Profil użytkownika
Nikodem
Zamieszcza historie od: | 30 marca 2016 - 15:55 |
Ostatnio: | 14 listopada 2022 - 8:04 |
- Historii na głównej: 20 z 28
- Punktów za historie: 4952
- Komentarzy: 70
- Punktów za komentarze: 387
Zamieszcza historie od: | 30 marca 2016 - 15:55 |
Ostatnio: | 14 listopada 2022 - 8:04 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@imhotep: To "niszczenie rodziny" zaczęło się po przeprowadzce. Duża w tym zasługa plotkarek z rodziny ze strony ojca.
@toomex: Mam prośbę: nie rozmnażaj się. Tak chorych rzeczy o relacji rodzic-dziecko jeszcze nie czytałem.
Cóż, to po prostu impreza nie dla ciebie, nie wiem, czy można mówić tu o piekielności. Są ludzie, którym takie warunki odpowiadają (mojemu koledze np. bardzo odpowiada, że może się przespać z każdym i że każdy dzieli się piwem) i na Woodstock jeżdżą, są i tacy, którzy go omijają szerokim łukiem. Wiem, że to impreza nie dla mnie z powodów podobnych do twoich, więc nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby tam jechać.
@Him: No dobrze, piszesz "trzeba zadbać", a jakieś propozycje? Kotów, niestety, w domu trzymać nie możemy, powody są różne. A jeśli nie dom, to albo założyć im obroże i przywiązać do ogrodzenia (jasne), albo postawić wokół działki trzymetrowy mur. Robimy co możemy: jedzenie dostają na tyle często, by nie musiały się za nim szwendać po okolicy. Ich matka na szczęście jest bardzo inteligentna i opiekuńcza, cały czas ma je na oku oraz rozumie nasze intencje i potrafi przywołać kociaki z miejsca, w którym nie chcemy, żeby były.
Ech, na przyszłość muszę ograniczyć stosowanie swoich metafor. Historię kota Schrödingera znam bardzo dobrze, w końcu to jedna z najbardziej znanych metafor naukowych XX wieku. Ten paradoks kota żywego i martwego jednocześnie wykorzystuję jako synonim sprzeczności tak skrajnej, że aż absurdalnej. Stąd napisałem, że stosunek dziadków do kotów jest stosunkiem Schrödingera: jednocześnie je uwielbiają i nienawidzą. Myślałem, że to dostatecznie jasno w historii wyjaśniłem.
@ern: W tej bajce brakuje tylko księżniczek i smoków ;).
@Iras: Tytuł to WALL-E i akurat w tym przypadku, przekręcanie jest wyjątkowo nie na miejscu. Poza tym zgadzam się z mrkjad - nie technologia jest problemem, a rodzice. Jak rodzic jest głupi to i dziecko będzie głupie, choćby nie miało dostępu do całej tej technologii. Poza tym, technologia ma służyć upraszczaniu życia, nie rozumiem tej egzaltacji nad głupio pojmowaną "samodzielnością". Tak demonizowany w historii GPS, ma jedną podstawową zaletę - gdziekolwiek nie wyjadę - nie zgubię się i trafię tam, gdzie chcę. Czy to samochodem, czy to dzięki aplikacjom typu jakdojade. Dzięki nim poznawanie nowych miejsc jest znacznie prostsze. Za pierwszym razem z ich pomocą znajdę trasę i potem już ją pamiętam. Jeśli ktoś po roku używania GPSa gubi się bez niego, to nie jest to wina technologii a jego samego. Inny przykład: przez 12 lat nauki nie potrafiłem wbić sobie do głowy ortografii. Nie byłem dysortografikiem, aż tak źle nie było, ale byki waliłem. Dopiero gdy zacząłem częściej korzystać z edytorów tekstów, czy przeglądarek z autokorektą, wtedy wreszcie jakimś cudem ortografia zaczynała mi wchodzić do głowy, tak że teraz problem już właściwie nie istnieje.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 26 czerwca 2016 o 19:19
Na studiach na matematyce miałem kosmiczne rzeczy: pochodne, szeregi, całki oznaczone, nieoznaczone, niewłaściwe, podwójne potrójne, krzywoliniowe skierowane i nieskierowane i mnóstwo typów równań różniczkowych; miałem nie tylko liczby zespolone a wręcz całą analizę zespoloną, a na koniec - transformanta Laplace'a. I pomimo tego wszystkiego, dałem się złapać na te 15 minut. Jedyne, co mnie ratuje, to to, że zrozumiałem swój błąd natychmiast gdy zobaczyłem prawidłową odpowiedź. Może nie muszę zrzekać się swojego inż.
