Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ubycher12

Zamieszcza historie od: 20 kwietnia 2011 - 10:55
Ostatnio: 7 marca 2013 - 13:41
O sobie:

U-boot;
1) Osobnik nieobliczalny, rzędu milionus ideos et minutos, podgrupy maniak literatus. Wysoce niebezpieczny dla otoczenia z powodu wykazywania wrodzonych tendencji samobójczych poprzedzonych okrzykiem "Patrznato" względnie "Potrzymajmipiwo".
2)Określenie niespełnionego rysownika i pisarzyny
3)Maszyna pseudointeligenta, zdolna pracować do 72h bez przechodzenia w tryb uśpienia, napędzana nikotyną i alkoholem etylowym
4)Wg niektórych "Największy świr o twardej dupie i złotym sercu"

  • Historii na głównej: 46 z 79
  • Punktów za historie: 45402
  • Komentarzy: 203
  • Punktów za komentarze: 2080
 

#15275

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W komentarzach do jednej z historii (http://piekielni.pl/15208) wspominałem o kradzieży rysunku. Była ona na tyle bezczelna, że nadaje się do opowiedzenia w tym miejscu.
Sam rysunek przedstawiał Geralta z Rivii, w skoku, z wściekłą miną, przygotowującego się do cięcia mieczem znad głowy (jest kilka grafik w internecie w tej pozie, więc można zobaczyć jak wyglądał), wykonany ołówkiem, w całości (oprócz konturów) metodą kreskowania, na niestandardowym formacie papieru (jakby 1,5*A4), co w ostateczności kosztowało mnie wiele dni pracy, poprawiania, etc. Jednak efekt był naprawdę wart każdej godziny. Rysunek po tygodniu wiszenia na ścianie miał być prezentem dla kolegi.

Historia właściwa:
Potrzebowałem ramki do owego rysunku. Ponieważ format niestandardowy i chciałem, aby była jak najlepiej dopasowana (aby nie odwracała uwagi od niego samego) zapakowałem go w teczkę i ruszyłem w miasto. Siedząc w autobusie do centrum handlowego na obrzeżach miasta, odebrałem telefon. Krótka gadka-szmatka gdzie jestem i co robię:
-Wiesz jadę teraz do Karolinki po ramkę, tak łatwiej będzie znaleźć. (...) Format trochę ma dziwny, czekaj zaraz Ci powiem.
Tu otworzyłem na kolanach teczkę.
-Wiesz, praktycznie równą między A4 a A3.
Zamknąłem teczkę. Porozmawiałem jeszcze chwilę, gdy skończyłem odezwał się stojący nade mną facet około 30stki.
-Przepraszam, ten rysunek w teczce to twojego autorstwa?
-Tak, ale wzorowany na innej grafice.
-Mógłbym rzucić okiem?
-Oczywiście-otworzyłem teczkę i tu popełniłem błąd, bo zamiast wziąć pracę w ręce rozłożyłem ją na niej i obróciłem do faceta. Ten błyskawicznie porwał ją w łapy.
-Świetny rycerz. Widziałem podobnego na plakacie w pokoju syna.
-Możliwe, bo to wiedźmin, ostatnio bardzo popularny. Mogę go odzyskać?
-Tak to na pewno ten sam. Ile byś za to chciał?
-Przykro mi, ale nie jest na sprzedaż, to prezent, ale mogę dać na mnie namiary i zrobić inny lub podobny.
-Nie bądź śmieszny! Wszystko jest na sprzedaż! - wyciągnął portfel - Dam ci za niego dychę.
-Teraz to pan jest śmieszny. Po pierwsze za dychę nie ma mowy, po drugie jak już mówiłem to prezent. Proszę mi go oddać.
-No to dwie! - i zaczyna grzebać w portfelu, a autobus zatrzymał się na przystanku.
-Powiedziałem nie i proszę o zwrot.
Facet popatrzył na mnie jak na idiotę, spojrzał za okno i wybiegł z "emzetki" z moim rysunkiem rzucając mi na teczkę banknot 10zł. W wyjściu próbował go zatrzymać jakiś starszy pan, ale facet go po prostu odepchnął, a zanim ja dobiegłem do drzwi autobus już ruszył, a tamten zniknął gdzieś na ulicy.

