Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Strzyga

Zamieszcza historie od: 22 marca 2011 - 10:22
Ostatnio: 15 września 2017 - 14:17
O sobie:

Nie lubię ludzi.

  • Historii na głównej: 51 z 54
  • Punktów za historie: 41746
  • Komentarzy: 180
  • Punktów za komentarze: 1585
 

#30830

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w kinie.

Seans prawie wyprzedany. Niedługo po rozpoczęciu filmu, z dali wychodzi facet i zgłasza koleżance na bramce pretensję, że dźwięk z głośników na lewo od ekranu jest jakiś taki nie tego.
Koleżanka idzie do sali, staje pośrodku, słucha. Dźwięk jak żyleta, nie ma się do czego przyczepić.
Pomyślała, że facet przesadził, wróciła na bramkę.

Niedługo później facet znowu wyłazi i narzeka, że dźwięk w sali szwankuje. Koleżanka znów idzie za nim, łazi od podnóża do góry schodów i nasłuchuje, głupio jej jak cholera, bo ludzi rozprasza, ale do niczego się nie może przyczepić.
W końcu się poddaje i wraca na bramkę. Jeśli rzeczywiście coś nie tak, to więcej ludzi powinno to zgłosić i może to da jakieś wskazówki.

Za trzecim razem stoi na warcie i rozmawia z menadżerem, kiedy dźwiękowiec wychodzi po raz trzeci, z parą buchającą z uszu i z rzyci.

[Facet:] No zrobicie coś w końcu z tym pieprzonym dźwiękiem czy nie! Ile można jak przez watę słuchać!
[Menadżer:] Proszę pana, koleżanka z obsługi sprawdzała dwa razy i twierdzi, że z dźwiękiem w sali wszystko w porządku.
[F.:] Nie w porządku! Prawie nic z lewej nie słychać!
[Koleżanka - z gatunku tych pyskatych - nie wytrzymuje.]
[K.:] Proszę pana, jeśli dźwięk jest w porządku, to zostaje tylko jedna opcja... Coś nie tak z pana słuchem!
[F.:] No jasne że nie tak, zapomniałem mojego aparatu słuchowego! TO ZROBICIE COŚ Z TYM DŹWIĘKIEM CZY NIE?

Menadżer, rozsądny człowiek, w bardzo uprzejmych słowach wysłał klienta na drzewko. Po seansie facet coś tam jeszcze próbował uchapać, zniżki na następną wizytę albo zwrot za bilet, ale nie dostał. Powiedział, że już do nas nie wróci. Nie zatęsknimy, niestety.

Kino zagranica

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 808 (850)

#31173

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w kinie.

Stoję na kasie. Przychodzi para. Facet mówi, że zamówił bilety online, ale niechcący dwa razy mu się kliknęło i chyba zdublował zamówienie. Zdarza się, nie ma problemu.
Wołam menadżera, men przychodzi, robi zwrot, załatwione.

[Ja:] Coś jeszcze dla państwa?
[Facet:] Tak. Eee... Duży solony popcorn, duża cola zero, hot-dog, nachos z podwójnym serem...
Uzbierało się spore zamówienie. Wszystko stawiam przed państwem.
[J.:] Trzydzieści cztery pięćdziesiąt poproszę.
Facet stoi w milczeniu i patrzy na mnie wyczekująco. Nieswojo mi się robi, bo może coś przeoczyłam, coś jest nie tak? Ale nie, facet się dalej patrzy jakoś tak jakby chciał mi coś telepatycznie przekazać.
Menadżer, który się krzątał obok, podchodzi i obserwuje.
[J., głośniej:] Należy się trzydzieści cztery pięćdziesiąt, proszę pana.
[F.:] A bo ten... bo mnie tak zestresowało to podwójne bukowanie, że całą noc spać nie mogłem.
[J.:] Yyy... tak?
[F.:] Strasznie. Okropnie. Normalnie aż mam wory pod oczami. To co, przez waszą niekompetencję nic nie płacę, co?

