na środku podłogi, a w skrzynce mail od właścicielki.

Co się okazało: nikt do niej nie dzwonił, nie wiedziała o zadnym oględzinach, przez ten cały czas tylko on płacił, a ona żyła w przeświadczeniu, że pokój stoi pusty.
Wniosek: facet przez około pól roku za darmo mieszkał nielegalnie w obcym mieszkaniu.
Na szczęście kobieta była wyrozumiała i stwierdziła, że sama tez ponosi cześć winy, bo sekretarka co prawda mówiła jej o mail′u (tylko, że przyszedł, nie znała polskiego, więc nie wiedziała o co chodzi), ale z powodu zabiegania wyleciało jej z głowy jego sprawdzenie.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 772 (814)

#17268

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historii o tej tematyce jeszcze tu nie widziałem. Przed Wami piekielny jubiler :)
Któregoś dnia zrodził się w mej głowie iście szatański pomysł, coby mej lubej złożyć "propozycję nie do odrzucenia", czyli innymi słowy się oświadczyć. Pomysł kiełkował w mojej świadomości długo i był analizowany z każdej strony, w ostateczności stwierdziłem, że jeśli nasz związek przejdzie dwa "chrzty bojowe" (miesięczny pobyt w moim rodzinnym domu oraz jej wyjazd za granicę) sprawa będzie stuprocentowo pewna.

Jednak kompozycję planu zakłóciło wcześniejsze niż oczekiwałem zgromadzenie wymaganej kwoty. Pomyślałem, że im szybciej tym lepiej, pierścionek najwyżej pokurzy się trochę ukryty przed wzrokiem lubej w jakimś ciemnym zakamarku. Rozpocząłem, więc poszukiwania jubilera gotowego wykonać ów skarb.

Tu muszę opisać jak ów wymarzony pierścionek miał wyglądać: obręcz miała być wykonana z białego złota, ewentualnie srebra wysokiej próby, szczególne natomiast miało być oczko. W nim znajdować miał się jakiś cienki, ale duży i płaski kamień, co ważne musiał być przeźroczysty, ponieważ pod nim miał się znajdować drugi czarny - meteoryt. gdy miała go dostać miałem powiedzieć, że dla niej zdobyłem nawet "gwiazdkę z nieba" :P

Wiązało się to nieodzownie z koniecznością posiadania również certyfikatu autentyczności. Zjeździłem dwa miasta wojewódzkie, ich okolice i swoje rodzinne strony (co dodatkowo było utrudnione, ukrywaniem tego przed lubą, ile można mieć wymówek na wyjazdy do różnych miast? :P), jednak w końcu udało się mi znaleźć zakład, który podjął się tego wyzwania. Zapłaciłem 600zł zwrotnej (w przypadku zaniedbania ze strony wykonawcy) zaliczki oraz spisaliśmy umowę-zamówienie, w którym widniało;

Materiał: złoto białe
Wzór ozdobny: brak
Mocowanie oczka: podwójna spirala (miał wyglądać jak dwie zawinięte na końcu fale oplatające kamień z przeciwnych stron)
Oczko: biały kamień szlachetny lub półszlachetny i meteoryt mocowane wg wzoru.
Cud-miód, za 3 tygodnie odbiór.

Dzwonię dzień przed, niestety urlop chorobowy, trzeba czekać jeszcze trzy dni. Spoko, nie zbawi mnie to. Ponowny telefon, mogę zgłaszać się po odbiór. Jak na skrzydłach dotarłem do zakładu. Tam przywitał mnie ten sam co poprzedni łysawy [F]acet koło 50′tki. Podaje kwit, spojrzał na mnie spod byka i wyciągnął spod lady "pierścionek". Gdy wziąłem go w rękę zdębiałem.
J - Przepraszam, ale co to ma być?
F - Jak to co? Pierścionek! Ślepy jest?!
J - Ale to coś nijak nie pokrywa się z moim zamówieniem!
F - G**no tam wie! Ja tu jestem mistrz jubilerski, nie?
J - Może mistrzem nie jestem, ale co nieco wiem. Po pierwsze to miało być nierodowane białe złoto czyli stop 1:1 złota i niklu, a tu u dołu oczka widać zadrapanie i że to nikiel ledwie posrebrzony! Po drugie: To coś przeźroczystego to żaden kamień tylko jakieś szkiełko!
F - Gówno tam wie! Kamień półszlachetny to! Płaci i idzie!
J - Kamień tak? To patrz pan! - założyłem go na połowę środkowego palca i z całej siły uderzyłem o kamienną ladę - no mistrz chyba wie, że kamienie tak kruche nie są? W każdym razie proszę przynajmniej o certyfikat, zwrot zaliczki, pomniejszonej o koszt drugiego kamienia, który zabieram do konkurencji.
Facet purpurowy ze złości wyjął spod lady papier i cisnął go na nią rzucając tylko "Ma!". Certyfikatem była kartka A4 z ręcznie nagryzmolonym napisem "Kamień w pierścionku jest autentycznym meteorytem" i pieczątką zakładu. Krew mnie zalała, w kilku nienajpiękniejszych słowach wraziłem swoja opinię o nim, zakładzie i całej tej farsie, zabrałem zaliczkę pomniejszona o kwotę materiału i robocizny (była wyszczególniona w umowie) i czym prędzej opuściłem lokal.