@nyktimene: Przede wszystkim sprawa z językiem powinna być znacznie mądrzej rozwiązana. Zamiast matury, która nikomu do niczego nie potrzebna (jako certyfikat), obowiązek zdobycia certyfikatu językowego o określonym poziomie do końca szkoły średniej i wyższego do końca studiów.
@Armagedon: Nie rozumiem? A kto ma płacić za rozwój nauki, czy też bardziej naukowe ekspertyzy?
Matko, ależ hejt się posypał, bo ktoś woli odpowiedzialność zamiast leserstwa ;). Jeśli ktoś twierdzi, że "umiesz teraz, to za tydzień też będziesz umiał" to albo nie studiował, albo zapomniał jak wygląda studiowanie. Przy takim natłoku zaliczeń jaki zwykle występuje przed czy w trakcie sesji wiedza po prostu jest płynnie zastępowana. Po tygodniu albo dwóch zwykle połowa materiału wyparowuje, bo jest zastępowana nową porcją. Na szczęście mój rok od początku był na tyle ogarniety, by wszelkie zmiany terminów najpierw ustalać we własnym gronie. I to jest odpowiedzialność i koleżeństwo. W historii niekoleżeńscy byli ludzie, o których wspomniała autorka, ona po prostu odpłaciła się pięknym za nadobne. I słusznie :P.
@tysenna: Może, może. Wiadomo, dla was to obcy człowiek, natomiast ja znam go na tyle dobrze, by mu całkowicie wierzyć. Gdyby było inaczej - nie napisałbym tej historii.
Dziwna uczelnia. U mnie byłoby to nie do pomyślenia, żeby pani z dziekanatu odrzucała pracę. Poza tym mieliśmy o tyle lepiej, że wszystkie wytyczne co do formy pracy były na stronie internetowej. A jeśli coś nie zostało ujęte, to każdy robił jak chciał, czy też jak zażyczył sobie promotor :). Zresztą to jest czystej wody absurd, bo nie liczy się strona estetyczna pracy a jej treść.
@Yumka: Ten facet to był Linus Pauling, czyli jeden z wybitniejszych chemików XX wieku z dwoma noblami na koncie :). Na starość faktycznie mu odbiło z wit. C. Mówił, że to świetne lekarstwo na raka. Zmarł na raka. Ironia losu. Wniosek z tego taki, ze nie wszystko oświecona prawda, co noblista powie, zwłaszcza gdy jest w podeszłym wieku i wypowiada się na temat z nie swojej dziedziny :P.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 30 maja 2016 o 6:53
@maat_: Nie, właśnie chcieli oznakowania DNA. Dobrze pamiętam :).
@inga: Ja po prostu jestem uczulony na teksty typu "głupie Polaczki", albo "głupi Amerykanie". Tak jak pisałem, uważam, że głupota jest szczodrze rozdzielona pomiędzy wszystkie społeczeństwa, jakby ich nie podzielić. O oznakowaniu DNA w pożywieniu słyszałem już dawno i skwitowałem to tak: bałbym się dopiero, gdyby w moim jedzeniu DNA nie było :).
