Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sihaja

Zamieszcza historie od: 12 marca 2011 - 18:56
Ostatnio: 21 czerwca 2014 - 15:09
  • Historii na głównej: 40 z 80
  • Punktów za historie: 29705
  • Komentarzy: 332
  • Punktów za komentarze: 1528
 
zarchiwizowany

#20009

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na poczcie.
Moja poczta jest miejscem, gdzie panie pracujące mają czas na wszystko. Wczoraj np. przyszła pani odebrać 3 przesyłki, na każdą miała awizo. Pracownica poczty najpierw znalazła jeden list (nie spiesząc się, bo i po co, tylko 8 osób w kolejce stało), sprawdziła dowód, podpisała papierek, po czym poszła szukać kolejnego listu, znów sprawdziła dowód, podpisała papierek, po czym poszła szukać kolejnego listu...

Od wtorku mam zalecenie głównie leżenia w ciąży. Mówiąc w skrócie - niebezpieczeństwa na już nie ma, ale zaczyna się dziać coś mniej ciekawego i lepiej, żeby nie wychodziło poza "zaczyna się dziać".

No ale nic, kolejka, to kolejka. Biorę dwa świstki na polecony, wypełniam, po czym staję w ogonku. Zaczepiła mnie pani stojąca przy drugim okienku, że ona za tym panem będzie stać, bo tam kupiła kopertę, teraz tylko ją zaadresuje przy stoliku (tak mamy na poczcie... jednym okienku koperta, w drugim znaczek...). Zgodziłam się. Zaczęło mi być gorąco. Zdjęłam czapkę. Rozpięłam kurtkę. Rozpięłam polar. Bluzki już rozpiąć nie mogłam, ale stoję. Pani w moim okienku wydała te trzy listy na awizo, kazała wypełniać raz jeszcze adresy dziewczynie z paczką, za mną stanęła kolejna dziewczyna, pan przede mną odebrał swoje przesyłki, mi zdążyło trzy razy zrobić się ciemno przed oczami (ale przeszło), minęło dwadzieścia siedem minut i wtedy pani, która miała tylko zaadresować kopertę, stanęła w kolejce przede mną. [D]ziewczyna za mną zwróciła jej uwagę, zanim zdążyłam się odezwać.
D - Przepraszam, ale tu jest kolejka...
P - Tak, ale ja u stałam, tylko poszłam zaadresować kopertę. Ta pani to wie. - wskazała na mnie.
J - tak, ale miała ją pani zaadresować, a nie przesiedzieć niemal pół godziny na krześle. Ja jestem w zagrożonej ciąży i jakoś mogłam stać.
P - To trzeba było sobie usiąść!
J- Chyba pani na kolanach, tam jest jedno krzesło. Ludzie starsi stoją, a pani musiała przesiedzieć. To teraz może pani poczekać aż te dwie osoby przy okienku zostaną obsłużone.

Byłam wredna. Ale wkurza mnie takie cwaniactwo. "Ja sobie tylko...", "Ja tu będę stała, tylko pójdę jeszcze do innej kolejki"...

poczta

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (225)

#19412

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kurierzy. Do tej pory ze wszystkich firm, tylko z DHL-em dawało się dobrze żyć. Opłacone, dostarczone na czas, był telefon od kuriera kiedy przyjechać, itp. Cud miód. Ten miód kiedyś jednak musiał się skończyć.

Narzeczony zamówił torbę podróżną. Czekamy na dostarczenie. Akurat się tak złożyło, ze obydwoje byliśmy chorzy. Ja w ciąży mogę się leczyć malinami i czosnkiem, więc chorowałam dokładnie cały miesiąc, on zaraził się ode mnie. W poniedziałek zapukał do nas sąsiad z paczką. Kurier mu zostawił. Podziękowaliśmy, przeprosiliśmy za kłopot, zagotowało się w nas. Domofon sprawny, obydwoje od kilku dni cały dzień spędzamy w łóżku (choć nie tak, jak byśmy chcieli, bo z gorączką i gruźliczym kaszlem), a paczkę nam sąsiad przynosi???
Odczekaliśmy tydzień i wczoraj [N]arzeczony zadzwonił do [P]ani ze stacji kurierskiej

