Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ubycher12

Zamieszcza historie od: 20 kwietnia 2011 - 10:55
Ostatnio: 7 marca 2013 - 13:41
O sobie:

U-boot;
1) Osobnik nieobliczalny, rzędu milionus ideos et minutos, podgrupy maniak literatus. Wysoce niebezpieczny dla otoczenia z powodu wykazywania wrodzonych tendencji samobójczych poprzedzonych okrzykiem "Patrznato" względnie "Potrzymajmipiwo".
2)Określenie niespełnionego rysownika i pisarzyny
3)Maszyna pseudointeligenta, zdolna pracować do 72h bez przechodzenia w tryb uśpienia, napędzana nikotyną i alkoholem etylowym
4)Wg niektórych "Największy świr o twardej dupie i złotym sercu"

  • Historii na głównej: 46 z 79
  • Punktów za historie: 45402
  • Komentarzy: 203
  • Punktów za komentarze: 2080
 

#8914

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pod moim akademikiem znajduję się dwie stacje paliwowe (bywalcy Opola wiedzą zapewne jakie). Obie mają śródnocną przerwę mniej-więcej w tym samy czasie z czego B ma odstęp 10-15 minut po A.
Trwa impreza w akademiku. "Nagle" zabrakło alkoholu, więc rozpoczęto losowanie kto idzie po zaopatrzenie. Padło na mnie i moją lubą. Zebraliśmy kasę i ruszamy. Najbliżej stacja A, dialog z [P]anią nr1 w okienku (o tej porze tylko w ten sposób można coś zakupić na A)
[J]a - Dobry wieczór. 4 razy Absolwent 0,5l, czteropak Wojaka zielony i trzy paczki Red&White czerwone...
P - Nie sprzedam.
J - Ale jak to? Przecież przerwy nie ma jeszcze! Jak chodzi o dowód to mogę pokazać!
P - Ale zaraz przerwa będzie!
J - Ale nie ma, skoro pani okienko ma otwarte!
P - Zanim podam to będzie!

Widząc, że nie ma się co kłócić, bo kobieta nie ustąpi, ruszyliśmy BIEGIEM do stacji B. Tu "okienka" nie ma, więc wchodzimy bez pardonu, bierzemy czteropak i do kasy. [P]ani nr2, po 50'ce, w "zwiewnym" stanie, wywróciła się podchodząc do kasy (za trzecim podejściem, w pierwszych dwóch poratowała ją lada). Kładziemy piwo na kasie i mówię;
J - Jeszcze do tego cztery połówki Absolwenta i trzy paczki Red&white czerwone.
Pani podaje nabija na kasę i w tym momencie ja olśniło.
P2 - Nie sprzedam wam tego.
J - Dlaczego? Dowód mam! Mogę pokazać!
P2 - Nie sprzedam wam gnoje! (tu już ryknęła) Dzwoniła do mnie koleżanka z A i wiem, że przerwy przez was nie mogła zacząć!
J - Ale pani nie ma przerwy przecież!
P2 - Ch** mnie to obchodzi! (tu już wyraźnie czuć było alkohol z jej ust) Właśnie zaczynam przerwę!
Po czym wyrzuciła nas ze stacji.

Jedyny plus tej sytuacji jest taki, iż nazwano mnie "pechowcem" i już nigdy nikt nie wysyła mnie po zaopatrzenie w trakcie imprezy :)

CPN akademiki WSP Opole

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 526 (648)

#9034

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem zapalonym maniakiem serii Final Fantasy, więc akcesoria z nią związane są dla mnie prawdziwym rarytasem. Pewnego razu wypatrzyłem na Allegro oryginalny, srebrny wisior z certyfikatem z jednej z moich ulubionych części. Biegiem ruszyłem do kumpla, aby składał ofertę "kup teraz" (sam konta nie miałem). Wszystko ok, piszemy mail z informacją, że kontakt w sprawie tej aukcji będzie na ten i ten adres e-mail, numer telefonu i adres odbioru inny niż w danych konta. Kontakt super, na wszystko zgoda, płatność przelewem. Zamawialiśmy w piątek i tego samego dnia wpłaciłem pieniądze w banku.