Zaśmiałam się posłusznie, bo wydawało mi się, że klient żartuje, a że suchar, to jestem przyzwyczajona. Menadżer też porechotał słabo. Facet patrzy na mnie, patrzy na mena, zaczyna ładować fanty pod pachę, towarzyszka pakuje słodycze do torebki i zbierają się do odejścia.
Pierwszy z osłupienia wyrwał się men.

[M.:] Hola, proszę państwa, co to znaczy! Nie ma za darmo, proszę zapłacić należność!
[F.:] Ale jakim prawem! Ja się ZESTRESOWAŁEM!
[M., tracąc cierpliwość:] Ja też jestem wrażliwy. Trzydzieści cztery pięćdziesiąt poproszę.
Facet rzuca ładunek na ladę, kobieta wyszarpuje słodycze i też nimi ciska.
[F., obrażony:] To ja tylko małą colę wezmę.

Kiedy już sobie poszli i odzyskaliśmy ludzką mowę, menadżer wyznał mi, że dotąd myślał, że osiem lat zarządzania kinem uodporniło go na dziwienie się ludziom, ale dzisiejszy dzień zmienił wszystko.

Kino zagranica

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1098 (1126)

#29553

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam nie pisać, ale jednak napiszę, bo mnie szlag trafia, kiedy słyszę płacz dobiegający właśnie zza ściany.

Wynajmuję dom z trójką innych studentów: dwie dziewczyny i facet. Jedna z dziewczyn i facet są parą. Wspaniali, przyjaźni i inteligentni ludzie.
Druga współlokatorka, powiedzmy D2, jakoś w grudniu zeszłego roku poczuła, że bycie singielką jest be i w tydzień znalazła sobie Wielką Miłość 4ever. U siebie w grupie, nawiasem, a jest na trzecim roku - trochę jej zeszło, no nie? Wybranek dziwnie szybko pokłócił się z ojcem, u którego mieszkał i natychmiast zapadła jednoosobowa decyzja, że wprowadza się na łono D2, a konkretnie do jej pokoju. Miało być tymczasowo, tydzień-dwa, nim znajdzie sobie własny kąt.
Zeszło trochę dłużej.

Wybranek szybko się zorientował, że dom fajny, ludzie sympatyczni i nieczepialscy, to co się będzie przenosił gdzieś indziej, i jeszcze nie daj Boże płacił czynsz albo rachunki.
Gdzie tam.
Spędzał sobie całe dnie na gniciu na kanapie, oglądaniu telewizji i olewaniu studiów, a D2 skakała wokół niego jak arabska niewolnica i pilnowała, żeby mu jeszcze lepiej było. Majtaski mu prała, obiadki pod nos podsuwała, a jak Wybranek raczył jej pomóc w zakupach (czyli podwieźć pod supermarket i poczekać, aż wróci obładowana siatami), to była impreza na trzy dni. To był cały jego wkład w życie w naszym uroczym domeczku.
D2 o każdym orgazmie i świeżo wypranej skarpetce pisała na fejsie, żeby każdy zobaczył, jaka ta jej Miłość jest Wielka i 4ever.
No i hodowaliśmy - my, pozostała trójka - przez cztery miesiące taką weszkę, nie mówiąc złego słowa albo pytając, kiedy sobie pójdzie w cholerę. Nasz błąd, fakt, ale wiecie jak to jest: człowiek ma nadzieję, że bliźni się jednak okaże dobrą istotą.

Weszka pokazał co umie jakiś tydzień temu. Przyszedł rachunek za wodę. Zdecydowanie wyższy niż to, co zwykliśmy płacić, bo Weszka lubi sobie regularnie pomoczyć dupsko przez godzinkę czy dwie w kąpieli z dużą ilością wody i pachnącą pianką.
Dziewczyna 1, jako najlepsza przyjaciółka D2, poczekała aż ona i urocza parka będą sami w domu i delikatnie zapytała, czy Weszka mógłby dołożyć parę funtów, żeby rachunek na głowę trochę zmniejszyć.
I wtedy, jak to się obrazowo i literacko mówi, gów.o wpadło w wentylator. Weszka dostał ataku szału: jakim prawem MY WSZYSCY żądamy od niego pieniędzy? Co to za chamstwo oczekiwać, że ON będzie płacił NASZE rachunki? Że my jesteśmy TOTALNIE POPIEPRZENI i UPADLIŚMY NA PUSTE ŁBY, a tak w ogóle to ZERO KULTURY! I tak dalej, i tak dalej.
D1 miała łzy w oczach, kiedy mi opowiadała o tej scenie. Należy tu podkreślić, że ona jest z natury wrażliwa i naprawdę chce, żeby wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni, a jej jedyną intencją było ulżyć nieco kieszeni ludziom, którzy, do jasnej cholery w końcu, uczciwie płacą za wynajem. Gdyby ten męski cipciuś spokojnie wyjaśnił, że go nie stać, nie byłoby problemu.