N - Dzień dobry, chciałem zapytać o moją paczkę, bo na stronie jest status, że odebrana, a ja jej nie mam...
P - No tak, paczka jest doręczona.
N - Właśnie pani powiedziałem, że ja jej nie mam, więc komu została doręczona?
P - No rzeczywiście, adres podobny, ale pod inny numer doręczona. Pan sobie od sąsiada odbierze.
N - Proszę pani, czy pani myśli, że płacę za przesyłkę niemal 30 zł, żeby odbierać paczki od sąsiadów?
P - Ale co to panu przeszkadza?
N - To, że z tym sąsiadem nie żyjemy dobrze, jest alkoholikiem, a moja torba już od tygodnia może być przepita, wyrzucona dla jaj, albo oddana komuś, albo mógł do niej narzygać. Kto za to odpowie?
P - No ale to kurierzy wychodzą naprzeciw oczekiwaniom klienta i żeby nie musiał pan jechać do stacji...
N - Przede wszystkim kurier mógł chociażby zapukać do mnie, zanim zostawi gdzieś paczkę, bo tak się składa, że dwie osoby były chore w domu i nikt nawet nie zapukał, tylko oddał paczkę nieupoważnionej osobie. Po drugie, kurier ma obowiązek przyjechać do mnie trzy razy. Po trzecie co to za oczekiwania klienta, jeśli oddaje się paczki osobom nieznajomym, sąsiad może być alkoholikiem, może być złośliwy, może sobie tego nie życzyć... To jest wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom? Wolałbym podjechać do stacji i odebrać paczkę, przynajmniej wiedziałbym, że w kocu do mnie trafi.
P - No wie pan, my tu tak o panu myślimy, a pan z takimi tekstami wypala. Może pan przez nas następnym razem żadnej paczki nie dostać. - I rozłączyła się.

M. nie pamięta, czy słyszał, ze rozmowy są nagrywane, ale tak tej sprawy nie zostawi. Skarga już poszła. Choć pewnie nic to nie da...

kurierzy DHL

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 501 (535)

#19409

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rozwalił mnie na łopatki klient, który zadzwonił z wielkimi pretensjami, bo zablokowaliśmy mu numery telefonów (poł. wychodzące) za 3 niezapłacone faktury.

Pana oburzyło jednak najbardziej to, że zablokowaliśmy mu także KARTĘ DO BANKOMATU!!! Bo mu wciągnęło do bankomatu w tym samym momencie, kiedy blokada na telefony została nałożona, więc to na pewno my.

Zażądał odbioru karty w salonie...

BOK Biznes Orange

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 567 (597)
zarchiwizowany

#19410

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czy Piekielna historia? Dla mnie nie, dla koleżanki pewnie tak. Wczoraj wezwała mnie kierowniczka, prosząc, żebym zadzwoniła do klientki, która godzinę rozmawiała z koleżanką. Klientka z serii drących się, wymagających rozmowy z prezesem, itd. Chodziło o to, że zepsuła jej się bateria w telefonie, a o ile na telefon ma gwarancję 24 mce, to na baterię tylko 6. Umowy jeszcze nie da się przedłużyć, baterii nie chce sama kupować, mamy jej wysłać. Kierowniczka zawalona sprawami, poprosiła mnie, stwierdziła, że jak ja nie dam rady, to już sama zadzwoni, ale w zasadzie powie jej to samo. Dostałam możliwość przedłużenia klientce umowy z telefonem wyjątkowo na kilka mcy wcześniej (kilka - w okolicach 10 mcy...) jeśli zechce.
Koleżanka, która z panią rano rozmawiała, stwierdziła, że już by nie chciała z nią rozmawiać, z mocno bijącym sercem dzwonię więc, spodziewając się najgorszego...

Rozmowa z panią trwała jakieś 7 minut, klientka była zachwycona, ze wyjątkowo daliśmy jej szansę na nowy telefon tak wcześnie, doradziłam jej odpowiedni dla niej... Pogadałyśmy sobie o producentach, którzy dają krótsze gwarancje na akcesoria (tak, tak, to niesprawiedliwe), a na koniec pani zapytała, czy nie zechciałabym zostać jej synową. Stwierdziłam, że bardzo mi miło, ale to musiała by się pospieszyć, bo półtora miesiąca mi wolności zostało :P "No to nie będę tego robić pani chłopakowi, szczęściarzowi jednemu" usłyszałam. Poprosiłam, zeby pozdrowiła syna i w świetnych humorach obie skończyłyśmy rozmowę.