A pierścionek ostatecznie nie powstał, bo jednak po pierwszym "chrzcie" wszystko się rozpadło jak owe szkiełko.

jubiler

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 756 (840)

#17519

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ojciec mojego znajomego jest lekarzem i prowadzi prywatny gabinet. Jest bardzo wesołym, życiowym i do rany przyłóż facetem. Na dodatek świetny z niego gawędziarz i zawsze można się z nim dogadać, a cen nie narzuca z kosmosu (jak człowiek okaże się zdrowy lub ubogi to czasem nawet nie weźmie za wizytę). Z tych powodów, większość jego pacjentów stanowią studenci (jakieś 90%). Nienawidzi on za to, gdy ktoś jawnie próbuje go oszukać albo myśli, że skoro płaci prywatnie to wszystko mu się należy. Niestety, grono takich to własnie studenci poszukujący sposobu na uzyskanie zwolnienia.
Tu objawia się jego "piekielność". Otóż owszem, wystawia zwolnienie (zwykłe, nie L4), pytając zawsze czy podawać powód, aby uczelnia się nie przyczepiła do "niezidentyfikowanej choroby", a ucieszony delikwent nie sprawdza nawet co ma tam napisane. Tak więc nie raz studenci pokazywali wykładowcom wywołujące śmiech lub przerażenie zwolnienia z powodu np.:
-porodu,
-utraty oka,
-opuchlizny prącia (mój faworyt ;D),
-tymczasowego paraliżu mięśnia zwieracza.

Oczywiście nie raz dzwoniono do niego ze szkół i uczelni lub z pretensjami, ale zawsze zgodnie z prawda mówił, że pacjent odmówił dodatkowych badań, prosząc o zwolnienie tylko na podstawie historii choroby. Ręce i sumienie ma czyste, a nieumiejący się zachować utarty nos.

lekarz prywatny

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 926 (972)

#16814

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na weekend wyjechałem ze znajomymi do Nysy na Metalową Twierdzę 2011. Piekielnych sytuacji było co nie miara. Oto pierwsza z nich.

Siedzę sobie na ogródku pewnej pizzerii. Zajadam obiad, obok siedzi młoda parka. Kłócili się strasznie i to dosyć głośno, więc mimowolnie wszystko słyszałem. [D]ziewczyna, [Ch]łopak;
Ch - Powtarzam Ci! Obróciłem się za nią, bo myślałem, że ją znam!
D - Tak jasne! A kiecka na pół d*py nie miała z tym nic wspólnego!
Ch - Dokładnie!
Dziewczyna wstała i skrzyżowała ręce na piersi. Po chwili krzyknęła:
D - O! Cześć Michaś!
Przeskoczyła niewysoki plotek odgradzający ogródek od chodnika i dopadła do przechodzącego chłopaka, zarzuciła mu ręce na szyję, cmoknęła w policzki, po czym pocałowała w usta. Gdy się oderwała, zrobiła wielkie oczy i niby speszona powiedziała:
D - Wybacz, pomyłka.
Wróciła powoli do stolika i zabierając torebkę powiedziała do swojego najbardziej jadowitym tonem jaki słyszałem:
D - Sorry... Myślałam, że go znam.
Po czym wyszła, chłopak pobiegł za nią, a ucałowany dopiero po chwili ruszył dalej z znacznie weselszą miną.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 960 (1024)
zarchiwizowany

#16818

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na weekend wyjechałem ze znajomymi do Nysy na Metalową Twierdzę 2011. Piekielnych sytuacji było co nie miara. Oto kolejna.

