Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zaana

Zamieszcza historie od: 6 listopada 2015 - 16:20
Ostatnio: 15 października 2018 - 17:07
  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 1672
  • Komentarzy: 100
  • Punktów za komentarze: 601
 

#48367

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wyobraźcie sobie sytuację: macie w domu prawie czteroletnie dziecko, kota, rybki i pewnie jeszcze jakiś nieproszony gość w postaci much i komarów się znajdzie, i to wszystko na niecałych 60 metrach. Co robicie w takiej sytuacji? Bierzecie sobie psa, ale psa nie byle jakiego, alaskan malamute, 8 miesięczna suka. Może to za dużo, powiecie. Na pewno, odpowiem. Ale cóż było robić, kiedy zajeżdżacie na posesję, byłych już na szczęście właścicieli i widzicie małe cielę, które sika pod siebie ze szczęścia, że ktoś do niej podszedł i się pobawił.

Cielę siedzi w budzie na 2 metrowym łańcuchu, w promieniu którego leży pełno kup i mnóstwo żółtego śniegu. Serce ściska żal, że zwierzę, które powinno biegać, ciągnąć, bawić się i spędzać czas z ludźmi, które tak do nich się garnie, siedzi samo nawet bez miski karmy czy wody, na łańcuchu i podwórku wielkości waszej kuchni. Nigdy nie było nawet na spacerze, nigdy nie zaznało ciepła domu, a przecież 15 minut pieszo jest puszcza, bliżej park miejski. Zwierz kiedy do niego podeszliście oblizał was z każdej strony, wylizał dziecko i łasił się jak kot, pragnął zabawy i uwagi. A kiedy go zostawiliście wył przeciągle.

Cóż było robić?
Zostawiliśmy ją, pojechaliśmy do sklepu, kupiliśmy kantarek, obrożę, szelki, smycz, miski i jedzenie. Dziś ta wielka kupka nieszczęścia leży u mych stóp i zaczepia kota do zabawy. Czeka aż dziecko wstanie i zje śniadanie by móc pociągać je na sankach i z utęsknieniem patrzy na padający śnieg za oknem bo wie, że już niedługo będzie mogła się w nim wytarzać i kopać tunel,e a potem łazić w nich z dzieckiem.
Oto historia Saby - najwierniejszego i najpocieszniejszego malamuta na świecie.

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 973 (1111)

#63785

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skoro na topie mamy strajk Porozumienia Zielonogórskiego i problemy pacjentów z dostaniem się do lekarza rodzinnego, ja dorzucę swoje trzy grosze.

Uważam, że system finansowania poradni lekarza rodzinnego jest idiotyczny. Nie wiem kto to wymyślił, ale należy mu się medal z diabełkiem za piekielność.

Jak wszyscy wiemy, lekarz rodzinny dostaje stawkę kapitacyjną, czyli 11 zł za każdego zapisanego pacjenta, nieważne czy ten korzysta z opieki, czy nie. Z tego musi opłacić badania pacjentów, koszta utrzymania poradni, kupić sprzęt, zatrudnić personel, a z tego co zostanie wypłaca sobie pensję.

Czyli mamy system, w którym, naturalna dla większości ludzi, chęć zarabiania dobrych pieniędzy staje w konflikcie z dobrym leczeniem pacjentów. No bo jeżeli lekarz przeszarżuje z badaniami, to poradnia będzie na minusie, a on sam nie będzie miał wynagrodzenia. Jeżeli zaś będzie oszczędzał na badaniach, to będzie bogatym człowiekiem.

Dlaczego nie da się tego rozwiązać w taki sposób, że za pacjentem idzie jedna pula na utrzymanie poradni i personelu, a druga wyłącznie na badania? Lekarz nie będzie oszczędzał na diagnostyce, bo nic na tym nie skorzysta. Jeżeli zaś będzie zlecał zbyt wiele badań, w sposób nieuzasadniony i przekroczy pulę, NFZ zawsze może zrobić kontrolę w dokumentacji.

Niestety nie wierzę, że Minister kiedykolwiek wprowadzi takie rozwiązanie, bo politycy nie lubią jak coś jest zbyt proste i przejrzyste.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (73) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 398 (502)

#42212

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność? Głupota? A może desperacja?

Koleżanka dziś rano miała drobną stłuczkę. Wina ewidentnie po stronie drugiego kierowcy. Protokół spisany, wszystko cacy. Przed chwilą odebrała telefon. Facet pyta się, czy mogą zmienić miejsce zdarzenia, bo wracał od kochanki i nie ma jak się żonie wytłumaczyć z pobytu w tej części miasta.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 981 (1029)

#47185

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Właśnie odwiedził mnie "komornik" i zastanawiam się, czy nie jestem w ukrytej kamerze.