Weszka jednak miał problem i generalnie z pół godziny miotał się po całym domu i pokazywał swoje niezadowolenie, a za nim truchtała jego niunia i gorliwie potakiwała.
W końcu Weszka wziął pod pachę D2, z hukiem wypadł z domu i przepadł na tydzień. Dzisiaj, kiedy siedziałam sama w domu, usłyszałam zgrzyt klucza w zamku i "szur-szur" po schodach. To Weszka i jego wybranka wynosili rzeczy z ich gniazdka miłości. Ewakuowali się więc ostatecznie, a D1 siedzi w pokoju i autentycznie płacze, że była taka grubiańska i nieczuła, bo zmusiła Weszkę do wyprowadzki z tego nieprzyjaznego i niekulturalnego domu.

Zostało po Weszce tylko wgniecenie w kształcie jego tyłka na kanapie. A może twarzy, sama nie wiem. Ale za każdym razem, kiedy to widzę, to wesoło mi się robi i śmiech mnie ogarnia.
Życie, cóż.

Życie

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 792 (856)

#30225

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w kinie.

Ku wielkiej rozpaczy załogi od ponad roku mamy w salach miejscówki. Pół biedy, kiedy seans nie jest oblegany - wtedy mało kto się czepia, że na jego miejscu siedzi ktoś inny. Gorzej, kiedy sala jest nabita i dopiero wtedy menadżerstwo wysyła kogoś z ekipki, żeby porozsadzał ludzi na właściwych fotelach. Nie ma po prostu fizycznej możliwości, żeby poprzesadzać niemal trzysta osób, nim seans się rozpocznie. Zresztą większość klientów i tak najwyżej ruszy się dwa siedzenia dalej, "bo co to za różnica, B11 czy J24".

Wczoraj supervisor wysłał mnie do naszej największej sali, żebym zrobiła porządek. Drugi dzień wyświetlania Avengersów, miejsca nabite w 3/4, to poszłam ot tylko pro forma, bez najmniejszej szansy na osiągnięcie sukcesu.

Byłam już w połowie schodów na górę sali, kiedy zauważyłam w najdalszym rzędzie kolegę z załogi, który miał dzień wolny i przyszedł na seans z dziewczyną. On dostrzegł mnie, pomachał wesoło. Odmachałam, wycelowałam w niego palec i zawołałam z udawaną surowością:
[J.:] Zaraz przyjdę i sprawdzę, czy siedzisz pan na swoim miejscu! Jak nie, to na kopach cię przesadzę!
[K., z przejęciem:] Jejku, nie, proszę pani, już się przesiadam!
Na sali zapadła dzwoniąca w uszach cisza i w tym momencie dotarło do mnie, że z perspektywy klientów nasz dialożek brzmiał co najmniej dziwnie.
Zanim zdążyłam pomyśleć, że chyba czas pożegnać się z pracą, wokół mnie zaszumiało, zakotłowało się i nagle każdy gość siedział gdzieś indziej, najprawdopodobniej na prawidłowym miejscu.

Kolega na górze pękał ze śmiechu, kiedy dyskretnie ewakuowałam się do wyjścia. Opuszczając salę usłyszałam, jak karku 2x2 siedzący opodal mamrocze trwożliwie: "Wystarczy ładnie poprosić, nie trzeba od razu używać siły".

Jak to się na tym portalu retorycznie wzdycha:
Można? Można.

Kino zagranica

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1403 (1445)

#28434

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w kinie.

