Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sihaja

Zamieszcza historie od: 12 marca 2011 - 18:56
Ostatnio: 21 czerwca 2014 - 15:09
  • Historii na głównej: 40 z 80
  • Punktów za historie: 29705
  • Komentarzy: 332
  • Punktów za komentarze: 1528
 

#23082

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wyrosłam ze wszystkich rzeczy jakie miałam. Kobiety w ciąży tak mają niestety. W przerwie między lekarzami znów wybrałam się do galerii, bo jest tam sklep, gdzie mają odzież ciążową (a także dziecięcą, więc chciałam też rzucić okiem na niemowlęce ciuszki, by załatwić dwie rzeczy za jednym razem jeśli się uda, siódmy miesiąc to już czas na powolne kompletowanie wyprawki).

Przechodzę między wieszakami ubrań ciążowych - z reguły spodni ze wstawką z dzianiny na brzuch i tunik z charakterystycznymi zakładkami na brzuszek oraz swetrów wielkości namiotów, gdy przepychają się jakieś dwie nastolatki z jakimiś ciuchami normalnej wielkości (czyli nie ciążowymi) w dłoniach, prawie wpychając mnie na sterczące wieszaki, po czym jedna się odwróciła, zlustrowała mnie od góry do dołu i głośno rzekła do psiapsiółki:
[D1]: Ja nie wiem po co takie wieloryby pchają się do normalnych sklepów dla normalnych ludzi.
[D2} Noooo - przytaknęła psiapsiółka i poszły dalej, nie zwracając uwagi na moje parsknięcie śmiechem.

galeria

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 664 (762)

#22530

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poszłam po skierowanie do lekarza rodzinnego.
Ponieważ czasami puchną mi palce, nie noszę obrączki i pierścionka, bo potem trudno mi je zdjąć, bolą palce, itp.
Usiadłam pod gabinetem, czekam na wejście do pani doktor. Akurat mały zaczął kopać, więc pogłaskałam się po coraz bardziej wydatnym brzuchu, żeby się uspokoił.
Od siedzącej obok babci usłyszałam:
-Jaki śliczny brzuszek!
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
Drzwi się uchyliły, wchodzę i usłyszałam jeszcze ten sam głos babci:
-Ale obrączki nie ma, czyli po prostu pier*lić się chciało...

Nie ma to jak wyciągnąć wniosek na podstawie obserwacji...

Wyszłam z gabinetu, patrzę, babcia siedzi nadal.
Nie mam jeszcze nowego dowodu osobistego, muszę nosić ze sobą odpis aktu małżeństwa, więc wyjęłam go, podstawiłam babci pod nos i powiedziałam:
-Owszem, chciało się pierd*lić, ale papierek na to mam.
I poszłam do rejestracji.
Oddalając się usłyszałam inny głos:
-Basiu, ty to chyba musisz przestać ludzi obrażać, ktoś cię wreszcie spali i z kim będę przychodzić do przychodni?

babcie w przychodni...

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 808 (858)
zarchiwizowany

#22533

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mav o "promocjach" przypomniała mi wydarzenie w tesco.
Robiłam zakupy w tesco (w naszym jest też tzw. bistro, gdzie można zjeść wszystko niemal w cenie 2.69 zł za kg - czyli nakłada się np. ziemniaczki/frytki, różne rodzaje mięs i warzyw/surówek, po czym jest to ważone i przeliczane właśnie jako 26.90 zł za kg.) Ponieważ nagle poczułam głód, stwierdziłam, że zobaczymy, jak to wygląda, skoro nie jest to typowa "garmażerka" hipermarketowa, a ilość klientów całkiem spora.
nałożyłam sobie jedzenie, czekam aż klient przede mną zapłaci.
[P]ani kasjerka kasuje go:
[P] No coś mi się te muffiny dziś nabijają... 17.60 zł poproszę.
Klient zapłacił, podchodzę ja
[P] No coś mi się te muffiny nabijają na kasę... 20.30 zł
[J] Zdarza się, proszę, dziękuję.
20 zł za posiłek w takim miejscu wydawało mi się ciut sporo, no ale może taka wygłodniała jestem, że aż tyle nałożyłam - waga wszak nie kłamie :D
Patrzę na rachunek, a tam za obiad 12.30, za napój 4 zł, wbity jest też muffin i donut (oba po 3.99 zł), przy czym skasowany jest tylko muffin, a donut zostawiony. Zjadłam, poszłam do kasy, pytam o to.
[P] A to trzeba do Obsługi klienta, ale na pewno nie miała pani żadnego ciastka?
[J] Nie przypominam sobie nic słodkiego, tyle tylko, że mówiła pani, że wbijają się muffiny i to jest anulowane, ale drugie ciastko też się widocznie nabiło...
[P] Do obsługi klienta, tam zwrócą.

