Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zaana

Zamieszcza historie od: 6 listopada 2015 - 16:20
Ostatnio: 15 października 2018 - 17:07
  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 1672
  • Komentarzy: 100
  • Punktów za komentarze: 601
 
zarchiwizowany

#13935

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historie o piekielnych rodzicach zawsze budzą we mnie skłonność do refleksji nad wprowadzeniem obowiązkowych testów psychologicznych przed zrobieniem dzieciaka. Gdybym został prezydentem, z przyjemnością bym dofinansował... Nie sądziłem jednak, że z takim przypadkiem zetknę się w najbliższym otoczeniu. Moją koleżankę z pracy znam od kilku lat. Ma ona córkę, tegoroczną maturzystkę. I oto w mojej obecności (wizyta w celach zawodowych) koleżanka odbyła z córką taką oto rozmowę:
Koleżanka: I co, dostałaś się na te studia?
Córka: Zakwalifikowali mnie na UKSW.
K.: Dlaczego nie na UW?
C.: U nich jestem na liście rezerwowych. Ej, ale to takie ważne? Prawie się dostałam! Dostałam się na studia, mamo!
K.: Na jakąś podrzędną uczelnię. Wiesz, że nie o to mnie i tacie chodziło. Płaciliśmy za twoje korepetycje, a ty musiałaś schrzanić ten polski rozszerzony!
C.: Myślałam, że się ucieszysz.
K.: Z czego? Cieszyłabym się, gdybyś dostała się na dobry uniwersytet. A tam i umiejscowienie kiepskie i ranga nie ta. Ja skończyłam tam studia. Twój ojciec skończył tam studia. A ty co? Tylko mi robisz wstyd przy gościu.
C.: Tobie chodzi tylko o to, żebym zawsze była najlepsza.
K.: Tak, właśnie! Takie mamy czasy. Albo jesteś najlepsza, albo jesteś nikim.

Później zdziwienie, że dzieci tracą motywację do nauki. Ciężko jest odnosić drobne sukcesy, kiedy nikt się z nich nie cieszy, nie oferując przy tym wsparcia.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 203 (243)

#69437

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Moja Córycha, lat jedenaście, ma przyjaciółkę z klasy. Chodzą razem do szkoły od początku, wcześniej do przedszkola, słowem znają się i przepadają za sobą przez większość życia. Przyjaciółka ma na imię Kasia, chce by mówić na nią Kasza. Kasza lubi lepić bałwana gdy jest śnieg, spacery z naszym zabytkowym labradorem oraz bigos. Co w tym oryginalnego? Nic, poza małym wyjątkiem - Kasza jest czorna jak smoła, bez mała.

Rodzice Kaśki poznali się na studiach w PL, gdzie z Afrykańskich okoliczności przyrody przybyli w początkach lat 90-tych. Studia skończyli, ludzi leczą (w tym - z marnym skutkiem acz nieustępliwie mój rozpieprzony kręgosłup), obywatelstwa mają. Kasza oczywiście od urodzenia, jest Polką jak malowanie. Ino, jako się rzekło - czorną. I to że lubi bałwany oraz bigos, faktu owego nie zmieni.

Wstęp przydługi - lecim do piekielności.

Każdego pierwszego listopada, obyczajem w moim domu było chadzanie po nekropoliach, odwiedzanie grobów, o jakie nikt nie dba, zapalenie światełka tym, którzy za wolność waszą i naszą, nawet tym, którzy chcieli nam ją na wieki zabrać, czy też (pozorną), z Moskowskoj Obłasti onegdaj przynieśli na bagnetach i lufach T-34. Tradycję kontynuuję, toteż i w tym roku Młodą oraz Kaszę do auta i myk.

Gdzie piekielność?

Cmentarny pomnik ofiar sowieckich zbrodni, dziewuchy drałują ze świeczkami, ja kilka metrów dalej, by w tłumek się nie pchać. Młode wracają, moja zapłakana, Kasza - hmmmm, po prostu zgaszona. "Co jest" - pytam? Otóż, od licznie pod pomnikiem zgromadzonych, Kasza dowiedziała się, iż jest murzyńską dz...ką (cytat z mojej Młodej) i ma wyp...ć do Afryki (źródło powyżej).

Przyznaję - w czterdziestokilkuletnim życiu zdarzało mi się doznać uczucia bezsilnej wściekłości. Ta sprzed dwóch dni zyskała miejsce w strefie medalowej. Co zrobić? W mordę komuś dać, rozpocząć awanturę?