"Zarobione" 10zł dołożyłem do składki na prezent z innymi znajomymi.

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 713 (759)
zarchiwizowany

#15189

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, która dorosła do miana nowej miejskiej legendy wśród opolski studentów, a której głównym bohaterem jestem ja i pewien chłopak.

W jednym z klubów studenckich zorganizowano bal przebierańców. Nie bylem zbyt chętny na udział (nie przepadam za muzyką klubową), jednak znajomym z piętra, posiłkując się argumentami dnia muzyki rockowej oraz afterparty dla mieszkańców akademika,udało się mnie skusić. Jeden warunek: ja wybieram za kogo chcę się przebrać, a oni pomagają mi skompletować strój. Wybór: V z "V jak Vendetta". Mimo ich heroicznego poświecenia dla sprawy, kostiumu nie udało się skompletować (zabrakło maski i cylindra). Już pogodziłem się z nieobecnością na imprezie, jednak niestrudzona znajoma obiecała załatwić "coś od brata". Gdy ujrzałem to "coś" oczy miałem jak pięciozłotówki, ponieważ "czymś" okazał się kostium Alucard′a z Hellsing′a. Jedyne przykazanie: strzec jak źrenic w oczach replik pistoletów, wykonanych własnoręcznie przez owego brata. Cacuszka rzeczywiście wyglądały genialnie i miały ogromną ilość detali.

Dzień imprezy, ochrona kręciła nosem na repliki, ale w ostateczności wpuścili. Rzeczywiście bawimy się świetnie kostium zrobił furorę. Nagle poczułem brak jednego z gnatów. Szybki rzut oka po sali i widzę studenta wystylizowanego na Edwarda ze "Zmierzchu" szpanującego moim pożyczonym cacuszkiem przed jakimiś dziewczynami. Gdy podchodziłem do niego zauważył mnie i biegiem ruszył do wyjścia. W przypływie nerwów wspomaganych piwem rzuciłem się w pościg.
Dobre 20-30 minut ku zdumieniu przechodniów ganialiśmy się w okolicach rynku. Miałem chyba więcej szczęścia niż rozumy, ponieważ uciekinier po kolejnym zakręcie wpadł na patrol spisujący grupkę studentów. Wywinął orła przewracając jednego z funkcjonariuszy. Drugi szybko docisnął go kolanem do ziemi (wyglądało jakby chciał tego pierwszego zaatakować). W tym momencie nadbiegłem ja i rzuciłem pierwsze co mi przyszło na myśl:
-Tyle Cię goniłem i w końcu Cię mam!
Na to spośród studentów wyskoczyła dziewczyna, rzuciła się na policjanta trzymającego złodzieja z okrzykiem:
-Zostaw Edwarda! Ten świr go zabije!
Pierwszy funkcjonariusz zdążył wstać i obezwładnił dziewoję.
Złożyłem zeznania, pistolet wrócił do mnie, a panna i złodziej odjechali na radiowozem. Na pożegnanie pierwszy policjant zwrócił się do nas:
-Moja córa tak samo! Edward i Edward! Tyle, że ona ma 13 lat!

bal przebierańców

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 361 (403)

#14158

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Długo zastanawiałem się czy dodać tą historię. Może jednak pokaże, że nie warto być obojętnym. Będzie trochę o niezdrowej ciekawości i o (moim zdaniem) najgorszym możliwym typem "ludzi".