Ok, zrobiłam resztę zakupów, zapłaciłam, poszłam do POK, a tak kolejeczka.
4 czy 5 klientów przede mną i każdy w sprawie bistro bo ma nabitego dodatkowego muffina albo donuta za 3.99... Był tam też pan, który stał w kolejce przede mną.
Pani z POK zwracała oczywiście każdemu 4 zł, tłumacząc to błędem systemu.
Nie mam ochoty sprawdzać, czy był to rzeczywiście błąd czy jest to taka praktyka, żeby doliczyć die rzeczy, odliczyć jedną, 4 zł do posiłku wartego 16 zł to 25% "czystego zysku" za nic. Ilu ludzi nie zauważyło, bo kupowało więcej dań np. dla rodziny?

tesco

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (222)
zarchiwizowany

#21862

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzień ślubu... Piękny, romantyczny, najszczęśliwszy dzień w życiu... A jednak zdarzają się rzeczy, które doprowadzają do białej gorączki lub co najmniej do stanu przedzawałowego...

Mój (już) mąż miał mnie odwieźć na makijaż i fryzurę, po drodze wstąpić chcieliśmy do kwiaciarni po odbiór moich kwiatów i kwiatów druhny, dekoracji samochodu i kwiatuszków do butonierki dla chłopaków.

Mój bukiet miał być z gipsówki, z dodatkiem pąków białej róży (lub róży ecru gdyby nie było białych), związany jasnosrebrną wstążką z satyny. Natomiast bukiet był z minimalną ilością gipsówki, róże były pomarańczowo-różowe i wielkie, a w dodatku stare, bo z pomiętymi, brązowymi końcówkami, wszystkie kwiatki oplecione były jakimiś srebrnymi wiórkami, a wstążka była CZARNA...

Ugięły się pode mną kolana. Bukiet druhny wyglądał o wiele lepiej niż mój, choć tam też wsadziły panie srebrne wiórki, mimo że mówiłam wyraźnie, że nie chcemy żadnych koralików, kryształków i ozdóbek... Kategorycznie zażądałam zmiany koloru wstążki i zażądałam wyjaśnień dlaczego jest tak a nie inaczej. Pani stwierdziła, że ona ma zapisane jasne róże, a te nie są ciemne... (Nieważne, że do dekoracji samochodu (i sali) zamawiałam białe i białe jakoś były - po co mi w bukiecie w takim razie pomarańczowo-różowe???)

No nic, 26 grudnia, odebraliśmy te, pani tylko zmieniła wstążkę na cielistą (też ni w pięć ni w dziewięć bo srebrna satynowa miała pasować do butów, paska sukienki i krawata pana młodego...), zapłaciliśmy, wróciłam do domu, napisałam do pani właścicielki SMS, że z nerwów nie jestem w stanie dzwonić, ale to, to i to jest nie tak i będę to reklamować. Odpisała, że jej przykro, ale bukiet był robiony ściśle wg. moich wskazówek... W dodatku narzeczony musiał jechać raz jeszcze bo pani zapomniała dać nam butonierek, a policzyła za nie...

