Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zaana

Zamieszcza historie od: 6 listopada 2015 - 16:20
Ostatnio: 15 października 2018 - 17:07
  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 1672
  • Komentarzy: 100
  • Punktów za komentarze: 601
 

#70695

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeśli czytaliście moje poprzednie historie wiecie pewnie, że pracuję w sądzie. Okazjonalnie, z uwagi na posiadaną wiedzę udzielę jakieś nieformalnej porady prawnej. Oczywiście zawsze nieodpłatnie i tylko wśród rodziny i bliższych znajomych. Ot taka zwykła przysługa, bez sporządzania żadnych pism, czy bawienia się w adwokata albo radcę prawnego.

Zdarzenia, o których piszę miały miejsce prawie 4 lata temu. Siedziałam w ciepłym mieszkaniu z kubkiem herbaty i pisałam jakieś uzasadnienie, kiedy zadzwonił mój małżonek. Zawsze bardzo chętnie zrobię sobie przerwę w pracy, zwłaszcza, że mąż wtedy dostał nową pracę i spędzał w niej bardzo dużo czasu, a pokonwersować z nim bardzo lubiłam. No więc rozmawiamy o dupie Maryny, śmiejemy się, dowcipkujemy, jak to świeżo upieczone, stęsknione za sobą małżeństwo. No i tak od słowa do słowa, mąż opowiada mi, że ma kolegę w pracy, który się rozwodzi, ale w zasadzie to nie wie co do czego i potrzebowałby porady. Dalsza rozmowa z moim małżonkiem wyglądała mniej więcej tak:

(nieco to skróciłam, żeby nie zanudzać Was prawniczym bełkotem)

Ja: O, to smutne, a już miał rozprawę, kto złożył pozew?
Mój Mąż: To trzeba z tym do sądu iść? Myślałem, że jak na amerykańskich filmach wysyła się jakieś papiery, żona to podpisuje i heja.
Ja: No nie, w Polsce trzeba złożyć pozew, uzasadnić, wpłacić opłatę sądową, a potem sędzia razem z ławnikami prowadzą rozprawę. Czasami się to potrafi ciągnąć, zwłaszcza przy orzekaniu o winie.
Mój Mąż: To, aż tak skomplikowane. To ja koledze to przekażę w wolnej chwili.
Ja: Aha, to się nie rozwodzi, a dopiero planuje złożyć pozew.
Mój Mąż: No tak. A duża ta opłata.
Ja: 600 zł, ale może wnieść o zwolnienie od kosztów.
Mój Mąż: Strasznie dużo, a jeszcze pewnie żona go o alimenty pozwie.
Ja: No na dzieci na pewno.
Mój Mąż: Oni dzieci nie mają, mają tylko ślub cywilny, tak jak my. Mi chodzi o te alimenty na żonę. Jak to jest?

Tu mu w skrócie opisałam, zasady orzekania rozwodu z winy którejś ze stron.

Mój Mąż: Aha, aha (notuje zawzięcie) A jeżeli on ją zostawi, bo ma inną kobietę, a ona się o tym dowie przed rozwodem to żona dostanie alimenty?
Ja: No kochanie, fajnego masz kolegę. Generalnie by się jej należały, jeżeli byłby uznany za winnego rozkładu pożycia, ale jeśli nie mają dzieci i ona zarabia więcej od niego, to raczej nikt się nie chce w takie rzeczy bawić. (w pracy mojego męża nowi zarabiali minimalne wynagrodzenie na śmieciówkach).
Mój Mąż: A czemu?
Ja: Bo, moim zdaniem udowadnianie komuś winy, czy romansu przed obcymi ludźmi, rozwalanie na kawałki tak intymnych spraw jest bardzo upokarzającym i bolesnym doświadczeniem i raczej mało kobiet uzyskuje taki wyrok z uznaniem winy męża dla samej zasady. To za dużo przykrych emocji.
Mój Mąż: Więc jest szansa, że jego żona nie będzie tego przeciągać, bo zarabiając więcej po prostu jej się to nie opłaca i alimentów nie dostanie?
Ja: Kochanie, nie znam jego żony i nie znam sytuacji. Wiem, że chcesz pomóc koledze, ale mógłby się wobec żony zachować lojalnie, zwłaszcza jeśli przygruchał sobie inną babę. Nie wiem jak jego żona się zachowa.
Mój Mąż: No dobra, nie moralizuj tak Pani Prawnik :). Pogadam z gościem i przekażę twoje uwagi. Muszę kończyć, kocham cię.
Ja: No, to do zobaczenia w domu.