Któregoś dnia na spotkaniu znajomych, nasz kolega oznajmił, że po wielu tygodniach poszukiwań w końcu udało się mu znaleźć upragnione mieszkanie do wynajmu, co prawda ma współlokatora, ale mówił, że równy gość, tak samo jak jego dziewczyna i oficjalnie zaprosił nas na parapetówkę.
Zjawiamy się w dniu imprezy pod wskazanym adresem, otworzył nam współlokator, wszystko ok, kolega akurat wyskoczył "uzupełnić barek" tuz przed imprezą. Wrócił akurat, gdy zdążyliśmy się rozsiąść na kanapie.
Impreza mijała bardzo wesoło, współlokator super, rozmawia z nami, pije, wygłupiamy się wspólnie, wszystko cacy. Po jakimś czasie, gdy osoby z co słabszą głową posnęły, pozostałą dość trzeźwa piątką, zapragnęliśmy obejrzeć jakiś film. W TV nic ciekawego, więc gospodarz szuka u siebie. Okazało się, że w swojej skromnej filmotece nie ma nic co by nas zainteresowało. Kolega więc zagaduje zamroczonego współlokatora, czy ten jakieś filmy posiada. Wybełkotał, że w szafce koło łóżka. Otwieramy, cała szafka płyt w pojemnikach po 10-20 sztuk. Zabraliśmy się za przeglądanie. Płyt sporo, więc każdy po jednym pojemniku i co jakiś czas wykrzykujemy co lepsze tytuły. Koleżanka (niech będzie [M]onika) dorwała w ręce to pudełko w którym sporo płyt było niepodpisanych, chcąc nie chcąc udała się do salonu i każdą płytę sprawdzała na DVD. Po jakiś pięciu minutach krzyk:
M - O BOŻE! Chłopaki, biegiem tu chodźcie! Ja pie***le! Ku**a, o Boże! etc.
Jako, że koleżanka BARDZO rzadko przeklina, wszyscy rzuciliśmy co mieliśmy w rękach i pobiegliśmy do salonu. To co tam zobaczyliśmy odebrało nam mowę. Monika siedziała na podłodze z wyrazem pomieszania obrzydzenia i szoku na twarzy, a na ekranie TV leciał... pornos z udziałem dzieci!
Gdy tylko dotarło do nas co widzimy, krzyk, wrzask, przekleństwa, parę osób się obudziło, dołączyli do naszego pomstowania. Ja i jeden kolega rzuciliśmy się do pokoju współlokatora z rządzą mordu, na szczęście (albo i nie) gospodarz powstrzymał nas siłą (a że tęgie chłopisko, problemu z dwoma chudzielcami nie miał). Gdy chwilkę ochłonęliśmy, wyciągnęliśmy z pokoju współlokatora kolegę, który też tam zaległ i zamknęliśmy go od zewnątrz. Wezwaliśmy policję. Trochę było z tym zamieszania, ponieważ policjanci stwierdzili, że robimy sobie z nich jaja po pijaku, jednak gdy wezwany patrol, zobaczył to co my natychmiast zawinął nieprzytomnego zboczeńca.

Kolega niestety był przez to narażony na kilkukrotne przeszukiwanie mieszkania i przesłuchiwania (my również), stracił na tydzień laptopa (odzyskał bez szwanku). Facet próbował się w sądzie bronić, że to nie jego i na pewno my podrzuciliśmy płyty, żeby mieć jego pokój na imprezy. Oczywiście przegrał po sprawdzeniu twardego dysku komputera. Dostał tylko 4 lata za posiadane materiały, rok i 7000zł grzywny za pirackie kopie filmów i programów.

Skomentuj (114) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 768 (898)

#13957

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z "Adasiem" (kwestii wprowadzenia: http://piekielni.pl/13897).
Razu pewnego rodzice owego brzdąca poprosili mnie, abym zajął się nim przez godzinę lub dwie, bo musieli pozałatwiać jakieś sprawy urzędowe, a że małego uwielbiam to od razu się zgodziłem. Wcisnęli mi trochę pieniędzy "na lody" i ruszyliśmy w miasto. Mały radocha, bo pierwszy raz tylko we dwójkę chodzimy po mieście, ale grzecznie truchta obok mnie. Chodzimy, wygłupiamy się i pytam młodego:
-Adaś to co? Idziemy coś zjeść?
-Tak!
-No to na co masz ochotę?
-Pizza!
Szybki telefon do rodziców, czy aby mały na pewno może takie rzeczy jeść. Ok, ale bez pieczarek i niczego ostrego, najlepiej z warzywami.
Nie było wyjścia, do pizzerii. Zamawiamy dużą pizzę (trochę nam zeszło zanim dobraliśmy składniki, które obojgu będą pasować), dla mnie piwo, dla młodego sok. Po zjedzeniu młody chce do toalety, pokazałem mu gdzie i czekałem przy stoliku. Gdy wrócił, powiedziałem, żeby się ubierał, a ja pójdę zapłacić. Młodu ma charakterystyczny uśmiech jak coś spsoci, więc zacząłem mieć złe przeczucia. Idę do lady, tam obsługująca nas kelnerka z uśmiechem:
-Podać coś jeszcze?
-Nie, dziękuję. Będę już płacił.
-Ale pana rachunek jest już uregulowany!
Ja na nią oczy jak pięć złotych i mina : o.O
-Jak to?
-Pana syn zapłacił kilka minut temu. Dziękujemy i zapraszamy ponownie.
Zabrałem młodego i już na zewnątrz pytam:
-Adaś, zapłaciłeś pani za naszą pizzę?
-Noo...
-A skąd miałeś pieniądze?
-Swoje, ze skarbonki!
-Adaś nie powinieneś tego robić wiesz? To ja miałem zapłacić, to były twoje pieniądze, mogłeś sobie odłożyć.
-Czemu nie? Napiwek też dałem! Tak jak pokazywał tata, tyle ile jest pierwszej cyfry!
-(po tym jak już podniosłem szczękę z ziemi) Ale ja mam pieniądze od twoich rodziców, te mogłeś sobie zostawić.
-E tam, taka okazja to trzeba się cieszyć!
-Aż tak mnie lubisz?
-No! A jak będę już sławny jak Ozzy to będziesz mi gitary nosił, ok?