Siedziałem ze znajomymi przed terenem festiwalu, tak jak wielu dookoła racząc się napojami chmielowymi, co sprawiało, że kolejka toi-toi ciągnęła się niemiłosiernie. Niestety pojawiło się sporo szalonych 13-latek w stanie wskazującym. W pobliżu rozbiła się grupka w wieku na oko +/- 20 lat. Do jednego z nich przyczepiła się jedna z owych nastek bezskutecznie dopraszając się piwa. Facet nieustannie ją spławiał, a gdy ta zaczęła się do niego kleić nie wytrzymał i oberwała porządną wiązankę, po czym uciekła odgrażając się.
Wróciła wkrótce w obstawie dwóch policjantów. Wskazała na owego chłopaka i zaczęła wykrzykiwać, że próbował ja upić i obmacywał. Towarzystwo natychmiast wstawiło się za swoim kolegą, jeden z naszych również podszedł potwierdzić ich wersję. Nie wiem jak skończyła się historia, ponieważ smarkulę i chłopaka zabrano na komendę "w celu złożenia wyjaśnień".

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 260 (292)

#16346

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Myślałem, że istnieją strefy życia, do których piekielność nie ma wstępu. O ja głupi!

Pamiętacie historię o kradzieży rysunku? ( http://piekielni.pl/15275 ) No to mamy finał, choć bez żadnych fajerwerków.
W moim profilu udostępniony jest numer gg. Pewnego razu dostałem wiadomość w stylu "Hej. Ubycher12 z piekielnych?", po chwili poleciały w moją stronę wyzwiska najgorszych kategorii, głownie dotyczące homoseksualizmu, kłamstwa i nierządu. Olałbym to gdyby w pewnym momencie nie padło moje prawdziwe imię.

Czując kłopoty, próbowałem wyjaśnić o co chodzi (w zwykłej sytuacji wyśmiałbym i olał delikwenta), jednak nic to nie dało, nadal tylko wyzwiska. Po jakimś czasie sam napisałem na ten numer okazało się, że posiada go już nowy użytkownik. Ok, olałem ciepłym mo... relowym sokiem całą sprawę.

Niestety wkrótce dostaje telefon. "Zastrzeżony". Oho, będą kłopoty. Odbieram, pytanie czy ja to ja (z imienia, nie nazwy użytkownika na piekielnych), po potwierdzeniu, ponownie stek wyzwisk. W końcu udało się mi wykrzyczeć:
-Do cholery! Powiedz człowieku o co ci chodzi w końcu!
-Nie będzie mi tu taki ******* (tu jeszcze wiele "gwiazdek") z ojca złodzieja robił! Zapłacił ci to jego, ty *******! Jak ten tekst nie zniknie to cię znajdę w tym akademiku!
Tu wybuchnąłem najbardziej ironicznym i prześmiewczym rechotem na jaki było mnie stać. Po drugiej stronie przerwano połączenie.

Historia widnieje nadal, a telefon milczy.
Teraz zastanawia mnie tylko skąd ten ktoś zdobył mój numer komórki? I nie sugerujcie się wspomnieniem o synu w tamtej historii, ponieważ po głosie mogłaby być to zarówno dziewczyna jak i chłopak w trakcie/przed mutacją.

Piekielni.pl

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 703 (771)
zarchiwizowany

#16504

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia bardzo często wspominana przez moją matulę.

Mamie od dawien dawna szwankuje zdrowie,robi multum wyników, więc sama zapewne znacznie powyższa ich średnią krajową na mieszkańca o dobrych kilka punktów. Pewnego razu musiała zrobić "pakiet podstawowy", więc oprócz krwi, wiadomo co trzeba dostarczyć. Matula zapakowała pełne pojemniki w małą nieprzeźroczystą reklamówkę (z reklamą jakiegoś jubilera) i ruszyła do laboratorium. Traf chciał, że po drodze spotkała swoją dawno nie widzianą znajomą. Krótka gadka-szmatka, mama strasznie się spieszyła, więc starała się szybko ruszyć dalej i pada pytanie:
-O! Na zakupach byłaś? (tu wskazała na wspomnianą reklamówkę) Co tam masz?
-Gó**o-bez zastanowienia odparła.
-No wiesz co! Tego się po tobie nie spodziewałam! - odeszła zadzierając głowę i pozostawiając matule z miną "wtf?!".
Najlepszy w tym jest fakt, iż mamo uświadomiła sobie co powiedziała dopiero na fotelu do pobierania krwi i zaczęła się tak histerycznie śmiać, że pielęgniarka musiała ją wyprosić i przyjąć kilku innych pacjentów zanim zdążyła się uspokoić.