- Kaszka - wiesz, że głupich ludzi zawsze i wszędzie się znajdzie dużo?

- Wiem.

- No to tulasy i łazimy dalej.

Rozeszło po kościach, Dziewczyny nażarte piernikami, zlezione do oporu, wieczorem wróciły zadowolone.

A ja - przyznaję, późną porą intensywnie wsparłem Browar Namysłów, co następnego dnia zaowocowało mordą i samopoczuciem, jak wymięta, stara ściera do podłogi.

Pytanie do Was, Szanowni Użyszkodnicy - kim trzeba być, by w ten sposób potraktować dziecko? Dziecko... Białe, czarne, cicikowolilaróż, pozostaje niewinnym dzieckiem. Skąd to się bierze, to nasze zeszmatławienie? Szlag, nie znajduję odpowiedzi.

cmentarz

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 754 (928)

#11958

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak obiecałem. Garstka z "najdziwniejszych i najgłupszych wezwań karetek", w których brałem udział ja lub moi znajomi. Zaznaczę, że każda z osób opisanych poniżej została ukarana mandatem za nieuzasadnione wezwanie pogotowia.

Dodam jeszcze, że dyspozytornia ma obowiązek wysłać nas do wszelkich duszności, urazów głowy, każdego bólu w klatce piersiowej i podobnych rzeczy- ale uwaga, tak jest w większości stacji pogotowia, nie wszystkich, więc to, że u nas jest taki obowiązek nie znaczy, że jak w innym mieście zadzwonisz z rozbitą głową to przyjadą. I podkreślam tu przy okazji, że to nie ratownicy "wybierają" do jakich wezwań jadą, tylko dyspozytornia i do nas nie docierają wszystkie zgłoszenia tylko te "zaakceptowane".

Dla tych, którzy nie wiedzą:
-karetka "S" - czyli specjalistyczna, w składzie lekarz, dwóch ratowników i kierowca (lub lekarz, ratownik i kierowca, który również jest ratownikiem).
-karetka "P" - czyli podstawowa, w składzie dwóch ratowników i kierowca (lub ratownik i kierowca, który także jest ratownikiem).

1. Zgłoszenie eSki: Na parkingu w samochodzie leży mężczyzna. Nieprzytomny, nie wiadomo czy oddycha, ale nie udzielą pomocy "bo nie". Jedziemy najszybciej jak się da, w takich sytuacjach nie ma żartów. Na miejscu okazuje się, że pan przysnął na parkingu za kierownicą czekając na żonę, która jest u fryzjera. Osoba zgłaszająca po prostu zadzwoniła na pogotowie, zamiast zapukać w szybę i sprawdzić czy pan reaguje.

2. Zgłoszenie na eSkę: Na placu zabaw leży poturbowane dziecko, bardzo płacze i jest ograniczony kontakt z nim. Podobno cały zalany jest krwią, ma chyba urazy głowy. Jedziemy. Na miejscu okazuje się, że chłopiec się potknął i ma po prostu zdartą rękę - czyli jeden z typowych urazów dla kilkulatków podczas zabaw. Zanim dojechaliśmy chłopiec zdążył dołączyć do rówieśników żeby bawić się dalej.

3. Zgłoszenie na eSkę: Silny ból w klatce piersiowej i duszności. Jedziemy. Na miejscu okazuje się, że pani po prostu jest przeziębiona i ten ból to ból gardła i pleców przy kaszlu... Pani leczyła się sama bo "nie miała czasu pójść do przychodni", ale nasz czas zmarnowała bardzo chętnie.

4. Zgłoszenie na Pe: Mężczyzna "woła o pomoc", "coś" mu się dzieje nie wiadomo co. Podobno krzyczy bardzo (teraz nasza ulubiona rzecz, czyli diagnozy zgłaszających) "według zgłaszającego ten pan ma zawał serca". eSka była w rozjeździe, więc jedziemy Pe. Na miejscu się okazuje, że pan po prostu jest pijany i... Próbował śpiewać. Wcale nie wzywał pomocy. W przerwie śpiewania powiedział nam, że nic mu nie jest. Po prostu nikt go nie zapytał i już.

5. Zgłoszenie na eSkę: Pan wypadł z okna kamienicy. Jest nieprzytomny. Na miejscu najpierw gapie (których zebrało się całkiem sporo) zgodnie twierdzą, że nic nie widzieli i nie wiedzą, z którego piętra wypadł, a następnie okazało się, że pan wcale nie wypadł z okna, tylko spał pod oknami kamienicy kompletnie pijany.