Jeszcze lepsza niespodzianka czekała nas na sali...
Tort zamawiałam zimowy, obłożony masą marcepanową, dekorowany śnieżynkami, srebrnymi kuleczkami i jadalnym brokatem... Natomiast to co wjechało... to był zwykły tort śmietanowy obsypany wiórkami z opłatka, na górze tkwiły trzy róże, w boki powtykane były gałązki gipsówki... Byłam w szoku, myślałąm, ze pomylili torty...


Okazało się, że masa marcepanowa im się rozpuściła... w lodówce... i zawołali znajomego cukiernika i naprawił im to tak jak tylko się dało. Cukiernia pokazała nam zdjecia dostarczonego tortu, był piękny i cholernie drogi, mniej więcej dwa razy tyle, co tort bez masy marcepanowej... Pani, która robiła tort, powiedziała, ze nie wie co mogli zrobić, zeby ta masa się rozpuściła (ja się nie znam), ale kobieta miała łzy w oczach bo napracowała się bardzo dużo, a nic z tego nie było...

Niby nic powiecie. Nikt z gości w zasadzie nie wiedział o tych wpadkach, oprócz rodziców. Tylko my, ale to jest taki jeden dzień, kiedy chciałoby się mieć tak, jak się omawia i za co się płaci, bo nikt przecież nam łaski nie robi, że zrobi wg. zamówienia...
Co do finału:
w kwiaciarni pani oddała nam 50 zł (ze 150), powiedziała, że srebrne wiórki były jej pomysłem i własną inwencją (no helloł - dobrze, ze dało się to wyplątać...), a wstążka była ciemnoszara, tylko namoknięta w wodzie wyglądała na czarną... a róże ona ma zapisane jasne i zdania nie zmieni, były jasne, świeże i poobijały się dopiero w moich rękach (w ciągu tych 5 sek. kiedy dostałam kwiaty do ręki chyba...)

Cukiernia nie wzięła odpowiedzialności na siebie za tort (dostarczyli prawidłowy przecież), lokal stwierdził, że to z tortem musiało być coś nie tak, u nich wszystko gra. Nie obniżyli nam kwoty do zapłacenia, choć mieliśmy też inne zastrzeżenia (m.in. zginęły dwa wina - żeby było śmieszniej moje bezalkoholowe, zniszczyli nasze dekoracje, kupione przez nas "bo wyraźnie nie powiedzieliśmy, ze chcemy je do zwrotu, więc wyrzucili dużą część). Zaproponowali, że jak zrobimy u nich chrzciny, to dadzą nam taki tort w prezencie.
Zapomnieli chyba, że chrzciny nie są obligatoryjne, może nie każdy zaprasza 50 osób na chrzciny, nie każdego na nie stać i taki tort to chcieliśmy mieć tego dnia, gdy był z nami fotograf, a nie kiedyś, na "być może chrzcinach"...

Ślub i wesele

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (317)

#21374

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kiedy jestem na zwolnieniu związanym z ciążą (zagrożona niestety) mało w moim życiu dzieje się piekielnego, ale czasem coś jednak się pojawi :)
Wczoraj, pomiędzy jedną a drugą wizytą u lekarza nawiedziłam pobliskie centrum handlowe, żeby zjeść obiad i być może skorzystać z pojawiających się właśnie promocji na ubrania (bo co tu ukrywać - powoli wyrastam ze wszystkiego :D).

Weszłam do jednego sklepu, zauważyłam sweterko-tunikę, którą można założyć do samych rajstop, albo jeansów, więc dość uniwersalną, podobała mi się, wzięłam, przymierzyłam, cena była bardzo przystępna, więc zaczęłam toczyć się w stronę kasy, trzymając tunikę wiszącą na wieszaku w dłoni. W połowie drogi zaczepiła mnie pani, około czterdziestki i zapytała:

P - Gdzie takie ładne pani znalazła?
J - Na następnym wieszaku, są jeszcze w czerwonym kolorze.
P - Nie, nie, ja chcę tę!
Po czym... wyrwała mi ubranie z ręki i pobiegła do kasy.