Dzwonię w poniedziałek wieczorem zapytać czy pieniądze zostały zaksięgowane i kiedy mógłbym spodziewać się paczki. Odebrał starszy, wyraźnie wkurzony facet, a w tle słyszałem wyraźnie płacz kobiety.
-Tak?
-Dobry wieczór. Ja dzwonię w sprawie licytacji na Allegro...
-Syn nie żyje.
Zatkało mnie i zanim zdążyłem wydukać choćby "Bardzo mi przykro" albo "Moje kondolencje" facet się rozłączył.
Napisałem mail z kondolencjami i prośbą o zwrot pieniędzy, gdy sytuacja w domu się uspokoi (kwota dla mnie niemała, ponad 100zł), w nadziei, że któryś z rodziców odczyta.
O dziwo, następnego dnia rano dostaję telefon z numeru "zmarłego". Mówił młody chłopak.
-Dzień dobry. Dzwonił pan wczoraj do mnie, ale niestety odebrał ojciec. Pieniądze dotarły i jutro wysyłam paczkę. Powinna być do końca tygodnia.
-Dziękuję, ale muszę przyznać, że ojciec ma mroczne poczucie humoru.
Chłopak po moim głosie musiał poznać, że też jestem młody i mówi:
-Weź mi chłopie nawet nie mów. Prawie nie żartował. Wczoraj przyznałem się, że wpadliśmy z dziewczyną...

Ze wstydem przyznaję, że po rozmowie dostałem napadu histerycznego śmiechu.
Po kilku dniach paczka dotarła. W środku, oprócz wisiora, był sygnet do kompletu i karteczka z napisem "Fałszywy alarm! ;D".

Pozdrowienia dla tego allegrowicza i jego dziewczyny!

Allegro

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1934 (2032)

#9021

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z czasów gimnazjum/liceum, gdy jeszcze jeździłem z moim biologicznym ojcem jako część ekipy nagłośnieniowej.
Trafiło się zlecenie na nagłośnienie kilkudniowego festynu w jakiejś małej miejscowości przy granicy z Czechami. Od połowy drogi razem z nami jechało kilka dziewczyn na obsługę cateringu dla szych. Na miejscu szybkie zapoznanie z zarządem, organizatorami i prowadzącym imprezę. Rozstawiamy sprzęt, pomagają nam różni ludzie od organizacji, bo do rozładowania naprawdę sporo, a sprzęt ciężki, wieczorem to zwinąć na wypadek deszczy/burzy (scena nie była przygotowana na zabezpieczenie sprzętu na całą noc), a na następny dzień od nowa ustawianie. Trzeciego dnia, gdy już byliśmy zaznajomieni z miejscowymi, wyciągamy wszystko z paki na scenę i zonk! Brakuje jednego z dużych głośników! Liczymy, patrzymy w papiery, z magazynu pobrano, wcześniej też musiał być, bo ustawiane były parzyście, a teraz nie ma! Jako, że byłem najmłodszy poszukiwania spadły na mnie.
Chodzę, szukam, nic. Kamień w wodę! Nagle pojawia się [K]ierownik imprezy.
[K] - Młody, czego ty tak szukasz?
[J]a -"Efka" zaginęła! (dla niewtajemniczonych-"efka" od F, czyli głośnik frontowy, skierowany do publiczności) Jak jej nie znajdę to szef całej ekipie jajca urwie!
Facet zbladł i dawaj szukać ze mną, zgarnął kilku swoich do pomocy, dziewczyny z cateringu tez się przyłączyły. Po godzinie miałem już dość, usiedliśmy przy ławkach i myślimy gdzie jeszcze nie patrzyliśmy. Nagle kierownik:
[K] - Jak znam życie to w krzakach gdzieś pewnie leży. Miejscowe chłopaki żadnej okazji nie przepuszczą.
[J] - Nie strasz pan. Wiesz pan ile taka może kosztować?
Facet w śmiech, a ja załamany.
[K] - W ogóle, to ona ma jakieś cechy szczególne?
[J] - Gdzie tam, zwykła, coś koło półtora metra, kanciasta i czarna...
[K] - Aaa... Ale tak całkiem czarna czy po prostu trochę ciemniejsze włosy?(ja z dziewczynami na niego wielkie oczy) No ta Ewka! To ma całkiem czarne włosy?
[J] - Panie, jak kolumna może mieć włosy???
Tu naszło olśnienie, kierownik zrozumiał, że chodzi o dziewczynę Ewę. Chwilę trwało zanim przestał się burmuszyć. Po chwili i przywołał mnie do siebie
[K] - Dobra, młody mój błąd. Chłopcy już wiedzą czego szukać. Chodź, walniesz se kielonka na nerwy póki ojciec nie widzi.
Weszliśmy do pustego namiotu szych. Tam na stole z narzuconą ceratą stała już naszykowana wódka, kieliszki i zagryzka. Po "drugiej nóżce" moją uwagę przykuł stół, na którym owa wódka stała. Załapałem ceratę i TAK! Kolumna się znalazła!
Jakiś pacan zabrał ją na stół pod wódkę, bo stwierdził, że ciężka i na pewno by się nie wywróciła, a my mieliśmy tyle identycznych, że na pewno jedna byłaby nam niepotrzebna.