I jak tu go nie uwielbiać? ^^

Adaś ;)

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 974 (1106)

#13897

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam w rodzinnym mieście małżeństwo starszych ode mnie znajomych. Mimo różnicy wieku (ok. 10 lat) trzymamy się razem jak rówieśnicy i często u nich bywam. Owi znajomi są "pełnokrwistymi metalami", długie włosy, czarne ciuchy etc. Mają też 5-letniego syna. Mały wdał się w rodziców (czasami nawet mnie zagnie, gdy gramy w metalową wersję "Jaka to melodia?" albo "Tak to leciało"), jest potwornie inteligenty i wszędzie go pełno. Od jakiegoś czasu mają oni też piekielną sąsiadkę (dziwne jak metal przyciąga moher). Tyle wstępu.

Powróciłem na wakacje do domu, więc oczywiście rajd po znajomych. Zawitałem więc do nich. Kolega przywitał mnie już przed domem i to w nie najlepszym humorze.
Ja - A Ty coś taki nabuzowany?
Tomek* - Daj spokój. Ta wiedźma nasłała na nas opiekę społeczną, że niby Adasia* dręczymy! Złapali mnie jak ze sklepu wracałem. Teraz poszli na wywiad środowiskowy z sąsiadami. Całe szczęście, że mała i młody nadal śpią.
(tu moment jak z amerykańskiej komedii) W drzwiach domu pojawiła się zaspany Adaś w swoich małych glanach i dużo za dużej koszulce Slayer'a.
A - Tata! Chodź do domu, bo mama chrapie jak Ozzy! (cały czas takie teksty rzuca!) O! ŁUUUUKASZ! Jedziemy po piwo?!**
I biegiem do mnie. Niestety OS nadeszła dokładnie w tym momencie. Rozmowę i tłumaczenia Tomka pominę. Po chwili pojawiła się piekielna.
P - O widzicie! Patrzcie co ci sataniści z tym biednym dzieckiem robią! Do fryzjera nie wezmą, latem w butach zimowych i jeszcze w takich szmatach po ojcu chodzi! Zabrać go od tych potworów trzeba!
I tak ciągnie tą tyradę. W pewnym momencie mały stanął między nią a OS i wypalił:
A - Nie wstyd pani? Taka stara a głupia! To są glany! A pani tak krzyczy bo mi włosów zazdrości, bo pani ma perukę! Sam widziałem!
My i OS po chwili konsternacji wybuchnęliśmy gromkim śmiechem, a piekielna cała czerwona wróciła do domu rzucając wyzwiskami na lewo i prawo.
Państwo z OS wypili kawę, chwilę porozmawiali i opuścili nas zapewniając, że wszystko jest ok, a od wszystkich sąsiadów (oprócz piekielnej) zebrali jak najlepsze opinie i nie ma powodów do obaw.