6. Zgłoszenie na eSkę: Kobieta w ciąży chyba rodzi na przystanku. Jest agresywna, chyba pijana, na pytania o ciąże każe wszystkim "spie*dalać". Na miejscu okazuje się, że pani faktycznie jest pijana i sobie przeżywała jakąś kłótnię z kimś jęcząc i wyzywając. W ciąży nie była, tylko po prostu dość otyła...

7. Zgłoszenie na Pe: Babcia bardzo źle się czuje, ma problem z oddychaniem. Mamy przyjechać szybko bo ona się udusi. Dojeżdżamy na miejsce, wchodzimy do mieszkania, a tam... Tak duszno, okna pozamykane na wszystkie spusty, że nawet my mieliśmy problem żeby złapać trochę tlenu w płuca. Pootwieraliśmy okna, podprowadziliśmy panią do okien i dzięki temu magicznemu zabiegowi pani natychmiast poczuła się lepiej i nagle mogła oddychać i odzyskała prawidłowe kolory twarzy...


Dla nas fajniej jak pacjent jest zdrowy. My nie dźwigamy, nie babramy się we krwi. Dla nas to ułatwienie. Tylko czy fajniej jest dla kogoś, kto właśnie z zatrzymaniem akcji serca lub silnym krwawieniem leży gdzieś na ulicy i czeka na karetkę, ale ona nie może przyjechać bo jest w rozjeździe przy "ważniejszym" przypadku?

I skoro takie zgłoszenia dały radę przejść przez surowe oko dyspozytorni to ciekawe jak "ważne" zgłoszenia do nas nie docierają...

Pogotowie

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 860 (910)
zarchiwizowany

#70423

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
To, co się dzieje na tym portalu jest straszne. Ludzie kipią jadem, jeden drugiemu dogryza. Parę ładnych lat temu, kiedy zakładałam tu konto (swoja drogą bardzo popularne, czołówka znanych nicków.....eh, sentyment) na nonsensopedii przeczytałam, czym jest ten portal. Wówczas się śmiałam, któż mógł takie brednie wypisywać. A dziś wiem, że to była prawda.Ludzie, bądźcie ludźmi. Ja znikam z tego portalu, jak wielu już z mojego rocznika zrobiło.
Jesteście coraz gorsi.

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (230)

#37273

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielnych znalazłam szukając jakiegoś miejsca gdzie mogłabym się wygadać. Myślę, że to będzie lepsze miejsce, bardziej odpowiednie ze względu na tematykę, niż blog, którego zamierzałam założyć. Chcę zaznaczyć, że zależy mi na całkowitej anonimowości, ponieważ gdyby ktoś dowiedział się, że tutaj piszę mogłabym mieć problemy, dlatego też imiona, miejsca i wszelkie dane mogące nas zidentyfikować zostaną zmienione.

Mam na imię Kasia. Mam 17 lat. Mieszkam z mamą, babcią, siostrą i... jej synkiem Karolem. Nasz dom znajduje się w niewielkiej miejscowości, w okolicy każdy zna każdego. Moja siostra -Amelia- ma 15 lat i jest najbardziej rozpieszczoną, samolubną i przykrą osobą, jaką znam. Mój ojciec zmarł, a jej ojciec nie poczuwa się do zrobienia czegoś poza płaceniem alimentów (tak, mamy dwóch różnych ojców). Przez całe życie moja siostra dopuszczała się (i wciąż to robi) mniejszych lub większych wyskoków piekielności w stosunku do mnie. Babcia i mama zawsze stoją po jej stronie, bo jest młodsza, bo tatuś ją sobie odpuścił, bo miała ciężki dzień, bo jest w ciąży, bo chłopak ją zostawił - i wiele innych. To zawsze dawało jej przyzwolenie ze strony mamy żeby się na mnie wyżywać. Mama na to zezwalała, a mnie za to poza ŻADNYM pozorem nie wolno było nic jej zrobić.

Pominę tu nawet opisy wszelkich wyzwisk, opluwania mnie, rozpuszczania plotek na mój temat czy doprowadzania mnie do łez. Tego było za dużo i jest już za słabe.

Dziś opiszę tu jak Amelka zaszła w ciążę.