laboratorium

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 203 (315)

#15824

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak tyle o współlokatorach to i ja dorzucę swoje 3gr piekielnym mieszkańcu mojego piętra.

W jakże pięknych czasach rozpoczęcia przez Ubychera studiów, można było jeszcze palić na klatce schodowej mojego akademika. Odbywały się tam swoiste nasiadówki, skąd większość mieszkańców się poznała. Mieliśmy na piętrze niestety pewnego delikwenta. Ów chłopek (niech będzie Alojz) notorycznie wpraszał się na imprezy, wpadał z wizytą, gdy do kogoś przyszli goście, etc. Na dodatek na wspomnianych nasiadówkach raczył nas opowieściami o swoich podbojach. Początkowo temat pojawiał się tylko w męskim gronie, ale z czasem i dziewczynom naopowiadał to i owo. Pech chciał, że Ubycher jest istotą nader wrażliwą na temat traktowania kobiet i nie raz dochodziło do kłótni na tym polu, nierzadko większej awantury. Sprawa przybrała punkt krytyczny, gdy doszły go słuchy o moim podejściu do płci pięknej i relacjach z ówczesną dziewczyną. Od tego miejsca dzień w dzień otrzymywałem kazania o "właściwym wychowaniu sobie baby", cóż Alojz obrał zły cel, bo mimo iż nie jestem osobą agresywną, zemścić potrafię się okrutnie.
Dogadaliśmy się w kilka osób jak utrzeć mu nosa.
"Przypadkowe" posiedzenie na papierosie i piwku, naturalnie zjawia się Alojzy i za wszelką cenę stara się włączyć w dyskusję. Rozmowa (ukartowana!) dotyczyła jakoby pewnej znajomej, którą za wszelką cenę chcemy z kimś poznać, bo często wadzi jako "trzecie koło u wozu" i ogólnie szkoda tak wspaniałej, wartościowej, etc, kobiety. Alojz natychmiast podłapał temat i zaczął wywód, że on w ciągu jednego spotkania "zrobi porządek". Niby niechętnie, ale daliśmy mu numer telefonu. Alojz od razu zabrał się za pisanie sms′ów.
Mija tydzień, piekielny cały czas cytuje nam "namiętne" ( w jego mniemaniu) sms′y jakie wymienia z ową dziewoją. Po około 10 dniach od pierwszego sms′a oznajmia iż udało się mu umówić w jego ulubionej knajpie, gdzie wszyscy go znają (co było faktem).
Następnego dnia mimo usilnych "patroli" nie udało się nam złapać powracającego Alojza.
Jednak przez kolejne dni, nie odezwał się do nas ani słowem i dopiero po 2 miesiącach był łaskaw zdobyć się na powitalne "cześć".

Co miało miejsce na spotkaniu pytacie?
Otóż Alojz zjawił się na miejscu z bukietem kwiatów i (jak się chwalił) dwiema paczkami prezerwatyw w kieszeni. Czekał przy stoliku, a po kilku minutach pojawiła się jego wybranka czyli 67-letnia Jadwiga-ciocia jednej z koleżanek, bardzo dziarska, tryskająca energią i niezwykle życiowa kobieta, w cały plan wtajemniczona (uznała to za doskonały pomysł i świetną zabawę). Mina Alojza była ponoć bezcenna, a gdy chciał się ulotnić zaczęła go przepraszać, że wcześniej mu nie powiedziała, że zafarbowała grzywkę na różowo (naprawdę taką ma! ;D), ale to nie powód, aby uciekał, przecież zapewniał ją, że ją kocha i opisywał te cudowne rzeczy, które mieli dziś zrobić. Oczywiście wszystko na oczach jego barowych znajomych.