nagłośnienia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 757 (851)
zarchiwizowany

#8968

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia dotyczy jednego z moich pierwszych sposób dorabiania i pierwszego w moim życiu piekielnego zleceniodawcy.
Uwielbiam pisać i na to zajęcie poświęcam bardzo dużo czasu każdego jednego dnia. Za sprawą szkolnej koleżanki udało się mi uzyskać zlecenie na opowiadanie do niedużej niszowej gazety regionalnej, w której pracowała jej kuzynka.
Po kilku telefonach uzgodniliśmy, iż najpierw podsyłam próbkę, a po aprobacie całość. Po wysłaniu odczekuję 2-3 dni i dzwonię.
-Dzień dobry. Z tej trony XY, dzwonię w sprawie opowiadania, którego wstęp państwu wysłałem.
-Tak, tak. Wiem o co chodzi, muszę przyznać, że jesteśmy pod wrażeniem (tu cała lawina słodzenia).
-Czyli rozumiem, że możemy porozmawiać o moim honorarium.
-Tak, tylko wie pan jest tu taki mały problem (czerwona lampka się mi zapaliła w głowie), bo wyszła nam bardzo nieciekawa sytuacja w redakcji i nie możemy nikogo zatrudnić nawet na pojedyncze zlecenie... Jedyna opcja to taka, że nie zapłacimy panu całości od ręki, tylko coś w rodzaju kilku rat, tak żeby tu się nam wydatki w papierach zgadzały...
Szczerze mówiąc sytuacja zaczęła mi już zdrowo śmierdzieć, ale byłem strasznie zawzięty.
-Mogę zapytać ile takich rat miałoby być?
-Myślę, że 5 byłoby idealnie.
-Więc zróbmy tak, że podzielę moje opowiadanie na kilka części i po każdej racie będę przesyłać kolejny. Jeśli pani się zgodzi wyśle pierwszy fragment zaraz po otrzymaniu pierwszej wpłaty.
-Świetny pomysł! Nie będzie z tym problemu. Za chwilkę zadzwoni do pana ktoś z księgowości po wszystkie dane do przelewu. Miłego dnia życzę!