*Imiona zmienione
**Kwestii wyjaśnienia (aby nikt o patologię nas nie posądził): mamy z kolegą taki zwyczaj, że gdy wpadam na dłuższą chwilę zabieramy młodego i jedziemy motorem z "doczepką" na "męską wyprawę po płynne złoto" wpadając po drodze na jakieś lody/gofry, a że młody uwielbia i motor i mnie, takie wyprawy są dla niego czystą frajdą.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 729 (813)
zarchiwizowany

#14153

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia użytkownika Marcuss przypomniała mi jedną z początku tego roku akademickiego.
Uprzedzam, będzie jak z amerykańskiej komedii!

Spotkałem razu pewnego na WSP kolegę. Ja akurat wyszedłem z akademika się przewietrzyć, a on skończył zajęcia. Siedzimy więc przy piwku i gadamy o różnych bzdetach. Tu muszę wspomnieć, że kolega to zatwardziały kawaler (nie, nie podrywacz, ani "zaliczający"), po prostu ma uraz do kobiet i jest do płci pięknej dość negatywnie nastawiony. Jakoś temat zeszedł własnie na te rejony i kolega (nazwijmy go [M]ichał) mówi:
M - Nie wiem. Nie mówię, że nie rozumie, ale jak dla mnie to kobieta do szczęścia nie jest mi potrzebna. Gotuję, piorę sam, k***s mnie na tyle nie swędzi, a jak powiesz, że może jestem gejem to Cię palnę!
J (ze śmiechem) - Spoko! Nic się nie odzywam!
M - No bo widzisz, jeśli będę chciał założyć rodzinę...
J - To co? (chwila ciszy) To co zrobisz?
I w tym momencie obróciłem się przodem do niego i zauważyłem, że Michał zamarł z puszką w połowie drogi do ust, usta rozdziawione "w karpika", oczy mało mu z orbit nie wyszły i kompletnie zero reakcji na otoczenie. Moja mina "WTF?!", pomachałem mu przed oczami ręką, a Michał nic, na dodatek obrazu dopełniło to, że (DOSŁOWNIE!) zaczął się ślinić. Pierwsza myśl: jakiś atak! Panika lekka z mojej strony, ale z ciekawości podążyłem za jego wzrokiem. Prawie pusto, tylko w jakiejś odległości od nas przechodziła dziewczyna, ot najzwyklejsza w świecie, dłuższe kasztanowe włosy, prosta sukienka, jak dla mnie była za daleko, żeby oceniać wygląd, ale dziewczę przyznaję dość powabne, chociaż bez fajerwerków (kwestia gustu).
J - No i co? jednak jakaś zagięła na Ciebie parol!
I ze śmiechem lekko go pchnąłem, a kolega bez wydawania jakiegokolwiek dźwięku spadł z ławki, STRACIŁ PRZYTOMNOŚĆ! Ja już panika na całego. szybko układam w bezpiecznej pozycji, sprawdzam puls i krzyczę do ludzi na sąsiedniej ławce, by dzwonili na pogotowie. Całe szczęście, że jedna z tych osób znała się bardzo dobrze na pierwszej pomocy, bo ja w szoku ledwo się poruszałem.
Karetka przyjechała po 5 minutach (200m od WSP jest szpital). Lekarz już po docuceniu i zabraniu Michała do karetki powiedział, że to po prostu szok (czy jakoś tak) i zabiorą go na obserwację.

Przy kolejnym spotkaniu, kolega kategorycznie zabronił mi wspominać o tamtym wydarzeni, bo "nigdy nie miało miejsca".

WSP Opole

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (360)
zarchiwizowany

#14028

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ponownie Adaś ;)
Jak już pewnie zauważyliście, młodu ma bzika na punkcie Ozzy'ego.
Razu pewnego wybraliśmy się w piątkę (ja, on, jego rodzice i znajomy) na koncert do pobliskiej miejscowości, gdzie gwiazdą wieczoru miał być Paweł Kukiz i Piersi. Na miejscu okazało się, że nagłośnieniem zajmują się moi znajomi z czasów gdy jeszcze sam w nagłośnieniach siedziałem. Załatwili mi oni wejściówkę za scenę. Po koncercie chciałem zdobyć autograf dla koleżanki, więc przy okazji zabrałem Adaśka, żeby zobaczył sobie jak to wygląda z drugiej strony.
Cudem dorwałem piosenkarza, gdy ten miał wsiadać do samochodu. Chwila rozmowy i autograf gotowy. Kukiz zagadnął wówczas młodego:
-I jak podobał Ci się koncert?
-No fajnie było... ale Pan słabo udaje Ozzy'ego.