Nie wiem na co liczyła, przecież przy kasie się spotkałyśmy, nie mogła wybiec nie płacąc, a ja sobie przeszłam do wieszaka (jakieś 7 metrów) i wzięłam taką samą, w tym samym rozmiarze, być może nawet nie mierzoną, nie porozciąganą przez innych :P
Podeszłam do kasy, stanęłam tuż za tą kobietą, ona płaci i rozmawia z kasjerką:

P - Ale wie pani, czy ona będzie dobra na mnie?
K - Trudno ocenić przez kurtkę, nie mierzyła pani?
P - Nie, bo wie pani, tak szybko chciałam, a da się ją zwrócić lub wymienić?
K - Zgodnie z regulaminem sklepu niestety nie, tylko nieprzecenione towary w ciągu 7 dni można wymienić lub w ciągu trzech dni zwrócić.
P - To ja chyba jednak zrezygnuję.

Tu nie wytrzymałam:

J - Może jakby nie wyrywała pani komuś ubrań z ręki, tylko wzięła jak człowiek z wieszaka i przymierzyła, to nie miałaby pani takiego problemu...
P - Ja nikomu nic nie wyrywałam, czego pani ode mnie chce?
J - Życzyć pani wesołych świąt! - uśmiechnęłam się.

Pani nie wytrzymała, zostawiła ubranie przy kasie i wyszła szybko ze sklepu. Niesamowite :D

sklepy

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 777 (853)
zarchiwizowany

#21383

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
26 grudnia się pobieramy. W związku z tym przygotowaliśmy niewielkie wesele (na ok. 45 osób+dzieci). Poprosiliśmy o potwierdzenie przyjścia do 30 listopada, lub na początku grudnia, zebyśmy w razie odmowy gości mogli doprosić przyjaciół. Ze względu na to, że nie reprezentujemy grupy "zastaw się a postaw się" i nie chcemy w nowe życie wchodzić z długami na 10 lat z powodu wesela, postawiliśmy tylko na najbliższą rodzinę + właśnie kilkoro przyjaciół "w rezerwie".

Wczoraj mieliśmy wyznaczoną datę poinformowania lokalu o tym, ile osób będzie. Wszystko zliczone, kwestia podania liczby gości. Rano dzwoni mój narzeczony, że jednak dzwoniła jego ciocia, ze nie będzie jej dwóch córek, jednej z mężem i dzieckiem, drugiej z chłopakiem. Bo mąż jednej pracuje, a druga ma wyjazd.

Pomijam fakt tłumaczenia się kobiety za swoje dorosłe bądź co bądź córki, ale mogły one choć zadzwonić, ze przykro im, ale ich nie będzie. Nie, po co, przecież to normalne, że się nie poinformuje i nie przyjdzie w 5 osób, nie?

Od mojej siostry usłyszałam, że wybraliśmy debilną datę, bo nikt nie chce z nią przyjść tego dnia, sukienka jest głupia i dlaczego w pół łydki a nie długa - jak jej wytłumaczyć koncepcję lat 50-tych, a w ogóle to ona CHYBA przyjdzie na sam slub, ale jeszcze nie wie.

Od mojej bratanicy (14 lat) usłyszałam, że data jest wyjątkowo głupia, bo ona nie znajdzie fryzjera.