Amelka od zawsze lubiła stać w centrum zainteresowania. Nie tylko rodziny, ale wszystkich. Dlatego też zawsze błyszczała w każdym towarzystwie, naprawdę, już od maleńkości. W młodziutkim wieku mama woziła ją jako "modelkę dziecięcą", co tylko potęgowało jej chęć wywyższania się. Z czasem, w wieku 13 lat mama i "rekrutanci" pewnej agencji, ominęli z lekka przepisy i przenieśli Amelkę do "dorosłej" agencji (od kilku lat modelkami mogą być dziewczyny od 16 roku życia zdaje się). Wtedy Amelii odbiło po całości.
Bluzki z kotkami, tenisówki i śmieszne spodnie z łatami ustąpiły miejsca krótkim spódniczkom, szpilom i obcisłym topom. Jedynie nie zafarbowała włosów na blond (o czym marzy do dziś), bo agencja musiałaby jej pozwolić. Mama ją we wszystkim wspierała, przy okazji nazywając mnie grubym nieudacznikiem (choć za grubą się nie uważam). W końcu mamie udało się zapłacić gdzie trzeba i wysłała młodszą córkę gdzieś za granicę na jakieś sesje (nie wiem dokładnie, nikt mnie nie wtajemnicza).

Amelka od zawsze była chuda. Lubiła paradować z wklęsłym brzuchem na wierzchu, ale po powrocie ze słonecznych sesji zaczęła uskarżać się na spuchnięty, bolący brzuch. Uciekł też gdzieś okres, więc mama codziennie urządzała mi awantury, że stresuję siostrę i przeze mnie nie ma ona okresu. W końcu babcia zgodziła się pójść z Amelką do psychologa, żeby nauczyć ją "obrony przed wredną, starszą siostrą", bo przecież "ból brzucha i zanik okresu to wina tego, że uporczywie znęcam się nad młodszą i niewinną".

Psycholog po zapoznaniu się z objawami i po krótkiej rozmowie stwierdził, że Amelka jest samolubna, rozpieszczona, nie zna żadnych granic, brak jej obowiązków, a z objawami, które opisała należy udać się do ginekologa. Zaleca się rozpoczęcie terapii.

W końcu wyszło, Amelia jest w ciąży. Z "kimś", "jakimś" chłopakiem. Mama wymyśliła genialny plan! Ja mam udawać, że jestem w ciąży, nosić coś pod ubraniem itp, a Amelia póki nie widać, ma nosić szerokie ubrania bo "taka moda", później pojedzie "na sesję do Grecji" (oczywiście nie naprawdę tylko takie miało być usprawiedliwienie jej nieobecności), a na koniec wywołają wcześniej poród, żeby Amelka jak najmniej straciła figurę. Po wszystkim dziecko miałoby być moje.
Miałam 16 lat.

Plan na szczęście nie wypalił, moja siostra w tajemnicy pochwaliła się swoim psiapsiółkom, że będzie miała dziudziusia, którym ja się zajmę. Wieść gruchnęła, więc Amelia zaczęła chodzić dumnie z odkrytym brzuchem wypiętym do przodu. Informacja ta trafiła również do opieki społecznej, jednak miła pani, która do nas przyszła "nie stwierdziła żadnych uchybień od normy". Chciała tylko dostawać wyniki badań u ginekologa, żeby mieć pewność, że nie dokonają nielegalnie aborcji.

Końcówka jej ciąży, to był mój koszmar. Przez ostatnie 3 miesiące musiałam usługiwać jej na każdym kroku. Mama żądała nawet ode mnie, abym wnosiła(!) ją po schodach. Amelia z premedytacją rzucała różne rzeczy na podłogę lub za okno wręcz i kazała mi przynosić. Robiła sobie całe setki półnagich zdjęć zawierających brzuszek i prawie nagie, nabrzmiałe piersi. Wrzucała na wszelkie portale, pisząc jak to się syneczka doczekać nie może, jak go kocha, jak pragnie, że to z miłości dziecko i tak dalej... Jednak fakt jej wielkiej miłości został zesłany do sekcji mitów, kiedy po jednym moim powrocie ze szkoły zobaczyłam dziecięce ciuszki, łóżeczko i nosidełko... w moim pokoju. Tak, decyzją mamy Karolek będzie mieszkał u mnie i to ja będę go wychowywać. Ja i tak do niczego nie dojdę, a Amelia ma przed sobą światową karierę. Do adopcji? Nie! "Przecież to twój syn!" - krzyknęła do mnie pewnego razu mama...