Jak widać, czasem nawet piekło można zmienić w niebo ;)

BOK Biznes Orange

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (57)
zarchiwizowany

#19408

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rozmowa z klientem. Starszy pan miał pretensje, bo zmieniliśmy mu hasło do komputera (!). Ja nie rozumiejąc, proszę o wyjaśnienie. Okazało się, że był w salonie i pani mu zmieniła hasło, mówiąc że to będzie hasło do komputera. W końcu doszłam do tego że prawdopodobnie pracownica w salonie klientowi ustaliła kod abonencki, czyli weryfikacyjny kod, który trzeba podać dzwoniąc do nas i przy stronie internetowej orange.pl. A nie jako hasło do komputera. Pan stwierdził, że ta pani wyraźnie mówiła że chodzi o hasło do komputera, on teraz nie może wejść do komputera a musi z córką przez Skype porozmawiać. Na nic zdały się tłumaczenia, że nie mamy takiej mocy, żeby mu zmienić hasło i żeby wpisywał stare. Stwierdził, że stare już zapomniał...

BOK Biznes Orange

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (157)

#19075

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W kiosku w galerii, do której często chodzę ze względu na znajdujący się tam supermarket, wprowadzili dziwny zwyczaj. Za wszystko oprócz biletów można płacić kartą. Za bilety można zapłacić tylko gotówką, co jest uciążliwe, bo trzeba robić dwie transakcje, dwa nabijania, wydłuża się czas stania w kolejce... Najczęściej nie mam przy sobie większych pieniędzy, tylko kilka złotych, więc jak już idę kupić pisma - Burdę, Bluszcz, to i bilety. Zazwyczaj kupuję po 10 sztuk, żeby mieć na zapas i nie szukać w razie czego kiosku, czy żeby móc komfortowo się przesiąść. Kiedy się to wydarzyło, nie wiedziałam o tym rozdzieleniu płatności.

[J] Poproszę Burdę, Bluszcz i 10 biletów ulgowych.
[p] 35 zł poproszę.
[j] (podając kartę) Proszę bardzo.
[p] Za bilety nie można kartą.
[j] W takim razie będę musiała zrezygnować z biletów.
[p] Ale ja już nabiłam!
[j] Ale nie poinformowała mnie pani o tym, że za bilety nie można płacić kartą. Można by wywiesić taką informację gdzieś, żeby jej nie musieć powtarzać co chwilę, ale skąd mam o tym wiedzieć przed zakupem?
[p] Bilety są nabite, poproszę o 35 zł gotówką.
[j] Nie mam takich pieniędzy w gotówce przy sobie, mam 5 zł, dlatego płacę kartą, to chyba oczywiste?
[p] Musi pani zapłacić!!!
[j] Proszę wykasować bilety, będzie po problemie.
W tym czasie kolejka zaczęła się denerwować, bo dyskusja głupia, wykasowanie biletów zajęłoby z 5 sekund...
[p] Niczego nie będę wykasowywać, a ty gówniaro masz zapłacić 35 zł!!!
[j] Jeśli pani tak się zachowuje, to ja dziękuję za zakup, rezygnuję. Miłego dnia.

Wyszłam. W kiosku dwie ulice dalej kupiłam wszystko płacąc kartą. Z tego co wiem, kiosk w galerii przędzie coraz gorzej.

kiosk

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 488 (536)

#19074

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wielki czwartek, pracujemy. Krótka przerwa, jemy kanapki i koleżanka opowiada jak zadzwoniła do niej pani.
[P] Poproszę z dyrektorem.
[K] A może najpierw ja spróbuję pomóc?
[P] Nie, ja już się z wami nagadałam, teraz chcę z dyrektorem.
[K] No dobrze, ale z jakim?
[P] No głównym!
[K] Rozumiem, problem w tym, że Prezes France Telecom, czyli właśnie najwyższy dyrektor jest w tym momencie już niedostępny, ze względu na święta.
[P] Ale jakiego France? Ja chcę z polskim dyrektorem!
[K]Mówiła pani, że z głównym, toteż poinformowałam panią o głównym.
[P] No to chcę z polskim.
[K] A z dyrektorem jakiego działu?
[P] Jakiego działu?
[K] (wymienia) działu Sprzedaży, Klienta Biznesowego, Indywidualnego, Marketingu... (i jeszcze kilku)
[P] Pani, ja się nie znam, ja chcę powiedzieć, że mi poczta za długo rachunki donosi!