Od mojego bratanka dziś na facebooku dostałam wiadomość (chłopak 19 lat):
on: no sory miałem napisać wcześniej, ale bede sam na weselu.
ja: hmm, no szkoda że nie dałeś znać chwilę wcześniej, bo już musieliśmy podać liczbę gości do restauracji, w końcu pobieramy się za 4 dni w tym Święta...
on: no to trudno, ja bede sam, pa

Wkurza mnie niemożebnie taka niefrasobliwość ludzi i takie komentarze. Nikt im nie każe przychodzić, ale mogliby o tym zawiadomić choćby SMSem osobiście, a nie okazywać totalny zlew i brak szacunku... A komentarz 14-tolatki o fryzjerze jest już moim zdaniem conajmniej niestosowny.
Powiadomienie o tym z kim się przychodzi - dobrze wiedzieli, że ze wgzlędów finansowych robimy małe wesele i każda osoba się lizy. Teraz nie zaprosimy nikogo, bo już nie wypada. Jestem zła.

Aha, żeby nie było, ze data jest zła, gości zapraszaliśmy już na początku września, żeby mogli zaplanować sobie ten dzień, albo dać znać, że nie będą mogli być wtedy z nami.

rodzinka...

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (323)
zarchiwizowany

#21376

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kupiłam buty na ślub przez sklep internetowy. Jednak nie zgadzała się wielkość, odesłałam do wymiany. Na drugi dzień dostałam informację, ze wymiana nie może być dokonana, bo pudełko dotarło zniszczone doszczętnie (prawdopodobnie poczta nie zapakowała paczki o co poprosiłam i za co zapłaciłam, tylko okleiła pudełko na buty taśmą, ale to już inna rzecz) poza tym chcę dokonać wymiany na inny model butów (no fakt, tylko dlatego, ze mniejszego rozmiaru nie było w tym modelu, który kupiłam wcześniej, ale nie było w regulaminie słowa o tym, że nie można na inny model wymieniać, a poza tym najpierw trzeba było wypełnić formularz wymiany, który został zaakceptowany, a dopiero potem wysłać buty).

Poprosiłam o punkt regulaminu, który mówi, ze nie można wymienić butów na inny model. W drugim mailu dostałam informację, że można, ale że w tym przypadku to jest nieistotne bo pudełko jest zniszczone. Poprosiłam o wyjaśnienie jasno i wyraźnie czy można, czy nie można wymieniać butów na inny model. Jeśli nie można - to poproszę o konkretny punkt w regulaminie, a jeśli można to dlaczego pracownik w mailu wprowadził mnie w błąd?
Pan napisał, że on nie ma nic więcej do dodania w tej sprawie i od tygodnia milczy.

Jak dla mnie sklep mataczy, kręci, obsługa jest fatalna, wprowadza w błąd byle na swoją korzyść wytłumaczyć fakty... Nikomu nie polecam. Mi na tydzień przed ślubem robili problemy z wysyłką nowo zakupionych butów, bo rzekomo przelew nie dotarł (te same banki, wysłane potwierdzenie przelewu mailem). Nie warto tracić nerwów...

sklepy_internetowe Fleq.pl

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (59)
zarchiwizowany

#20088

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Stoimy w kolejce w hipermarkecie, ja i mój narzeczony [M], pani [K]asjerka kasuje nasze produkty. Skasowała, przesunęła [P]anu stojącemu za nami piwo.
[P] Co pani moje piwo rusza?!?
[K] Przepraszam, przesuwam, bo zdarza się, że przewróci się z końca taśmy na czytnik kodów i jak się niefortunnie obróci, może je odczytać i doliczyć klientowi przed panem.
[P] A to ja bym tak chciał, to ja tak poproszę! (żadnego takiego uśmiechu, na zasadzie że to żart, wszystko na poważnie...) Mi by to odpowiadało.
[M] (zaśmiał się) Ale nam niekoniecznie!