Trochę ponad rok temu na adres moich rodziców zaczęły przychodzić listy do niejakiego "Jacka Piotrowskiego". Chcieli odnieść je na pocztę, ale nie było na nich znaczków i ogólnie nie wyglądały na doręczone przez pocztę. Listy przychodziły raz na miesiąc, dwa. Na początku zostawiali je na skrzynce (mieszkają w bloku), bo pomyśleli, że może ktoś z sąsiadów podał zły adres.

Listy zaczęły przychodzić coraz częściej. Cóż zrobić... na kopercie logo jakiejś firmy, więc sprawdziłam w internecie. No i tu pojawia się zonk, bo to była jakaś firma ubezpieczeniowa. Wybaczcie, nie pamiętam nazwy, chyba coś na A. Wyszukałam numer do nich, zadzwoniłam, wyjaśniłam o co chodzi... Że zły adres, że nikt taki tu nie mieszka (i nigdy nie mieszkał) i poprosiłam żeby to sprawdzili, bo moi rodzice mają już dość tych listów.

Nastał spokój. Przez pół roku żadnego listu w skrzynce, rodzice zapomnieli o panu Piotrowskim.

Jestem obecnie na feriach u rodziców, godzina 11 rano, więc smacznie śpię. Budzi mnie dzwonek do drzwi. Podchodzę, patrzę przez wizjer - jakiś facet z dużą torbą. Pomyślałam, że może to kurier i otworzyłam.

Pan przedstawił się i spytał, czy zastał pana Jacka Piotrowskiego. Odpowiedziałam, że nie znam nikogo takiego i spytałam, kim jest.

Otóż pan okazał się być "komornikiem", pokazał mi jakiś papier, który to rzekomo potwierdzał (oczywiście pisało na nim, że jest przedstawicielem firmy windykacyjnej) i stwierdził, że musi wejść do mieszkania, by dokonać zajęcia na rzecz długu Jacka Piotrowskiego.

Dostrzegacie absurd sytuacji?

Oczywiście powiedziałam panu, że nie może wejść. Powiedziałam mu też, że nikt o nazwisku Piotrowski tutaj nie mieszka, nie mieszkał i nie będzie mieszkać. Co więcej, nie znam nikogo takiego i nikt z sąsiadów się tak nie nazywa.

Pana to oczywiście nie obchodziło i próbował wejść do mieszkania siłą. Dziękuję ci mamo, że od małego uczyłaś mnie, że obcym nie otwieramy drzwi na oścież, tylko uchylamy z zasuwą. Zatrzasnęłam drzwi. Takie sytuacje nie są na moje nerwy.

Pan pokrzyczał, że dług pana Piotrowskiego został wykupiony przez firmę X i że on ten dług ściągnie, choćby miał tu wrócić z policją i wejść siłą. Oczywiście wszystko w mniej kulturalnych słowach.

A niech wraca, krzyżyk na drogę.

nieistniejący dług

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1119 (1155)

#64052

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o piekielności turystów polskich. Tym razem nie moja i w sumie raczej humorystyczna.

Otóż matka mojej znajomej mieszka od lat w Niemczech. Po 30 latach przyjęła nieco "styl niemiecki", czyt. na wczasach sportowe ubranie, kapelusiki - kto widział niemieckich turystów, wie o co chodzi.

Któregoś lata, wybrała się ona na wycieczkę do Włoch. Wycieczka typowo "emerycka", cały autokar starszych osób. Już na miejscu, jedną z atrakcji było wejście na jakieś wzgórze (nie pamiętam jakie, nie jest to istotne). Na szczycie wiadomo - starsi ludzie musieli odpocząć. I tak na ławce usiadła własnie nasza bohaterka i jej dwie niemieckie współtowarzyszki, rozmasowując sobie nogi i rozmawiając (rzecz jasna po niemiecku).

Zbiegiem okoliczności, na tymże samym wzgórzu znalazła się polska wycieczka. Oczywiście nasi rodacy nie powstrzymywali się od komentarzy dotyczących wszystkiego dookoła, w tym wspomnianej niemieckiej wycieczki. "Ci to wojnę pamiętają, naziści", "Patrz jak im się powodzi, a niby wojnę przegrali" i wiele innych. Mama znajomej to wszystko ignorowała, bo nie chciała się wdawać w niepotrzebne dyskusje, ale w końcu nie wytrzymała.

Pewien młodzieniec bowiem, zwrócił się do ojca, bezpośrednio mając na myśli ją i jej koleżanki na ławce.

- Zobacz tata, jak starym niemrom nogi w du*ę wlazły.

Na co znajomej mama bez zastanowienia wypaliła, oczywiście po polsku:

- Jak będziesz w moim wieku to też ci wejdą.