I dlatego, że poczta w pani okolicy działała gorzej, pani chciała rozmawiać z dyrektorem. W dodatku źle zadzwoniła, bo dzwoniła do Orange Biznes, mając TP stacjonarny.

BOK ORANGE BIZNES

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 374 (462)
zarchiwizowany

#19078

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja siostra cioteczna kiedy była mała (lata 90-te), miała etap bycia "psem". Łaziła na czworakach, szczekała, gryzła ludzi po stopach (!), "prosiła" jak piesek o coś słodkiego... Któregoś dnia, w sklepie, stała z ciocią w kolejce do kasy i zauważyła piękne, kolorowe opakowanie, na którym był narysowany pies. W środku były jakieś kolorowe chrupki dla psów, czy coś takiego. I Iga zapragnęła mieć to z całej duszy dla siebie. Przy czym trzy- czy czterolatka nie za bardzo wiedziała, co to jest, ale wyglądało jak chrupki... Wzięła z półki i pociągnęła ciocię za spódnicę:

[I] Mamo, kup mi to!
[C] Iguś, ale po co ci to?
[I] Mamo, mamo, kup mi, kup, ja to tak lubię...
[C] Iga, ale to dla pieska jest.
[I] Ale ja to tak lubię, ja jestem pieskiem, kup mi...
[C] Iguniu, ale tego ludzie nie jedzą, tylko pieski,a my nie mamy pieska...
[I] Mamo, mamusiu, kup mi, ja cię będę tak kochać, ja to tak lubię jeść... to moje ulubione...
Ciocia stwierdziła, że z tłumionego śmiechu miała już łzy w oczach, bo Iga takim błagalnym, cienkim głosikiem prosiła, zeby jej to kupić, bo ona to lubi, i tuliła tę paczkę do siebie...
Tu jednak włączyła się pani z kolejki i druga pani... [p1] i[p2]
[P1] No tak to dzisiaj jest, matka kari dziecko psimi chrupkami, zeby zaoszczędzić...
[P2] Pani wie, dziecko mówi, ze jest psem,, ciekawe czy w ogóle coś je, to trzeba gdzieś zgłosić...
[C] Nie, ona ma taki etap, że udaje pieska, wszystko co z psem to by kupowała i wszystko co z psem to ona kocha i uwielbia, dlatego tak mówi - zaczęła tłumaczyć ciocia.
[P1] Tak, tak, tak to bywa w dzisiejszym swiecie, zaoszczędzić się da na dzieciach... a sama pewnie po nowe torebki i ciuchy chodzi.

Tu ciotka się wściekła i powiedziała, co myśli o ich zachowaniu. Wtedy rzeczywiście nie bardzo im sie powodziło, mieszkali we 4 w jednym pokoju, ale dzieci zawsze były czyste, najedzone i zadbane, choćby kosztem właśnie cioci. Kobiety umilkły. A ciocia wzięła Igę za ręke i powiedziała:

[C] Chodź Iguniu, tu zakupy robią tylko niegrzeczne panie, my pójdziemy do sklepu dla grzecznych i miłych ludzi.
I wyszła

Sklep około 1993 roku

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (180)

#18516

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracałam wczoraj o 21 trolejbusem. Gwoli nakreślenia sytuacji: w Lublinie w kilku trolejbusach zainstalowano automaty do sprzedaży biletów. Ludzie natomiast są przyzwyczajeni, że o późnej godzinie, czy gdy nie ma kiosku na przystanku, od razu wchodzą pierwszymi drzwiami i kupują bilety u kierowcy.

Jak pisałam - godzina 21, nie ma kiosku przy przystanku. Ja bilet akurat miałam, ale wsiadła przede mną starsza pani. Nawet pomagałam jej wsiąść, bo ledwie szła. I takim łamiącym się głosem zwróciła się do kierowcy:
[B] Byłby pan łaskaw bilet ulgowy sprzedać?
Reakcji kierowcy chyba nikt się nie spodziewał. Ja podskoczyłam, kilka osób też drgnęło.
[K] Noż kur*a, ile razy będę mówił, ze je*any automat jest w połowie pojazdu? Ślepa ku*wa jesteś? Wy*ierdalaj stąd w tej chwili!!!
I wrócił do kierowania pojazdem, czyli zaczął odjeżdżać z przystanku.
[J] Ja rozumiem, że powtarzać tyle razy jest to niewygodnie, ale odrobina zrozumienia i kultury by panu nie zaszkodziła.