W tym czasie pani coś źle wbiło się na kasie i zadzwoniła po kierownika, żeby jej to skasował, poprosiła nas grzecznie o chwileczkę, nie ma problemu, poczekamy, stoimy dalej. Pan zaczął się wyraźnie rozkręcać, mówiąc wcale nie przyciszonym głosem.
[P] Kupują se je*ani samochodziarze samochody za 60 czy 80 tysięcy i narzekają, że paliwo w Anglii drogie. To niech mi zapłacą za piwo moje, a co! I mi paliwo by kupili, jakiś gaz lepszy, albo do knajpy zaprosili na rachunek za 120 zł! Nie mogliby? Co, nie stać ich? Je*ani... Mnie na zakupy nie stać, a ich stać na takie samochody, to mogliby kupić!
Nawet nie zwracaliśmy na to uwagi, popatrzyliśmy tylko z kasjerką na siebie i ignorowaliśmy, bo co odpowiedzieć na takie coś?

Tu pani kasjerka przeprosiła, ze czekanie na kierownika się wydłuża i jeszcze poprosiła nas o chwileczkę. Płaciłam część kwoty bonem sodexo, więc pan skupił się i na tym.
[P] Bonami pier*olonymi płacić będą, nie mają pieniędzy, to bonami płacą.
[M] A jakby panu część pensji tak wypłacali, to co, zbierałby pan w skarpecie? Przecież gdzieś to trzeba wydać, w banku na euro nie wymienią...
[P] Jak pieniędzy nie ma, to do Niemiec wypie*rzać do roboty, drogi im budować, a nie tu płacić takim gównem...

Na szczęście w tej chwili przyszła kierowniczka i wykasowała błąd z rachunku, tak że mogła nam pani wydać resztę.
[M] Często ma pani takie atrakcje?
[K] Nie, ja to drugi dzień tu jestem...
[M] No to spokojnej zmiany i do widzenia.

Ja pierdzielę, że się tak ludziom w kolejkach chce. Po co?

Hipermarket

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (245)

#19766

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnej kwiaciarce... choć może bardziej chciwej, niż piekielnej. A może i to i to jednocześnie...
Wychodzę za mąż 26 grudnia i potrzebuję bukietu, przypinki dla przyszłego męża i analogicznie bukietu dla druhny i przypinki dla drużby. Ponieważ zdecydowałam się na gipsówkę, chciałam bukiet tylko z gipsówki, ew. dodatkiem 5 eustom. Druhna miała mieć malutki bukiecik z goździków.
Do tego poprosiłam o ozdobienie samochodu - kwiaty na mrozie odpadają, więc postawiłyśmy na małe wianuszki na klamki samochodu i 3 wianuszki analogiczne na maskę.

Pani stwierdziła, że bukiety robi od 80 zł ślubne, przypinki to mały koszt ok. 10 zł/sztuka, a wianuszki to ok. 15-20 zł w zależności od wielkości. Atutem było to, że powiedziała, że zrobi bukiety 26 grudnia i nawet sama przyjedzie z nimi, mimo że stwierdziłam, że chłopaki rano podskoczą, to tylko kilka przystanków od domu. Nie, ona woli przywieźć. No ok, powiedziałam, że się zastanowię, porozumiem z narzeczonym i umówiłyśmy się za tydzień na spotkanie decydujące.

W domu mniej więcej wyliczyłam ile budżetu pójdzie na kwiaty (gipsówka ułożona w wiąchę to nie jest ani coś trudnego do zrobienia, ani czasochłonnego, ani drogiego, nawet wliczając w to eustomy - osadzone na tzw. mikrofonie wystarczyłaby 1 gałązka z kilkoma kwiatuszkami, bo potrzeba tylko ok 5 cm łodyżki do tego. Goździki też nie są egzotycznymi kwiatkami, a wianuszki z gipsówki robię czasem sama do ozdoby, ale w tym przypadku już chciałam mieć tego dnia spokój z robieniem czegokolwiek poza tym, co konieczne). Wyszło mi - 80 zł za bukiet mój, 10 zł za przypinkę młodego i drużby, 50 zł za bukiecik druhny, 140 zł za dekorację samochodu. Po podliczeniu kosztów stwierdziliśmy, że stać nas na to, żeby zamówić jeszcze kwiaty na podziękowania dla rodziców, nie jakieś kosze z różami, ale bukiety po ok. 50-60 zł. Wychodziło ok. 400 zł.