Karolek się urodził i od razu trafił w moje ręce. Pokochałam tego szkraba. Amelia bierze go tylko do zrobienia kolejnej fotki, żeby podkreślić przed psiapsiółkami, że ma synka i go kocha. Po zrobieniu zdjęć, dziecko szybko trafia do mnie z dopiskiem, że śmierdzi i mam go przebrać. Po czym Amelia wychodzi z koleżankami... I opowiada im, że ja kradnę jej dziecko, bo jestem zazdrosna, że "nikt nie chce nie wyr*chać"...

Jak szalona obliczam czas do mojej 18, żeby wynieść się do drugiej babci (mamy mojego ojca, decyzją mojej mamy nie ma ona wstępu do naszego mieszkania). Kiedyś już się wyniosłam do niej, ale mama zawołała policję i ściągnęli mnie do domu... Jeszcze tylko kilka miesięcy...

Rodzina

Skomentuj (177) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2003 (2185)

#37395

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama jest bardzo piekielną osobą. Oczywiście nie w stosunku do mojej siostrzyczki. Amelka zawsze miała uchylane niebo bez względu na to, co zrobiła. Ale ja nie o tym.

Pamiętam z wczesnego dzieciństwa mojego ojca. To był wysoki blondyn, dobrze zbudowany. Był bardzo pracowity, pragnął mieć rodzinę, a ja byłam jego oczkiem w głowie. Całymi dniami czekałam aż wróci z pracy. Zawsze miał dla mnie jakąś słodkość, zabierał mnie do parku i na ryby. W domu zostawałam z mamą, która niespecjalnie chciała się mną zajmować. Często spraszała koleżanki, a niekiedy wychodziła i zostawiała mnie na wiele godzin samą.
Tata zawsze denerwował się z tego powodu, ale mimo kłótni wciąż mieszkali razem. Pamiętam jak kiedyś mama krzyczała: jak odejdziesz to już nigdy córki nie zobaczysz! Musisz tu być i płacić za nasze życie!

Jakiś czas później mama powiedziała, że będzie miała dziudziusia. Ucieszyłam się, wytłumaczono mi, że dzidziuś będzie malutki i będę musiała się nim opiekować. Z całą największą siłą małego dziecka ćwiczyłam na moich licznych lalkach od taty opiekowanie się niemowlęciem. Tak bardzo pragnęłam mieć braciszka lub siostrzyczkę...

Coś zaczęło się psuć. Czułam to mimo, że byłam tylko małym dzieckiem. Mamy brzuch był już duży, lubiłam go obserwować wyobrażając sobie - jak wygląda to dziecko w środku? Co ono je? Czy mamusia karmi je tak jak tatuś mnie? Zastanawiałam się jak to się dzieje, że mama podaje dzidziusiowi mleko do brzucha.

Rodzice ciągle kłócili się, a ja byłam zawładnięta pragnieniem posiadania rodzeństwa. Pewnego dnia, bez żadnej zapowiedzi, wprowadził się do nas jakiś mężczyzna. Nie wiedziałam kto to jest. Tata nagle wszystkie swoje rzeczy przeniósł do mojego pokoju. Mieszkaliśmy sobie tak we czwórkę - ja, tata, ten pan i mama z dziudziusiem pod sercem. Kłótnie nie ustawały, tata kłócił się z mamą i nowym mieszkańcem. Mama wyjaśniła mi, że ten pan to jej nowy chłopak i dzidziuś będzie jego. Nie rozumiałam wtedy tego, więc okropnie płakałam myśląc, że skoro dzidziuś nie należy do taty to znaczy, że to nie będzie moje rodzeństwo, a ja przecież tak go pragnęłam!

Pewnego dnia, jeszcze przed narodzinami Amelki, tata zniknął. Nie pojawiał się dzień, drugi, trzeci. Myślałam, że może pojechał na ryby, czasami tak znikał, ale zapomniał mnie zabrać ze sobą. Każdego dnia czekałam na powrót taty z połowów. W końcu obudziłam się jednego poranka i jego rzeczy nie było. Mama powiedziała mi, że tata już mnie nie kocha i odszedł. Nowy chłopak mamy ciągle powtarzał mi, że mam być grzeczna i miła bo teraz on tutaj rządzi. Co za wstrętny typ! - myślałam sobie, myśli, że tak po prostu może zastąpić mojego tatusia? Ale on wcale nie chciał. Zaczynał mnie popychać i krzyczeć za każde niewykonane polecenie. A miałam przecież dopiero kilka latek... Wystarczyło, że nie pozbierałam puzzli tak jak on sobie to wyobrażał. Słyszałam ciągle, że dzidziuś umrze z mojej winy bo denerwuję mamę, że tata mnie nienawidzi i nigdy nie wróci.