Przychodzi babka z dzieckiem i chce milkshake′a.
[Tutaj małe wyjaśnionko: mamy gablotkę z lodami Ben&Jerry′s; są to amerykańskie lody, bardzo "treściwe" i naprawdę niezłe, a przy tym większość z nich to szalenie fikuśne kombinacje składników i smaków. Kiedy ostatnio jedliście lody o smaku syropu klonowego z orzechami pecan i karmelem?]

Babka stoi nad gablotą, patrzy, wzdycha, nie może się zdecydować na dwa smaki, na które ma się składać jej shake, bo to z tym nie bardzo, a tamto z owamtym jeszcze gorzej. Próbuje lodów w nieskończoność, w końcu decyduje się na bezpieczną i zwyczajną kombinację czysta truskawka-wanilia. Robię shake′a, babka odchodzi. Z koleżanką śmiejemy się, jaką misją jest czasem wybór smaków.
Chwilę potem widzimy, jak babka leci korytarzem jak torpeda, dopada lady, stawia przede mną kubek z takim rozmachem, że milkshake wychlapuje się i rozlewa smutno po powierzchni.

[B.:] JAK WY MOŻECIE SPRZEDAWAĆ TAKIE OHYDZTWO! PRZECIEŻ TEGO SIĘ WYPIĆ NIE DA!!! OBRZYDLISTWOOOOO!!!

Przestraszyłam się, nie powiem. Pytam, czy może mleko było nieświeże?

[B.:] NIE, DO DIABŁA! TRUSKAWKI I WANILIA SĄ BEZNADZIEJNYM POŁĄCZENIEM!!!

Koleżankę i mnie zatyka, babka się miota i wścieka, jak to sobie kubki smakowe zniszczyła takim paskudztwem. W końcu jakimś cudem koleżanka uspokaja kobietę i sprząta burdel, ja jej oferuję nowego shake′a na koszt firmy.
Jaką kombinację wybrała?
Sorbet ananas-mango i miętę z kawałkami czekolady.
Smakowało chyba, bo nie wróciła.

Kino zagranica

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 534 (658)

#27968

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam na studiach znajomą, Niemkę. Miła dziewczyna, ale durna jak mało kto.
Siedzimy raz nad kawą i rozmawiamy. Nagle znajomej coś przychodzi do głowy.

[Z.:] Hej, Strzyga, co to zaczy: "Mhvsrzsjsąś orqśd śkjfvlj?" (czy coś w tym stylu, w każdym razie seria hurgotów, chrząknięć i innych dziwnych dźwięków.)
[J.:] Pojęcia nie mam. Skąd to wzięłaś?
[Z.:] A bo polski tak śmiesznie brzmi. Myślałam, że wystarczy powiedzieć cokolwiek, i to zrozumiecie.

Od wylania jej na łeb mojej kawy powstrzymała mnie tylko bolesna świadomość, że dziewczyna mówiła to szczerze, a nie ze złośliwości. Niemniej nigdy nie byłam tak bliska chlapnięcia komuś w twarz wrzątkiem...

Życie zagranica

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 702 (866)

#27785

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Koleżanka pracuje jako rekruterka na lotnisku.
Dziś był dzień rozmów kwalifikacyjnych. Różni ludzie się trafili, ale ta artystka podobno przebiła wszystko.

Na dzień dobry pyta, czy może podładować telefon. Koleżanka trochę zdziwiona, no ale okej. Dziunia wyciągnęła z torebki ładowarkę i podłączyła komórkę.
Rozmowa kwalifikacyjna przebiega jak po grudzie, koleżanka szybko wyczuwa, że dziunia się nie nadaje do roli.
Grzecznie daje do zrozumienia, że koniec rozmowy, odezwiemy się, jak się odezwiemy.

I tutaj panna z oburzeniem:
[D.:] Ja stąd nie wyjdę, dopóki mi się telefon nie naładuje! Proszę ze mną rozmawiać dalej!
I za nic, ale to za nic nie chciała opuścić pokoju.
Koleżanka wypraszała ją prośbą, groźbą i szantażem. Dopiero wezwana ochrona wyprowadziła wierzgającą niedoszłą pracownicę, która histerycznie krzyczała, że jak ona teraz zrobi swoim blekbery apdejta na fejsa, że była na interwju!