Czekam więc grzecznie na telefon z księgowości. "Chwilka" jak się okazało trwała 2,5h
-Słucham.
-Dzień dobry. Tu redaktor VZ, czy rozmawiam z panem XY? (tonem tak sztucznym, że nawet idiota wyczułby co się kroi)
-Dzień dobry.Tak przy telefonie.
-No to posłuchaj mnie pan. Ja tu szanse daje, że w wschodzącej gazecie może swoje wypociny publikować, a pan mi tu jeszcze chcesz warunki narzucać? Co to ma być za wysyłanie w kawałkach ja się pytam? My tu kulturalnie, młodym talentom pomagać chcemy, a pan jakby tego w ogóle nie widział! Nie dość, że masz pan czelność za taką promocję zapłaty żądać, gdzie to pan powinien nam płacić, to jeszcze z góry pieniądze chce...
Zamurowało mnie, bo sam nie znam wszystkich mechanizmów publikacji, więc facet mógł mieć rację, ale skoro mimo nerwów redaktor nie zapomniał o "pan" i nie wrzeszczał jak opętany, obiecałem sobie załatwić to na spokojnie.
-Proszę pana, primo, to tylko moja propozycja, z która do państwa wyszedłem, zabezpieczając się przy tym na brak umowy, a w konsekwencji zapłaty (specjalnie starałem się brzmieć "inteligentnie"). Secundo, gdyby była to całkowicie moja autorska praca, prawdopodobnie za honorarium uznałbym promocję mojej osoby, jednak dostałem od państwa wytyczne co do tematyki, BARDZO dokładnej długości i zawarcia morału, a za przeproszeniem "pod dyktando" za darmo pisać nie zamierzam. Więc niech się pan redaktor prześpi z tym problem i zadzwoni jutro z podjętą decyzją.
Usłyszałem tylko, że jutro się odezwie i ledwie słyszalne "dousłyszenia".
Na drugi dzień cisza, kolejne tak samo. Telefony ode mnie były nieodbierane, na mail'e żadnej odpowiedzi, a opowiadanie w ostateczności wylądowało w koszu.

Jeśli mam być szczery, to może rzeczywiście poniosła mnie tu ambicja, jednak naprawdę nie mam zamiaru nigdy pisać dyktowanych tekstów za frajer. A pasja pisania widać pozostanie niedochodowym pożeraczem czasu ;)

gazeta

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (222)

#8887

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Któregoś dnia wybraliśmy się z moją(już byłą) dziewczyną na pizzę do jednej z nielicznych pizzerii w naszym rodzinnym mieście. Zajęliśmy miejsca, wybieramy pizzę, ja hawajską, moja dziewczyna z pieczarkami i kukurydzą. Podszedłem do lady i złożyłem zamówienie. Co ważne w tym lokalu dania obiadowe z kuchni (w tym pizzę) podają kucharze w charakterystycznych ubraniach, a po sali kręci się tylko jedna kelnerka.
Grzecznie czekamy na swoje pizze, które po chwili lądują przed nami. Patrzymy na nie i coś nam nie pasuje, na mojej powinna być kukurydza, ananas i szynka, a z trudem znalazłem tam jedno żółte ziarno, ananasa nie było wcale, a całą szynkę stanowił jeden niepokrojony kawałek na środku, za to na pizzy mojej dziewczyny kukurydzy i pieczarek było tyle, że dosłownie się na niej nie mieściły. Akurat obok przechodziła [K]elnerka;
[J]a:- Przepraszam panią, może pani tu podejść?
K:- Tak? W czym mogę pomóc?
J:- Nie chcę być nieuprzejmy, ale niech pani spojrzy na te pizze. Moja miała być hawajska, a to chyba raczej margheritta (pizza bez dodatków), a moja dziewczyna nie może dokopać się do ciasta przez składniki.
K:- Słucham?! (z tonu wnioskowałem, że zaraz zrobi awanturę) Pokaż no je tu!
W milczeniu podsunąłem jej talerz, gdy spojrzała, zrobiła wielkie oczy, podobnie gdy rzuciła okiem na drugą pizzę. Wyglądała jakby ktoś spuścił z niej powietrze.
K:- Rzeczywiście ma pan rację. Proszę poczekać, muszę zawołać kierownika.