Ludzie zaczęli na niego krzyczeć, jak traktuje ludzi, zwłaszcza starszych. Babci bilet kupiłam ja, podziękowała, usiadła na wolnym miejscu. Ja stałam obok.
Babcia pogrzebała w torbie, którą miała ze sobą, wyjęła czekoladę i podała mi, mówiąc, że chciałaby mi podziękować. Powiedziałam, że bardzo dziękuję, ale że nic wielkiego nie zrobiłam, więc nie trzeba i żeby sama zjadła czekoladę na zdrowie, ale wcisnęła mi ją i powiedziała, że mi na pewno na zdrowie wyjdzie.

MPK Lublin

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 564 (682)

#18363

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W piątek udałam się do przychodni do lekarza na kontrolę. Złapałam jakiegoś wirusa, a że w ciąży jestem to i lepiej sprawdzić po kilku dniach co tam ze mną.
Zadzwoniłam, żeby się zapisać:
[J] Dzień dobry, chciałabym się zapisać do doktor Ł. na kontrolę.
[P] Nie ma numerków na telefon, tylko osobiście dziś do doktor można było dostać, ale i tych już nie ma.
[J] Ale ja potrzebuję przyjść na kontrolę, doktor kazała dziś przyjść, jeśli mam zwolnienie i jestem chora jakim cudem mam przyjść po numerek o 6.30 rano?
[P] Dziś do doktor tylko osobiście numerki.
[J] Czy mogę ewentualnie przyjść i zapytać czy doktor mnie przyjmie poza kolejką?
[P] Jak pani chce.
[J] Dziękuję, do widzenia.
[P] Trzask odkładanej słuchawki.

Przyszłam. Pani doktor powiedziała, że oczywiście, ja jestem w ciąży, zagrożonej, ona musi mnie przyjąć. Prosiła tylko, żebym wyjęła kartę i weszła po pacjencie tym, co teraz ma wejść. Poszłam po rejestracji (całe 5 m od gabinetu)

[J] Pani doktor powiedziała, że mnie przyjmie, prosiła tylko o kartę.
[P] Adres?
[J] Lublin, ulica Piekielna 1/1.
[P] Paulina Piekielna?
[J] Tak.
[P] Zaraz do gabinetu zaniosę, proszę czekać.

Siadłam pod gabinetem, pacjent wszedł, wyszedł, wchodzę ja

[D] Ale ja jeszcze pani karty nie mam.

No to znów do rejestracji.
[P] Zaraz zaniosę. Czeka pod rejestracją.

I tak było przy kolejnym pacjencie i kolejnym. W końcu wkurzyłam się i zapytałam o nazwisko pani pielęgniarki, bo to chyba przesada i może powinnam porozmawiać z jej szefem.
W tym momencie pani pielęgniarka zerwała się i zaniosła kartę bezpośrednio do gabinetu. Myk polegał na tym, że pacjent, który wtedy był u pani doktor, był ostatnim jej pacjentem, bo musiała zwolnić gabinet dla kolejnego lekarza. Prawie dwie godziny siedzenia z gorączką w zimnej poczekalni na nic, a panie pielęgniarki miały gdzieś to, co powinny były zrobić.

Koniec końców ta druga pani doktor zgodziła się mnie przyjąć, ale że nie zna mnie, stwierdziła, że symuluję ciążę żeby się dostać do lekarza (taa, kartę ciąży z poradni gin-poł sama sobie wystawiłam i podbiłam, a USG zabrałam chyba sąsiadce), w zasadzie nic mi nie jest, gardło trochę zaczerwienione, a katar mam zwykły, a nie zatokowy, bo skąd ja się niby znam na tym, jak wygląda katar zatokowy, a na koniec zapisała mi antybiotyk.
Na nieśmiałą sugestię, że może jednak nie antybiotyk skoro jestem w ciąży a w zasadzie nic mi nie jest, powiedziała, że to ona jest tu lekarzem.

Jest niedziela, nie wykupiłam antybiotyku, tylko syrop na kaszel i tabletki na ból gardła, które mogę przyjmować i jest coraz lepiej. Jak przeczytałam na kilku stronach z opiniami o przychodni, ta pani doktor przepisuje antybiotyki każdemu, na wszystko.

Przychodnia w Lublinie

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 545 (627)