Koleżanka wyrzuciła w ślad za dziunią jej sprzęcior i pomyślała, że mimo wszystko może niekoniecznie potrzebuje nowych ludzi do pracy.

Życie zagranica

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 840 (880)

#27779

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w kinie.

Przychodzi koleś i chce bilet na film dozwolony od lat osiemnastu. Z twarzy wygląda na nieletniego, więc proszę o dowodzik. Nie ma. Nie ma dowodu, nie ma biletu.
Koleś się naburmuszył, poszedł sobie. Znam ten typ i czułam, jaki numer będzie chciał wykręcić.

Koleś zniknął gdzieś za filarem, po chwili znów ogonkuje. Przepuszcza ludzi i manewruje tak, by podejść do koleżanki na kasie... tuż obok mojej. Podchodzi, prosi o ten sam film. Cwaniurek pewnie myślał, że jak inna kasa, to inna rzeczywistość i inne zasady. Koleżanka zapytała o dowód, nie miał, posłała kolesia do diabła i zrugała go, że traci nasz czas, skoro już raz mu odmówiono. Chłopię autentycznie zdziwione, że koleżanka wiedziała, że ja mu odmówiłam sprzedaży.

Odchodzi, ale nagle zapala mu się lampka nad łebkiem, no zupełnie jak w komiksie. Koleżanka z niedowierzaniem do mnie:
- Chyba nie myślisz, że będzie aż tak głupi?
Ja:
- Oj, kobieto...

Koleś poszedł do automatów z biletami. Automat o dowód nie pyta, nie? Koleżanka spokojnie podreptała w jego stronę. Bilet się drukuje, cwaniurek zauważył koleżankę i wyszczerzył głupio ryjek.
[Koleś:] No i co mi teraz zrobisz?
[Koleżanka, radośnie:] Poczekam na ciebie, jak będziesz chciał zwrotu!
Po czym wróciła na kasę, podczas gdy typek poszedł do bramki.

Kolega na bramce przywitał ładnie klienta, sprawdził bilet, zapytał o dowód. Koleś zmarkotniał, co widziałyśmy z drugiego końca sali.
Kiedy menadżer oddawał mu pieniądze z mojej kasy, facetowi mózg się aż gotował z próby ogarnięcia, jak to możliwe, że jednak się nie udało.
Taka magia u nas działa.

Kino zagranica

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1048 (1120)

#27625

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w kinie.

Przychodzi czworo ludzi. Dwóch dorosłych panów wyraźnie niepełnosprawnych intelektualnie, plus pan i pani.
(Nb. opiekunowie wchodzą do kina za darmo, pod warunkiem, że mają ważną legitymację - carer card.)
Pani mówi, że zamówiła i zapłaciła za bilety online, teraz chce je odebrać. Wyjaśniam, że owszem, zamówiła bilety - dwóch dorosłych i dwoje opiekunów - i zabukowała konkretne miejsca, ale zapłaci dopiero przy odbiorze i po okazaniu legitymacji.

[Pani:] Ale z jakiej racji? Ja już zapłaciłam! Ja nic nie muszę ci pokazywać!
[Ja:] Chodzi o to, żeby ludzie przy zamawianiu online nie podawali się nieuczciwie za opiekunów i nie wchodzili za darmo. My musimy to zweryfikować osobiście.
[P.:] Sugerujesz, że jestem oszustką i miałabym skłamać?
[J.:] Nic podobnego! Po prostu takie są zasady i tego się muszę trzymać. Proszę okazać swoją legitymację.
[P.:] To jest skandal! Ty mnie oskarżasz o jakieś machlojki! Ja nie będę z tobą rozmawiać! Chcę rozmawiać z twoim przełożonym!

W tym czasie drugi pan opiekun wyglądał, jakby chciał stanąć po mojej stronie, ale był zajęty pilnowaniem swoich podopiecznych, żeby się nie rozbiegli po okolicy. Pani była zbyt zaabsorbowana bronieniem swojego dobrego imienia, by to zauważyć.