@inga: To ja już od dawna powtarzam, że w takim przypadku w pierwszej kolejności konsekwencje odczuje dziecko, a dopiero potem rodzic i nawet w połowie nie tak straszne jak to dziecko. Przecież zaszczurzony albo hellriser wstawili historię o matce, która tak dalece zlekceważyła ranę na nodze syna i późniejszą infekcję, że ten skończył w grobie.
@honyszke_kojok: Są "dobre" szkoły i dobre szkoły. Ty uczyłeś w szkole "dobrej", a ja się uczyłem w dobrej. Nic z tego, co napisałeś u mnie nie miało miejsca. Z całej swojej edukacji najlepiej wspominam właśnie LO.
Wiesz przecież jak to działa w przypadku koncernów farmaceutycznych. Żeby ich badania nie były posądzane o stronniczość, zlecają testy swoich produktów zewnętrznym jednostką. Ale pracownicy tych jednostek nie żywią się powietrzem i nie robią z niego niezbędnych odczynników, więc koncerny za to płacą. A potem ludzie myślący inaczej mówią o naukowcach opłacanych przez Big Pharmę.
@AWOsms: Nie przesadzajmy. Chyba prym w wymyślaniu idiotycznych niby-terapii i wciskaniu ludziom kitu wiedzie Ameryka. Zdaje się, że homeopatia narodziła się w Europie, a bajkę z grzybami Candida wymyślił Włoch. Polska nie ma monopolu na idiotów. Debilizm jest równie sprawiedliwy jak śmierć - każdy kraj dostał po równo debili.
@bloodcarver: Nigdy nie interesowało mnie, co dokładnie jest tym dodatkiem do żywności. Ale cenę można łatwo wyjaśnić (zaznaczam, że to tylko podejrzenia): 1. Nie jest to witamina C sensu stricte, czyli kwas L-askorbinowy, a racemat, którego wytworzenie jest tańsze. 2. Zawartość tego dodatku jest znikoma ze względu na odmienne funkcje jako dodatku do żywności i jako dodatek do żywności, a nie farmaceutyk, wymagania co do jakości mogą być niższe, co znowu zmniejsza koszty produkcji. Stąd różnice w cenie. Poza tym, farmaceutyczna witamina C jest i tak dość tania.
@pati9366: Dziadek, ciocia (szczególnie bliska mojemu sercu), brat babci (on już odszedł). Wiem więc, co to znaczy, gdy ktoś bliski zachorował na nowotwór. Nie oceniam rodziny, bo ich postawa jest całkowicie zrozumiała. Piekielna była szarlatanka i piekielny jest każdy szarlatan, który doi kasę w zamian za złudną nadzieję.
Gdy znajomej urodziło się dziecko, ze swoją kotką miała tylko jeden problem. Kotka, jak to samica, rozumowała tak: w domu jest młode! Młode trzeba nakarmić! I znosiła z okolic różne jaszczurki czy myszy do łóżeczka maleństwa :).
@magic1948: Po pierwsze: byłem, nie byłam, po drugie: nikt od nas odcisków nie wziął. Napisałem tylko to, co mi koleżanka powiedziała. Nie mam pojęcia o procedurach prawnych, więc możliwe, że to ty masz rację. Niemniej, dwa dni to nieprzyzwoicie mało na dochodzenie.
@qulqa: Ech widzę, że omijanie szczegółów, których nie byłem absolutnie pewien tylko mi zaszkodziło. - Z relacji wynikało, że kobieta w chwili przywiezienia była nieprzytomna, bo pacjentki obecne na sali nie zamieniły z nią słowa (dosłowny cytat: "rzucili kobietę na łóżko i poszli") - Zamieszanie po stwierdzeniu zgonu, nie wyglądało na sytuację, w której zmarł kolejny pacjent, a raczej na taką, która nie powinna mieć miejsca, było zbyt histeryczne. - Cytat z córki kobiety "nie zajęliście się moją mamą", co znowu sugeruje, że nie zostały podjęte żadne czynności.