A teraz konsekwencje powyższej rozmowy:
Dokładnie 3 tygodnie później mój mąż złożył przeciwko mnie pozew rozwodowy. Totalnie się tego nie spodziewałam, byliśmy 10 miesięcy po ślubie. Skubany zastosował się do wszystkich moich rad. I nie, nie zrezygnowałam z udowodnienia mu winy. Głupek przyszedł na rozprawę rozwodową ze swoją dziewczyną, dla towarzystwa.

darmowa porada prawna

Skomentuj (85) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1551 (1567)

#40100

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ta, nie tyle piekielna, co śmieszna (w każdym razie wywołująca u mnie do tej pory rumieniec wstydu) miała miejsce kilka lat temu, kiedy byłam jeszcze młodą, pełną zapału aplikantką sądową. W czasie kilkutygodniowych praktyk w różnych wydziałach sądów w mojej miejscowości najczęściej posyłana byłam na rozprawy w charakterze protokolanta. Ot tania siła robocza, odciążająca panie z sekretariatu.

Na rozprawie, jak to na rozprawie świadkowie opowiadają, ja zapisuję. Zdarzenie miało miejsce w wydziale cywilnym, gdzie sędzia, może z lenistwa, może z bezgranicznego zaufania w moje możliwości zaniechał dyktowania wypowiedzi stron, w nadziei że zdążę zapisać wszystko co do joty.

Trwa więc rozprawa – konflikt pomiędzy współwłaścicielami jakiejś działki, z której jeden z nich został zwyczajnie przez drugiego wyrzucony, czynność w niektórych kręgach, zwłaszcza wśród starszego pokolenia nazywana niekiedy wyrugowaniem. Moje palce śmigają po klawiaturze z prędkością Warp 9, kiedy pada następujące zdanie pana powoda:

"No i pozwany mnie najzwyczajniej w świecie WYRUGOWAŁ. Zrobił to tak szybko, że się nawet nie zorientowałem, boli mnie to do dziś."

Do tej pory nie wiem jak to możliwe, że genialna aplikantka sądowa napisała słowo WYRUGAŁ, zamiast WYRUGOWAŁ, które to słowo komputer sądowy w sposób niezauważalny i nader dyskretny, gdyż zorientowali się dopiero w II instancji, zmienił po swojemu zastępując jedną literkę „g” w napisanym przeze mnie słowie na „ch”.
W rezultacie zdanie w protokole rozprawy, w aktach sądowych, gdzie do dziś widnieje moje nazwisko wysłanych potem do Sądu Okręgowego i Bóg wie gdzie jeszcze brzmiało:

"No i pozwany mnie najzwyczajniej w świecie WYRU*AŁ. Zrobił to tak szybko, że się nawet nie zorientowałem, boli mnie to do dziś."

Ciekawe, że zorientowali się dopiero po roku.

sąd

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 892 (970)
zarchiwizowany

#70681

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Kochany Adminie, wchodzę na stronę Piekielni.pl i widzę wielkie ogłoszenie, że jak w przeboju Bartka Wrony jestem "jedną na milion" która wygrała IPoda i muszę tylko kliknąć w treść reklamy. Nie wnikam na jakich zasadach stronka udostępnia firmom możliwość reklamy, ale akurat na tej, piętnującej wszelkiej maści oszustwa i naciągactwa to trochę głupio wygląda. A może ja jestem przewrażliwiona i rzeczywiście jestem jedna na milion? Któż to wie...

reklama

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (212)

#24536

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Jak niektórzy wiedzą, posiadam gromadkę szczurów.