Wiele lat później, kiedy miałam 9 lat, dowiedziałam się, że mój tatuś nie żyje. Tamtego dnia, kiedy wyszedł i już nigdy nie wrócił, po prostu umarł. Przez pół życia byłam przekonana, że tatuś mnie znienawidził, mama często używała tego argumentu: "co z ciebie za dziecko, skoro nawet własny ojciec cię nienawidzi i nie chce znać!?". To samo myślałam o babci, a okazało się, że mama po prostu zabroniła jej kontaktować się ze mną, a babcia postanowiła poczekać aż będę nieco starsza.

Do dziś nie wiem gdzie pochowano mojego ojca. Nie pozostała mi po nim żadna materialna pamiątka oprócz kilku zdjęć, które ma babcia. Mama zmieniła taktykę i zamiast krzyczeć, że tata mnie nienawidzi zaczęła mówić, że to moja wina. Moja wina, małej córeczki tatusia, że jej ojciec nie żyje. Twierdziła, że za bardzo go denerwowałam i dlatego umarł. Jako 9 letnie dziecko wierzyłam we wszystko. Jako 15latka dowiedziałam się, że ojciec miał po prostu chore serce, o czym nikt nie wiedział, i umarł z tego powodu. Babcia twierdzi, że stało się to po jego wyjściu z pracy, że nikt mu nie pomógł.

Teraz jako 17-letnia dziewczyna, żarliwie łykam wszystko co związane z pierwszą pomocą. Może mnie uda się uratować kiedyś czyjegoś tatusia?

Rodzina

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1259 (1515)
zarchiwizowany

#70438

przez ~Majorka ·
| było | Do ulubionych
O kochającej sie (mnie) rodzinie.
Wigilia, piękny dzień, dobry nastrój, atmosfera miłości i oczekiwania na wspólną kolacje... W moim przypadku nic z tych rzeczy. Od rana wyzwiska z ust babci, u której z przyczyn losowych od nas nie zależnych mieszkam z mamą i dwójką braci. Oprócz nas mieszkają tu również wujek i ciotka.
Godzina 23, zaczynam wymiotować. Północ, wymiotuje krwią. Pierwsze omdlenie, ide do mamy (pijanej, co istotne) i proszę, żeby wezwała pogotowie- "idź spać". W międzyczasie słyszę jak babcia namrocze pod nosem, że ma nadzieję, że dziś zdechnę. No cóż, mamy trzeba słuchać- ide spać... tzn poszłabym, gdybym po drodze drugi raz nie zemdlała. Uznałam, że zadzwonię na pogotowie sama.
Karetka była w ciągu 15 minut, w towarzystwie policji, bo powiedziałam dyspozytorce, że mama jest po alkoholu i śpi, gdy zapytała ile mam lat (17) i gdzie jest w takim razie mama.
Gdy babka ich zobaczyła zaczęła sie prawdziwa awantura, dowiedziałam sie miedzy innymi, że symuluje żeby nie dać jej spać, że robie to specjalnie, że jestem psychicznie chora a oni mają wypie*dalać, że najlepiej to żebym zdechła... Policjant wyprowadził ją gdy wpadłam w histerie i nie chciałam dać sobie założyć wenflonu. Teraz na scene wkracza mama- oczywiście zdziwiona bo "przecież nie mówiłaś, że źle sie czujesz". Poinformowano ją, że musi ze mną pojechać do szpitala i to zaraz, wtedy policjant zapytał ją czy piła dziś alkohol, bo takie dostali zgłoszenie- "ależ oczywiście, że nie piłam, już sie ubieram i jedziemy". Badanie alkomatem wykazało 1,5 promila. Pojechałam do szpitala sama, z podpiętą kroplówką, po schodach zostałam zniesiona bo nie byłam w stanje ustać na nogach. Na odchodne usłyszałam, że nie mam gdzie wracać.
W szpitalu zrobiono mi badania, mam skierowanie do kilku lekarzy, lekarz powiedział, że musze zrobić dokładną morfologię bo coś jest wyraźnie nie w porzadku, dostałam też dwie recepty leków, których notabene babcia zabroniła mamie wykupić, bo wtedy nie będzie jej stać na zapłacenie jej rachunków. Ostatecznie nie zrobiłam ani badań (bo "mnie to nie obchodzi, sama wezwałaś pogotowie to sama idź na badania") ani nie dostałam leków (to samo wytłumaczenie). Na tę chwilę w domu po prostu nie mam życia (babci przeszkadza nawet to, że jem, bo "nie masz prawa tu jeść"), został mi zabrany laptop, a także zamknięte na klucz drzwi od pokoju, który zajmowałam, więc gnieździmy sie w czwórkę w jednym pokoju.
Nie wiem jak można być takim człowiekiem.
Wiem, że inni mają gorzej ale to co ta kobieta robi mojej psychice jest nie do pojęcia. Boję sie już wracać do domu, czasem marzę, żeby po prostu umarła...