Po chwili podchodzi do nas potężnej postury kierownik i mówi:
- Przepraszam państwa bardzo za tą sytuację, ale mamy na kuchni straszny ruch (tu zapaliła się mnie czerwona lampka, bo oprócz nas na sali były jeszcze dwie lub trzy osoby) i kucharz na pewno musiał coś pokręcić przy zamówieniu. Za chwilę podamy państwu właściwe pizze, a w ramach rekompensaty za zwłokę płacą państwo tylko połowę ceny i coś do picia na koszt firmy.
Nie spieszyło nam się nigdzie, więc przystaliśmy na to. Tu historia mogłaby się skończyć bez piekielnych/śmiesznych, ale najlepsze nastąpiło po chwili. Wyszedłem na zewnątrz na papierosa (na tyłach była specjalna ławeczka, dla chcących puścić dumka na powietrzu). Nagle z okna na piętrze doszedł mnie głos, a raczej wrzask kierownika;
- CH** MNIE OBCHODZI, ŻE CI SIĘ SPODOBAŁA! JAK TY SZCZYLU K***A KLIENTÓW TRAKTUJESZ?! JAK CHCIAŁEŚ JEJ DOŁOŻYĆ TO TRZEBA BYŁA I JEJ FACETOWI! (tu chwila ciszy, widać mówiła druga osoba) CO K***A?! JAK CIĘ PI******E TO SIĘ BUTAMI NAKRYJESZ! TO KLIENT! A KLIENT MA BYĆ ZADOWOLONY! W DUPIE MAM TWOJE MEZALIANSY MIŁOSNE!
Wróciłem na sale dusząc się ze śmiechu, a moja w tym czasie ucięła sobie krótka babską pogawędkę z kelnerką. Okazało się iż moja wpadła w oko młodemu kucharzowi, gdy ten zanosił pizzę do sąsiedniego stolika i chciał się jej polizać dając więcej składników. Ja zapewne dostałem mniej za "blokowanie mu laski".

pizzeria

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 989 (1115)
zarchiwizowany

#8920

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia bardzo nietypowa jak na mój gust. Robię zakupy w pobliskim markecie. Z racji zakończonej sesji udaję się do kasy alkoholowej w celu zakupienia Jack'a Daniels'a 0,5 (wraz z dwoma kolegami piliśmy go tylko "od wielkiego dzwonu"). Stoję grzecznie w kolejce, nadchodzi moja kolej.
[J]a -Dzień dobry! Jack Daniels 0,5 poproszę.
[K]asjerka -Mogę prosić o dowodzik?
(Na słowa "proszę/prosić" reaguję nader wielką życzliwością)
J -Ależ oczywiście. (podaję dowód, w tym momencie sytuacja zmienia się diametralnie)
K -Rocznik '90, tak?
J -No tak. Najlepszy na świecie psze pani!
K - SPIERDZIEL*J MI GÓWNIARZU! Myślą tacy, że na studia poszli to od razu na Daniels'y ich stać?! Matce byś pieniądze wysłał, a nie chlejesz luksusy! (tu krew mnie zalała, bo komentarze na temat mojej matuli biorę bardzo do siebie)
J -Niech pani łaskawie zakończy tą żałosną przemowę i poda mi towar za który chcę zapłacić.
Butelka została skasowana z donośnym prychnięciem, a ja korzystając z okazji, że w kolejce czekało kilka osób wypaliłem:
-Proszę państwa nie wiem czy wiecie, ale właśnie odebrałem chleb od ust mojej mamie, aby oblać dobrym alkoholem egzamin, na którym polega 70% studentów mojego kierunku. Tak przynajmniej twierdzi ta pani!
Ukłoniłem się niczym w teatrze i opuściłem sklep.
Po drodze zahaczyłem o biuro kierownika. Dowiedziałem się między innymi, iż ta pani często wszczyna podobne awantury ponieważ jest sfrustrowana tym iż ma już 40 (!!!) lat a syn-student nie chce na nią łożyć...

TESCO

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 269 (363)
zarchiwizowany

#8687

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Swego czasu byłem z dziewczyną, z którą często robiliśmy sobie wzajemnie tzw "siary" na mieście. Dla nas były to zwykłe przekomarzanki, ale czasami robiliśmy wrażenie naprawdę piekielnych.