Możecie uznać, że niżej podpisany, Pani Jadwiga i reszta byli tu piekielni, ale zmienilibyście zdanie słysząc wypowiedzi Alojza, których nie przytoczę, aby gorszenia nie siać ;)

akademiki

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 967 (1035)

#15208

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ani piekielna ani bardzo zabawna, ot pokazująca niezwykłe reakcje.
Trochę rysuję. Głównie jakieś proste szkice, czasem coś ambitniejszego na upominek lub dla siebie. Mam natomiast (albo miałem, kilka sprezentowałem znajomym) 6 prac z których jestem niesamowicie dumny i które przedstawiają poczet moich ulubieńców (Raziel z LOK, Ryuuk z DN, Vincent Valentine z FF VII, Tidus & Yuna z FFX, Geralt oraz V). Każdy wykonany jest inna techniką i wszystkie zdobiły ścianę nad moim akademickim łóżkiem. Tyle wprowadzenia.

Razu pewnego koleżanka z roku pochorowała się i poprosiła o pożyczenie kilku artykułów, których nikt nie wrzucił na grupowego mail′a. Po odbiór miała się zgłosić jej starsza siostra. Artykuły spakowane, czekam więc w pokoju, rozwalony na łóżku jak pan na zamku i słyszę oczekiwane "puk-puk". Otwieram drzwi, dziewoję rozpoznałem od razu, ponieważ do siostry była bardzo podobna. Zaprosiłem ją do środka, podałem materiały i pytam czy może ma ochotę wypić coś ciepłego. Odpowiedzi zero. Ponawiam pytanie i zauważyłem, że dziewczyna stoi na środku pokoju coraz bardziej czerwona. Zanim zorientowałem się o co chodzi wykrzyknęła mi w twarz:
-JAK ŚMIESZ! I TY CHCESZ DZIECI UCZYĆ! JESTEŚ NIENORMALNY!
I wybiegła z pokoju. Gdy się otrząsnąłem, wzruszyłem ramionami i zająłem swoimi sprawami.

Na następny dzień obudziło mnie walenie w drzwi, za nimi stał kierownik akademika.
-Panie Iksiński, dostaliśmy informację, że trzyma pan w pokoju materiały deprawujące i niebezpieczne. Musimy zobaczyć pokój.
Pomyślałem "WTF?", ale skoro sam kierownik przychodzi, do pokoju, musiałem go wpuścić. Pokręcił się, kazał pokazać zawartość szafek (kierownik ma takie prawo), pokrzywił na wiszącą przy półkach katanę, ale że niczego nie znalazł, przeprosił i tyle go widziałem.

Wizytacja zajęła trochę czasu, więc na uczelnie musiałem biec. W przerwie między zajęciami zagadnęła mnie jedna z wykładowczyń (jestem jedynym facetem na roku, więc łatwo mnie zapamiętać ;P)
-Panie Iksiński proszę na słówko. Proszę pana co prawda uczelnia nie ma na to żadnego wpływu, ale powinien pan wiedzieć, że dziś rano ktoś bardzo panu życzliwy złożył do mnie pismo ze skargą, iż mówiąc delikatnie "nie nadaje się pan na nauczyciela". Proszę się nie martwić, nic panu nie grozi z tego powodu, ale radzę przyjrzeć się sprawie, bo ktoś może panu zaszkodzić w przyszłej karierze.
Ręce mi opadły. Główkowałem resztę zajęć i tylko jedna osoba wydała się mi podejrzana.

Wieczorem zadzwoniłem do koleżanki od notatek, pytając czy ma wszystko czego chciała i niby od niechcenia wspomniałem o reakcji siostry i tym co mnie tego dnia spotkało. Koleżanka rzuciła tylko, że zadzwoni później, bo teraz musi coś wyjaśnić. Tu już miałem pewność co się stało. Nie pomyliłem się.

Po godzinie zadzwoniła owa koleżanka przepraszając, ponieważ jej siostra ma radykalne poglądy w kwestii ludzi i widząc moje rysunki doszła do wniosku, że mam kontakt z "ciemną stroną mocy" i nie mogę mieć wpływy na proces kształcenia młodych umysłów. Obiecała też zobowiązać siostrę do przeprosin. Cóż nie doczekałem się do dziś.
Ja rozumiem, że każdy ma jakieś poglądy w sprawie edukacji młodych, ale żeby od razu na podstawie własnych domysłów aż tak szkodzić innym?

life

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 597 (673)