Nie każdy jednak wie, że szczury mają preferencje żywieniowe podobne trochę do niemowląt - normalne, "ludzkie" jedzenie bardzo lubią, ale trzeba dawać im je bez przypraw (zwłaszcza bez soli). Ja więc swoim kupuję różne niemowlęce paćki - kaszki, gotowe dania, takie tam.

Pewnego razu wracałam z koleżanką z zakupów. Torebka przezroczysta, idealnie widać, co kupiłam - na pierwszym planie słoiczki z przerażająco wyszczerzonymi niemowlakami.

Wsiadamy do tramwaju, siatę stawiam koło nogi. Jedziemy i sobie rozmawiamy. Rozmowa przebiega mniej więcej tak:

- No, muszę im dawać te paćki, bo jeśli tego nie robię, to Loki kradnie czekoladę. Mrugniesz i już nie ma. Znaczy, i tak kradną, ale mniej entuzjastycznie.
- Może by im jakieś klapsy za to dawać?
- Nie... Ja ich wtedy zamykam do klatki, niech siedzą za karę...

I dalej w podobnym tonie. Później ja wysiadam, koleżanka jedzie dalej. Dalszą historię znam z jej opowieści.

Włączają dwie panie - typ: Moher i zaczynają nadawać:

- Że się młodzież puszcza, a jak się wypuszcza, to dzieci rodzi i po co to komu i na co.
- Że patologia, dzieci w klatkach zamykać.
- Że czekolada to przecież normalne jedzenie.

Ale najgorsze (dużo gorsze od zamykania w klatce) było iż:

- Dziecko jakoś po pogańskiemu nazwane, pewnie niechrzczone i na religię nie chodzi!

Koleżanka przez całą trasę dyskretnie chichrała się z pań starszych. Te jednak przy wychodzeniu podeszły do niej, spojrzały z pogardą i... bez słowa wcisnęły jej w ręce obrazek z jakimś świętym, po czym kurtuazyjnie się zmyły.

To już koniec tej historii, teraz lecę ochrzcić moje szczury. Wybrałam same piękne chrześcijańskie imiona: Bożydar, Paschaliasz, Chryzostom...

komunikacja_miejska

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 737 (875)

#24495

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witajcie w świecie absurdu.

Paczkę wysyłano do mnie do USA, zawierającą kilka rzeczy nie podlegających opłacie celnej. Paczka nadana przez pocztę polską, priorytetowa, lotnicza. Śledzenie paczki na stronie internetowej, paczka w 4 dni dociera do urzędu celnego w NY, po 2 dniach urząd opuszcza, więc lada moment powinna się pojawić. Ale paczki nie ma, drugi dzień, trzeci, tydzień. Ostatnia informacja na stronie – paczka znajdowała się w placówce sortującej.

Idę więc do lokalnego urzędu pocztowego, a tam pani twierdzi, że paczka za góra 2-3 dni powinna być. Czekam dalej, po kolejnym tygodniu nie ma, znów na pocztę, pani raczyła zadzwonić, nic się nie dowiedzieć, zapewnić, że przyjdzie. W razie czego po 30 dniach od nadania można złożyć reklamację. Paczki po miesiącu nadal brak – składamy reklamację, ja w Stanach, nadawca w Polsce. Ja w Stanach złożyć reklamacji nie mogę, bo tylko nadawca i tylko przez pocztę polską bo to ona jest stroną w tej sprawie, ja mogę zgłosić możliwość kradzieży – co też zrobiłam.