Nie trzeba mówić, ze chłopak spalił się ze wstydu.

wycieczka

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 388 (564)
zarchiwizowany

#8686

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Swego czasu byłem z dziewczyną, z którą często robiliśmy sobie wzajemnie tzw "siary" na mieście, jednak pewnego razu moja luba przeszła samą siebie.

Byliśmy na zakupach w znanym markecie z panem z kapeluszem i szpadą w logo. Stoimy przy kasie, przed nami tylko jedna kobieta z niewielkimi zakupami, jednak płaciła kartą i z powodu problemów z połączeniem strasznie długo to trwało. Wszyscy jednak grzecznie czekają, widząc cierpiętniczą minę młodej kasjerki, z całego serce nienawidzącej tej małej elektronicznej skrzynki. Jako, że czasami mam humor "nieba uchyli" odezwałem się do dziewczyny:
[J]a - Skarbie, może skoczyć jeszcze po jakąś czekoladę truskawkową? I tak czekamy, a wiem jak lubisz.
Przytaknęła a ja biegiem ruszyłem na sklep. Wróciłem po niecałej minucie z naprawdę sporych rozmiarów czekoladą, gdy kasjerka zaczęła kasować nasze produkty. Z rogalem na twarzy podaje jej czekoladę, na to [K]asjerka do mojej [D]ziewczyny:
K-Pani to ma szczęście, chłopak tak o panią dba...
D-Pani, dorzucam flaszkę i bierz go pani! On taki miły, bo pewnie liczy, że mu się wieczorem zwróci!
Po czym zabrała torby, kolejka ryknęła śmiechem, a ja stałem czerwony jak burak z oklapłą szczęką, zapłaciłem i ruszyłem za moją.
Najgorsze w wszystkim jest to, że za nami stała koleżanka mojej mamy, a ona sama wiedziała o całym zajściu już w godzinę po nim.

Intermarche

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 354 (446)

#13957

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z "Adasiem" (kwestii wprowadzenia: http://piekielni.pl/13897).
Razu pewnego rodzice owego brzdąca poprosili mnie, abym zajął się nim przez godzinę lub dwie, bo musieli pozałatwiać jakieś sprawy urzędowe, a że małego uwielbiam to od razu się zgodziłem. Wcisnęli mi trochę pieniędzy "na lody" i ruszyliśmy w miasto. Mały radocha, bo pierwszy raz tylko we dwójkę chodzimy po mieście, ale grzecznie truchta obok mnie. Chodzimy, wygłupiamy się i pytam młodego:
-Adaś to co? Idziemy coś zjeść?
-Tak!
-No to na co masz ochotę?
-Pizza!
Szybki telefon do rodziców, czy aby mały na pewno może takie rzeczy jeść. Ok, ale bez pieczarek i niczego ostrego, najlepiej z warzywami.
Nie było wyjścia, do pizzerii. Zamawiamy dużą pizzę (trochę nam zeszło zanim dobraliśmy składniki, które obojgu będą pasować), dla mnie piwo, dla młodego sok. Po zjedzeniu młody chce do toalety, pokazałem mu gdzie i czekałem przy stoliku. Gdy wrócił, powiedziałem, żeby się ubierał, a ja pójdę zapłacić. Młodu ma charakterystyczny uśmiech jak coś spsoci, więc zacząłem mieć złe przeczucia. Idę do lady, tam obsługująca nas kelnerka z uśmiechem:
-Podać coś jeszcze?
-Nie, dziękuję. Będę już płacił.
-Ale pana rachunek jest już uregulowany!
Ja na nią oczy jak pięć złotych i mina : o.O
-Jak to?
-Pana syn zapłacił kilka minut temu. Dziękujemy i zapraszamy ponownie.
Zabrałem młodego i już na zewnątrz pytam:
-Adaś, zapłaciłeś pani za naszą pizzę?
-Noo...
-A skąd miałeś pieniądze?
-Swoje, ze skarbonki!
-Adaś nie powinieneś tego robić wiesz? To ja miałem zapłacić, to były twoje pieniądze, mogłeś sobie odłożyć.
-Czemu nie? Napiwek też dałem! Tak jak pokazywał tata, tyle ile jest pierwszej cyfry!
-(po tym jak już podniosłem szczękę z ziemi) Ale ja mam pieniądze od twoich rodziców, te mogłeś sobie zostawić.
-E tam, taka okazja to trzeba się cieszyć!
-Aż tak mnie lubisz?
-No! A jak będę już sławny jak Ozzy to będziesz mi gitary nosił, ok?