Moja dziewczyna obsesyjnie wręcz uwielbiała czekoladę truskawkową. Będąc kiedyś na zakupach w sklepie typu superhipercośtam przechodziliśmy obok działu słodyczy i mojej rzuciła się w oczy owa nieszczęsna czekolada. [D]ziewczyna, [J]a:
D-O! Czekolada! Weźmy jedną, proszę!
J-Nie skarbie, przykro mi, ale nie wziąłem ze sobą na tyle pieniędzy.
W tym momencie moja luba zrobiła akcję typu "uparty dzieciak", zaczęła tupać nogami, szarpać mnie za rękę i szlochać "Chcę czeeeeeeeekooooooladeeeeeee! Kup mi, kup mi, kup mi!". Wszystko oczywiście pół żartem, pół serio.
J-Cicho, bo pasem na goły tyłek spiorę!
I klepnąłem ją delikatnie w spodnie, niby dając klapsa. Moja zaczęła się śmiać, a za mną nie wiadomo kiedy wyrósł potężny [O]chroniarz
O-Pozwól ze mną...
Po czym bez ogródek złapał mnie za kark i zaciągnął na zaplecze.
O-Co ty k***a sobie g***u wyobrażasz?! Smarki ma pod nosem, a już kobietę bije?! Mam cię k***a kultury nauczyć?!
Stałem tak nie wiedząc co ze sobą zrobić, ale na szczęścia na zaplecze weszła moja z jakąś pracownicą.
D-Pan da mu spokój. My się tylko wygłupialiśmy. On by nigdy mnie nie uderzył!
Ochroniarz trochę przyklapł, ale nadal widać było, że ma ochotę mnie co najmniej zgnieść.
O-Niech będzie, ale pamiętaj - do mnie - będę miał na ciebie oko.
Kiwnąłem tylko głową. Dziewczyna wzięła mnie pod rękę i wyszliśmy z zaplecza. Moja rzuciła tylko na do widzenia:
D-I niech się pan nie martwi o mnie! Z takim chuchrem sama sobie bym poradziła!
Ochroniarz, tylko się uśmiechnął, a ja cały czerwony z dziewczyną opuściłem sklep.

(Co prawda facet miał dobre intencje, za co należy mu się słuszny plus, jednak moim zdaniem nie powinien był się wtrącać nie znając sytuacji)

Supermarket

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (152)
zarchiwizowany

#8686

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Swego czasu byłem z dziewczyną, z którą często robiliśmy sobie wzajemnie tzw "siary" na mieście, jednak pewnego razu moja luba przeszła samą siebie.

Byliśmy na zakupach w znanym markecie z panem z kapeluszem i szpadą w logo. Stoimy przy kasie, przed nami tylko jedna kobieta z niewielkimi zakupami, jednak płaciła kartą i z powodu problemów z połączeniem strasznie długo to trwało. Wszyscy jednak grzecznie czekają, widząc cierpiętniczą minę młodej kasjerki, z całego serce nienawidzącej tej małej elektronicznej skrzynki. Jako, że czasami mam humor "nieba uchyli" odezwałem się do dziewczyny:
[J]a - Skarbie, może skoczyć jeszcze po jakąś czekoladę truskawkową? I tak czekamy, a wiem jak lubisz.
Przytaknęła a ja biegiem ruszyłem na sklep. Wróciłem po niecałej minucie z naprawdę sporych rozmiarów czekoladą, gdy kasjerka zaczęła kasować nasze produkty. Z rogalem na twarzy podaje jej czekoladę, na to [K]asjerka do mojej [D]ziewczyny:
K-Pani to ma szczęście, chłopak tak o panią dba...
D-Pani, dorzucam flaszkę i bierz go pani! On taki miły, bo pewnie liczy, że mu się wieczorem zwróci!
Po czym zabrała torby, kolejka ryknęła śmiechem, a ja stałem czerwony jak burak z oklapłą szczęką, zapłaciłem i ruszyłem za moją.
Najgorsze w wszystkim jest to, że za nami stała koleżanka mojej mamy, a ona sama wiedziała o całym zajściu już w godzinę po nim.

Intermarche

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 354 (446)