Przychodzi menadżer, potwierdza moje słowa. Pani fuka, tupie nogami i upiera się, że nic nie musi. W końcu menadżer traci cierpliwość.
[P.:] No przecież skoro podałam się za opiekunkę, to chyba oczywiste, że nią jestem! Nikt normalny by tak nie kłamał!
[M.:] Cieszę się, że ma pani taką wiarę w ludzką uczciwość, ale tutaj niestety jest inna planeta. Pokazuje pani legitymację, czy mam założyć, że jednak nie ma pani uprawnień opiekuna i anuluję rezerwację?

Pani naburmuszyła się i z wielką łaską rzuciła na blat dwie legitymacje. Wypełniłam papierki, zapłaciła za bilety i odeszła urażona, zostawiając mnie i menadżera w mroku wątpliwości w uczciwość ludzką.

Kino zagranica

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 616 (660)

#26871

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w kinie.

W poprzedniej historii opisałam moją supervisorkę Tracey. W dużym skrócie: gdyby tępota była przestępstwem, nad Tracey wisiałoby już kilkukrotne dożywocie.

Stoję na kasie. Podchodzi klientka i mówi, że zamówiła online i zapłaciła za kilka biletów na film. Niestety mąż się nie wyrobi i nie przyjdzie, córka-studentka zapomniała legitymacji, syn ma piętnaście lat, a ona omyłkowo zamówiła bilet dla dziecka, itd., itd., a tak w ogóle, to czy dałoby się zrobić upgrade na fotele klasy VIP.
Wszystko brzmiało potwornie skomplikowanie, ale w rzeczywistości było łatwe do zrobienia: po prostu kobiecie zwróciłoby się pieniądze za wszystkie bilety, a ja bym jej sprzedała od nowa, tym razem ze wszystkimi obniżkami i upgradem.
Proste?
Nie dla Tracey.

Do zrobienia zwrotu potrzebna jest autoryzacja kogoś wyższego w hierarchii - podwójny kod wstukiwany w kasę, zwykłym pracownikom niedostępny. Zawołałam T. i, mając bolesną świadomość tego, że wszelkie tłumaczenie można w przypadku tej dziewczyny o kant rzyci rozbić, chciałam ją poprosić tylko o wklepanie kodu. Niestety! Klientka była szybsza, i zaczęła od nowa usłużnie tłumaczyć, że zwrot, że jednak normalny zamiast studenckiego, że nie ma dziecka, jest nastolatek...

Tracey para buchnęła z uszu, kiedy jej mózg próbował nieporadnie ogarnąć dramat klientki. W połowie zdania przerwała kobiecie:
- Yyyy, to ja... eee... pójdę do biura zarządu po eee... specjalny druczek. - I pogalopowała w głąb korytarza, zostawiając mnie z oczami jak dwa funty. Bo widzicie, u nas żadnych druczków przy zwrocie nie potrzeba. Wystarczy jedna kartka z podpisem klienta i wydrukiem z kasy, a już jedną przygotowałam, kiedy czekałam na supervisorkę.

No nic. Mija minuta, dwie, pięć, dziesięć. Klientka po jednej stronie lady, ja po drugiej, stoimy jak kołki i czekamy. Tracey nie wraca. Na szczęście kobieta była wyrozumiała i załapała, że bez szefostwa nic jej nie pomogę. Usunęła się na boczek, ja obsłużyłam kilku klientów, Tracey nadal ani widu. W końcu wkurzyłam się potężnie i zadzwoniłam do biura.
Czego się dowiedziałam od dyżurującego menadżera? Że Tracey zaraz po powrocie do biura ubrała się bez słowa i poszła do domu. Kiedy men usłyszał, że klientka czeka od dwudziestu minut na zwrot, dostał szału. Przyleciał w trzy sekundy, przeprosił kobietę na kolanach i dołożył darmowy bilet w ramach przeprosin.

Czy Tracey poniosła konsekwencje?
Niiii. Następnego dnia men wezwał ją na dywanik, ale T. wykonała swój popisowy numer i z miejsca się popłakała.
Men przełożył dywanik, ale T. znów się taktycznie rozszlochała i szlochała tak długo, aż men się poddał i wpisał jej naganę do akt.
Jak tu nie kochać tej dziewczyny?

Kino zagranica

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 721 (759)