Ja zrobiłem się czerwony, piosenkarz w śmiech i wyciągnął z samochodu plakat z autografami, dopisał dedykację "Dla młodego rockmena" i wręczył Adasiowi.
Jego rodzice wróżą mu od tego czasu karierę krytyka muzycznego.

*Dla niewtajemniczonych: zespół ma w swoim repertuarze cover kawałka "Paranoid" Black Sabbath śpiewany w oryginale właśnie przez Ozzy'ego.

Adaś ;)

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (314)
zarchiwizowany

#12912

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem maniakiem Wiedźmina (książkowego, a nie tylko gry). Pewnego dnia wyszedłem mając wybitnie dobry humor (po megaważnej dla mnie rozmowie) i ruszyłem do koleżanki. Jako, że przed chwilą odłożyłem czytany przeze mnie po raz n-ty pierwszy tom sagi, w przypływie lepszego nastroju zacząłem mówić po "wiedźmińsku" (taka mieszanka staropolskiego i wiejskiej gwary-kto czytał wie o czym mówię), do tego słuchawki ze ścieżką dźwiękową w uszach.
Zatrzymałem się w umówionym miejscu na ławce pod jednym z wydziałów. Odpaliłem papierosa i odpłynąłem w świat Sapkowskiego. Po chwili telefon, koleżanka w drodze, ale ma mały poślizg. Nie było problemu dogadaliśmy się, że dalej będę czekać (co ważne nadal mówiłem "wiedźmińską" mową). Siedziałem więc dalej przy drugim papierosie i na wszelki wypadek (wołanie koleżanki) tylko jedną słuchawką w uchu. W pewnym momencie zanuciłem pod nosem (tak przynajmniej mnie się wydawało, ale wiadomo-słuchawki):
-Zapachniało powiewem jesieni. Z wiatrem zimnym uleciał słów sens. Tak być musi, niczego nie mogą już zmienić brylanty na końcach twych rzęs.
Tu od strony pleców dobiegło mnie głębokie westchnięcie i słowa "słyszałaś to?". Nie powiem pierwsza moja myśl "Ja pie... Podryw na Wiedźmina xD" ale nadal siedzę i słucham muzyki. Po chwili zmaterializowały się przede mną dwie dziewoje, jedna[Dz] ot najzwyklejsza w świecie, druga o zgrozo! [P]lastik-fantastik.
Dz -Cześć! Studiujesz tu?
J -Cześć. Znaczy nie w germanie. Ja z filologi polskiej na Koperniku.
P -O Boże! To ty pewnie dużo czytasz!
J -Chcąc, nie chcąc muszę. Ale fakt, czytać lubię.
P - Tak! My słyszałyśmy! Ty tak pięknie z kimś przez telefon rozmawiałeś, to było takie romantyczne (tu z mojej strony mina: O.o)! O Boże! To było takie piękne! A jak później jeszcze taką piękną piosenkę zaśpiewałeś (no ja "śpiewem" w życiu bym tych moich odgłosów nie nazwał ;P) to mi powietrza brakło!

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale z niezręcznej sytuacji wybawiło mnie przybycie kumpeli. Gdy odchodziłem Barbie zdążyła podbiec i wcisnąć kawałek kartki z jak się okazało numerem telefonu. Puenta nastąpiła po po 15 minutach, gdy przechodziłem obok owego wydziału i blondi siedziała na kolanach i całując się z jakimś facetem. Jej koleżanka mnie zauważyła i tylko z przepraszającą miną rozłożyła bezradnie ręce, a ja zdołałem jedynie zdusić śmiech i w duchu życzyć powodzenia dziewczynie z takim podejściem.

akademiki

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (288)
zarchiwizowany

#12726

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sprzed trzech minut ;)
Mieszkam w akademiku, a pod oknami mojego pokoju znajduje się śmietnik (DUŻY kontener z 6 klapami). 3 razy dziennie, zawsze dokładnie o tej samej porze (dosłownie! Zegarek można co do minuty nastawiać!) przychodzi "kontrola sanepidu", jak to zwykliśmy nazywać, czyli meneliki szukający puszek. Wiadomo-studenci to znalezisk dużo. Nasza brać studencka jest raczej przychylnie im nastawiona z jednym wyjątkiem-hałas po nocach/nad ranem towarzyszący gnieceniu puszek.