W dniu spotkania pani mnie rozwaliła totalnie. Za mój bukiet policzyła 150 zł (gałązki gipsówki owinięte na dole srebrną wstążką), za przypinkę Młodego 50 zł (!), bukiet , druhny 80 zł, przypinka drużby 50 zł, kwiaty dla rodziców po 100 zł za bukiet i ozdoba samochodu 230 zł. Ponad 700 zł to było za dużo dla naszego budżetu (nie robimy weselicha, tylko niewielkie przyjęcie i to by było niemal 10% całego budżetu...). Powiedziałam, że rozmawiałyśmy o innych cenach, ja takich pieniędzy na kwiaty nie mogę wydać i nie zgadzam się, żeby przypinka młodego, którą miała być malutka gałązka gipsówki kosztowała 50 zł, jeśli materiał kosztowałby 50 groszy... O dziwo pani jak mówiła, że zrobiłaby bukiety na stoły, to bukiet z gipsówki i eustomy kosztowałby 60 zł, a wielkością byłby o wiele większy niż mój mały bukiecik do ślubu...

Kwiaciarka stwierdziła, ze gardzę jej talentem, ze nikt inny nie zrobi mi bukietu w Święta, że jestem głupia i nienormalna odrzucając taką ofertę - atrakcyjną cenowo w dodatku.

Kwiaty zrobię sobie sama - jeśli nie dam rady, to poproszę ciocię narzeczonego, która kiedyś miała kwiaciarnię. Ale robię biżuterię, szyję ubrania i dodatki, ozdoby do domu, kartki i tak dalej... to co, bukietu nie zrobię? ;)
Strasznie jest mi przykro, jak ludzie chcą tak przycwaniakować i wyszarpnąć kasę z portfela, bo to taka jedyna okazja. Czasem się jednak mogą przeliczyć.

Kwiaciarnia w Stokrotce Lublinie

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 460 (614)

#19728

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poszłam na badania krwi. Rano, na czczo, z mdłościami, na lekko miękkich z osłabienia i głodu nogach. W oddziale LuxMed, do którego zwykle chodzę, kobiety w ciąży wchodzą poza kolejnością, bo one często mdleją. Ale dziś poszłam do innego, a tu takiej karteczki nie było.

Chciałam więc zapytać w punkcie pobrań o to, ale zanim zapukałam do drzwi, kolejka babć i dziadków (autentyk, aż się zdziwiłam, bo w kolejce siedziała tylko jedna młoda dziewczyna i jedno małżeństwo z 9-mies bąblem, a tak sami starsi ludzie) napadła na mnie, wrzeszcząc, ze jest kolejka. Odpowiedziałam, ze wiem, ale że jestem w ciąży i na Królewskiej mamy wchodzić poza kolejką ze względu na omdlenia i chciałam zapytać czy tu jest tak samo. Znowu podniósł się wrzask, że oni tu siedzą, źle się czują i mają numerki. Odpuściłam, bo co się będę z dziadkami kłócić? Zwłaszcza, że jeden pan podniósł się z krzesełka i uniósł laskę do góry...
Siadając na krzesełku usłyszałam jeszcze, że z ruchaniem to nie chciało mi się czekać, to teraz w kolejce sobie poczekam.
Już nic nie powiedziałam, bo po co kłócić się z takimi argumentami na takim poziomie?

Czekałam chyba z godzinę, w końcu jak tylko weszłam do gabinetu, zemdlałam... tyle mojego badania. Jutro znów muszę jechać na morfologię, znów głodna z rana (a w ciąży strasznie kręci mi się w głowie i jest mi słabo z rana, zanim niczego nie zjem, choćby mandarynkę, czy sucharka), ale tym razem pojadę do znanego mi Laboratorium...

kolejka w LuxMedzie Lublinie

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 425 (577)