Termin rozpatrzenia reklamacji to 90 dni od daty jej złożenia. W przypadku nieodnalezienia paczki w tym terminie – odszkodowanie. Po 90 dniach ani paczki ani odpowiedzi nie ma, więc spacer nadawcy na pocztę polską – nic nie można zrobić, najpierw musi pani dostać pismo uwzględniające reklamację. Więc kolejna reklamacja, tym razem na brak odpowiedzi na poprzednią reklamację. I cud, paczka się znajduje, ale żeby ją odebrać należy najpierw ponownie uiścić opłatę – kolejne 200 zł. (wartość paczki bardziej sentymentalna, na pewno 200 zł nie warta). Co ciekawe, na stronie internetowej informacja że paczka została odnaleziona, że w Polsce miała status priorytetu, ale w Stanach już nie.

W związku całą sytuacją, nadawca poszedł do rzecznika praw konsumenta, i co się okazuje:
1. Poczta polska ma prawo 2 razy pobrać opłatę za paczkę, bo musiała przewieźć ją 2 razy przez ocean samolotem.
2. Nie można dochodzić się odszkodowania od amerykańskiej poczty, bo nie nadawca jest stroną umowy.
3. Poczta polska umywa ręce od jakiejkolwiek reklamacji, nie widzą nic dziwnego w tym że paczki nie doręczono, z umowy się nie wywiązano, ale 2 razy zapłacić trzeba.
4. W odpowiedzi na reklamację po kolejnym tygodniu otrzymaliśmy, że strona amerykańska nie udzieliła odpowiedzi dlaczego paczki nie dostarczyła.
5. Sprawy cywilnej wytoczyć nie można, ponieważ jest poniżej progu ścigania.
6. Rzecznik praw ochrony konsumenta stwierdza - z pocztą nic się nie da zrobić.

Poczta

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 657 (715)

#68222

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Dziś cały szacunek jakim darzyłem policję został zniszczony (przynajmniej jeśli chodzi o drogówkę).

Jadę sobie DKxx. Drogę znam na pamięć. Kamera zapięta, janosik odpalony. Janosik podaje za 2km suszarkę. Wiem, że będzie zabudowany więc wyprzedzam kogo się da i jeszcze zanim dojechałem do tablicy, miałem 55km/h (na liczniku, czyli jakieś 50km/h realne). Jadę na tempomacie te 55, mija około kilometr i jest patrol za zakrętem. Jadę spokojnie, policjant wychodzi mnie zatrzymać.

"A to pewnie dmuchanko", myślę.
Policjant - ...zwroty grzecznościowe itp... Poproszę dokumenty do kontroli.
Ja - A co jest powodem kontroli?
P - Przekroczenie prędkości.
J - A ile jechałem?
P - 70. Mamy nagrane.
Pokazuje mi na videoradarze (taka jakaś suszarka z nagrywaniem) moje auto i na dole w czerwonym kwadraciku że 70km/h.
Ja już totalne zdziwienie, ktoś tu mnie chce bez wazeliny w d*ę w*ć chyba.
J - To nie jest moja prędkość, jechałem około 50km/h, odmawiam przyjęcia mandatu proszę od razu do sądu pisać, mam kamerę, biegły policzy ile naprawdę jechałem.
Wziął dokumenty i poszedł, ja w tym czasie sprawdziłem czy się nagrało.
Posiedział z 5minut i wraca.
P - Sprawdziłem, że nie jest pan bandytą, punktów pan nie ma, także puszczam pana, nie chce mi się po sądach ganiać.

Coś tam jeszcze powiedziałem, że jakbym jechał te 70, to bym uczciwie zapłacił i pojechałem.