rodzina

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (264)

#70381

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Grupy na Facebooku. Nie widziałam wiele tu historii o nich, a ponieważ mam swoją, to postanowiłam ją opisać.

Dostałam info o pewnej fajnej grupie. Tematyka pasowała, więc wysłałam prośbę o dołączenie mnie do grupy. Zaakceptowali bez problemów.

Najważniejszym Adminem jest tam sławny Youtuber. Wiele osób z grupy rysowało dla niego rysunki. Na komputerze, na kartce, ładniejsze, brzydsze... Było tego mnóstwo. Jednak naszemu Panu Adminowi nie pasowało coś. Konkretniej te brzydkie rysunki. Nie liczyło się dla niego to, że wszyscy rysują by go zadowolić. Wymyślił sobie, że będzie dawał bany za niezbyt ładne rysunki. Napisał posta, w którym zapytał nas o opinię na te temat. Like - poparcie, komentarz z uzasadnieniem - niepoparcie. No, więc proste zasady.

Ja nie poparłam. To była grupa dla fanów tejże gwiazdy, a nie dla mistrzów ołówka. Ban na zawsze bez możliwości powrotu za próbę zadowolenia Admina? To nie było samo wywalenie z grupy. Osoba zbanowana nie mogła nawet wyszukać tej grupy. Dla mnie wybór był oczywisty - nie.

Mimo stosowania się do regulaminu grupy zostałam wyrzucona.
Rzecz jasna bez podania przyczyny. Nazwę grupy podam w komentarzu, bo nie wiem czy Was ona interesuje.
Edit:

PS. Nie wiedziałam, że ta grupa jest taka fatalna. Piszę to by ostrzec gimbusów, których tu nie ma.
I co jest złego w tym, że mam 13 lat? Nie ma tutaj znaku "18+"

TwarzoKsiążka

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (252)

#14711

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było tyle o pensjonatach, także ja też dorzucę jedną z przed kilku lat.
Zaczynam szukać w necie. Znalazłem ładny pensjonat, telefon i szok.
Zapytałem, czy są wolne terminy? Odpowiedź zaliczka 300zł.
Ale czy jest wolna dwójka, chyba będzie ale 300zł.
Podziękowałem i się rozłączyłem.

Na szczęście od kogoś z rodziny dostałem namiar na pensjonat w Pobierowie, jest rezerwacja jedziemy.
Jako, że moi znajomi także jechali nad morze i w dodatku też do Pobierowa dogadaliśmy się, że wezmę od nich część bagaży.
Gwoli ja jechałem tylko z dziewczyną polonezem, a oni seicento w dodatku z 3 letnim dzieckiem.
Dojechaliśmy na miejsce. Zostawiamy ich pod pensjonatem i jedziemy do naszego.

U nas super, cichutko wszystko jak należy i zgodne z opisem.
Wiadomo po podróży, mały spacerek, coś się zje.

Ten sam dzień ze 2 godz od przyjazdu, telefon.
Dzwoni mój znajomy i pyta czy jest u nas coś wolnego. Bo u nich tragedia.
Mieli szczęście, bo w naszym pensjonacie ktoś się nie pojawił, i była wolna dwójka.

A teraz opowiem co było nie tak.
Powinno/Było

Pokój wygodne łóżka / Stare kanapy jedna się nie rozkładała.
10min do plaży / chyba samochodem.
Wyżywienie w cenie / w cenie za obiad.
Dzieci do lat 4 darmo / pod warunkiem ,że jest niemowlakiem.
Zdjęcia pokoju / zdjęcia pokoju właścicielki.
Pełny węzeł sanitarny w pokoju / w pokoju właścicielki.
Darmowy parking / na ulicy.

Było, jeszcze tego trochę, w każdym razie, zaliczka 150zł przepadła, ale jak znajomi usłyszeli, że powinni za dziecko dopłacić, zobaczyli pensjonat, wyposażenie. Podziękowali oczywiście wysłuchali jeszcze soczystych opinii właścicielki, bo przez nich pokój był zarezerwowany i chce za to zapłaty.