I jak tu go nie uwielbiać? ^^

Adaś ;)

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 974 (1106)

#17517

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zainspirowany listą powodów rozstania fireman′a, zrobiłem taką własną listę powodów rozstania, ale już z obu stron barykady, żeby na szowinistę nie wyjść ;)

Porzucenia przez Nią;
1. Nie będzie z facetem głupszym od niej. Uzasadnienie - ona średnia 5,0, on 4,9.
2. Chłopak zrobił jej "wiochę" - rozmawiał z kolegą o "Czterech pancernych" przy jej znajomych.
3. "Leciał na moją matkę" - po tym jak skomentował, że wie po kim córka odziedziczyła urodę.
4. Chłopak nie chciał "dla niej" dokonać apostazji i "dać spokoju tym ciemnym zabobonom" (jej słowa)
5. Nie chciał się kochać, gdy kot był w pokoju.
6. Był mięczakiem, bo poszedł na studia zamiast do wojska.
7. Wymyślał "cuda na kiju", gdy ona miała gotować (po prostu nie mógł spożywać większości zbóż).
8. Kocha go nadal, ale bardziej kręci to ją, gdy nie są razem (wsteczna ewolucja związku?).

Porzucenia przez Niego;
1. Miała mocniejsza głowę od niego i "robiła mu siarę na imprezach".
2. Włączyła jego komputer bez jego zgody.
3. Zdradziła go, całując solenizanta w policzek przy składaniu życzeń.
4. Nie płakała za nim na lotnisku, gdy leciał na tydzień do brata.
5. Chce mu ukraść miłość jego rodziców.
6. Zdradzała go w szpitalu z praktykantami. Mógłbym uwierzyć, gdyby nie fakt, że leżała po wypadku z obiema nogami złamanymi, pogruchotaną miednicą i w "kołnierzu".
7. (O dziwo 100% autentyk!) Jest płaska i nie pozwala się dotykać, więc to na pewno facet w przebraniu.
8. Wolała pojechać do ojca do szpitala niż przyjść do niego "bo ma wolną chatę".

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 632 (798)

#24667

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stacja benzynowa. Godzina po 23, wychodzę po piwo i fajki. Przede mną w kolejce ciemnoskóry mężczyzna. Płaci za paliwo i jakieś drobne zakupy. Kasjerka widać troszkę zmieszana odmienną karnacją klienta, ale dzielnie stara się to ukryć. [K]asjerka, [M]ężczyzna.
K -Coś jeszcze?
M -Halls′y poproszę.
K -Które?
M -A jakie są?
K -Te niebieskie zwykłe, a te czar... afroamerykańskie ekstra mocne.

Cóż, po moim i jego wybuchu śmiechu jej twarz stała się rdzennoamerykańska.

Wiem, nie powinienem się śmiać, ale naprawdę nie mogłem tego powstrzymać, a facet też odebrał tę gafę pozytywnie.

CPN adult

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1375 (1447)

#39344

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiadanie starego ratownika z naszej ekipy:

Dawno temu byliśmy wezwani do nieszczęśliwego wypadku. Dziecko spadło ze schodów w jednej ze starych kamienic. Na miejscu zastajemy malucha koło 5 lat i rodziców - meneli. Dzieciak ewidentnie pobity, ledwo żywy. Oprócz tego na ciele stare siniaki, blizny po papierosach. Tragedia.

Doktor zachował jednak zimną krew. Z kamienną twarzą wysłuchał relacji matki, burknięć ojca. Zapakowaliśmy malucha, znieśliśmy do karetki, wezwaliśmy policję. Chwilę nam jeszcze zeszło na podłączaniu całego sprzętu, akurat tyle, żeby doczekać do przyjazdu policji. Doktor wyszedł na chwilę, pogadał.

Dzieciak zawieziony do szpitala, już chcemy wracać do bazy, ale doktor mów "spokojnie, zobaczysz, zaraz wrócimy do tej menelni". Ja zdziwiony, skąd takie jasnowidzenie? Na co doktor: Wiesz, tamten ojciec właśnie spada ze schodów.

Faktycznie, pięć minut później już wracaliśmy. Ojciec poobijany chyba bardziej niż dzieciak. Złamana ręka, poobijana gęba. Policjant z kamienną twarzą - panowie, panowie nam zaświadczą, że już w momencie waszej wizyty pan był agresywny i się rzucał, prawda? Bo nam też, uciekać chciał, na schodach się potknął...

PS. Od załogi pogotowia też dostał pamiątkę - wiecie, rany trzeba zdezynfekować, wyczyścić. Złamania porządnie nastawić. Znieczulenie? No cóż, pijany był, to niebezpieczne dawać takie silne leki. A jak pacjent agresywny, to w pasy...

Tak więc - sądy sądami, ale nie można lekceważyć siły zwykłych obywateli, postawionych przed katem własnego dziecka...

erka

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1847 (1917)