I teraz odpowiedzmy sobie uczciwie - czy gdyby policjant nie ściemniał z tą prędkością to tak łatwo by odpuścił? Tak szczerze to nawet mnie nie pouczył, czyli nie było wykroczenia. Przykro mi, że pilnujący porządku zamienili się w złodziei działających na rzecz skarbu państwa. Akcja jak nie przymierzając w Rosji czy na Ukrainie. Aha miesiąc się kończy więc na 30km spotkałem 3 patrole, widać trzeba normy mandatowe wyrobić.

policja

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 445 (511)
zarchiwizowany

#34984

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio przypomniała mi się historia z udziałem mojego piekielnego kocura - istny z niego diabeł ;) (rzekłabym, że dosłownie - cały czarny z oczami w kolorze bursztynu).

Historia miała miejsce jakieś dwa lata temu - zima, około -15 - -20 st. C na zewnątrz. Akurat byłam w pracy, więc tą część historii znam z opowieści.
Kasper jak to kilkumiesięczny kociak bawić się chciał i mocno rozrabiał w domu (Ci co mają koty, wiedzą, że te mają swoje "godzinki" ;)) - szalał po całym mieszkaniu, bez większego celu. Niestety (dla kota) wskoczył na łóżko, czego mąż wręcz nie znosi, więc po krótkiej gonitwie złapał go i wystawił na parapet, na mróz.
Po około 5-10 minutach moją rodzicielkę zainteresowała dziwna cisza panująca w mieszkaniu. Stwierdziła, że coś jest nie tak i poszła kota szukać. Znalazła go na parapecie (mieszkaliśmy na parterze, więc cieszę się że nie uciekł) i wpuściła do mieszkania.
Wróciłam z pracy, historię usłyszałam najpierw od mamy, potem od męża (któremu nie omieszkałam powiedzieć co o nim myślę) i mojego kochanego pupilka wyprzytulałam i wygłaskałam za wyrządzone mu krzywdy - okazało się że niepotrzebnie...
Kasper codziennie jak w zegarku o 5 rano mnie budził (na godzinę przed budzikiem), żeby dać mu jeść. Tego dnia tak się nie stało. Wstałam rano, a kota nigdzie nie ma. Stwierdziłam, że pewnie śpi u rodziców, więc żeby ich nie budzić, dosypałam mu tylko karmy do miski i z okazji wolnego dnia, wróciłam do łóżka. Mąż już zbierał się do wyjścia, gdy z przedpokoju dobiegły mnie *urwy i *uje oraz groźby rzucane pod adresem mojego kota. Zainteresowana wstałam i powlokłam się zobaczyć co się stało. A no stało się to, że mój szatański kot w odwecie za wyrządzone krzywdy nasikał mężowi do butów!!
Ledwo opanowałam śmiech... Dostałam nakaz wyprania butów i zrobienia z kotem porządku (dokładniej rzecz biorąc pozbycia się go). Znalazłam go dobrze ukrytego w szafie po około godzinie szukania. Kary nie dostał.

Ps. Oczywiście kot ma się dobrze i nadal z nami mieszka, a jak wcześniej się nie lubili tak teraz się wręcz nienawidzą... :)

zwierzęta

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (25)
odrzucony

#32575

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sprzed kilku dni.
Siedzę w tramwaju pod wyświetlaczem z trasą pojazdu. Przystanek - wchodzi dwóch młodziaków o urodzie południowej - ciemne włosy, ciemne oczy, cera ciut ciemniejsza niż przeciętna w naszej populacji.
Rozwijają plan Warszawy i podchodzą do wyświetlacza. Słyszę jak rozmawiają po hiszpańsku - nie byli pewni czy wsiedli w dobry tramwaj.
Ponieważ znam ten język, pytam ich czy potrzebują pomocy. Chłopcy się ucieszyli, powiedzieli dokąd chcą dojechać, wysłuchali gdzie mają wysiąść, pogadaliśmy chwilkę bo przecież Hiszpanie są bardzo gadatliwi i wysiedli tam gdzie trzeba.