Natomiast od właścicielki naszego ośrodka dowiedzieliśmy się, że jest pełno takich pensjonatów, nigdzie nie zrzeszeni. I tylko tak żerują.

pobierowo

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 505 (595)

#70334

przez ~maxio ·
| Do ulubionych
Normalnie piekielnych tylko czytuję ale dzisiaj sytuacja aż wyprowadziła mnie z równowagi.
Dorabiam sobie biorąc projekty programistyczne na serwisie na O.
Jakiś czas temu trafił mi się facet z dość prostym projektem do realizacji, myślę sobie, szybko zrobię, szybko będzie z głowy.

(Zaznaczam, że od roku biorę zaliczki, w styczniu zeszłego roku pracowałem dla jednej firmy i na końcu wyszło, że facet nie miał mi z czego zapłacić i tyle, była to spora kwota a ja zmarnowałem miesiąc życia).

Wracając do tematu, traf sprawił, że w weekend zaraz po rozpoczęciu pracy miałem dość poważną awarię rodzinną, która trwała jakoś do poniedziałku. W każdym razie wytłumaczyłem się i wszystko było ok dopóki facet nie zaczął mi zmieniać absolutnie wszystkiego w specyfikacji od środowiska zaczynając, a kończąc na podstawowych funkcjonalnościach, dodatkowo informując mnie, że sam zaczął to pisać, napisałem do niego jak ja mam to budować, skoro on się specyfikacji nie trzyma, dostałem w odpowiedzi, że on już rezygnuje i że jest to niby z mojej winy (na całość miałem kilka tygodni, nie minęło nawet kilka dni, na 100% napisał to sam bo projekt to były pierdołki i ucinał straty), i że chce zwrot zaliczki. Na początku miałem się z nim kłócić ale z uwagi na sytuację w domu zgodziłem się na to bo nie miałem ani siły ani czasu na wojny.

Minął weekend i zacząłem realizować przelew i tu zaczyna się historia właściwa, okazało się że przelew zaliczki był zrobiony z konta osoby trzeciej to pierwsza wisienka a druga to, że nazwisko które facet podawał jest prawdopodobnie fałszywe innymi słowy od początku próbował mnie wydymać na resztę pieniędzy (gdyby nie sytuacja w domu to zrobił bym tak jak większość programistów, skończył, wysłał i czekał, wszystko było by zrobione w ciągu weekendu a potem bym się nie doczekał kasy, facet zapadł by się pod ziemię).
Nagle stało się jasne czemu nie chciał mi umowy o dzieło podpisać ( wszystko mam w mailach, nawet oskarżyłem go o probe oszustwa mojej osoby i w odpowiedzi dostałem tylko "ok").

Po tamtym mailu minęło trochę czasu i facet nagle do mnie pisze, że nie otrzymał zwrotu (w pierwszym mailu zwróciłem uwagę na to, że nie będę realizować zwrotu na jakieś dziwne konta, bo potem się okaże że za jakieś narkotyki zapłaciłem), ponaglałem kilka razy żeby podał mi swoje dane osobowe, do dzisiaj tego nie zrobił za to świetnie się bawi strasząc mnie prokuraturą, że to niby "ja go oszukałem". Do dzisiaj nie dostałem wezwania do zapłaty (na to liczę bo chce wiedzieć kim on jest ).

I tak się męczę z tym człowiek już któryś tydzień, dzisiaj dostałem maila, że niby kolejne święta w więzieniu spędzę, bo on niby był w prokuraturze kilka tygodni temu.

Uściślając, facet ma pełne moje dane osobowe, ja wychodzi na to że jego żadnych, domaga się zwrotu (na co nie dostałem odpowiedzi do dzisiaj) ale stwierdził, że to ja jestem tu oszustem w jego mniemaniu.

Co wy na to?

Rozmawiałem z prawnikiem i mi powiedział że facet jak chce robić coś dalej to musi my wysłać wezwanie do zapłaty, nie dostałem go do tej pory podkreślam.

Naprawdę żałuję że ten projekt wziąłem, nigdy więcej, już w tej chwili mam dosyć całej sytuacji.

Czytałem niedawno, że są tacy ludzie, którzy kupują coś na aukcjach internetowych tylko po to żeby potem męczyć innych nic więcej, tutaj mamy chyba podobną sytuację.

Może ktoś ma jakieś pomysły albo spotkał się z czymś podobnym?

Polska

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 184 (220)