Wróciłem właśnie do swojego pokoju od znajomych z drugiego końca piętra. Ot mała imprezka, kulturalnie troszeczkę wódki i pyszna cytrynówka mojej i kolegi produkcji. Słyszę zza okna, że "sanepid" sprawdza zawartość kubła i to nad wyraz głośno. Po chwili odzywa się głos z przeciwległej części budynku (mój akademik to dwa "bloki" i parterowy łącznik, tworzący kształt litery H) i jak wynika z wypowiedzi po raz kolejny upomina żulika, aby ten przestał hałasować i poszedł gdzieś indziej, bo nie mogą spać.
Minęła minuta ciszy i ponownie gniecenie. Nerwy zaczęły mnie brać, bo mimo iż nie miałem snu w planach, hałas irytował. Ponownie słychać poprzedni głos, ale tym razem zbieracz zaczął coś wrzeszczeć w odpowiedzi. Nerwy mnie puściły, więc otworzyłem okno i wypaliłem:
-Panie! Do chol*ry jasnej! Ja tu wódkę leję, a pan się tak tłuczesz, że rozlewam, bo się skupić nie mogę!
I tu pomachałem mu flaszką, którą właśnie miałem schować do lodówki. Żulik obrócił się, spojrzał na mnie, na butelkę, znów na mnie i wypalił:
-Jaką wódkę?! Przeca (;D) widzę, że to jakieś siki!
-Panie jakie siki? Cytrynówka na spirycie! Sam robiłem!
Żulik wytrzeszczył oczy, przyjrzał się mi i tym razem spokojnym i cichszym głosem:
-Panie trzeba było tak od razu! Takiego skarbu to wstyd rozlać! Ta mi tu o spaniu pier**li, jak już ludzie do pracy wstają! Ja tylko na cygarety chciałem dozbierać. Ale bluźnił nie będę, takie rarytasy to rzecz święta! Już mnie nie ma.

Rozbawiło mnie to na tyle, że podałem mu dwa papierosy, a żulik grzecznie poszedł w swoją stronę.

A teraz zastanawia mnie czy teraz owe zachowanie było przejawem życzliwości czy po prostu żulik uznał mnie za podobnego mu? O.o

WSP Opole

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 285 (337)

#11702

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z wczoraj, ale nerwy mnie do dziś trzymają.

Lubię jadać na świeżym powietrzu, a że jak wspominałem jem ogromne ilości jedzenia, zazwyczaj zwracam na siebie uwagę.
Z rana musiałem polecieć załatwić przed sesją kilka spraw administracyjnych na uczelni. O dziwo zeszło szybko, więc miałem spory zapas czasu. Szybkie zakupy śniadaniowe i po chwili siedziałem sobie spokojnie na ławce na terenie akademików. Ławkę obok siedziała starsza pani mimo upału ubrana w płaszcz i beret z antenką. Nikogo to nie dziwi, bo obok akademików jest kościół. Zaraz też pojawił się kolega więc rozmawialiśmy chwilkę przy papierosie. Nasz uwagę zwróciło, to iż babcia namiętnie grzebała sobie ręką w ustach (jakby poprawiała szczękę czy coś takiego). Gdy skończyłem kurzyć wyjąłem mój zestaw śniadaniowy, czyli bochenek chleba i dwa duże jogurty. Oderwałem piętkę, otworzyłem jogurt, a pozostały chleb położyłem obok na reklamówce i wróciłem do rozmowy. Nie wiadomo kiedy wyrosła obok nas owa babcia:
- Chłopcze zapomniałeś o znaku krzyża!
Po czym wzięła bochenek i wściekle oślinionym paluchem wykonała na nim dwie kreski, a następnie położyła chleb na jego miejscu i szybkim krokiem poczłapała do kościoła. Byłem w takim szoku, że nie zdążyłem zareagować. Kolega miał później przykrą okazję wysłuchać długiego potoku przekleństw z moich ust i musiał mnie przetrzymać, abym nie pobiegł za babcią. Chlebem pożywiły się akademickie ptaszki.

WSP Opole

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 585 (717)