Odwraca się starszy pan z sąsiedniego siedzenia.

[SP] - starszy pan
[J] - ja

[SP] - Cholerne Arabusy, przyjeżdżają do katolickiego kraju islam szerzyć. A pani za rozmawianie z nimi pójdzie do piekła.
[J] - Po pierwsze każdy ma prawo przyjechać do naszego kraju, po drugie to nie Arabowie tylko Hiszpanie i przypominam, że tam chrześcijaństwo było popularne w czasach gdy na terenach dzisiejszej Polski nikt nie słyszał o Jezusie Chrystusie.

Starszego pana zaskoczył mój wykład, wydął usta w akcie dezaprobaty i rzucił pogardliwym tonem.

[SP] - Cholerne moherowe berety, pieprzona inkwizycja!

O mało nie umarłam ze śmiechu, a wraz ze mną inni pasażerowie.

komunikacja_miejska adult

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 925 (995)

#58709

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poczta Polska. Temat-rzeka.

Postanowiłem wysłać swoje zgłoszenie na prestiżową "Akademię Muzyczną Pod Patronatem Pewnej Firmy". Dla niewtajemniczonych: formularz zgłoszeniowy posiada 17 stron i 53 pytania, na które trzeba udzielić bardzo wyczerpujących odpowiedzi - ponadto do zgłoszenia trzeba dołączyć 30 minut swojej muzyki. Ze wszystkich aplikacji wybranych zostaje 60 szczęśliwców, którzy przez dwa tygodnie poszerzają swoją wiedzę i umiejętności w wybranym mieście (w tym roku w Tokio) pod okiem światowej klasy fachowców.

Samo wypełnianie formularza zajęło mi parę długich, nieprzespanych nocy. Stworzenie załącznika - kilkanaście. Po trzech tygodniach ledwo stałem na nogach, ale z dumą spoglądałem na swoje dzieło. Bardzo ostrożnie zapakowałem w kopertę bąbelkową formularz, płytę i dwa zdjęcia, po czym poszedłem na pocztę. Wysłałem moje zgłoszenie do Niemiec trzykrotnie sprawdzając, czy wszystkie dane się zgadzają. Otrzymałem potwierdzenie nadania i z poczuciem gigantycznej ulgi (oraz zmęczenia) wróciłem do domu.

Dziś sprawdziłem status przesyłki.
Zamiast do Niemiec wysłano ją do Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

poczta

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 678 (768)
zarchiwizowany

#10531

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie jest tajemnicą, że uwielbiam słuchać Jacka Kaczmarskiego. Odkąd dostałem od siostry odtwarzacz mp3 z wgranymi utworami mojego ukochanego artysty, praktycznie się z nim nie rozstaję. Nie tak dawno temu, poszedłem na zakupy i najwyraźniej czynność ta pochłonęła mnie do tego stopnia, iż zapomniałem o spoczywającym w mojej kieszeni skarbie. Wtem usłyszałem za plecami dziewczęcy głos:
- Przepraszam, czy ktoś tu nie zgubił przypadkiem empetrójki?
Odruchowo sięgnąłem do kieszeni, a stwierdziwszy, że nie ma tam mojego sprzętu, zapytałem:
- Co na niej jest? Być może to moja.
Dodam, że wchodząc do sklepu nie wyłączyłem mp3. Nastolatka przyłożyła słuchawkę do ucha.
- A ja nie wiem, jakieś polskie disco polo, czy coś...
O mały włos nie przyznałbym się do swojej własności, gdyby dziewczyna nie odczytała tytułu na wyświetlaczu ("Kuglarze" Kaczmarskiego - fakt, refren jest dość melodyjny). Później tylko uchwyciłem jednym uchem, jak dziewczę zwraca się do swojego chłopaka: "Jak można tego słuchać?"

Historia nie jest może piekielna, ale musiałem to opublikować. Choćby ku przestrodze...

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 40 (132)